Właściciel || Gangster — Shadow
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Właściciel Shadow, który w swoim klubie prowadzi szemrane interesy stojąc na czele zorganizowanej grupy przestępczej.
Uspokoiła go swoimi słowami. Nie sądził, że będzie potrzebować jakichkolwiek zapewnień, a jednak tych kilka słów sprawiło, że cały niepokój i złość zniknęły tak prędko jak pojawiły się w jego głowie. Zrozumiał, że przyszedł czas na to, aby pogodzić się z własnymi emocjami, do których nie miał dostępu od lat. Właściwie nadal nie chciał go mieć, ale nie mógł już nic poradzić, poza przyznaniem się do słabości jaką okazała się być dla niego Divina Norwood.
- A ty nie jesteś okrutna, V - przyznał, powoli zyskując nadzieję na to, że już niebawem uda mu się zabrać z tego miejsca V. - Widzę, że jesteś wykończona, więc pozwól mi ciebie stąd zabrać - dodał, czekając aż Divina złapie jego dłoń, a gdy to zrobiła odetchnął z ulgą.
Sam czuł jak ciężar ostatnich dni coraz mocniej go przytłacza; nieprzespane noce, alkohol, narkotyki i nieustępliwie dręczące go myśli zabierały mu całą energię. Jej resztki tliły się w nim, bo musiał najpierw zapewnić Divinie bezpieczeństwo. Zabrać ją ze sobą do domu, wiedzieć, że nic jej nie grozi i ona sama siebie nie naraża na cierpienie. Nic poza tym nie miało znaczenia. Ainsworth ewidentnie także zadowolony był z tego, że Divina nie oponowała dłużej i nie podtrzymywała swoje buntu, tylko zgodziła się wsiąść do wozu Nathaniela. Ten zaś mijając ochroniarza, jedyne na co się zdobył to ułożenie dłoni na jego ramieniu i jedno, przeciągłe spojrzenie. W zasadzie więcej nie było im potrzebne, by zrozumieć, że to swego rodzaju wyraz uznania i podziękowania ze strony Hawthrone'a za to co dla Norwood zrobił Jasper. Wcale nie musiał, a jednak spędził z nią ostatnie dni, bo podobnie jak Nate, także wiedział, że mogło jej grozić niebezpieczeństwo.
Spojrzał na siedzącą obok niego Divinę, gdy kierowca odpalił silnik wielkiego hammera. Miał wrażenie, że z każdą mijającą sekundą zmęczenie coraz mocniej uwidacznia się w jej oczach i bladej twarzy. Z początku nic nie odpowiedział na jej słowa, zamiast tego ostrożnie objął ją ramieniem, zabierając przedtem kilka niesfornych włosów, które przykleiły się do jej policzka. Odczekał moment, wpatrując się w jej pozbawione blasku oczy, po czym pochylił składając krótki, aczkolwiek przepełniony czułością pocałunek. Najpierw na jej ustach, smakując ich strukturę, chociaż od razu wyczuł, że są o wiele bardziej suche niż zwykle, a potem na przybrudzonym ziemią nosie, kończąc na czole.
- Chyba jest, prawda? - Odpowiedział, bo z jego strony na pewno było dobrze. Miał ją obok, nic więcej nie było ważne. Pozwolił na to, aby opadła na jego ciele, zwijając się w kłębek i opierając głowę na jego kolanie. Musiała okropnie znieść ostatnie dni, a ta myśl ponownie wywołała w nim nieprzyjemne wyrzuty sumienia, które starał się wyciszyć skupiając na słowach Diviny. - Nigdy - obiecał wiedząc, że nawet jeśli ona go porzuci, on nie będzie wstanie i tak jej opuścić. Zbyt wiele zawdzięczał tej niepozornej osóbce, aby móc uczynić coś takiego, tym bardziej, że świadom już był uczuć jakie do niej żywi.
Nim dojechali do Pearl Lagune, Divina zasnęła. On zaś całą drogę ostrożnie rozplątywał jej włosy muskając przy tym z czułością jej drobne ramiona otulone bluzą Jaspera. Nie obudził jej, gdy silnik przestał pracować, tylko ostrożnie wysiadł z wozu biorąc ją na ręce i przenosząc do pogrążonej w mroku willi. Odkąd zniknęła nie chciał, aby ktokolwiek przebywał z nim w domu, więc nie było tam ani Anny, ani ochroniarzy, ani nikogo poza ich dwójką. Cała reszta została na zewnątrz, nie mają prawa wstępu do głównego budynku.
- Śpij. Potrzebujesz tego - wyszeptał, gdy ostrożnie odłożył ją na materac. - Potem zajmiemy się wszystkim, śpij - powtórzył, nie chcąc aby się rozbudzała, bo jej wycieńczony organizm potrzebował wypoczynku i spokoju.

Divina Norwood
organistka — w kościele
25 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Sierota grająca w kościele, którą ludzie z Lorne Bay mają za przeklętą wiedźmę z lasu i ona sama także w to wierzy. Zsyła na innych jedynie nieszczęście, więc nic dziwnego, że jest całkiem sama.
Rzeczywiście nie była okrutna, nie była nawet niekiedy zła, ale przez ostatnie dwa dni zastanawiała się nad tym sporo i sama nie była pewna, czy to dobrze. Bo być może, chociaż przeczyło to założeniem, w jakie wierzyła, ktoś taki jak Nathaniel potrzebował kogoś o wiele bardziej stanowczego. Tylko, że myśl, że mógłby ją wymienić... nie podobała jej się. W którymś momencie jej uczucia stały się na tyle silne, by nawet bez ubierania ich w żadne nazwy, czuła wyraźnie, że nie chce go stracić.
Chociaż liczyła na jakąś większą wylewność w stosunku do Jaspera, nie miała siły o tym wspominać. Naprawdę teraz, gdy już wiedziała, że jest po wszystkim, siły opuściły ją całkowicie, jakby nagle spompowano z niej całe powietrze. Mimo to nie chciała zasypiać. Próbowała tego nie robić, ale obolałe mięśnie pierwszy raz od dłuższego czasu weszły kontakt z czymś miękkim. W dodatku pocałunki Nathaniela jeszcze bardziej ją uspokoiły, chociaż jednocześnie dotkliwiej ukierunkowały jej uczucia. Może dlatego aż tak nie spłoszyła jej bliskość, którą sama zainicjowała.
- Chyba jest - zgodziła się z nim, w myślach mówiąc sobie, że leżenie na jego kolanie jest mocno zwodnicze, bo teraz jeszcze bardziej czuła senność. - A to mi obiecasz? - mruknęła, przechylając głowę tak, by mogła na niego spojrzeć z dołu. - Że to nie są puste słowa... że to się nie skończy? - wyjaśniła, chociaż ledwo go już widziała. Chciała doczekać jego odpowiedzi, ale nie pamiętała czy tak się stało. Tak jak nie pamiętała, kiedy dojechali na miejsce, ale momentu, w którym wyciągał ją z samochodu była świadoma. Nie miała siły jakkolwiek się temu sprzeciwiać, ani otworzyć oczu, ale była świadoma. Dopiero gdy wniósł ją do domu, mruknęła coś pod nosem, ale sama nie była pewna, co dokładnie. Uważała chyba podświadomie, że powinni jeszcze porozmawiać, tylko niestety brakowało jej sił. Liczyła, że światło ją obudzi, ale wszędzie panowała ciemność i do momentu, w którym nie odłożył jej w łóżku, nie umiała złapać nawet szczątkowego kontaktu z otoczeniem.
- Powinnam umyć ręce - w zasadzie kąpiel generalnie by jej się przydała, ale nie uczyniła żadnego ruchu w tym kierunku. - Zostaniesz ze mną? - mruknęła zamiast tego i chociaż w planach miała odłożyć sztuczny kwiat, który zabrała z cmentarza w celu jego odświeżenia, na szafkę nocną, to teraz wypuściła go gdzieś niedbale na pościel, dłonią po omacku szukając tej należącej do Nathaniela. - Jest dobrze - zdążyła go jeszcze o tym zapomnieć, a potem nie była już w stanie walczyć ze zmęczeniem, nie kiedy otuliło ją łóżko i pachnąca pościel, a ona poczuła, że naprawdę wróciła do domu.

Nathaniel Hawthorne
<koniec> <3.<3
ODPOWIEDZ