recepcjonistka — PULLMAN Hotel
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Kolejny raz sercem się baw
I tak jest od lat bezradne
"Kompletnie nie rozumiesz"... zadźwięczało w jej uszach. Rozsądek mówił, że to ona ma rację, że przecież nie chodzi tu o niego, a o nią. To nie on był tu ofiarą, kiedy to się działo nawet jej nie znał. A teraz unosił się honorem i to jego najgłupszą odmianą. Ale podkopane poczucie wartości i pewności siebie krzyczało "jesteś głupia! Nic nie rozumiesz!" Starała się zachować jednak spokój, może nawet aż przesadzony, trochę psychopatyczny spokój, bo nie miała siły na kłótnie, na walkę, na nic. Chciała znaleźć się zupełnie gdzie indziej. A nawet chciała wymazać ostatnie lata swojego życia. Nawet jeśli doprowadziły ją do poznania Chrisa... Wolałaby go poznać w innych okolicznościach, wolałaby, żeby nie nosił twarzy człowieka, który nią manipulował przez tyle czasu. Umiała oddzielić to od siebie - fakt, że na zawsze panowie byli połączeni, bo to nie miało znaczenia, Chris był Chrisem, przeszczep nie miał znaczenia. Ale gdy był taki wzbudzony, gdy wyłączał racjonalne myślenie, gdy sprawiał że czuła się jak idiotka... wtedy zaczynała myśleć, że może faktycznie ma swój typ i może sama jest sobie winna. Chris ją ostrzegał, że nie jest święty, że ma swoje grzechy, swoje tajemnice których jej nie mówił. Wiedziała, że teraz sądził, że działa dla jej dobra, ale efekt był odwrotny.
Ich związek był trudny. Z boku mógł się wydawać uroczy i romantyczny, do tego był namiętny i chyba oboje z dużym przekonaniem mogli powiedzieć, że w łóżku to są genialnie dobrani. Ale związek to było coś więcej niż świetny seks. Mówiła mu, że umie o siebie zadbać, nie potrzebowała rycerza na białym koniu, unoszącego się dumą przy każdej okazji. Potrzebowała jego wsparcia.
- A masz jakieś dowody? To, że on powiedział, że są jakieś zdjęcia? Żaden dowód i wiesz o tym. - próbowała przemówić do jego rozsądku.
Otworzyła oczy szeroko ze zdumienia, gdy nazwał się tchórzem. "Tego dla mnie chcesz?" I znów... tym razem nie chodziło o niego, to nie było jego życie, jego zdjęcia, jego uczucia, jego zmarnowane lata. To były jej wspomnienia, jej honor, jej upokorzenie, jej bajka która okazała się być koszmarem. I jej cud, że uwolniła się z tego wszystkiego, nim było za późno.
- Wstrzymywanie się od przemocy nie jest tchórzostwem Chris. Nie chcesz spełnić mojej prośby, nie musisz. Ale nie próbuj mi wmówić, że zmuszam cię do tchórzostwa. - odsunęła się od niego by popatrzeć mu w oczy. Jej własne lśniły od wstrzymywanych łez. - Tu nie chodzi o ciebie Chris. Nie tym razem. Doceniam, że chcesz mnie bronić, ale ja chcę po prostu to zamknąć, raz na zawsze. Nie myśleć o tym, że ktoś ma moje zdjęcia. O tym, że ktoś mną manipulował przez tyle lat. Że prawie wyszłam za psychopatę. Chcesz? To idź, pobij Marka tak, że już się nie podniesie. Będę cię odwiedzać w więzieniu i czekać na ciebie. Ale na prawdę tego chcesz? Josh to moja wersja Perl Campbell. - miała nadzieję, że to porównanie uzmysłowi mu, że tak jak jego batalia z Pearl to jego sprawa i, że on nie chce pomocy Alaski z tamtym, tak jej rozdział z Joshem to była jej sprawa. Przynajmniej w tym stopniu, że nie potrzebna była interwencja Chrisa. - Proszę, nie trzymam cię, nie hamuję. Jeśli zemsta jest ważniejsza niż to jak ja się czuję, to proszę, idź wybić zęby Markowi i każdemu kto potencjalnie mógł dostać tamte zdjęcia. - choć już nie udawało jej się powstrzymać łez, to była spokojna. A w każdym razie nie krzyczała. - To nie zmieni tego co się stało. Nie naprawi tego co on mi zrobił. Ale dzięki temu mam ciebie, rozumiesz? To się liczy, że jesteśmy razem i, że cię kocham. Nieważne co teraz zrobisz. - płakała już na całego.

Chris Haynes
misio
nick
brak multikont
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Był zmęczony. Zawsze wydawało mu się, że gdy natrafi na właściwą kobietę to wszystko zacznie się układać. Wcześniej z żoną czuł, że głównie ze sobą walczą i szukał odpowiedzi w ramionach kochanki. Pearl może i go kochała, ale była młodziutka i szybko wpadli w pułapkę relacji mistrz- uczennica. Z Alaską wszystko miało rozwijać się w zupełnie innym tempie i mieli w końcu sobie na dobre zaufać. Tyle, że tak wyglądało to w teorii, a w praktyce coraz częściej rozjeżdżali się i kłócili o najdrobniejsze sprawy.
Był wściekły na nią, że zazwyczaj wyciągała kartę z wyjazdem albo próbowała nadać mu cechy, których nie posiadał. Wiedział, że nie należy do świętych i większość kłótni wywołuje on sam, albo pod wpływem alkoholu albo poirytowany, bo wyjątkowo alkoholu unika. Był wręcz modelowym przykładem furiata, a najgorsze było to, że ona tego nie dostrzegała albo starała się go jakoś uspokoić. Zazwyczaj wówczas wpadał w jeszcze większą furię. Tak było i teraz, gdy zabroniła wymierzyć mu sprawiedliwość w imię jakiejś chorej przezorności. Nie mógł tego pojąć, bo ten gnój wyzwalał w nim wręcz najgorsze instynkty, zaś ona... Tak bardzo chciał wierzyć, że przejdzie nad tym do porządku dziennego, ale znał ją już na tyle, że wiedział, że prędzej czy później stwierdzi, że chce uciekać. Bo ten pieprzony Josh okazał się psychopatą. Był wręcz wściekły, gdy powtarzała, że nie o niego chodzi. Ależ chodziło, takie relacje zawsze wpływały na kolejne związki i był tego pewien, bo przecież wiedział jak się czuje z osławioną Pearl Cambell. Dla niego przeszłość stanowiła wręcz najgorszą z możliwych traum i nie rozumiał, czemu Alaska nie chce wykończyć tego chłopaka. Puszczanie wolno takiego sukinsyna mogło przynieść jedynie więcej szkody niż pożytku.
Pokręcił jednak głową, gdy dała mu wybór i zaczęła dramatyzować. Jakże on tęsknił za czasami, gdy każdą ich kłótnię nie zamieniała w teatralny spektakl. Nienawidził histeryzujących kobiet i teraz też patrzył zimno na jej łzy, płynące po policzkach. Wiedział, że w tym momencie był niesprawiedliwy, ale powoli już nie mógł zdzierżyć tej fali wyrzutów, kierowanych za każdym razem w jego stronę.
- Kochasz mnie, co? Szkoda tylko, że ciągle płaczesz - prychnął i wsiadł do samochodu, gdzie odpalił silnik. Nie takiej miłości pragnął i nie taką chciał jej zapewnić, a coraz częściej miał wrażenie, że ją zawodzi. Gdyby była taka szczęśliwa, cóż, nie zalewałaby łzami co drugi dzień. Powoli zaczynał się obawiać, że niedługo po prostu go zostawi, a on tego nie zniesie. Pewnie dlatego sam uprzedzał fakty i był coraz bardziej szorstki. Zdecydowanie to było lepsze niż porzucenie, a tego od Alaski by nie zniósł.

Alaska Lockwood
zdolny delfin
enchante #8234
recepcjonistka — PULLMAN Hotel
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Kolejny raz sercem się baw
I tak jest od lat bezradne
On był zmęczony, ona też była zmęczona. Tą ciągłą walką, kłótniami. Może wcale się nie znali, skoro on teraz uważał ją za zbyt emocjonalną. A przecież chyba już pierwszego dnia się przy nim popłakała. Część jej chciała, by poszedł zmasakrować Marka, albo lepiej - sama chciała ro zrobić. Rozedrzeć mu paznokciami twarz, podeptać najczulsze miejsca. Ale wiedziała, że to nie naprawi tego co ją spotkało, nic nie zmieni. Nie da nawet ukojenia, a przyniesie jedynie więcej problemów.
Ona przy nim zawsze czuła się czemuś winna, że ma swoje marzenia, które jemu nie pasują, że miała jakieś życie przed nim, że zadaje mu pytania. Czasami bała się odezwać, przestała przy nim narzekać na pracę, nawet jeśli faktycznie miała gorszy dzień bo ktoś na nią nakrzyczał bez powodu. Tęskniła za podróżami, za wolnością, zawsze będzie za tym tęsknić, ale wybrała jego. A on wciąż nie umiał jej zaufać. Znów po głowie majaczyło jej pytanie, czy to ma sens. Ten ich związek. Czy miłość wystarczy skoro tak wiele ich różni.
Kiedy ostatnio po prostu mile spędzili czas? Kiedy się wygłupiali, kiedy żartowali? Tęskniła do ich pierwszej randki, do tych pierwszych wspólnych dni. Do czasów w których się ze sobą nie męczyli. A teraz miała wrażenie, że są ze sobą za karę. Że nie umieją już inaczej.
Jego chłodne spojrzenie było torturą. Nie histeryzowała... oj nie. Ale trudno trzymać emocje na wodzy, kiedy dowiadujesz się, że twoje życie było czyjąś zabawą. A jednocześnie najbliższa ci osoba robi z tego osobistą vendettę i zamiast zająć się tobą, myśli o pobiciu posłańca. Bo to nie Mark ją skrzywdził, Mark tylko nic z tym nie zrobił. Jej oprawca już dawno nie żył. Ale teraz w tej właśnie chwili po raz pierwszy od ich spotkania, zobaczyła w Chrisie Josha. Przez chwilkę, ułamek sekundy. I poczuła się mała i nic niewarta.
Może źle zinterpretowała jego słowa, ale uznała, że ma ją za zbyt emocjonalną, za wiecznie zapłakaną dziewczynkę, która jest dla niego ciężarem. Nie sądziła, że w tych słowach może mieć wyrzuty do siebie, a jedynie do niej. Może lepiej to było zakończyć? Przestać w końcu walczyć... Nie umiała naprawić ich relacji, czuła się bezsilna. Miała wrażenie, że cokolwiek robi, robi to źle i, że to przez nią to wszystko się rozpadło. Bo jest głupia, niedojrzała, naiwna... Chciała być dla niego dość mądra, dość dojrzała, dość opiekuńcza, dość seksowna... A tymczasem ciągle płakała. Otarła wierzchem dłoni łzy. Wsiadła ostrożnie do samochodu i zajęła miejsce obok Chrisa.
- Przepraszam, że się rozpłakałam. Po prostu to było za dużo na raz. Wiem, że chcesz mnie ochronić. A ja chcę chronić ciebie. - nie podnosiła na niego wzroku. Bała się, że wciąż będzie na nią patrzył tym lodowatym spojrzeniem. Tymczasem oboje mieli to samo poczucie, że jedno zawodzi drugie. On myślał, że zawodzi ją, ona , że zawodzi jego. - Miałeś rację, że przyjazd tutaj był błędem. Ale chciałabym wierzyć, że dzięki temu tamta część mojego życia już nigdy nie będzie nas nawiedzać. - zerknęła niepewnie na Chrisa. Nie powinien był prowadzić w takim stanie. Ale trochę się bała to zasugerować. - Może... może moglibyśmy skoczyć na jakąś dobrą kolację... albo do kina... no wiesz... na randkę? - zaproponowała po chwili. Może jeśli spędzą miło czas, to znów na nią będzie patrzyć jak dawniej, z tym uczuciem i miłością. I jednak przetrwają tą kolejną burzę, bo nie chciała żyć bez niego.

Chris Haynes
misio
nick
brak multikont
pisarz kryminałów — oraz scenarzysta
36 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
pisze kryminały, choć jego życie to ballada o lekkim zabarwieniu erotycznym, pewnego dnia uświadomi sobie, że kocha Constance, ale na razie jego serce zdobył jego pies o cudownym imieniu Werter
Jeszcze na początku ich związek wydawał mu się spokojnym azylem i miejscem, do którego będzie chciał wracać po całym dniu pracy. Wierzył w to, ale zapominał tak naprawdę o najważniejszym- to on przecież miał w tym wypadku siłę twórczą. To jego problemy zazwyczaj napędzały wydarzenia, które doprowadzały Alaskę do białej gorączki. To jego trauma sprawiała, że nie mógł do końca wybić sobie z głowy Pearl i fantazjował o jej śmierci. To wszystko sprawiało, że sam wpędził ich w kołowrotek wydarzeń tak bezsensownych i przygnębiających, że teraz praktycznie każda ich rozmowa przypominała walkę.
Zapomniał już co znaczyło miłe spędzanie czasu w jej towarzystwie i choć powinien obwiniać sam siebie…Kierował gniew w jej stronę. Wiedział, że to irracjonalne i zupełnie niesprawiedliwe, ale nie był w stanie postępować innego. Złość, irytacja i absolutna dezorientacja zamieniały go w potwora, który kompletnie nie rozumiał faktu, że Lockwood przyszło również zderzyć się z przeszłością. Na dodatek w jej wypadku to spotkanie miało moc tarana, który jednym ruchem niszczy wszystko na swojej drodze. Zdeptał jej wspomnienia, zrównał z ziemią dawne uczucie i obecnie pozostawał tylko pocieszyciel w roli człowieka, który już dawno był zbyt zblazowany, by wczuć się w czyjś ból i niepokój. Zapewne z tego powodu zachowywał się jak kompletny bufon i docierało to do niego, gdy siadała przy nim i przepraszała go za to, że się rozpłakała.
- To nie tak - zaczął więc cicho i skierował wzrok w jej stronę. - Bo widzisz, ja najchętniej bym udusił tego człowieka gołymi rękami, nawet jeśli to nie on zrobił ci krzywdę. Czuję się bezsilny i bardzo głupi i…- potwornie winny, bo znowu płaczesz przeze mnie, ale tego już nie powiedział. Przerwał, bo z przerażeniem odkrył jeden szczegół, który dosłownie wyrwał go z butów i sprawił, że faktycznie opcja uderzenia w drzewo była całkiem kusząca. Chodziło o jej wzrok, spojrzała na niego spłoszona i zrozumiał, że zwyczajnie się go boi. Do tego doszedł w swojej zapalczywości i fakcie, że był potwornie zniszczonym człowiekiem. Jego własna dziewczyna zaczęła śmiertelnie się go obawiać. Zgasił silnik i westchnął, nie miał siły na jazdę, na radio, a tym bardziej na jakieś kolacje i udawanie, że wszystko jest w porządku.
Gdyby było to zdecydowanie nie patrzyłaby na niego tym wzrokiem. Jeszcze nie zdecydował czy gorszy jest on czy też wzrok pełen pogardy, który pewnie niebawem zacznie mu rzucać. Tyle, że Haynes powoli zaczynał rozumieć, że to nie będzie tak jak z byłą żoną czy Pearl- to przy Alasce chciał się zestarzeć i jeśli ona go znienawidzi to on tego zupełnie nie zniesie.
- Możemy po prostu wrócić do domu? Nieco obrzydły mi już wycieczki krajoznawcze - posłał jej niewyraźny uśmiech.
Problemy dopiero miały się rozpocząć i był pewien, że jego życie przybierze znowu nieciekawy obrót.

Alaska Lockwood
zdolny delfin
enchante #8234
recepcjonistka — PULLMAN Hotel
27 yo — 165 cm
Awatar użytkownika
about
Kolejny raz sercem się baw
I tak jest od lat bezradne
Chciała być dla niego bezpieczną przystanią, do której chce wracać nawet po największej burzy. Był wyborem, świadomie podjętym, kimś z kim chciała być, mimo wszystko, mimo problemów, opinii innych, mimo przeciwności losu. Był trudnym kompanem, a Alaska wciąż się go uczyła. Momentami było zbyt ciężko, jej instynkt podróżnika podpowiadał jej ucieczkę, ale ona tu nadal była. A on sam siebie nakręcał jak jakiś mechanizm i puszczał go w ruch niczym kulę pędzącą prosto w kręgle. Tym razem siła uderzenia była ogromna, w sam środek, wszystkie kręgle strącone. W momencie kiedy była najbardziej odsłonięta, kiedy cała jej wola walki zniknęła. Ona chciała tylko zniknąć, wymazać ze swojego życia tamte lata, zacząć wszystko od nowa. Jedynym plusem jaki wynikał z tamtego związku był Chris. A teraz on sprawiał, że było jej jeszcze trudniej. Ranił ją, świadomie czy nie, ale ranił, do żywego, do krwi.
Nie wiedziała jakie były wcześniejsze kobiety w jego życiu, czy były wrażliwe jak ona, a może były bezwzględnymi sukami. Może on nie umiał być u boku kogoś takiego jak Alaska. Może podświadomie sabotował to, co było między nimi, bo może myślał, że nie zasługuje, że jest złym człowiekiem. Pamiętała jak mówił jej o tym, na samym początku. Wtedy kiedy był taki słodki, że aż nie mogła przestać się uśmiechać. Demony w jego duszy teraz wychodziły na światło dzienne i nękały ich oboje. Należało je jakoś ubić, raz a dobrze, pytanie tylko jak.
- Wiem. - skinęła głową i pocałowała go delikatnie w policzek. Bo wiedziała, wiedziała, że w ten specyficzny sposób okazuje troskę i chęć ochrony. Że to dla niej by mógł go zabić. Tylko, że nie tego teraz potrzebowała. Potrzebowała tego, co okazał przez chwilę kilka minut temu - przytulenia. - To nie ty jesteś głupi. To ja się dałam oszukiwać przez tyle czasu. - oboje czuli się podobnie. Choć nie przypuszczała, że on myśli, że płacze przez niego.
Bała się, owszem, że to przez nią, że to ona to psuje, bo jest zbyt uczuciowa, głupia i cholera wie ilu facetów widziało jej nagie zdjęcia. Przestraszył ją jego ton i oziębłość. Nie widziała go wcześniej takiego. Przestraszyła się, że wymieni ją na inną, bardziej wyluzowaną, bez dziwnej przeszłości, bez kłótni i awantur. Bez problemu by sobie kogoś znalazł. Miał w sobie ten czas, uśmiech i spojrzenie. To nie były kwestie nabyte wraz z twarzą Josha. To było jego, pewnie miał to w sobie od dawna, może od zawsze. Jaki miał więc powód być z kimś takim jak ona? Pewnie żaden. Pokiwała głową w odpowiedzi, pewnie to był najlepszy pomysł - po prostu wrócić do domu. Każdy do swojego...
- Jasne. Muszę tylko załatwić dla mamy te rzeczy do restauracji. Przebukujemy bilety i wrócimy najbliższym samolotem. - zaproponowała i nawet sprawdziła od razu ile mają do najbliższego lotu i na którą będzie musiała przełożyć spotkanie. Trochę to pomogło jej zająć myśli. Była niezłą organizatorką, musiała być, bo na jachtach czasami w kilka godzin trzeba było załatwić na prawdę kosmiczne rzeczy. - W Lorne będziemy dziś wieczorem. - odezwała się gdy już wszystko udało jej się poprzekładać i zorganizować. Do Melbourne raczej chętnie nie wróci, nawet jeśli poprzedni wieczór wart był powtórzenia. Mieli przynajmniej choć jedno miłe wspomnienie stąd. Chociaż tyle... bo reszta wyjazdu okazała się być na prawdę fatalnym pomysłem.

Chris Haynes
/zt x2
misio
nick
brak multikont
ODPOWIEDZ