właściciel szkoły nurków — i nurek ratownik
33 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Współwłaściciel szkoły nurkowania, nurek-ratownik, a do tego szuka nowych kłopotów w życiu.
#44

Co tu dużo mówić, William bardzo lubił swój dom. To było jego miejsce, które kojarzyło mu się z jego wolnością w tym najlepszym sensie. Chociaż to tutaj spędzał swoje doły życiowe, czy raczej totalne podkopy, a nie doły, bo przez pewien czas było z nim naprawdę kiepsko... to skoro tutaj też stanął na nogi i znowu poczuł się sobą, to miejsce kojarzyło mu się dobrze. A skoro tak było, to przecież trzeba o ten swój dom zadbać od czasu do czasu. Oczywiście korzystał regularnie z pomocy pani sprzątającej i pani zajmującej się ogrodami, ale od czasu do czasu jednak coś tu robił sam. Na przykład dzisiaj, kiedy grabił liście spadając na ziemie. Co prawda nie wiem, czy tam teraz jest jesień i jakieś liście lecą z drzew, ale nieważne, grunt że jednak coś w tym swoim ogrodzie robił, okej. Pił też sobie kawę, która na szczęście stała na stole, a nie była w jego ręce, ani przy jego twarzy, bo to nie tylko byłoby trochę nieporęczne w trakcie pracy ogrodowej, to jeszcze tragiczne w skutkach, kiedy po chwili trafiła go jakaś piłka w głowę. Oczywiście William wiedział doskonale, że jego sąsiedzi nie mają dzieci, więc bardzo się zdziwił, kiedy złapał się za głowę i rozejrzał, namierzając winowajcę.
- Cześć, zawsze atakujecie ludzi idąc ulicą? - zapytał, swoje pytanie oczywiście kierując w stronę leonie turner, skoro to ona tutaj była dorosła i odpowiedzialna za mniejszego stwora! No i to ona jak coś miała wypłacać odszkodowanie za uszczerbki na zdrowiu, więc wiadomo że trzeba było się na niej skupić...
happy halloween
-
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Kiedyś była naprawdę dobra w koszykówkę. I miała naprawdę sporo zdjęć z okresu swojej chwały w tej dziedzinie sportu, a u matki na specjalnym regale wciąż stały jakieś medale i puchary świadczące o lokalnych sukcesach drużyny, do której należała Leo. Pech, a może i fart, chciał, że pięcioletnia Teresa zainteresowała się tymi świecidełkami oraz ich genezą. Zafascynowana nieco innym obliczem rodzicielki niż te, które do tej pory było znane dziewczynce, od kilku dni nie odpuszczała, prosząc o trochę czasu na "boisku". Oczywiście, że kobiety w nowym domu nic na wzór boiska nie posiadały, a i ogródek nie równał się w żaden sposób do tego, który miały wcześniej. Kozłowały przed domem, zakupiły nawet ten śmieszny, ale dopasowany do możliwości Tess kosz przeznaczony dla maluchów, by ćwiczyły rzuty, ale... To wciąż za mało. Dziś udały się na "plawdziwe" boisko, by mama mogła zaprezentować swojej żądnej i coraz bardziej rozpieszczonej córeczce możliwości, które nie tak do końca wyleciały wraz z biegiem lat.
Wracały, kiedy sytuacja wymknęła się niespodziewane spod kontroli. Tessie co jakiś czas kozłowała, co jakiś czas piłkę niosła, bo przecież nie było tak łatwo małej dziewczynce kozłować i iść, ale w pewnym momencie uznała, że krzyknięcie: -Mama łap! - już po tym, gdy rzuci piłkę dość wysoko oraz daleko jak na swoje możliwości będzie wystarczające, by mama popisała się refleksem. Niestety, nie było.
Początkowo Leonie wkroczyła do ogrodu, w którym znalazła się piłka, dość zawstydzona i skrępowana, bo przecież piłka do koszykówki nie należała do tych, którymi ktokolwiek chciałby dostać w jakąkolwiek część ciała. Tessie za to była o wiele śmielsza, bo to przecież matka nie złapała piłki, prawda? Niemniej, obu nastrój zmienił się na bardziej bojowy, kiedy mężczyzna przywitał je niezbyt przyjaźnie.
-tylko tych niemilych - niestety Teresa znów była szybsza ze swoimi czynami, a oprócz nieprzyjemnego komentarza wystawiła też język, by pokazać swoje niezadowolenie.
-Tessie, przeproś pana i weź piłkę - Leonie oznajmiła córce co ma się dziać, do tego w odpowiedniej kolejności i to stanowczo, ale cóż, bunt pięciolatki, której rodzice się rozwodzą, to bunt pięciolatki, mała blondyneczka obróciła się jedynie na pięcie i udała na poszukiwania piłki. Leo westchnęła ciężko, zawstydzona, a także zła na całą zaistniałą sytuację. -Przepraszam. Za nią. Za to, że piłka pana uderzyła. To wypadek. A córka... Nie znosi najlepiej, że ja i jej... A zresztą. To pana nie obchodzi. Przepraszamy, zabieramy piłkę i znikamy. Więcej nas pan nie zobaczy - tak, Leonie chciała się tłumaczyć, ale uznała, że przecież to wcale nie obchodzi obcego mężczyzny. Mogła jedynie go przeprosić. I zaoferować rekompensatę, tylko jaką? Zerknęła jeszcze raz na właściciela nie tak odległego od jej nowego domku, zastanawiając się nad czymś. -I chyba jestem panu winna jakąś... Kawę? Ciasto? Nie wiem... Co, by pan wolał - nie, nie podejrzewała, że pakiet badań po uderzeniu piłką przez pięciolatkę, bo choć to nic przyjemnego, to przecież... Jak silne to mogło być uderzenie? No raczej... Niezbyt. Prawda?

william henderson
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
właściciel szkoły nurków — i nurek ratownik
33 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Współwłaściciel szkoły nurkowania, nurek-ratownik, a do tego szuka nowych kłopotów w życiu.
Sport to generalnie zdrowie, no ale nie wtedy, kiedy dostaje się nim po głowie! No, może zawodnicy MMA, bokserzy i inni walczący i walący się z pełną premedytacją po głowie by się jednak nie zgodzili, ale William o nich teraz nie myślał. I no, generalnie lubił sport, w końcu nurkowanie też jest sportem, a stanowiło bardzo dużą część jego kariery jak by na to nie patrzeć z prawa, z lewa lub… po skosie. Wręcz bardzo wymagający sport, nie tylko fizycznie, ale psychicznie też, zwłaszcza przy nurkowaniu na głębsze rejony. Nie mówiąc już o pracy nurka ratownika, która wymagała stalowych nerwów, bo wtedy kiedy dobrze wiesz, że szukasz zwłok, musisz być po prostu bardzo odpornym człowiekiem na takie rzeczy. No ale, piłka do kosza to była absolutnie najbardziej twarda z twardych piłek! Twardsza była tylko lekarska, a kto by rzucał lekarską piłką? Chyba ktoś, kto planował kogoś zranić. No i do kręgli, ale sądzę, że tego ciosu w głowę to by William nie przeżył. Ogólnie miał szczęście, że nic mu nie złamały, ani go nie ogłuszyły, skoro tak. A do tego okazało się, że całkiem bezczelne te baby. Przynajmniej ta mała!
- Taak? To może Ciebie tak uderzymy i zobaczymy jaka będziesz miła? - zapytał William, sto pro kids person, jak widać. Ale nie uderzył jej piłką, ani w ogóle niczym, oczywiście rzucił spojrzenie w stronę leonie turner przypominając sobie o niej, że tylko żartuje. Nie bił dzieci. Nigdy.
- Spoko, na szczęście jak widać, nic nie zostało złamane - podsumował, bo jednak nie był jakoś super wkurwiony przecież. Nie było to przyjemne, ale nie zamierzał się wyżywać na matce z dzieckiem, która mu wbiła na ogród, nie? No, to by robiło z niego trochę szaleńca.
- Docenię jak nie zobaczę samej piłki - podsumował, uznając że skoro kobieta chce sobie iść, to nie będzie jej zatrzymywać, bo to byłoby trochę dziwne. Jeszcze go weźmie za jakiegoś mordercę, który chce ją zagonić do swojej piwnicy, żeby oglądać tam kotki, czy coś. A nie miał nawet psa! Wrócił też do grabienia liści, kiedy usłyszał propozycję kobiety. - Masz na myśli moją kawę z kuchni? - zapytał z rozbawieniem, bo cóż, ona była najbliżej! Ale no, dopytał, co nie, bo kto ją tam wie.
happy halloween
-
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Równie mocno jak zaskoczyło blondynkę niekulturalne zachowanie córki, wprowadziła ją w chwilowe zawieszenie odpowiedź ciemnowłosego mężczyzny. Nie da się ukryć, że znajdowała się ona na poziomie dziecka, do którego została skierowana. I brzmiała co najmniej dziwnie z ust dorosłego mężczyzny. Najwidoczniej nie miał on jednak na co dzień zbyt dużej styczności z małymi, niepokornymi ludźmi. A Leo nie spodziewała się takiej reakcji, więc sama też niezbyt na miejscu, ale jednak zamrugała powiekami, a na koniec nawet przetarła prawe oko, jakby coś w nie wpadło. Tak, właśnie tak usuwała niedowierzanie. Na szczęście - udało się.
-Na szczęście - przyznała, bo w sumie rzut mógł nieść za sobą niespodziewane konsekwencje, które do najprzyjemniejszych nie należałyby dla nikogo. Mogła więc odetchnąć z ulgą, co też zrobiła, oczekując na Tessie, która właśnie chwytała za piłkę.
I znów spojrzała zaskoczona na mężczyznę, słysząc jego pytanie. Zarumieniła się, czego w żaden sposób nie była w stanie ukryć, bo w tej chwili zdała sobie sprawę, że brzmiała... Jakby go podrywała? Niby do czego innego miałoby prowadzić sugerowane przez niego wpraszanie się? Zrobiło się Leonie zwyczajnie głupio, bo było łatwo dostrzegalne w nieco bezradnym spojrzeniu kobiety.
-Nie, to znaczy, miałam na myśli tę u mnie, mieszkam niedaleko. Będziemy dziś robić z Tessie ciasto... - zaczęła dukać, ale poczuła się jeszcze bardziej głupio, bo w sumie co obcego mężczyznę miało obchodzić to, że ona robiła ciasto? W swojej kuchni, na szczęście. A na nieszczęście czuła się cholernie zawstydzona, co nie zdarzało się blondynce zbyt często. O ile w ogóle. Po prostu... Nie spodziewała się, że to popołudnie potoczy się właśnie w ten sposób i najwidoczniej przerastało to Turner. -Jeśli pan będzie chciał, może przyjść, jak skończy swoją pracę - dodała nieco pewniej, kiedy pięciolatka podeszła żwawym krokiem do dorosłych. Teraz jednak już Tessie nie była tak odważna, schowała się za matką, najwidoczniej wcześniejsza, słowna groźba mężczyzny poskutkowała i dziewczynka postanowiła zachować bezpieczny dystans.

william henderson
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
właściciel szkoły nurków — i nurek ratownik
33 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
Współwłaściciel szkoły nurkowania, nurek-ratownik, a do tego szuka nowych kłopotów w życiu.
Dziwnie czy nie, w końcu tak dzieci się uczą, że oko za oko może być nie do końca przyjemne! No dobra, może to bardziej pasowało jednak do psów i kotów, bo to tam naturalnym było, że małe kotki uczą się z dużymi kotami i innymi małymi kotkami, że nie wolno zbyt mocno gryźć, bo to boli. I gryząc się, pokazywały sobie, że trzeba szanować granice. Niby małe dzieci też się waliły po łbach, gryzły i kopały, ale było to zdecydowanie ukrócane i krytykowane. Niemniej, William nie był specjalistą od dzieci, ani swoich, ani tym bardziej cudzych. Nie miał w ogóle dzieci, więc no, ciężko by mu było być specem, ale wiadomo o co chodzi. Nie znał się, to nie było też jego zadaniem wychowywanie obcej dziewczynki, no ale coś musiał odpowiedzieć.
- Skąd w ogóle piłka do kosza, a nie bardziej… miękkie i dopasowane do młodszego wieku? - zapytał, bo jednak dzieciaki długo nie ogarniały takich ciężkich i twardych piłek, które wymagały dużej siły w odbijaniu i celowaniu do kosza. Najpierw miały takie miękkie, gumowe, a później raczej mniej twarde opcje, jak siatka, czy coś. Ale again, no William nie był specem, było mu do takiej roli bardzo daleko.
Uniósł brwi, widząc reakcję leonie turner . Nie spodziewał się rumianych policzków i zmieszania.
- No nie wiem nie wiem, zwykle nie chodzę za obcymi kobietami, które na dzień dobry próbują mnie ogłuszyć. Jaką mam gwarancję, że to nie ja skończę jako część tego ciasta? - zapytał, bo chociaż na demonicznego golibrodę nie wyglądała, no nigdy nie wiesz! Poza tym robiły mu krzywdę piłką, skąd miał mieć pewność, że nie zaatakują go mikserem, czy czymś?
- Moja kawa brzmi jak bezpieczniejsza alternatywa - podsumował, nie do końca ją zapraszając, nie do końca też sugerując, że sam ją sobie wypije. Nie było tak łatwo w życiu.
happy halloween
-
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
-Bo nie ma jak uparte dziecko, podziwiające rodziców i za wszelką cenę próbujące sprawdzić czy pasje matki, mogą być też jego pasjami - przyznała całkiem szczerze, wzruszając nawet bezradnie przy tej wypowiedzi ramionami. To nie tak, że Teresa nie miała wcześniej treningu z bardziej miękkimi piłkami, to też nie tak, że mała nie wiedziała, jak się z takimi przedmiotami obchodzić. Pech jednak chciał, że zdarzył się dziś ten wypadek. Mimo wszystko było w nim i trochę szczęścia, bo oprócz przekomarzania oraz nieodpartego wrażenie właśnie towarzyszącego Leonie, że nieznajomy mężczyzna krytykował jakość rodzicielstwa prezentowanego przez blondynkę, to przecież... Nic złego się nie stało, żadnemu z nich. I za to dzięki bogu!
-Żadną, jedynie moje słowo, że daleko mi do kanibala. Ale znów... Czemu miałby pan wierzyć w zapewnienia kobiety, która prawie pana ogłuszyła, czyż nie? - wciąż zawstydzona, niezmiennie zarumieniona, jedynie teraz żadnego z tych nie dało się ukryć, Leonie starała się odpowiedzieć dość pewnie oraz z nutą pewności siebie, której miała kiedyś tak wiele w swoich rozmowach z mężczyznami. Gdzie to zniknęło? Prawie były mąż uznałby, przecież że jest modliszką, nie powinna mieć więc problemu z taką niezobowiązującą konwersacją. A mimo to... Stała tutaj, niczym zagubiona pierwszoklasistka, nieco przestraszona własnego cienia, walcząca ze swoimi słabościami. Coś ewidentnie poszło nie tak...
Tessie stojąca już z nimi, złapała wolną dłonią matkę za rękę, by sugestywnie, ale jednak nie w ten niegrzeczny, atencyjny sposób, poprosić by już skończyła swoją rozmowę i mogły wrócić rozmowę. Nie planowały, przecież tego przystanku, a minimalnie skruszonej pięciolatce, zwyczajnie zaczynał się on nudzić. Co to za frajda rozmawiać z nieprzyjemnym panem? Otóż żadna!
-To gdyby chciał pan skorzystać z tej bezpieczniejszej alternatywy... I może zaryzykować spróbowaniem ciasta na wynos, tutaj ma pan mój numer. A teraz proszę wybaczyć - wracamy do siebie. Obiecujemy też zachować bezpieczną odległość i nie atakować nikogo więcej po drodze. Raz jeszcze przepraszamy - wyjaśniła kulturalnie, posyłając na koniec skruszony uśmiech, a gdzieś pomiędzy słowami z portfela, który zawsze miała przy sobie, wyciągnęła wizytówkę, bo kilka sztuk też jako projektantka starała się mieć na wyciągnięcie ręki. Co prawda, mieszkając w Lorne, niezbyt często ich używała, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Jak widać, niekoniecznie musiały służyć w celach służbowych... Mogły też w towarzyskich, do tego bez gwarancji na to, że nie wylądują zaraz w koszu, jak niechciane ulotki o promocji w lokalnej cukierni, ale... Na razie Turner odrzuciła tę myśl, bo tak właściwie... Po co ją to interesowało, co zrobi nieznajomy mężczyzna z jej numerem? No właśnie.
-Pseplasam - dodała jeszcze cichutko Tessie, a później rzuciła nieco głośniej -Do widzenia! - w którym czuć było ulgę, że już sobie idą i skończyło się dość łagodnie. Podobną ulgę można było zauważyć także w dość lekkim, ale i żwawym kroku, zarówno małej blondyneczki, jak i dorosłej, długonogiej opiekunki dziewczynki. Cóż, Leo w życiu nie pomyślałaby, że popołudniowa gra w kosza z córką, może prowadzić do tak niezręcznych spotkań! Jednak to prawda - nie można sobie planować w życiu absolutnie nic, bo rzeczywistość zaskakuje za każdym razem. Jak widać, nawet w tych najdrobniejszych rzeczach, w dosłownie każdym momencie.

/zt

william henderson
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
ODPOWIEDZ