wykładowczyni, toksykolożka na wiecznym wygnaniu — University of Queensland
34 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
When the people I used to know found out what I had been doing, how I had been living, they asked me why but there’s no use in talking to people who have a home. They have no idea what it’s like to seek safety in other people for home to be wherever you lie you head.
002. But you didn't have to cut me off

Pozostanie w Australii, a szczególnie w tym miejscu, było dla niej samej słodko-gorzkim zaskoczeniem. Tragiczny finał życiowej podróży miał mieć miejsce u podnóży kontynentu, który był jej najdalszy. Teraz jednak, gdy w jej życiu nie pozostał już nikt, mogła być gdziekolwiek.
Wszędzie, w istocie, była podobnie samotna.
Zmrok sięgał po najmniejsze milimetry ulicy, gdy wysiadła z charakterystycznego samochodu koleżanki z pracy. Zawsze podwoziła ją do Lorne lub Crains, sama podążając do oddalonej o pół godziny samochodem miejscowości. Latifie, choć zdawać by się to mogło z goła nierozsądne, zdecydowanie taki układ odpowiadał. Stukot obcasów roznosił się po wyludnionej ulicy, kobalt nieba zlewał z garniturem. W dłoni niosła torbę z materiałami dydaktycznymi, ciążącą kilogramami wiedzy, jakie usilnie próbowała wtłoczyć swoim studentom.
Nie była zmęczona, każdy wyjazd do pracy był swojego rodzaju odskocznią od bolesnej świadomości, że tu utnęła. Mogłaby być wszędzie, ale nie mając pomysłu na siebie, wolała pozostać w miejscu, Bezpiecznie, samotnie. Tak, by dojmujący brak jedynej istotnej rodziny nie dobijał.
Przed nią, ledwie na kilka metrów plasowała się doskonale znana sylwetka. Szli w tym samym kierunku, co nie było dość zaskakującym, gdy na wprost znajdowało się centrum handlowe i parking. Charakterystyczny, płynny z dozą butności chód; lekko kołyszące się barki, gdy sięgał dłonią do kieszeni. Miała niewyobrażalną pamięć do szczegółów - wszakże obserwacja, w jej pracy, stanowiła niemalże podstawę sukcesu.
Przejście dla pieszych zatrzymało ich na równi, w zetknięciu z przejeżdżającymi przed nimi samochodami. Stała wyprostowana, zaś myśl kłębiąca się w głowie, wysunęła na czerwone usta lekki uśmiech.
- Jednak zostałam. - Nie mogła powiedzieć nic innego. Ni cześć, ni pocałuj mnie w dupę. Nie potrafiła też milczeć, z dziwnym poczuciem, że mimo jej ucieczki, nie będzie oceniana. Jasper zdawał się wyrozumiałym, wyjątkowo akceptującym moment i chwilę.
Pojawianie się i przemijanie.
Przejeżdżające samochody dłużył się w nieskończoność, jej spojrzenie ledwie na moment spłynęło na mężczyznę obok w ten typowy, zawadiacki sposób. Ciepły, bo mimo całego zgorzknienia i wmówionej pomówieniami wulgarności, była wyjątkowo ciepłą kobietą.
- I cześć. W zasadzie...

Jasper Ainsworth
happy halloween
Martini
-
Barman || Agent Federalny — Shadow || AUSTRALIAN FEDERAL POLICE
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Pod przykrywką pracuje jako barman w Shadow, by mieć oko na lokalną mafię. Na niego oko ma zaś Pearl, której temperamentny charakter rozbudza w nim prawdziwego Włocha i doprowadza do białej gorączki.
Samotność równie dobrze znana była Jasperowi, który wiele lat temu, świadomie zdecydował się na to, aby pogrzebać malownicze plany na przyszłość u boku ambitnej lekarki, splugawić nazwisko i na lata pozwolić określać się mianem nieudacznika. Tułał się po całym kontynencie, nieudolnie próbując rozwinąć karierę, ale ciążący na nim wyrok, raz po raz pakował go w szemrane towarzystwo, z którego nie potrafił uciec. Tak miał wyglądać jego życiorys, wiarygodny i zbudowany na kłamstwie zasłaniającym prawdę o poświęceniu i ambicji, której ceny nie dało się pojąć. Chociaż, Jay nigdy nie żałował tego na co się zgodził; jakiś pierwiastek, ukryty głęboko w jego świadomości pchał go ku tym ryzykownym decyzjom, nawet jeśli resztę życia przyjdzie mu spędzić gdzieś po drugiej stronie globu, ukrywając się pod nową tożsamością. Obiecał sobie jednak, że sprawa Hawthorne'a będzie ostatnią w jego karierze i po niej odejdzie, spróbuje od nowa, po raz kolejny, bo to akurat nie stanowiło dla niego wyzwania.
Jednakże, tym razem pracował na dobrze znanym sobie terenie, w rodzinnym mieście, czując znacznie większą presję i strach niż kiedykolwiek przedtem. Szukał więc, w tym całym napięciu i kłamstwie jakim przyszło mu żyć, chwil zapomnienia, słodkiej przyejmności przepełnionej ludzkimi pragnieniami i nieświadomością. Latifa była właśnie taką chwilą. Nie oczekiwał od niej niczego więcej, poza tym co dała mu w te parę wspólnych nocy, gdy jej zmysłowe ciało było jedynym, a zarazem wszystkim o czym myślał. Potem miała zniknąć, bo przecież co taka kobieta jak ona mogłaby być winna jemu, barmanowi z podrzędnego klubu, który prawdopodobnie uwiódł ją tylko swoim urokiem - przyjemnego dla oka i miłego chłopca bawiącego się w "bad boy'a".
Jego spojrzenie od razu rozpoznało sylwetkę Latify pośród tłumu. Ciężko stwierdzić, czy dlatego że ją znał, czy jego męskie oko nie potrafiło przegapić wyjątkowej urody, jaką posiadała. Poczuł lekkie rozczarowanie, wymieszane z nutką ekscytacji, bo kłamstwem byłoby powiedzieć, że delikatny dreszcz nie przeszył jego ciała, przywołując wspomnienia sprzed wielu tygodni. Miała zniknąć z Lorne Bay, stać się historią, której finezja i zmysłowość co jakiś czas będą do niego powracać.
- Przyjemne rozczarowanie - odpowiedział, zaciągając się papierosem, którego zaledwie kilka sekund wcześniej odpalił. Przez krótką chwilę zastanawiał się, czy słowa jakie ku niemu skierowały nosiły w sobie próbę wytłumaczenia się przed nim, uznał jednak, że to kiepski trop; Latifa nie była mu niczego winna. Nic sobie nie obiecywali, niczego nie planowali, po prostu coś się między nimi wydarzyło i nie miało nieść za sobą żadnych konsekwencji.
Mimowolnie jednak, doszukiwał się w jej wyglądzie jakiś zmian, jakby drobne szczegół mógł mu podpowiedzieć dlaczego kobieta zdecydowała się pozostać w tym małym, nikogo nie interesującym miasteczku. Nie wiedział o niej zbyt wiele, ale intuicyjnie czuł, że należała do tych ambitnych, do tych, których większość mężczyzn uważa za nieosiągalne.
- Cześć. W zasadzie... - Powtórzył po niej, po czym wyciągnął z kieszeni dłoń, w której nadal trzymał zapalniczkę. - Zapalisz? - Nie miał pojęcia dokąd zmierzała, czy w ogólne miała ochotę na jakiekolwiek pogawędki, ale Jasper należał do tych osób, które nie potrafiłyby w takiej sytuacji obojętnie ruszyć dalej w swoją stronę. - Wracasz z pracy? - Dopytał po chwili, gdy światło zmieniło się na zielone i ruszyli w stronę centrum handlowego.

Latifa al-Basri
wykładowczyni, toksykolożka na wiecznym wygnaniu — University of Queensland
34 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
When the people I used to know found out what I had been doing, how I had been living, they asked me why but there’s no use in talking to people who have a home. They have no idea what it’s like to seek safety in other people for home to be wherever you lie you head.
Decyzja o wyjeździe nigdy nie była w pełni jej - tak naprawdę przeszła gdzieś obok. Siedzieli po dwóch skrajnych końcach biurka - tak skrajne daleko, w porównaniu do spędzonych razem nocy. Nagle, niczym za machnięciem czarodziejskiej różdżki, zaczął nosić obrączkę. Do Queensland, szczególnie z Uniwersytetu Stanforda, mało kto chciałby wyjechać. Na dwa możliwe miejsca zgłosiła się tylko jedna osoba, a do końca zgłoszeń pozostał miesiąc. I tak oto, za przyprawiający o mdłości romans - w którym absolutnie nie chciała zawinić, ale była nieświadomie współwinna - dostała roczny staż.
Teraz, ledwie 4 miesiące temu, okazało się, że prawdopodobnie dożywotni.
Jasper był momentem ucieczki - wyżyciem wściekłości myśli i wsparciem, jakiego potrzebowała w absolutnie obcym miejscu i kulturze. Był załagodzeniem rozgoryczenia po relacji, w którą wplątała się na niemalże półtora roku. Półtora roku nieświadomości, w której żona i dwójka dzieci sprytnie schowały się na innym kontynencie.
Był kimś, kogo potrzebowała wtedy, w tamtym momencie. Teraz - docenianym, acz niekoniecznym.
- Powinnam wyskoczyć z pudła i krzyknąć 'niespodzianka'. - Skwitowała na wpół zachrypniętym głosem. Nigdy, absolutnie w żadnym momencie, nie uważała go za gorszego. De facto, mimo poczucia inteligencji, jaką skrywał mózg naukowca, życie z ojcem podróżnikiem u boku i samo wychowanie sprawiło, że kochała i szanowała absolutnie każdego. Doceniała najmniejszą istotę żyjącą na globie, pozwalając ranić się po stokroć własną naiwnością. Przesiąkła niezrozumiałą wyrozumiałością, jakby wszystko co spotkała na swojej drodze, przewyższało wartością dodaną niż odjętą.
Być może nie powinna tak postępować, skoro tylekroć sztylet nieszczerych intencji przebijał jednolitość wrażliwej skóry pleców - być może. Nie potrafiła jednak być wywyższającą się, zadufaną czy mściwą.
Była niesłowną uciekinierką, zostawiającą otwarte sprawy i głębokie rany nieświadomości uczuć innych.
Więcej grzechów nie pamiętam.
- Chętnie. - Papieros trafił pomiędzy czerwone usta, dzierżąc zapieczętowanie delikatnego wzoru spierzchniętych ust. Nie miała zamiaru wycofywać się, za bardzo doceniała jego obecność te kilka(naście) miesięcy temu, gdy burzę myśli przesiąkniętą smakiem whisky, kończył niespodziewany pocałunek. Był głosem rozsądku, którego chodzącym uosobieniem powinna być ona - jako doktorka, jako osoba poważana i rozpoznawalna naukowczyni. A mimo to męska dłoń stanowiła oparcie upadającej psychiki i moralności. Słodki smak momentów uśmiechu i relaksu. Daleko wychodzącego poza strefę seksualną - po prostu był i kurwa, jak bardzo ona tego wtedy potrzebowała. Żeby ten jeden, jedyny raz ktoś przy niej był, choćby jej własne ciało nie okazywało żadnych objawów gorszego (złego) samopoczucia.
- Tak, z pracy. - Zdawkowość drażniła gardło podobnie jak pierwsze zaciągnięcie papierosem. Po chwili jednak, w przypływie kojącego rozluźnienia wśród palonego zapachu dymu papierosowego, coś pchnęło ją dalej. Może tym razem to był jej rozsądek. - Kupiłam farmę i myślę o adopcji zwierząt podoświadczalnych. Kury, króliki... A Ty co, błądzisz czy obrałeś cel? - Stukot szpilek roznosił się po powoli opuszczającej się ulicy w rytm narzuconego tempa. Chłód lekkiego powiewu wiatru stanowił niemalże odzwierciedlenie tego, co stało się pomiędzy nimi.
Był orzeźwiający, rozbudzający. Taki, jak lubiła - chwilowy.
Daleki zwiastowaniu burzy, która nigdy nie miała prawa zagościć w niepisanej umowie, jaką między sobą zawarli.

Jasper Ainsworth
happy halloween
Martini
-
Barman || Agent Federalny — Shadow || AUSTRALIAN FEDERAL POLICE
35 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Pod przykrywką pracuje jako barman w Shadow, by mieć oko na lokalną mafię. Na niego oko ma zaś Pearl, której temperamentny charakter rozbudza w nim prawdziwego Włocha i doprowadza do białej gorączki.
Obecność Latify zaliczała się do rodzaju tych przyjemnych rozczarowań, bo nawet jeśli nigdy nie mieli ponownie się odnaleźć w ten sam sposób, przyjemnie było spotkać ją na swojej drodze. Nie była mu niczego winna, ani on jej, z góry było wiadome, że kilka chwil nakreślonych intymnością i bliskością będą wszystkim co sobie ofiarują. Wtedy jeszcze Ainsworth nie sądził, że ktokolwiek mógłby zagościć w jego życiu na dłużej. Od lat skupiony był tylko na pracy, pozwalając sobie zaczerpnąć normalności z rzadka. Głównie przez krótkie wizyty w domu, spotkania z bratem, czasem paronocne romanse, które dostarczały mu chociaż namiastkę bliskości.
- Nie sądzę, aby było to w twoim stylu - odparł rzeczowo. Może nie wiedział o Latifie zbyt wiele, ale zdążył zapoznać się chociaż odrobinę z jej osobowością. Była nietuzinkowa, Jay postrzegał ją jako odrobinę egzotyczną, wciąż nie potrafiącą odnaleźć dla siebie miejsca. Od początku wiedział, że w jego życiu zagości tylko przelotnie i właśnie to go pociągało, myśl, że była trochę jak wiatr, który czuł, ale którego nie mógł, ani nie chciał zatrzymać.
Poczęstował ją papierosem, zadając przy tym to proste pytanie, bo nawet jeśli nie mieli już nigdy więcej siebie spotkać, los chciał inaczej, a Jasper nie miał zamiaru udawać, że Latifa była mu obca. Nawet jak wiedział o niej niewiele, a ich krótka przygoda zakończyła się bez słowa pożegnania. Chociaż może był nim ten ostatni pocałunek, nim wyszła nad ranem mówiąc, że się odezwie, że spotkają się w Shadow, że będzie to trwać jeszcze chwilę... Nie trwało, a on nie czuł rozczarowania. Zmienił pościel, nie zapisał jej numeru, zadbał o to, aby pozostała tylko przyjemnym wspomnieniem.
- Na uczelni? - Nie chciał jej ciągnąć za język, ale też nie widział jak prowadzić tę rozmowę, czy ona w ogóle chciała ją prowadzić. Z jednej strony poczęstowała się papierosem, jakby zachęcając do tego, by jednak nie udali się w dwie przeciwne strony, a z drugiej zdawkowa odpowiedź, której udzieliła nieco go zaskoczyła. No może do chwili, gdy ponownie otworzyła usta. - O gratulację, dawno? - Zagadnął, nadal analizując w głowie jej słowa. Kupno farmy było dość poważnym krokiem, a jeszcze jakiś czas temu Latifa nie sądziła, że zostanie w Lorne Bay chociażby miesiąc... Z drugiej strony pasowało mu to do tego jej "porywistego" temperamentu. - Brzmi jak poważna sprawa... Planowałaś to, czy wyszło spontanicznie? - Dopytał, a samemu zaczął zastanawiać się nad jej pytaniem, bo on miał cel. Jego celem był Nathaniel Hawthorne i uwolnienie się z nierealnych krat za jakie wpakował sam siebie. Nie mógł jej jednak tego powiedzieć, dla niej, jak i dla wielu innych nadal był barmanem z Shadow. - Póki co staram się nadal stanąć na nogi. Pracuję, dorabiam... Zobaczymy co życie pokaże za jakiś czas - wyjaśnił spokojnie, ale na moment odwrócił spojrzenie. Nie chciał oglądać się w jej oczach wypowiadając te słowa. - Poznałem kobietę - dodał na sam koniec i ponownie zaciągnął się papierosem, czując w tym geście ukojenie. Wzrokiem znów odnalazł spojrzenie Latify.

Latifa al-Basri
ODPOWIEDZ