Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Musiał przyznać, że mimo całej niechęci jaką żywił do Soriente, mając ją za zadufaną panienkę z wyższych sfer, tego wieczoru wydała mu się całkiem zabawna i przyjemna. Kilka razu rozbawiła go swoją paniką, którą w gruncie rzeczy uważał za dobry znak, bo przecież okazując to zawstydzenie przyznawała się także do niezbyt grzecznych myśli, a na tym mu zależało. Przy tym była też całkiem urocza, na ten swój francuski sposób.
- Rozkazujesz mi w sypialni? Proszę, proszę.. - Zaśmiał się, gdy tak bezpośrednio kazała mu zaprzestać dalszego zawstydzania jej. Uznał więc, że jeszcze odrobinę może ją podrażnić i tym razem pozwolić sobie na więcej jednoznaczności, skoro sama się o nią tak prosiła. Aż ściskało go w środku na myśl, że wciąż utrzymywać to musi jako formę żartu, bo skłamałby mówiąc, że Soriente go nie pociągała. Była śliczna. Elegancka, pociągająca, niesamowicie kobieca... Nawet w tej nieco zbyt spojonej alkoholem formie, nie traciła powabu, a przynajmniej Tony tak uznawał patrząc na ramiączko, które opadło nieco niżej pogłębiając już i tak spory dekolt bluzki jaką miała na sobie. - Oczywiście, Laurisso - przyznał spoglądając na jej twarz, a potem usta, szyję i dekolt, jakby kawałek po kawałku delektował się widokiem jej osoby. - To tylko żarty, ale sama nadałaś im taki wydźwięk, więc... Jesteśmy równie winni - dokończył, a chwilę później zniknął, aby powrócić z wodą i tabletkami na poranny ból głowy, który na pewno dopadnie Soriente.
Gdy wszedł z powrotem do sypialni, Laurissa już leżała w półśnie na łóżku. Przez moment lustrował wzrokiem jej sylwetkę przyznając w myślach, że faktycznie była piękną kobietą i szkoda, że nie mógł lepiej przyjrzeć się koronkowej bieliźnie, którą dostrzegał między fragmentami spodni, które chyba chciała zdjąć, ale ostatecznie tylko rozpięła je nieznacznie zsuwając. Sam Tony podszedł do materaca, wcześniej odkładając na stolik nocny przyniesione przez siebie rzeczy i zdjął szpilki Laurissie, odkładając je ostrożnie na podłogę. Złapał też za koc, przewieszony przez ramę łóżka i okrył nią francuzkę.
- Bonne nuit - uśmiechnął się pod nosem, gdy dotarły do niego jej słowa, a gdy już miał zgasić nocną lampkę, dostrzegł na poduszce obok głowy Soriente jej zaręczynowy pierścionek. Pojęcia nie miał czemu go zdjęła, ani co nim kierowała, gdy po prostu zacisnął na nim palce i schował go do kieszeni. Jeszcze raz zerknął na dziewczynę, po czym wyłączył światło i wyszedł.
Mimo wszystko sam był wykończony, ale jeszcze jakiś czas potem jak wziął prysznic, leżał w pościeli i przyglądał się diamentowej błyskotce, którą zdobył. Zastanawiał się jak potężną tarczą mogła być i jak bardzo Rissa wierzyła w jego siłę, bo bezsprzecznie musiała niejednokrotnie chować się za znaczeniem tego pierścionka, które nie było już aktualne. Zasnął myśląc o niej i tym razem nie czując przy tym tylko gniewu.
- Bonjour, Laurissa. Avez-vous bien dormi? - Było wcześnie. On siedział z Viego na tarasie pijąc kawę i ciesząc się porannym słońcem. Nie spodziewał się, że Soriente szybko wstanie na nogi, a jednak pojawiła się niedługo po nim i wyglądała jakby wcale nie chciała zostać zauważona. - J'ai laissé du paracétamol sur ta table de chevet. - Tony postanowił więc kompletnie to zignorować i zachowywać jak jak gdyby nigdy nic, a przy okazji troszkę potorturować ją wyrzutami sumienia, bo przecież nie jedną rzecz wczoraj powiedziała mu po francusku, a on był tak miły, by nie zdradzać jej tego, że doskonale rozumie każde słowo.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Obudziła się z uczuciem pustyni w ustach i głowy w imadle, więc dzień rozpoczęła od przeciągłego jęknięcia. Poza tym była wygnieciona, spanie w ubraniach miało na nią tragiczny wpływ i w pierwszej chwili nie wiedziała, gdzie jest i jak do tego doszło, ale potem... wspomnienia zaczęły napływać, a ona zwinęła się w kłębek z głośnym "nie", które miało oznaczać, jak bardzo jest na siebie zła. Nie pamiętała, żeby wczoraj Hemingway przynosił jej wodę, ale teraz złapała za nią łapczywie, nienawidząc sytuacji, w której zmuszona była czuć wdzięczność do tego człowieka. Połknęła też leki, usiadła na materacu i jęknęła po raz kolejny, widząc, że nie ma na nogach butów. Nie byłaby w stanie znieść z nim konfrontacji, to było pewne. Wygrzebała więc z torebki kartkę, na której napisała, że dziękuje za pomoc, ale już wróciła do siebie, zostawiła liścik na pościeli i cichutko opuściła pomieszczenie, rozglądając się dookoła. Nic nie pamiętała z tego budynku, a był on nieszczególnie nowoczesny, więc tym bardziej nie wiedziała, gdzie ma iść. Głównie przez to czystym przypadkiem trafiła do pomieszczenia, w którym zatrzymała się na dłużej. Może nie chodziło o samo pomieszczenie, a zdjęcia w eleganckich ramkach... Anthony i jakaś blondynka... jeśli miał żonę, to był skurwysynem, skoro spraszał sobie tutaj panny, ale... o tym, że był podły już wiedziała, ale żona jej nie pasowało. Podobnie, jak znalezione skrzypce. Część niej chciała więcej pomyszkować, ale rozsądek i ból głowy błagały, by uciekała. Cofnęła się więc, chociaż myśli związane z pomieszczeniem nadal były w niej obecne.
Udało jej się zejść na dół, a potem, ku jej zaskoczeniu ukazały jej się rozległe rzędy winorośli, na które widok rozciągał się przez tarasowe drzwi. Przez moment kontemplowała to, co widzi, ale nie mogła trwonić czasu. Trzymając buty w dłoni rozejrzała się po tarasie, a skoro był pusty, wyszła na zewnątrz, szukając schodków w dół. No i wtedy zauważyła, że oparty o balustradę, stał tam człowiek, którego miała unikać. Tyle z jej cichej ucieczki. Pies zaszczekał radośnie, a chociaż wczoraj się z nim bawiła, teraz w pierwszym odruchu zrobiła krok w tył. To jednak nie miało być największym szokiem.
- Zna pan francuski - to nie było pytanie. Zacisnęła dłoń w pięść, czując, jak mimo wszystko, zaczyna w niej kiełkować pewna irytacja. Dlaczego jeszcze ją dziwiły takie zagrania z jego strony? - Obudziłam się cała połamana, ale dziękuję za leki, już wzięłam - dodała, poprawiając trochę włosy. Poza tym spojrzała na stolik, na którym znajdowała się kawa i wiedziała doskonale, że niczego teraz tak nie potrzebuje, jak jej. Mimo to nie zbliżyła się w tym kierunku. - Poza tym dziękuję za pańską pomoc, obiecuję, że nie doprowadzę już do takiej niezręcznej dla nas sytuacji i cóż... nie będę pana dłużej niepokoić. W zasadzie chciałam po prostu podziękować i się pożegnać - raczej zwiać bez słowa, ale tego przecież nie zamierzała mu mówić. Pogłaskała jeszcze Viego po głowie, a kiedy ten polizał jej stopę, przypomniało jej się, że stoi na boso. - Założę najpierw buty - mruknęła skołowana i ostatecznie usiadła przy stoliku tylko po to, by to zrobić.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Była jak ci podejrzani, którzy nadal utrzymują, że są niewinni chociaż ogrom dowodów jednoznacznie obarczał ich odpowiedzialnością za dokonaną zbrodnię. Zabawnie było więc przyglądać się temu jak kluczy, starając się kompletnie zignorować fakt, że właśnie próbowała w poczuciu wstydu, wymknąć się z jego winnicy.
- Całkiem nieźle - przyznał, nie odnosząc się do tego jak wiele wczoraj nieprzychylnych słów miał okazję usłyszeć o sobie w tym języku. - W sumie nie dziwię się, ale mam nadzieję, że leki pomogą - odparł, nadal ze spokojem sącząc kawę i przyglądając się temu osobliwemu obrazkowi jakim była Laurissa w porannym słońcu z porannym kacem wymalowanym na zmęczonej twarzy. - Nie niepokoisz mnie i nie uważam, aby sytuacja w jakiej się znaleźliśmy była niezręczna - zaprzeczył, podchodząc przy tym nieco bliżej, aby ze stolika z kawą, skubnąć także kilka winogron. - Nic nie zaszło, a my się świetnie wczoraj bawiliśmy, czyż nie? Całkiem spodobała mi się ta nasza konwersacja w barze - oświadczył, przewijając wspomnienia z poprzedniej nocy do samego początku. - Kawy? - Zaproponował, ale też nie czekał na odpowiedź Soriente, tylko sięgnął po wolny kubek (bo już wcześniej planował ją poczęstować) i nalał niewielką ilość naparu. - Chciałaś się wymknąć bez słowa, prawda? - Zapytał w końcu wprost, bo przecież nie umiał odmówić sobie tej rozkoszy jaką czuł za każdym razem, gdy wprowadzał Laurissę w zakłopotanie. Lubił wytykać jej błędy, a potem słuchać tego jak się tłumaczyła lawirując między prawdą, a kłamstwem i sprawnie żonglując słowami. Była dobrym retorykiem, nadawała się na prokuratora, aczkolwiek nadal ten francuski powab odejmował jej powagi; przynajmniej Hemingway tak twierdził, bo od początku najzwyczajniej w świecie był do Soriente uprzedzony.
- Stąd jest całkiem daleka droga do Lorne Bay. Rozładował ci się też telefon, więc raczej marnym pomysłem byłby spacer w takich eleganckich szpilkach przez pustkowia Carnelian Land - oznajmił, popijając kawę i spoglądając na połacie winorośli rozciągające się przed nimi. Viego dał w końcu spokój Laurissie i usiadł obok Tonego, kładąc wielki pysk na jego kolanie. - Odwiozę ciebie do miasta, ale najpierw napij się kawy, a potem jakbyś miała ochotę możesz się odświeżyć - zaproponował, a może raczej oznajmił, bo nie było mowy, aby pozwolił Soriente w ten upał włóczyć się po bezdrożach. Tym bardziej, że słońce z każdą kolejną minutą wznosiło się coraz wyżej.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Nie miała pojęcia, jak powinna się zachować w takiej sytuacji. Całe życie planowała wszystko tak, by unikać podobnych niedogodności, a już na pewno wolałaby ich unikać w sytuacji, w której do czynienia miała ze swoim szefem.
- Naprawdę nie widzi pan niczego niezręcznego w tym, że pańska pracownica u pana nocowała? A mówią, że to francuzi mają luźne podejście do takich kwestii - odezwała się dopiero, gdy podszedł do stolika, aby wziąć dla siebie winogrona. Chyba nadal potrzebowała czasu, aby przetrawić to, że znał francuski, a w kwestii leków, nie zamierzała mu tłumaczyć, że problem ze snem wynikał głównie w zaśnięciu w niewygodnych ubraniach. Raczej preferowała jedwabne krótkie koszule nocne. - Świetnie się bawiliśmy? Zalewałam raczej smutki, a pan był tego świadkiem, nie jestem pewna, czy oboje podobnie rozumiemy pojęcie zabawy - potarła kark, czując jedynie rosnącą niezręczność. Znów jej wzrok spoczął na kawie, ale nawet nie zdążyła mu powiedzieć czegokolwiek, a już jej nalał ulubionego napoju, od którego stanowczo była uzależniona. Uznała więc, że nie ma ani co się zgadzać, ani co odmawiać, tym bardziej, że były inne palące kwestie. - Zostawiłam liścik w pokoju. Po prostu chciałam zwrócić panu spokój i się nie narzucać - ugryzła to z tej strony, bo przecież mowy nie było, aby powiedziała, że faktycznie chciała zwiać czym prędzej i niezauważenie. Zamiast tego po prostu schyliła się, by zapiąć buty i nie być już przy nim na boso, chociaż ten manewr przyprawiał ją o migrenę.
- Dziękuję bardzo za rady, ale podejrzewam, że wiele osób się tutaj porusza pieszo - odpowiedziała spokojnie, jednak sama spojrzała na niebo. Jej kondycja pozostawiała wiele do życzenia, a relacja z pogodą Australijską była dość napięta. Wahała się więc przez chwilę co do jego propozycji, ale ostatecznie westchnęła pod nosem. - Równie dobrze może mi pan dać zadzwonić ze swojego telefonu po taksówkę... nieszczególnie komfortowo się czuję, gdy zaciągam takie duże długi wdzięczności - przyznała, ale przy tym sięgnęła po kawę, bo mimo wszystko miała na nią dużą ochotę. Podmuchała więc, dosypała odrobinę cukru i pociągnęła od razu połowę zawartości, nie dopijając do końca tylko z uwagi na to, że nie chciała tego robić przy nim. - Ma pan imponujący dom... bardziej pasuje pan do jakiegoś nowoczesnego apartamentu - zauważyła, by po tych słowach jednak dopić kawę do końca, tłumacząc się w myślach tym, że nie wlał jej za dużo. - Odświeżę się już u siebie, naprawdę wolałabym unikać sytuacji, na które nie powinniśmy sobie pozwalać - zaznaczyła jeszcze, dochodząc do wniosku, że prysznic u szafa byłby już stanowczym złamaniem zasad.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Według Anthonego najbardziej niezręczną kwestią w tym całym nocowaniu Laurissy w jego domu było to, że spali osobno. To zdecydowanie nie było dla niego naturalną sytuacją i dziwnie czuł się widząc rano piękną kobietę chodzącą na boso po jego posiadłości i pijącą z nim kawę, a jednocześnie nie posiadając z nią żadnych upojnych wspomnień z nieprzespanej nocy.
- Przecież nic się nie wydarzyło. Nie rozumiem czemu tak roztrząsasz tę sprawę. Spokojnie, Soriente - odparł znów to jej osobę obarczając winą za doszukiwanie się niestosowności tam gdzie on ich ABSOLUTNIE nie dostrzegał. - Jesteś dla siebie zdecydowanie zbyt surowo, wiesz? - Mruknął, rozsiadając się wygodniej w fotelu. Założył też przeciwsłoneczne okulary, uprzednio wyciągając je z przedniej kieszeni beżowej, lnianej koszuli, którą zapiął na dwa guziki i której materiał delikatnie odsłaniał fragment jego opalonej klatki piersiowej. - Nie czuję, aby mój spokój był jakkolwiek naruszony. Musiałabyś się o to bardziej postarać, Laurisso - dodał niby nie mając niczego niepoprawnego na myśli, ale jednak uśmiech, który pokazał się na jego twarzy ociekał wręcz dwuznacznością.
- W odpowiednim obuwiu i stroju, mając ze sobą spory zapas wody, bo w taki dzień jak ten łatwo o udar słoneczny i odwodnienie - wymienił, po czym zerknął na francuzkę. Zdecydowanie wyglądała jak po ciężkiej nocy, ale jednocześnie całkiem spodobało mu się to w jaki zmysłowy sposób zapinała swoje eleganckie sandałki. - I tak muszę pojechać do miasta - skłamał. - Więc to nie kłopot, aczkolwiek skoro potrzebujesz mi się jakoś zrekompensować to pozwolę ci zabrać się na lunch któregoś dnia - odparł, oczywiście chcąc dać Laurissie możliwość, aby spłaciła jakoś swój dług, a wcale nie po to, aby podkreślić że faktycznie jakąś wdzięczność wobec swojego szefa powinna odczuwać.
Przyglądał się jej jeszcze przez chwilę, a widząc jak mruży oczy zdjął okulary. Zapewne poranne słońce niekoniecznie najlepiej pomagało jej na kaca i migrenę, którą odczuwała.
- Proszę, załóż je zamiast się męczyć - rzucił, przesuwając w kierunku Soriente swoje raybany. - Tak sądzisz? Zresztą może i masz rację, bo w Cairns nadal mam mieszkanie, ale ta winnica... Mam ją od niedawna, ale zdecydowanie czuję, że był to dobry zakup - przyznał, po czym ponownie sięgnął po kawę. - Ale dziękuję za komplement - dodał, bo jednak nie umknęło mu to jak określiła jego nowy dom. - Z początku sądziłem, że naprawdę czujesz się niezręcznie, ale po twoich słowach sam zaczynam się tak czuć, a przecież nie pozwoliliśmy sobie na nic nieodpowiedniego, prawda? Peut-être que vous avez dit quelques mots de trop, mais je vous pardonnerai. - Skomentował jej słowa, a jego oczy zabłysły niebezpiecznie, chociaż wciąż starał się utrzymywać pozory niewinnej konwersacji.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
Kiedy tak traktował tę sytuację, czuła się jeszcze gorzej, bo miała wrażenie, że tylko ona dostrzega tu więcej, niż w rzeczywistości było. Nie skomentowała więc tego, czując, że tylko pogorszyłaby sytuację.
- Wcale nie jestem dla siebie surowa... bardzo sobie pobłażam - nie zgodziła się z nim głównie po to, by się z nim nie zgodzić i sama poczuła, jak bardzo mija się z prawdą, wypowiadając to zdanie. No, ale on nie musiał o tym wiedzieć, przecież wcale jej nie znał. - Doskonale więc, ale bardziej starać się nie będę - zawyrokowała, niby obojętnie, ale jednak znów poczuła się niepewnie. Sposób w jaki mówił... nie powinien tak zabarwiać głosu, ale z drugiej strony może sobie dopowiadała? Nie chciała wyjść na przesadnie czepiającą się, ale też... cholera, może dawno nie obcowała z żadnym mężczyzną na stopie innej, niż czysto zawodowa czy rodzinna i teraz sobie dodawała, a kac nie pomagał.
- Australijczycy są tacy delikatni? - zapytała w ramach odpowiedzi na te fakty dotyczące odwodnienia. Tak naprawdę to ona posiadała liche zdrowie i fatalnie znosiła tutejszy klimat, ale tego też kompletnie nie zamierzała podkreślać. - Mogłabym zapłacić za pański lunch z kimś innym, pewnie byłoby to dla pana przyjemniejsze - zauważyła, bo przez myśl jej przeszło, że może ta propozycja jest jakimś testem. Była przesadnie ostrożna, ale miała ku temu powody, tak? Dla niej wszystko tutaj nie powinno mieć miejsca. Okularów też nie powinna od niego brać, ale po chwili wahania zagryzła wargę z rezygnacją i sięgnęła po nie. Chwilę też się wahała, ale ostatecznie sama sięgnęła po dzbanek i uzupełniła kawę w swoim kubku. Taki jeden, nie napełniony po brzegi, to było dla niej stanowczo za mało.
- Proszę mi nie przypominać, że zna pan francuski... chociaż i tak nie zapomnę, będę się od teraz lepiej pilnować - mruknęła pod nosem, przykładając do ust kubek z kawą, z którego pociągnęła kilka całkiem sporych łyków. Jej wzrok niby przypadkiem zjechał na jego obojczyki i cóż, chociaż nienawidziła siebie za tą myśl, uznała, że całkiem pasują do siebie wizualnie. Ubiorem. Po prostu podobała jej się jego koszula i to już samo w sobie ją drażniło. - Apartament już bardziej panu pasuje... - powiedziała cokolwiek, by odsunąć się od głupich myśli i dopiła szybko kawę, odkładając pusty kubek na blat. - Jeśli przyjmę pańską ofertę, to czy moglibyśmy już jechać? Mój kuzyn pewnie nie pamięta, że ma w domu dwie latające wiewiórki, które trzeba nakarmić - cóż, to nie było do końca kłamstwem. Pewnie nic by im się nie stało, gdyby poczekały z posiłkiem, ale to brzmiało lepiej, niż powiedzieć, że chce już jechać, bo się stresuje.

Anthony Hemingway
Prokurator Koronny — Crown Prosecutor's Office
37 yo — 190 cm
Awatar użytkownika
about
Skorumpowany prokurator, który perfekcyjnie udaje przykładnego obywatela. Rok po ślubie zamordowano mu żonę, od tego czasu Tony przybrał maskę impertynenckiego i wyniosłego człowieka. Wierzy, że jest szczęśliwy i na wszelkie sposoby ucieka przed poznaniem prawdy o samym sobie.
Zaśmiał się pod nosem, ale już nie ciągnął dalej tematu. Bawiła go ta sytuacja. Lauirssa przejmująca się tym jak kiepsko zaprezentowała się poprzedniej nocy, zakład z Tomem, który właściwie zmieniał sposób w jaki Tony patrzył na tę całą sytuację i próby powolnego zbliżania się do panny Soriente. To jak była skonfundowana i zmieszana za każdym razem, gdy Hemingway okazywał jej zrozumienie i wsparcie było rozkoszną zapłatą za niedogodności na jakie go skazała swoim pijackim przedstawieniem.
- Rozsądni, a udary słoneczne nie są niczym przyjemnym, uwierz mi na słowo, odważna francuzko - odpowiedział, a ironia była wyczuwalna w jego głosie chociaż Tony starał się wybrzmieć spokojnie. - Skąd taki pomysł? - Zmarszczył lekko brwi, aby tym razem zaprezentować wyraźniej swoje niezadowolenia. - Och... Nie pomyślałem, że ta wypowiedź ma drugie dno... Wcale nie dla mnie będzie nie przyjemny ten lunch, a dla ciebie - dodał, nim Laurissa zdążyła odpowiedzieć na poprzednie pytanie. - W takim razie tym bardziej nalegam, abyś mi na nim towarzyszyła - dokończył.
Rozsiadł się wygodniej, po tym jak dopił swoją kawę i skierował twarz w stronę przyjemnego, porannego słońca, doskonale wiedząc o tym, że za kilka godzin jego promienie będą nie do zniesienia.
- Teraz nie ma to już znaczenia, aczkolwiek zapomnę ci może te niewybredna określenia jakie mi serwowałaś - mruknął, nawet nie zerkając w stronę Soriente, jakby chciał zaprezentować to jak bardzo nie obchodzą jego jej buńczuczne wypowiedzi. - Jak na damę i pannę przejmującą się strasznie etykietą, potrafisz nieźle dopiec swoim wulgarnym językiem - dodał, bo nie mógł sobie odpuścić kilku uszczypliwości. - Czemu? Co skłania ciebie do takich opinii? - Zapytał, bo zaczęła intrygować go ta kwestia winnicy i apartamentu. Pochodził z majętnej i wpływowej rodziny. Cieszył się uznaniem i wpływami, więc nie pojmował czemu taki dom miałby stać w kontraście do tego kim był. Owszem, może gdyby nie nosił nazwiska Hemingway, ale jednak... Na salonach bywał od dziecka, a takie gustowne i ekstrawaganckie miejsca jak jego obecna posiadłość, były wręcz charakterystyczne dla ludzi, z którymi Anthony mocno się utożsamiał. Sądził, że Laurissa doskonale go w tym zrozumie. - Latające wiewiórki? Ciekawe... - powtórzył. - Dobrze, w takim razie pozwól mi zabrać kluczyki od auta i możemy ruszać - dodał, leniwie wstając z krzesła, ale Viego nawet nie ruszył się z miejsca, tylko podniósł na chwilę wielki łeb, aby zaraz potem ponownie położyć się w cieniu.

Laurissa Soriente
aplikantka w prokuraturze — Crown Prosecutor's Office
28 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Od 5 lat wmawia sobie, że jej narzeczony wcale nie zginął, ale potrzebowała zmiany otoczenia, więc wyjechała z Francji i próbuje skupić się na karierze zawodowej.
W tym, jak nazwał ją odważną Francuzką było coś, do czego nigdy nie chciałaby się przyznać. Może jeszcze nie wytrzeźwiała, ale była też tylko kobietą i mimo wszystko reagowała jakoś na mężczyzn. No i nieoczekiwanie te dwa słowa wydały się Laurissie cholernie seksowne. Uderzyło w nią to nagle, aż przeszedł ją dreszcz, a palce od stóp podkurczyła lekko i tak szybko, jak dotarły do niej te reakcję, znienawidziła za nie samą siebie. Nawet nie lubiła Anthony'ego. Po prostu był przystojnym mężczyzną i tyle, nie ma co tego analizować. Mało tego, pocieszając się w swojej głowie, doszła do śmiałego stwierdzenia, że pewnie i on uważa ją za atrakcyjną. Tylko, że z kolei tak daleko idące rozmyślania na podobne tematy wprawiły ją w jeszcze większe zawstydzenie i już całkowicie miała siebie dość.
- Na słowo? Miał Pan udar słoneczny? - zapytała głównie po to, by na czymś się skupić. Prychnęła też mimowolniez kręcąc delikatnie głową na boki. - Nie rozumiem dlaczego nagle przestał pan przyznawać się do tego, że mnie nie lubi... ale dobrze, zjemy razem lunch. Mi on kompletnie nie będzie przeszkadzał, będziemy mieli okazję do poruszenia kilku bieżących kwestii służbowych- zawyrokowała, bo ani myślała dać mu satysfakcji i pokazać, że faktycznie mogłoby jej to nie być na rękę. Miała wrażenie, że chciał jej dogryźć nawet swoim kosztem, bo przecież wątpiła, że miałby ją nagle polubić. Za co? Za pijaństwo i narzucanie mu się w jego domu?
- Pod wpływem alkoholu większość ludzi staje się bardziej wulgarna, aczkolwiek przepraszam, jeśli moje zachowanie pana zgorszyło- z jednej strony się w niej zagotowało przez jego słowa, ale z drugiej wcale nie chciała tego pokazywać, bo z jakiego powodu miała wrażenie, że on wręcz próbuje ją podpuścić. Siedział taki rozwalony, dumny, z koszulą niepoprawnie odpiętą, odsłaniając opalone obojczyki... nie zamierzała już patrzeć na jego obojczyki. Nie mniej jednak, on też wcale nie zachowywał się tak, jakby przyświecała mu teraz etykieta. - Jak na dżentelmena, pozwala pan damie czuć się winną, zamiast jej po prostu odpuścić - wypomniała mu, bo tym razem nie ugryzła się w język, a poza tym to on zaczął. No i jeszcze zmusił ją do tłumaczenia tego, jak we własnej głowie go oceniała. - Nie sprawia pan wrażenia osoby rodzinnej, a takiej, co woli się odcinać i łapać kontakt z bliskimi jedynie na własnych zasadach i wtedy, kiedy pan chce. Dla takich ludzi są drogie apartamenty, najlepiej wysoko, gdzie czuje się władze, niedaleko od zamieszkania ma się miejsce swojej pracy, by w razie czego zawsze powiedzieć nieoczekiwanym gościom, że akurat pędzi się na spotkanie... Takie winnice, jak ta... to miejsce z duszą, idealne dla rodzinnych spotkań, dzieci, odpoczynku... jakoś pana nie widzę z tymi atrybutami - pozwoliła sobie na dłuższą wypowiedź, delikatnie gestykulując przy tym jedną dłonią. Ruchy jej nadgarstków były naprawdę płynne, chociaż nie dało się tego powiązać z malarstewem, to jednak była świadoma tego, że porusza się z gracją, niejako świadczącą też o jej pochodzeniu. Skinęła mu jeszcze głową, bo przecież nie kłamała o tych wiewiorkach. Kiedy więc Anthony oddalił się po kluczyki, Rissa dolała sobie jeszcze kawy, bo tą piła jak inni ludzie wodę, to też gdy gospodarz winnicy do niej wrócił, kończyła tą swoją trzecią porcję, na ładną tace, która leżała na stole, zbierając wszystkie naczynia. Uniosła ją oburącz i odwróciła się do niego.
- Proszę pokazać mi, gdzie to odnieść i możemy jechać- poprosiła, zastanawiając się przy tym, czy może uda jej się zastać Remigiusa w domu.

Anthony Hemingway

<koniec>
ODPOWIEDZ