eks żołnierz, artysta i dyrektor galerii sztuki — AUSTRALIAN AND OCEANIC ART GALLERY
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Ulice odbijają szary smutek nieba, w sercu czuję chłód samotnej nocy. Zapach czarnej kawy, filiżanki ciepło jak przystań, gdy wokół burzy się szaleństwo.
#ileś

Dla Jamesa przyjście do latarni było wyrazem najwyżej determinacji, to miejsce było dla niego przypomnieniem o tym jak wiele przez to stracił. Czasem miał nadzieję, że ten budynek zawali się i nie będzie symbolem jego największej porażki. Z drugiej strony później szybko się karcił za tego typu myśli, bo przecież nie chciał żeby Irene spotkało coś takiego. Chciał żeby była szczęśliwa i spełniała marzenie, a jeżeli to było dla niej istotne to musiał się z tym pogodzić i schować do kieszeni męska dumę. Niestety nie był tak dobrym aktorem i nie potrafił zgrywać tego jak bardzo mu to miejsce nie przeszkadza. Już gdy pojawił się w okolicy czuł się jak nieproszony gość. Jak ktoś kogo nie powinno tu być. No i może rzeczywiście byłoby lepiej gdyby się odwrócił i skierował się z powrotem do swojego samochodu. To co planował zrobić mogło nie być najlepszym z pomysłów szczególnie biorąc pod uwagę to co odwalił gdy ostatnio się widzieli. Było mu cholernie głupio z tego powodu. Postanowił więc zgrywać debila i udawać, że nie pamięta o czym dokładnie rozmawiali.
Zagryzł trochę zęby i ruszył w stronę przeklętej latarni, a tam zobaczył swoją byłą żonę łażącą po drabinie, bo najwyraźniej było tutaj co remontować. - Uważaj maleńka, bo Cię wiatr zwieje - no nie mów kurwa, że to nie jest zajebisty komplement.... właśnie powiedział, że jest szczupła! Ten to jednak umiał w bajerę. - Potrzebujesz pomocy? - Zapytał patrząc na nią z dołu. - Przytrzymam Ci chociaż drabinę - jeszcze tego brakowało żeby sobie złamała kark przez to głupie miejsce. Ugh... jak on nie lubił tej latarni. Za to Irene z tej perspektywy wyglądała bardzo korzystnie i James skarcił się w myślach za to, że patrzy się jej na tyłek, ale... wzrok jakoś sam mu tam wędrował.

irene caddel
przyjazna koala
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Bruno - Ella- Eric - Cece
Latarnik — Latarnia morska
32 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Sprawuje pieczę nad latarnią morską w Lorne
10.

Boże. Gdyby Irene się dowiedziała, że James fantazjował o upadku jej latarni to szczerze by płakała. I to tak porządnie. Nie dlatego, że życzył śmierci tej budowli, bo jednak była w stanie to zrozumieć. Wiedziała, że to właśnie latarnia w dużej mierze przyczyniła się do ich rozwodu. W tym przypadku jednak Irene płakałaby, bo istniało naprawdę spore ryzyko, że podczas walenia się latarni, Irene byłaby w środku. Więc też by umarła. No i była pewna, że James o tym wie, więc naturalnie założyłaby, że jej były mąż życzy jej śmierci.
Na szczęście Irene nie wiedziała jak brzydkie jej były mąż ma myśli i po prostu sobie funkcjonowała w swoim całkiem normalnym życiu. Dzisiaj na przykład zajęła się pielęgnowaniem ogródka, który miała w okolicy latarni. Chciała trochę rozjaśnić to miejsce i dać wszystkim do zrozumienia, że latarnikiem jest kobieta. Nie żeby kogokolwiek to informowała. No, ale od rana sadziła jakieś sadzonki, a teraz wieszała na niewielkiej przybudówce kwiaty, które wcześniej zakupiła w jakimś sklepie budowlanym. Prawie spierdoliła się z tej drabiny jak usłyszała głos Jamesa. Nie spodziewała się go. Uznała, że raczej po swojej ostatniej wizycie u niej, będzie jej przez jakiś czas unikał. Nie żeby tego chciała, ale ona by tak zrobiła, bo byłoby jej troszkę głupio. Chwyciła się mocniej metalowej części, którą wcześniej przymontowała, żeby mieć, gdzie te kwiatki zawiesić. –Boże. Ale mnie przeraziłeś. – Powiedziała jak już stanęła nieco stabilniej i wiedziała, że się nie wywali. Znając jej szczęście to spadłaby z tej drabiny tak, że wylądowałaby w ramionach Jamesa i zaczęłaby snuć fantazje o romantycznym powrocie do siebie udając, że są Susan i Mike’iem z Gotowych na Wszystko. –Myślisz, że powinnam zainwestować w takie szelki wspinaczkowe? – Przyczepiałaby się do latarni, albo każdego szczebelka drabiny, żeby jednak jej nie zwiało. –Nie, dzięki. Już skończyłam. – Odparła z uśmiechem i nawet powoli zeszła z tej drabiny, bo nadal korzystała z tej swojej starej i krzywej. Miała czas kupić kwiatki, ale nie pomyślała o nowej drabinie. –Zobacz ile złapałam pająków. – Powiedziała wskazując na plastikowe pudło, do którego te pająki łapała. Kucnęła przy nim i zobaczyła, że niektóre są martwe. –Cholera. To był chyba zły pomysł, żeby rzucać różne gatunki do jednego pojemnika. – Skrzywiła się, ale zaraz wstała i spojrzała na Jamesa. –Co cię tu sprowadza? – Zapytała i nawet kusiło, żeby spytać czy tęsknił za latarnią. Wolała jednak uniknąć tej rozmowy. Zdjęła z rąk rękawiczki i wsadziła je w tylną kieszeń spodni.

James Diamini
eks żołnierz, artysta i dyrektor galerii sztuki — AUSTRALIAN AND OCEANIC ART GALLERY
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Ulice odbijają szary smutek nieba, w sercu czuję chłód samotnej nocy. Zapach czarnej kawy, filiżanki ciepło jak przystań, gdy wokół burzy się szaleństwo.
Nie takie miał myśli! Oczywiście, że nie życzył jej niczego złego wręcz przeciwnie, chciał dla niej jak najlepiej i tylko dlatego zgodził się na rozwód. Chciał żeby ułożyła sobie życie i była szczęśliwa, niestety nie było im dane być szczęśliwym wspólnie. Nie był jednak potworem, by mając tego świadomość trzymać ją przy sobie tylko dlatego, że sobie przysięgali, zresztą... nie uważał, żeby ją przysięgę złamał nawet teraz. Mimo wszystko był jej wierny, może nie w tych cielesnych kwestiach bo jednak miał jakieś kobiety od czasu ich rozwodu, ale tak emocjonalnie to i owszem. Wiedział, że była jego wielką miłością i, że być może nigdy nie pokocha nikogo w ten sposób, w jaki kochał ją. W końcu miłość to nie pluszowy miś, ani kwiaty ani diabeł rogaty. To było uczucie, które zawsze w nim już zostanie. Może byłoby inaczej gdyby rozstali się w żalu, smutku i krzykach, ale tak nie było. Nie mógł więc darzyć jej negatywnymi uczuciami. To też nie było w jego stylu. - Przepraszam - powiedział uśmiechając się do niej starając się wyglądać jak najbardziej naturalnie. W końcu trochę było mu głupio po tej całej akcji ale był dorosły i dlatego lepiej jak będzie udawać, że to nie miało miejsca. Dobry pomysł, taki zdrowy. - W szelki to nie wiem, ale w nową drabinę to na bank... - nie chciał jej już podsuwać pomysłu z jakimś ogrodnikiem, bo jednak szanujmy się. - Dostaniesz ode mnie pod choinkę - kuli jej porządną drabinę do pracy przy tej okropnej budowli. - I kask - no jednak nawet gdyby spadła to zawsze jakieś zabezpieczenie dla jej ślicznej główki. Szkoda żeby się rozwaliła. Myślę, że to dobry tekst który Inej mogłaby zastosować do jakiś pięknych szantaży.
- Masz nowe hobby, że teraz kolelcjonujesz pająki? - Zapytał z wyraźnym rozbawieniem. - Pamiętasz jak pojechaliśmy na wakacje i była tam Elsa w szufladzie szafki nocnej? - To był chyba jeden z ładniejszych pająków jakie widział, a przecież mieszkali w Australii, tu było ich pełno na każdym kroku. Czasem nawet dosłownie. - I ominęła Cię możliwość oglądania walk pająków, normalnie się płaci za taką rozrywkę - zażartował sobie uśmiechając się szerzej i spojrzał uważniej na słoik z pająkami. Było ich rzeczywiście w nim pełno.
Trochę się obawiał tego jej kolejnego pytania. Musiał się teraz ładnie wytłumaczyć, miał nadzieję, że jeszcze ma na tyle gadane, by przekonać Irene do tego aby zgodziła się na jego propozycję. - Chciałem Cię poprosić o przysługę - zaczął i aż przejechał dłonią po zaroście, bo było mu z tym troche niezręcznie..- Organizuje w galerii mały bankiet dla inwestorów i artystów, chciałem zapytać czy nie miałabyś ochoty się wybrać. - Miał nadzieję, ze jego głos brzmiał dość luźnie, nie chciał pokazywać, że się tym pytaniem jednak stresuje. - W sensie, że ze mną. - Dodał, tak gdyby miała jakieś wątpliwości. - Nie mam za bardzo nikogo kto znał by to miejsce na tyle dobrze, by nie zrobić mi przypału, a byłoby głupio gdybym pokazał się tam sam - tak, szukał logicznego wytłumaczenia dla swojego głupiego pytania. No ale byli przyjaciółmi i powinni sobie pomagać!

irene caddel
przyjazna koala
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Bruno - Ella- Eric - Cece
Latarnik — Latarnia morska
32 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Sprawuje pieczę nad latarnią morską w Lorne
Irene nie chciała wierzyć w „zawsze i na zawsze” jeżeli miało to oznaczać tkwienie w toksycznym związku. Dlatego dla niej rozwód był słodkogorzkim doświadczeniem. Złamane serce, bo jednak zawiodła i nie potrafiła uratować swojego małżeństwa z mężczyzną, którego kochała. Z drugiej strony jednak jakaś tam swego rodzaju ulga, bo zdecydowali się ze sobą rozstać zamiast wzajemnie się rujnować. A wiadomo, że byłoby już raczej tylko i wyłącznie gorzej. Irene nie miałaby sił na to, żeby rujnować mu życie tylko dlatego, że on nienawidzi jej latarni. Także rozwód wyszedł im na lepsze. Tym bardziej, że teraz mieli ze sobą całkiem dobre relacje.
Spojrzała na drabinę i machnęła tylko ręką. Tyle już się nasłuchała na temat tej drabiny, że nawet nie chciała ciągnąć tematu. Ludzie wałkowali temat drabiny tak jak jej rodzice wałkowali temat jej życia uczuciowego i kariery. Mimo wszystko wiedziała, że w nową drabinę musi zainwestować. Już w dupie z jej zdrowiem i bezpieczeństwem. Bardziej jej zależało na tym, żeby jej pomocnik się nie zranił. Może powinna na razie podpisać z nim jakiś aneks, że ma zakaz korzystania z drabiny. Tak na wszelki wypadek. –Kask mam! I to nawet sprawny! – Miała, ale nie korzystała. Typowe. –Ale za drabinę się nie obrażę. – Zaśmiała się chociaż wcale nie oczekiwała, że James rzeczywiście to zrobi. Jasne, ułatwiłoby jej to życie i trochę by zaoszczędziła, ale nie mogła czegoś takiego od niego wymagać.
-Niee. Nie chciałam, żeby tu siedziały i straszyły, a nie chciałam ich zabijać. To, że zrobiły to sobie nawzajem, to już zupełnie inna kwestia… – Podparła dłonie na biodrach i z lekkim zażenowaniem patrzyła na pojemnik z martwymi i żywymi pająkami. Później pojedzie do jakiejś puszczy, żeby je wypuścić. Tak, lubiła się bezsensownie poświęcać. –Pamiętam! – Zasmiała się. –Co prawda nie chciałam znaleźć tak dużego i martwego pająka w szufladzie, ale cóż… wspomnienie warte zachowania. – Pokiwała głową i żeby nie stać bezczynnie to zebrała swój sprzęt w jedno miejsce, żeby nie zostawić tego wszystkiego na środku. W skład sprzętu wchodziła ta ledwo żywa drabina, narzędzia ogrodnicze i jeden z jej ulubionych zakupów – chwytak do łapania pająków.
-Okej… – Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej i zaczęła przyglądać mu się nieco podejrzliwie, ale tak naprawdę to lekko się stresowała. Tyle nie rozmawiali, a teraz widywali się dosyć często i nagle James prosił ją o przysługę. Miała tylko nadzieję, że nie będzie chodziło o zajmowanie się jego nowym dzieckiem. Nawet nie wiedziała czy ma takie dziecko, ale okej. Jej myśli działały po swojemu. –O. – Uniosła brwi zaskoczona taką przysługą. Nawet opuściła ramiona i przez ułamek sekundy rozważała jego propozycję. Przez chwilę było jej nawet głupio. Zapraszał ją na elegancki bankiet, a ona stała tutaj ubrana w swoje najgorsze ciuchy robocze i miała w sobie tyle gracji i piękna co świnia taplająca się w błocie. –Jasne. Nie ma problemu. Nawet chętnie się wybiorę na coś takiego. Zawsze to dobry powód, żeby sobie kupić nową sukienkę. – Próbowała żartować, ale dobrze wiedziała, że rzeczywiście jakąś sukienkę będzie musiała kupić. Nie pokaże się przecież w sukience, którą nosiła jak jeszcze byli małżeństwem. Zdeka przypał. –Kiedy jest ta impreza? – Zapytała co najmniej jakby miała sprawdzać w kalendarzu czy rzeczywiście może się pojawić.

James Diamini
eks żołnierz, artysta i dyrektor galerii sztuki — AUSTRALIAN AND OCEANIC ART GALLERY
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Ulice odbijają szary smutek nieba, w sercu czuję chłód samotnej nocy. Zapach czarnej kawy, filiżanki ciepło jak przystań, gdy wokół burzy się szaleństwo.
- Masz, a nie nosisz? Chyba muszę zadzwonić po speca od BHP. - No martwił się o nią, bo mimo wszystko nie była mu przecież obojętna. Rozstali sie w zgodzie, bo było to najlepsze co w tamtym momencie mogli dla siebie wzajemnie zrobić. James uważał to za swoją największą życiową porażkę i jednocześnie za jeden z większych sukcesów, bo wybrał szczęście Irene kosztem swojej urażonej, męskiej dumy. - Masz jak w banku - nie mógł nawet patrzeć na tą drabinę, której używała. Nie żartował sobie, zdecydowanie znajdzie pod choinką lekką i bezpieczną drabinę. Już to zanotował z tyłu swojej głowy. Później znajdzie jakąś na amazonie, żeby akurat doszła na święta, które już się zbliżały wielkimi krokami. James nie odczuwał jakoś wybitnie magii świąt odkąd się rozstali. Spędzał święta zazwyczaj w pracy albo z młodszym bratem i matką.
- Naturalna rzecz, chociaż bardzo szybko im to poszło. - Pewnie jeszcze kilka z nich zginie zanim Irene je gdzieś wywiezie i wypuści. - Całe szczęście, że się nie wyłoniło z martwego pająka kilkanaście innych - no przecież zdarzały się takie sytuacje! James miał to szczęście, że nigdy nie widział czegoś takiego na żywo, ale od czego się ma internet? - Była to bardzo szalona niespodzianka na przywitanie nowych gości - spodziewał sie czekoladek na poduszce, ale w zamian za to dostali pająka w szufladzie.
James miał nadzieję, że to nawiązanie do miło spędzonych, wspólnych chwil sprawi, że Irene nieco przychylnej spojrzy na jego propozycję. Stresował się jej odpowiedzą i szczerze mówiąc odetchnąć z wielką ulgą, gdy się zgodziła. Było to zresztą po nim widać, bo od razu nieco się rozluźnił i posłał w jej stronę uśmiech przepełniony ulgą. Czuł sie trochę jak głupi nastolatek, który pierwszy raz zabiera dziewczynę na jakieś spotkanie. - Nawet jakbyś założyła starą to i tak byś wyglądała dobrze - nie chciał już mówić, że gdyby pojawiła sie w kiecce, którą już miała w szafie to i tak, by się nie zorientował, bo nie miał aż takiej pamięci do ciuchów. - W sobotę za dwa tygodnie, mam nadzieję, że masz wolne - no, bo niestety nie mógł tego przenieść na inny termin. - Przyjechałbym po Ciebie taksówką, bo chciałbym sie na miejscu napić chociaż jednego drinka... daj znać jaką sukienkę kupisz to wybiorę odpowiedni krawat... jak na studniówce - to ostatnie już powiedział nieco żartobliwie, aczkolwiek mógł się do niej dopasować. - Dzięki, będę Twoim dłużnikiem za to - doceniał jej pomóc, tak jak zawsze.

irene caddel
przyjazna koala
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Bruno - Ella- Eric - Cece
Latarnik — Latarnia morska
32 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Sprawuje pieczę nad latarnią morską w Lorne
Wiedziała, że James sobie żartuje, ale to i tak nie powstrzymało jej od przewrócenia oczami. –Przy okazji możesz powiedzieć tym specom od BHP, żeby wymyślili kask, który umożliwia kobietom posiadanie związanych włosów. – Irene nie była masochistką i gwiazdą filmów reżyserowanych przez mężczyzn i jak coś robiła to wiązała włosy. Nie lubiła jak wlatywały jej do oczu, a jednak często pracowała na zewnątrz. Nie mogła sobie pozwolić na takie zakłócenia. Więc wbrew pozorom dbała o bezpieczeństwo. A w razie gdyby teraz spadła i rozwaliła sobie łeb… no to cóż, to nie tak, że miała dzieci, które płakałyby za nią w domu. Nie zrobiłaby też z nikogo wdowca, więc wszyscy byli bezpieczni. No może wszyscy poza jej psami, ale niestety na chwilę obecną o nich nie pomyślała. Pewnie ktoś by je uratował. Miała taką nadzieję.
-To zawsze jakiś plus. – Aż się otrzepała na myśl o tym, że z martwego pająka mogły się wyłonić pająki. Wiedziała, że to możliwe. Widziała filmiki na necie jak ludzie uderzają miotłą pająka po to, żeby się okazało, że uderzyli pajęczyce, która akurat była brzemienna (?) i po tym ciosie młode rozbiegały się w różnych kierunkach. A były ich setki, może tysiące. No i jedynym rozwiązaniem dla człowieka było, albo spalenie domu, albo wyprowadzka. –Może z jakiegoś powodu chcieli nas odstraszyć? – Zaproponowała, chociaż nie miałoby to większego sensu. Hotele i pensjonaty raczej chcą zatrzymywać gości i zachęcać do powrotu. No, ale może akurat tym James i Irene nie podpasowali. Różnie bywało.
Zauważyła tą jego ulgę i z lekkim rozbawieniem na twarzy zaczęła mu się przyglądać. –Czy ty się stresowałeś zadaniem tego pytania? – Nie mogła się powstrzymać. Może nawet nie koniecznie chciała znać odpowiedź, ale chciała się z niego troszkę ponaśmiewać. Przecież znali się nie od dzisiaj. Mieli wspólną przeszłość i już ogarnęli, że jednak potrafią ze sobą rozmawiać jak ludzie i nie muszą się krępować swoim towarzystwem. –Pewnie tak. Ale jednak mam świadomość tego jacy ludzie odwiedzają wystawy sztuki. – Wzruszyła brwiami. –Będą oceniać, że mam sukienkę sprzed kilku sezonów. A skoro mam się pojawić jako twoja para, to będą też oceniać ciebie. A to raczej nie wpłynie dobrze na interes. – Irene nie byłaby w stanie zaserwować gadki w stylu „to sukienka vintage” czy inne bzdury. Prędzej by się po prostu na głos przyznała, że nie ma hajsu i musi odświeżać garderobę, za którą zapłaciła kilka lat temu. No, a nie mogłaby pozwolić na to, żeby przez nią ucierpiał wizerunek Jamesa. A nie ma co się oszukiwać. Może to najlepsza pora na to, żeby odświeżyć garderobę. –Ustawię się tak, żebym miała wolne. – Teraz jak miała pomocnika to nie było z tym problemu. Oczywiście znając ją i tak pojawi się w latarni rano. Chociażby po to, żeby zostawić drugiej osobie jak najmniej roboty. Zdąży wrócić do domu i się ogarnąć i ubrać. Tak. Da radę. –Jasne. Super. Mi pasuje. – Przynajmniej i ona będzie mogła się napić, bo tak to zakładała, że pojedzie autem. –Pójdę na zakupy w tym tygodniu, więc dam ci znać. – Zachichotała na wzmiankę o studniówce, bo to jednak śmieszna sprawa, że tak się dobiorą na jego imprezę.
-Przestań. To ja powinnam ci dziękować za wyciągnięcie mnie z domu na fancy imprezę. – Nawet nie pamiętała kiedy ostatni raz była na takiej imprezie. Karaoke w lokalnej spelunie się nie liczyło.

James Diamini
eks żołnierz, artysta i dyrektor galerii sztuki — AUSTRALIAN AND OCEANIC ART GALLERY
36 yo — 198 cm
Awatar użytkownika
about
Ulice odbijają szary smutek nieba, w sercu czuję chłód samotnej nocy. Zapach czarnej kawy, filiżanki ciepło jak przystań, gdy wokół burzy się szaleństwo.
- Przecież można, tylko trzeba sobie kucyk przełożyć przez zapięcie... pokazać Ci? - Może nie wysoki ten kucyk mógł być, ale mógł. True story, sprawdzone info. Nie jeden kask się na głowie miało. Nie wygodne w chuj, nie polecam. James pewnie też sobie czasem włosy spinał jak miał te nieco dłuższe niż tutaj, chociaż od dawna nie musiał nosić na głowie nic oprócz czapki z daszkiem lub kapelusza. Najgorsze czasy dla jego fryzury były wtedy, gdy poszedł do wojska. Tam nie mógł sobie pozwolić na bujną czuprynę jaką miał teraz, ale to nie dlatego tak niechętnie wracał do myśli o tamtych chwilach swojego życia. To nie były miłe momenty.
- Może... - kiwnął głową - młode małżeństwa były im nie na rękę... może bali się, że im zniszczymy łóżko czy coś - no różne rzeczy się przecież dzieją na podróżach poślubnych, ale akurat James i Irene byli grzecznym małżeństwem. Nie wadzili nikomu, a przynajmniej w oczach Jamesa tak właśnie było. Może właściciele obiektu uważali inaczej.
Gdy przyszło co do czego to oczywiście, że James prawie dostał zawału, a młody już nie był więc całkiem to było prawdopodobne. Obawiał się odrzucenia, chyba jak każdy człowiek na świecie. Czuł się trochę tak jakby był nastolatkiem zapraszającym pierwszy raz dziewczynę na randkę, a przecież to była zupełnie inna sytuacja. No, bo ani nie miał 18 lat, ani nie była to randka, ani jego pierwszy raz z Irene. Znali się jak łyse konie i absolutnie nie musiał się denerwować, a jednak... - Oczywiście, że tak. Jeszcze powiedziałabyś "nie" i moja pewność siebie skończyłaby na dnie morza - aż tak źle, by pewnie nie było, bo zrzuciłby wszystko na fakt, że jest jej byłym mężem i pewnie dlatego wolała się trzymać od niego z daleka.
- Jacy ludzie? - Zaśmiał się i pokręcił głową. - To mała galeria w Australii, a nie w Nowym Jorku. Nie będzie wielkich gwiazd - chyba, chociaż kto wie, może się sam zaskoczy. Na pewno wpadną jacyś krytycy, biznesmeni i miejscowi celebryci. Chciał teraz zarzucić jakimś komplementem, że ze wszystkich obrazów i rzeźb to Irene będzie najlepszą sztuką, ale ugryzł się w język, bo nie wypadało. Wielu rzeczy mu już nie wypadało, całe szczęście zaproszenie byłej żony na firmową imprezę nie było jedną z nich.
- Mam nadzieję, że będzie wystarczająco fancy... muszę się zastanowić, gdzie kupić jadalne złoto i czy brylanty na każdym stoliku wystarczą.... - zażartował sobie w ten sposób, bo nawet nie wiedział czy istniało coś takiego jak jadalne złoto, ale... jakieś brylanty może i by się znalazły. Spojrzał nawet na nią ukradkiem, mając w głowie mały, niecny plan. - Jesteś pewna, że nie potrzebujesz pomocy? - Zapytał, bo miał dwie ręce i dwie nogi, mógł coś zrobić.

irene caddel
przyjazna koala
catlady#7921
Luna - Joshua - Zoey - Bruno - Ella- Eric - Cece
ODPOWIEDZ