stewardessa — cairns airport
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
She never looked nice. She looked like art, and art wasn’t supposed to look nice; it was supposed to make you feel something.

[akapit]

Jak ona chciała? Wywróciła w tym momencie wymownie oczami, ale na szczęście ugryzła się w język. To nie był dobry moment na to, żeby się kłócić. Dyskutować. Zaczynać sobie skakać do gardeł. Jeśli to miało im się udać, jeśli ten wieczór miał odejść w zapomnienie nie mogli zaczynać od konfliktu. Dlatego nic nie powiedziała. Przez dłuższą chwilę nie mówiła nic, pozwoliła za to mówić jemu.
Wpatrywała się w niego intensywnie, gdy wyrzucał jej brak otwartości. Oczywiście, że miał rację. Tylko, że to samo mogła powiedzieć o nim. Nie wiedziała o nim nic więcej poza to, że bił się za pieniądze, bezinteresownie uczył ją samoobrony i lubiła z nim sypiać.

[akapit]

I że przyjechał, gdy go o to poprosiła.

[akapit]

- Nie odpisuję tylko, gdy jestem w pracy. – bo zwyczajnie nie była w stanie. I zdawała sobie sprawę, że raczej nie mogła się wybielać biorąc pod uwagę, że skończyli w jej mieszkaniu, gdy ich znajomy wylądował na szpitalnym oddziale ratunkowym z obitą twarzą. Nie była święta, ale nie traktowała go jak każdego. Tylko chyba nie była w stanie się do tego jeszcze przyznać. A może nigdy nie będzie? Może to co się właśnie wydarzyło przekreślało wszystko, łącznie z jakąkolwiek szansą na rozwinięcie się tej znajomości. Mogła mu na to wszystko odpowiedzieć… z marszu wyrecytować odpowiedź na wszystkie nurtujące go pytania, wspomnieć o tym, że miała raka i że jej serce bije teraz zdecydowanie szybciej niż powinno, że jest przerażona, że sama nie wie dlaczego po niego zadzwoniła, ale chyba dlatego, że go… polubiła.

[akapit]

Zamiast tego pokręciła głową i nie powiedziała nic.

[akapit]

Podeszła natomiast bliżej i sięgnęła dłonią do jego twarzy – Źle wyglądasz. Boje się, że dostaniesz gorączki, powinien zobaczyć cię lekarz. – nie kłamała, gdy jeszcze w domku mówiła, że nie wybaczyłaby sobie, gdyby coś mu się stało. Przez nią – Chodź, usiądź. Proszę. – wiedziała, że był silny, ale nie był superbohaterem. I nie oczekiwała tego od niego. Teraz to ona chciała pomóc jemu. Dlatego otworzyła auto od strony pasażera i odsunęła fotel, żeby wygodniej było mu do niego wejść. Wyciągnęła też samochodową apteczkę i gdy usiadł, dołożyła trochę więcej środków ochrony na jego ramię – bandażem było łatwiej uzyskać odpowiedni ucisk – Zadzwoń do niego. Do tego swojego kolegi. Jeśli uważasz, że to nam pomoże… – zatrzymała się, żeby spojrzeć mu prosto w oczy – Ufam ci. – może to było naiwne, ale naprawdę tak czuła – I naprawdę wolałabym się teraz pieprzyć na blacie w twojej kuchni. I odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania. – ale zamiast tego tkwili tutaj.

[akapit]

Usiadła na miejscu kierowcy i po prostu wpatrywała się jak pożar pochłania resztki domu i dowodów na ich obecność w nim. I czekali na kogoś, kto miał im w tym pomóc.


Lorenzo Thompson
sumienny żółwik
nie#5225
walczy w klatce — zazwyczaj nielegalnie
36 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there

[akapit]

Nie chodziło o to, że go to wszystko interesowało. Że chciał wiedzieć. Bo oni nie budowali związku. W gruncie rzeczy ta znajomość była niebezpieczna — dla niej, ale też dla jego związku a może bez jego woli do przyznania tego, również dla Lorenzo — ale też tak cholernie pociągająca właśnie dlatego, że nie mieszali w seks całego tego tła, które ciągnie się za każdym człowiekiem, problemów, innych ludzi, oczekiwań, które łatwo zawieść i uczuć. Przede wszystkim uczuć. A tamto, tamto to była tylko lawina nieistotnych słów wywołana zmęczeniem i hamowanymi emocjami, których zgromadziło się w umyśle Lorenzo w ciągu ostatniej godziny zbyt wiele jak na jednego człowieka.

[akapit]

Tak by sobie to tłumaczył, gdyby choćby odrobinę na jakimkolwiek tłumaczeniu się mu zależało.

[akapit]

Ale poczuł, że ona to też rozumie. Że jej milczenie, jej bliskość — której w gruncie rzeczy nie spodziewał się po tym, jak na jej oczach z zimną krwią zamordował człowieka — jest niczym pokiwanie głową w odpowiedzi na pytanie, które w rzeczywistości nigdy nie zostało wypowiedziane przez niego na głos. I, to dziwne, ulżyło mu trochę.

[akapit]

Zwalczył ochotę złapania jej dłoni i przyciśnięcia do swojej twarzy, a wraz z nią całą resztę zamiarów nieprzyzwoitych w sytuacji, w której się znaleźli. Zamiast tego usiadł bez słowa sprzeciwu na siedzeniu pasażera i wywalił nogi daleko do przodu, rozciągając się w fotelu. Przyglądał się jej wciąż w milczeniu, kiedy poprawiała opatrunek i musiał ugryźć się w język — bardziej przysłowiowo niż faktycznie — żeby nie odpowiedzieć Odette w tonie, który zdecydowanie byłby nie na miejscu nawet jak na jego wątpliwą moralność. Następnie z niemałym trudem wyjął telefon z kieszeni kurtki, wybrał numer Remingtona i ostatni raz spoglądając na palącą się ruderę, wreszcie wcisnął na wyświetlaczu zieloną słuchawkę. Czekając aż przyjaciel odbierze, poczuł zalewającą go falę wątpliwości. Do tej pory wszystko zdawało się iść świetnie, ale jakim cudem liczył na to, że zatai przed nim to co się naprawdę stało w tym upiornym domku, skoro miał pierdoloną ranę postrzałową przechodzącą przez ciało na wylot? I co jeśli on tylko głupio się przed nim puszył, a naprawdę nie miał wpływu na cokolwiek w straży pożarnej?

[akapit]

Kiedy sygnał się urwał i Lorenzo usłyszał po drugiej stronie głos przyjaciela, nie pozostał już ani cień wcześniejszych wątpliwości. Wziął wdech i zdał sobie sprawę, że uśmiecha się krzywo przy wypowiadaniu słów powitania:

[akapit]

Dick, pamiętasz jak całkiem niedawno chwaliłeś się, że zostałeś komendantem?

[akapit]

Nie wiedział ile dokładnie minęło do momentu, gdy wreszcie usłyszał odległe echo silnika. W czasie nerwowego oczekiwania starał się tylko odciąć od wszystkiego, a jednocześnie nie pozwolić sobie zasnąć. Chciał widzieć. Czuwać. Poza tym musiał wziąć na swoje barki spotkanie z Dickiem i, do ciężkiej cholery, miał nadzieję że przez wzgląd na jego stan przyjaciel tym razem nie rzuci się mu do gardła jak ostatnim razem.

[akapit]

Załatwię to — rzucił, po czym obrócił się na fotelu samochodu, żeby po raz pierwszy spojrzeć na Odette. A może raczej żeby przyglądać się jej trochę zbyt długo i zbyt intensywnie. — Musisz tylko wiedzieć, że istnieje mała, bardzo niewielka szansa, że mu o tobie powiedziałem. — Uśmiechnął się głupio, zbyt głupio jak na wagę okoliczności, ale chyba pozostało mu już tylko zgrywanie się, bo powaga mu wychodziła bokami; a może to wpływ Dicka będącego gdzieś w okolicy już na niego działał. — I że może powinnaś usłyszeć o mnie coś więcej zanim go poznasz. Ale nie mamy czasu, a ja — urwał na moment, uśmiech zabłysnął i zgasł na jego ustach — będę ci wypominał twoje własne słowa o zaufaniu mi — zakończył i pociągnął za klamkę, żeby wysiąść z samochodu. Skoro strzelanie do ludzi nie skreśliło go w jej oczach, przynajmniej póki co, czy mógł to zrobić jeden niewinny Remington? Na tak postawione pytanie retoryczne w gruncie rzeczy sam nie chciał znać odpowiedzi.

[akapit]

Na widok podjeżdżającego wozu strażackiego serce Lorenzo podskoczyło do gardła, a gdy światło potężnych reflektorów wozu zalało jego sylwetkę na tle samochodu Odette i samej kobiety z niego wysiadającej tuż za jego plecami, jedyną myślą tłukącą się po głowie było: „Jak ten kretyn mógł nie zrozumieć, że ma się tu pojawić sam?!”

[akapit]

A jednak był sam. Tylko Remington wysiadający z auta, wprost na mające go powitać jedno słowo wypowiedziane niemal z ulgą zamiast z wyrzutem:

[akapit]

Wreszcie.

[akapit]

Zdawało mu się, że na tłumaczenie się znajdzie jeszcze czas. Najpierw musiał się upewnić, że Dick nie chce go zajebać. Znowu.

Odette Overgaard Dick Remington
przyjazna koala
Falcone
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Zazwyczaj przyjaźń opiera się na tym słynnym a jeśli kogoś zamorduję, to pomożesz mi pogrzebać zwłoki?, ale większość ludzi wcale nie ma tego na myśli, gdy już zawiera pakt o byciu dla siebie. Nikt z góry nie zakłada, że taka opcja w ogóle wchodzi w grę, bo przecież do cholery, kto normalny zabija kogoś i szuka partnera w zbrodni. Dick musiał przyznać, że raczej nie chwalił się swoją pozycją, by okazał się wspólnikiem w takim przedsięwzięciu, ale gdy usłyszał dzwonek telefonu, to zrzucił z kolan jakąś głupiutką panienkę i postanowił pośpieszyć na ratunek kumplowi. Temu samemu, którego ostatnio chciał sprowadzić na parter, kopiąc go praktycznie do nieprzytomności.
Męska przyjaźń jednak rządziła się swoimi prawami i postanowił nie powracać do tego ani też przez telefon o nic nie pytać. Miał na tyle rozsądku – albo miał go prawnik, który już kilka razy go wyciągał z wszelakich tarapatów – by wiedzieć, że nie ma co się rozgadywać przy pomocy narzędzi, które mogą być obciążone podsłuchem. Może i w tej australijskiej dziurze nikt ich nie sprawdzał, a FBI znaczyło coś niewybrednego seksualnego, ale postanowił nie ryzykować i po prostu pójść za ciosem. Miał przyjechać samochodem strażackim i to się liczyło. Wprawdzie jeszcze mało widział, bo śliwa z oka dopiero schodziła, ale skoro miał być sam, to jakimś cudem, przy zachowaniu wszelkich środków ostrożności i (to był największy cud) wciąż na trzeźwo zjawił się tutaj i od razu wyłączył światła.
W raporcie potem wpisze, że wracał ze ściągania kotka z drzewa i akurat napatoczył się na pożar, a jednostkę wezwie o wiele później. Jedyna osoba, która mogłaby mieć coś do powiedzenia (czytaj prawdziwy komendant i dupek w jednym) obecnie znajdowała się na wózku i na dodatek przeżywała żałosne niepowodzenie miłosne, więc sprzyjało im faktycznie wszystko.
Najpierw jednak zanim pośpieszy z pomocą, musiał poznać całą historię, a przynajmniej momenty przełomowe. Nie zamierzał jednak robić tego, by zastanowić się nad udzieleniem wsparcia, to jego kumpel miał zawsze i niezależnie od tego, w jaką kabałę się wpakował, nie zamierzał go skreślać. Z prostej przyczyny – on także nie zrobił tego, gdy wielu ludzi po poronieniu Lorry odwróciło się od niego. Miał u niego dług, więc był nawet szczęśliwy, że może go spłacić. Ba, w ogóle był jakiś dziwny promienny na tle tej fajczącej się chałupy oraz swojego kumpla, który przeżył jakąś tragedię życiową.
Chyba powinien dać mu numer do swojego psychoterapeuty, bo w obcisłej koszulce strażackiej i z obrączką, do której wrócą później, wyglądał jak postać z innej bajki. Taki heros, który wchodzi na koniec, ratuje i sprząta.
A przynajmniej tak debil o sobie myślał, gdy wychodził z samochodu i przydeptywał kiepa swoimi air force 1. Lorenzo powinien docenić, że wybrał czarne, bo skoro miał być pogrzeb…
- To gdzie jest ta dziwka, którą musimy spopielić? Wyrwałeś jej zęby? To bardzo istotne – wiedzę czerpał z Netfliksa oraz z kryminałów, ale przecież się starał. I jakoś zignorował fakt, że w samochodzie jest ktoś więcej, więc nie chodzi o ciało kobiety, która pewnie była dla Thompsona jakąś przeszkodą w osiąganiu couple goals z Delilah.
To trochę zmieniało, bo z pary rzezimieszków tworzył się automatycznie trójkąt, ale postanowił jak na razie zamknąć kulturalnie jadaczkę i dojść do głosu przyjacielowi, który to wszystko wyjaśni. Najlepiej skrótami, bo czasu nie mieli, a on sam z pożarów najbardziej lubił elementy zaskoczenia, na przykład znajdowanie jakiegoś szkieletu, o którym pewnie miał natychmiast zapomnieć.

Odette Overgaard
Lorenzo Thompson
stewardessa — cairns airport
28 yo — 167 cm
Awatar użytkownika
about
She never looked nice. She looked like art, and art wasn’t supposed to look nice; it was supposed to make you feel something.

[akapit]

Czuła się… okropnie. Może nie miała rany postrzałowej – więc mogła się tylko domyślać o ile okropniej czuł się Lorenzo – ale bolał ją każdy jeden centymetr ciała, każdy jeden siniak i każde jedno stłuczenie, którego się dorobiła podczas szarpaniny z mężczyzną, który aktualnie płonął. I miał zabrać ze sobą wszystkie dowody ich obecności tutaj. Głowa nieznośnie pulsowała, prawdopodobnie przez to coś, które miała podane razem z herbatą. A może uderzenie o schody? Nie potrafiła już ocenić. Zresztą i tak nie uważała się w tym całym zamieszaniu za ofiarę. Wręcz przeciwnie. Czuła się cholernie winna.

[akapit]

Siedziała w aucie, milczała – może bardziej nasłuchiwała, czy oddech Lorenzo nie wskazuje na to, że dzieje się z nim coś niedobrego i wymaga natychmiastowej wizyty u lekarza, co zresztą byłaby w stanie zrobić. Po prostu zawieźć go do szpitala i pieprzyć to wszystko, co próbowali tutaj teraz ukryć. Najwyżej poniosłaby konsekwencje swoich czynów. Tak przecież działali dorośli ludzie, prawda? Na tym polegała dorosłość? Nic już nie wiedziała. Wpatrywała się w swoje dłonie – poranione w momencie, gdy walczyła z deskami zasłaniającymi okna i ubrudzone krwią, która już nie należała do niej. To było dużo krwi… za dużo. Starała się o tym nie myśleć, bo czuła jak robi jej się niedobrze.

[akapit]

Drgnęła dopiero, gdy oślepiły ją światła wozu strażackiego. Przez moment tylko im się przyglądała, a w końcu wzięła głębszy oddech i po prostu wysiadła z auta, trzaskając drzwiami od strony kierowcy i robiąc krok w stronę Thompsona i jego przyjaciela.

[akapit]

Poczuła jak poziom jej irytacji znowu wzrasta, bo niezależnie od tego jak bardzo nie znała ich relacji – bo jak już zdążyli sobie to chwilę wcześniej wyjaśnić… niewiele o sobie wiedzieli – żarty były ostatnim, co wydawało się tu być na miejscu. Skrzywiła się wymownie – Mówiłam, że to nie był dobry pomysł. – mruknęła bardziej do siebie niż do kogokolwiek innego.

[akapit]

Istnieje mała, bardzo niewielka szansa, że mu o tobie powiedziałem.

[akapit]

Czyli powiedział co? Dlaczego miał albo raczej dlaczego nie powinien o niej mówić? Dlaczego miałaby być tajemnicą? I nagle wszystko nabrało więcej sensu. Była skończoną idiotką… a może była po prostu tą dziwką, która powinna skończyć w tych płomieniach by wszyscy mogli żyć długo i szczęśliwie?

[akapit]

- Nikt nikomu nie będzie wyrywał żadnych zębów. – wycedziła przez własne (w komplecie!) – Nikt nie musi mieć problemu z ustaleniem tożsamości tego człowieka… ba! Chcę wiedzieć kto to i co robił. – bo to, że był skurwielem z podejrzaną piwnicą już zdążyli się zorientować. Nie był święty, nie był niewinną ofiarą… zasłużył na to, co go spotkało – Ważne, żebyście nie szukali przyczyny. Niech to będzie nieszczęśliwy wypadek. I nigdy więcej do tego nie wracajmy. – może początkowo mówiła do strażaka, ale ostatecznie przeniosła spojrzenie na Enzo i tak…

[akapit]

Nigdy więcej do tego nie wracajmy.

[akapit]

Do niczego.

[akapit]

Nigdy.

[akapit]

Prawda?



Lorenzo Thompson
Dick Remington
sumienny żółwik
nie#5225
walczy w klatce — zazwyczaj nielegalnie
36 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there

[akapit]

Zastanawiał się, czy powinien odezwać się pierwszy, żeby załagodzić sytuację — dlaczego zakładał, że w takich okolicznościach i w towarzystwie Dicka nietrudno o konflikt? — ale ostatecznie nie zdążył nawet otworzyć ust. Odette brzmiała na słusznie wściekłą, a Dick na równie słusznie, ze względu na nieznajomość sytuacji, wyluzowanego. Lorenzo natomiast nie miał siły ani ochoty na delikatną dyplomację i w dupie miał, czy to było słuszne. Poczekał więc aż Odette powie co ma do powiedzenia, sam zaś nabrał głęboki wdech i starał się wyglądać na takiego, którego coś jeszcze obchodzi w całej tej sprawie. Powiedział, że się tym zajmie, po czym pozwolił kobiecie paplać, nie mając energii żeby wziąć odpowiedzialność za cokolwiek.

[akapit]

Aż wreszcie poczuł ciężar jej wzroku, jakiś rodzaj nieuchronności w tonie głosu, co do którego nie chciał się przekonywać, ale wreszcie zmusił się do lekkiego obrócenia głowy, a kiedy spojrzenie zatrzymało się na jej twarzy, Lorenzo dodatkowo zobaczył ten ciężar.

[akapit]

Dziwka już się spaliła — westchnął, nie do końca rozumiejąc po chuj miałby komukolwiek wyrywać zęby, ale cóż, może stracona krew odbijała się na jego szarych komórkach. Albo na cierpliwości, żeby starać się zrozumieć pokrętny tok myślowy Remingtona, który wyglądał na zajebiście wypoczętego i wystrojonego jak szczur na otwarcie kanału. W przeciwieństwie do Lorenzo, który był bardziej niż obojętny w kwestii swojego politowania godnego wyglądu; poszarpanych, osmolonych ubrań i przesiąkającego krwią bandaża. — I rób sobie z nią co chcesz. W każdym razie, zdarzył nam się tutaj wyjątkowo nieszczęśliwy wypadek. Dokładnie tak, jak wspomniała Odette — dodał i urwał, uśmiechnął się dziwnie, grymasem, który nie sięgał oczu. — Odette, to mój kolega Dick, tak, Dick właśnie. Dick, to Odette — dodał obojętnie, na jednym wydechu, a jednak nie spiesząc się z żadnym z tych słów. Byłby dodał „moja koleżanka Odette”, na szczęście w ostatniej chwili zdążył ugryźć się w język.

[akapit]

Przedstawiając ich w ciemnym lesie rozświetlanym łuną pożaru strzelającego wysoko w niebo ponad korony drzew, kiedy wszyscy otuleni byli duszącym smrodem dymu i stali przy jedynym wozie strażackim w okolicy wielu mil, Lorenzo czuł się jak aktor jednej z tych słabych komedii teatralnych, przy których oglądaniu widz sam do końca nie wie co dzieje się naprawdę i z czego należy się śmiać, a kiedy pozostać poważnym.

[akapit]

Zamrugał szybko, starając się wyostrzyć dziwnie zamglony widok, po czym spojrzał znów wprost na Dicka i spoważniał.

[akapit]

To zostaje między nami, Dick, jasne? — zapytał unosząc wymownie brwi, choć może nie musiał mu tego mówić; ufał mu jak nikomu innemu. Poza tym nie miał więcej znajomych w straży pożarnej, więc nie miał również innego wyjścia. — W środku jest przynajmniej jedno ciało z raną postrzałową, która bardzo marnie naśladowałaby samobójstwo. Mam nadzieję, że jeśli były tam jakieś ślady, to nic po nich nie zostało. Dom się walił, a instalacje miały dekady i roiło się od nieszczelności, więc o pożar na pewno było nietrudno, właściwie to cud, że ta rudera jeszcze stała. Nawiasem mówiąc, bardzo duży zapas benzyny w garażu jak na kogoś, kto nie miał auta — wtrącił i dopiero w tej krótkiej pauzie jego oczy pociemniały. — To jaka jest szansa, że sprawa zatonie wam w papierach i nikt nie zainteresuje się możliwym podpaleniem?

[akapit]

Wtargnięciem na prywatną posesję, pobiciem, morderstwem, podpaleniem, tuszowaniem śladów przestępstwa i utrudnianiem śledztwa — żeby mówić ściśle. Ale nie mógł powiedzieć wszystkiego. Im mniej Dick wiedział, tym bezpieczniejszy zdawał się być. Choć pomocą w zatajeniu czegoś takiego i tak zapewne ryzykował karierę, a może i wolność, której nie oddałaby mu nawet kasa tatusia? Lorenzo wolał o tym nie myśleć.

[akapit]

I wciąż nie spojrzał na Odette. Nie chciał widzieć w oczach kogoś, dla kogo tyle zrobił tego, co spoczywało na ich samym dnie.

Dick Remington Odette Overgaard
przyjazna koala
Falcone
komendant — Lorne Bay Fire Station
34 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
komendant straży pożarnej, którego życie prywatne właśnie zaczyna się rozpadać po ujawnieniu jego dawnych grzeszków pod wpływem narkotyków
Tak naprawdę Remington chciałby poczuć na swoich umięśnionych barkach ciężar jakiejkolwiek odpowiedzialności za tę zbrodnię. Inaczej, dać się omamić temu żałosnemu teatrzykowi głębokich spojrzeń, westchnięć i jakichś górnolotnych deklaracji. Chciałby, tyle, że zazwyczaj tym rzygał jak kot po zjedzeniu trawy albo inne podłe zwierzę, więc mógł jedynie zaprezentować im siebie w najlepszej i jedynej odsłonie. Nie umiał zmusić się do tego, by kolejne miejsce zbrodni – tak, bo już uwierzy, że to nieszczęśliwy wypadek – potraktować z należytym szacunkiem, bo Dick pluł na podobne banały. Za wiele w życiu widział śmierci, by kolejna nie powodowała u niego popisowego wzruszenia ramionami. A że w ten sposób sprowadzał na biedną Odette rozstrój nerwowy? Może trzeba było zacząć od tego, żeby kogoś nie mordować?
Przynajmniej on tak zrobiłby, ale skoro nie wyszło, to postanowił pomóc przyjacielowi na tyle na ile będzie umiał. Nie był cudotwórcą, ale potrafił zawieruszyć raport, a nawet dwa, jeśli trzeba umiał również odpowiednio wypisać dokumenty, więc praktycznie mógł już teraz wieszczyć zwycięstwo sprawie. Mógłby, bo był jeden maleńki detal, który sprawiał, że włos jeżył mu się na głowie. Ta dwójka ludzi wyglądała na autentycznie przerażonych i całkiem możliwym było, że wkrótce zaczną sypać jak biały śnieg w jego mieszkaniu na każdej imprezie. Nie wyobrażał sobie zupełnie jak zamknąć jadaczkę tej kobiecie, zwłaszcza że po jej tonie wywnioskował, że reprezentuje jeden z typów charakteru, którego Dick autentycznie nie znosił.
Uściślając, była kobietą i miała coś do powiedzenia, więc już u tego dupka była skreślona na całej linii, zresztą trudno mu nie było sympatyzować się z Delilah w tej całej sytuacji. Jeśli Thompson potrzebował być rycerzykiem w lśniącej zbroi i ratować niewiasty (a wiedział, że ma takie zadatki), to niech chociaż ratuje dziewczynę za którą dostał ostatnio solidny wpierdol, a nie wyszczekane i mądre inaczej dziewczynki, których słowa pominął jedynie popisowym przewróceniem oczami.
- Weź niunię i jedźcie stąd – zwracał się jedynie do Lorenzo, zupełnie jakby faktycznie Odette była upośledzona, ale nie ufał tej dziewczynie, a jej roztrzęsienie sugerowało, że będą jeszcze z tego problemy. – Muszę tu zostać sam i oszacować ryzyko, a wasza obecność tylko naprowadza wszystkich na wasz udział w tym… pożarze – spojrzał na przyjaciela i bezgłośnie zaczął poruszać wargami. Niechże on zrozumie i wypieprza stąd, póki jeszcze Dick jest w stanie się tym na spokojnie zająć. Gdy widział, że jego kumpel i druh z powodu tej śmiesznej laski o wydumanym imieniu zaczyna się rozsypywać, sam poczuł coś w rodzaju ukłucia, a wiedział doskonale, że to dopiero początek.
- I utonie – zapewnił go cicho, wręczając mu paczkę fajek i wskazując na samochód. – Jutro idziemy się bić, po treningu idziemy do mnie na alkohol i wszystko sobie ustalimy na spokojnie, bez towarzystwa – dziwnych panienek, które mordują ludzi – i sporządzimy raport. Tylko dajcie się zjarać tej posiadłości i na Boga, nie dawaj jej więcej noża, bo komu ja walnę w mordę za Delilah? – tak, specjalnie wypowiedział to imię, bo skoro świat już płonął, to wypadałoby dolać jeszcze do niego jeszcze trochę benzyny.
Klasyczny Dick, który teraz machał im dłonią i zachęcał, by poszli stąd i zostawili mu to wszystko. Miał nadzieję, że Lorenzo ufa mu bardziej niż on tej całej Odette czy innej od Jeziora Łabędziego.

Odette Overgaard
Lorenzo Thompson
walczy w klatce — zazwyczaj nielegalnie
36 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
‘Cause what we need is what we once had
Time won’t stand still
Just say you will
Because I need you there

[akapit]

Skinął głową w odpowiedzi na pierwsze polecenie. Podświadomie liczył na opanowanie oraz profesjonalizm Dicka i zaskakująco to właśnie otrzymał, kiedy mężczyzna wreszcie się odezwał. Być może sposób traktowania Odette powinien był go razić, ale w gruncie rzeczy wiele spraw nagle przestało mieć jakiekolwiek znaczenie i Lorenzo nie zamierzał tracić śliny na prośbę o choćby jakiś szczątkowy szacunek, zwłaszcza że mu na nim nie zależało.

[akapit]

Zrozumiał jej wcześniejsze słowa.

[akapit]

Wiedział, że to ich ostatnie spotkanie i na dodatek nie miało zakwalifikować się do zbyt przyjemnych wspomnień. Ale tak właśnie powinno być — bo gdzieś tam była Delilah, gdzieś równolegle, obok tego wszystkiego, istniało jego prawdziwe życie, które powinno być ważniejsze niż seks. Niż przelotna znajomość, którą z początku miała być Odette. Nie planował romansów. Nie chciał mieć kogoś na boku. A jednak jakimś cudem znalazł się z nią tutaj, zaplątany w niewidzialną sieć, której nie potrafił nadać żadnej nazwy.

[akapit]

Wraz ze schodzącą adrenaliną docierał do niego coraz mocniej ból oraz świadomość, że raną musi zająć się ktoś profesjonalnie. Nie zmusił się nawet do posłania wściekłego spojrzenia Dickowi kiedy ośmielił się wypowiedzieć imię Delilah, choć w normalnych warunkach i w normalnym stanie z pewnością nie puściłby tej uwagi mimo uszu.

[akapit]

Poza śladami auta, dalej w lesie jest jeszcze mój motocykl — dodał. — Jasne, Dick. Dzięki — rzucił jeszcze ponuro, po czym odwrócił się i z powrotem wsiadł do auta, nagle dziwnie spokojny co do losu tego miejsca.

[akapit]

Poprosił Odette, która znalazła się za kierownicą niedługo później, o podwiezienie do jego maszyny, której lokalizację przybliżył jej w kilka słowach; przecież nie mógł jej tutaj tak zostawić. Przymknął powieki i siedział bez ruchu, skupiając się na własnym płytkim oddechu przez całą, bardzo krótką i wyboistą drogę. Zanim wysiadł, spojrzał na kobietę. Z wahaniem. Z pytaniem czy da sobie radę, choć nie padło ani jedno słowo.

[akapit]

Nie myślał o niczym, kiedy po raz ostatni nachylił się nad skrzynią biegów, żeby ją pocałować. A później był już tylko warkot silnika pod nogami, oślepiające reflektory z rzadka mijanych pojazdów i ból. Wiele, bardzo wiele bólu.

/zt x3
Odette Overgaard
Dick Remington
przyjazna koala
Falcone
ODPOWIEDZ