Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
Nie pamiętała, czy zawsze był taki pewny siebie, że wręcz arogancki, jak wtedy, gdy z góry założył, że zagra według jego zasad. Jak w każdym, tak i w niej wówczas pojawiła się potrzeba nie zgodzenia z nim, ale jednocześnie wiedziała, że by kłamała. To był Anthony, człowiek przez którego stała w miejscu od tyłu lat, nawet gdy go nie było, miał nad nią większą kontrolę, niż ona sama. Kiedy pojawił się w Lorne, czuła, że za wszelką cenę nie może mi tego pokazać, tego, że nadal ma na nią tak duży wpływ, ale teraz... Wszystko zaprzepaściła. Nie umiałaby mu odmówić, bo każda cząsteczką jej ciała rwała się do niego, błagała o uwagę, pragnęła jej. Nie myślała więc o konsekwencjach, gdy zachłannie oddawała pocałunki, tak nowe i tak znajome zarazem. Miękkie usta współgrały ze sobą, a cały świat nie miał znaczenia. Miała wrażenie, że wróciła do domu, z którego kiedyś ją przegnano, a teraz znów była mile widziana. Nawet nie zarejestrowała chwili, w której Anthony ją na siebie wciągnął, przez myśl jej nie przeszło, że mógłby ją znów skrzywdzić, chcieć tylko wykorzystać, bo pomimo przeszłości ufała mu aż za bardzo. Kiedy więc on umieścił dłonie na jej pośladkach, ona poczuła, że i jej wolno zaspokoić kolejne pokłady tęsknoty. Dotykać ciała, które miało należeć do niej, a które jej wydarto. Dłonią zsunela więc w dół, by dostać się pod materiał koszulki, nacieszyć dotykiem skóry pokrywającej wyrzeźbiony brzuch. Mruknęła mu w usta z rozkoszą, więc kiedy nazwał ją Iris, zaraz pobowiła pocałunek, chcąc więcej. Nie rozumiała o co mi chodzi, ale przy kolejnym przerwaniu, zaczęła więcej dostrzegać. Patrzyła na niego oddychając ciężko po dość intensywnej pieszczocie i z początku jednak nie miała pojęcia o kim on teraz mówi. Dlaczego w ogóle mówi? Dlaczego wypomina jej związek, kiedy sam chciał ją pocałować. Podnieśli się więc do sądu, a w jej oczach zaczęła wzbierać panika i zaklopotanie. Odrzuciła włosy z twarzy, dłoń na dłuższą chwilę przytrzymując przy czole. Musiała pomyśleć.
- Teraz nie chcesz? - jęknęła w końcu oskarżycielsko, a jej poliki wciąż były zarumienione, wargi rozchylone, a oddech przyspieszony. - Cholera, powinnam się trzymać od ciebie z daleka, mieszasz mi w głowie - przeczesała włosy palcami, wiedząc, że to co mówi jest prawdą, ale przy tym nawet nie pomyślała o tym by z niego stać, ta bliskość wciąż była czymś tak naturalnym... A może raczej wyczekiwanym, że nawet w chwili zwątpienia nie chciała z niej rezygnować? Miała w głowie mętlik. - Zostaniesz?! - i znów spojrzała na niego z nadzieję, gdy to do nie dotarło. Źle. Nie powinna tak reagować. - Z resztą to nieważne... Przecież mam kogoś, a ty nie chcesz, żebym żałowała - zreflektowała się z wyrzutem, bo wciąż przebiegały ją dreszcze, gdy przypominała sobie bezczelną wędrówkę jego dłoni po ciele. Wzrokiem zjechała w kierunku jego ust i przełknęła ślinę. - Przeproś za to co zrobiłeś i zapomnijmy o sprawie - miała mu to wyłożyć tym samym tonem, którym on wcześniej uznał, że pozwoli mu na spierdolenie tego, co miała, tylko, że ten efekt nie do końca jej wyszedł. Raczej słowa im dalej, tym traciły na swojej pewności, głośności i tempie. Jakby była zagubiona we własnej wypowiedzi, sama jej niechętna, ale udającą, że przyzwoitość w niej zwycięża.

Anthony Huntington
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Chciał... Jak bardzo chciał nie przestawać, iść dalej, poddać się chwili, zmusić Laurissę do popełnienia błędów, których zapewne będzie żałować, bo mimo wszystko znał ją na tyle, by wiedzieć, że posiadała sumienie. W przeciwieństwie do niego, używała go o wiele częściej, więc nie umiałaby zagłuszyć wyrzutów sumienia, nawet jeśli zakładała, że jej związek nie przędzie zbyt dobrze... Zdradzenie partnera zdecydowanie nie było w stylu Rissy, a przynajmniej tej Rissy, którą Tony znał sprzed lat.
- Chcę, ale... Będziesz się dręczyć, po co ci to - wyszeptał, nie odrywając spojrzenia od ust Hemingway. Jego dłonie nadal błądziły po jej ciele, udach, łydkach, a jedna z nich ostrożnie złapała kosmyk włosów, który spadł na policzek dziewczyny i założył go za jej ucho. - A tak udawałaś, że nic już nie znaczę.. -Uśmiechnął się w ten zbyt pewny siebie sposób, ale wcale nie nacechowany negatywnie, wręcz przeciwnie, podobało mu się to co mówiła Rissa, podobało mu się jej zagubienie i rodząca się w nim samym nadzieje na to, że jeszcze mogą spróbować, gdyby się postarali. Tylko, że to rozbawienie szybko ustąpiło zaskoczeniu, gdy dziewczyna po swoim pytaniu, nagle zaczęła się wycofywać, przy czym posiliła się o użycie może i trafnych argumentów, ale absolutnie nie mocnych w świetle zaistniałej sytuacji. - Jeszcze kogoś masz... Nie chcę żebyś żałowała swoich decyzji nim zmieni się ten stan rzeczy - wyjaśnił jej więcej dokładnie, co kryło się za jego poprzednimi słowami. Może zrozumiała, a może nadal upojona była chwilą i pozwalała sobie na to, aby kompletnie się nią zachłysnąć, gdy w ten jednoznaczny sposób kazała mu przeprosić. - Nie chcę zapominać - rzucił, nim ponownie ich usta się złączyły. Ponownie też namiętność odebrała mu na chwile zdolność trzeźwego myślenia. Dłonie od nowa zaczęły badać uda Laurissy, podążając w górę, pod materiał letniej, uroczej sukienki, aż na pośladki. Skoro ten pocałunek miał być ostatnim, Tony chciał, aby na długo zapadł Rissie w pamięci, aby był przyczyną dla której ponownie się spotkają i powodem dla którego ten cały jej obecny facet odejdzie w zapomnienie.
Życie bywa niestety brutalne, bo tę chwilę zapomnienia zburzył im telefon, nieustannie dzwoniący w kieszeni Anthonego. Najpierw starał się to zignorować, ale ktoś ewidentnie potrzebował się z nim skontaktować tu i teraz. Niechętnie więc, ale odsunął się od Laurissy, chociaż nim sięgnął do kieszeni, jego wzrok na kilka sekund spoczął na zarumienionych policzkach dziewczyny.
- Takie przeprosiny wystarczą? - Spytał opierając czoło o to należące do niej i uśmiechnął się sam do siebie. - Iris, co teraz? - Zapytał, bo on sam wiedział czego by chciał, ale jednocześnie obawiał się tego, że ona mogłaby nie być na tyle odważna by ponownie zaryzykować. Tym bardziej, że on wcale nie mógł obiecać jej tego, że tym razem nie spierdoli na drugi koniec kraju, a przynajmniej jeszcze nie mógł... - Nosz... - Westchnął, czując ponownie jak telefon wibruje i psuje im ten moment. Wyciągnął więc wreszcie urządzenie, by dostrzec, że szef uporczywie stara się do niego dodzwonić i chociaż chciał powiedzieć, że powinien odebrać, bo taka była prawda to nie zrobił tego, tylko głupio wpatrywał się w ekran jakby czując, że jeśli to zrobi, znów postawi karierę nad Laurissą.

Laurissa Hemingway
Właścicielka Fleuriste — i organizatorka imprez okolicznościowych
29 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Trochę to przykre... popadać w szaleństwo, byleby nie odczuć samotności.
Oczywiście, że dręczyłyby ją wyrzuty sumienia. Już ją dręczyły. Othello był dla niej dobry, pomógł jej stawać na nogi, po tym, jak upadła przez Anthonego i jak mu za to odpłacała? Całując się z Huntingtonem, czując się przy nim tak, jakby w końcu wróciła do domu po latach tułaczki. Nienawidziła tego w sobie. Tego, że mimo czasu, mimo tego, co przez niego przeszła, on nadal był dla niej tak istotny. Żaden człowiek nie powinien mieć takiej władzy, jaką Tony posiadał nad nią, może nawet nie wiedząc o tym, jak silnymi uczuciami darzyła go Laurissa... jak trudno było z tymi uczuciami sobie radzić. Szczególnie gdy nie było go w Lorne Bay, albo wtedy, gdy wrócił do niego z nową narzeczoną.
- Skąd pomysł, że znaczysz? - próbowała się obruszyć, ale podobne zagrania nigdy nie stanowił jej mocnych stron. Była szczera jak dziecko i przejrzysta, jak mało który dorosły. Może nieco zbyt naiwna i zależna od otoczenia, ale sama naturalnie tak tego nie postrzegała. Potrzebowała akceptacji i kogoś, kto prowadziłby ją za rękę, tylko, że gdy teraz robił to Anthony, zmierzała w dość... niebezpiecznym kierunku. - Ależ ty masz tupet, tak z góry zakładasz, że skończę dla ciebie swój związek z Othello? - zmarszczyła czoło, nawet jeśli wiedziała, że jej związek z Othello i tak od dawna związkiem był głównie z nazwy, a może nawet od początku, to jakaś potrzeba przekory kazała mu nie zdradzać tych faktów przed Anthonym. Jakby wiedziała już, że Huntington ma przewagę, ale przynajmniej na tym jednym polu nie musiała mu jej oddawać. Na tym jednym, bo chociaż pisnęła zaskoczona, może nawet oburzona, gdy pocałował ją ponownie, gdy ona uderzyła go dłonią w ramię, to zaraz przymknęła z rozmarzeniem oczy, nie potrafiąc stawiać oporu. Wszystko od nowa zaczęło w niej płonąć, a potrzeba bliskości przejmować zdrowy rozsądek. Mówiła sobie, że jeszcze sekunda i się odsunie, jeszcze jedna, potem następna. Odsunie się na pewno, musi, ale jeszcze kilka chwil, kilka ruchów warg. O tym, że dzwonił mu telefon nie myślała w ogóle, raczej sapnęła cichutko, kiedy jego dłonie zacisnęły się na jej pośladkach, chociaż nie miały do tego prawa. On w ogóle nie miał prawa jej tak traktować, a mimo to pozwalała mu na wszystko, by po skończonej pieszczocie zachłysnąć się powietrzem, jakby przebiegła maraton. Z resztą nigdy nie miała dobrej kondycji.
- Jesteś bezczelny - wytknęła mu, na jego pytanie, uzupełniając tlen w organizmie. Wcale nie chciała słyszeć jego pytania, bo przecież w podejmowaniu decyzji była możliwie najgorsza. Serce waliło jej, jak młotem o ścianę, a to wszystko jego wina i teraz jeszcze jej pytał, co mają z tym zrobić. - Nie wiem - wyrzuciła, marszcząc przy tym nos. - Myślałam, że ty masz jakiś plan - dodała z lekkim przerażeniem, ale telefon dzwonił i dzwonił, a ją zaczynało to przerastać. Podniosła się w końcu, chociaż nieco zachwiała, ale jednak zaraz złapała pion. - Muszę iść... ochłonąć, przemyśleć, muszę iść - była lekko zagubiona, gdy sięgała po swoją torbę, przerzucając ją na ramię. Widziała, że chciał ją zatrzymać. - Tony! Proszę! - wyciągnęła dłoń przed siebie, nadal mając te zarumienione poliki i przyspieszony oddech, gdy ruchem dłoni próbowała ujarzmić materiał sukienki powiewający na wietrze. - Daj mi to wszystko sobie ułożyć w głowie - dodała i nie czekając już, odwróciła się i ruszyła żwawo przed siebie, przynajmniej z początku żwawo, bo potem przeszła w trucht, szukając pierwszego miejsca, w którym mogłaby się zatrzymać, nie będąc już na widoku Huntingtona. Nie wierzyła w to, co między nimi zaszło, a chyba najbardziej w to, ile to dla niej znaczyło.

Anthony Huntington
<koniec> :frog:
ODPOWIEDZ