Fryzjerka — DS HAIR & MAKEUP
44 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
#12

Camelia nie lubiła portu w Lorne Bay, bo miała z nim paskudne doświadczenia. Może nie tyle konkretnie z nim, co z ojcem swoich dzieci, który był (a może jest?) marynarzem i stąd odpływał, czy po prostu uciekał od niej. I to nie raz, a trzy razy. To miejsce kojarzyło się jej z bólem, ze złamanym sercem i zawodem, który za każdym razem czuła tak samo wielki. Za pierwszym razem obwiniała o to Enrique, ale w każdym następnym siebie. Była głupią babą, że łapała się na miłe słowa mężczyzny, który kiedyś zawrócił jej w głowie. Nie powinna była... Ale to już nie ważne. To była przyszłość i była naprawdę zadowolona z tego, że od dobrych kilku lat nie słyszała nic od tego mężczyzny. Nie sądziła nawet, że odzywał się do swoich córek, a to już było przykre...
Jednak czasem było konieczne pojawienie się w tym miejscu. W porcie odbywały się różne rzeczy, czasem po prostu trzeba było tam coś załatwić. Ktoś taki, jak Camelia, kto prowadził spokojne, nudne życie obywatela średniej klasy, niby tych powodów nie miał zbyt wiele, ale zawsze się coś zdarzało. Tak jak tego dnia. Odwiedziła ją znajoma, która pracowała na rejsowcach jako pracownica spa, więc musiała tam właśnie wrócić, aby dostać się z powrotem na pokład. Żaden problem, zwłaszcza, że pogoda nieco się poprawiła i człowiek wychowany w Australii wcale nie bał się wychodzić z domu.
Jednak Camelia chciała jak najszybciej wrócić do siebie i korzystać z końcówki wolnego dnia, który jej został. Pomachała więc do przyjaciółki i wróciła do swojego auta, które nie było najnowsze, ale też nie było starym rzęchem, do którego było wstyd wejść, bo trzeba było się bać o własne życie i zdrowie. A jednak to auto postanowiło ją tego wieczoru zawieść. Do tej pory nie wydawało dziwnych dźwięków, nie świeciły się żadne dodatkowe kontrolki na desce rozdzielczej. A mimo to nie było chętne do odpalenia. Camelia sama nie dałaby sobie rady z nikim, więc szybko wzięła telefon w dłoń i zadzwoniła do Samuela. Znali się od lat, jeśli nie dłużej, a on doskonale dawał sobie radę ze wszystkim, do czego była potrzebna męska dłoń. Małe remonty, pomoc z samochodem... Camelia zdecydowanie zbyt często liczyła na pomoc dawnego znajomego. Miała nadzieję, że nie jest zbyt zajęty i będzie mógł podskoczyć właśnie na portowy parking, by jej pomóc. W taki, lub inny sposób, bo wcale nie oczekiwała, że będzie w stanie jej pomóc, naprawić co i trzeba, ale ewentualnie mógłby ją podwieźć do domu... Choć to trochę bez sensu, mogła wezwać taksówkę. No nic, już za późno, czekała na przyjaciela siedząc w aucie, bo niebo znów się zaciągało i mogło się rozpadać.

Samuel L. Rodius