doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
#56


Ostatni czas był cholernie chujowy. Nie żeby jej życie zazwyczaj nie było chujowe. Zawsze coś stawało jej na drodze do szczęścia i szczerze mówiąc miała tego po dziurki w nosie. Nie pamiętała już jak to jest żyć beztrosko, jak to jest budzić się rano z uśmiechem na ustach. Czuła się jak wydmuszka, była zupełnie pusta w środku. Nie miała żadnych emocji i snuła się przez ostatnie dni jak cień. Po prostu była. Chodziła do pracy, która znów stała się centrum jej świata i, w której zaczynała ponownie spędzać za dużo czasu, a później wracała do domu, by spróbować zasnąć, z czym zresztą też miała problemy. Nie mogła spać, bo gdy tylko zamykała powieki puszczały jej bariery i w głowie zaczynało roić się od obrazów, króre były dla niej zbyt smutne, by mogła z nimi w tej chwili handlować. To było nie do zniesienia. Zdecydowanie nie chciało jej się nawet żyć, nie miała nawet ochoty się starać, by wrócić do względnej normalności. Sądziła, że niedługo cała jej samotność przeminie i na świecie pojawi sie ta jedna osóbka, która będzie dla niej najważniejsza i którą będzie bezwarunkowo kochać. Miała nadzieję, że w końcu będzie dla kogoś ważna, tak po prostu... ale nie. Niestety to też jej los odebrał, a dziecko urodziło sie martwe. Byla z tym wszystkim sama i miała serdecznie dość.
Jej apartament stał się dla niej miejscem, w którym nie koniecznie chciała przebywać. W końcu to tutaj miała przygotowany pokój, który miał należeć do jej dziecka. Kupiła już mebelki, jakieś ciuszki i zabawki... teraz z tym wszystkim musiała się pożegnać, a jeszcze nie była na to gotowa. Dlatego zamiast siedzieć w czterech ścianach wybrała się na wieczorny spacer. Przeszła się na plażę, gdzie chłodny wiosenny wiatr powinien rozwiać jej posępne myśli i przewietrzyć głowę. Szła sobie brzegiem nie zwracając uwagę na nic co działo się dookoła. Powoli zaczynało robić się chłodno, a wiatr wiał coraz mocniej, ale miała to gdzieś. Nie czuła zimna, a przynajmniej nie na tyle, by się nim przejmować. Najwyżej się pochoruje. Przejęła się natomiast tym, że nie była w stanie normalnie zapalić papierosa i musiała stanąć i spróbować ochronić lichy płomień zapalniczki przed zgaśnięciem. - No cholera jasna - warknęła, bo zupełnie jej nie szło i właśnie wtedy wyrosła obok niej jakaś postać. Przez chwilę jej obolałe szare komórki pracowały, by dopasować osobę do imienia, aż w końcu się udało. - Remi... cześć - rzuciła nieco zaskoczona, że to był akurat on, a nie jakiś seryjny morderca. W sumie szkoda, że to nie był seryjny morderca i nie ukrócił jej męczarni. - Gdybym miała torebkę to bym się martwiła, że jesteś tym co ją chce mi wyrwać - ale wszystkie ważne rzeczy miała w kieszeniach spodni więc była względnie bezpieczna. - W sumie to... mogę Cię na chwilę wykorzystać? Obiecuje, że nie będzie bolało. - O jaki jej się dowcip włączył. Pani Henderson, jak tak można. W każdym razie nie czekając na jego zdanie złapała go za ramiona, żeby przysłonić nim kierunek, z którego wiał wiatr. Swoim drobnym ciałem zrobiła tak samo i spróbowała teraz zapalić fajkę, co w końcu jej się udało. - Dzięki Bogu... - uzależnienie robiło swoje, teraz mogła się cieszyć tytoniem! - Dzięki - powiedziała spoglądając w końcu na mężczyznę.

remi blackwell
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
#36

Remi nie mógł powiedzieć, że jego życie było jakieś super szczęśliwe na miłosnym polu, bo jak widać, był już grubo po 30, a na swoim koncie nie miał ani jednej żony, ani jednego dziecka. Oczywiście można się nabijać, że żadnego dziecka o którym by wiedział, ale cóż… no raczej miał jednak mało partnerek seksualnych i nie tak wiele z nich totalnie gdzieś gubiły z nim kontakt. Nie był takim chamkiem, nie odcinał się, sprawdzał czasem jak się ma ta czy ta kobieta. W końcu nawet jeśli im nie wyszło, zależało im na ich szczęściu, nie? No więc chyba by coś wiedział o ciąży i dziecku, matmę całkiem nieźle znał, mógł sobie obliczyć, że to jego dziecko.
Nie można też powiedzieć, że nie próbował z małżeństwem, bo przecież był zaręczony i jego serce bardzo mocno zostało wtedy złamane. I chociaż się starał, wybaczył zdradę, to… no jak wiadomo, druga szansa nic nie dała, możliwe że była bardzo dużym błędem i skończył tak jak widać. Wciąż singiel, dający sobie jakąś ostatnią szansę w sprawie randek, bo przecież na jednej ostatnio był z Frankie i było na niej wcale nie tragicznie. Ale znów, jego poprzednie randki, które skłoniły go do obietnicy, że to ostatnie randki ever, też wydawały się iść dobrze, dopóki kompletnie kobiety nie odstraszył… na szczęście jego pies kochał go bezwarunkowo i bardzo doceniał, kiedy zabierał go na spacery po plaży, niezależnie od tego która akurat była godzina. No i właśnie na tym spacerze, z psem puszczonym wolno i biegnącym dookoła, mijał Zoyę.
- Cześć - odpowiedział i nawet uśmiechnął się ładnie. - O widzisz, nie wiedziałem, że tu taka niebezpieczna okolica, że trzeba pilnować torebek - przyznał szczerze - mam przy sobie tylko worki na psie wiadomo co, nie wiem czy złodziej by się nimi zadowolił.. - dodał, nieco zażenowany. A potem lekko zmarszczył brwi.
- No.. chyba? - odpowiedział, bo zabrzmiało to trochę dziwnie, co nie. Zwłaszcza jak go chwyciła i zaczęła nim manewrować, no było to trochę niezręcznie, więc nie wiedział jak się zachować. Jego pies też to wyczuł i zaraz do nich podbiegł, czujnie obwąchując kobietę.
- Em.. nie ma sprawy… chyba - odpowiedział, nie do końca pewien jak się zachować! - Wszystko gra? - dopytał więc, bo tu pali fajke, tu się boi napaści, no dziwne wajby odczuwał, okej.
towarzyska meduza
-
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
Zoya mając takie, a nie inne kontakty wiedziała, że wszędzie może być niebezpieczna okolica. Znała się na tym trochę, nic więc dziwnego, ze wzdrygała się na każdy większy cień za swoimi plecami. Chociaż teraz to akurat miała na to trochę wyjebane, bo nawet, by się ucieszyła, gdyby ktoś po prostu ją tu gdzieś zabił i porzucił w krzakach. Miałaby przynajmniej święty spokój. Jej życie ostatnio przypominało pasmo nieszczęść i miała tego wszystkiego dosć. Nie dane jej było zaznać szczęścia. Co z nią było nie tak? Wiedziała, że zrobiła w życiu jakieś straszne rzeczy, ale no bez przesady... żałowała, że zdradziła swojego narzeczonego i chyba już za to odpokutowała. Najwyraźniej niewystarczająco.
- W obecnych czasach wszędzie trzeba się pilnować - westchnęła, bo czasy niebezpieczne, ale jej było już wszystko jedno. Co zresztą chyba było po niej widać już na pierwszy rzut oka. Trochę ją jednak rozbawił kolejnymi słowami więc nawet się uśmiechnęła. - Myślę, że tym by mógł pogardzić - powiedziała wyraźnie rozbawiona i pokręciła lekko głową. Chciała w końcu odpalić tą fajkę, bo w życiu została jej już tylko nikotyna i alkohol, którymi starała sobie poprawić nędzny humor, gdy miała do tego okazję. Dlatego potrzebowała Remiego jako osłony przed wiatrem.
- Cześć piesku - mruknęła, gdy zwierzak do niej podszedł. - Moja przyjaciółka ma podobnego pieska, czasem się nim opiekuje - chociaż teraz już dość dawno nie miała Tyfona pod swoimi skrzydłami. - Zastanawiałam się czy sobie nie kupić owczarka... może mi coś doradzisz? Wydaje mi się, że trochę się znasz na zwierzakach - ona za wiele nie wiedziała o posiadaniu czworonoga. Nie miała problemu z tym żeby się zapytać o poradę. Była dumna, ale nie aż tak. Trochę zmarkotniała, gdy zadał jej to pytanie, na które nie za bardzo wiedziała co odpowiedzieć. - Nie, nie jest w porządku - po chwili namysłu postanowiła, że nie będzie się ukrywać za maską ze sztucznym uśmiechem. - Mam ostatnio ciężki czas, który się ciągnie od dawna i już mam dość - chciałaby w końcu być szczęśliwa i prowadzić normalne życie, bez stresów, bez problemów, bez smutku i płaczu. Nie było jej to dane, niestety. - Ale jakoś stara się sobie radzić - dodała, żeby nie było aż tak depresyjnie i znów zaciągnęła się papierosem. - A u Ciebie w porządku? Dalej pracujesz na straży? - Zapytała, bo chyba dobrze pamiętała o tym jaki ma zawód.
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
Jak jest się kobietą to cóż, właśnie tak było. Nie bez powodu statystyki pokazywały, że to głównie faceci, których kobiety doskonale znają, najczęściej je mordują. A ten legendarny facet z ciemnej uliczki to właśnie, był takim małym promilem. I paradoksalnie w sumie w mediach ludzie powinni już dawno zauważyć, że historie o mężach zabijających swoje żony są o wiele częstsze, niż gwałty w trakcie biegania. Eh, smutny świat w którym żyjemy, nic dziwnego, że Remi tak bardzo szanował kobiety. Musiał nadrabiać za cały swój gatunek, co nie. A i tak to było zdecydowanie zbyt mało.
- A mówią, że im dalej w życiu tym bezpieczniej - pokręcił głową - no bo wiesz, kiedyś to można było zostać zabitym przez zbójców i w ogóle, bardziej niebezpieczny świat był - dodał, precyzując o co mu chodziło. I nawet posłał jej ładny uśmiech, chociaż trochę to niezręczne ostatecznie było.
- Polecam, gdybyś chciała mieć swojego, to też znam kilka typów, które szukają swoich domów - zaproponował - ten chociaż bardzo towarzyski, swój już ma. Nie przeszkadza mu to jednak prosić o głaski i smaczki każdego, kogo mija - podsumował z rozbawieniem, no ale cóż, to był typowy pies, chciał jeść i żeby go drapać po brzuchu.
- No mogę ci polecić przede wszystkim adopcję ponad kupowanie, bo wiele psów szuka nowych domów, nawet małych - przyznał, a potem uśmiechnął się lekko - a z rasą to cóż… trzeba ją dobrać do swoich możliwości i potrzeb. Owczarki dużo się ruszają, są też dość wymagające. Ale najważniejsze to znaleźć psa, który nadaje na tych samych falach co my, no wiesz, z charakteru - przyznał, bo nie ma co się oszukiwać, każdy pies zasługiwał na swojego człowieka, ale takiego naprawdę swojego. Kompatybilnego.
- Chcesz o tym porozmawiać? - zapytał, nieco zmieszany, bo głupio mu było że zapytał. No ale może to i dobrze? Może jakoś jej pomoże? Spróbować przecież nigdy nie zaszkodzi.
- Tak, wciąż. Miałem ostatnio trochę kontuzji, no ale wiesz jak to mówią, po trzydziestce człowiek się już sypie - przyznał, z lekkim rozbawieniem. I zażenowaniem, bo głupio się czuł mówiąc o sobie zawsze.
towarzyska meduza
-
ODPOWIEDZ