outlaw from the west — farm
33 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
tell me crow, who's alive? running around and hiding from our sight
Czasami bywały dni, podczas których Nyx narzekała na nudę i rutynę; te, gdy nic ciekawego się nie działo, a czas przeznaczała na żmudne, lecz niezbędne obowiązki na farmie. Lubiła to, zazwyczaj i paradoksalnie z całym dniem coraz bardziej. Doceniała leniwe, ciepłe popołudnia, bliskość natury i wieczory, które zazwyczaj miała tylko dla siebie.
Bywało jednak, że czasem działo się coś, co tę rutynę przerywało i wtedy, kiedy działo się coś, czego nie uwzględniła w planie dnia, narzekała również na to. Kozy były najbardziej problematycznymi mieszkańcami farmy (nie to, żeby miały też szczególnie ogromną konkurencję, ale zdecydowanie nadrabiały za wszystko), a ucieczki nie tylko przez zepsute ogrodzenie, ale też przez nie-wiadomo-co stanowiły coś, co już dawno przestało dziwić Nyx.
Miała zagonić swoje stado z powrotem na farmę, ale zamiast tego stała przy dziurawym płocie i przyglądała się kozom, pasącym się w oddali przy polnej drodze. Gałgan, niczym rasowy pies pasterski, wygrzewał się w promieniach zachodzącego powoli słońca, bardziej nieświadomie niż zaplanowanie samą swoją obecnością uniemożliwiając reszcie stada podążeniem za uciekinierkami. Typowy dzień na farmie, mogłaby powiedzieć. Jeszcze tylko brakowałoby spłoszonego konia i nagłe zepsucie się traktora, by mogła wykreślić bingo i mieć cały komplet.
- Taś taś. - żyła już dwa lata na farmie, ale wciąż tajemnicą pozostawało dla niej, jak właściwie powinno się wołać na kozy. Słyszała różne wersje, próbowała różnych metod, ale żadna nie okazywała się tą jedną właściwą i parzystokopytne miały Nyx i jej nawoływania gdzieś. Nawet kępka trawy z pastwiska, którą zerwała i machała ręką, nie okazała się dla nich szczególnie zachęcająca. Nie miała ochoty tracić tu więcej czasu, niż było to niezbędnie konieczne, bo musiała zrobić jeszcze kilka rzeczy, zanim uda się na zasłużony odpoczynek, ale te uparte zwierzęta w żaden sposób jej nie pomagały. A doszła jej jeszcze naprawa drewnianego ogrodzenia, jeśli nie chciała mieć jutro powtórki z rozrywki. Mogła jedynie pochwalić się tym, że dzięki wprawie i doświadczeniu całkiem sprawnie szło jej uderzanie młotkiem.
Te niewielkie stadko kilku zbuntowanych kóz niewiele sobie z tego robiły, skubiąc trawę przy drodze i uciekając kawałek dalej za każdym razem, gdy Nyx się do nich zbliżała. Naprawdę nie rozumiała, czemu nie mogły się paść na pastwisku, ale najwyraźniej chwasty za płotem były bardziej zielone i smaczniejsze.

Ephraim Burnett
Nyx
Nyx
brak multikont
komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
forty two
nyx & ephraim
Po ostatnich dniach musiał pozwolić sobie na oddech. Szczególnie gdy podobnych momentów „wolności” nie było zbyt wiele — meandrując między byciem ojcem dwóch małych żyć, mężczyzną próbującym ratować rozpadającą się rodzinę i odpowiedzialnym członkiem społeczności, Ephraim czuł się jak na wojnie. I nieszczególnie takowe porównanie mijało się z prawdą, biorąc pod uwagę zaangażowanie, jakie wykazywał w obu przypadkach — konfliktu poza granicami domu, jak i tym związanym bezpośrednio z jego małżeństwem. Można było pokusić się także o stwierdzenie mówiące, iż sprawa z Pam wyciągała z niego o wiele więcej aniżeli zbrojne starcie z uwagi na to, że Burnett nawykł do walki fizycznej aniżeli psychicznej. Odkąd tylko pamiętał, wychowywany był do jednego celu i ochrona własnych emocji do niego nie należała. I to nie tak, że kapitan nie był odporny w mentalnym tego słowa znaczeniu — zawsze miał jednak dom za bezpieczną przystań, gdzie nawet jak czekały na niego problemy, nie tak potężnego kalibru. Separacja jednak była bardziej niż potrzebna, aby zarówno on sam, jak i Pamela zebrali własne myśli i koncepcje na to, co powinni zrobić dalej. Największym cierpieniem prócz świadomości tego, co się wydarzało, było dla Ephraima skrzywdzenie dzieci — nie wiedziały, co się wokół nich działo; nie rozumiały, dlaczego mieszkają tylko z mamą i to jeszcze u dziadka, a nie w ich rodzinnym domu. Wszyscy. Po prostu. Tak jak wcześniej.
Szczeknięcie zwróciło uwagę Burnetta, gdy ubierał się w strój do jazdy na motorze, a spojrzenie osiadło na wielkim dogu niemieckim, który stał u jego boku. Odkąd pies na stałe wrócił do swojego pana, Ephraim nie rozstawał się ze stworzeniem praktycznie wcale. Mieszkając od niemal roku samemu, pojawienie się rodzinnego czworonoga podniosło marynarza na duchu, a dostrzegając jeszcze, że zwierzak naprawdę cieszył się z bytowania ze swoim właścicielem, odpychało wiele przykrych myśli. I dzięki temu mogli też wrócić do swoich drobnych tradycji sprzed wyprowadzki Pameli, dzieci oraz samego sierściucha.
Wiedział, że tego popołudnia jego żona spotykała się z koleżankami i zabrała ze sobą dzieci, dlatego on sam nie był jej potrzebny. Nie chciał też za bardzo być, bo zebranie kobiet nie było miejscem dla mężczyzny — szczególnie gdy zarówno on, jak i jego małżonka znajdowali się w tej konkretnej sytuacji życiowej. Plotki już i tak rozpierzchły się po całym Lorne Bay, nie wspominając o doświadczeniu, jakie niósł za sobą kapitan po ostatniej misji. Chociaż wydawało się, że dobrze radził sobie ze wspomnieniami z tamtych momentów, podskórnie Burnett wiedział, że połączenie problemów domowych z intensywną falą bodźców i brak odpoczynku było zapowiedzią czegoś znacznie gorszego. O czym wolał nie myśleć... Dlatego, gdy nie spędzał czasu z dziećmi, wynajdywał sobie zajęcia, aby się oderwać od spraw doczesnych. Wziął więc Hotdoga na spacer lub właściwie na przejażdżkę, gdzie mężczyzna jechał na motorze, a wielki zwierzak biegł u jego boku. Nie robili tego po raz pierwszy, więc Ephraim nie obawiał się, że dog się gdzieś zagubi, tudzież wpadnie pod samochód. Szczególnie że trasa, którą wybrał, nie była popularna, a droga, na jaką ostatecznie trafili, nie była specjalnie uczęszczana. Kapitan nie spodziewał się więc żadnych trudności. Gdy jednak wziął jeden z zakrętów, musiał nacisnąć hamulec, by nie wpaść na stojącą kilka metrów przed nim kozę. Która o dziwo wcale się nie spłoszyła, tylko wróciła do żucia kępka trawy. - Nie. - Ephraim skontrolował swojego psa, który z wyraźną ciekawością przyglądał się stworzeniu, ale na słowo swojego pana, wstrzymał się z eksploracją. Z wyraźnym bólem wypisanym na pysku... Mężczyzna rozejrzał się, jakby szukał pasterza czy powodu, dla którego kozy znalazły się na otwartym polu i nie musiał szukać długo. Podniósł przyciemnioną szybkę kasku. - Dzień dobry - rzucił do widocznej niedaleko kobiety, dostrzegając, że to ona wpatrywała się intensywnie w zwierzęta, jakby próbowała je namówić do powrotu siłą woli. Po jej wyrazie twarzy widoczne było pewnego rodzaju zirytowanie, jak i zwyczajna bezsilność. Coś, z czym kapitan w ostatnich miesiącach doskonale się zaznajamiał. - Pomóc?
Nyx Tucker
easter bunny
chubby dumpling
outlaw from the west — farm
33 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
tell me crow, who's alive? running around and hiding from our sight
Czasem to te bardziej przyziemne problemy okazywały się być najbardziej upierdliwe. Kozy uciekły Nyx nie pierwszy i najprawdopodobniej też nie ostatni raz, już miała tę wątpliwą przyjemność ganiania za nimi po pobliskich terenach, próbując ich nakłonić, zachęcić czy zmusić do powrotu na własne pastwisko. Mimo tego, wciąż jednak nie opracowała tej jednej, najwłaściwszej metody, która by okazywała się skuteczna za każdym razem by te uparte i krnąbrne zwierzaki słuchały się jej bez żadnych problemów. Gdy już miała wrażenie, że odkryła, co działa na te stworzenia, to nieprzyjemnie ją zaskakiwały, ignorując nawoływania lub smakołyki, które im przynosiła.
Dlatego czasem - znaczy, często - po prostu brakowało jej cierpliwości, naprawdę żałując, że przywołanie ich siłą woli praktycznie nigdy nie zdawało egzaminu. To by znacznie ułatwiło jej życie. Może uciekające kozy nie były największym problemem, a zaganianie ich najcięższą pracą na farmie, ale z oczywistych powodów Nyx wolałaby, by do takich sytuacji nie dochodziło. Już nawet pomijając jej brak cierpliwości, bo to okazywało się być nieistotne w porównaniu z realnym zagrożeniem ze strony dziko żyjących drapieżników, gotowych zrobić sobie z kóz cel do polowania.
Dalej trzymając w dłoni kępkę trawy niczym najlepszy smakołyk dla tych zwierząt, obserwowała kozy, próbując jednocześnie dostrzec i obmyślić najlepszą drogę do obejścia ich, by mogła zagonić je przez dziurę w płocie z powrotem na pastwisko, jednocześnie nie prowokując ich do dalszej ucieczki z dala od terenów farmy. Ganianie za nimi po całej okolicy było niechcianym, aczkolwiek możliwym scenariuszem, pozostało jedynie do niego nie doprowadzić.
Pomoc, a raczej jej propozycja przyszła niespodziewanie. Ruch na jednej z wiejskich dróg nie był zwykle szczególnie duży, uczęszczały nią zazwyczaj albo ciągniki jadące na jedno z pól, albo zbłąkani turyści chcący trochę pobyć w pobliżu natury. Choć widok psa ją trochę zaniepokoił, nie wyglądał na takiego z gatunku pasterskich - wręcz przeciwnie, wyglądał, jakby takie kozy zjadał na obiad.
- Jeśli pan byłby tak miły. - odezwała się do mężczyzny na motocyklu, źródła nieoczekiwanej pomocy, jakiej nie przewidywała, a którą nie zamierzała wzgardzić. Nawet jeśli nie okazałby się nie mieć żadnego doświadczenia ze zwierzętami hodowlanymi, to jej to nie przeszkadzało. Byle tylko zagonić jakoś te kozy z powrotem na miejsce.
- Uciekły mi chyba piąty raz w tym miesiącu, nie mam już do nich cierpliwości. - może i nie było to szczególnie dobra wymówka, ale chociaż trochę tłumaczyła to, czemu Nyx jak na razie nie podjęła żadnych szczególnych kroków ku rozwiązaniu problemu. Po prostu traciła do tych zwierząt cierpliwość, co ją tylko dodatkowo irytowało.
- Ale pies nic im nie zrobi? - choć mężczyzna zdawał się panować nad psiakiem, to wolała się upewnić. Rozbiegane kozy mogły obudzić w zwierzęciu myśliwskie instynkty, sama to przerabiała ze swoim Gałganem, zanim zaczął traktować nieparzystokopytne jako coś, na co można co najwyżej poszczekać.

Ephraim Burnett
Nyx
Nyx
brak multikont
komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
Na miejscu kobiety Ephraim dziękowałby w tym konkretnym momencie życia za przyziemne problemy. Wyrzekłby się wszystkiego, co ciężko osiadało na jego barkach, by stanąć twarzą w twarz z czymś potencjalnie błahym. W końcu nic dziwnego, że czuł się i był zmęczony wieczną walką. Gonitwą w nieznanym sobie kierunku, bo chociaż jego celem było wyratowanie własnej rodziny, nie miał bladego pojęcia, czy było to w ogóle wykonalne. Czy małżeństwo z Pamelą miało przetrwać? Czy dzieci miały już na zawsze pozostać skażone niepewnością oraz okrucieństwem rozpadającej się rodziny? Te i wiele innych pytań bombardowało każdego dnia umysł kapitana. A on nie chciał, aby jego bliscy cierpieli — zdecydowanie nie chciał patrzeć na Jace’a i Liberty pochłoniętych przez koszmar dorosłych. Starał się być jak najlepszym ojcem i odpowiedzialnym rodzicem, stającym między potomstwem a wszelkim zagrożeniem, ale co jeżeli zagrożenie pochodziło od ich matki? Od kogoś, kto przecież ich kochał? Kogoś, kto nigdy w fizyczny sposób nie podniósłby na nie ręki. Ani w mentalnym tego słowa znaczeniu. A jednak działania Pameli miały swoją cenę i rozchodziły się promienistą falą niczym poatomowy wybuch. Wciąż bombardowały ich rodzinę swoim skażeniem i chociaż od źródła mijało coraz więcej czasu, rany wcale się nie goiły. Obecność tego drugiego mężczyzny również nie wspomagała procesowi leczenia, a przecież powinni mieć do tego przestrzeń. Poczucie bezpieczeństwa. Skupienia się na swojej rodzinie, nie zaś możliwości wpadnięcia na kochanka kobiety, wychodząc z domu.
Szczęście w nieszczęściu Ephraim trafił nie na kochanka żony, a na problem, który z łatwością mógł odciągnąć go od własnego zatopienia się w skupieniu. Razem z dostrzeżeniem w okolicy kóz mężczyzna puścił gaz, pozwalając, aby silnik pracował ciszej niż normalnie — nie chciał w końcu spłoszyć zwierząt. Gdy dostrzegł i usłyszał słowa — najprawdopodobniej — właścicielki stworzeń, całkowicie zrezygnował z dalszej wycieczki. Wyłączył silnik i przerzucił nogę przez motor, by stanąć twardo już na ziemi. Dopiero wówczas ściągnął też kask, by położyć go na siedzisku maszyny i słysząc także pytanie kobiety, zerknął krótko, ale dość znacznie na swojego towarzysza. - Nic nie zrobi. Obiecuję - zapewnił, wiedząc, że pomimo gabarytów Hotdog był dobrze wychowanym psem. Przecież się o to postarał. Ostatnie czego Burnett nie życzył sobie w domu to niesubordynacji wielkiego czworonoga. - Wie pani, która jest szefową? - spytał, podchodząc do kobiety i spoglądając na zwierzęta. Nie widział wśród nich barana, który raczej i tak pozostałby zapewne na łańcuchu. Gdyby znaleźli samicę, która była najwyżej w hierarchii, reszta poszłaby za nią. A przynajmniej tak podejrzewał. Nie znał się przecież na kozach. Dowodził wszak statkiem, nie zwierzętami. Nie oznaczało to jednak, że zamierzał pozostawić kobietę samą sobie. Szczególnie że widział w niej pewnego rodzaju frustrację całą sytuacją. Któż by wszak nie był zirytowany tak częstymi ucieczkami swoich podopiecznych?
Nyx Tucker
easter bunny
chubby dumpling
outlaw from the west — farm
33 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
tell me crow, who's alive? running around and hiding from our sight
Choć narzekała na te swoje błahe problemy, to za nic nie chciałaby się zamienić na te nękające Ephraima. W sprawach rodzinnych świeciła wyjątkowo miernym przykładem, w czym też miała swój udział (choć uparcie nie dostrzegała w sobie żadnej winy, czemu rozpadła się jej rodzina), więc na jego miejscu podjęłaby niejedną złą decyzję, bo w tym akurat była dobra. Dalej ciągnęło się za nią to widmo, wciąż miała kilka niezałatwionych spraw, ale uparcie odkładała je na później, woląc zajmować się bardziej przyziemnymi rzeczami. Życie na farmie jedynie z pozoru było łatwe i choć w żadnym stopniu nie przypominało tego, jakie Nyx prowadziła w Ameryce, odnajdywała w nim swój rytm. Kozy nie pozwalały jej się nudzić - choć typowe obowiązki przy nich były zwykle rutynowe, to co jakiś czas pojawiało się coś bardziej niestandardowego, jak na przykład kolejna ucieczka czy agresywne zachowanie zwierzęcia, najczęściej spowodowane jakąś chorobą. Odkąd dostała od kozy rogami w żebra, nie dyskredytowała tych zwierząt.
Wiedziała, że powinna w tej sytuacji zachować spokój, bo kozy wyczuwały ludzkie emocje i nastawienie, ale irytacja była po prostu zbyt silna, by Nyx była w stanie nad nią zapanować. Jednak z całą pewnością nie mogła zostawić tej sprawy na później, bo o ile nie obawiała się o to, że kozy uciekną na tyle daleko, by nie była w stanie ich znaleźć, to wciąż czekały na nie inne zagrożenia, głównie w postaci dzikich, niekoniecznie bojaźliwie nastawionych zwierząt.
- Cudownie. Może nawet kozy się przestraszą, jak go zobaczą bliżej i grzecznie uciekną na pastwisko. - nie to, żeby chciała specjalnie straszyć zwierzęta (no dobrze, może trochę chciała z poczucia frustracji i bezsilności, jakie teraz przez nie odczuwała), robiła wszystko, by miały u niej dobrze, ale w tej chwili była skłonna łapać się prawie wszystkich względnie etycznych metod. A obecność obcego, dużego psiaka mogła podziałać na jej korzyść.
- Nie pani, tylko Nyx. - poprawiła zupełnie odruchowo, skupiając się teraz bardziej na kozach, które jak gdyby nigdy nic dalej skubały trawę nie tam, gdzie powinny. Raczej nieduże stadko, składające się głównie z co bardziej krnąbrnych i odważnych jednostek. - Tak, ta z taką dużą brązową łatą na lewym boku. Jest dość... charakterna i zdarza jej się czasem rozbrykać. Nie powinna zaatakować, ale radziłabym uważać. - ciężko jej byłoby znać wszystkie kozy, jakie miała, ale większość przynajmniej kojarzyła. Wiedziała, które mogą sprawiać problemy, a które wręcz przeciwnie, pozwalała głaskać, jeśli tylko ktoś chciał.
- Okej, to może ja spróbuję zajść je od tyłu, a ty staniesz tam na środku drogi, żeby nie minęły wejścia i nie pobiegły dalej? - odezwała się, jednocześnie pokazując ręką miejsce, gdzie mężczyzna miałby stanąć, by zagrodzić kozom drogę ucieczki.

Ephraim Burnett
Nyx
Nyx
brak multikont
komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
Burnett podziwiał ludzi, którzy wiązali swoje życie z pracą na roli. I to w każdej z form — czy hodowlanych, czy czysto uprawnych. Był to wymagający styl przetrwania i tak, jak jego praca oraz zarobki nie zależały od warunków pogodowych, farmerzy mieli zupełnie odmienną sytuację. Co prawda byli związani ze swoim dobrze znanym terenem ziemskim, podczas gdy kapitan pływał po miejscach, w których często znajdował się dopiero po raz pierwszy, a wody potrafiły być niesamowicie zwodnicze. Oba zawody niosły za sobą nieprzewidywalne ryzyko i chociaż powierzchownie nie można było ich w żaden sposób porównać, istniały drobne podobieństwa umykające nieuważnemu obserwatorowi. Czy mężczyzna wymieniłby się na ciągłe przebywanie w domu z rodziną, wyrzekając się dalekich konfliktów, oceanicznej wolności i nieregularnych rejsów? Jako człowiek oddany rodzinie powinien powiedzieć bez wahania, że tak. Bez mrugnięcia okiem powinien pozostać przy bliskich, skoro ich tak kochał. A jednak każdy miał własną ścieżkę i ścieżka Ephraima zawsze miała prowadzić go na morze. Być może błędnie, ale niektóre rzeczy się nie zmieniały, a przywiązanie kapitana było czymś zdecydowanie większym. Czymś wyrastającym poza niego samego.
Nie pani, tylko Nyx.
- Ephraim - przedstawił się w zamian, chociaż ta bezpośredniość nieco zbiła go z pantałyku. Lubił jednak zapominać o tym, że nie wszyscy posiadali podobny dystans do innych ludzi, jaki posiadał on sam. Nie czuł się tym jednak w żadnym wypadku urażony. Kobieta przed nim wydawała się młodsza, mógł sądzić, że do życia mieli całkowicie odmienne podejścia. Odszukał zaraz spojrzeniem kozę, o której mówiła, chcąc przynajmniej wiedzieć, na którą miał tym bardziej uważać. Wiedział, że gdyby coś się działo, Hotdog miał stanąć między właścicielem a narwanym stworzeniem, ale wolał, aby tak się nie działo. Gdyby w grę wchodziły owce, nie miałby szczególnych obaw. Wełniane kulki byłyby jedynie naprowadzane we właściwym kierunku, a gdyby zderzyły się z człowiekiem, jedynie odbiłyby go w inną stronę. - Nie ma problemu. Przestawię jeszcze motor - rzucił, gdy Nyx powiedziała mu, co miał zrobić. Burnett skinął głową, po czym poszedł do maszyny, puszczając bieg i przetaczającą ją w poprzek drogi. Dzięki temu niezbyt szeroka, polna droga pozostała z jednej strony zasłonięta jego środkiem transportu, podczas gdy on z psem miał stanąć po drugiej. Liczył tylko na to, że żadna z tych chodzących rogatych wszystkożerczyń nie miała wpaść z rozmachem w yamahę i wywrócić ją na piach. Oczywiście, samo uderzenie z gruntem nie miałoby większego znaczenia — nie tak jak wbite w silnik rogi... Ephraim naprawdę dość miał już poobijanego motoru. Szczególnie że do łodzi, jak i jednośladów był wyjątkowo sentymentalny. - Chodź. - Cichy rozkaz wydany w stronę towarzyszącego mu psa, a Hotdog zaraz przykleił się bokiem do właściciela. Na dźwięk dzwonków doczepionych do szyi małego stadka, mężczyzna uśmiechnął się delikatnie pod nosem, słysząc w głowie sepleniący głosik córki próbujący wypowiedzieć nazwę kozy. Jace od razu stwierdziłby, że chce małego koziołka na urodziny. Gdyby oczywiście chciał w ogóle z ojcem rozmawiać... - Gotowi - rzucił do kobiety, gdy stanął na miejscu i wyłapał spojrzenie Nyx. Uniósł także dłoń na znak, że mogła zaczynać. Miał szczerą nadzieję, że miało im się udać załatwić to dość bezproblemowo — praca ze zwierzętami mogła wydawać się prostsza niż z ludźmi, ale Burnett po latach doświadczenia nie był do tego do końca przekonany…
Nyx Tucker
easter bunny
chubby dumpling
outlaw from the west — farm
33 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
tell me crow, who's alive? running around and hiding from our sight
Ona natomiast by się wymieniła. W innej rzeczywistości, w której nie musiałaby się ukrywać pod fałszywym nazwiskiem i pilnować, by nie zwracać na siebie żadnej niepotrzebnej uwagi, nie siedziałaby na farmie, nawet, gdy zaczęła dostrzegać jej zalety. Jednak poczucie bezpieczeństwa, jakie dawało jej to miejsce na ziemi, mogłaby powiedzieć, że wręcz pośrodku niczego, było aktualnie dla niej ważniejszą kwestią. Teraz mogłaby sobie jedynie wyobrażać, jakie to uczucie zostawić za sobą ląd, by próbować zapanować na oceanem, bo jej doświadczenie ograniczało się do krótkich rejsów luksusowymi jachtami. Oczywiście wydawało jej się być to o wiele ciekawsze niż siedzenie wśród pól pszenicy i stad rozbrykanych kóz, a na pewno za pierwszym czy drugim rejsem. Nie mogła wiedzieć, kiedy i czy w ogóle żeglarzy dopada rutyna, bo, jakby nie patrzeć, woda była wszędzie taka sama.
- My się chyba... znamy? Znaczy, widziałam cię parę razy na strzelnicy. - może i znać to było zbyt duże słowo, bardziej pasowałoby kojarzyć, ale Nyx zdawała się nie zwracać uwagi na takie szczegóły. Tak samo jak nie zastanawiała się nad tym skróceniem dystansu, bycie na pan/pani podczas zaganiania kóz wydawała jej się być niczym więcej niż tylko sztuczną kurtuazją. - Nie to, żebym się oglądała. - dodała zaraz, nie chcąc zostać źle zrozumianą.
- Ratujesz mi życie. Albo przynajmniej część wieczoru, który musiałabym przeznaczyć za ganianie za tymi nicponiami. - bez jakiejkolwiek pomocy, mając do tego pecha, zagonienie kóz z powrotem na pastwisko mogło zająć zbyt wiele czasu, niż chciała w ogóle na to przeznaczyć. A czekała ją jeszcze naprawa płotu, przynajmniej prowizoryczna, by wystarczyła dopóki nie znalazłaby na to więcej niż tylko jedna wolna chwila. Na farmie w każdej chwili mogło coś wypaść, jednak większość podobnych, średnio przyjemnych scenariuszy była do siebie podobna. Albo coś uciekło i trzeba było znaleźć, albo coś się popsuło i trzeba było naprawić, rzadziej zdarzało się coś innego. Na szczęście, mogłaby powiedzieć, bo nie wiedziała, co zrobiłaby w obliczu większej katastrofy.
Zgodnie ze swoim planem, ostrożnie obeszła stadko kóz, starając się zachowywać od nich na tyle dużą odległość, by nie odebrały jej jako zagrożenie dla swej, oby chwilowej, wolności. Tylko jedna z nich, przewodniczka stada, podniosła łeb i przyglądała się Nyx z wręcz ludzką nieufnością. Reszta natomiast skubała dalej trawę, nie przejmując się nikim i niczym, dopóki kobieta nie klasnęła w dłonie, chcąc tym samym zwrócić na siebie uwagę zwierząt.
- Wracamy na pastwisko. - oczywiście wiedziała, że kozy nie są w stanie zrozumieć jej słów, natomiast sam ton głosu stanowił wystarczający komunikat. Głośny, ostry i stanowczy, mający przekazać odpowiednie emocje. Kozy były na nie dość wyczulone, dlatego po krótkim zwlekaniu ruszyły powoli w powrotną drogę.
Wszystkie współpracowały, oprócz jednej. Szefowa stadka, najpierw przeszła naprzód, by nagle stanęła, najpewniej wyczuwając obce zapachy. Drugi, obcy człowiek zdawał jej się być zbyt dużym stworzeniem, by mogła go zaczepić, ale pies stanowił już inną kwestię. Jedynie niewiele od niej większy stanowił bardziej racjonalnego przeciwnika. Ważny był też fakt, że czworonogi jedynie szczekały i żadnego z nich było pożytku dla stadka kóz.
Zwierzę tupnęło przednim kopytem i pochyliło łeb, ustawiając rogi prosto w kierunku psiaka z wyraźnym celem. Nyx, na ten widok, mogła jedynie przekląć, z odległości próbując ocenić, czy sytuacja była na tyle niebezpieczna, by porzuciła swój plan i zareagowała, zostawiając resztę kóz.
- Nie rób żadnych gwałtownych ruchów, bo to ją może tylko bardziej rozdrażnić. - odezwała się, nieco się zbliżając. - I jakby co, to złap ją za rogi, żeby cię nie ubodła. - zwierzę nie zawsze potrafi odpowiednio zinterpretować ludzkie zachowania, natomiast rozumie, gdy człowiek postępuje według ich reguł. Złapanie kozy za rogi i siłowanie się z nią było najskuteczniejszym sposobem by poradzić sobie z taką sytuacją, ale Nyx miała nadzieję, że do tego nie dojdzie.

Ephraim Burnett
Nyx
Nyx
brak multikont
komodor, Dyrektor Generalny Operacji Morskich — w Royal Australian Navy
37 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
I cannot look weak. Not in front of my men, not in front of your men, not at all. For some time now I have been holding my entire world together with both hands, keeping my men in line, seeing to their needs, and the only way that endures is if I look the part.
Ephraim nigdy nie był specjalnie wyczulony na kozy i nie wiedział, jak dokładnie się zachowywały, ale na pewno wiązał z nimi jedno ważne wspomnienie, które wypisało się w postaci śladów na jego ciele. Przeciez ciężko było zapomnieć tamtą nieudaną akcję marynarki wojennej w zachodnio-centralnym Afganistanie. Blizny po strzale, obtarciach, obciach, złamaniach… Zdarzenie od początku do końca było jakby otoczone tym konkretnym gatunkiem zwierząt pasterskich — to pasterze odkryli ich lokalizację, a i człowiek, który go uratował, nie był nikim więcej nad zwykłym pasterzem. Kapitan był w stanie bez problemu przywołać sobie w pamięci nie tylko jego twarz, ale także otoczenie. Kozy stanowiły dla grupy Pasztunów z wioski kwintesencję egzystencji — jako muzułmanie nie hodowali świń, ale zresztą w tamtejszym górzystym terenie nic nie przetrwałoby lepiej niż kozy. Odporne na wysokości, długie wędrówki po trudnym terenie oraz nieposkromione przez gorąc lejący się z nieba.
Znaczy, widziałam cię parę razy na strzelnicy.
- Chyba masz rację - potwierdził, umieszczając w końcu twarz nieznajomej w odpowiednim miejscu w pamięci. Chociaż nie bywał tam w ostatnim czasie zbyt często, po przypomnieniu przez kobietę na pewno zamierzał tam wrócić. Wyrobienie sobie nawyku było dla kapitana równie istotne, co pozostawanie w formie. I chociaż cywilna strzelnica nie była tym samym, co koszary marynarki wojennej, wciąż mieli ją całkiem dobrze zaopatrzoną. Sylwetka właścicielski kóz jawiła się tam kilkukrotnie — niewiele kobiet pojawiał się akurat w tych godzinach, w których przebywał tam Burnett. Na sprostowanie wypowiedzi Ephraim przejechał jedynie dłonią przez włosy, czując się lekko zagubionym przez ten urywek chwili. Zaraz jednak uwaga obu dorosłych przeniosła się na cały problem ich spotkania. - Jeszcze mi nie dziękuj - powiedział lekko na słowa kobiety, a delikatne uniesienie kącików świadczyło o tym, że przecież wiele rzeczy mogło pójść nie tak. Dopuszczał do siebie myśl o komplikacjach, bo sytuacja z wrogiem była podobna jak ze zwierzętami — mogli przewidywać jedynie ich zachowania, a co miało się wydarzyć, naprawdę stanowiło zagadkę.
Jeśli miał być szczery, liczył w duchu na to, że kozy nie sprawią żadnych większych trudności. Nie dlatego że chciał mieć tę sprawę z głowy, ale dlatego, że każda komplikacja była problemem. Oczywiście, każdy pragnął, aby wszystko szło bezkonfliktowo, ale nie było nikogo, kto bardziej tego chciał w tym aktualnym momencie od Ephraima. Praca fizyczna była jego zadaniem w zawodzie, na takim samym szczeblu co praca intelektualna, dlatego, gdy przyjeżdżał na ląd, chciał odpoczywać. Biorąc pod uwagę jego sytuację rodzinną, sam nie wiedział, czy to jednak było w ogóle możliwe... W umyśle przebijała się zwyczajna tego negacja.
Gdy jedna z kóz zeszła z posłusznej drogi, nie tylko mężczyzna, ale także jego towarzysz spięli się. - Zostaw! - warknął też automatycznie do psa, którego obecność tak blisko zwierzęcia mogła jedynie rozdrażnić nieparzystokopytne stworzenie. Hotdog pomimo rozmiarów był łagodny, gdy chodziło o sytuacje, które znał, ale w tym momencie było to novum. Na szczęście zrobił to, co kazał mu właściciel — Ephraim słyszał jedynie piszczenie i skomlenie swojego pupila, który był wyraźnie niespokojny. I na granicy szczeku. Marynarz słuchał jednak Nyx i nie ruszał się zanadto. Nie obawiał się starcia z kozą, jednak możliwość rozdrażnienia jednej mogła ciągnąć za sobą również reakcję pozostałych, a to nie napawało optymizmem... Na szczęście obecność Nyx musiała zwierzę zniechęcić, bo koniec końców koza zrezygnowała z wpatrywania się złowrogo w męską sylwetkę. Machnęła jedynie głową i potruptała w stronę reszty stada — na właściwe już pole.
Ephraim odetchnął nieco i rozluźnił mięśnie. Zaraz także przeniósł uwagę na Hotdoga, którego przyciągnął do biodra i wytarmosił za uchem. - Dobry pies - mruknął do zwierzęcia, chwaląc jego posłuszeństwo. - To chyba wszystkie? - spytał równocześnie, rozglądając się wokół i w końcu zatrzymując spojrzenie na właścicielce kłopotliwego stada. Jeśli to była prawda, to pozostawało zapewne jedynie naprawienie rozerwanego ogrodzenia. Nie wyobrażał sobie, aby zostawić kobietę z tym samą. Jeśli potrzebowała wciąż pomocy, był obok.

przepraszam za zwłokę i obiecuję poprawę *.*
Nyx Tucker
easter bunny
chubby dumpling
ODPOWIEDZ