uczeń — lorne bay state school
16 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea

To nie miało tak wyglądać. Mieli tylko szybko pójść za szkołę, zapalić skręta i wrócić na lekcje. Specjalnie szukali miejsca, z dala od okna gabinetu dyrektora, z dala od srogich spojrzeń nauczycieli. A mimo to wpadli.

Jordan od razu wiedział, ze będzie miał kłopoty. Co prawda był bardziej zły na nauczyciela, który zaprowadził ich do dyrektora niż na sam fakt, ze dał się namówić Michaelowi, żeby zerwać się z lekcji i pójść zapalić. Nie widział w tym swojej winy. Ba! Kiedy czekał na swoją mamę, siedział obrażony na cały świat. Ręce skrzyżował na klatce piersiowej, w uszach miał słuchawki, które zagłuszały narzekania sekretarki; rodzice kolegi przyjechali szybciej, co sprawiło, ze zdenerwował się nawet na własną mamę. Miał wrażenie, ze praca była dla niej ważniejsza niż on sam, chociaż to on głównie uciekał od spędzania wspólnie czasu, bo miał — w jego ocenie — lepsze rzeczy do robienia.

Czas mu się dłużył niesamowicie. Co chwile tez sprawdzał godzinę i już po dwudziestu minutach rodzice kolegi wyszli razem z nim z gabinetu dyrektora. Minę miał jak Reksik, który nabroił, rodzice za to nie odezwali się do niego nawet słowem. Dyrektor szkoły rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym siedział Jordan i pokręcił głowa niezadowolony. W tej chwili, cała złość jaka była nakierowana w stronę jego rodzicielki przeszła na niego. Nie każdy mil rodziców, którzy mogli sobie pozwolić na to, by zerwać się z pracy w każdej chwili, nie każdy miał tez obojga rodziców. Poczuł się jakby został potraktowany jak gorszy sort i miał się odezwać, kiedy do gabinetu weszła jego mama. Natychmiast poczuł się źle z tym, sprawił jej zawód, ze przez niego musiała zerwać się z pracy, ze będzie musiała wysłuchiwać docinek dyrektora. Doskonale znał jego taktyki, kiedy Jordan zrobił coś nie tak, zawsze uważał, ze to dlatego, ze nie miał męskiego autorytetu. Gówno prawda, myślał, chociaż w najgorszych chwilach naprawdę uważał, ze był wybrakowany przez fakt, ze nie miał taty.

Wstał wiec niespiesznie z krzesła, unikając spojrzenia mamy i wszedł do gabinetu dyrektora; słuchawek nie wyciągnął od razu, dopiero jak usiadł na krześle, wywracając przy tym oczami.

Grainne Bennet
powitalny kokos
Robert (she/her)
brak multikont
mama jordana i kelnerka — w once upon a tart
32 yo — 152 cm
Awatar użytkownika
about
We know that from time to time there arise among human beings people who seem to exude love as naturally as the sun gives out heat. We would like to be like that, and, by and large, man’s religions are attempts to cultivate that same power in ordinary people.
three
jordan & grainne
Wchodząc do szkoły Jordana, Grainne już czuła się zestresowana. Nie sądziła, że zostanie wezwana do dyrektora kolejny raz w tym miesiącu. I chociaż poprzednie wydarzenie tyczyło się jednego wielkiego nieporozumienia, gdy słuchała suchego tonu nauczyciela przez słuchawkę telefonu, wiedziała, że tym razem było inaczej. Na nieszczęście jej i jej syna. Do tego wiadomość dostała w pracy, z której nie mogła urwać się wcześniej, dlatego z góry miała być spóźniona. Żałowała, że nie mogła rzucić wszystkiego, by znaleźć się jak najszybciej przy Jordanie, ale jakie miałby w niej tak naprawdę wsparcie? Nie byłaby w stanie go wyratować. Nie posiadała takiego charakteru. Lwicy, która by pożarła każdego, kto podniósłby rękę na jej dziecko. Chciała być taką osobą. Taką matką. Kimś, kto posiadał w sobie więcej mocy, niż jedynie ciągłe trzymanie głowy pochylonej w pokorze i wstydzie. Nie. Nie wstydziła się za Jordana. Wstydziła się za siebie. Za to, jaka była i że nie mogła być inna.
Chciało się jej płakać już w drodze do szkoły, ale powstrzymała łzy ze względu na siedzącego obok Jose. Była mu wdzięczna za to, że zgodził się, aby podrzucić ją do Flourite View, aby nie kazała dyrektorowi czekać i nie zamierzała jeszcze bardziej obarczać go swoim stanem. Zdawał się niesamowicie ostrożny i delikatny, dlatego nie miała mu niczego utrudniać. Milczała więc, myśląc o tym, co nadchodziło. Gdy wysiadała z samochodu Pereza, przez głowę przemknęła jej nawet absurdalna myśl, aby poprosić mężczyznę, by poszedł z nią. Bo w końcu bała się. Nie powiedziała jednak nic. Zamknęła drzwi i udała się w doskonale znanym sobie kierunku gabinetu dyrektorskiego. Chciało się jej płakać, gdy szła szkolnym korytarzem. Nie tylko ze względu na samego Jordana, ale też przez fakt własnych wspomnień związanych z tym konkretnym budynkiem oraz ludźmi z miasteczka. Wystarczająco wycierpiała z ich strony i sądziła, że nie będzie musiała nigdy ponownie przez to przechodzić. Jordan był jednak dzieckiem niezwykle żywiołowym i nie tylko przez swoją matkę, ale też własne zachowanie przewijał się często na pierwszym planie. Od czasów bycia w jej łonie, przez przedszkole, podstawówkę — wszyscy wiedzieli, kim był. Tylko tak naprawdę nie wiedzieli nic. Ona również nie wiedziała, ale była pewna jednego. Najważniejszego. Był jej dzieckiem.
Zauważyła go zaraz, wychodząc zza rogu. Poprawiła starą torebkę na ramieniu i gdy podeszła bliżej, uśmiechnęła się smutno. Czy był na nią zły? Nie wiedziała, ale widziała, że był zdenerwowany. Nie zdążyła się odezwać, bo drzwi do gabinetu się otworzyły i stanęła twarzą w twarz z wąsatym dyrektorem. Zaprosił ich suchym głosem do środka i chociaż Grainne nie chciała wchodzić, musiała się usłuchać. Gdy przekroczyli próg, Jordan usiadł obok niej, a ona ułożyła delikatnie dłoń na jego przedramieniu. Chciała mu cicho dać znać, że była obok i nie była jego wrogiem. Czasami zastanawiała się, czy zdawał sobie z tego sprawę, dlatego też w takich drobnych gestach mu o tym przypominała. A przynajmniej miała taką nadzieję, że odbierał to w ten konkretny sposób. Nie zaś jako puste gesty.
Dyrektor zaczął opowiadać, co miało miejsce, a ona po prostu siedziała i słuchała. Dłonie zaciśnięte w pięści leżały na jej kolanach. Czuła się, jakby to ona coś zrobiła. Nie zaś jej syn. A mimo to nie umiała się od tego odciąć. Nie w ten sposób. Była przekonana, że gdyby była silniejsza, nikt nie zawracałby sobie aż tak głowy zachowaniem młodego Benneta. Słuchała jedynie, potakując w milczeniu i czekając, aż skończy się ta cała farsa. Urwane słowa, groźby, wymowne spojrzenia i burknięcia.
Gdy wyszli ze szkoły, w głowie Grainne wciąż wybrzmiewały słowa usłyszane od dyrektora. Powinna się pani zastanowić nad swoim wychowaniem. Pański syn powinien wiedzieć, czym grozi podobne zachowanie. Na samo wspomnienie policzki zapiekły ją od wstydu, który się na nich pojawił. Czy była aż tak beznadziejna? Czy pomimo starań była tak naprawdę okropną matką? Czy wychowała swojego syna w tragiczny sposób? Czekali akurat na autobus, gdy w końcu się odezwała. - Co się stało, Jordan? - spytała swoim typowym, cichym tonem. Oczywiście nie pytała o to jedno wydarzenie. Pytała o wszystko. Była zmartwiona i widać to było nie tylko na jej twarzy, ale słychać było to także w głosie. Złączone ze zmęczeniem pracą dawały wyjątkowo smutną mieszankę. Jej drobna sylwetka jedynie to wzmacniała.
Jordan Bennet
ambitny krab
chubby dumpling
ODPOWIEDZ