Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Teorię o tym, że piekło znajduje się na ziemi łatwo było potwierdzić dając za przykład obecne życie Anthonego. Rozstał się z narzeczoną, po tym jak obydwoje doszli do wniosku, że ich idealny związek był tylko powierzchowny, że tak naprawdę obydwoje szukali czegoś, a raczej "kogoś" innego. Tym "kimś" dla Tonego była Laurissa, aczkolwiek on bezustannie wmawiał sobie, że za jego uczuciami wobec Hemingway obecnie przemawiał sentyment, rozgoryczenie i tęsknota za utraconym szczęściem. Nie chciał i nie mógł pozwolić sobie na uwierzenie w to, że Rissa mogłaby do niego wrócić, zostawić swojego mężczyznę i ponownie zaryzykować wszystko dla niego. A już na pewno nie teraz, gdy Tony nie miał pojęcia co począć sam ze sobą. Do tego wszystkiego doszedł mu ten pieprzony wypadek, który niczym karma sprowadził na Huntingtona karę za bycie skurwysynem i egoistą.
- Cześć - westchnął cicho, gdy w drzwiach do jego pokoju stanęła Melis. Kontakty z rodziną także nie szły mu w ostatnim czasie zbyt dobrze, bo zaszył się w domu nie chcąc z nikim się spotykać i rozmawiać. Nie miał siły tłumaczyć się z odwołanego ślubu i tego, że prawdopodobnie ponownie wyjedzie z Lorne Bay. Jednak w obecnej sytuacji raczej musiał zapomnieć o tych planach. - Dzięki, że przyszłaś - dodał, bo wdzięczny był siostrze za obecność. Nie mógł dłużej znieść widoku Laurissy, przejmującej się tym co mu się stało, ukrywającej łzy i wmawiającej mu, że jakoś to się ułoży, że będzie dobrze. Nie zasługiwał na współczucie z jej strony, nie zasługiwał na współczucie od kogokolwiek.
- Wygląda zajebiście, co nie? - Rzucił smutno, spoglądając na swoje unieruchomione nogi. Jedna z nich była lekko uniesiona i zagipsowana, a z drugiej wystawało kilka prętów. Niedawno pielęgniarka wyszła, uprzednio opatrując rany i każąc przez jakiś czas naświetlać tę nogę jakąś dziwną lampą.
Przeniósł spojrzenie na Melis i poczuł się okropnie. Nie mógł, ani nie chciał wymagać od niej jakiejkolwiek pomocy. Nie chciał być dla nikogo problemem i sam sobie obiecał, że zrobi wszystko, aby nie przenosić ani cienia odpowiedzialności za opiekę nad sobą na nich. Ojciec sam wymagał leczenia, nie potrzebny był im kaleki syn, który pewnie najbliższe miesiące spędzi na wózku.

melis huntington
fotograf — podróżuje po świecie
28 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
fotografuje wszystko, co uznaje za warte zapamiętania
027.
I don't wanna have to crash and burn to be where we started
I don't wanna ever need a map to you
{outfit}
Chyba członkowie rodziny Huntington genetycznie otrzymywali jakąś dozę nieszczęścia, bo w życiu obojga z rodzeństwa nie wiodło się najlepiej. To znaczy, już teraz Melis nie miała prawa narzekać. Poznała kogoś, podobała mu się, on też wywarł na niej dobre wrażenie, spędzili fantastyczny czas razem i byłoby wspaniale, gdyby nie tak szybka wpadka. Mogłaby przysiąc, że po poprzedniej ciąży doskonale się pilnowała, ale okazało się, że wcale nie. Tamte doświadczenia sprawiły, że podwójnie mocno bała się swojego stanu, a jeszcze bardziej obawiała się o przetrwanie nowej relacji. Odległość, która dzieliła ją i Huntera była nie do przeskoczenia. Oboje mieli swoje życia, ona tutaj, on po drugiej stronie oceanu i żadne z nich nie mogło prosić drugiego o pozostawienie swoich spraw.
Jednak wszystko zostało przyćmione stanem jej brata. Kiedy dowiedziała się od Laurissy, że Anthony miał wypadek, niemalże natychmiast chciała wyruszyć do szpitala. Pewnie zrobiłaby to, gdyby jej brat nie był chwilę po operacji. Oczywiście, o wszystkim poinformowała mamę, bo tata był w takim stanie, który mógłby się pogorszyć, gdyby dotarły do niego złe wieści. W szpitalu, Melis zjawiła się, więc kilka godzin po smsie. – Cześć – powiedziała, siatkę z zakupami, które dla niego zrobiła odstawiając gdzieś na bok. Machnęła ręką. Za co jej dziękował? Przecież zrobiłby dla niej to samo, a przynajmniej Melis głęboko w to wierzyła. Nie mogli oddalić się od siebie aż tak, prawda?
- Wygląda to źle. Co się konkretnie stało? – zapytała. Wiedziała co nieco od Laurissy, ale to on był na miejscu wypadku i chciała jeszcze raz wszystko usłyszeć. – Będziesz chodził, prawda? – zapytała. W końcu usiadła i automatycznie chwyciła go za rękę. Ona sama, widząc to wszystko potrzebowała otuchy. Nie potrafiła, więc wyobrazić sobie jak musiał czuć się jej brat.
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Nie miał nawet pojęcia o tym, co działo się w życiu jego siostry i to tylko podkreślało, jak chujowym był bratem. Miał wrażenie, że zawalanie wszystkich istotnych dla niego relacji było w pewnym sensie jego przekleństwem. To nie tak, że nie chciał się zmienić. Naprawdę chciał, ale na chęciach zwykle się kończyło i potem... potem mijały nagle miesiące przez które zamiast dopytywać, po prostu trwał gdzieś obok, wmawiając sobie, że to wystarczy. Widać miał za takie podejście zapłacić dość wysoką cenę i gdyby nie był załamany, może nawet doceniłby dowcipność losu, czy jakiejś innej wielkiej siły, której przypisywano kierowanie światem. Co kto woli...
Z jednej strony widok siostry przyniósł jakąś ulgę, ale widząc siatkę z zakupami, bardzo szybko zrozumiał, że podobnie, jak w przypadku Laurissy, widząc tutaj Melis będą go głównie dręczyć wyrzuty sumienia. Widać, że się o niego martwiła, miała to wymalowane na swojej twarzy, a on tak tam patrzył i zastanawiał się, kiedy ostatnio siostra w jego towarzystwie wydawała się być szczęśliwa. Ile czasu minęło, odkąd wywołał u niej parsknięcie niepohamowanym śmiechem, albo chociaż szczery uśmiech? Nie potrafił sobie odpowiedzieć.
- Byłem z Laurissą na przejażdżce konnej... ścigaliśmy się, wzdłuż tego zbocza na wschód od stadniny - mruknął, chociaż czuł, że raczej niechętnie opowiada o tym, a może raczej przyznaje się do tego. - Jakiś zasrany wąż przeciął mi drogę, ja go nie widziałam, ale koń tak... potknął się i runęliśmy po tej skarpie parę metrów w dół. Nie wyciągnąłem nóg ze strzemienia... no i taki efekt - rozłożył ręce w geście ponurego dowcipu i parsknął, kończąc ten festiwal grobowego humoru. Chciałby jej optymistycznie odpowiedzieć, bo przecież lekarze nie dawali mu co do tego wątpliwości. Miał powody do tego, by czuć ulgę... no ale kurwa nie czuł. Nawet jeden dzień pozbawienia mobilności wprawiał go taki stan, że perspektywa wstania na nogi wcale go nie podbudowywała. - Podobno - mruknęła więc markotnie. - Ale to potrwa... najpierw wszystko musi się zagoić, potem rehabilitacja... po drodze pewnie szlag mnie trafi - podsumował, po czym w końcu na dłuższą chwile zawiesił wzrok na Melis. - No, ale dam radę... - oznajmił i zawiesił się na moment. - A ty jak się czujesz? Nie pamiętam kiedy ostatni ciebie o to pytałem - uświadomił sobie, czując pewnego rodzaju wstyd, ale przy tym... nadal był mocno przejęty perspektywą życia kaleki.

melis huntington
ODPOWIEDZ