inspicjent w lorne bay radio — instruktor krav magi w lb gym
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś przecież wrócę. Wszyscy wracają kiedyś do miejsc, z których chcieli uciec.
kiedy niby minął ponad miesiąc :tear:

Nie wiedział, co w Zecie Corrente intrygowało go bardziej; narastające w cząstkach orfeuszowego serca przekonanie, że za sprawą mafijnego półświatka ten oto człowiek jako jedyny w całym świecie byłby w stanie zrozumieć go tak naprawdę, czy raczej intensywność jego bursztynowych tęczówek, w których skrywał się całkowity brak zainteresowania jego osobą. Jak przecież wiadomo, Orpheus przepadał w oczach wszystkich tych pięknych, niedostępnych mężczyzn, stanowiących dla niego nie lada wyzwanie. Jakże ukłuło go więc i jednakowo zmotywowało to nieuprzejme wyznanie! Nie lubię cię. Brednie. Kiedyś przecież obudzi się z myślą, że ten arogancki brunet o najpiękniejszym uśmiechu, jaki kiedykolwiek widział, stał się ulubioną osobą w jego życiu! A tak przynajmniej wmawiał sobie niezbyt skromny umysł Wrottesley’a. - Jeszcze polubisz, spokojnie - oznajmił z niezachwianą pewnością siebie, obdarzając go kolejnym ze swych zawadiackich uśmiechów. Może dopiero na łożu śmierci, ale polubi.
A kiedy dystans między nimi niemalże przestał istnieć, kiedy w ciszy powietrza rozbrzmiało zdenerwowane warknięcie zaskoczonego psa i kiedy sylwetka bruneta została odepchnięta do tyłu, ten zatoczył się na to opustoszałe łoże i mimo wszystkich tych niekomfortowych okoliczności parsknął śmiechem. - Jak chciałeś iść ze mną do łóżka, to wystarczyło powiedzieć, ale tak w sumie też jest w porządku - wyrzucił z siebie, choć pewnie ten jeden raz powinien ugryźć się w język. Wsłuchując się w jego zdenerwowane polecenia pokręcił natomiast głową i oparł się łokciem o śnieżnobiałą pościel okalającą materac. - Przeceniłem cię - oznajmił po krótkiej, pełnej napięcia pauzie, po czym dźwignął się na powrót na nogi i jeszcze raz prychnął. - Nie powiesz mi, bo sam tego nie wiesz, hm? - wysnuł nagle to jakże logiczne przypuszczenie, a przepadając jeszcze na dwa uderzenia serca w tych jego hebanowych oczach, przywołał do siebie na powrót powagę. Perykles, Jedda, ludzie Marcosa. Nie było czasu na te przepychanki - i tak stracił go już zbyt wiele. - Boże, ty idioto, wciąż nic nie rozumiesz, co? Dlaczego twój stary się tym nie zajął? Przecież ona może już nie żyć, przecież oni na pewno już do niej dotarli - rzekł gorzko, kiedy przemierzył już większą część drogi dzielącej go od drzwi. Zanim jednak przez nie przeszedł, obrócił się jeszcze na pięcie i wbił w niego rozwścieczone spojrzenie. Kto w końcu będzie musiał powiedzieć Perry’emu, że znów zamordowali mu kolejną koleżankę, no kto? Zdaniem Orpheusa, teraz tylko ten przeklęcie przystojny przeklęty brunet powinien się tłumaczyć.

Zeta Corrente
ODPOWIEDZ