Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Przyjemna bryza chłodziła skórę Jonathana, gdy stał na niewielkim podeście w oczekiwaniu. Łodygi słoneczników, na których nerwowo zaciskał palce były wszystkim na czym starał się koncentrować. Poza oddechem, równym i rytmicznym jak fale obmywające piaszczystą plażę. Telefon zawibrował w kieszeni eleganckich spodni informując, że Marienne pojawiła się już w restauracji. Miała zostać poproszona o przejście na taras, a potem podążenie ku niemu. On zaś czekał, czując niewyobrażalny strach, ale też ekscytację, bo podjął najistotniejszą decyzję w swoim życiu, wierząc w to, że i Mari podejmie taką samą.
Nie miał zbyt wiele czasu, aby wszystko przygotować, ale całe szczęście posiadał znajomości i nazwisko, które dzięki wpływowym rodzicom, ale też sobie i bratu, było dość rozpoznawalne. Udało mu się więc dogadać z właścicielem restauracji, by ten przygotował dla niego i Marienne stolik na plaży, z daleka od świadków, w intymnym miejscu, takim które zapewniłoby im swobodę. Jonathan nie należał do osób, które dobrze odnajdywały się w tego typu sytuacjach, ale nie robił tego dla siebie, a dla rudowłosej. Wciąż pamiętał jak dwa lata temu radośnie siała chaos w całym Lorne Bay wierząc, że skończy jak bohaterka romantycznej komedii, z wesołym i zakochanym w niej po uszy mężczyźnie przy boku. Trochę los zagrał jej na nosie, gdy to właśnie z Jonathanem zaczęła się spotykać, a on wcale nie zachowywał się jak lekkoduch, który rzucałby jej kwiaty pod nogi na każdym kroku. Dlatego też Wainwirght chciał jej to zrekompensować, sprawić by zapamiętała ten wieczór, by był on wyjątkowy pod każdym względem, by Marienne naprawdę poczuła się jak bohaterka ckliwego filmu. Świece, kwiaty, lampki zawieszone nad ich głowami, pomiędzy drewnianymi słupami udekorowanymi białym materiałem miały zapewnić im prywatność i nadać temu wszystkiemu ten romantyczny klimat. Tym samym pozwalając Jonathanowi poczuć się swobodnie, bo nie wyobrażał sobie, aby mógł zrobić to samo wśród ludzi w gwarnej restauracji, a własny apartament wydał mu się zbyt błahy.
Jednak i ten odpowiedni przygotował. Tutaj Benjamin był nieocenioną pomocą, bo po pierwsze zgodził się zadbać o Gacusia, a po drugie na bieżąco informował Jonę gdzie są i za ile Marysia znajdzie się w domu. W apartamencie panował przyjemny półmrok, który zapewniały palące się świece. Na stole stał kolejny bukiet słoneczników, a przy nim liścik, z krótką notatką: "Tęsknię, ale wytrzymam jeszcze chwilę. Kierowca przyjedzie po ciebie o 20. Zrelaksuj się i przygotuj. Kocham / Jonathan ". Nie tylko część dzienna loftu usłana była świecami, ale też sypialnia, gdzie na łóżku leżało eleganckie papierowe pudło zawierające kreację, która w mniemaniu Jony powinna odpowiadać Marysi, a drzwi do łazienki pozostawały uchylone zdradzając, że tam czeka na rudowłosą kąpiel i szampan.
Prawdopodobnie Jonathan spędził ostatnie dwa dni oglądając niezliczoną ilość komedii romantycznych i romansideł, aby zaczerpnąć inspiracji, ale wierzył, że Marysia doceni jego starania. Bo chociaż on sam średnio odnajdywał się w takich klimatach, przekonany był o tym, że akurat Chambers będzie nini oczarowana, a przynajmniej szczerze w to wierzył. Mogłoby być też inaczej, ale wtedy by chyba po prostu strzelił sobie w łeb z zażenowania.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
34.

To co wydarzyło się w Sydney... Z jednej strony ten wyjazd służbowy był cudowny, ale z drugiej... wisiało nad nią widmo ciąży, a chociaż Gwen i Benjamin powtarzali jej, że test ze sklepu nie musi być miarodajny, to odkąd tylko dojrzała na nim dwie kreski, bezustannie myślała o dziecku. Źle spała tej nocy i chociaż niesamowicie bała się reakcji Jonathana, to o niczym tak nie marzyła, jak o tym, by się już przy nim znaleźć. Była przerażona, wiedziała, że nie będzie mu w stanie powiedzieć, a przynajmniej do chwili, w której nie będzie pewna, tylko, że przy tym głównie ramiona Wainwrighta były jej bezpieczną przystanią. Niewiele mówiła, gdy wracali do Lorne Bay, pożegnała się też z Benjaminem, zapewniając go, że wszystko z nią dobrze, a potem szarpnęła za klamkę od apartamentu, ale ten był zamknięty, co uderzyło w nią pewnego rodzaju zawodem. W końcu chciała tylko wtulić się w blondyna, a najpewniej ten był teraz w pracy. Perspektywa bycia samą nieszczególnie napawała ją optymizmem, jednak wyciągnęła swój klucz, przekręciła go w zamku i po wejściu do środka... straciła azymut. Starała tak parę chwil, nie rozumiejąc co też tu się działo, a chociaż naprawdę miała głowę obolałą od natrętnych myśli, to w tamtej chwili mimowolnie się uśmiechnęła i ruszyła do bukietu, by szybko znaleźć liścik.
- Pytanie, czy ja wytrzymam - odpowiedziała pod nosem, bo potrzebowała go teraz tutaj, ale jednocześnie wizja niespodzianki koiła jej nerwy. Odsuwała niewygodne myśli i obawy, gdy wstawiła kwiaty do wody i z nimi udała się do sypialni, w której najwyraźniej miały czekać kolejne niespodzianki. Nigdzie nie mogła znaleźć Gacusia, więc coś czuła, że nie ma go w domu. Kąpiel wydawała się być jednak doskonałym pomysłem na ukojenie jej nerwów, w pierwszej chwili nie chciała otwierać szampana, ale widząc brak alkoholu na butelce, uznała, że ten nie zaszkodzi. Może to nieodpowiedzialne, ale próbowała nie myśleć póki co o potencjalnym macierzyństwie, nie miała jeszcze na to sił, ani psychicznych, ani fizycznych, same te wizje napawały ją zbyt dużym stresem. Wyszykowała się więc, zrobiła makijaż, uczesała włosy i założyła zostawioną dla niej sukienkę w szmaragdowym kolorze. Kierowca faktycznie na nią czekał, zawiózł ją do restauracji, ale gdy rozglądała się za Jonathanem, polecono jej wyjść na zewnątrz. Już z daleka go widziała, wciąż nie mogąc uwierzyć w to wszystko, co działo się dookoła. Najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że nawet nie przeszło jej przez myśl to, co powodowało blondynem. W zasadzie w pierwszej chwili głupio pomyślała, że to może jakaś rocznica ich poznania, czy coś, ale nic podobnego nie przychodziło jej do głowy. Może jej pierwsza wizyta w szpitalu? To z kolei wydawało się durne... poza tym chyba też nie przypadało na ten czas.
- Musiałeś naprawdę mocno za mną tęsknić - rzuciła w końcu, gdy znalazła się na tyle blisko, by ją usłyszał. Nie wiedziała, gdzie ma patrzeć. Na stół, lampiony, powiewający materiał, czy może po prostu na niego? Serce biło jej szybciej, bo nie spodziewała się takiego przyjęcia. Pierwszy raz odkąd byli razem wyjechała gdzieś sama, a te powitanie zdawało się być wyrwanym z jakiejś baśni. - Chyba muszę częściej wyjeżdżać - dodała, nadal będąc w pełnym podziwie dla tej scenerii, ale przede wszystkim... skróciła dystans między nią, a Wainwrightem i bez pardonu wtuliła się w niego. Musiała zamknąć oczy, zachłysnąć się jego bliskością i wmówić sobie samej, że wszystko będzie dobrze, że co by się nie działo, ten mężczyzna ją kocha i przy niej będzie. - Nawet nie wyobrażasz sobie, jak mi ciebie brakowało - przyznała bez cienia zażenowania. Nie miał pojęcia ile prawdy było w tych słowach. - A ty akurat dzisiaj kazałeś mi na siebie czekać, nieładnie - dodała niby żartobliwie, ale wcale nie chciała się jeszcze odsuwać. - Masz szczęście, że to wszystko wygląda tak cudownie... a ja głupia nie nakręciłam tego - jęknęła, ale zaraz zaśmiała się cicho. Dopiero teraz poczuła się naprawdę dobrze, nawet jeśli wciąż była cholernie przerażona wizją potencjalnej ciąży.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Nie był typem człowieka, którego dopadała trema, czy stres. Zwykle potrafił zapanować nad tego typu emocjami, gdy występował przed publiką, wykładał na sympozjach... Jednak trema ni jak miała się do zdenerwowania, które towarzyszyło mu tamtej nocy. Znał Marienne na wylot, a ona była człowiekiem, który znał jego lepiej niż ktokolwiek inny. Może nadal nie miała pojęcia o wszystkich grzechach z przeszłości jakie nosił na sumieniu, ale i bez tego doskonale sobie radziła w rozumieniu jego osoby. I mimo wszystko to przed tym co miał powiedzieć właśnie jej, serce Jonathana kotłowało się nerwowo w jego piersi, a palce silnie zaciskały ze stresu.
- Niesamowicie mocno - potwierdził słowa Marienne, gdy znalazła się na tyle blisko, aby mogli rozmawiać. Wyglądała cudownie w kreacji, którą dla niej wybrał, przez co jeszcze silniejsze emocje zaczęły kotłować się w głowie Wainwrighta. Delektował się widokiem jej smukłej sylwetki, okrytej szmaragdową tkaniną, póki rudowłosa nie wpadła w jego ramiona. - Nie chcę, abyś częściej wyjeżdżała - odpowiedział z dziecinną szczerością, gdy na moment przymknął oczy wtulając się w jej ciało. - I mi ciebie, nie wspominając o Gacusiu, on szalał z tęsknoty - mruknął, uśmiechając się i trwając nadal w tym przytuleniu z Chambers, chociaż słoneczniki prosiły się już o to, aby wsadzić je do wody. - Potem sobie porobisz zdjęcia, Marysiu - rzucił lekko rozbawionym tonem, po czym niechętnie, ale jednak odsunął się od rudowłosej, aby wręczyć jej kwiaty. - To dla ciebie. I ślicznie wyglądasz, słońce - dodał, przesuwając palcami po skroni i policzku Chambers, jakby chciał odgarnąć na bok pasma jej włosów, chociaż wcale tego nie wymagała jej fryzura. - Pewnie też jesteś bardzo głodna, jak ciebie znam - kontynuował widząc, że zbliża się kelner z pierwszą serią dań. - Usiądziemy? - Poprowadził ich oboje do stolika, pomagając Mari zająć miejsce, po czym sam usiadł na przeciwko, uprzednio odpinając guzik eleganckiej marynarki.
Przyniesiono im przystawki, a Jonathan poprosił o wino, zaś Marysia mogła wybrać między bezalkoholowym szampanem, albo czymkolwiek innym co tam sobie zażyczyła do picia, bo z nią nigdy nie wiadomo.
- I jak było w Sydney? - Zagadnął, póki co starając się skupić na rozmowie i na tym, aby wysłuchać Marienne. Pierwszy raz była tak daleko od domu, więc pewnie bardzo przeżywała ten wyjazd. Jona chciał więc, aby mogła się z nim podzielić tymi odczuciami, zanim on swoją propozycją zabarwi jej emocje w zupełnie inne tony.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Sydney było cudownym miastem i nie żałowała ani przez chwilę, że tam pojechała, jednak teraz, stojąc w objęciach Jonathana, dotarło do niej, jak przez ten rok, podczas którego mieszkali wspólnie, uzależniła się do jego obecności. Tylko przy nim mogła się w pełni rozluźnić, a chociaż pod koniec jej wyjazdu dowiedziała się o ewentualnej ciąży i wiedziała, że nie powinna póki co wspominać o tym Wainwrightowi, to jednak paradoksalnie jego bliskość pomagała jej uspokoić się po tej rewelacji. Uśmiechnęła się więc, parskając przy tym cicho, gdy potwierdził jej słowa, a następnie przymknęła na chwilę oczy, skupiając się już tylko na cieple jego ciała i przyjemnym zapachu perfum, jakich używał.
- Oho... a można by powiedzieć, że z ciebie taki samotnik... jednak moje hałasowanie w twoim apartamencie nie jest takie złe, co? - nie mogła się powstrzymać, ale przede wszystkim przemawiała przez nią radość. To, że ona tęskniła, już wiedziała, więc miło było usłyszeć, że działało to w obie strony. W końcu jaka kobieta nie chciałaby wiedzieć, że jej partner źle znosi rozłąkę z nią? - Właśnie, Gacuś... nie było go w mieszkaniu, więc sądziłam, że będzie z tobą - zmarszczyła nieco nos, bo przez tę scenerię faktycznie łatwo przychodziło jej się rozkojarzyć. Psa jednak na pewno tu nie było, a to rodziło pytanie, gdzie w takim razie się znajdował i po co. Może inna kobieta pomyślałaby, że jej facet chce się oświadczyć, ale Mari... Mari zaczęła się martwić, czy może nie musiał wylądował u weterynarza. Tylko, że Jonathan wydawał się być dość rozluźniony i pozytywnie nastawiony. - Nakręcę cały filmik, a nie tam zdjęcia... takie zdjęcia, to sobie w google mogę wyszukać - odpowiedziała od razu na jego słowa. Uwiecznienie tego wieczora, nawet bez wiedzy z jakiej to okazji, było teraz jej głównym celem. Mimo to niechętnie odsunęła się od Jony, chociaż na jego słowa posłała mu szczery uśmiech. - Dzięki... dostałam tę kieckę od cichego wielbiciela - pochwaliła się psotnie i zrobiła mały piruet. Czy była głodna? W zasadzie odkąd zobaczyła wynik na teście ciążowym, nie należała do szczególnie głodnych osób, ale też w tych okolicznościach, jakoś tak apetyt bardziej jej dopisywał. Dlatego usiadła na swoim miejscu, a potem poprosiła o bezalkoholowego drinka o fikuśnej nazwie, ciesząc się jednocześnie, że Jonathanowi nie przyszło do głowy wspaniałomyślnie dawać jej dzisiaj dyspensy na alkohol.
- Bardzo fajnie... chociaż wiesz, ten gofrowy rożek, tego nie wybaczę - przyznała. - No, ale mieliśmy super apartament, sąd tam też był wow, spotkania, restauracje, a jaki bukiet dostaliśmy ostatniego dnia, przyniósł go posłaniec i... - i wtedy Mari zwymiotowała, by później okazało się, że to najpewniej przez ciążę. - I to w sumie tyle - zaśmiała się pospiesznie i dokończyła swoją przystawkę, chcąc skupić się na przeżuwaniu, a nie przeżywaniu tego, co być może działo się z jej organizmem. Przecież w tych okolicznościach nie mogła mu powiedzieć, nie chciała tego niszczyć. - Lepiej ty mów, jak radziłeś sobie beze mnie - zachęciła więc, gdy znów udało jej się uwolnić od natrętnych i nienajlepszych na teraz tematów.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Uśmiechnął się, wtulając policzek w rude włosy Marienne. Gdy była tak blisko, stres powoli opuszczał Jonathana, ustępując miejsca o wiele przyjemniejszym emocjom.
- Jest irytująco-przyjemne - odpowiedział, pozwalając sobie na żart, bo obecność Mari wprawiła go w naprawdę dobry nastrój, poza tym zawierało się w tej wypowiedzi całkiem sporo prawdy. - Jest u Bena, nie chciałem, aby wpadł w jakąś zapaloną świeczkę, a poza tym nie wiem kiedy wrócimy - wyjaśnił, przy okazji ewentualnie na przyszłość zdradzając rudowłosej, kto pomógł mu w zrealizowaniu tego całego przedsięwzięcia.
Nie wątpił, że Marysia faktycznie później wszystko nagra i uwieczni, bo znał ją nie od dziś. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że czuł coraz mniejsze zażenowanie, gdy w każdej restauracji w jakiej bywali, czy miejscu, które odwiedzali, Chambers zachowywała się jak niemiecki turysta. Na plaży przynajmniej byli sami. - Faktycznie, można ciebie w niej wielbić - skomplementował rudowłosą raz jeszcze, po czym zasiedli za stołem.
Wainwirght postanowił poczekać z realizacją swoich planów do głównego dania, więc póki co skupiał się na luźnej konwersacji z Mari i wysłuchaniem jej opowieści o Sydney.
- Zjesz tutaj coś lepszego - mruknął, zerkając na Chambers przelotnie, bo podano już przystawki i na nich Jona starał się skupić. Im bliżej było momentu, w którym chciał ujawnić przed rudowłosą faktyczny powód tej romantycznej kolacji, tym szybciej stres znów zaczął mu dokuczać. - Opowiedz coś więcej? Jakie restauracje? Kosztowałaś czegoś dobrego? - Zagadnął, bo wypowiedź rudzielca wydała mu się dość uboga. Zwykle podekscytowana Mari wyrzucała z siebie potok niekontrolowanych słów i myśli, a tym razem była dość oszczędna w słowach. - Robiłaś jakieś zdjęcia, których mi nie wysłałaś? - Dopytał, a gdy ona zapytała o to jak sam Wainwight spędzał czas, ten spiął się delikatnie. Skończył też posiłek, więc odłożył sztućce i poprawił mankiety szarej koszuli. - Kiepsko, bezsenność mnie męczyła i natłok pracy - przyznał, zgodnie z prawdą, ale też dlatego, że wolał odsunąć własne myśli od rozterek przez jakie przechodził w ostatnich dniach.
W końcu podano danie główne, a po nim nastąpiło małe rozluźnienie. Jona skłamał, że chciałby zapalić, więc Chambers wykorzystała ten moment na to, aby wyciągnąć telefon i także wstać od stołu. Jonathan zaś ponownie napełnił swój kieliszek winem, obserwując przy tym jak Marysia zaczyna uwieczniać na filmie scenerię w jakiej się znajdowali. Serce Jony waliło niczym młot, w pewnej chwili obawiał się, że rudowłosa jak z kartki wyczyta co chodziło mu po głowie od początku wieczoru. Upił więc kilka głębszych łyków wina, dla animuszu, po czym przesunął dłonią po materiale marynarki, w miejscu gdzie znajdowało się eleganckie etui.
- Marienne - odezwał się, aby przykuć do siebie uwagę Chambers, która obecnie skupiona była na tym jak pięknie wyglądały świece na tle spokojnego oceanu. Podszedł bliżej, stając tuż za nią i przez kilka sekund delektując się delikatnością jej skóry, gdy przesunął palcami po jej nagim ramieniu aż do dłoni. - Jest coś, o co chciałbym ciebie zapytać - dodał, gdy złączył z nią place, po czym przeszedł dwa kroki, by móc uklęknąć przed nią. - Marysiu, czy zgodzisz się zostać moją żoną? - Zapytał, powoli wypowiadając każde ze słów, a w głowie mając kompletną pustkę. W uszach mu szumiało, a skronie pulsowały od przyspieszonego tętna. Nic, poza osobą Mari nie istniało, niczego nie słyszał i niczego nie widział. Z jednej strony czuł ulgę i nadzieję, bo wierzył w to, że Chambers go naprawdę kochała, ale z drugiej ostatnio nachodziło go wiele wątpliwości i myśli o tym, że może wcale nie takiego mężczyznę chciała by mieć przy sobie. Była młoda, energiczna, nieprzewidywalna, a on trochę starał się okiełznać tę jej buńczuczną naturę i nie był do końca pewnym, czy jej to odpowiadało. Poza tym sam zawiódł kłamiąc i zatajając przed Marienne dość istotną sprawę, co też było poważną skazą na ich związku, więc odpowiedź rudowłosej nagle wcale nie okazywała się być tak oczywistą i pewną jak mogłoby się wydawać.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
W zasadzie to właśnie tak podejrzewała, że Gacuś będzie u Benjamina, bo chociaż nigdy nie chciała wykorzystywać szefa, to jednak fakt, że mieszkał w sąsiedztwie w nagłych potrzebach mocno ich ratował. Teraz na pewno było to rozsądne, bo pies faktycznie mógłby zrobić sobie krzywdę, albo też spowodować pożar, więc ponownie, zamiast zacząć cokolwiek podejrzewać, Marienne zrzuciła po prostu na daleko idącą zapobiegliwość Wainwrighta.
- Rozpieszczasz mnie tymi komplementami... mimo wszystko te rozłąki naprawdę dobrze na ciebie wpływają - zażartowała jeszcze, zanim faktycznie usiedli do stołu i zajęli się przystawkami. O tym, że posiłek będzie przepyszny, była szczerze przekonana, ale nie oznaczało to, że miała szybko zapomnieć o gofrowych rożkach. Postanowiła mimo to już o nich nie wspominać, ale jednocześnie ilekroć myślała o innych aspektach jej wyjazdu, na nowo w jej głowie pokazywał się wynik testu ciążowego. Wiedziała, że nie może tego ukrywać przed Jonathanem, ale też nie było to niczym pewnym, więc po co błahym podejrzeniem psuć sobie dzisiejszy wieczór? Potrzebowała odrobiny spokoju w objęciach blondyna, niczego więcej.
- Mam dużo zdjęć, których ci nie wysyłałam. Mówiłam, że sobie grabisz za każdym razem, gdy zamiast odpisywać, jak stęskniony partner, wchodziłeś w tryb pana doktora. Może jak będziesz grzeczny, to ci je pokażę! - podeszła do tego tematu tak, bo na zdjęciach faktycznie była jeszcze wesoła i nieświadoma. Mogła je pokazać i nie martwić się o to, co ewentualnie mogło za jakiś czas wypłynąć i nie spotkać się z entuzjazmem Wainwrighta. - Bezsenność? - zmarszczyła czoło, bo z tego akurat nie chciała robić sobie żartów. - To czemu do mnie nie dzwoniłeś? Trzeba mnie było budzić i pogadalibyśmy sobie, dopóki byś nie zasnął - nagana nie była zbyt dotkliwa, ale zaraz zaczęła się doszukiwać w twarzy Jony jakiś wyraźnych oznak zmęczenia. Wiedziała, że kiedyś miał duże problemy ze snem, ale sądziła, że teraz już jest z nimi znacznie lepiej.
Skupiona na drugim daniu, jakoś tak postanowiła odsunąć od siebie problemy i nawet jej to wyszło. Obiecała sobie, że wszystko dokładnie sprawdzi, upewni się, ale dzisiejszego wieczora nie będzie im psuła. Tym bardziej, że po zjedzeniu wzięła telefon i zapowiedziała, że musi wszystko nagrać. Pierwsze zdjęcia posłała od razu do wszystkich, a potem niczym instagramerka, którą nie była, kręciła relację, licząc, że Jonathan z boku sobie pali. Może straciła poczucie czasu, skoro już do niej podszedł?
- Uuu, zabrzmiało groźnie - zaśmiała się, odwracając do niego, a potem zobaczyła jak Wainwright klęka i zassała szybko powietrze. - Ożeż w mordę! - wyrwało jej się i tak gwałtownie uniosła dłoń do ust, że telefon wyleciał jej na ziemię, z głuchym trzaśnięciem. Kompletnie się nim teraz nie przejmowała, bo była bardzo blisko zawału. - Zgrywasz się? - jęknęła, a wtedy otworzył pudełeczko i... - Ożeż w wielką, ogromną mordę! - patrzyła to na Jonę, to na pierścionek, tak w kółko, zdała sobie sprawę, że nie oddycha, a czas leci i on czeka i musi odpowiedzieć i że pewnie Ben o tym wiedział, może też inni. OŻEŻ W MORDĘ po trzykroć. Całkowicie ją ścięło. Totalnie. Wyłączyła się, chyba zapomniała o swojej roli w tym wszystkim więc kiedy Jona zwrócił na nią swoją uwagę, to jakby spadła na ziemię, a trzeba wiedzieć, że przed chwilą wybiegała już myślami dalece w przód. - Ale głupio pytasz, to chyba oczywiste! - zawołała i nie potrafiąc dłużej wytrzymać, przezornie - jak na siebie - zamknęła pudełeczko i nie tłumacząc niczego, nie dając mu nawet szansy, rzuciła się mu na szyję, czując, jak Wainwright traci równowagę, ale przynajmniej nie musiała się bać o to, że pierścionek mu wypadnie. - Jesteś głupi, głupi, głupi! Gdybym wiedziała, co planujesz, inaczej uczesałabym włosy! Gwen nauczyła mnie je tak zawadiacko podkręcać! - wyrzuciła mu, wtulając się w niego mocniej i nie wiadomo, czy to hormony, czy po prostu wzruszenie, ale poczuła, jak łzy wypełniają jej oczy. Drugi raz przy nim płakała, ale tym razem się aż tak tego nie wstydziła, a on nie musiał się martwić. - Jezu, kocham cię tak, że ty nawet nie wiesz - pokręciła głową i parsknęła śmiechem przez łzy, a potem ponownie schowała twarz w zagłębieniu jego szyi i już nic się dla niej nie liczyło, nawet te piękne świeczki na tle pięknego morza.

jonathan wainwright
Dyrektor || Kardiochirurg — Cairns Hospital
41 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Gburowaty były wojskowy, który zamienił szpital polowy na posadę kardiochirurga w Cairns. Jakimś cudem został pokochany przez chore serduszko Marysi i obecnie walczy o to, aby nie przestawało ono dla niego bić.
Musiał przyznać Marienne rację, bo faktycznie przy każdej możliwej sposobności wypytywał o jej samopoczucie i stan zdrowia, troszkę mniej uwagi poświęcając reszcie spraw.
- Co masz na myśli mówiąc jak będziesz "grzeczny"? - Wolał doprecyzować posiadane informacje, aby przypadkiem nie zadziałać na swoją niekorzyść. Chociaż sam nie wiedział, w którą stronę powinien pójść, bo jak znał Marienne robiła zdjęcia autentycznie wszystkiemu co stanęło na jej drodze, więc taka sesja z jej albumem mogłaby okazać się w efekcie niezwykle nużąca i długa. - Słońce, żyję z nią od lat... Kilka nocy niczego nie zmieni, a nie chciałem ci psuć wyjazdu - odpowiedział, bo faktycznie nie był jeszcze przyzwyczajony do tego, aby szukać ukojenia w głosie Chambers, chociaż niejednokrotnie to właśnie dzięki jej obecności odzyskiwał wewnętrzną równowagę i spokój.
W końcu nadszedł moment, do którego ostatecznie miał się sprowadzić ten wieczór. Serce Jonathana przyśpieszyło znacznie, a spięte mięśnie jasno dawały znać o tym, że czuł stres. Ten tylko na moment opuścił jego ciało, gdy wreszcie wypowiedział to najważniejsze pytanie spoglądając na Marienne w oczekiwaniu. Spodziewał się, że będzie zaskoczona, ale jednak jej reakcja była daleka temu co potrafił sobie wyobrazić. - Absolutnie nie! - Zaprzeczył, gdy spytała, czy się zgrywa. Nigdy nie dopuścił by się czegoś takiego i pojęcia nie miał czemu Mari w ogóle śmiała podejrzewać go o takie zachowanie, ale usprawiedliwił ją emocjami, które chyba na jakiś czas całkowicie nią zawładnęły. - Marysiu? - Zapytał, gdy po dłuższej chwili tylko się w niego wpatrywała. Poczuł nawet stres, że zaraz mu odmówi, a potem obawę, że coś nie tak dzieje się z jej sercem i może źle zrobił zaskakując ją w ten sposób. Całe szczęście wróciła do niego, a po tej dość specyficznej odpowiedzi zamknęła pudełeczko z pierścionkiem, czego Wainwright nie zrozumiał do momentu, w którym nie rzuciła się w jego ramiona. - Hej, uważaj na... - Coś tam mruknął pod nosem, ale ostatecznie skupił się nad tym, by jakoś zamortyzować upadek i podtrzymać się na jednym ramieniu, gdy drugim objął Mari w pasie. - Chodziło o to, abyś nie wiedziała, słonce - zaśmiał się, gdy już pojął jak wielką ekscytację właśnie odczuwała jego rudowłosa, siejąca chaos gdziekolwiek gdzie się znalazła, kobieta. Dzięki jej uśmiechowi i łzom szczęścia i na jego twarzy zmarszczki złagodniały, gdy ubarwiła je radość płynąca z tamtego momentu. Obserwował przez dłuższą chwilę jak Chambers cieszy się tym wszystkim, a gdy wtuliła się w niego, sam zrozumiał z jak wielkimi emocjami się mierzył. - Wiem, bo kocham ciebie mocniej - odpowiedział, pozwalając sobie na tę dziecinną przepychankę.
Gdy poznali się po raz pierwszy, nigdy nie założyłby, że chociażby polubi Marienne, a co dopiero będzie z nią w związku. Obecnie nie wyobrażał sobie życia bez niej, a przyszłość istniała tylko wtedy, jeśli Chambers pozostanie u jego boku. Musiał więc przenieść ten ich związek na inny poziom, bo przede wszystkim ją kochał, a poza tym i jemu i jej coraz trudniej było żyć w takiej, niepewnej rzeczywistości i nawet jeśli żadne z nich nie mówiło o tym wprost, codzienne sytuacje i problemy same im to wytykały.
- Sprawdzimy, czy pasuje? - Zapytał, po chwili, gdy Marienne ponownie na niego spojrzała, gdy odsunęła się od jego szyi. Jona ostrożnie otworzył pudełko, a brylant zalśnił od blasku palących się wokół świec. - Podoba ci się? - Zapytał, gdy powoli, ze swego rodzaju namaszczeniem wsunął pierścionek na palec rudowłosej.

Mari Chambers
asystentka i pacjentka — w kancelarii i w szpitalu
28 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Panna z wygwizdowa z centralnej części kraju. Asystentka w kancelarii prawnej, a przy tym pełnoetatowa pacjentka szpitala z uwagi na poważną wadę serca, chociaż z tego akurat wolałaby zrezygnować.
Zmarszczyła nieco nos, by dogłębniej zastanowić się nad tym, co miała na myśli.
- Sama nie wiem, musiałbyś nie marudzić i być kochany, taki, jak potrafisz gdy nie marudzisz - wyjaśniła mu bez cienia żenady, jak to widzi. Poza tym były od tego ważniejsze tematy. - No chyba przy mnie zwykle jakoś śpisz - zasępiła się z miejsca, niezadowolona tym, że wynikało tutaj coś innego. Sama nie chciała bagatelizować problemów Jonathana, a czuła, że on mógłby to zrobić. - Dziś przypilnuję, żebyś poszedł spać... Dostaniesz melisę i w ogóle - zadeklarowało, jak przystało na matkę, która w ich związku nie była, wracającą z wojaży. Byłaby jeszcze gotowa prawic mu naprawdę sporo morałów, ale przecież nie mieli aktualnie na to przestrzeni w napiętym planie dnia Jonathana na ten dzień, a raczej wieczór.
Oczywiście, że niejednokrotnie wyobrażała sobie ich przyszłość i niejako liczyła na to, że w tej znajdzie się miejsce na ślub, alw kompletnie nie zamierzała go pospieszać, ani nawet sugerować, że ona na coś czega, bo nie czekała. Było im dobrze, ale to nie znaczy, że nie mogło być lepiej i dowodem tego miał być właśnie pierścionek, na który Marianne patrzyła się bez mrugnięcia, do momentu aż sama nie postanowiła wpaść w jego ramiona. Nie pamiętała kiedy ostatnio płakała ze szczęścia, ale nawet się nad tym nie zastanawiała. To nie miało znaczenia, nic nie miało znaczenia, więc w tych emocjach kompletnie nie myślała o ciąży. Przez te kilka chwil była samolubna, bo byli tylko oni, nic więcej.
- Ale mogłeś się jakoś zdradzić! - wypominała mu, ale w jej głosie nie było żadnego niezadowolenia. Wręcz przeciwnie, zdawała się być zdrowsza, niż przez ostatnie miesiące, wręcz promieniała. - Byłabym gotowa się bić o to, kto mocniej - zasugerowała w kolejnym żarcie, nadal chyba nie wierząc w to, że to nie jest jeden z jej licznych snów. Jeśli zaraz na balonach wleci Gacus w okularach przeciwsłonecznych, to na pewno będzie sen... Miała nadzieję, że pies jest naprawdę teraz z Benjaminem. Jak to ona, w całym tym zamieszaniu, zapomniała o pierścionku, więc kiedy Jonathan skupił na nim jej uwagę, zachlysnela się niepewnie powietrzem. - A jak go zgubię? - jęknęła patrząc na zielony kamień w otoczeniu innych, srebrzystych, bo o tym, że były to brylanty jednak nie miała pojecia i chyba lepiej dla jej oszczędnej duszy, żeby tak pozostało. Mimo to patrzyła na pierścionek, który wsuwal na jej palec, jakby ten widok był wszystkim, o czym mogła teraz myśleć. - Jest przepiękny - zgodziła się z nim, ale w głowie jej się kręciło od tych wszystkich emocji. Pasował idealnie, a i tak musiała sprawdzić druga ręka, czy jej się nie wydaje. - Ożeż Jona... - westchnela i spojrzała mu w oczy. - Ty wiesz co to znaczy? Chcesz żebym była panią Wainwright... Nie, że Chambers... O ja... Zwariuję - ani myślała o wstawaniu, po prostu klepnęła sobie na deskach i patrzyła na pierścionek, jak oczarowana, a potem kolejny raz parsknęła śmiechem. - Chyba dopiero jutro w to uwierzę - oznajmiła zgodnie z prawdą. - O ile w ogóle... Ale reklamacji już nie przyjmuję! Pierwsze słowo do dziennika, Jona! - wolała go jeszcze ostrzec w tej kwestii i znów skupiła się na pierścionki, teraz dłoń z nim zaplatając na ręce Wainwright, by zachwycać się tym, jak pięknie ze sobą współgrały.

jonathan wainwright
ODPOWIEDZ