przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Weszła w to bagno bez swojej wiedzy i zgody, a to sprawiało, że musiała odpowiednio zareagować, w przeciwnym razie po środowisku poszłaby fama o jej braku profesjonalizmu. Albo gorzej…
Do tego nie mogła dopuścić, toteż spotkanie ze Świstakiem było nieuniknione.
Odebrała słowa Vivienne trochę jak swego rodzaju sugestię. Powinna się bać, bo teraz kobieta miała na nią haka, którego mogłaby wykorzystać? Nie wiedziała już co o tym myśleć, a choroba dodatkowo pogarszała ten stan. Jakby nie patrzeć, stanowiła teraz nieco łatwiejszy cel dla potencjalnej konkurencji. Nie miała stałego wspólnika u boku, a kuzyni, którzy pomagali jej w interesach, teraz nieco wycofali się z półświatka. Musiała kombinować na własną rękę, a bez odpowiednich wpływów, to żmudne zajęcie.
Przytknęła dłoń do czoła, aby rozmasować obolałe skronie.
Świstak był kompletnym idiotą, ale nie uważała, aby zasługiwał na śmierć. Przynajmniej na chwilę obecną. Jeśli okazałoby się, że wciska komuś na siłę te gówno, które nielegalnie przerzucił, to zmieniałoby postać rzeczy.
- Dopaść go mogę nawet sama. Jak ta pieprzona głowa przestanie mnie boleć.
Ciężko jednoznacznie stwierdzić, kiedy to nastąpi. Nie zamierzała się wyręczać osobami trzecimi. Musiała mieć pewność, że odpowiedni przekaz trafił do parszywego drania i reszta nie zechce zbyt szybko podążyć jego śladami.
- Odpowiednie alibi nie byłoby złe… - uznała jeszcze, odchylając się do tyłu, co by oprzeć ciężar ciała o składane krzesło. I tak będą musiały dogadać z Viv konkretny termin, a on wydawał się dosyć ruchomy. Wychodziło na to, że Warren będzie potrzebować przynajmniej trzech kolejnych dni, aby jakoś doprowadzić się do porządku. Przynajmniej gniew odrobinę w niej opadł, bo jedynie do siebie mogła mieć w tym wszystkim pretensje. Pierwszych klientów zawsze należy odpowiednio prześwietlać i gdyby nie zasłona dymna w postaci polecenia od Leah, zrobiłaby wszystko tak, jak powinno to wyglądać.
- Muszę się jeszcze pozbyć tego gówna.
Albo przetopić je na jakąś zabójczą, narkotyczną mieszankę, którą mogłaby postraszyć Świstaka.
Zatrzymała spojrzenie na Viv, spodziewając się propozycji co do utylizacji pozostałości z dzbanka, albo zastosowania innej, nie mniej efektywnej metody.

Vivienne Tang
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
Jasne, wyszło tak, a nie inaczej i Val wylądowała w chujowej sytuacji. Temu nie dało się zaprzeczyć. Tak samo temu, że właściwie Vivienne mogła mieć na nią haka jeśli tylko zdecydowałaby się w jakiś sposób nagłośnić sprawę. Sęk w tym, że nie zamierzała. Mogła handlować prawie wszystkim poza prochami i informacjami. Nie chciała wchodzić w coś takiego. Zresztą za bardzo ceniła sobie współpracę z Warren, aby dobrowolnie ją zniszczyć w podobny sposób. Ufała zresztą w zdolności Warren, która w każdych okolicznościach potrafiła sobie poradzić. Podobne kłopoty z pewnością były jedynie chwilowe i wystarczyło jedynie zakręcić się w odpowiedni sposób, aby coś na nie zaradzić. A co do konkurencji? Pierdolić ich. Może i trzeba było mieć na nich oko, ale z dnia na dzień nagle się nie wybiją i nie wyrobią sobie odpowiedniej renomy.
- W takim razie nie było tematu. I brałaś coś przeciwbólowego czy idziesz w martyrologię ludu przemytniczego?
Nie była pewna czy cierpienia Val wynikają z faktu, że środki przeciwbólowe nie działały czy może po prostu olała je i stwierdziła, że jakoś się przemęczy. Byli różni ludzie i niektórzy może lubili ból tego rodzaju, ale czasami przemawiała przez nich zwykła upartość i chęć udowodnienia komuś czy sobie, że jest się w stanie wytrzymać dany ból. Nic tylko gratulować.
Wracając jednak do Świstaka to dla niej nie miało żadnego znaczenia, co dokładnie Warren z nim zrobi. Nie miałaby żadnej straty z tego powodu, a może nawet by zyskała, bo przynajmniej nikt nie wkopywałby jej przemytniczki w jakieś chore akcje.
- Daj tylko znać co kiedy i jak, a na pewno coś wymyślimy - odpowiedziała, bo jednak nie mogły takich rzeczy od razu zaplanować tak w marszu.
Tutaj potrzebne były jakieś ustalenia, zgranie terminów, ustalenie odpowiedniej kolejności zdarzeń i spisanie scenariusza. Zapewne mogłaby załatwić też kilku świadków, którzy mogliby potwierdzić jej wersję zdarzeń. Czego się nie robi dla przyjaciółki i zaufanej współpracowniczki?
- Masz jakiś pomysł? - spytała jeszcze, gdy tylko Warren wspomniała o pozbyciu się towaru. - Jeśli nie to ewentualnie mogę go wziąć.
Znała kilka osób, które mogłyby skorzystać w podobnej dostawy poczynionej z dobrego serca. Upiekłaby wtedy dwie pieczenie na jednym ogniu, bo nie dość, że pozbyłaby się problemu, który przypałętał się do Val, a jednocześnie mogłaby zyskać prawo do darmowej przysługi od jakiegoś lokalnego dealera czy ćpuna. Nigdy nie wiadomo, gdy coś takiego mogło się przydać. Byle tylko był to ktoś kto się nie wygada od kogo co ma.

Val Warren
sumienny żółwik
Arisu#1538
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
- Masz mnie za masochistkę? - zatrzymała zmęczone spojrzenie na Vivienne, przy czym odpowiedź twierdząca ani trochę by jej nie zdziwiła. Czasami miewała vibe masochistki i gdyby zaczęła się wykręcać, nikt by nie uwierzył.
- Nie mam pojęcia, kiedy to cholerstwo zadziała, teraz mam takie… fale bólowe
Brzmiało bardzo legitnie, bo podobne stany przerabiała przy wyjątkowo paskudnym okresie. Dopiero najsilniejsze tabletki przynosiły stopniową ulgę, zwieńczoną zanikiem tajemniczego bólu. Po cholerę ten okres bolał, czy ewolucji się popieprzyło w stykach? Ludzie już dawno powinni wymyślić sposób na pozbycie się okresu i całkowite przerzucenie produkowania bombelków na takie z dosłownej probówki, w sztucznych macicach. To byłoby o wiele produktywniejsze rozwiązanie, również z perspektywy pracodawców, a wszelkie zagrożenie życia matki odeszłoby w zapomnienie. Oby Warren dożyła takich pięknych czasów.
- Najpierw muszę jakoś doprowadzić się do porządku - mruknęła, wskazując palcem na swoją skroń. Bynajmniej nie chodziło o jej potencjalne problemy psychiczne (a być może takie by się znalazły, gdyby odbębniła pełnoprawną sesję ze specjalistą). Sama nie wiedziała, kiedy w końcu będzie mogła dorwać Świstaka i to niezmiernie ją frustrowało. Najchętniej jeszcze dziś dałaby gamoniowi nauczkę, niestety, szukanie go to nie taka prosta sprawa. Mając na uwadze to, co podstępnie przemycił, mógł już znajdować się w drodze do innego miasta, albo w ogóle, na drugi koniec kontynentu. Nie takich wywrotowców już przerabiała.
- Dam ci znać - to mogła obiecać, chociaż niewykluczone, że w trakcie nie zmieni decyzji. Cierpliwość nie bywała jej najmocniejsza stronę, kiedy wisiała nad nią presja wymierzenia komuś sprawiedliwości. Świstak zasługiwał na to, aby wydać go mundurowym, albo przynajmniej nieźle sprać; na tyle, aby nie przyszło mu do głowy ponowne przemycanie takiego gówna przez ręce Warren.
- Najchętniej wywaliłabym to cholerstwo do jakiegoś jeziora, ale nie chciałabym zatruwać ryb. Gleby w sumie tez nie.
Zmarszczyła brwi, intensywnie zastanawiając się, na co zdecydowałaby się w celu utylizacji trucizny. Pewnie musiałaby to wszystko spalić, co i tak w pewnym stopniu zanieczyściłoby powietrze. I tak źle i tak niedobrze.
Uniosła spojrzenie na Viv, gdy ta zaoferowała się z zabraniem towaru.
- Jest twój. Ja nie chcę mieć z tym syfem nic wspólnego.
Brakowało jeszcze, aby wyleciała do tych dzbanków ze szmatką, aby wytrzeć wszelkie ślady po odciskach swoich palców. Nie, żeby nie wierzyła pannie Tang z zachowaniem dyskrecji. Czasami zwyczajnie lubiła dmuchać na zimne. Lepsze to, niż spektakularny powrót do paki.
- Mogę je ładnie zapakować, jak masz chęć - dodała, trochę w ramach koleżeńskiej zaczepki, zaraz krzywiąc się pod wpływem bólu u skroni. Co za pieprzone choróbsko. Załatwi ją do końca tego dnia, nie było innej opcji.

Vivienne Tang
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
- Trochę - odpowiedziała szczerze, zupełnie nie zrażona spojrzeniem Val. Taka właśnie była Tang w otoczeniu przyjaciół. Nie owijała w bawełnę i mówiła to co myślała bez zbędnego pierdolenia. Bajkopisarstwo mogła do pewnego stopnia uprawiać jedynie w przypadku prób opchnięcia jakiegoś towaru lub nakłonienia kogoś do spełnienia jej prośby. Poza tym była naprawdę szczerą kobietą.
- W tym stanie i tak szybko nigdzie nie wypłyniesz, więc lepiej odpuść sobie dzisiaj reperowanie statku i idź spać. Dobrze ci to zrobi - poradziła jeszcze, bo w tej chwili to Warren jedynie się niepotrzebnie męczyła. Musiała poczekać chwilę aż to cholerstwo zelżeje i da jej żyć lub leki zaczną działać. Wtedy dopiero mogła próbować cokolwiek zrobić.
- Tak. Musisz. Dlatego dzisiaj niczego nie planujemy. Przemyślisz sobie pewne rzeczy jak już się ogarniesz - stwierdziła jeszcze, wycierając w pobliską serwetkę palce po tym jak skończyła już dojadać zimne frytki.
W tej chwili w zasadzie nigdzie im się nie spieszyło i nie trzeba było planować żadnych akcji na wariata. I tak później pewnie to wszystko uległoby zmianie, gdyby przyszedł świeższy umysł.
- Bądźmy szczere: można to albo zutylizować albo wykorzystać w jakiś sposób. Od nas tylko zależy w jaki.
Nawet nie chodziło o opcje sprzedaży. Zawsze można też tego było użyć przeciwko komuś, do kogo się chowało urazę. Choćby samego Świstaka i napuścić na niego gliny czy coś w tym rodzaju. Opcji było niezliczenie wiele i ograniczała je w zasadzie jedynie wyobraźnia... No, może też odrobinę także środki do osiągnięcia celu, ale zaradnie z nich były kobiety i zawsze jakoś można było ogarnąć każdą akcję.
- Cokolwiek bylebym mogła to jakoś normalnie przewieźć autem - odparła jeszcze, gdy tylko Warren zaproponowała, że zapakuje wszystkie wazy, aby Tang nie musiała się tym przejmować.
Resztą zajmie się już zresztą sama, gdy tylko przewiezie towar w odpowiednie miejsce. Wolała samodzielnie zająć się wydobyciem kryształków z materiału, aby uniknąć dalszych komplikacji.

Val Warren
sumienny żółwik
Arisu#1538
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
Doceniała szczerość kobiety o czym świadczyło rozbawione parsknięcie. Mimo wszystko, lepiej wyjść na masochistkę, niż kolejną aspirującą dilerkę, za którą można by ją wziąć, gdyby zdecydowała się zatrzymać dzbany dla siebie. Nie chciała nawet na nie patrzeć, przypominając sobie, co podobne substancje robiły z ludźmi.
- To miłe, że tak się o mnie troszczysz - skomentowała sugestię, dotyczącą przespania się. Właściwie, to czemu nie? W słowach Tang tkwiło również sporo prawdy. Mając na uwadze uszkodzenia Valhalli, w najbliższym czasie mogła zapomnieć o rejsach. Chyba, że zdecydowałaby się zasiąść za sterami któregoś z pozostałych jachtów, z wypożyczalni. Jak już doprowadzi samą siebie do porządku, rzecz jasna.
- Ale gdybyś dała radę mieć go na oku przez ten czas, byłabym zobowiązana - dodała jeszcze, co do Świstaka. - O ile jeszcze nie spierdolił z Lorne. Chuj chyba nie myśli, że jego kłamstwo pozostanie tajemnicą?
Mogłaby rozpowiedzieć o tym wszystkim dookoła, ale wtedy też zrobiłaby cwaniakowi reklamę. Lepiej, aby ćpuni nie widzieli w nim kolejnego dostawcy, być może sprzedającego towar po niższych cenach.
Odkaszlnęła cicho, sięgając do gardła, kłującego od środka. Być może antybiotyki załatwiłyby sprawę nieco szybciej, ale po takiej dawce mocnych leków czułaby się osłabiona przez kolejne kilka dni. Niestety, już nie miała tych dwudziestu kilku lat, wspomagających regenerację organizmu.
- Nie będę wnikać - uznała, traktując dragowe wazony jako odpad, którym nie zamierzała się przejmować. - Jeśli masz jakiś konkretny plan, odnośnie użycia tego gówna, życzę powodzenia.
Nie było ironii w jej słowach. Nigdy nie postrzegała Vivienne jako złej osoby, więc pod tym kątem mogła być spokojna. Bywała wyrachowana i podstępna, ale koniec końców stały po tej samej stronie, więc Warren nie miała powodów do obaw.
- Skoro poprzednim razem wyraziłaś pogardę dla folii bąbelkowej, teraz zostaje tylko siano albo poduszka z syntetyczną watą - tak, aby wazony czasami się bardziej nie poobijały w trakcie transportu samochodem. - Chociaż z drugiej strony…
Przekręciła głowę na bok i zmrużyła oczy, przyglądając się wazonom.
- Nic nie powinno im już zaszkodzić. I tak są w kawałkach.
Może to bez sensu, aby specjalnie przykładała się do zabezpieczenia ich? Wystarczy wrzucić je do jakiegoś worka, żeby ewentualne kawałki nie rozsypały się po wnętrzu pojazdu i gotowe. Chyba, że Viv planowała je jakoś zrekonstruować, aby nieco bardziej zaczęły przypominać formę dzbankową.

Vivienne Tang
paserka w Shadow — i konserwatorka sztuki
30 yo — 171 cm
Awatar użytkownika
about
konserwatorka sztuki w galerii, która zajmuje się handlem lewym towarem. Wszystko po to, by jej kot miał dostatnie życie, a sama mogła popadać w kolejne nałogi
Bądźmy szczerzy, ale chyba każdy miał w sobie coś z masochisty. Zwłaszcza ambitni ludzie, którzy często zmuszali się do pracy ponad swoje siły albo po prostu ignorowanie pewnych sygnałów wysyłanych przez własny organizm, by osiągnąć pewien cel. Vivienne sama pewnie też mogłaby być nazwana masochistką przez swój styl życia, który co prawda był całkiem hedonistyczny, ale także wyniszczający pod wieloma różnymi względami.
- Querida, jasne, że muszę o ciebie dbać. Jesteś jedyna w swoim rodzaju - odparła samej do końca nie wiedząc czy faktycznie jej troska wynika z dbania o swoje własne interesy czy też z faktycznej sympatii, którą odczuwała względem Warren. Do tego ostatniego oczywiście nigdy się nie przyzna na poważnie poza żartobliwymi flirtami i zagrywkami tego rodzaju. Jeszcze nie daj Boże ktoś by pomyślał, że faktycznie ma jakieś uczucia.
- Naprawdę myślisz, że jego ego pozwoliłoby mu dopuścić możliwość, że przejrzałaś jego niecny plan? Och, skarbie. Ujmuje mnie twoja wiara w jego intelekt - odpowiedziała sarkastycznie, ale zaraz też dodała. - Ale jasne. Da się zorganizować.
Tang widziała lub też raczej słyszała już wiele o cwaniaczkach, którzy wyrobili sobie już jakąś pozycję w swojej branży i przez to zrobili się zbyt pewni siebie i najzwyczajniej w świecie aroganccy. To z kolei mogło zwiastować nieprzyjemne zderzenie z rzeczywistością, gdy jednak znajdzie się ktoś kto mógłby im zagrozić i przejrzeć ich bardzo kurwa sprytne plany.
Na razie miała jedynie zamysł związany ze zutylizowaniem materiału w wazonach. Musiała jeszcze to do końca przemyśleć, ale była przekonana, że wszystko pójdzie po jej myśli. Na razie jednak była skazana na przetrzymywanie tego towaru u siebie. Nie bardzo jej się to uśmiechało, ale ktoś musiał zająć się wydobywaniem kryształków. Chyba już miała zajęcie na wieczór zamiast siedzenia przed Netflixem.
- I tak będę je rozwalać, Val. Nie obchodzi mnie czy się potłuką tylko czy nie zasyfią mi bagażnika - powiedziała, ucinając tym samym zapewne rozmyślania przemytniczki, która już zaczęła kombinować z siankiem i innymi wkładkami, które miałyby zapewnić bezpieczeństwo dzbanom.
Najważniejsze było dla niej to, aby faktycznie nic z opakowania nie wydostało się poza nie oraz żeby jednak nie wzbudzać ewentualnych podejrzeń przechodniów, którzy mogliby widzieć ją wyciągającą manatki z bagażnika. Poza tym nie zamierzała bawić się w żadnego archeologa klejącego do siebie kawałeczki antycznych waz, aby odrestaurować zaginioną historię. Na podobne zajęcia mogła ewentualnie liczyć w pracy, której nie chciała przynosić do domu.

Val Warren
sumienny żółwik
Arisu#1538
przemytniczka/szkutniczka — Blue Line Boats Rental
40 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Była policjantka, uwikłana w intrygę skutkującą pozbawieniem wolności, nadzorująca rodzinny biznes łódkowy przy okazji toczenia batalii z byłą narzeczoną, u boku dawnej współlokatorki
To prawda. Ze świecą szukać kobiety podobnej do Val Warren, w promieniu najbliższych dwustu kilometrów, a może nawet całego kontynentu. Ciężko jednoznacznie uznać to za komplement. Warren przeprowadzała wiele nielegalnych transakcji, niejednokrotnie wystawiała się na niebezpieczeństwo i igrała z prawem. Była nieprzewidywalna, niepoprawna i anarchistyczna. Przeciętnej kobiecie nawet nie przychodziło do głowy, postępować w taki sposób. Lepiej wieść statyczne, spokojne życie w przybrzeżnej mieścinie, na ciepłej posadce, gdzie największy problem stanowi spłacanie kredytu za mieszkanie. Cóż, jak kto lubi.
- Zależy czy akurat jest na kwasie, marihuanie czy jakimś innym gównie, szepczącym mu do ucha popierdolone prawdy - raz nawet słyszała od Świstaka wielką teorię o kosmitach, podszywających się pod ludzi u władzy. Niejeden redneck z Teksasu przyznałby mu rację. Chłop zapomniał jednak, że mieszka w Australii, a za opowiadanie takich fantazji może zostać co najwyżej obśmiany i zwyzywany od żeńskich organów rozrodczych.
Najważniejsze, że Viv zgodziła się mieć hultaja na oku. Nie wiadomo, co temu łachmycie przyjdzie do pustej głowy. To jasne, że nie zamierzał udekorować narko-dzbankami swojego pokoju w motelu, albo innej meliny. Swoją drogą, to okropne, że gość nie potrafił nawet nigdzie ulokować zarobionych pieniędzy. Płacił w tysiącach dolarów, a mimo to, zawsze przepierdzielał je w mgnieniu oka na jakieś gówna, tylko bardziej wyniszczające organizm. Oby Warren nigdy tak nie skończyła. To jeden z najgorszych koszmarów, których nigdy nie chciałaby doświadczyć. Już prędzej władowałaby sobie w głowę kulkę, niż zamieniła w crackhead’a.
- Ale jeśli się potłuką, to równocześnie go zasyfią… - wywnioskowała, całkiem umiejętnie, pomimo postępującej choroby. Co ta Tang, grała z nią w jakiejś tajne przesłanie ukryte między wierszami?
- Podejrzewam, że wolałabyś oszczędzić sobie zbierania odłamków po całym samochodzie, albo nawet samym bagażniku, w razie że tak powiem, rozpierdolenia ich struktury?
Najgorzej później szukać tego ustrojstwa pod siedzeniami, dywanikami i innymi szparami, rozsianymi po wnętrzu samochodu. Można równie dobrze machnąć na to ręką, ale co jeśli ktoś się dowie i specjalnie ukradnie samochód, byle tylko zyskać odrobinę kryształu, schowanego w cennym odłamku? Każdy scenariusz jest wart analizy.
No nieważne.
Krótko, acz delikatnie uderzyła otwartą dłonią o blat, uznając temat dzbanków za zakończony. Przynajmniej pozbyła się tego gówna i teraz miała czyste ręce. Podniosła się następnie ze swojego krzesełka i zaczęła rozglądać za sporą reklamówką, którą dodatkowo wyłoży trocinami. I tak miała się pozbyć części z nich, jako odpadów przemysłowych, a skoro mogła je wcisnąć Vivienne, w ramach dodatkowej amortyzacji dla towaru, zamierzała z tego patentu skorzystać.
Przygotowaną paczkę wcisnęła kobiecie prosto w dłonie, przypominając jeszcze o Świstaku. Na sam koniec podziękowała raz jeszcze za przyniesione śniadanie, po czym odprowadziwszy pannę Tang do jej fury, powróciła do prób naprawy swojej łodzi. Jak się okazało, po niecałych pół godziny zarządziła koniec prac. Gorączka chyba zaczynała się pogarszać.

Vivienne Tang
/zt x2
ODPOWIEDZ