lorne bay — lorne bay
29 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
można pogubić się w życiu jeszcze bardziej?
drogi pamiętniku
Nigdy nie rozumiałam po co ludzie to robią. Zapisują swoje myśli w czymś, co przypomina zeszyt, a nazwane zostało pamiętnikiem. Gdyby nie mój terapeuta, zapewne sama nigdy bym nie zaczęła. Jason powiedział kiedyś, że to strata czasu, którego obojgu nam zawsze brakowało. Patrząc na to z perspektywy minionych trzech lat wiem już, że mógł mieć rację. Coraz częściej zapisuję jedynie fragmenty tego, co robiłam w ciągu dnia, a wolną chwilę na zebranie myśli w całość znajduję dopiero na sam koniec tygodnia, po drodze zapominając o połowie rzeczy, którymi się zajmowałam. W moim życiu panuje chaos; większy niż wtedy, gdy Jason wyjechał. Przez pierwszy miesiąc nie mogłam przyzwyczaić się do myśli, że nie ma go obok. Próbowałam zająć się domem, rozglądać powoli za suknią ślubną i aplikować na podobne stanowiska w Afganistanie, żeby być bliżej niego. Nie akceptowałam tego, że mnie nie chcą przyjąć, a biorą innych - z mniejszym doświadczeniem i - pozwól pamiętniku, że wtrącę tu swoją subiektywną ocenę - słabszym charakterem. Uważałam się za lepszą i lepiej przygotowaną, do czasu aż dowiedziałam się o ciąży. Wtedy uznałam to za znak. Drugi pojawił się miesiąc później - gdy przyszedł list, że Jason umiera. Nie pamiętam tego okresu aż tak dobrze, ale na tle innych zapamiętałam moment, w którym zdałam sobie sprawę, że teraz wreszcie mam czas. Ten, którego zawsze mi brakowało. Na ochłonięcie i przygotowanie się na to, co nieuniknione - jego śmierć. Nie widziałam w niej krzty sprawiedliwości i ciągle płakałam; na tyle dużo, by na pogrzebie zachować kamienną twarz i nie uronić ani jednej łzy. Wyszłam na nieczułą, wiem o tym - po ceremonii podeszła do mnie matka, mówiąc, żebym nie przejmowała się komentarzami Anne, która nawet będąc na silnych lekach płakała po swoim synu. Ale tego też nie potrafiłam. Miałam na głowie tyle rzeczy, że płacz odszedł w zapomnienie, a opinia innych przestała się liczyć. Chaos na powrót zagościł w moim życiu, górę przejęła rezydentura. Wykańczała mnie wtedy bardziej niż poranne mdłości, a te były naprawdę okropne. Z tego wszystkiego nie pamiętam aż tak dobrze momentu, w którym postanowiłam wyjechać. I nikomu o niej nie powiedzieć.
Urodziła się w sierpniu. To wtedy widziałam ją po raz pierwszy i ostatni, obiecując sobie, że nigdy nie zacznę jej szukać.
Ale tamten chaos nie przypominał tego, w którym żyję teraz. Po trzech latach, gdy zamiast szukać nowego mieszkania w Sydney powoli remontuję dom po dziadkach w Lorne Bay. Nie skończyłam jeszcze rezydentury, choć do egzaminu zostało mi kilka miesięcy. Z początku szpital w Cairns nie chciał mnie przyjąć ze względu na ilość rezydentów na kardiochirurgii. Wybrałam więc plastyczną - tak naprawdę tylko po to, by mieć pretekst do powrotu. W Sydney było mi dobrze, ale trzy lata poza domem wystarczyły, bym doszła do wniosku, że zdążyłam zapomnieć. Jak prawdopodobnie podejrzewasz - myliłam się. Inaczej nie pisałabym o tym w swoim pamiętniku.
Mój terapeuta powiedział mi kiedyś, że powinnam zapisywać w nim każdą dobrą rzecz, która przydarzyła mi się w ciągu dnia; od uśmiechu posłanego przez nieznajomego, po podwyżkę w pracy lub dobry lunch w szpitalnej kafejce. Jason uznałby to za głupotę, ale ja chciałam spróbować, nawet jeśli całą stronę zapełniłabym prozaicznie prostymi rzeczami, o których na pozór nie warto wspominać. Pożałowałam tego w momencie, w którym jedna z pacjentek oddziału dziecięcego, na którym byłam chwilę na zastępstwo, dała mi lizaka. Nie byłoby w tym nic złego, ale przypominała mi . Miała dwa i pół roku, ciemne włosy i czarne oczy. Była też adoptowana. Pół dnia spędziłam płacząc w łazience, a następnego sprawdziłam wszystkie dostępne dane, żeby mieć pewność, że to nie ona. Nie powinnam tego robić, ale James z rejestracji jest na tyle miły, żeby mi na to pozwalać, a jednocześnie o nic nie pytać, wiedząc, że muszę mieć jakiś powód. Na ten moment wiesz już pamiętniku, że mam. Nie wiem tylko czy kiedykolwiek mu o nim powiem; nikt poza moją siostrą nie wie, że mam dziecko. Nawet moi rodzice.
Tamtego dnia postanowiłam więc, że nie będę pisać o tym co dobre, a o moich nowych początkach w Lorne Bay. Tych drugich, świeższych, z teraz - ostatnich sześciu miesięcy, które spędziłam w rodzinnym mieście po przeprowadzce z Sydney. Długo nie mogłam się do tego zebrać, ale skoro już zaczęłam, opiszę je teraz.
Pierwszego dnia po powrocie czułam się dobrze. Wymiękłam dopiero dziesiątego. Założyłam sukienkę w kwiaty, tę, którą Jason kupił mi na urodziny. Ostatni raz miałam ją na sobie w szóstym miesiącu ciąży, chociaż ledwo się wcisnęłam - starszą sąsiadkę z pierwszego piętra poprosiłam, żeby zaszyła mi pęknięty szew, tłumacząc to tym, że drugiej takiej nigdzie już nie znajdę. Polubiłam tę kobietę, ale na szczęście niedługo później wypowiedziałam umowę na mieszkanie i widziałam ją po raz ostatni tuż przed pójściem do szpitala. Nie musiałam więc tłumaczyć dlaczego wróciłam z niego sama; i dobrze, nie potrafiłabym jej tego wyjaśnić. Jasonowi też bym nie umiała. Nie zrozumiałby mojego wyboru, gdyby kiedykolwiek się o nim dowiedział. Dlatego będąc dziesiątego dnia mojego pobytu w Lorne Bay na jego grobie, o niczym mu nie powiedziałam. Dwudziestego szóstego też nie. Pięćdziesiątego, kiedy wypadała trzecia rocznica jego śmierci, nie byłam nawet w stanie wejść na teren cmentarza, już przed bramą wycierając z policzków pierwsze gorzko spływające łzy. Gdybym rozpłakała się bardziej, mój chłopak zauważyłby napuchnięte oczy i rozmazany makijaż, którego nie wytłumaczyłabym gorszym dniem w pracy. Tak, mam chłopaka. I może brzmieć to głupio, ale o niczym mu nie powiedziałam. Nie byłam wtedy pewna czy mogę. Nadal nie jestem.
Osiemdziesiątego trzeciego dnia przełamałam się i odwiedziłam matkę Jasona. Rozwiodła się z jego ojcem, co według mojego terapeuty jest naturalnym następstwem sytuacji, w której dwójka ludzi traci dziecko. Mimo to nadal mieszka w tym samym domu, w którym poznałam go po raz pierwszy, gdy Sienna zabrała mnie na imprezę z okazji jego urodzin. Anna nie miała o niej pojęcia, bo razem z mężem byli na wakacjach we Francji; Jason nie zdążył jej opowiedzieć, więc zamiast niego zrobiłam to ja. Opowiedziałam też o swoim życiu w Sydney, końcówce rezydentury i planach, które zmyśliłam na poczekaniu, mówiąc jej to, co chciałaby usłyszeć. Przez moment zastanawiałam się, czy powiedzieć jej, że ma wnuka - zrezygnowałam w tym samym momencie, w którym na wspomnienie Jasona zobaczyłam łzy w jej oczach.
Wychodząc też je miałam.
Dziewięćdziesiąty pierwszy dzień w Lorne Bay był jeszcze gorszy. Wzięłam ze schroniska psa, który przez następne miesiące zastępował mi obecność chłopaka, gdy ten załatwiał swoje sprawy w Sydney. Zajął jego część łóżka, siadał o poranku obok mnie na tarasie i nie odstępował mnie na krok, gdy próbowałam wyjść do pracy. Nie powiedziałam o niczym Donnie'mu, aż do dnia sto drugiego, kiedy na lotnisku zobaczył mnie z psem na smyczy, obwieszczającą, że od teraz to nasz wspólny pies: rości sobie prawo do spania w łóżku, lubi, gdy drapię go za uchem i podobno bardzo boi się wody, chociaż pierwszą kąpiel w nowym domu zniósł dobrze. Polubił Donnie'go z miejsca, więc Donnie nie miał wyjścia i musiał polubić też jego.
Siedemdziesiąt kolejnych dni nie wniosło nic nowego do mojego życia. Oddaliłam się od Donnie'go, płakałam częściej niż zwykle, zaczęłam brać więcej leków, ale ani razu nie pojawiłam się na cmentarzu. Nie odpisałam też na żadną wiadomość od matki Jasona, choć wysłała mi ich kilka, proponując kolejne spotkanie. Dostałam w końcu umowę w szpitalu na czas nieokreślony, z adnotacją, że są zadowoleni z pierwszych próbnych miesięcy. Ucieszyłam się, choć z tyłu głowy pojawiła się obawa, że teraz muszę zostać w Lorne Bay na stałe. Na moment zapomniałam, że właśnie po to tu wróciłam.
Dziś mija dzień sto siedemdziesiąty szósty. Nie wiem jeszcze co będę robić, ale jestem pewna jednego - mogłam zostać w Sydney. Lorne Bay przestało podobać mi się w dniu, w którym pochowałam swojego narzeczonego.
Alma Mulligan
10 sierpnia '92
lorne bay
rezydentka chirurgii plastycznej
cairns hospital
tingaree
panna, heteroseksualna
Środek transportu
wszędzie jeździ samochodem; inaczej nie miałaby jak wydostać się z Tingaree

Związek ze społecznością Aborygenów
posiada aborygeńskie korzenie od strony ojca; dom w Tingaree, w którym aktualnie mieszka odziedziczyła w spadku po dziadkach wraz ze swoimi siostrami

Najczęściej spotkasz mnie w:
pracy lub mniej zaludnionych częściach miasta

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
rodzinę, partnera

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
tak
Alma Mulligan
Laurel Thoma
niesamowity odkrywca
n.
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany