kucharz — beach restaurant lorne bay
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
marzycielka, właścicielka najpiękniejszego kundelka na świecie o imieniu pistachio, kucharka
Kilkukrotnie zastanawiała się nad powrotem do Lorne Bay, ale każdego dnia odsuwała tę decyzję w czasie. Nie dlatego, że nie kochała tego miasteczka, ludzi czy swojej pracy. Po prostu czuła, że choroba na jakiś czas odebrała jej radość z bycia tutaj, choroba i brak Caspera. Czuła, że spotkało ją tutaj wszystko to, czego najbardziej się bała. Jednocześnie wiedziała, starając się podchodzić racjonalnie, że spotkało ją tu również dużo niesamowitych rzeczy. Poznała swojego byłego męża, który przecież był również jej przyjacielem, miała tutaj swoją rodzinę i znajomych, Pistachio i restaurację. Musiała po prostu odzyskać tę radość życia, którą zawsze w sobie miała. W Szkocji udało jej się dojść do siebie, pod względem fizycznym i psychicznym. Miała przy sobie ojca, jego żonę i swoją siostrę. Na nowo zżyła się z ludźmi, z którymi tak długo dzieliła ją odległość. Być może dlatego tak trudno było jej wyjechać z rodzinnej miejscowości, a może dlatego, że czuła się tutaj bezpiecznie.
Nie spodziewała się, że wydarzy się coś, co zaburzy jej stan. Telefon, informujący ją o śmierci przyjaciółki sprawił, że znów zapadła się w sobie, ale prawnik poinformował ją, że została poproszona o zajęcie się ich dzieckiem, dlatego w pośpiechu spakowała najpotrzebniejsze rzeczy, zabukowała bilety do Australii i dwie doby później była już na miejscu. W Cairns. Znów skontaktowała się z prawnikiem, bo musiała wiedzieć, że dziewczynka jest bezpieczna.
Do Tingaree dotarła wieczorem. Wpadła do domku zmęczona i przytłoczona. Kilka miesięcy temu podziwiała cudną dziewczynkę w ramionach jej matki. Teraz trzymał ją mężczyzna, którego nie znała. Jakiś dziwny instynkt obudził się w Care, który kazał jej natychmiast zabrać dziecko z jego ramion, choć przecież doskonale wiedziała, że od kilku dni dziewczynka była pod jego opieką. – Dzień dobry – odezwała się szeptem, kiedy już zorientowała się, że właśnie ją usypiał. Walizkę zostawiła gdzieś za sobą. Postanowiła od razu poczuć się tu jak u siebie, skoro zamierzała zostać tutaj na znacznie dłużej niż na początku jej się wydawało.

Graham Flanagan
balon
martyna
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
001.
tell the world i’m coming home,
let the rain wash away
all the pain of yesterday
{outfit}
Powinien był przyzwyczaić się do śmierci, prawda? Powinien był się z nią oswoić, skoro przez długie miesiące jeździł po świecie, relacjonując okolicznym gazetom okropieństwa, w które obfitowały wojny. Widział wiele nieszczęść, wiele ciał pozbawionych żywota, a jednak nigdy nie udało mu się pogodzić z tym, jaki krąg zataczała ludzka historia. Było to tym gorsze, kiedy dotykało osób, na których mu zależało. Było jeszcze bardziej bolesne, kiedy przytrafiało się komuś, kto zdecydowanie na to nie zasługiwał. Kimś takim była nie tylko jego żona, ale też i dwójka bliskich mu osób, która zamieszkiwała to samo miasteczko. Dwójka osób, które jeszcze niedawno pomagały mu zmagać się z żałobą, aby teraz dać mu ku niej nowy powód. Powód, na którym nie był w stanie się skupić, ponieważ również oni postawili przed nim nowe wyzwanie – rodzicielstwo.
Wiedział, że widniał w tych papierach jako opiekun prawny, ale przecież nigdy nie przypuszczał, że taki scenariusz mógłby się ziścić. Zupełnie nie nadawał się na ojca, dlatego od kilku dni doskwierało mu poczucie bezsilności spowodowane tym, iż wiedział, że nie będzie w stanie zapewnić temu dziecku tego, czego ono potrzebowało. Mógł dwoić się i troić, ale i tak nie miał doścignąć jej rodziców, o czym ta niesforna drobinka przypominała mu na każdym kroku. Miał wrażenie, że czego by nie zrobił; jakiego zadania by się nie podjął, ona i tak miała reagować płaczem. Minęły więc zaledwie dwie doby, a on był już koszmarnie przemęczony, nie marząc o niczym innym, jak dłuższy sen. Miał jednak wrażenie, że ten nigdy miał nie nadejść.
Nie usłyszał, że do mieszkania ktoś wszedł, dlatego ten cichy głos za jego plecami odrobinę go zaskoczył. Podniósł spojrzenie na brunetkę i lekko skinął jej głową, ale nie zrobił nic więcej, dopóki nie zyskał pewności, że mała w jego ramionach zasnęła. Odłożył ją do łóżeczka i w końcu złapał głębszy oddech, decydując się na opuszczenie pomieszczenia, aby zagwarantować jej ciszę i spokój. Również dla własnego komfortu chciał zadbać o to, aby to dziecko trochę pospało. - Caroline, jak mniemam? - zagaił, zamykając za sobą drzwi. Omiótł kobietę spojrzeniem i wyciągnął w jej stronę dłoń. - Graham. Chyba nie mieliśmy okazji się poznać, ale przyjaźniłem się z Cedriciem… praktycznie odkąd pamiętam - wyjaśnił, wsuwając dłonie w kieszenie spodni. Były to wyjątkowo nieprzyjemne okoliczności na poznawanie drugiej osoby – mierzenie się ze śmiercią kogoś, na kim im obojgu zależało. Nie był to scenariusz, który kiedykolwiek chciałby realizować.

kucharz — beach restaurant lorne bay
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
marzycielka, właścicielka najpiękniejszego kundelka na świecie o imieniu pistachio, kucharka
Care nawet nie próbowała i nie chciała przyzwyczajać się do śmierci, bo to oznaczałoby, że zatraciła całą swoją empatię i współczucie. Na szczęście w jej życiu nie spotkała się ze śmiercią zbyt wiele razy, a poczucie straty nie gnębiło jej aż tak bardzo, zwłaszcza teraz, kiedy każdego dnia mogła wsiąść do samolotu i odwiedzić tych, których potrzebowała zobaczyć. Byli jednak tacy, z którymi już nie mogła się spotkać, dlatego za wszelką cenę chciała pomóc im w inny sposób. Jeśli w ogóle istniała taka możliwość. Tutaj istniała. Nie wiedziała na czym miałaby polegać opieka nad dzieckiem przyjaciół, bo szczegółów miała dowiedzieć się dopiero później, kiedy spotka się z prawnikiem. Teraz dostała tylko informacje, że jej obecność w Lorne Bay jest naprawdę ważna, dlatego nie zwlekała nawet chwili. Nie wiedziała, co będzie dalej. Jak długo potrwa ta sytuacja. Czy już zawsze? Czy ona była na to w ogóle gotowa? Nie zastanawiała się nad tym i nie brała żadnej z możliwości pod uwagę. Po prostu działała tak, jak robiła to zawsze w kryzysowych sytuacjach. Nie pozwalała sobie na załamanie, a już na pewno nie pozwoliła sobie na to teraz. Choć kiedy stanęła w drzwiach i zobaczyła tę scenę, poczuła, że nie jest w stanie dłużej kontrolować swoich emocji. Nigdy, zresztą nie potrafiła sprawować nad nimi całkowitej władzy. Zawsze była nadmiernie uczuciowa. Choć zwykle w pozytywnym aspekcie. Takie sytuacje jednak nie dotykały jej zbyt często. Albo w każdej próbowała dostrzec chociaż pozytywną kropelkę.
Wyszła z pokoju, chcąc zagwarantować dziewczynce chociaż chwilę spokojnego snu. – Care – poprawiła, bo zdecydowanie tę opcję wolała bardziej, a naprawdę potrzebowała poczuć się tutaj komfortowo. Wiedziała, że będzie to trudne. – Ja z Monique też, choć, nie wiem dlaczego, ale byłam w szoku, że to mnie wybrała – powiedziała cicho. Nie mogła się przemóc, by mówić głośniej. Jakby miała zaburzyć spokój dusz jej przyjaciół. – Nie wierzę, że to się stało – załkała, choć obiecywała sobie, że tego nie zrobi. Jak zwykle jej plany poszły w łeb.

Graham Flanagan
balon
martyna
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Zaakceptowanie tego, jak poukładały się sprawy, nie miało przyjść im łatwo. Pogodzenie się z czyjąś śmiercią nigdy takie nie jest, zwłaszcza wtedy, kiedy chodzi o kogoś, na kim naprawdę nam zależy. Graham bez wątpienia mógł wpisać swoich przyjaciół na listę osób, z którymi nie chciał się rozmawiać, a jednak na to, podobnie jak w przypadku swojej żony, nie miał żadnego wpływu. Los chyba zawzięcie chciał udowodnić mu, iż był w stanie odebrać mu każdego, na kim mu zależało, przez co aktualnie Flanagan czuł się trochę tak, jakby został ze wszystkim sam. Jedyną osobą, która mu pozostała, było to maleństwo, które smacznie spało teraz w swoim łóżeczku. Maleństwo, z którym do tej pory nie czuł się szalenie związany, a jednak od momentu, w którym opieka nad nią spadła na jego barki, zmienił swoje nastawienie. Był to wynik odczuwanej przez niego powinności – miał wrażenie, że był winien swoim przyjaciołom to, aby stanąć na wysokości zadania. Nie chciał ich zawieść tak, jak oni nie zawodzili jego, kiedy sam naprawdę ich potrzebował. W ten sposób zamierzał im się odwdzięczyć.
Skinął lekko głową, przyjmując do wiadomości tę poprawkę. Raczej żadne z nich nie miało od razu poczuć się tu idealnie, dlatego niezwykle ważne było to, aby oboje postarali się wzajemnie jakoś sobie to ułatwić. Nie stali przecież przed prostym zadaniem. - Nie wiedziałaś o tym? - zapytał, ściągając ku sobie brwi. Sam doskonale pamiętał moment, kiedy przyjaciele zapytali go o to, czy mógłby zostać wpisany do papierów, jako prawny opiekun ich dziecka. Zakładał, że z Care musieli uzgodnić to samo, dlatego odkrycie tego, że niczego nie była świadoma, było dla niego sporym zaskoczeniem. - Tak, ciężko w to uwierzyć - przytaknął, omiatając brunetkę spojrzeniem. Widział, że się rozklejała, ale przez wzgląd na to, że nawet się nie znali, nie miał pojęcia, jak miałby jej pomóc. - Musimy jakoś to rozplanować - wspomniał, przystając przy jednej z kuchennych szafek. Poruszając się po domku, w którym do niedawna mieszkali jego przyjaciele, nadal czuł się jak intruz. - Masz ochotę na herbatę? - dopytał, trochę chyba licząc na to, iż w ten sposób skupi jej uwagę na czymś innym i odwiedzie ją od płaczu. Ostatnie, czego teraz potrzebowali, to nasilanie tej grobowej atmosfery, która przecież i tak tu panowała.

kucharz — beach restaurant lorne bay
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
marzycielka, właścicielka najpiękniejszego kundelka na świecie o imieniu pistachio, kucharka
Na szczęście pozostawili po sobie kogoś, kto przynajmniej w jakiejś części mógł zrekompensować im śmierć przyjaciół, a jednocześnie tak bardzo zaprzątnąć głowę, że nie mieliby czasu na myślenie o tym, co się stało. A przynajmniej nie mieliby czasu na skupianie się na bólu. Bo choć to było ciężkie, teraz najważniejsze było dobro Sally. Care właśnie z taką misją pojawiła się w domu swoich przyjaciół. Musiała zrobić wszystko, żeby to dziecko jak najmniej odczuło nieobecność swojej matki. Zdawała sobie sprawę, że nie da rady zastąpić swojej przyjaciółki i że wspieranie dziewczynki będzie cholernie trudne, ale zamierzała dać z siebie wszystko. Nie wiedziała jaka jest rola stojącego przed nią mężczyzny. Czy jest tutaj tylko tymczasowo, czy tak jak ona został powołany do roli opiekuna i musieli wszystko ustalić, ale Care nie była pewna czy ma na to wszystko dzisiaj siłę. – Nie. Nie wiedziałam w ogóle, że biorą pod uwagę ewentualność, że mogą wcześniej umrzeć. Ale nie dziwię się, Monique nie miała rodzeństwa – westchnęła. Jej przyjaciółka właściwie nie miała nikogo poza swoim mężem. To było całkowicie odpowiedzialne i zrozumiałe dla Maclerie. Po prostu była zszokowana, że ktokolwiek mógł myśleć o niej tak dobrze, by powierzyć jej życie swojego dziecka. Była cholernie wdzięczna za kogoś takiego jak Monique. – Dzwonił do mnie prawnik. Jutro powinnam się z nim spotkać – poinformowała go. Poczuła się zobligowana do mówienia mu o istotnych sprawach, skoro zostali powołani do tak ważnej misji wspólnie.
- Zrobię – powiedziała, odnajdując swój ulubiony kubek w jednej z szafek. – Chciałabym tu zostać. Jeśli o rozplanowanie chodzi. To znaczy… obecnie nie mam większych planów i mogłabym być z Sally cały czas. Właściwie chciałabym być, nie wyobrażam sobie inaczej – wyjaśniła. Dawała mu tym samym szansę na ewakuowanie się do swojego życia. Nie całkowite, bo liczyła na jego pomoc, ale jeśli miał jakieś swoje życie, które zostało zaburzone, to przynajmniej częściowo mogło wrócić na stare tory.

Graham Flanagan
balon
martyna
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Był przerażony, naprawdę. Do tej pory z dziećmi do czynienia miał głównie na odległość, bo nawet piastując rolę wujka małej Sally, nieszczególnie angażował się w opiekę nad nią. To nie było konieczne, ponieważ w domu dziewczynka miała wszystko, czego potrzebowała, a on mógł jedynie wpadać tutaj do jej ojca, w drodze kupując kolejnego pluszaka, na które ona i tak nie zwracała jeszcze uwagi. Zatem nie, Graham zdecydowanie nie był strzałem w dziesiątkę, jeśli chodzi o wybór zastępczego ojca, ale kiedy jego przyjaciel zapytał go o to, nie był w stanie odmówić. Teraz zresztą, kiedy siedział w kuchni z Care i usłyszał, że ona z niczego nie zdawała sobie sprawy, myślami wrócił do chwili, kiedy sam toczył tę rozmowę z Cedriciem. Teraz pokiwał tylko lekko głową, a później głośniej wypuścił zebrane w płucach powietrze. - Cedric twierdził, że to tylko forma zabezpieczenia. Kiedy o tym rozmawialiśmy, nie wyglądał, jakby zaraz miał wybrać się na tamten świat - rzucił gorzko, odruchowo już też kręcąc głową na boki. Naprawdę ciężko było uwierzyć w to, że ich przyjaciół już tutaj nie było – że życie zdecydowało zabrać z tego świata dwójkę młodych, pełnych werwy ludzi, którzy jeszcze tyle mieli do zaoferowania nie tylko sobie i im, ale przede wszystkim swojej córce. Graham naprawdę nie miał pojęcia, jak miałby zastąpić tej dziewczynce ojca – był pewien, że i tak nigdy nie dorośnie do pięt temu, kim mógł być dla niej Cedric.
Pokiwał głową, przyjmując do informacji jej słowa. Sam miał już tego rodzaju formalności za sobą, ale nie uważał, aby dyskutowanie na ten temat cokolwiek miało im przynieść. Care sama musiała spotkać się z prawnikiem i zaczekać, aż ten przedstawi jej to, czego oczekiwali od niej zmarli już znajomi. Może w tych zapisach coś różniło się od tego, co spadło na barki Grahama? - Możesz zająć główną sypialnię - odezwał się chwilę po tym, jak przetarł twarz dłonią. Nie, nie zamierzał się stąd wynosić i uciekać od odpowiedzialności. Nie znał jej, nie miał pojęcia, w jakim stopniu znała się na dzieciach i zwyczajnie chciał dopilnować, aby Sally miała wszystko, czego mogłaby potrzebować. - Jeśli nie chcesz, odstąpię ci pokój gościnny. Na jakiś czas zatrzymam się na kanapie w salonie, przynajmniej dopóki nie wymyślimy, jak dalej to rozgryźć - zaoferował, zdając sobie sprawę z tego, że spanie w łóżku zmarłych przyjaciół mogło nie być spełnieniem marzeń. Sam zresztą z tego powodu zajął mniejszy pokój, który pierwotnie przeznaczony był na gości. Nie umiał wyobrazić sobie tego, że mógłby tak drastycznie naruszyć przestrzeń, która powinna należeć do kogoś innego.

kucharz — beach restaurant lorne bay
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
marzycielka, właścicielka najpiękniejszego kundelka na świecie o imieniu pistachio, kucharka
Sama była jak duże dziecko, dlatego kontakt z tymi znacznie mniejszymi łapała dość szybko. Miała dobre podejście i generalnie uwielbiała te maleńkie stworzenia, które swoją rozbrajającą szczerością chwytały za serce. Sally była jej oczkiem w głowie, Care uwielbiała spędzać z nią czas, czasami nawet wtedy, kiedy jej rodzice byli zajęci. Ale to było coś innego – ta świadomość, że odwiezie ją do ich domu, kiedy za nią zatęsknią albo załatwią wszystkie swoje sprawy. A teraz? Teraz już nie było takiej możliwości. Musieli poświęcić z Grahamem swoje życia w mniejszym lub większym stopniu. Care była pewna tego, że ona poświęci swoje w stu procentach. Mimo że nikt wcześniej jej o to nie poprosił. Nie wiedziała, co było tego przyczyną. Może Monique naprawdę nie miała innej osoby albo wiedziała, że Care zawsze weźmie na siebie to brzemię. Bez względu na to, co miałoby się stać. Nie wiedziała, jak sytuacja wyglądałaby pół roku wcześniej, kiedy diagnoza spadła na jej barki jak grom z jasnego nieba. Ale teraz, kiedy rak ustąpił, wiedziała, co musi zrobić. – Cedric chyba podszedł do tego bardziej pragmatycznie, a Monique kierowała się uczuciami, może dlatego zdecydowała, że o niczym mi nie powie? Może dlatego, że jednak w duchu nie brała takiej sytuacji pod uwagę? – wzruszyła ramionami. Nie miała pojęcia, dlaczego jej przyjaciółka zdecydowała się na taki, a nie inny krok. Mogła tylko przypuszczać i właśnie takimi spostrzeżeniami podzieliła się z Grahamem.
Przyjrzała się mężczyźnie. Mieli ze sobą spędzić masę czasu, choć zupełnie się nie znali. Nie wiedziała, co ma o nim sądzić, dlatego postanowiła oprzeć się na opinii przyjaciół. Skoro uważali, że Flanagan jest odpowiednią osobą dla ich córki, to Care również musiała mu zaufać. – Spokojnie, ja zajmę kanapę, bo prawdopodobnie i tak nie potrafiłabym teraz zasnąć. No i jet lag – powiedziała w końcu. – Ale ty odpocznij – dodała. Kiedy woda się zagotowała, nalała do kubka. – A ty masz na coś ochotę? – zapytała, dopiero teraz zdając sobie sprawę ze swojej niegościnności.

Graham Flanagan
balon
martyna
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Mógł nie zdawać sobie z tego sprawy, a jednak istniało prawdopodobieństwo, że właśnie tego w swoim życiu potrzebował. Odkąd jego żona zmarła, nie miał większych zobowiązań, a cała jego uwaga spoczywała na pracy, której oddawał się z zaangażowaniem, byle tylko nie myśleć o tym, co się stało. Był to jego sposób na poradzenie sobie z żałobą, choć wątpliwym było to, czy aby na pewno sobie z nią radził. Minęły już przecież dwa lata, a on nie był w stanie wrócić do życia, które wiódł wcześniej. Skupienie się na Sally wymagało od niego większego otwarcia się nie tylko na świat, ale przede wszystkim na tę małą istotkę. Choć znowu kogoś stracił, może miała być to dla niego forma terapii?
Decydując się na taką formę zabezpieczenia chyba mało kto brał pod uwagę to, że wypadek naprawdę mógł się wydarzyć. Ludzie chcieli wyłącznie zadbać o to, aby ich dziecku niczego nie zabrakło, gdyby jednak los sobie z nich zakpił. Ich przyjaciele nie różnili się pod tym względem i, jak widać, podjęli chyba mądrą decyzję. - Tak czy inaczej, dobrze wyszło. Wolę nie myśleć, co byłoby z Sally, gdyby nie ten świstek - pewnie utknęłaby w systemie, ponieważ nikt z rodziny ich przyjaciół nie byłby w stanie przyjąć małej do siebie, a gdyby nawet, proces adopcyjny mógłby nie być prosty. Graham co prawda nie wnikał nigdy w szczegóły, ale znał realia, a przez wzgląd na znajomych wolał samodzielnie zatroszczyć się o tego malca. Kandydatem na ojca nie był idealnym, ale miał zrobić wszystko, co w jego mocy, aby zapewnić jej dobre życie. - Kawa będzie w porządku - stwierdził, zmęczony dzisiejszym dniem na tyle, iż potrzebował zastrzyku kofeiny. Ostatnio musiał funkcjonować na zdwojonych obrotach. - Więc co dokładnie zamierzasz? Planujesz tu zostać? - zapytał, bo przecież nie znał jej w ogóle. Nie miał pojęcia, czego powinien się po niej spodziewać i czy przypadkiem gdzieś indziej nie czekało na nią życie, do którego musiała wrócić. Gdyby tak było, na pewno by jej za to nie winił. Wychowywanie dziecka nie miało być przecież łatwą przeprawą, a jego w pewnym stopniu nadal napawało przerażeniem.

kucharz — beach restaurant lorne bay
30 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
marzycielka, właścicielka najpiękniejszego kundelka na świecie o imieniu pistachio, kucharka
Raczej nie miała problemu ze zorganizowaniem sobie wolnego czasu. Jej życie też toczyło się głównie wokół pracy, którą przy okazji kochała całym sercem. Szersze plany, które miała w stosunku do restauracji zweryfikowała choroba, ale cieszyła się, że wraz z powrotem tutaj będzie miała szansę zająć to samo stanowisko. Nie wyobrażała sobie, że mogłaby siedzieć i nic nie robić. Owszem, przy tak małym dziecku nie było mowy o poświęceniu pracy całego czasu, ale biorąc pod uwagę obecność Grahama, liczyła, że wspólnie wypracują sobie grafik tak, by mogła realizować również siebie. Kilkudniowy urlop miał sprawić, że Care wdroży się we wszystkie sprawy. Nie miało być to dla niej trudne, bo potrafiła dość szybko zaaklimatyzować się w konkretnym miejscu, a zwłaszcza w takim, które już w jakiś sposób zaistniało w jej życiu. Lorne Bay po części było jej domem. Apartament był jej własnością i właśnie tak go nazywała. Problem pojawiał się, kiedy w głowie miała określić ten budynek, w którym właśnie się znajdowała. Czuła się nieswojo i nieprzyjemnie. Wiedziała, że wiąże się to głównie ze śmiercią jej przyjaciół, ale nie sądziła, że mogłoby się to kiedykolwiek zmienić. – Mam nadzieję, ze mają dla mnie taki sam. To znaczy, nawet bez tego nie mogłabym jej zostawić, ale liczę, że jest to uregulowane prawnie – przyznała szczerze. To wcale nie oznaczało, że miała do niego jakąś awersję, bo zupełnie nie znała faceta stojącego przed nią, ale nie chciała wyłącznie sprawować opieki, musiała też mieć jakąś decyzyjność w kwestii Sally. Zabrała się za przygotowanie kawy dla niego. Zastanawiała się czy już zawsze będą tak wyglądać jej wieczory. – Tak. Właśnie po to tutaj przyleciałam – odpowiedziała. Podała mu kawę, przysunęła sobie krzesło i usiadła naprzeciwko. – Może nie powiedzieli mi o tym, bo ostatnie pół roku spędziłam w szpitalach? Kiedy tobie o tym powiedzieli? – zapytała.

Graham Flanagan
balon
martyna
dziennikarz — the Cairns Post
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Emerytowany korespondent wojenny, który po śmierci żony osiadł w Lorne na stałe. Obecnie tworzy kontrowersyjne artykuły, a po śmierci bliskich przyjaciół spełnia się w roli nieporadnego ojca.
Dla niego było to niczym kubeł zimnej wody. Choć nie uchodził za bawidamka, a w uczuciach bywał raczej stały (w końcu nadal nie wyleczył się z miłości do swojej małżonki, która zmarła przed dwoma laty), to jednak daleko było mu do kogoś, kto mógłby zdecydować się na założenie rodziny. Nie wykluczał tego co prawda, ale kiedy jeszcze jego ukochana żyła, zakładali raczej, że najpierw jak najdłużej będą skupiać się na tym, co było dla nich ważne w danym momencie. Ona poświęcała się misjom humanitarnym, a Graham starał się jak najdokładniej przekazać ludziom wieści o tym, co działo się w ogarniętych wojną zakamarkach świata. Czasami zastanawiał się, jak wyglądałoby to, gdyby decyzję o założeniu rodziny podjęli wcześniej. Czy teraz sam byłby ojcem, a jego żona nadal by żyła? Tęsknił za nią tak mocno, iż skłonny był stwierdzić, że naprawdę tego pragnął, a jednocześnie wcześniej nie umiał jej o to poprosić. Chciał, żeby była szczęśliwa, a wtedy szczęście przynosiło jej niesienie pomocy. Szkoda tylko, że to samo ściągnęło na nią śmierć.
Nie znali się, a co za tym idzie, brakowało im wzajemnego zaufania. Tego dopiero musieli się nauczyć, dlatego kilka kolejnych dni miało być decydujących. Na samą myśl o tym odczuwał ten dziwny ścisk w żołądku, dlatego nie odpowiedział teraz. Z podziękowaniem przyjął natomiast kubek kawy, z którego upił niewielki łyk. - Nie mam pojęcia. To było chyba… to musiało być jakieś przyjęcie z grillem. Urodziny Cedrica? Tak, to chyba było właśnie wtedy - wyjaśnił, przez chwilę próbując przywołać pamięcią okoliczności. Doskonale pamiętał tamtą rozmowę - pamiętał to, co powiedział mu przyjaciel, a jednak data nie wyryła się w jego pamięci. Teraz wiedział, że musiało mieć to miejsce jakieś cztery miesiące temu. - Długo się znałyście? - zapytał, czując, że powinien jakoś podtrzymać rozmowę, a jednocześnie wiedząc, że rozmowy na temat pogody nie miałyby sensu, podobnie zresztą jak ustalanie zasad, skoro nadal nie wiedzieli, jak wyglądała jej sytuacja.

ODPOWIEDZ