malarz, artysta — sztuki nowoczesnej
36 yo — 195 cm
Awatar użytkownika
about
amerykański artysta sztuki nowoczesnej, który do tej pory całkowicie umiał oddawać się jedynie swojej twórczości. teraz wyłączony z życia, oddany jedynie swojej ukochanej desiree, całą uwagę skupia na jej powrocie do zdrowia i zapewnieniu jej bezpieczeństwa.
+ Aspen Hall-Rohrbach

Wciągnął głośno powietrze. Owszem, to nie był ani najlepszy czas, a tym bardziej najlepsze miejsce na zaczynanie kłótni. Doszedł właśnie do takiego wniosku i starał się uspokoić na każdy możliwy chyba sposób. Popatrzył przeciągle na swoją żonę i przysłuchiwał się temu co mówiła:
- Nie chodzi mi już nawet o sam moment czy miejsce - westchnął. Starał się jak mógł żeby jego słowa były spokojne i wyważone, sam przecież musiał się uspokoić, a dalsze nakręcanie się na dany temat niczego by w końcu nie ułatwiło. - Aspen - używając jej imienia na początku wypowiedzi czuł się trochę jak jakiś karcący nauczyciel czy opiekun, ale jakoś nie umiał w tym momencie silić się na słodkości. - Oczekujesz rozmowy na ważny dla większości społeczeństwa temat - rozumiem to. Ale tylko zapytałaś o zdanie drugiej strony. Nie okresliłaś jak to wygląda według ciebie, czemu ten temat pojawia się właśnie teraz, no właściwie nie wiem nic. Zero argumentów, zero wniosków, tylko pytanie na gorąco i niech się dzieje - rozłożył pozornie bezradnie ręce. Bywały takie momenty, kiedy pasowała mu obiegowa opinia twierdząca, że jest mrukiem. Żałował chyba, że nie zapozował na takiego w tym momencie. Mógłby odpowiadać tylko w nic nie wnoszących do tematu równoważnikach zdań, temat umarłby śmiercią naturalną i tyle z tego. A tak? On był podenerwowany, Aspen zapewne też i spokojnie dzisiejszy dzień można wykreślić z listy tych szczególnie udanych.
- Jezu... Dobra. Cieszę się, że dla ciebie to taki pozytywny wyjazd i nie będę namawiał, żebyś musiała rozumieć mój punkt widzenia - postanowił się jednak wycofać. Dalsze wałkowanie tematu uznał za bezsensowne, chyba po prostu nie chciał dalej psuć obu stronom nastroju. Kiedy jednak usłyszał obrażone "idę do wanny" w wykonaniu swojej żony, nie mógł się po prostu powstrzymać i chyba aż słyszalnie się zaśmiał. To był jeden z tych momentów, kiedy wydawała mu się taka bezbronna i trochę dziecinna - kiedyś uznawał to przecież za urocze. Teraz miał jednak wrażenie, że przy jej entuzjazmie wychodzi wiecznie na marudnego, starego dziada. Nastrój zmienił mu się wręcz o sto osiemdziesiąt stopni. Westchnął głośno po czym oznajmił: - To ja się przejdę - i ruszył w stronę swoich rzeczy, aby się wyszykować.
Prędzej zgubi się we własnych myślach, niż w Nowym Jorku.

/ zt
ODPOWIEDZ