zastępca burmistrza — ratusz
41 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Zastępca burmistrza, który nie cofnie się przed niczym, żeby pozbawić stanowiska Francisa Winfielda.
/ po grach

To nie tak, że Francis Winfield był złym burmistrzem. Jakby na to nie patrzeć, miasto całkiem nieźle funkcjonowało, a kasa ratusza nie świeciła jeszcze pustkami. Mogło być znacznie gorzej, prawda? Przecież mogło zdarzyć się tak, że nagle do zastępcy zaczną przychodzić ludzie z różnych grup społecznych i domagać się zwiększenia nakładów finansowych na poszczególne branże.
Ups, tak jakby... To już się dzieje.
Gdyby to Arthur Overgaard był burmistrzem, nic takiego nie miałoby miejsca.
Zabrał ze swojego biurka kilka dokumentów i wyruszył z misją. Po drodze poprosił sekretarkę, żeby przygotowała dwie kawy, a sam zapukał do gabinetu Winfielda. Tak nakazywała kultura. Nie wypadało przecież przychodzić do niego jak do obory (chociaż - zdaniej Arthura - wszystko to, co robił Francis, można było określić jednym słowem - wiocha). Zapukał więc, skinął głową i wszedł do środka.
- Mogę? Nie zajmę ci wiele czasu - zapowiedział od progu. Zdawał sobie sprawę z tego, że burmistrz prawdopodobnie ma napięty harmonogram, ale czy aby na pewno go to obchodziło? Zdecydowanie nie. Kiedy w ratuszu odbywało się "spotkanie na szczycie", wszystkie inne sprawy powinny zdecydowanie zejść na dalszy plan.
- Niedawno była u mnie jedna z miejscowych bibliotekarek. Ta, która nigdy nie może dostać się do twojego gabinetu, bo sekretarka i ochroniarze non stop zatrzymują ją przed twoim gabinetem - rozsiadł się wygodnie w fotelu naprzeciwko burmistrza. Zupełnie odruchowo wyciągnął z wewnętrznej paczki swojej marynarki nieco wysłużoną już paczkę papierosów. Wyciągnął jedną sztukę, umieścił ją między wargami, ale zaraz nieco się zreflektował. Nie wyciągnął zapalniczki. Nie zapalił. Mimo wszystko nie schował jednak papierosa. Zamiast w ustach, trzymał go teraz między palcami lewej dłoni.
- Jeśli masz zbyt wiele obowiązków, chętnie przejmę niektóre z nich. Mogę spotykać się z ludźmi, których, być może, masz już dosyć.
To nie tak, że Arthur Overgaard był złym zastępcą. Jakby na to nie patrzeć, ratusz całkiem nieźle funkcjonował, a wszystkie obowiązki były wypełniane przez niego z ogromną sumiennością. Mogło być znacznie gorzej, prawda? Przecież mogło zdarzyć się tak, że nagle vice będzie chciał zastąpić tego pierwszego i mieć jeszcze więcej wpływów w mieście.
Ups, tak jakby... To już się dzieje.

Francis Winfield
powitalny kokos
radny Overgaard
Burmistrz — Ratusz w Lorne Bay
38 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Burmistrz Lorne Bay, najstarszy syn właścicieli lokalnej stoczni. Jak wszyscy Winfieldzi, został adoptowany. Podwójnie żonaty - pierwsza żona została zamordowana, z drugą stracili dziecko w wyniku choroby, więc przestało im się układać.
11.

Praca dla Francisa stanowiła jeden z najważniejszych aspektów jego życia. Nie przyjął posady ani dla pieniędzy, bo też więcej zarabiał w Ameryce, ani dla sławy, bo najchętniej tej by się wyzbył, nie opuszczając biura. Zależało mu po prostu na Lorne Bay, na tym, by to miasto było dobre i bezpieczne. Nie dał się skorumpować i pewnie przez to miewał w niektórych kręgach wrogów, bo polityka lubi przekupstwa, a on nie pozwalał sobie na życie w podobnej zasadzie.
Kiedy usłyszał pukanie, rzucił krótkim proszę, ale nie podniósł głowy znad dokumentów. Przeglądał jakieś wnioski dotyczące Sanktuarium i Aborygenów, więc to im poświęcał teraz swoją uwagę, ale gdy dotarło do niego, kto przyszedł, na moment się wyprostował, a potem jak nakazała kultura, wstał na kilka chwil, by dłonią wskazać mu wolne siedzenia przed biurkiem.
- Ta sama, która wzięła w poprzednim miesiącu dofinansowanie na nowe książki? - uniósł brew. Nie wiedział, że ponownie chciała się z nim spotkać, ostatnio ogrom osób miał na to ochotę, ale Francis wierzył, że jakoś to pogodzi, bo proszenie o pomoc nie było jego dobrą stroną. - Nie mam tu popielniczki - zauważył jeszcze, dając do zrozumienia, że palenie w jego gabinecie nie było dobrym pomysłem. Po tych słowach złożył też papiery, jakie przed nim leżały i odłożył je na bok, następnie łącząc dłonie przez zetknięcie koniuszków palców i poświęcił całą uwagę swojemu zastępcy.
- Nie wybaczyłbym sobie, gdybym zrzucał na twoje barki własną pracę - odpowiedział zgodnie z prawdą. Czuł jego oddech na plecach, poza tym słyszał o tym, że Arthur jest widywany w Shadow, w klubie, z którego szefem Winfield prowadził cichą wojnę. - Ale zapamiętam, że cierpisz na nadmiar wolnego czasu, Arthurze - pozwolił sobie na tą uwagę, unosząc na moment kącik ust do góry, nawet jeśli w tym geście nie było za wiele wesołości. Mimo wszystko rozumiał, że mógł być dla niego niewygodnym przeciwnikiem. Był młodszy, po latach nieobecności zjawił się znikąd i wprowadzał swój ład, ale wygrał uczciwie. - Porozmawiam z sekretarką i ochroną, najwyraźniej do serca biorą sobie własną pracę i być może nieco przesadzili... w końcu pracujemy tu dla mieszkańców, prawda? - skrzyżował z nim spojrzenia, zastanawiając się, czy jego odpowiedzieć usatysfakcjonuje rozmówcę, czy może... przyjdzie im stoczyć inną dyskusję.

Arthur B. Overgaard
sumienny żółwik
Lilka
zastępca burmistrza — ratusz
41 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Zastępca burmistrza, który nie cofnie się przed niczym, żeby pozbawić stanowiska Francisa Winfielda.
Przekupstwa. Nie, to chyba zbyt duże słowo, w dodatku w zdecydowanej większości przypadków nadawano mu znaczenie nad wyraz pejoratywne. Osobiście Arthur wolał nieco inne określenia. O, na przykład odwdzięczanie się za drobną przysługę. Przecież tak to wszystko działa, nie tylko w Lorne Bay, ale i na całym świecie. Czasem nie da się po prostu załatwić pewnych spraw bez pewnej... dodatkowej, często finansowej motywacji. On to rozumiał. Szkoda tylko, że nie każdy urzędnik stał na tym samym stanowisku.
- Cóż, gdyby dotacja była wystarczająca, to nie przychodziłaby z tym do mnie, prawda? Obaj doskonale wiemy, że to tylko kropla w morzu potrzeb. Biblioteka miejska zasługuje na więcej. Dużo więcej.
Podobnie zresztą jak wszystkie inne instytucje. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że budżet nie jest z gumy i prawdopodobnie nie da się rozciągnąć go tak, żeby zadowolić każdego, ale akurat w przypadku wspomnianej kobiety, nie wymagało to wielkich nakładów energii.
- No właśnie. A powinieneś mieć - odparł. - Tak. Podaruję ci jakąś na Boże Narodzenie. Oczywiście z odpowiednim grawerem.
Najlepszy byłby chyba "Byłemu burmistrzowi Lorne Bay - oddany zastępca", ale zdaje się, że to świąteczne życzenie nie spełni się w tym roku. Ech, aż westchnął zrezygnowany, ale w żaden sposób nie pociągnęło to za sobą schowania papierosa. Wciąż trzymał go w dłoni.
- Nie określiłbym tego w ten sposób. Po prostu jestem skuteczny i dość szybko załatwiam sprawy, które mi powierzono - i w tym miejscu posłał głębokie spojrzenie swojemu rozmówcy, jakby chciał w ten sposób zasugerować, iż obecny burmistrz nie do końca radzi sobie z obowiązkami. No i... Nie kłamał. Nie w kwestii wydajności Winfielda, uchowaj Boże! Miał na myśli swoje tempo pracy, a to rzeczywiście było godne podziwu. Jak to mówią, rzeczy niemożliwe załatwiał od ręki, na cuda trzeba było jednak trochę poczekać, a wszystko dzięki temu, czym, zdaje się, gardził Francis - dzięki układom, koneksjom i przekupstwie.
- Oczywiście. Wszystko dla dobra mieszkańców - odparł.

Francis Winfield
powitalny kokos
radny Overgaard
Burmistrz — Ratusz w Lorne Bay
38 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
Burmistrz Lorne Bay, najstarszy syn właścicieli lokalnej stoczni. Jak wszyscy Winfieldzi, został adoptowany. Podwójnie żonaty - pierwsza żona została zamordowana, z drugą stracili dziecko w wyniku choroby, więc przestało im się układać.
Jeśli jakieś instytucje w mieście Francis sobie cenił, to biblioteka na pewno do nich należała. O wiele chętniej znajdował pieniądze na nią, niż na działalności, które w jego osobistym zdaniu nie przyczyniały się tak bardzo do rozwoju miasteczka. Nie do końca rozumiał więc skąd pomysł, że mógłby coś utrudniać. Być może faktycznie dofinansowanie nie doszło, ale wówczas nie było to już wywołane jego niedopatrzeniem.
- Sprawdziłeś, czy po drodze w jakiejś dokumentacji coś nie zostało przeoczone? - zapytał, siadając nieco wygodniej. - Skąd pomysł, że miałbym odmawiać komuś potrzebnych nakładów finansowych? Szczególnie w sektorze edukacji i kultury? - czuł niechęć bijącą ze strony tego człowieka, ale też nie było to dla niego zaskoczeniem. Wiele osób w końcu go nie lubiło, nigdy nie był typem towarzyskiego wodzireja. Nie lubił też prac grupowych i nawet nie krył się z tym, że większości osób nie darzy zaufaniem.
- Od czasu pożaru na pierwszym piętrze, zdecydowanie wolałbym unikać ognia w ratuszu - zauważył w ramach odpowiedzi na pomysł zastępcy. Niekoniecznie oczekiwał jakichkolwiek prezentów, ale ten wspomniany przez Arthura zdawał się być wybitnie nietrafionym. - ale możesz w moim imieniu, sobie taką sprawić - dodał w formie luźnego żartu, który miał rozładować napięcie, chociaż nieszczególnie zadbał o to, by jego ton brzmiał lekko. Tak naprawdę dopiero w chwili, w której Arthur wypowiedział kolejne słowa, Francis cicho parsknął. Było to jednak wynikiem niedowierzania.
- Sugerujesz, że nie radzę sobie ze swoimi obowiązkami? - zapytał wprost. Daleki był od dziecinnego budowania napięcia i omijania kluczowych faktów. Nie miał na to zwyczajnie czasu. - Całe szczęście zdecydowana większość mieszkańców inaczej na to patrzy - drobny przytyk, chociaż nie czuł się z nim dobrze. Wytykanie własnej wygranej mu uwłaczało, w końcu nie czuł potrzeby imponowania komukolwiek. Nie był jednak dzieckiem i nie zamierzał pozwalać sobie na to, by ktoś w jego gabinecie podważał jego kompetencje. Za jego kadencji miasto wyszło z długów, rozwijało się i spadł odsetek przestępczości... fakty, które na kimś takim, jak Overgaard nie robiły wrażenia, właśnie z uwagi na to, czym gardził Francis. Nielegalne układy, koneksje i przekupstwa.
- Po to tu jesteśmy, prawda? - poświęcił mu dłuższe spojrzenie.

Arthur B. Overgaard
sumienny żółwik
Lilka
ODPOWIEDZ