neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Była miłą odmianą. Nieustannie dostrzegając gasnące ambicje swych kolegów po fachu, których oczy niegdyś wypełniał płomień nadziei mającej zwieńczyć się nienadciągającym spełnieniem, odnosił wrażenie, że tak po prostu już jest. Zawsze, w każdym wypadku; każdy lekarz ostatecznie kończy z apatią. Sam zatracając się w podobnym stanie, nie spodziewał się napotkać w klinice weterynaryjnej kogoś tak energicznego, szczerego i wciąż pałającego miłością do wykonywanego zawodu, jak Maxine. Nie zaufał jej od razu, to oczywiste. Przychodząc tu jednak co kilkanaście, kilkadziesiąt dni i dostrzegając ujmującą troskę, jaką obdarzała Curiuma, Helium i Hydrargyruma (jego psy), prędko zrozumiał, że powierzył życie swoich pupili w najlepsze ręce. Te czworonogi były dla niego niezmiernie ważne i choć sam potrafił postawić niejedną diagnozę w ich przypadku, tak uważał, że żaden lekarz nie powinien zajmować się swoimi bliskimi na własną rękę, bo nigdy nie będzie w stanie się odpowiednio zdystansować. Zapobiegawczość nie była jedynym powodem - wiedział także, że czasem potrzeba świeżego spojrzenia kogoś z boku (w szpitalu niejednokrotnie zasięgał opinii współpracowników, którzy wskazać mogli mu przeoczony szczegół lub po prostu nieświadomie skierować jego myśli na wcześniej nieanalizowaną kwestię), a Hammond wydawała się kompetentną osobą do tego zadania. Z początku patrzył na nią wyłącznie przez pryzmat umiejętności weterynaryjnych, aż w końcu, pewnego wieczora, kiedy Helium nieoczekiwanie poczuła się źle po operacji i musiała zostać na całonocną obserwację, a Walter zdecydował się poczekać w gabinecie tak długo, aż suczka zaśnie, minęło mu na rozmowie z Maxine kilka godzin. Krążyli wokół różnorodnych tematów, zahaczając o jej liczną i opiekuńczą rodzinę, o jej ojca od zawsze odgrywającego rolę jej autorytetu, o fobie i lęki towarzyszące w tym zawodzie, a nawet sam Walter zdecydował się wyjawić kilka szczegółów ze swojego życia, niedostępnych zazwyczaj dla obcych oczu. Wspomniał jej między innymi o swoim rozwodzie, o bracie, który - jak się okazało - był jej lekarzem, a ostatecznie nawet o wypadku samochodowym swoich rodziców. Przyjemny przebieg tej konwersacji był dla niego sporym zaskoczeniem i od tamtej pory zawsze zostawał w jej gabinecie trochę dłużej, niż było to wymagane. Tak też było dzisiaj, tuż po kontrolnych badaniach Curiuma, który przechodził niedawno zapalenie ucha spowodowane częstymi kąpielami w morzu, na co panna Hammond oczywiście prędko znalazła rozwiązanie.
- Przyzwyczaił się do ciebie, ostatni lekarz weterynarii nie przypadł mu do gustu - powiadomił ją, kiedy ściągał psa ze stołu, a potem zaczepił mu o szelki smycz. Kilka miesięcy temu jego czworonogami zajmowała się kobieta w średnim wieku, której klinika mieściła się w Port Douglas - jak widać dobre opinie w internecie to nie wszystko i Wainwright zadowolony był, że ostatecznie z niej zrezygnował. - Miałaś wypadek? - zapytał ze śmiałością typową dla lekarzy, kiedy jego wzrok napotkał przetarcie skóry wysuwające się zza rękawa bluzy medycznej. Pamiętał, że wspominała mu o swojej niezdarności, która objawiała się przede wszystkim podczas jazdy na rowerze, ale zastanawiało go, czy ta rana nie powstała przypadkiem podczas pracy. Jeśli chodziłoby o kogokolwiek innego, nie dociekałby wcale, ale przyznać musiał, że w jej przypadku lekko go to zaniepokoiło. Na tyle, na ile cokolwiek mogło go przejąć w jego obecnym stanie.

Maxine Hammond
sad ghost club
skamieniały dinozaur
lek. wet. || inst. jazdy — Stadnina koni Huntingtonów
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes I still have to take a deep breath and remind myself that not everyone will breake me like
you did.
To, o czym myślał Walrter Wainwright, kiedy spoglądał w lustro nie mogło być tylko i wyłącznie zawodowym wypaleniem; a jeśli już śmiało podzieliłby się swoją opinią, Max zaraz by mu ją wyperswadowała. Uważała, że tylko ludzie, którzy szczerze nienawidzą swojej pracy, albo tacy, którzy podejmowali się jej wyłącznie z rozsądku.
Czy więc Wainwright wpasowywał się w kanon? Zdecydowanie nie. Przecież widziała to, w jaki sposób opowiada o co ciekawszych medycznych przypadkach, a jego oczy ożywają z chwilowej stagnacji na rzecz słodkiego przepływu endorfin. Lubiła to, jak na jego czole pojawia się kreska, kiedy próbował wyjaśnić jej znaczenie poszczególnych słów, których nie rozumiała. Jeszcze bardziej lubiła, kiedy sam orientował się, że wciąż gdzieś to tam było.
Tylko moment, w którym zauważał czas przeszły swojej pasji był tym nieulubionym.
- Zwierzęta działają całkiem podobnie jak ludzie. – odparła, odkładając niewielką tubkę o gumowej końcówce na miejsce, jakim był koniec szafki nad jej głową. Pies z niezadowoleniem przyjął czyszczenie uszu specjalnym preparatem, jak i wcześniejsze zaglądanie tam otoskopem. Mimo wszystko, wszelkie zabiegi zniósł tak, jak przystało na dobrego pieska: kuląc się w ramionach swego właściciela. Kiedy już było po wszystkim, otrzepał się, strącając z siebie resztki nieprzyjemnego badania i wystawił jęzor na wierzch, zionąc ciepłym oddechem prosto w dłoń swojej lekarki.
Max pogłaskała zwierzę w okolicach kufy, przenosząc spojrzenie na Walta.
- Wiadomo, że nie dokładnie tak samo, ale większość można porównać. Masz na pewno jakiegoś lekarza, za którym nie przepadasz. Ja nie znoszę dentystów. Za każdym razem, kiedy idę na kontrolę, mam ochotę uciec, albo odgryźć mu rękę. – drobny uśmiech wkroczył na jej twarz, lecz zniknął w mig, kiedy przypomniała sobie ostatnie spotkanie ze stomatologiem. Maxine była zdania, że zwierzęta także miały swoje charaktery, humory i upodobania. Obserwowała to nie tylko wśród koni, ale także i we wnętrzu własnego gabinetu weterynaryjnego. Prawdopodobnie to było powodem, dla którego wciąż pokornie przyglądała się światu zwierząt. Uważała, że nadal miała sporo do nauki i to nie tylko w tak wąskich dziedzinach, jak leczenie. Istniało jeszcze mnóstwo pokrewnych nauk, takich jak choćby behawioryzm psów i kotów czy fizjoterapia zwierząt. Fajnie było patrzeć na zmieniający się świat, a także i na rosnącą świadomość tego, że i pupile potrzebowali specjalistów podobnych do tych ludzkich.
Zdjęła rękawiczki i odrzuciła je do zamykanego kosza z napisem medyczne, aby w następnej kolejności spojrzeć w miejsce wskazane przez towarzysza.
- O popatrz. – zmarszczyła brwi, a opudrowanym po rękawicy palcem przetarła miejsce. Przez moment miała wrażenie, że jest to biel po kredowej farbie ze ściany. Kiedy jednak poczuła pod opuszkiem tkliwość, syknęła.
- Wyrżnęłam dziś rowerem w krzaki. – znowu skierowała swoje spojrzenie w lekarza, zastanawiając się, czy rzeczywiście byłoby dobrym pomysłem, aby tym razem to ktoś obejrzał ją. Zwłaszcza że kiedy tylko spytał, poczuła dziwne mrowienie w okolicy kostki.
- Kangur mnie zaatakował. Wyskoczył z nienacka, mając na sobie rękawice bokserskie i zaczął okładać mnie w przednie koło, bo nie jechałam po ścieżce rowerowej. No i… no i resztę już znasz. – zawsze miała wybujałą wyobraźnię. Aurora, kiedy była dużo młodsza, nie dawała jej przez to żyć, zmuszając do opowiadania nowych przygód tuż przed zaśnięciem. Obecnie córka jej przyjaciółki, rezolutna pięciolatka także zmuszała ją do puszczania wodzy fantazji, co oczywiście Hammond z radością czyniła. W ostatnim czasie zwiedzały świątynie w dalekiej Azji i walczyły z pająkami, które wygłodniałe od wieków zaczynały wchodzić im we włosy. Były także w okolicach Paryskiej wieży, racząc się herbatą (bo dzieci kawy nie lubią) i rogalami z domowymi powidłami.
- Masz może ochotę na psiacer, Walterze? Obiecuję, że nie będę już zaczepiać żadnych kangurów!

Walter Wainwright
sumienny żółwik
13#9694
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
Nie zakwestionował jej śmiałej opinii, którą łatwo byłoby mu teraz podważyć. Zamiast tego poczekał, aż kobieta rozwinie myśl, bo wysunięty wniosek mógł dotyczyć wielu kwestii. - Nie przepadam za większością ludzi i to nie z powodu ich profesji, więc jestem chyba złym przykładem. A co do gryzienia... Muszę zapamiętać, żeby cię nigdy nie badać, skoro gustujesz w tak agresywnych metodach radzenia sobie ze strachem - uniósł kącik ust ku górze, tylko się z nią drocząc. Co się jednak tyczyło bezpośredniego sensu jej wypowiedzi... Tak, owszem, zwierzęta obdarowywały niektóre osobniki szczególnym afektem, niektóre zaskakującym chłodem, jakby za sprawą swojego specyficznego charakteru. Prawda była jednak taka, że jak większość kręgowców, reagowały po prostu na bodźce otrzymywane z zewnątrz - to nie tak, że podobnie jak ludzie, selekcjonowali sobie znajomych pod względem podobnych upodobań i podejścia do życia. Odbierały zwyczajnie wysyłane przez gatunek ludzki sygnały niewerbalne, jak ton głosu, postawę, ruchy ciała, interpretując je w dowolny sposób. Ci [ludzie] swoim zachowaniem zachęcali lub zniechęcali zwierzęta do obcowania ze sobą, więc poniekąd Maxine miała rację. Badania udowodniły, że choćby psy miały awersję do egoistów. Dlatego właśnie brał pod uwagę nastawienie swoich czworonogów do lekarzy weterynarii - chciał, by te czuły się przy nich komfortowo. Oczywiście, do całej tej antypatii względem klinik tego typu dochodziło jeszcze rozpatrywanie ich przez pryzmat wspomnień, niektórym futrzakom kojarzyły się one bowiem wyłącznie z bólem, inne na sam zapach stosowanych tam preparatów trzęsły się ze strachu, lub na widok ludzi ubranych w te charakterystyczne, bladozielone uniformy. Wiele czynników składało się więc na ich postrzeganie istot ludzkich, a rozpoczynanie teraz dyskusji na ten temat doprowadziłoby do naprawdę wyczerpującej i obszernej rozmowy, z której Walter w odpowiednim czasie postanowił zrezygnować. Tak, czasem niezwykle trudno było prowadzić z nim konwersację, bo niepotrzebnie skupiał się na szczegółach. Takie było już jego zawodowe spaczenie. Co się jednak tyczy rozwijających się nauk weterynaryjnych to tak, również go to cieszyło. Uważał, że zwierzęta zasługiwały na opiekę medyczną zbliżoną do tej, jaką otrzymywali ludzie.
Zaśmiał się krótko na jej wyznanie, wyjaśniające szramę na jej ramieniu i pokręcił głową. - Powinnaś na siebie bardziej uważać - zalecił, bo teraz było to niegroźne otarcie na ręce, ale w następnej stłuczce z krzakiem mogła doznać poważniejszych obrażeń. Mimo wszystko podziwiał jej podejście do życia - to, że potencjalne ryzyko nie stanowiło dla niej przeszkody do zrealizowania swojego planu. - To tym bardziej powinnaś na siebie uważać. Oboje wiemy przecież, jakie kangury z rękawicami bokserskimi są nieobliczalne - odparł z rozbawieniem, nie znając drugiej takiej osoby. Takiej, która dawała się ponosić swojej wyobraźni nawet w zwykłych rozmowach.
- Psiacer? - powtórzył po niej zastosowany przed momentem neologizm, lekko zaskoczony. - To takie stałe zboczenie lekarza weterynarii? Wiesz, psiacer, psiabletki i tym podobne? - zapytał, unosząc jedną brew ku górze. Wiedział naturalnie, co miała na myśli, tylko się zgrywał. Przez pstryknięcie palcami dał znać Curiumowi, by za nim ruszył, ale przed opuszczeniem gabinetu, musiał jeszcze o coś zapytać. - Masz teraz przerwę? - dopytał, bo nie chciał, by inni pacjenci niepotrzebnie czekali. - I tak, jeśli byś mogła, to wstrzymaj się na moment od toczenia bitew z kangurami.

Maxine Hammond
sad ghost club
skamieniały dinozaur
lek. wet. || inst. jazdy — Stadnina koni Huntingtonów
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes I still have to take a deep breath and remind myself that not everyone will breake me like
you did.
Rzeczywiście, ludzie mieli spore tendencje do nadawania zwierzętom cech ludzkich. Tym oto sposobem pies był zazdrosny o uwagę swojego ukochanego właściciela, a kot złośliwy, kiedy to srał komuś do butów. Mało kto zadawał sobie choćby minimum trudu i popytać, lub nawet i poszukać w internecie, czym rzeczywiście były sygnały przekazywane przez ich pupili. Maxine łapała się czasami za głowę. Wiedziała, że wśród właścicieli wyłowić należało tych, którzy upraszczali behawioryzm swoich podopiecznych, lecz ze smutkiem musiała przyznać, że mogła policzyć ich na palcach jednej ręki.
Prawdopodobnie więc Walter uniósłby brwi ze zdziwienia, gdyby dostrzegł, że straciła zapał w rzeczy tak prozaicznej, jak przekazanie kilku wskazówek. Odkąd to udało jej się uzyskać licencję pełnoprawnego lekarza weterynarii, Hammond rzeczywiście próbowała swoich sił w edukowaniu społeczeństwa. Im bardziej jednak odbijała się od drzwi, im więcej otrzymywała ciosów i przytyków, tym bardziej stawała się nieczuła: obecnie kiwała głową, zaciskała wargi w wąską linię i robiła swoje; przy czym przy tak delikatnych pacjentach upewniała się jeszcze solidniej, że jest pełni sił, a jego opiekun nie wyrządza mu krzywdy.
Pamiętała dzień, w którym to raz odebrała zwierzę człowiekowi. Był to zapalczywy weganin, który w imię własnych idei nie karmił psa dietą odpowiednią dla drapieżników. Bardziej niż jego krzyków, obawiała się tylko reakcji lekarza, u którego odbywała praktyki. Był starszym już mężczyzną, który z rzadka nawiązywał jakieś więzi we własnym gabinecie, przez co umykało mu tak wiele sygnałów, podczas gdy Hammond zawsze była gadułą.
Potrafiła przegadać każdego, nawet jeśli ten próbował zapierać się rękoma i nogami. Nie wadziło jej to, że Walter był milczkiem, który potakiwał głową lub ją zwyczajnie poprawiał.
- Psiabletki. - parsknęła i pokiwała głową, będąc przyłapaną na tym, że rzeczywiście żyła swoją pracą. Była dla niej ważna i okazywała to w każdy z możliwych sposobów: najczęściej zamawiając ubrania związane z profesją weterynarza.
- Muszę dodać to do swojego słowniczka. – mruknęła, posyłając mu delikatny uśmiech. Czy ją zawstydził tym, że złapał ją na neologizmach? Na pewno. Jeszcze bardziej jednak wprawił ją w delikatne osłupienie, gdy wyraził troskę o jej zdrowie. Machnęła na to ręką.
- Spokojnie, nie takie rzeczy się robiło. – rzeczywiście, jej dzieciństwo (i nie tylko) opiewało w otarte kolana, wybite palce u dłoni, czy nawet i złamania. Jej ciało było pełne blizn, których nabawiła się podczas zabaw z braćmi. Niektóre wyglądały normalnie, inne przypominały sobą różowego misia haribo, inne zaś były wyblakłe, a ich właścicielka nie pamiętała nawet kiedy i jak się ich nabawiła.
- Kończę zmianę i lecę do drugiej pracy. Ale mam godzinę luzu pomiędzy. Chętnie wykorzystam ten czas na coś innego, niż kangury. – powiedziała, zdejmując z szyi stetoskop.
- Poczekajcie chwilę, to się przebiorę. – poprosiła tylko, znikając za drzwiami.
Dziesięć minut później wyszła z zaplecza, przebrana w krótkie szorty i białą koszulkę, na którą narzuciła koszulę w czerwono-granatową kratę. Włosy upięła w charakterystyczną cebulę, z której to wystawało kilka niezdarnie ułożonych pasm.
- To co? Jakiś psiark czy może psiejdziemy się gdzieś na plażę? – zażartowała, celowo wymyślając nowe nazwy dla zwyczajnych miejsc. Miała tylko nadzieję, że nie przesadzała i tym samym nie zniechęcała go do siebie jeszcze bardziej.

Walter Wainwright
sumienny żółwik
13#9694
neurochirurg w cairns hospital — too busy to be heartbroken
44 yo — 192 cm
Awatar użytkownika
about
i'm sleepin' fine. i don't mean to boast but i ONLY dream about you once or twice a night (at most)
w końcu zmartwychwstałam :tear:

Choć czasy stosowania przy leczeniu modelu paternalistycznego już zanikły, tak Walter musiał przyznać, że łatwiej żyłoby mu się w ten konkretny sposób. Kiedy to do lekarza należało ostatnie zdanie, kiedy pacjent znał swoją niższą wartość w dziedzinie medycyny i wyrzekał się tym samym swej autonomii. Podobnie jak Maxine spotkał się w pracy z nieposzanowaniem nabytej wiedzy, z ubliżaniem, z przezwiskami, z kpinami i groźbami. Zakładał, że w przypadku lekarzy weterynarii sprawa malowała się jeszcze okrutniej - bo niejeden właściciel łapał się za głowę i reagował agresją, gdy ukazywano mu plan skomplikowanego leczenia zwierzęcia, obciążający znacząco jego konto bankowe. Ludzie żyli bowiem w przeświadczeniu, że jedna wizyta uzdrowi każdy cierpiący organizm i że remedium okażą się niewielkie tabletki, dostępne w aptece za grosze, które już po pierwszym zażyciu zdziałają cuda. A może jeszcze lepiej - że lekarz takowe pigułki po prostu im podaruje, napędzany swoim dobrym sercem, bo przecież ten konkretny pacjent był wyjątkowy, bo ten konkretny pacjent zasługiwał na więcej czułości od pozostałych. Czcze życzenia. Sam Wainwright był od przekazywania złych wieści w szpitalu - guz umiejscowiony jest w trudno dostępnym miejscu, operacja wiąże się z olbrzymim ryzykiem i nie gwarantuje pełnego wyleczenia, jej następstwa ciężko przewidzieć, ale pod nóż i tak pójść trzeba i za taką wielką niewiadomą zapłacić zatrważającą ilość pieniędzy. Niekiedy taką, którą spłaca się przez kilkadziesiąt lat, niekiedy taką, przez którą się zbankrutuje. I tutaj wytykano już lekarzom nieczułość, nawoływano do ich człowieczeństwa, wyzywano od pozbawionych serca. Nie rozumiano bowiem, że ci są tylko narzędziami w wielkiej machinie gospodarczej, regulowanej przez panów owiniętych ciasnymi garniturami, którzy w każdym działaniu dostrzec chcieli jedynie korzyść materialną dla siebie samych. Oczywiście, że każdy lekarz chciał dla swojego pacjenta jak najlepiej, że się starał, że martwił, ale kiedy przychodziło do pieniędzy, człowiek czynił z niego potwora. Poniekąd więc by to zrozumiał - to, że Maxine nie uświadamiała już swoich pacjentów w istotnych kwestiach, obstawiając, że nie spotkałaby się z ich sympatią i zrozumieniem. Że nie miała siły na potyczki słowne, na znoszenie kolejnych wyzwisk, które utknęłyby w jej sercu na wieki. Sam po sobie wiedział, jakie to deprymujące, zniechęcające, ale mimo to nie potrafiłby nie wyjawiać swoim pacjentom całej prawdy i wskazać, gdzie dokładnie popełniają błąd.
- Pokaż mi potem ten słowniczek, żebym wiedział, na co się przygotować następnym razem - wysunął nieprawdziwą prośbę, która na jego twarzy wykuła uśmiech rozbawienia. Nie miał na celu wyśmiania jej czy wprawienia w zakłopotanie, nie oceniał jej też wcale i nie poddawał krytyce, a po prostu uznał, że są już na tym etapie znajomości, kiedy nie muszą powstrzymywać się przed wypowiadaniem tego, co pierwsze przyszło im na myśl. - W takim razie bardzo nam miło, że w tym napiętym grafiku potrafisz wygospodarować dla nas chwilę czasu - odparł tonem zabarwionym filuterną nutą, ale głównie wypełnionym szczerością i uznaniem. Sam pracował w kilku miejscach i tym samym doceniał innych pracoholików. Poczekał na nią następnie wraz ze swoim psem, tak jak poleciła, w międzyczasie rzucając okiem na ekran telefonu wskazującego sześć nieodebranych połączeń, które całkowicie zignorował. Gdy już wróciła, nie wyglądając już jak typowy lekarz weterynarii, powitał ją nieznacznym uśmiechem, a krótkim gwizdnięciem i ruchem głowy dał znak psu, by wstał z podłogi i ruszył przed siebie. - Plaża brzmi rozsądniej, będę mieć bliżej do domu. Rano mam istotne sympozjum - powiadomił ją, otwierając drzwi prowadzące na zewnątrz i przetrzymując je na tyle długo, by kobieta mogła swobodnie przejść obok. - Gdzie jeszcze pracujesz? - zagadnął, gdy już kierowali się w stronę szumiącego morza.

Maxine Hammond
sad ghost club
skamieniały dinozaur
lek. wet. || inst. jazdy — Stadnina koni Huntingtonów
28 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Sometimes I still have to take a deep breath and remind myself that not everyone will breake me like
you did.
Hammond upewniła się, że wszystko było zamknięte: klatka ze zwierzęciem, które przebywało w gabinecie, drzwi do pokoju z usg, szatnia i niewielki pokój, który robił za biuro. Zgasiła światła i na wszelki wypadek odłączyła od listwy ładowarkę od laptopów. Nie chciała, aby bateria w komputerach wymagała wymiany, a czasem przecież zdarzały się przypadki, w których to musieli jechać do chorego pacjenta. W takim momencie sprzęt był bardzo potrzebny. Wszystkie dokumenty nie były trzymane w papierowej formie, a wśród zero-jedynkowych folderów.
Maxine wstukała kod zabezpieczający alarm i zamknęła drzwi. Kluczyk zachrzęścił w otworze, przesuwając zębatki i tym samym blokując wejście. Dziewczyna, rzecz jasna z dozą dziwnej ostrożności, pociągnęła za klamkę, by następnie z satysfakcją stwierdzić, że dopełniła wszelkich formalności i zasad, jakie znajdowały się na niewielkiej tablicy korkowej. Właściciel gabinetu weterynaryjnego był przezorny, a ona zapominalska. Dlatego wydrukował listę i przyczepił ją pinezkami do planszy.
- Oj. Nie wiem, czy mogę - brunetka uśmiechnęła się nieśmiało, a zaraz potem dodała:
- Nie chcę od razu wyskakiwać z moim niesłychanym talentem do słowotwórstwa - choć przecież sposób był prosty i Walter na pewno zdawał sobie z tego sprawę. Wystarczyło do jakiegokolwiek słowa dodać przedrostek „psi” i tak wychodziły psiabletki, psiacer, psiłość czy psiedzenie. Max była w tyk całkiem dobra, do tego stopnia, że potrafiła trajkotać tylko w sobie znanym języku. Kochała swoją pracę, tak więc wciskała nowe słowa gdzie tylko mogła: w proste rozmówki z rodziną, z pacjentami (bo ci przecież także byli rozumni!), czy ich właścicielami. Nic więc dziwnego, że Walter także padł jej ofiarą.
- Ale obiecuję, że w przyszłości mogę Cię trochę poduczyć. Jeśli rzecz jasna miałbyś ochotę - poprawiła torbę na swoim ramieniu, a zaraz potem przeczesała włosy, zerkając na Wainwrighta kątem oka. Był miły, nawet jeśli nie podobały mu się jej nieco dziecinne zagrywki. Bo przecież tak było, prawda? Dziewczyna nie zachowywała się poważnie. Większość obracała w niewinne żarty, bawiła się wyrazami i nie utrzymywała powagi. Wiedziała jednak, że może sobie na to przy nim pozwolić. Tak jak i on wiedział, że gdyby wymagała tego sytuacja, Hammond bez wątpienia zachowałaby się dojrzale.
- Mam kilka prac właściwie. Kiedy nie jestem w tym gabinecie, to jestem na farmie - zaczęła tłumaczyć, idąc powoli u jego boku. Oblizała pełne wargi.
- Kojarzysz może Huntingtonów? Zajmuję się ich końmi. Pilnuję ich zdrowia. Czasem też jestem trenerem jeździectwa - skręcili w lewo, w wąską uliczkę, która kierowała ich wprost do parku. Światła latarni, rozmieszczone wśród gęstwiny drzew, dawały mdłe światło i tym samym dokładały swoją cegiełkę do wyjątkowej aury.
- Od dziecka mam styczność ze zwierzętami. Mój tata jest z zawodu biologiem. Takim… szalonym naukowcem, rodem z tych wszystkich kreskówek. Wykłada na uniwersytecie, zbiera próbki i zaraża wszystkich miłością do natury. To ten typ osoby, co przytula się do drzew i rozmawia z motylami - zaczęła tłumaczyć, jaki był Harold, lecz żadne ze słów nie odzwierciedlały tego, jak barwną postacią potrafił być.
- A Ty? Jesteś lekarzem, tak? - zapytała, chcąc się upewnić.

Walter Wainwright
sumienny żółwik
13#9694
ODPOWIEDZ