pisarka — -
33 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
and i want to be pinned between him and the mattress, like a flower pressed in a book.
and i want to say his name, over and over, like it's the only word written on the pages.
Siedziała na zimnej posadzce, wielkie błękitne oczy wpatrywały się w białe drzwi - zamknięte od środka, przy nich - znajdowała się dociśnięta mała szafka, typowo łazienka. Deonne drżała, w jednej dłoni zaciskając telefon, w drugiej zaś - małe urządzenie, w pewnym stopniu nawet jej znane. Komórka odbijała dźwięki o ściany w toalecie, była ustawiona na głośnik - jeden sygnał, drugi, trzeci... piąty. Nikt nie odbierał po drugiej stronie słuchawki. Czy był już w samolocie, naprawdę wyleciał?
Odczuwała strach, spojrzenie co jakiś czas powracało na drzwi. Niby nikt nie pukał, lecz każdy krok psa za nimi wprawiał w ciele Britton drgnięcia. Nie zabrała go do środka, nie zdążyła - nie pomyślała. W tej chwili liczyło się tylko drobne znalezisko, zaciśnięte w lewej dłoni. Jak to się stało, że nie zauważyła tego wcześniej? Ponownie zagłębiona we swojej własnej racji, oślepiało pisarkę zdrowe spojrzenie na sytuację. Powinna wiedzieć, że coś się dzieje. Można rzecz, że przez lata była do tego szkolona, umawiając się z agentem FBI, a następnie przechodząc na detektywa - znała wszystkie „procedury.”
Szóste połączenie. Pierwszy sygnał i ochrypnięty głos po drugiej stronie. - Znalazłam coś u mnie w domu. - nie przywitała się, nie nazwała również urządzenia. Szyfry, to najlepsza metoda. - Mogą tutaj też nas podsłuchiwać. Kiedy się rozłączę, nie dzwoń. Zniszczę telefon. - w przyłamanym tonie, można było dostrzec nutkę paranoi. - Peter wyszedł dziesięć minut temu, było to pod stołem w salonie. - krótkie, zwięzłe informację. Nie miała czasu na opowiadanie historii. - Wyleciałeś? - wiedziała po co dzwoniła, lecz odpowiedź detektywa była teraz najważniejsza, jeśli był w Anglii - nie zdąży by jej pomóc.

Eamon Korven
sumienny żółwik
różal
brak multikont
prywatny detektyw — -
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Furthering my distance from you
Realistically I can't leave now
But I'm okay as long as you
Keep me from going crazy
Chciał zignorować brzęczący w kieszeni telefon. Nieważne kto dzwonił – Eamon potrzebował zlekceważyć wszystkich oraz wszystko. Na lotnisku doszedł do przykrego olśnienia. Nie miał dokąd lecieć. Oczywistym celem była Anglia – tam znajdował się jego dom, przyjaciele, biuro, rodzina oraz posiadłości. Niestety, mieszkała tam również Modliszka. Z drugiej strony, gdyby wyleciał gdzie indziej: do Paryża bądź na Maderę (ostatnie miejsce w którym zaznał prawdziwego spokoju) obrotna Annette prędko by go odszukała. Nie istniała możliwość ucieczki. Detektyw znalazł się w potrzasku.
Ktokolwiek dzwonił, nie dawał za wygraną. Przy trzeciej próbie połączenia mężczyzna wyłuskał komórkę i nacisnął czerwoną ikonę bez przyglądania się numerowi. Urządzenie znowu wylądowało na dnie kieszeni. Brytyjczyk rozejrzał się po terminalu. Miał przy sobie tylko podręczną torbę. Był gotów. Na cokolwiek miało się wydarzyć. Byleby zniknąć z tego przeklętego piekarnika. Australijska pogoda go wykańczała.
Gdy telefon rozpoczął wibracje po raz szósty brunet z irytacją przycisnął słuchawkę do ucha. – Korven. Słucham.Znalazłam coś u mnie w domu. – głos blondynki wydawał się inny niż zwykle. Drżał. Łamał się. Budowane przez nią zdanie było pocięte przez nierówny oddech. – Zniszczysz... Co zniszczysz? Co się dzieje? – nieco zdezorientowany zmarszczył brwi bo chociaż nie jest to w stylu panny Britton, kiepskie doświadczenia (szczególnie te z przebiegłą Włoszką) nauczyły go by nie wierzyć we wszystko co słyszał. Może to jakaś sztuczka? Babski trick mający zamienić faceta w pieska; który przybiegnie na wezwanie? Nie, ty nie w stylu Britton... – Co było pod stołem w salonie? – nie czekając, sam sobie odpowiedział: - Pluskwa? – momentalnie zszedł z tonu. – Znalazłaś podsłuch? – w zautomatyzowanym odruchu poprawił się na siedzeniu. – Jeszcze nie, siedzę na lotnisku. Masz to przy sobie? Nie niszcz, zostaw... Nie zgub tego, dobrze? – oczyma wodził po hali najwyraźniej spodziewając się najgorszego. Jeżeli Dea nie kłamała... Zaraz... Czy to cokolwiek zmienia? Wciąż nie było to jego sprawą. – Jedź na komendę. Nie mogę Ci pomóc. – nie szło o brak chęci. Nie powinien, nie mógł. Powinien odejść, nie obracać się za siebie. Ale... Czy umiał?

Deonne Britton
sumienny żółwik
sunny
brak multikont
pisarka — -
33 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
and i want to be pinned between him and the mattress, like a flower pressed in a book.
and i want to say his name, over and over, like it's the only word written on the pages.
Nie zadzwoniłaby, gdyby nic się nie działo; nie po tym jak tyle razy ją odtrącił. Zaakceptowałaby jego decyzję o wyjeździe, i żyła tu poza światem detektywa. Nie znali się od wczoraj, Dea również posiadała własną dumę - zamknęłaby się w sobie, wypłakiwałby w poduszkę, ale nie złapałaby za telefon i nie wykręciła numeru telefonu, który znała na pamięć. Pozwoliłaby mu odejść, to nie byłby pierwszy raz kiedy się tracili - może i by czekała, a może i tym razem podgoniła kroki na przód i nigdy więcej nie otworzyłaby przed nim serca.
A jednak siedząc w łazience, z całych sił zaciskając pluskwę to jego tylko pragnęła usłyszeć po drugiej stronie słuchawki. Swojego wybawcę. - Tak. - nie doprecyzowała, w końcu starała się mówić jak najmniej, przekazywać jedynie informację, które były kluczowe. W normalnej sytuacji podjarałby ją fakt, że tak szybko się domyślił. Teraz było to jedynie ciche zadowolone westchnięcie, że nie musiała drążyć - tłumaczyć, kto wie kim był osobnik, który krył się za podłożeniem pluskwy. - Nie zgubię. - rzucone z przytaknięciem głowy, ponownie szybko spojrzała na drzwi. Mogłaby przysiąść, że klamka została naciśnięta. - Ktoś tu jest... - mruknęła by przez chwilę zapanować nad ciszą. - Nie wiem, chyba nie... nie jestem pewna. - dodała, nerwowo przygryzając dolną wargę. - Nie mogę iść na policję... wchodziliście do mnie tylko Ty i... on. - głęboki oddech wyrzucony z płuc. - On jest z policji. - ponowne westchnięcie. - Peter jest z policji. - poprawiła gwałtownie łapiąc za telefon i przykładając go do ucha. Wtedy zrozumiała. Nie przyjedzie. Mimo, że się bała - mimo, że dzwoniła do niego skulona z łazienki, mimo że go kochała. - Jesteś jedyną osobą, której mogę tu ufać. - zanim wyjedzie, zniknie - przepadnie. - Ale nie potrzebuję teraz Ciebie, ale Twojego doświadczenia. - nie chodziło o to, aby przyjechał otarł jej łzy, utulił do snu, bądź aby się kochali w białej, puchatej pościeli. - Chcę Cię wynająć, chcę abyś dowiedział się, kto podłożył mi tą pluskwę. - kolejny kontrakt, kolejne propozycja nie do odrzucenia czysto zawodowa. Znalazł Finnicka, znajdzie też potwora. - Wracamy do początku. - bo od tego wszystko się zaczęło.

Eamon Korven
sumienny żółwik
różal
brak multikont
prywatny detektyw — -
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Furthering my distance from you
Realistically I can't leave now
But I'm okay as long as you
Keep me from going crazy
Żołądek mu wykręciło. Głośniej przełknął ślinę – Kto? Peter? – pokręciwszy głową nawet uniósł rękę w geście uspokajania, chociaż Dea nie mogła tego zobaczyć. – Nie wiemy co się działo. Nie chcę Cię stresować, ale nie mamy pewności kto w Twoim domu był podczas naszej nieobecności. – gwałtownie przymknął powieki. Na twarzy detektywa pojawił się grymas. Wyczekiwał na reakcję. A raczej jej brak ponieważ panna Britton nie należała do histeryczek i trudności przetwarzała w porażającym milczeniu. Kiedy po drugiej strone słuchawki panowała cisza Eamon zwilżył wargi językiem, odczekał jeszcze parę sekund po czym szepnął miękkie: - Deonne? – gdyby umiał pocieszać, koić... Ale nie potrafił. Nikt nie nauczył go empatii.
I wtedy właśnie wyrzuciła z siebie to jedno zdanie naprawiające wszelkie błędy, wypełniające wszelkie luki. Chcę Cię wynająć. Tego potrzebowali, czyż nie? Restartu. Tego potrzebował Korven – logicznego powodu do zostania w Australii, do trwania przy pisarce wbrew rozsądkowi. Odchrząknął. – Oczywiście. – w tonie bruneta dało się wyczuć formalną nutę. Oczyma powiódł w kierunku wyjścia z terminala. Jego skromny bagaż był już na pokładzie. – Nie ruszaj się z miejsca. Niedługo przyjadę. – zmacał wyłącznie marynarkę celem upewnienia, że dokumenty i karty wciąż ma przy sobie.

Deonne Britton

/zt
sumienny żółwik
sunny
brak multikont
ODPOWIEDZ