lorne bay — lorne bay
26 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
you're mistaken if you think I haven't been called cold before
3. + Outfit


Adan nie miał zielonego pojęcia jakim cudem krótka wymiana smsów zamieniła się w potencjalną randkę. A przynajmniej tak mu się wydawało, że nagle oddanie flaminga i krasnala stało się randką. Było to dosyć absurdalne, bo nie miał pojęcia kto jest po drugiej stronie telefonu. Jedyne co wiedział to to, że była to kobieta. Nie wiedział ile ma lat, ani jak wygląda. Cholera, nawet nie wiedział jak ma na imię. No, ale głupio było mu już dogadywać takie rzeczy przez telefon, więc po pracy pojechał do domu i się przebrał. Zmienił też auto na rower, zapakował flaminga i krasnala do plecaka i pojechał do sklepu. Kupował wino, więc nie mógł sobie pojechać autem, bo nie mógłby nim wrócić. A powrót po pijaku rowerem wydawał się czymś logicznym. Przynajmniej dla niego.
Szybko kupił wino i jakieś prezenty na przeprosiny, wprowadził w telefon adres podany przez dziewczynę i powoli (żeby się nie spocić) zaczął jechać we wskazanym przez nawigację kierunku. Po dwudziestu minutach męczącej podróży (bo jedną ręką trzymał siatkę z zakupami) dojechał. Zaparkował rower tak, żeby nikomu nie zawadzał i zapukał do drzwi. Zawsze się w tych momentach stresował. Nigdy nie wiedział jak ktoś ostatecznie, twarzą w twarz, zareaguje na to, że ktoś kradnie ozdoby ogrodowe. Przez telefon zawsze byli mili, bo chcieli odzyskać skradzione rzeczy. Ostatecznie jednak Adan przecież mógł zarobić w twarz. Nigdy nie wiadomo.
-Cześć. Dzień dobry. – Przywitał się jak już młoda dziewczyna otworzyła mu drzwi. –Adan. – Przedstawił się. –Przyjechałem oddać zguby. – Teraz wskazał na plecak, z którego wystawała głowa flaminga. Chciał zapytać dziewczynę czy mama jest w domu. Oczywiście założył, że Mathilde była tą córką, którą miała zajmować się do jutra ciotka. Może ciocia nie mogła dotrzeć, albo nie zdążyła jej jeszcze odebrać? Z drugiej jednak strony, ta Mia, nie wyglądała też na kogoś kto nie potrafiłby się sobą zająć. –Jest… mama w domu? – Zapytał ostrożnie i zrobiło mu się gorąco. Było to odważne pytanie. Nie wiadomo dlaczego założył, że spotkałby się na randkę z kobietą, która mogłaby być matką dziewczyny stojącej przed nim. Ostatecznie jednak zawsze można to odebrać tak, że Adan kobietę komplementował. Boże, co za chaos.

mathilde bennett
Mama na pełen etat — Sprzątająca ładne domy
21 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Marzycielka, która projektuje ołówkiem szczęście innych, choć sama dla siebie nie potrafi naszkicować własnego.
Nie rozumiała jak i dlaczego ktokolwiek ukradł jej flaminga i Pana Alkoholika Krasnoludka. Były to niebywałe wspomnienia z okresu, gdy jeszcze była silną i niezależną studentką, a problemy dnia codziennego nie dotyczył jej w tak intensywny sposób, jak teraz. Wymieniane więc z (nie)znajomym wiadomości stały się powodem, dla którego serce Matts zabiło szybciej. Poczuła cudacznego rodzaju chemię z mężczyzną, stając się ciekawą jego osoby. Wyobrażała sobie go, lecz nie z wyglądu, bowiem ten nie był na tyle istotny w umyśle młodego dziecka kwiatów.
Chciała widzieć w nim Piotrusia Pana, bo tak jej się kojarzył, choć doskonale wiedziała, że każde przeczucie w jej przypadku było kuriozalnym błędem. Tak było w przypadku (nie)dojrzałej matki i studenta, w którym przed prawie dwoma laty zakochała się bez pamięci.
Poprawiła szeroki sweter, nie zastanawiając się czy powinna przygotować outfit bardziej w klimacie randez-vous, bowiem od dawna na takim spotkaniu nie była. Preferowała relacje bez zobowiązań, bojąc się przywiązania i posiadając małą istotkę przy sobie, która w większości przypadków przekreślała wszystko.
Wolnym krokiem ruszyła w stronę drzwi, gdy rozległ się dzwonek.
Uśmiech rozpromienił dziewczęce oblicze, wszak była niemalże pewna, że człowiek stojący w jej progu to złodziej, o czym przekonała się, gdy spojrzała na fanty. Chciała już się odezwać, lecz on ją zaskoczył swoim pytaniem, które wydało się kuriozalne. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, a usta rozchyliły się w niemym zdziwieniu.
Pech chciał, że Mathilde Bennett miała nader cięty język.
- Moja matka olała mnie jakiś rok temu i wyjechała z kochankiem, więc to chyba nie jej szukasz – ton nie był przepełniony złością ani agresją, a raczej absurdalnym rozbawieniem, które przerodziło się w perlisty śmiech. Tak tuszowała nerwy.
- Och, nie przedstawiłam się… Jestem Mattie i to mnie ukradłeś figurki, a także ze mną pisałeś wiadomości – powiedziała zgodnie z prawdą, wpuszczając do swojej bezpiecznej przystani. To tutaj mieli spędzić bowiem kilka, może kilkanaście najbliższych minut. Zapomniała wszak o winie, cieście, a nawet obiedzie, który przygotowała dla swojego niespodziewanego gościa. Na szczęście nic nie znajdowało się już na kuchence gazowej.
- Pewnie jesteś rozczarowany i oczekiwałeś starszej kobiety, bo małolaty nie są w kręgu twoich zainteresowań, cooo… – zuchwała bezczelność zawibrowała w głosie Bennett, która spojrzała na niego z dozą przekory.
Igrała z męskim ego, nieudolnie próbując flirtować.

adan atwood
happy halloween
Booyah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
26 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
you're mistaken if you think I haven't been called cold before
Początkowo go zamurowało. Nie takiej odpowiedzi się spodziewał. Gdy dotarł jednak do niego sens jej słów i fakt, że ton jej głosu nie był chamski, to w końcu się roześmiał. Można było nawet wyczuć w jego śmiechu ulgę. Złapał się nawet za serce i zgiął w pasie. Nie miał zamiaru skrywać się z tym, że wielki głaz spadł mu z serca.
-O ja cię kręcę. Miałem chyba stan przedzawałowy. – Powiedział już przestając się śmiać. Nadal był jednak rozbawiony całą tą sytuacją. –Wybacz, uznałem, że piszę z kimś starszym. Wiesz, dziecko i krasnale. Ewidentnie nieprawidłowo połączyłem kropki i źle założyłem. – Wytłumaczył się. Poza tym Adan był na tyle pozytywnym człowiekiem i potrafił się dostosować do wieku rozmówcy, że nie miał problemu z dogadaniem się i z najmłodszymi i z tymi starszymi. –Poza tym, ej… może to ja jestem kochankiem i przyszedłem po resztę rzeczy twojej matki. – Wycelował w nią palec. Oczywiście sobie żartował, ale po sekundzie dotarło do niego, że nie zna dziewczyny na tyle dobrze, żeby żartować sobie z czegoś takiego. –Wybacz. – Rzucił szybko. Sam nie miał zbyt fajnej sytuacji rodzinnej, ale jego rodzice nie porzucili. A przynajmniej nie tak otwarcie, bo jednak nadal byli częścią jego życia. Po prostu parę razy w roku.
-Adan. – Przedstawił się i jeszcze się ukłonił na przywitanie jak prawdziwy książę, do którego niestety było mu daleko. Przekroczył próg jej domku i zdjął z pleców plecak, który odłożył zaraz gdzieś na bok, ale tak, żeby nikomu nie przeszkadzał. Reklamówkę z zakupami nadal trzymał w ręku.
Obrócił się, żeby na nią spojrzeć, ale na początek znowu się roześmiał. Tym razem trochę ciszej. –Sugerujesz mi, że w moim kręgu zainteresowań są starsze kobiety? – Zachichotał i otarł sobie nawet oko, bo od tych śmieszków i heheszków to zaczęły mu nawet oczy łzawić. –A tak serio to nie jestem rozczarowany. Jestem zaskoczony. Ale w bardzo pozytywnym znaczeniu tego słowa. – Nie kłamał. Naprawdę miał ochotę na spędzenie czasu z kimś młodszym, albo w zbliżonym do niego wieku. Ostatnimi czasy dużo pracował, a wiadomo, jego praca wiązała się z towarzystwem starszych osób.
-Kupiłem wino. – Powiedział unosząc torbę. –Gdzie kuchnia? – Zapytał i jak mu wskazała drogę to zdjął buty i zostawił je na korytarzu, bo nie był zwierzęciem i nie będzie jej brudu znosił do domu, no i poszedł do tej kuchni i znalazł jakieś miejsce na blacie gdzie wypakował zakupy. Nie chciał tego zrzucać na nią. –Kupiłem też prezenty na przeprosiny. Poza winem. Mam czekoladki dla ciebie. Wziąłem kilka rodzajów, bo nie wiem jakie lubisz. – Wyjął parę opakowań. –Ja tam lubię te z nadzieniem pistacjowym. – Posłał jej uśmiech i przeprosił ją na chwilę i wrócił po plecak. –Kupiłem też Lego dla twojej córki. Ja zawsze kochałem Lego jak byłem mały. Do dzisiaj kocham. No, ale nie wiedziałem ile ma lat, więc wziąłem jej Duplo, Lego Friends i Lego City. Chciałem się dopasować. Ale no myślę, że możesz zostawić jej wszystkie. – Postawił zestawy na blat i spojrzał na nią opierając dłonie na biodrach, bo poczuł, że się ostro rozgadał. Nawet trochę się tym zmęczył.

mathilde bennett
Mama na pełen etat — Sprzątająca ładne domy
21 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Marzycielka, która projektuje ołówkiem szczęście innych, choć sama dla siebie nie potrafi naszkicować własnego.
Zmarszczyła nieznacznie brwi, kiedy zaczął się śmiać. Nie była pewna, czy powiedziała coś zabawnego, czy chodziło jednak o nią. Serce biło gwałtownie z prozaicznie wykreowanych nerwów, dlatego wlepiła w niego wzrok w nieznacznym niezrozumieniu, a kiedy wyjaśnił – sama parsknęła z obrotu całej sytuacji.
- Czekaj, czekaj… Sądzisz, że ten nawalony krasnal to idealna zabawka dla dziecka? – teraz ona złapała się w geście udawanego zawału. - Moja córka nigdy nie będzie piła alkoholu – nie wyobrażała sobie tego, mimo iż doskonale wiedziała z czym wiąże się bycie nastolatka i nie daj Boże!, okres studencki. Sama przekraczała wszelkie możliwe granice, dlatego cieszyła się obecnie jestestwem małej dziewczynki, która w pełni uszczęśliwiała kobiecą codzienność.
Żart o kochanku sprawił, że Mathilde nabrała wiatru w żagle.
- Tak? Jesteś zbyt przystojny jak na niego, dlatego nie martwię się, że miałbyś zostać moim ojczymem – wzruszyła ramion, bo choć był to komplement, nawet nie zamierzała rozmyślać jak zostanie odebrany. Nie mogła oczywiście też zaprzeczyć urodzie nowopoznanego mężczyzny, toteż wyszczerzyła się do niego jeszcze głupio, nim znaleźli się w środku.
Chatka nie była zbyt nowoczesna, ale na tyle klimatyczna, że każdy mógł się poczuć tutaj dobrze. Nawet przyjemna woń palonego zioła unosiła się w powietrzu, choć były to jedynie pozostałości po licznych kadzidełkach, jakimi Matts uwielbiała nadawać klimatu swojemu azylowi.
- Skoro spodziewałeś się jakiejś starszej babki to chyba tak… Masz takie upodobania? No wiesz, każdy jakieś ma – przyznała, lecz swoimi wolała się nie szczycić. Miała niewielkie doświadczenie, szczególnie że przed pojawieniem się Mii była związana na poważnie tylko z Alfiem i przelotnie z chłopakiem z liceum, zaś po urodzeniu dziecka spotykała się spontanicznie z ludźmi z tindera na niezobowiązującą bliskość. Była niemalże pewna, że na rynku matrymonialnym przez tę małą kruszynkę jest całkowicie skreślona.
- Ja też jestem zaskoczona. Spodziewałam się jakiegoś ćpuna, jak mam być szczera – nie kłamała, naprawdę tak sądziła przez długi czas. Poprowadziła go niedługo po tym do kuchni, w której mógł dostrzec wiele roślin doniczkowych, a także ziół, które były świeże. Najważniejszym był jednak makaron, który za kilka minut miał być gotowy.
- Świetnie, bo ja mam jeszcze dwa! – zaklasnęła w dłonie, mieszając sos i przypatrując się Adanowi.
Zaskoczył ją.
Zrobił coś, czego kompletnie się nie spodziewała. Poza przyjaciółmi, dawno nikt nie był tak miły dla Mathilde, która w tym momencie lawirowała na pograniczu niepewności. Nie wiedziała, z czego to wynika, dlatego zbliżyła się do mężczyzny i opuszkami palców powodziła po czekoladowych opakowaniach.
- Zjemy je razem, ale dopiero na deser… Zaraz będzie gotowy obiad, a ja uznałam, że fajnie byłoby z kimś spędzić czas tak po prostu na głupotach – szczerość Mathilde wydawała się być ujmująca, tak jak to co chwilę później zrobił Atwood.
- Zwariowałeś? Nie mogę tego przyjąć! – krzyknęła zaskoczona. Mia była malutka i z pewnością nie potrzebowała takich prezentów, szczególnie że samej Bennett zrobiło się ogromnie wstyd. - Nawet się znamy, a ty… Wow, serio… Wkręcasz mnie teraz, co nie? No wiesz, to niby trochę randka w ciemno, bo randka, tak? Tylko te klocki dla mojej siedmiomiesięcznej córki… No ja nie wiem, co powinnam powiedzieć, bo jest mi bardzo głupio… – naprawdę nie miała pojęcia, co teraz należało zrobić, szczególnie że po stronie jakiegokolwiek mężczyzny już dawno nie doświadczyła czegoś tak miłego. - Naprawdę dziękuję, serio.

adan atwood
happy halloween
Booyah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
26 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
you're mistaken if you think I haven't been called cold before
Pokręcił głową w zaprzeczeniu nadal trzymając się za pierś. –Nie, nie. – Nawet nie potrafił sobie wyobrazić sytuacji, w której dziecko uznaje, że dobrą zabawką będzie krasnal ogrodowy. –Po prostu wiesz… nie pomyślałem, że młode osoby ozdabiają swoje ogrody krasnalami. Chociaż mogłem też się domyślić, że starsza osoba raczej nie wybrałaby takiego krasnala. – Tak samo jak zabrał komuś krasnala, który sikał i miał wystawionego małego pindola. No raczej żadna katolicka babcia nie odważyłaby się na coś takiego. Ale jednocześnie ten krasnal, który jeszcze nie odnalazł swojego właściciela nie byłby idealny dla otoczenia małego dziecka. Więc kto wie kto okaże się jego właścicielem. Poza tym Adan miał naprawdę ubogie doświadczenie jeśli chodzi o rodzinne ozdabianie ogrodów. Jego bogata rodzina z kijami od szczotek w dupach zapewne zatrudniała najlepszych na świecie ogrodników, żeby strzygli im krzaki w ogrodzie w różne dziwne kształty. Pewnie figury geometryczne i makaki gibraltarskie. Bogaci ludzie są posrani.
-O ja… dziękuję. – Polożył sobie dłonie na policzkach, bo aż się zarumienił na ten komplement. Nieczęsto go chwalono, że jest przystojny. –To twoja mam ma tylko brzydkich kochanków? – Chciał zasugerować, że może sama jest niespecjalnie urodziwa, ale nie mogła być. Nie mogła spłodzić tak ładnej córki i być przy tym pasztetem. Skądś te geny Mathilde musiała wziąć.
-No wiesz, to nie tak, że kradnę te krasnale, żeby wyrywać kobiety. – Uśmiechnął się. –Rzadko kiedy przesadzam za alkoholem, ale jak już mi się zdarzy to budzę się w domu wypełnionym krasnalami. Także jak przesadzę to cos w moim mózgu klika i zamieniam się w osobę, która kradnie ludziom ozdoby ogrodowe. – Adanowi daleko było do casanovy. Oczywiście dogadywał się właściwie z każdym, naprawdę ciężko było mu znaleźć kogoś z kim nie miałby tematów do rozmawiania. Nie był jednak typem podrywacza, jednorazowe przygody były mu równie obce jak przesadzanie z alkoholem. Nie praktykował tego, ale wiadomo, czasami się zdarzało.
-Wow. To dobrze, że nie jestem ćpunem. – Zaśmiał się cicho. Będzie musiał pamiętać, żeby nie palnąć czegoś o tym, że woli sobie zajarać niż wypić alkohol. Nie wiadomo czy Matty nie jest z tych co uważają skręty za formę ćpańska. –Poza tym to zła praktyka podawać adres domu ludziom, którzy mogą być ćpunami. – Zauważył i zachichotał. No bo jednak zaprosiła go do swojego domu, a rzeczywiście mógłby być ćpunem. Na szczęście w tym przypadku udało jej się trafić na kogoś dobrego. A przynajmniej tak myślał o sobie Adan.
-W porządku, możesz je zostawić totalnie dla siebie. – No nie chciał jej wyjadać tych pistacjowych, a wiedział dobrze, że nie będzie mógł się przy nich opanować. A musiał dbać o kondycję. Jutro miał trening. –To jakie głupoty lubisz robić w ramach spędzania wolnego czasu? – Zainteresował się, bo wiadomo, że ludzie byli różni i każdy miał swoje wizje głupot. Dla niej mogłoby to być układanie puzzli, a dla niego zbieranie muszelek na plaży.
Trochę się przeraził jak tak krzyknęła. Spojrzał nawet na te klocki i pomyślał, że może wybrał złe zestawy. Policja i straż pożarna były neutralnym zestawem. Dziewczynki też mogły się tym bawić. Oczywiście niekoniecznie siedmiomiesięczne, ale wiadomo, Mia jeszcze urośnie. –Czemu mam cię wkręcać? – Zmarszczył brwi. –Chciałem cię przeprosić za naruszenie twojej prywatności i zabranie ci tych ozdób. – No bo zapewne, żeby je ukraść to musiał łazić po jej ogrodzie. Może nawet podeptał jej kwiatki. A jeszcze jak to zrobił kiedy ona sama była w domu z dzieckiem to mógł ją nieświadomie nastraszyć. W końcu był dryblasem, który nocą łaził jej pod oknami. Nic przyjemnego.
-Ummm. Jasne. Czemu nie? – Uśmiechnął się lekko. Jeżeli ona miała ochotę traktować to jako randkę to on nie miał nic przeciwko temu. Nie był z nikim w oficjalnym związku, więc nie było tu jakiegoś zdradzania czy łażenia za czyimiś plecami.
-Nie ma problemu. – Wzruszył ramionami zadowolony, ze ostatecznie i ona była zadowolona. Popębnił palcami po opakowaniu jednego z zestawów. –To co tam pichcisz? – Zapytał kiwając głową w stronę sosu, w którym dopiero co mieszała.

mathilde bennett
Mama na pełen etat — Sprzątająca ładne domy
21 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Marzycielka, która projektuje ołówkiem szczęście innych, choć sama dla siebie nie potrafi naszkicować własnego.
Mathilde potrzebowała odskoczni, by jak najszybciej poradzić sobie z rozdarciem, które powstało w jej dziewczęcym sercu, tak bardzo niedojrzałym do pewnych decyzji, emocji i dorosłego życia. Marzyła o tym każdego dnia, bo przecież najważniejsze było to, by znowu stanąć na nogi i nie przejmować się niczym, co przekraczało możliwości jej wpływów.
- Mieszkam w Tingaree… Tutaj jest wiele dziwów, których nie zrozumiesz, serio – zażartowała, nawiązując do okolicznych domków i nie tylko. Wszędzie było pełno dziwnych przedmiotów, które skrywały poważniejszą historię lub zupełnie przeciwnie.
Bennet wydawała się być w to na tyle zaangażowana, ze była w stanie bez trudu opowiedzieć, gdzie leży jeden, bardzo dziwny posąg, a także który ogródek został przyozdobiony sztucznymi kwiatami. Wystarczyło, że Adan poprosiłby ją o oprowadzenie po najbliższych domostwach, a ona sprzedałaby mu bez mrugnięcia okiem największe sekrety.
- Nie no, ma kochanków takich, których nie poznałam nigdy, ale z drugiej strony… W jej wszechświecie nie chodzi o wygląd, tylko chemię i żeby facet miał dużego – ostatnie słowo powiedziała z pewnego rodzaju odrazą, na co wlepiła wzrok w (nie)znajomego. - Ona tak twierdzi, co nie? Nasza relacja jest na tyle specyficzna, że ciężko w sumie stwierdzić, co tak naprawdę jest istotne dla kogokolwiek – wzruszyła ramionami, nie chcąc rozwodzić się nad swoją rodzicielką. Bywały dni, kiedy naprawdę było dobrze i stawały się sobie bliskie, ale były też takie, w których to Mattie była określana mianem osoby najgorszej z możliwych, by z nią egzystować. Wysłuchiwała okropieństw, byle tylko matka wróciła do jej rzeczywistości, im dłużej to trwało – tym bardziej wątpiła, więc ten wyjazd był wspaniały. Miała przestrzeń i czas, by samej się nauczyć rodzicielstwa, które okazało się dużo trudniejsze.
- W ramach wolnego czasu… – zawiesiła głos, zastanawiając się co tak naprawdę robiła. - Projektuję suknie ślubne i czasem je szyję, ale też zwiedzam i chodzę polować na pająki – wyjaśniła, pojmując ze ten nie ma pojęcia o zabawie, która w tym momencie przyświecała w umyśle Mathilde, dając jej swobodę bycia i przebywania na łonie natury wraz z córką. - W sensie, chodzimy na takie kosmicznie długie spacery z Mią i staramy się odnaleźć te najbardziej niebezpieczne stworzonka, co do tej pory nam nie wyszło – mruknęła bardziej do siebie, wzruszając przy tym ramionami.
Kiedy ta rozmowa trwała w najlepsze, Mathilde starała się doprawić sos i rozlać wino do kieliszków. Miała w zapasie dwie butelki, dlatego nie szczędziła sobie ani jemu, bowiem mieli czas. Mała kruszyna miała wrócić dopiero jutro, a dzisiaj ciemnowłosa pragnęła przez sekundę poczuć się, tak jakby nie posiadała żadnych obowiązków.
- Dawno nikt nie był dla mnie dobry bezinteresownie – wypaliła bez namysłu, po czym wypiła spory haust alkoholu. Zapomniała jak to jest, kiedy mężczyzna potrafił być bezinteresowny, choć równie dobrze mogło się przydarzyć kluczowe hasło tindera, mimo iż wierzyła, że Adan jest zupełnie inny. Wydawał się być wartościowym i fajnym facetem, dla którego w innych okolicznościach mogłaby stracić głowę. Teraz była wyłącznie matką i tak powinno pozostać.
- Nie byłam na randce od ponad dwóch lat, więc daj mi się trochę pocieszyć, ok? – zażartowała, a następnie zastygła w bezruchu. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, by wreszcie zebrać się na odwagę i przyznać do swojej kuchni.
- Spaghetti, ale takie z sosem na bazie mascarpone – rzuciła z rozbawieniem, bo tak naprawdę tylko raz w życiu wyszła jej ta potrawa i wierzyła, że teraz będzie dokładnie tak samo.
- Swoją drogą… Leczysz się ze swojej kleptomanii?

adan atwood
happy halloween
Booyah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
26 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
you're mistaken if you think I haven't been called cold before
-W sumie to… brzmi jak interesująca dzielnica. – Zasmiał się cicho. Pewnie tak brzmiało jak się było facetem. Jakby był kobietą to pewnie szybko zmieniłby śpiewkę. –Ale no podejrzewam, że masz rację i że tego nie zrozumiem. – Podrapał się po karku. –Mieszkam teraz w centrum, więc takie obrzeża miasta są mi średnio znane. – Co prawda wychował się na obrzeżach, ale też nie w Tingaree. Wakacje spędzał często w posiadłości znajdującej się w Szkocji, więc tam, okoliczne tereny również były całkiem inne. Nie miał więc takie szczerego porównania. Tym bardziej, że on równie dobrze mógł się w tej kwestii nie odzywać, bo jego rodzina była obrzydliwie bogata. Inaczej się mieszkało gdzieś gdzie wiedziałeś, że pieniądze nigdy nie będą zmartwieniem. –Ale możesz mi w sumie co nieco opowiedzieć. – Zaproponował. On tam lubił słuchać takich opowieści, a Mathilde miała przyjemną barwę głosu. Jakby mu trochę poopowiadała to mógłby się porozpływać.
Kolejnym stwierdzeniem trochę go zaskoczyła. O takich rzeczach raczej się nie rozmawia z nieznajomymi, a przynajmniej tak mu się wydawało. Zaraz jednak parsknął cicho śmiechem, żeby nie wyjść na sztywniaka. –A co jak się okazuje, że ma chemię z kimś kto ma małego penisa? – Miał tylko nadzieję, że matka Mathilde nie zamieniała się w potwora, który później odreagowywał na córce i wnuczce. To byłoby posrane. W sumie teraz do niego dotarło, że jej matka jest już babcią, a zachowuje się tak… rozwiąźle. Chyba w pewnym wieku już nie przystoi? –Mhm. – Pokiwał głową. –Czyli rozumiem, że raczej nie jest wsparciem i pomocą przy wychowaniu córki? – Domyślał się, że samotne rodzicielstwo nie jest czymś łatwym. On nie wyobrażał sobie tego, że mógłby być teraz rodzicem. Dzieci wydawały się takie malutkie i kruche. Jak on miałby być odpowiedzialny za życie czegoś tak malutkiego?
-Ooo. To brzmi jak mega super sprawa. Ale tylko je projektujesz i szyjesz czy też aktywnie sprzedajesz? – Troszkę się nawet zestresował. Co jak właśnie stał sobie w domu dziewczyny, która za kilka lat, a może nawet za parę lat będzie ikoną w świecie mody? Pewnie Adan będzie się do niej dobijał, żeby ubłagać ją o projekt sukni dla niego. No chyba, że przerzuci się też na garnitury i smokingi. To byłoby całkiem spoko, bo niekoniecznie chciał się hajtać w sukience. Ojciec pewnie by go zabił za coś takiego. –To chyba jednak dobrze, że nie udało wam się znaleźć niebezpiecznego okazu. – Brzmiało to nieco nieodpowiedzialnie, ale kim on był, żeby oceniać. –Może kiedyś wybiorę się z wami. – Zarzucił, bo w sumie… czemu nie? Nigdy nie był na spacerze z dzieckiem, gdzie szukało się niebezpiecznych pająków. To nie tak, że był dziedzicem fortuny swoich rodziców i nie mógł troszkę zaszaleć.
-Przykro mi to słyszeć. – Zmarszczył nieco brwi i podziękował jej za kieliszek z alkoholem. Idąc jej śladem upił nieco. –Cieszę się jednak, że mogłem sprawić ci przyjemność. – Dla niego taki akty bycia miłym i bezinteresownym był czymś normalnym. –Jak dobrze pójdzie to może będę mógł częściej zaskakiwać cię dobrem. Chociaż mam nadzieję, że nie będę już musiał kraść krasnali. – Zaśmiał się cicho i ponownie napił się alkoholu. Podszedł do Mathilde jak tam przyprawiała sos i nawet nachylił się delikatnie, żeby zaciągnąć się zapachem. –Wow. Pachnie naprawdę dobrze. – Spojrzał na nią, żeby posłać jej uśmiech.
-Dobra. To w takim razie, to oficjalne. Jesteśmy na randce. Dobrze, że się ładnie ubrałem, bo jakbym był ubrany w jakieś dresy to musiałabyś mi na szybko uszyć jakiś frak, albo musiałbym jechać do domu, żeby się przebrać. – Zażartował na temat ubioru, ale nie żartował z tą randką. Domyślał się, że będąc samotną mamą nie miała za bardzo czasu na randkowanie. Jeżeli miał jej uprzyjemnić dzisiejszy dzień, to zdecydowanie to zrobi.
-Nie. – Pokręcił głową i zamieszał swoim kieliszkiem obserwując jak na ruch reaguje ciecz. –Uznałem, że dopóki nie mam z tego powodu problemów prawnych to nie ma co przesadzać. A dzięki temu poznaję interesujących ludzi. Na przykład ciebie. – Posłał jej uśmiech znad swojego kieliszka.

mathilde bennett
Mama na pełen etat — Sprzątająca ładne domy
21 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Marzycielka, która projektuje ołówkiem szczęście innych, choć sama dla siebie nie potrafi naszkicować własnego.
- Też kiedyś mieszkałam w centrum, ale tylko wtedy, kiedy studiowałam… Przyznaję bez bicia, że nie odnajduję się w wielkomiejskim gwarze – powiedziała z nutą przekonania, bowiem wiele spraw mogło się zmienić na przełomie długich miesięcy czy nawet lat. Teraz wolała prozaiczną ciszę i otaczającą florę wokół domu, aniżeli samochody i ogrom ludzi, którzy byli głośni. Preferowała ciszę i spokój od wszędobylstwa i wścibstwa, a tutaj choć było kilkanaście domów, to najbliższy znajdował się zbyt daleko, by mieć pretensje o zbyt wysoki poziom głośności dzieci, pijanych mężczyzn czy kobiety krzyczących na swoich partnerów.
Mathilde Bennett stała się po urodzeniu cichą zrzędą.
- Jak chcesz to prędzej cię oprowadzę i wepchnę w paszcze niedźwiedzia niż rzeczywiście opowiem… Te legendy z Tingaree nie do końca są prawdą, a przynajmniej chyba nie wszystkie – wzruszyła lekko ramionami, wlepiając wzrok w Adana. Wydawał się być naprawdę w porządku, a dodatkowo sprawiał wrażenie kogoś, kim w innej rzeczywistości ciemnowłosa mogłaby się zainteresować.
Gdy podjął się tematu, zmarszczyła nieznacznie noc. Zbyt późno zrozumiała, że rozmawiali o jej rodzicielce.
- Fuuuuuj, to moja matka! – krzyknęła z przerażeniem, zasłaniając usta. Wolała sobie nie wyobrażać żadnych stosunków pomiędzy czterdziestolatką, a jakimkolwiek facetem. Z drugiej strony – może odnalazła szczęście i właśnie miała jej oznajmić, że pod choinkę dostanie braciszka albo siostrzyczkę? Cóż, wszystko było lepsze od jej powrotu do domostwa.
- Ciężko ocenić, bo niektóre projekty od razu szyję, a potem sprzedaję, tylko ostatnio nie ma jakoś chętnych, więc trochę zaniechałam to wszystko – to było coś, co przyprawiało ją o niezrozumiały smutek. Kochała swoje prace, tak samo jak pragnęła opiekować się Mią. Z mrzonek i marzeń musiała jednak zrezygnować, byle ta słodka istota nie musiała nigdy zastanawiać się, czy aby na pewno miała wszystko. Uśmiechała się pod nosem, tylko dlatego, że Atwood wydawał się być szczerze zaangażowany w tę rozmowę, dociekając i próbując ją poznać, choć sama Mattie nie do końca umiała określić, z czego wynikało zaangażowanie w wymianę myśli.
- W sensie… Nie jesteś tym typem faceta, któremu przeszkadza obecność dziecka? Jest wielu takich, którzy woleliby nie poznawać mojej córki – przyznała zgodnie z prawdą. Nawiązywała tutaj do okresu, gdy korzystała z tindera i tam po informacji o Mii zazwyczaj nieznajomi usuwali parę. Wolała grać w otwarte karty, nawet jeśli miał wyjść tylko standardowy model jednorazowej przygody. - Zresztą, ona ma dopiero siedem miesięcy, więc i tak zapewne nie skumałaby za wiele – skupiła się na gotowaniu, mieszając sos i makaron, raz po raz upijając kolejne łyki jednego z najlepszych win.
- To co… Taki sposób podziękowania wystarczy? Lubię pichcić, więc czasem jak będziesz miał ochotę zjeść coś dobrego, to możesz do mnie wpaść – rzuciła z rozbawieniem i uśmiechem, który pojawił się na jej twarzy. Polubiła tego młodego mężczyznę na tyle, że w sposób nieudolny spróbowała złożyć mu kolejne zaproszenie, ale na razie musiał im wystarczyć ten absurdalny, dość nielogiczny podryw.
Wybuchła śmiechem na wspomnienie dresu.
- Gdybyś go faktycznie miał, to ja wrzuciłabym na luz i wróciła po mojej standardowe ciuchy… Uwierz mi, jeśli byłaby taka możliwość, chodziłabym w sportowych ubraniach zawsze – przyznała zgodnie z prawdą. Wizja dwóch osób w dresach była równie ciekawa, bo wtedy mogli leżeć na kanapie, oglądać filmy i kompletnie niczym się nie przejmować. Ewentualnie kacem, który mógłby pojawić się dopiero następnego dnia.
- A może tak po prostu dla sprawdzenia samego siebie? Kiedyś możesz trafić na jakiegoś popieprzonego furiata, a nie na taką miłą osobę jak ja… – stwierdziła bez zastanowienia, bo rzeczywiście myślała w ten sposób. Z drugiej strony chyba chodziło też o to, że nie chciała, by cokolwiek mu się przydarzyło.
- Dolej mi wina, proszę i wyciągnij talerze z szafki… A w międzyczasie możesz opowiedzieć coś o sobie – zaproponowała, chcąc zdjąć ze swoich barków swój temat.

adan atwood
happy halloween
Booyah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
26 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
you're mistaken if you think I haven't been called cold before
-Rozumiem to. – Powiedział z powagą i pokiwał głową. –Ja właściwie całe moje dzieciństwo spędziłem w wielkiej posiadłości na obrzeżach miasta, więc teraz mieszkanie w centrum sprawia mi frajdę. – W sumie to nie mieszkał aż tak stricte w centrum, bo jednak mieszkał w dzielnicy z domkami, ale teraz na pieszo mógł sobie dojść do centrum miasta. Wcześniej musiał korzystać z usług szofera, bo naturalnie państwo Atwood nie pozwalali swoim dzieciom na wędrowanie na piechotę obrzeżami miasta, a podróżowanie komunikacją miejską nie wchodziło w grę. Musieli pokazać to, że są bogaci i mają klasę. Dla Adana było to całkowicie niezrozumiałe. Dopiero jak podrósł to zaczął ogarniać wszystkie przywileje, z którymi miał do czynienia przez całe swoje życie, a które dla wielu ludzi nie były nawet w zasięgu pola widzenia.
-Nie mam nic przeciwko. – Na jego ustach zagościł delikatny uśmiech. –Możemy uznać, że naszą kolejną… randką, będzie spacer po okolicy i ty wpychająca mnie w niedźwiedzie paszcze. – Zażartował sobie i nawet zamachał jej brwiami, bo taki był z niego Casanova. Czasami, bo tak to w sumie absolutnie Casanovą nie był.
-Sama zaczęłaś ten temat! – Rzucił szybko na swoją obronę i jednocześnie wybuchnął śmiechem w odpowiedzi na jej reakcję. –Wybacz. – Ułożył dłoń na jej ramieniu i nawet lekko się ukłonił, żeby przyjęła jego przeprosiny. Totalnie ją rozumiał. On też nie chciałby sobie wyobrażać swojej matki uprawiającej seks. Jeszcze z ojcem. Tragedia. Potrafił za to wyobrazić sobie ojca uprawiającego seks z kimś kto nie był jego matką. Tak, nie zdziwiłby się jakby tata miał sobie kogoś na boku.
-Jak chcesz to możesz mi pokazać parę projektów i mogę cię polecać moim znajomym. – Zaproponował, bo w sumie czemu nie? Miał dużo koleżanek, które brały śluby i jasne, większość wolała sukienki od projektantów, ale miał też takie, które na suknie od Very Wang nie mogły sobie pozwolić. Taka alternatywa od kogoś kto zrobi unikatową, jedyną w swoim rodzaju suknię, brzmiała naprawdę przyjemnie. Przynajmniej dla Adana.
-Nie mam nic przeciwko. – Wzruszył ramionami. –Nie oszukujmy się. Jesteś ładna i miła. Byłbym szczerze zdziwiona jakbyś mi powiedziała, że nie byłaś nigdy aktywna seksualnie. A wiadomo, że seks czasami doprowadza do tego, że rodzą się dzieci. – Znowu wzruszył ramionami. Przecież to nie tak, że nie miał koleżanek, które nie miały za sobą aborcji, albo które nie miały już dzieci. Były dziewczyny młodsze od Mathilde, które potrafiły mieć trójkę dzieci z trzema różnymi partnerami. Mathilde, więc nie była jakoś nisko w rankingu. Wiadomo, że każdy wolałby wychować swoje dziecko, ale czemu niewinna istota ma cierpieć, bo ojciec był nieodpowiedzialny i wolał spierdolić niż wziąć odpowiedzialność za swoje czyny? –Jasne, jak będzie starsza i bardziej rozumna to rzeczywiście będzie jej to ciężej wytłumaczyć. – Zgodził się i również upił łyk wina. –Mimo wszystko uważam, że nie powinnaś rezygnować ze swojego życia tylko dlatego, że masz dziecko. W końcu trafisz na kogoś kto zaakceptuje was obie i nie będziesz musiała się o nic martwić. – Posłał jej pokrzepiający uśmiech.
-Nigdy nie odmawiam domowemu jedzeniu. Może następnym razem będziemy mogli upichcić coś razem. Albo ja przygotuję coś dla ciebie. – Może i był typem bogatym i wychowanym na tym, że to jemu usługiwano, ale był też zaradny i nie stołował się tylko na mieście. Miał parę dań, które przyrządzał po prostu po mistrzowsku.
-To wtedy będę miał przerażającą historię do opowiadania na Halloween. – Chociaż raczej nie chciałby ukraść krasnala komuś kto miałby go za to zamordować. Byłaby to dosyć przykra śmierć.
-Jasne. – Zasalutował, chwycił butelkę wina i dolał sobie i przy okazji jej. Zaraz zaczął jej szperać po szafkach w poszukiwaniu talerzy, ale nie czuł się skrępowany, bo miał na to jej przyzwolenie. –O nie. Najgorsze co mogłaś powiedzieć. – Zażartował śmiejąc się. –No dobra. No to pracuję sobie w domu spokojnej starości. Jestem animatorem. Zabawiam staruszków. Jestem Szkotem urodzonym w Australii. Zawsze mam przy sobie jakieś słodycze. – Żeby potwierdzić, że mówi prawdę poklepał się po kieszeni, gdzie miał paczkę landrynek. –I uwielbiam śniadaniowe żarcie. – To traktował jak cechę swojej osobowości. –Teraz twoja kolej. – Zachęcił ją uśmiechem i nawet wyłożył na stół talerze.

mathilde bennett
Mama na pełen etat — Sprzątająca ładne domy
21 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Marzycielka, która projektuje ołówkiem szczęście innych, choć sama dla siebie nie potrafi naszkicować własnego.
- Naprawdę lubisz mieszkać w centrum?! Podziwiam! – rzuciła z nieskrywanym szokiem, który malował się na jej twarzy. Miała nawet nieodparte wrażenie, że trochę mu zazdrościła, ale wyłącznie ociupinkę, bowiem dla niej życie w sferze miejskiej było nierealnym. Wolała egzystować wśród gęstej fauny i flory, byle tylko przez moment bądź poczuć tę wolność, o której marzyła ponad miarę. Oczekiwała tego od samej siebie, dlatego nigdy nie postawiła na piedestał egoistycznych pobudek zmiany.
Odetchnęła nawet z ulgą, kiedy jedzenie znalazło się na talerzu.
- Tak ci śpieszno do śmierci? Nie będę ukrywać, ale trochę byłoby szkoda, mój drogi – zażartowała, a uśmiech rozpromienił blade oblicze kobiety. Wydawała się być w tym szczera, wszak rzeczywiście rozmyślała o perspektywie, w której spotkają się ponownie. Adan był niezwykle sympatyczny, a przy tym sprawiał wrażenie kogoś niebywale poukładanego. Pokręciła nawet z dezaprobatą dla swoich myśli, które zaczęły jej przyświecać, a im dłużej to trwało, tym bardziej pojęła, że jest to nieprzyzwoite. Musiała zaniechać pewnych daleko idących planów, ale skoro był też dobry dla Mii, której nie zdążył jeszcze poznać, to może faktycznie był dobrym materiałem na człowieka, który czegoś takiego doświadczy.
Dziewczynka była przecież dla Mathilde najważniejsza.
- Na swoją markę muszę pracować w pełni sama, więc dziękuję za tę propozycję, jednak wolałabym, żeby nikt w tym momencie nie przychodził do mnie tylko z polecenia – głos wybrzmiał swoistego rodzaju nutą smutku, a kiedy tylko zrozumiała, że w ten sposób nie zdobędzie zbyt wielu klientów, spuściła wzrok. Czuła się idiotycznie, kiedy opowiadała o własnej pasji, a ta okazywała się być jedną, wielką niewiadomą.
- Taaaak, ale… Nie tak miało być – wzruszyła lekko ramionami, parskając pod nosem na wspomnienie pierwszych tygodni macierzyństwa. Upiła nawet łyk wina, a potem zajadła go kęsem spaghetti, bo to zapewne nie był odpowiedni temat do jakiejkolwiek rozmowy. Nie na pierwsze spotkanie i nie ze złodziejem krasnali. Czuła się jednak w tym na tyle swobodnie, jakby czuła, że zna mężczyznę od lat i niejedną butelkę alkoholu z nim wypiła. Było to przyjemne uczucie, tak samo jak to, że wreszcie mogła się otworzyć przed nieznajomym, który nie był listonoszem z kolejnym papierem dla jej matki.
- Miałam Tindera przez jakiś czas i faceci jak dowiadywali się o istnieniu mojej córki to uciekali w popłochu, więc raczej wątpię, że są inni, bardziej ogarnięci… To znaczy, wybacz, nie znam twoich poglądów w tej sferze, ale faktem jest, że ludzie są różni i mają inne priorytety – wyjaśniła pospiesznie swoją nietrafioną myśl, po czym obdarzyła go uśmiechem. Odetchnęła z ulgą, że ta perspektywa ugotowanego makaronu naprawdę mu odpowiadała. Sama miała wręcz obsesję na jego punkcie, toteż z taką przyjemnością mieszała składniki i czekała na ostateczny werdykt.
- Umowa stoi! Ty ugotujesz dla mnie, ale wolałabym bez historii z dreszczykiem, a ja w tym czasie będę siedzieć na kanapie i po raz pierwszy od dawna niczego nie zrobię – zażartowała, bo przecież nie byłaby sobą, gdyby postąpiła w tak irracjonalny sposób. Nawet z Harper, z którą spotykała się regularnie, zawsze robiła coś więcej niż wyłącznie stawienie się we wskazanym miejscu.
Kolejny łyk alkoholu rozlał się po kobiecym wnętrzu.
- Śniadanie są najlepsze! Szczególnie tosty na jajkach, a właściwie tortilla – zamyśliła się na moment, bo i to była dobra perspektywa potencjalnego dania. - Cóż, nie mam za wiele do opowiedzenia, bo poza tym, że jestem eks studentką, mamą i staram się projektować, to niewiele mam chyba do zaoferowania… Tak przynajmniej mi się wydaje… – zamyśliła się na moment, przygryzając przy tym policzek od środka. - Nie! Dobra! Uwielbiam wszelkie ploteczki ze świata gwiazd i gdybyś zapytał mnie o cokolwiek to odpowiedziałabym bez zająknięcia! Nigdy też nie ukradłam krasnala czy innej figurki, za to potrafię naprawić w sposób podstawowy auto, które ostatecznie i tak nie jeździ, bo pomyliłam popsutą część… Wszystkim jednak wmawiam, że to ja jestem cudotwórcą – rzuciła z rozbawieniem, bo wydawało się to na tyle irracjonalne, że nikt nie mógł w to uwierzyć. - Ile razy byłeś już na takim spotkaniu jak nasze?

adan atwood
happy halloween
Booyah
brak multikont
lorne bay — lorne bay
26 yo — 180 cm
Awatar użytkownika
about
you're mistaken if you think I haven't been called cold before
Skinął głową w potwierdzeniu, że dla niego mieszkanie w centrum było czymś co rzeczywiście lubił. Wszędzie miał blisko. Jak rano miał ochotę na świeżą bułkę na śniadanie to po prostu wychodził z domu i naprzeciwko, po drugiej stronie ulicy miał niewielką piekarnię. Gdyby mieszkał na obrzeżach miasta to musiałby wsiadać do auta, albo na rower i jechać do miasta po świeże pieczywo. A wiadomo, że z jedną bułką nie opłacałoby mu się wracać do domu, więc pewnie zjadłby na mieście. No i nie miałby z tym problemu, bo jednak kasy ma jak lodu i jedzenie na mieście było normalką. Minusem było to, że Adan kochał jedzenie śniadaniowe tak bardzo, że często sam po prostu lubił je sobie przygotować i dopieścić do perfekcji.
-Zakładam, że jednak nie pozwolisz mi umrzeć. – Odwzajemnił żarcik. Oczywiście Adan miał pozytywne nastawienie i to nie pozwalało mu myśleć o tym, że mógłby rzeczywiście umrzeć młodo. Jeżeli miał go pożreć niedźwiedź, to nawet w tym znalazłby jakiś pozytyw. Pewnie wykrwawiając się cieszyłby się z tego, że jakiś niedźwiedź nie chodzi teraz głodny. Tak, to było całkiem miłe pocieszenie. Tak mógłby zejść z tego świata. Wolałby nie umierać młodo, ale skoro to było mu przeznaczone to nic z tym nie zrobi. –Poza tym wiesz… w Australii nie ma niedźwiedzi. Musielibyśmy iść do ZOO. A jeżeli tam mnie zapraszasz to kim ja jestem, żeby odmówić wizyty w ZOO. – Rozłożył bezradnie ramiona. Uwielbiał zwierzaki, więc często, sam dla siebie, wybierał się do ZOO, żeby sobie na nie popatrzeć. Pewnie nawet fantazjował o tym, żeby je uwolnić, ale nie chciał za bardzo zrobić jakiegoś Jumanji.
-No, ale to niczego nie wyklucza. Nadal będziesz sama pracować na swoją markę. Chciałem ci tylko zaproponować klientów. – Wzruszył ramionami i posłał jej słaby uśmiech. Chciał być miły i chciał pomóc. Bez klientów nie będzie w stanie się rozwijać, a to nie tak, że on chciał wykupić jej projekty, czy udziały. Chciał podesłać ludzi, którzy może byliby zainteresowani jej projektami. Postanowił jednak się nie narzucać i nie ingerować w jej sprawy.
-W porządku. – Odłożył na chwilę sztućce i wytarł usta w serwetkę. –Powinnaś na to patrzeć w ten sposób: faceci, którzy uciekli dowiadując się o istnieniu twojej córki wyświadczyli ci przysługę. Selekcja. Nie chciałabyś skończyć z debilem, który boi się zobowiązań. – Miłości nie było sensu szukać na siłę. Adan nie chciał negować istnienia tindera, bo znał pary, które rzeczywiście tam się spotkały i do dzisiaj są razem, więc rzeczywiście można tam znaleźć miłość. Może ten właściwy dla Matty był poza Tinderem. Pojawi się w odpowiednim momencie. Do miłości trzeba cierpliwości.
-No i ekstra. – Ucieszył się. Lubił gotować, a dla niego to będzie okazja do odwdzięczenia się za to, że ona przygotowała obiad dla niego teraz.
-Jestem pewien, że masz wiele do zaoferowania. – Zachęcił ją do mówienia o sobie, a sam upił nieco wina i kontynuował jedzenie obiadu. Musiał się pilnować, żeby nie przesadzić z winem. Bogowie wiedzą, że jak już się zabiera za picie to potrafi przesadzić i później wychodzą takie kwiatki jak kradzieże krasnali. A nie chciałby się upić przy niej, bo na pewno, znowu ukradłby jej krasnala i musiał się z nim zgłosić. A podejrzewał, że wtedy Mathilde stałaby już z odpowiednimi służbami, które zajęłyby się Adanem. –Co studiowałaś? – Zainteresował się sekundę po tym jak połknął to co miał w ustach.
-Kilka razy. Ale z reguły było to po prostu przekazanie figurek, przeprosiny z mojej strony i wymiana uprzejmości. Takie spotkania raczej nie zamieniają się w randki. – No skoro już nazwali to randką to nie miał zamiaru przerywać.

mathilde bennett
Mama na pełen etat — Sprzątająca ładne domy
21 yo — 158 cm
Awatar użytkownika
about
Marzycielka, która projektuje ołówkiem szczęście innych, choć sama dla siebie nie potrafi naszkicować własnego.
- Oczywiście, że nie dam ci umrzeć, bez względu na to czy kiedyś mi coś ukradniesz czy jednak nie – uśmiechnęła się do mężczyzny, po czym skubnęła, niczym ptaszyna, odrobinę potrawy. Czasem zapominała o tak istotnej czynności, co tylko pokazywało jak bardzo roztargniona bywała, zaś spotkania spontaniczne, tak jak to z Adanem, pozwalało powrócić do czasów, gdy żyła spontanicznie i nie myślała o niczym istotnym.
Dzisiaj skupiała się przede wszystkim na córce, która wywróciła jej świat do góry nogami.
Wybuchła śmiechem.
Szczerym, głośnym i perlistym, kiedy stwierdził, że zaprasza go do zoo. Nie robiła tego, choć perspektywa kolejnego spotkania z Atwoodem była atrakcyjna. Wydawał się być idealnym materiałem na dobrego kumpla, który wyzbyty będzie z wszelkich ocen i pytania o przeszłość.
- Nigdy nie byłam tam, więc… Czemu nie? Będę mogła wziąć małą? – spytała jeszcze dla pewności, bo jednak była w pakiecie, a to oznaczało, że nie mogła jej zostawiać za każdym razem. Dziewczynka charakteryzowała się spokojem i bardzo uroczym usposobieniem, przez co sama Bennett wierzyła, że nowopoznany osobnik, do tego złodziej, naprawdę zaakceptuje cały inwentarz kolejnej schadzki.
Po raz drugi zaśmiałabym się w momencie, w którym wypowiedziałby swoje myśli na głos, bowiem sama Mathilde nie wyobrażała sobie życia na uwięzi, więc tym bardziej było jej szkoda dzikich zwierząt, które kryły się za kratami przypominającymi więzienie. To było irracjonalne postrzeganie ich egzystencji, lecz ani on ani ona nie byli w stanie zrobić nic, co mogłoby pomóc tym biednym istotom.
- Och, ja to chyba źle zrozumiałam… – zaczęła mówić ze wstydem, który tlił się w kolejnych wibracjach tonu. Serce zatrzepotało gwałtownie w piersi. - Myślałam, że bardziej zrobisz to, bo uważasz, że sobie nie radzę, ale serio… Chętnie dam ci instagrama, bo na nim publikuję najwięcej i tam zgłaszają się do mnie klientki… Mogę też zaprojektować i uszyć suknię wieczorową, bo garniturów nie robiłam i chyba to nie moja bajka, choć z drugiej strony nie miałam modela, więc jakbyś chciała to zapraszam – szturchnęła go lekko w ramię, bo przecież te wszystko wzniosłe słowa, których używali były piękne, ale Mattie przez wszystkie życiowe perturbacje nie ufała sentencjom wypowiadanym w chwilach euforii. Ludzie uwydatniali swe prawdziwe twarze w gniewie i złości, czego ona unikała, chowając się po kątach i nie chcąc walczyć z tym, co wydawało się nierealne.
Kolejny temat sprawił, że wargi wygięły się w subtelnym uśmiechu. Obserwowała przez moment Adana, zastanawiając czy powinna otwierać się przed nim jak książka, z której każdy jest w stanie przeczytać pogrubione frazesy. Już raz została porzucona z powodu ciąży, teraz nie chciała doświadczać tego z powodu istnienia malucha, który rozświetlał cały mrok.
- Wiem, że masz rację, ale czasem jest to tak po ludzku frustrujące i zachodzisz w głowę – po co ci facet czy laska, nie? Ja nie narzekam, tylko po prostu nie czuję się gorsza z powodu córki – wyjaśniła zgodnie z prawdą, a zaraz potem przygryzła policzek.
Musiała upić łyk wina.
Była też młoda. Może zbyt młoda, zaś życie doświadczało jej na każdym kroku. Musiała wyluzować, szczególnie w tym pięknym, bożonarodzeniowym okresie.
- No dobra – rozłożyła dłonie w geście poddania. - Jestem zawodową gosposią… Pokojówką… Konserwatorką powierzchni płaskich – zaczęła, przygryzając dolną wargę. - Dobra, po prostu sprzątam mieszkania i domy, a robię to naprawdę dobrze, bo ciągle mnie polecają, więc jak nie odniosę sukcesu w modzie, to otworzę firmę porządkową. Dodatkowo mam obsesję na punkcie owieczek i jeden z moich pracodawców ma ich całe stadko, więc mam dużo zwierzaków do tulenia, chociaż akurat ja się nimi nie zajmuję – parsknęła nieco pod nosem, a następnie upiła spory łyk wina. - A studiowałam kreatywne projektowanie, tylko z powodów oczywistych musiałam przerwać, ale planuję wrócić w następnym roku, więc chciałabym utrzymać stypendium, bo było całkiem spore, więc plany jako takie mam, a co się wydarzy to dopiero się okaże – rzuciła zgodnie z prawdą, bo przecież nie mogła mieć pewności, ile rzeczy się wydarzy. Równie dobrze brała pod uwagę wyjazd do Europy, gdzie mogła rozłożyć skrzydła na paryskich wybiegach.
- Dlatego cieszę się, że odzyskałam figurki, a ty dostałeś dobre wino z pysznym spaghetti… Mam nadzieję przynajmniej, że jest dobre – powiedziała z dozą powagi, a jednocześnie prowokacji.
Ta rozmowa trwała znacznie dłużej, niż początkowo sądzili. Wino wydawało się znikać nader szybko, a Matts nawet nie zorientowała się, że doszło do tego, że skończyli raptem o czwartej nad ranem. Wierzyła, że powrót Atwooda minął mu bezpiecznie.
Mieli do siebie numery i zawsze mogli wymienić się wiadomościami.

/zt
adan atwood
happy halloween
Booyah
brak multikont
ODPOWIEDZ