21 yo — 159 cm
Awatar użytkownika
about
don’t think of these things anymore.
listen to my breathing, your own breathing
like the fireflies, each small breath
a flare in which the world appears.
Duchy lasu szepczą cicho, ciszej, gdzieś w szeleście liści, w kolebce skostniałej ziemi, naznaczonej pręgami czasu, w wietrze niosącym przeszywający na wskroś śpiew olbrzymów morskich fal, w echu zwierzęcego skowytu. Miast w ludzką ręką wzniesionych schronieniach, kryją się tam, w meandrach matecznika ludzi Tej Ziemi, w chrupliwych grzęzawiskach, pośród próchna i zbutwiałych pni drzew, dogorywających już swego żywota.
Gęstwina nigdy nie milczy martwą ciszą, żyje w niej cały świat, ten nasz i ich splatają się razem w nierozerwalnym uścisku - i choć jesteśmy tu tylko gośćmi, las żyje też dla nas. Znam w nim każdy jeden konar, wiem, jaki wzór wyhaftuje na mojej sukience prześwit, gdy stanę pod rozłożystym baobabem, wiem także to, jak mali, nieważni, nieistotni jesteśmy w samym sercu australijskiej ziemi.

Znów znajduję zamaskowaną drogę pośród drzew będących swymi wiernymi kopiami - tętno leśnej aorty jest tu inne niż kawałek dalej, ty tego nie słyszysz? Lekko, bez trudu, sekwencja ruchów wyuczonych przez lata - wspinam się na zwalony pień, wyginający się niemal jak łuk mostu, innych tu nie znajdziesz, jeden skok, mętna woda rozbryzguje się, tam dalej będzie jej więcej, tak dużo, że w zielone od rzęsy, lśniące połacie trzęsawisk nikt nie odważyłby się wkroczyć bez naszego przewodnictwa, może tylko szaleniec.
Duchy lasu szepczą cicho, ciszej, szepczą o życiu, szepczą o śmierci.

Była nas czwórka. Leżanki pozostawały nietknięte, gdy wciśnięte w kąt naszej sypialni wtulałyśmy się w siebie, szukając siostrzanego ciepła; ufnie przylegając do mojego ciała mówiły, że ręce szerokie mam jak ramiona wszechświata, zdolne do tego, by objąć je wszystkie, kurczowo, jakby noc miała trwać tyle, co najdłuższe lato; opuszki palców gładziły coraz cięższe głowy, gdy na dobranoc nuciłam im pieśń o Czasie Snu, choć winna to była robić mama, śniąca jednak niemniej intensywnie niż one, snem wiecznym, snem o lesie, który kwitnie bez końca.
Gdy milknął mój głos, Medika zaczynała mówić, snuć swe opowieści, chaotycznie urywając kolejne zdania w pół słowa, by chwilę później zacząć zupełnie inną historię; lubiłam gubić się pomiędzy strzępkami wątków, próbować łączyć je w całość. Pamiętam, że gdy skończyłam pięć jesieni, sprawdziłam, czy znachorka nie przyrosła czasem do krzesła, z którego zdawała się nigdy nie wstawać, niewiele księżyców później stałam się jej cieniem, szukałam jej wzroku, starając się dojrzeć w wyblakłych jęczmieniem starości oczach refleksy tego, o czym ona sama śniła co noc - gdy słychać głos Wszechświata najwyraźniej; w letargu myśli, oderwaniu od rzeczywistości, spływają na nas znaki, lecz tylko nieliczni, tacy, jak ona, potrafią je właściwie zinterpretować. Echo przyszłości odbijało się od gwiazd, z niezachwianą pewnością opowiadała o symbolach, zdradzała tajemnice Stwórcy, a ja słuchałam zachłannie, z nabożnym skupieniem, lecz choć przecież mówiła językiem ludzi, nie leśnym narzeczem duchów, nie potrafiłam zrozumieć żadnego z tych słów - nie ich prawdziwego znaczenia, tego, które mogłoby powiedzieć coś o tym, co kryło się dopiero za rogiem czasu.
Wraz z siostrami miałyśmy tylko ją. Tata był tylko gdzieś obok.

W naszej małej, hermetycznej społeczności niewiele było ludzi, którzy mogliby stanowić dla nas jakikolwiek wzór; odór alkoholu osiadał na ustach większości z mężczyzn, krzątających się po Tingaree, z czasem nauczyłam się ich nie bać - później wiedziałam już także, jak umykać przed ich spojrzeniami; jak zadbać o to, by żadna z sióstr nie znalazła się zbyt blisko uniesionej do uderzenia dłoni. Czerwone pręgi upokorzenia widoczne były na wielu twarzach - świadectwo uzależnienia, dowód na to, jak nisko można stoczyć się w gniewie.
Patrzyłam na to wszystko z boku - na ludzi, którzy przegrali swoje życie wcześniej, niż właściwie się ono zaczęło; na błędny krąg skradzionych pokoleń - te same przewiny popełniane tak przez matki i ojców, jak i córki i synów.
Bałam się takiego życia - w upodleniu; życia, w którym nic ode mnie nie zależy.

Być może gdyby nie Saktuarium, wszystko wyglądałoby inaczej - ale część naszej społeczności, ta, która nie bała się ciężkiej pracy, będącej swoistego rodzaju misją, oddała się w pełni pomocy zwierzętom trafiającym do azylu.
Wiedziałam, że po śmierci mojej matki losy działalności staną się niepewne; papa, wciąż walczący z alkoholizmem, był ostatnią osobą, która mogłaby zająć się rannymi stworzeniami. Mi z kolei brakowało doświadczenia i jakichś dziesięciu lat więcej w metryce.
Co nie oznacza, że zaakceptowanie tego, iż naszym dziedzictwem zarządzać zacznie ktoś, kto nawet nie jest Aborygenem, przyszło mi z łatwością. Dużo było we mnie żalu i goryczy - nastoletniej zawiści; nigdy wcześniej nie czułam niczego aż tak intensywnie.
Po raz pierwszy w historii to nie Caine kierował losami Sanktuarium.
Obiecałam sobie wtedy również, że po raz ostatni.

Wiedziałam, że w moim przypadku pójście na uniwersytet nie wchodziło w grę; być może wcale zresztą nie potrzebowałam wiedzy przekazywanej przez ludzi, którzy nie rozumieją mojego świata; wokół mnie byli ci, od których uczyłam się od dawna. Żaden z nich nie powiedziałby mi, że odpowiedzi na jakiekolwiek pytanie powinnam szukać w zakurzonych książkach. Ciekawość zaspokajałam obserwując przy pracy tak ich, jak i każdego z naszych wyjątkowych gości.
Zwierzęta opowiadają nam o sobie same.

& jej imię ma wiele znaczeń, choć upodobała sobie jedno z nich - tańczący liść.

& zawsze ma przy sobie drewnianą czuringę, święty przedmiot, który traktuje jak swój talizman - wykorzystuje go do praktyk magicznych.

& wciąż szuka swojego totemu.

& pasjonuje ją lokalna flora (szczególnie ziołolecznictwo), jak i fauna (od dziecka pomagała w Sanktuarium, ucząc się dbać o zwierzęta w odpowiedni sposób).
Kirra Caine
8 VI '00
Lorne Bay
pomoc
Sanktuarium Koali
Tingaree
panna, bi
Środek transportu
dostawczy pick-up, najczęściej zawalony pakunkami, które zgarniam do Sanktuarium; żeby odwrócić uwagę od zdartego, wysłużonego lakieru, w ubiegłe wakacje razem z moim przyjacielem pokryliśmy samochód czarną farbą, tworząc z niej najróżniejsze aborygeńskie symbole

Związek ze społecznością Aborygenów
Aborygenka; wychowywałam się i mieszkam w Tingaree, a moje pochodzenie, choć stanowi również jarzmo, jest także czymś, z czego nauczyłam się być dumna; wiem wiele o aborygeńskiej kulturze, przesiąkłam nią na wskroś

Najczęściej spotkasz mnie w:
Sanktuarium, gdzie pomagam przy zwierzętach; bądź gdzieś pośród zieleni, kiedy wymykam się, by pobyć sama ze sobą i nazbierać naręcze ziół

Kogo powiadomić w razie wypadku postaci?
tatę, siostry albo Medikę

Czy wyrażasz zgodę na ingerencję MG?
jak najbardziej!
kirra caine
zoe barnard
niesamowity odkrywca
lu
lorne bay — lorne bay
100 yo — 100 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky
And as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
witamy w lorne bay
Cieszymy się, że jesteś z nami! Możesz już teraz rozpocząć swoją przygodę na forum. Przypominamy, że wszelka niezbędna wiedza o życiu w niezwykłej Australii znajduje się w przewodnikach, przy czym wiadomości podstawowe odnajdziesz we wprowadzeniu. Zajrzyj także do działu miasteczko, by poznać Lorne Bay jeszcze lepiej. Uważaj na węże, meduzy i krokodyle i baw się dobrze!
twórcza foka
lorne bay
brak multikont
Zablokowany