płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
37. + Outfit

Sameen nie za długo rozpaczała po fakcie, że Zoya chciała, ale nie chciała się z nią przespać. Jasne, było jej przykro, bo nie była przyzwyczajona do tego, że ludzie jej odmawiają, ale jakoś wzięła się w garść i dwa dni po tym wydarzeniu poleciała sobie na jedną z wysp Tubuai. Oczywiście nie dostała się tam bezpośrednio samolotem. Musiała przepłynąć statkiem, za który słono zapłaciła, bo była trochę nielegalnym towarem. Na szczęście na piękne oczy i ładne słówka naprawdę wiele dało się załatwić. No i tym samym, tą wizytą Sameen do swojej teczki, którą szykowała na Bora Bora dodała kolejne informacje. Pomijając misję we Włoszech, kontrakt na Bora Bora był najdroższym kontraktem jaki na siebie wzięła. Co prawda musiała wydać sporo pieniędzy, bo informacje, które otrzymała przy przyjęciu kontraktu były szczątkowe, ale odnosiła wrażenie, że było warto.
Tak czy siak wylądowała w Australii cztery godziny temu, odebrała auto z przechowalni i ruszyła do Lorne Bay. Po drodze do miasta, zjadła coś w przydrożnym barze, w którym jadała dosyć często, zajechała do marketu, żeby kupić jabłka, bo te musiała mieć zawsze w domu. No i jak już podjechała pod budynek to spotkała Zoyę, odjebaną jak nigdy. Nawet Sam zagwizdała na jej widok. No i tak się jakoś zgadały i Zoya niby miała iść na jakąś imprezkę do kogoś tam, ale jak Sam jej wyjawiła swoje plany, że idzie na cmentarz odwiedzić swój własny grób to Henderson uznała, że jest to idealny sposób na spędzenie Halloween.
Przyjechały autem Sameen, które ci uprzejmie przypominam, bo nie wiem czy je znasz i pewnie Sam nawet zaparkowała gdzieś zajebiście i wysiadły i poszły w stronę grobów. A konkretnie to skierowały się ku części cmentarza, gdzie chowano dzieci. Co za przykra i paskudna wizyta. -W sumie to nawet nie mam do końca pewności, że rzeczywiście mam jakikolwiek grób. - Wyznała, bo Raine nigdy jej nie potwierdziła, że rzeczywiście rodzina Barlowe urządziła jej pogrzeb. Wspominała tylko, że woleliby, żeby nie żyła, bo przynajmniej zamknęliby ten rozdział. Tak czy siak Sam z całych sił starała się nie okazywać tego jak bardzo jest jej niekomfortowo w tej sytuacji. Targały nią takie emocje, że sama nie wiedziała co się dzieje. Miała ochotę zwymiotować lasagne, którą zjadła w przydrożnym barze.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
#30

Zoya ostatnie kilka dni skupiła się głównie na pomocy Williamowi. Wiedziała jaki jest rozbity całą tą sytuacją z Prim więc wzięła na siebie prowadzenie firmy, szczególnie, że u Logana miała teraz wolne, z racji tego ile miała zaległego urlopu, który musiała wybrać przed zakończeniem pracy. Co nie zmienia jednak faktu, że trochę narzekała na za dużą ilość wolnego czasu, bo niestety miała go na tyle żeby zacząć myśleć więcej o swoim życiu i wyborach jakie ostatnio w nim podjęła. Czy lubiła o tym myśleć? Nie. Czy czuła się zagubiona w tym co się działo oraz we własnych uczuciach? Tak, jak najbardziej. Właśnie dlatego pomyślała, że impreza Halloweenowa będzie dla niej idealna. Pójdzie gdzieś, rozerwie się, może uda jej się kogoś wyrwać na spontaniczny seks, na który według Sam nie była gotowa. Mogła jej teraz pokazać, że była, a Logan był już dla niej przeszłością i zamkniętym rozdziałem. W końcu gdyby było inaczej to, czy teraz nie płakałaby w poduszkę wyczekując od niego jakiś wiadomości? A tak, to nawet jak je dostała to odpisała tylko na dwie, bo później sobie musiała wmawiać przez pół godziny w lustrze, że nie po to z nim zrywała, żeby teraz z nim pisać. Całe szczęście mowa motywacyjna zadziałała i zamiast wgapiać się w telefon to zaczęła myśleć bardziej o sobie i swoim życiu. Wymyśliła sobie nawet idealne przebranie! Lara Croft, mokry sen każdego nerda, a że szła na imprezę, gdzie miało być dużo informatyków i programistów, to czuła, że miałaby branie. Nie udało jej się jednak na nią dojść, bo gdy wychodziła to wpadła na Sam i oczywiście, że poszła jej towarzyszyć na tym cmentarzu, bo czuła, że blondynka mogłaby potrzebować jakiegoś wsparcia przyjaciółki. Jakby na to nie patrzeć to poszukiwania własnego grobu mogły nie należeć do przyjemnych, Henderson nie chciała jej z tym zostawiać samej.
- Szkoda, że nie ma jakiejś rozpiski, kto gdzie jest pochowany - powiedziała, bo to by wiele ułatwiło, szczególnie, że czasem przyjeżdżała z daleka jakaś rodzina i wtedy zawsze były schody żeby znaleźć odpowiedniego człowieka. Zoya miała tu wydeptaną tylko jedną ścieżkę, która prowadziła na groby jej rodziców. - Strasznie są przerażające te małe pomniczki - stwierdziła idąc obok Sam i nieco się nawet skrzywiła, bo było to strasznie kripi i nie do końca przyjemny dreszcz przeszedł ją po ciele. - Skąd w ogóle pomysł, żeby teraz tego szukać? - Zapytała patrząc na przyjaciółkę, która w sumie wyglądała na nieco roztrzęsioną, nawet jeżeli było widać jak na dłoni, że stara się to jakoś ukryć. Zoya znała ją już na tyle dobrze, by dostrzegać takie drobne niuanse w jej zachowaniu, aczkolwiek, mało kiedy widywała Sam roztrzęsioną, bo zawsze była jednak pomnikiem bez zbyt wielu emocji. - W porządku? - Przyjechała tutaj żeby ją wspierać i to właśnie miała zamiar zrobić, dlatego żeby trochę jej dodać otuchy przejechała delikatnie dłonią po jej ramieniu.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Mhm. – Odparła krótko i rozglądała się po nagrobkach próbując rozkminić jakiś plan działania. Może powinna o tym pomyśleć wcześniej? Albo mogła po prostu wymyślić powód, dla którego zadałaby to pytanie Raine. Co jak się okaże, że szuka grobu, którego w ogóle nie ma? –Powinni zrobić mapkę, którą regularnie by aktualizowali. Jak w ZOO we Wrocławiu. – Podrapała się po skroni i nie wiedziała czy Zoya wie co to Wrocław, albo gdzie leży. –Albo mogliby stworzyć aplikację na telefon. Tą byłoby łatwiej aktualizować i nie byłaby w sumie taka niekorzystna dla środowiska. – Pewnie zaczęła przywiązywać uwagę do dbania o środowisko po tym jak zaczęła się widywać z Eve i ta wspominała o tym, że może nie jest jakąś wariatką na tym punkcie, ale niektóre rzeczy należało szanować. –Tak. – Potwierdziła i w sumie aż ją przeszedł zimny dreszcz na myśl o tym, że tylu rodziców straciło swoje dzieci i musieli opłakiwać te starty. Była nawet ciekawa czy były tutaj groby dzieci, które w tym samym okresie co ona zostały uprowadzone. –Nie wiem. – Westchnęła. –Może jak to zobaczę to… – Zacięła się zatrzymując się przy jakimś nagrobku. –Może wtedy dotrze do mnie to, że nie powinnam się mieszać w ich życia i powinnam się raczej usunąć. – Ostatnią rzeczą jaką chciała było sprawianie problemów rodzinie, która nawet nie wiedziała czy była jej. W sensie była, z krwi i kości, ale czy Sam, która przez większość życia była nieobecna mogła nazwać się częścią tej rodziny?
-W porządku. – Odparła nieco sucho i jak poczuła na sobie dłoń Zoyi to zabrała swoje ramie, bo absolutnie nie chciała niczego czuć. A już na pewno nie współczucia i dotyku drugiej osoby. –Co to za strój? – Zapytała obrzucając ją spojrzeniem. Chciała zmienić temat, bo było jej niefajnie za to, że tak odskoczyła.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- W czym? - Zapytała, bo nie miała pojęcia o czym tu teraz Sameen jej mówiła. - To gdzieś w Rosji albo w Niemczech? - Bo brzmiało tak dziwnie, a akurat te kraje z Europy kojarzyła! Tak samo jak kilka innych, ale o Polsce zupełnie zapomniała...tak jak Anglicy i Francuzi w 39. - Tak, jest to jakaś spoko opcja, można byłoby to opatentować - tak, bo Zoya tradycyjnie myślała o tym jak dojebać sobie pracy, a taka apka brzmiała jak coś przy czym jest naprawdę sporo roboty. Szkoda, że jeszcze nie znała żadnego przystojnego programisty, który mógłby jej pomóc w zaprojektowaniu czegoś takiego.
Patrząc na te wszystkie groby Henderson zaczęła myśleć o tym jak potwornie musiałaby się czuć gdyby straciła własne dziecko. Nawet nie wyobrażała sobie bólu jaki może wtedy towarzyszyć matce, ojcu zresztą też, ale nie od dziś wiadomo, że jednak matki miały mocniejszą więź ze swoimi dzieciakami. Zoya chciała mieć potomstwo, widziała się z dzieckiem na rękach i czuła, że to mogłoby dać jej jakieś szczęście. Miałaby swoją pewną osobę, kogoś kto by ją kochał i kogo ona mogłaby kochać bezgranicznie. Tego przecież chciała, nawet jeżeli nie była jeszcze gotowa na tak poważny krok jak adopcja dziecka, bo o znalezieniu potencjalnego ojca to już nawet nie myślała. Obecnie patrzyła na facetów przez pryzmat swojej relacji z szefem i cóż, przez to żaden się nie nadawał na ojca jej niepoczętego dziecka.
- A myślisz, że oni chcieliby tego samego? To Twoja rodzina, na pewno ucieszyliby się z Twojego powrotu - ona wiele by oddała żeby móc znów spotkać swoich rodziców. Niestety wiedziała, że nie będzie jej to dane, bo widziała ich ciała wyłowione z morza. Oczywiście pewnie powrót Sam na łono rodziny mógłby być skomplikowany i wywołać jakaś sensację w miasteczku, na którą Galanis pewnie nie mogła sobie pozwolić ze względu na swój rodzaj pracy. No cóż, Zoya zabrała swoją dłoń i schowała ją do kieszeni w spodniach, gdy Sameen tak ją odtrąciła. Nie miała jej tego za złe, bo wiedziała, że nie przepada za takimi gestami, niemniej jednak było jej trochę głupio. - Lara Croft, taka postać z gier i filmów - wyjaśniła, bo pewnie Sam nie znała. - Większość ludzi uważa ją za bardzo kobietą no więc chcę spróbować czy poczuję sie w tym jak silna, seksowna kobieta - chociaż żeby jej życie było lepsze to powinna się tak czuć każdego dnia. - Masz jakąś latarkę? - Bo zakładam, że było już ciemno więc łatwiej byłoby im sprawdzać nazwiska na pomnikach gdyby widziały nieco więcej niż daje im możliwość lampy znajdującej się przy uliczkach. - O co chodzi z tym t-shirtem? Gdzie się podział golf? - Zapytała teraz sobie troche z niej żartując żeby rozluźnić atmosferę.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Spojrzała na Zoyę nieco wybita z rytmu. –To miasto. W Polsce. – Wyjaśniła. –Jest mniejsze od Szczecina. – Dodała interesującą ciekawostkę, która z pewnością dla Zoyi nie była interesująca. Ale Sam momentalnie pomyślała o Inej, która z pewnością znalazłby coś interesującego w tej ciekawostce. Nawet Sam momentalnie złapała się za bliznę na dłoni, którą zostawiły jej nożyczki. Dotykała blizny tak jak Alina dotykała tej, którą kojarzyła z Malem. Uśmiechnęła się na myśl o tej zabójczyni i na wspomnienie ich spotkania w Szczecinie. –Zapamiętaj ten pomysł i pomyślimy o tym później. – Wycelowała w Zoyę palec. Pewnie przy ostatniej posiadówie nie pomyślały o żadnym ciekawym zawodzie dla Henderson.
-Nie ucieszyliby się. Nie powinnam tu nigdy wracać. – Sameen miała iście grobowy nastrój. Oczywiście wyobrażała sobie, że staje w drzwiach rodzinnego domu i mówi do mamy „mamo, to ja, Gaia, wróciłam”, a mama, początkowo oczywiście wzruszona, chwyta ją w ramiona i wita jak należy, ale później jej gościnność zamienia się w koszmar. Zaczyna mieć do niej pretensje, że nie pojawiła się wcześniej, że nie dała im znać, że żyje. Że przez nich rodzinna farma tonie w długach, bo wydawali pieniądze na poszukiwanie kogoś kto cały czas żył. Raine by ją znienawidziła. Nie chciałaby jej widzieć. Sam by umarła. Dlatego może lepiej jest po prostu odejść teraz, zanim to wszystko się rozwinie. –Wyglądasz bardzo dobrze. Seksownie i kobieco i walecznie. – Przyznała i jeszcze raz spojrzała na Zoyę i jej strój, teraz nawet skupiła się na drobnych detalach, do których Zoya się przyłożyła. –I jak się na razie czujesz? – Zapytała ciekawa czy strój spełniał swój cel. –Nie mam. A telefon zostawiłam w aucie. – Poklepała się po tyłku. Jedyne co przy sobie miała to kluczyki do auta, a to raczej jej się nie przyda, żeby rozświetlić groby. –Ty masz? – Zapytała, bo Zoya wyglądała na przygotowaną do wędrówki. Miała przy sobie czekan to powinna mieć latarkę. –Byłam na ciepłych wyspach, więc golf by się nie sprawdził. – Uśmiechnęła się. –Czemu się tak czepiasz tych golfów, co? – Spojrzała na nią rozbawiona. –Wolałabyś, żebym nosiła dekolty? – Zapytała i nawet wysiliła się na flirciarski ton głosu.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
Spojrzała na nią zdziwiona, bo absolutnie nie wiedziała czym jest Szczecin. Wiedziała gdzie leży Polska i to tez tak mniej więcej, bo ten kraj absolutnie jej nie interesował. - Okej - kiwnęła głową, zapamięta sobie tą ciekawostkę i jak pozna jakiegoś Polaka to będzie miała mu lub jej, czym zaimponować. Nie dopytywała jednak dlaczego Sameen tak bardzo interesuje się tym dziwnym miejscem w świecie, bo trochę chyba bała się odpowiedzi. Chociaż no, wyjazd do Europy ostatnio coraz bardziej kusił biedną Zoye, ale gdyby rzeczywiście miała to zrobić to na bank omijałaby szerokim łukiem kraj kwitnącej cebuli. - Dobrze - uśmiechnęła się, bo kto wie może właśnie znalazła sobie nową pracę? Zaczęła sie w tej chwili nawet zastanawiać nad tym, czy nie pójść na jakiś informatyczny kurs, ale jednak otaczające ja aura nieco odgoniła od Henderson te myśli o dalszym rozwoju.
- Ja tam się cieszę, że wróciłaś - powiedziała pewnie i stanowczo zerkając na blondynkę. - Twoi rodzice pewnie mieliby takie samo podejście - oczywiście pewnie byłoby początkowo dziwnie, ale spędziliby całe lata szukając jej, także na pewno okrzyknęliby to mianem cudu i powitali ją z szerokimi ramionami. Tak, Zoya chciała w to wierzyć. Z Raine pewnie byłoby inaczej, bo mogłaby się zirytować, że znała się z Sameen, a ta nie powiedziała jej prawdy. Chciałaby żeby Sam wróciła do rodzinnego grona, chociaż trochę ciężko było jej sobie wyobrazić blondynkę podczas wigilijnej kolacji czy święta dziękczynienia, chociaż nie mam pojęcia czy się je obchodzi w Australii. - Dziękuję - odpowiedziała lekko się rumieniąc ale całe szczęście było ciemno więc ciężko było to zauważyć. - Jak nerd - zaśmiała się pod nosem - ale taki silniejszy i odważniejszy - mogła mieć nadzieję, że ten strój coś w niej odblokuje i każdego dnia będzie bardziej jak Lara Croft, silniejsza, kobieca, waleczna i pewna siebie. - Nie mam, ale mam czekan i łuk - nie pomyślała o tym żeby kupić sobie małą latarkę do tego kostiumu głównie dlatego, że nie miała pojęcia, że się może przydać. - Każdego dnia jesteś na ciepłej wyspie - pokręciła lekko głową, bo przecież niedługo w Australii temperatury miały dochodzić do czterdziestu stopni. - Po prostu mnie to ciekawi jakim cudem się w nich nie ugotujesz i cóż, strasznie ciężko się je ściąga - powiedziała i szybko odwróciła głowę w stronę grobów, bo znów powiedziała chyba coś czego nie powinna. - A moje zdanie ma tu jakieś znaczenie? - Zapytała wyprzedzając blondynkę i podeszła do jakiegoś grobu, żeby sprawdzić czy data śmierci dziecka pokrywa się mniej więcej z okresem, w którym porwana została Sam. - To chyba jeszcze dalej - stwierdziła idąc między tymi małymi pomnikami. Na niektórych z nich były zdjęcia tych małych dzieci, albo jakieś dziwne aniołki co trochę napawało Zoye jakimś dziwnym lękiem i czuła sie trochę niepewnie. Szła jednak dalej, bo w końcu miała być odważna, a była dorosła i nie wierzyła w coś takiego jak duchy. - Zastanawiałaś się kiedyś nad tym jakby wyglądał Twój pogrzeb? Oczywiście zakładając, że żyłabyś w standardowy sposób - bo o śmierci na misji i wrzucenie do nieoznakowanego grobu to już Zoya wiedziała.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Było jej niesamowicie przykro, że Zoya w żaden sposób nie zareagowała na tą ciekawostkę. Polska była takim… specyficznym krajem, a Henderson to olała. Przez chwilę Sam żałowała, że nie wie jak się skontaktować z Inej, żeby jej to wszystko przekazać w kilka chwil. Wiedziała, że na chwilę obecną jedynym rozwiązaniem jest wyśledzenie kobiety i powiedzenie jej tego w twarz. Niestety na to, Sameen nie miała czasu.
-Wątpię. – Odparła krótko. Ojciec to może by się przez chwilę cieszył, że Gaia wróciła, ale później by zapomniał. Już z nim to Sam przerabiała. Mówiła mu kilka razy kim jest, ale tylko dlatego, że miała pewność, że jego zaawansowany Alzheimer nie pozwoli mu na to, żeby przekazać tą informację komuś innemu. W sumie dawno u niego nie była. Odwiedzi go na dniach i mu poopowiada o tym kogo w ostatnim czasie zamordowała. Na bank chętnie posłucha i potrzyma ją za rękę. Matka prawdopodobnie umarłaby na zawał w momencie, w którym rozpoznałaby córkę. Zapewne podupadła nieco na zdrowiu przez to zaginięcie dziecka, męża, którego musiała oddać do ośrodka, bo nie była w stanie się nim zajmować i przez długi, których się nabawiła przez te lata.
-Kto to? – Zapytała, bo nie miała zielonego pojęcia kim jest Nerd. Uznała, że to jakieś dziwne imię, więc poczeka aż Zoya jej po prostu wszystko wyjaśni. –Nie powinnaś chodzić z łukiem. Zwłaszcza, że nie wiesz jak się nim posługiwać. – Cofnęła się, żeby obejrzeć sobie ten łuk i pokręciła głową z niedowierzaniem, że Zoya nie pomyślała, że właśnie chodzi sobie po cmentarzu z groźną bronią. Strzelanie z łuku wcale nie było takie proste jak się wydawało.
-Oh. – No tak. Australia była wyspą w dodatku ciepłą. –Nie myślałam o Australii w ten sposób. – Zmarszczyła brwi zażenowana swoją bezmyślnością. –Po prostu ten klimat tak na mnie nie działa. – Wzruszyła ramionami. Zatrzymała się na chwilę i stanęła przed Zoyą, żeby raz na zawsze [prawdopodobnie] zakończyć temat golfów. –Literalnie brzydzę się sobą jak na siebie patrzę, więc jeśli golf pozwala mi zakryć większą część mojego ciała to to robię. Gdybym mogła na co dzień chodzić w kominiarce nie budząc przy tym dziwnych podejrzeń to bym to robiła. Ale nie mogę, więc diluję z tym co jest w miarę dozwolone. – Jasne, czasami było jej gorąco w tych golfach i swetrach, ale przynajmniej miała pewność, że nikt się nie gapi na jej ciało doszukując się jakiś blizn czy bruzd czy czegokolwiek co mogłoby świadczyć, że Sameen jest wadliwa. –Zdradziłabym ci kilka sekretów jak szybko je ze mnie ściągnąć. – Powiedziała i w sekundę znalazła się tuż przy Zoyi. Nawet się nachyliła tak, że dotkały się nosami. –Ale nie jesteś na mnie gotowa, Zoyu. – Wyszeptała jej do ucha, odsunęła się posyłając jej uśmiech i wycofała się w poszukiwaniu grobu.
-Tak. Nikt by nie przyszedł, bo życie jest dla żywych, a nie martwych i nie ma sensu w organizowaniu pogrzebów. Poza tym nie byłoby pogrzebu, bo zostałabym spalona. – Nad niektórymi grobami musiała się nachylać, żeby sprawdzić nazwisko na nagrobkach.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- Nigdy się nie dowiesz jeżeli nie postanowisz spróbować - stwierdziła zerkając na nią. - Ja bym wiele dała żeby móc znowu porozmawiać ze swoimi rodzicami i byłabym szczęśliwa mogąc ich spotkać po tych wszystkich latach - ich śmierć zmieniła Zoye, a później wujek z tej niewinnej i trochę jednak zagubionej nastolatki zrobił kobietę trochę na własne podobieństwo. Ich charakter był naprawdę zbliżony i pewnie dlatego Henderson tak go nienawidziła i jednocześnie nie mogła się pogodzić z tym jaka sama była. Podświadomie rzucała sobie kłody pod nogi, bo przecież nie zasłużyła na nic lepszego. Mogła sobie wmawiać, że chciałaby normalnego życia, ale chyba gdzieś z tyłu głowy miała tą smutną myśl, że nawet gdyby chociaż trochę udało jej się to zrobić to sama by swoje normalne życie sabotażowała. - Mogłabym kiedyś poznać Twojego tatę? - Zapytała cicho, bo chciałaby poznać jej rodziców, zobaczyć jaką osobą Sameen mogłaby być gdyby została Gaią, czy wtedy by się ze sobą przyjaźniły? Może znałyby sie ze szkoły? A może bardzo, by się nie lubiły.
- Nerd? - Zapytała i cicho się zaśmiała. - To taki człowiek, który bardzo lubi na przykład granie w gry komputerowe, czytanie komiksów, lubi fantastykę, filmy, seriale. Ciężko to jakoś wytłumaczyć - bo było to określenie tak przyjęte w społeczeństwie, że ciężko było jej to tak na szybko wytłumaczyć. - Zawsze mnie możesz nauczyć - zaproponowała i puściła do niej oczko. Oczywiście Zoya nie strzelała nigdy z łuku, a ten tu był tylko i wyłącznie elementem jej stroju, chociaż mogły wypróbować z Sameen czy w ogóle będzie działać.
- Myślałaś kiedyś o Australii jak o swoim domu, czy jednak bardziej jest nim dla Ciebie Grecja? - Zapytała trochę z innej beczki, a później wysłuchała słów przyjaciółki marszcząc czoło i również się zatrzymując. - Sameen... - westchnęła, bo to co powiedziała sprawiło, że Zoya poczuła się trochę źle. - Jesteś piękna kobietą, nie ma w Tobie absolutnie nic co mogłoby być obrzydliwe - powiedziała przyglądając się jej i nawet się lekko uśmiechnęła. - Ja mogę na Ciebie patrzeć bez grama obrzydzenia - dodała i zrobiła trochę może dziwną rzecz, bo wyciągnęła rękę żeby złapać delikatnie kilka kosmyków włosów Sam i założyła je jej za ucho. - Jesteś piękna kobietą żadne blizny tego nie zmienią i wbrew tego co sobie możesz myśleć na swój temat to sądzę, że jesteś dobrą osobą, pomocną, na którą zawsze mogę liczyć - powiedziała, bo chciała żeby Sameen zobaczyła to co było w niej dobre i co dużo osób dookoła w niej widziało. Dopiero gdy skończyła mówić to zabrała swoją rękę, wciąż jednak wpatrując się prosto w oczy blondynki. - Możesz mi zrobić instruktaż - rzuciła niby dla żartów, ale wiadomo jak było. Nie odpowiedziała nic na kolejne słowa Sam, bo poczuła się nieco speszona, ale jednocześnie poczuła znów to dziwne uczucie w brzuchu. Czy to były te słynne motylki?
- Można robić pogrzeby nawet spalonych ludzi- uniosła brew. - Ja Twój pogrzeb widzę jako jakieś zmyślone wydarzenie, bo tak naprawdę to po prostu wyjechałabyś do jakiegoś Meksyku czy Argentyny - albo gdzieś gdzie można było na luzie chodzić ciągle w golfach. Przeszła kolejne kilka kroków patrząc na nagrobki, aż nagle coś ja tknęło. Zobaczyła wypisane na pomniku personalia. - Sam, chyba znalazłam - odpowiedziała cicho i cały czas wpatrując się w ten mały grób. To było strasznie irracjonalne dla niej, a co dopiero musiała czuć Sameen. Henderson spojrzała na nią z troską, nie za bardzo widziała co powinna w takiej sytuacji powiedzieć. Chciałaby ją teraz przytulić, ale to pewnie tylko wprawiłoby Sameen w większe zakłopotanie.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Sameen zaczęła się trochę podkurwiac, ale absolutnie nie chciała być zła na Zoye. Nie chciała się nawet na niej wylądować. - Gdyby moi rodzice nie żyli to też oddalabym wszystko, żeby móc z nimi porozmawiać i spędzić chociaż kilka minut. - Zatrzymała się na chwilę żeby nabrać powietrza. Walczyła z tym, żeby nie wyjść na zbyt emocjonalna, a ostatnimi czasy przylapywala się na tym, że dosyć często miała takie załamania. Wypuściła powietrze z ust i spojrzała na Zoye. - Ale moi rodzice żyją i... Mama wydaje się być... Zadowolona? Nie chcę jej tego rujnować informując ja, że przez te lata miała rację i że gdyby szukała mnie intensywniej to by mnie znalazła. - Nie wyobrażała sobie sytuacji, w której pani Barlowe dowiaduje się, że gdyby ktokolwiek się zainteresował i jej pomógł to może by się udało i mała Gaia wróciłaby do domu. Pokręciła głową podejmując właśnie decyzję, że mama Barlowe, nigdy się nie dowie o tym, że Gaia przeżyła. Spojrzała na Zoye zaskoczona jej pytaniem. - Mogłabyś. - Zgodziła się po chwili milczenia. - Tylko miej świadomość, że będziesz mu się przedstawiać co kilka minut. - Wiedziała, że Zoya zdawała sobie z tego sprawę, ale wolała jej o tym przypomnieć. - Możemy pojechać w przyszłym tygodniu. - Zaproponowała.
- Okej. Brzmi dziwnie. Myślałam, że to imię. - Machnęła ręką, bo kim ona była, żeby w ogóle kwestionować to jak ktoś wymyśla nowe słówka itp. Ważne, że działało i Zoya czuła się lepiej będąc nerdem czy kimś tam. - Pomyślimy. - Uśmiechnęła się obiecując sobie w myślach, że na poważnie rozważy propozycje nauczenia Zoyi strzelania z łuku. Wyglądałaby przy tym w chuj seksownie. Jak każda postać z popkultury, która używała łuku. Aż się Sam gorąco zrobiło chociaż znała tylko Legolasa i Katniss. - Hm. - Zamyśliła się. - Myślę, że nie mam domu. - Nigdzie nie czuła się jakoś specjalnie dobrze. Jasne, miała posiadłość w Grecji, dworek w Anglii, dom w Czarnogórze i apartament w Australii, ale żadne nie było domem.
- Hm? - Zapytała patrząc na Zoye i unosząc brwi. Jak Zoya zaczęła mówić to w pierwszym odruchu Sameen przewróciła oczami i nawet chciała odejść żeby nie musieć tego słuchać, ale obawiała się, że Zoya zacznie się drzec, bo te małe zawsze są najgłośniejsze. Chciała jej odpowiedzieć, że mówi tak tylko dlatego, że nawet nie wie o połowie rzeczy, które Sam zrobiła albo przeżyła. Nie chciała się jednak teraz rozdrabniać. Gest był bardzo miły i Sam nawet na chwilę uwierzyła Zoyi, że rzeczywiście jest ładna i dobra osoba. Szybko jednak komplementy Zoyi zastąpiła swoim głosem, który jej mówił, że Zoya po prostu kłamie, bo jest przyjaciółka, a przyjaciółka musi podbudować druga przyjaciółkę. - Dzięki, Zoya. - Odpowiedziała z uśmiechem chociaż na usta jej się cisnelo "to kłamstwa".
- I tak z niego nie skorzystasz. - Naprawdę nie wierzyła w to, że Zoya kiedykolwiek znowu będzie próbowała zdjąć z Sam jej golf. Także nie miała zamiaru robić żadnych instruktazy, których Zoya nie użyje.
- Tego byś chciała? - Spojrzała pytająco na Zoye, a na jej twarzy malował się delikatny uśmieszek. - Żebym zapadła się pod ziemię udając moja własną śmierć? - Niby teraz robiła sobie śmieszki heheszki, ale może była dla Zoyi takim ciężarem, że lepiej by było gdyby Sam nigdy nie istniała. Chciała zapytać Zoye jak ona widziała swój pogrzeb, ale nie zdążyła.
Sameen poczuła odruch wymiotny jeszcze zanim podeszła do grobu, który znalazła Henderson. Objęła się ramionami podchodząc do grobu i w tym momencie żałowała, że nie miała na sobie golfa albo swetra, albo nawet dojebanej, puchowej kurtki zimowej. - Mam trzydzieści trzy lata. - Parsknela, bo nawet nie myślała o sobie nigdy w kategorii żadnej liczby. - Data śmierci to dzień, w którym zaginęłam? - Zapytała, ale odnosiła wrażenie, że bardziej pyta rodziców niż Zoyi czy kogokolwiek innego.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
Zoya stawiała się raczej w pozycji jej matki, która pewnie też oddałaby wszystko żeby spotkać się z córką. Nie chciała jednak kontynuować tego tenatu, bo wyraziła już swoje zdanie na ten temat i nie chciała Sameen na siłę do tego przekonywać. - A jak Ty się z tym czujesz? Wiedząc o swojej rodzinie? - Bo jej uczucia były tak samo ważne jak to co ewentualnie mogła odczuwać jej matka. Zoya miała chyba to spaczenie zawodowe, że zawsze dopytywała ludzi o ich uczucia i chciała o tym rozmawiać, na studiach ja tego uczyli. Czasem gdy się człowiek wygadał to było mu też lżej na sercu. - Nie ma problemu - uśmiechnęła się lekko, cieszyła się, że Sam zgodziła się na jej propozycje, chciała jej pokazać jak bardzo ją wspiera.- Super, nie mam żadnych planów - nie miała pracy więc cóż, mówiła prawdę. Mogła być gotowa na taki wyjazd w ciągu dziesięciu minut.
- Na pewno by Ci się spodobało - mruknęła sądząc, że owszem wyglądałaby super hot z łukiem w rękach i Galanis ten widok mógłby przypaść do gustu. W sumie trochę jej było smutno, że Sam nic nie mówiła na temat jej obcisłe koszulki i śladów walki, które sobie sama charakteryzowała. - A gdzie się czujesz najlepiej? - Zoyi nigdy nie zabrała do innych miejsc, w których mieszkała więc nie miała za bardzo pojęcia o tym jak wyglądają te inne miejscówki. Znając jednak Sam to obstawiała, że w każdej jest materac.
Henderson wszystko mówiła zgodnie z tym co sama czuła i o czym sama myślała. Chciała żeby Sam to zrozumiała i chociaż trochę spróbowała spojrzeć na nią jej oczami. - Nie ma za co, mówię tylko prawdę - dodała z uśmiechem, a będąc tak blisko niej nawet miała ochotę ją znów na szybko pocałować, ale się opamiętała, bo przecież były na cmentarzu i chyba trochę nie wypadało. Nie zmieniło to jednak faktu, że na kilka sekund zawiesiła wzrok na jej ustach. - Jeszcze Cię mogę zaskoczyć - uśmiechnęła się trochę w taki filuterny sposób, bo Zoya w przeciwieństwie do Sam zakładała że prędzej czy później ich chwila nadejdzie, szczególnie, że Zoya o tu bardzo często myślała i łapała się na fantazjowaniu o ich wspólnym przytulaniu, czasem nawet i o seksie! Trochę się obawiała, że Sam jednak rzeczywiście miałaby do niej takie samo podejście jak do każdego innego przygodnego seksu i nie skończyłoby się to dla niej emocjonalnym przełomem, a bardziej bardzo dziwnym momentem w ich znajomości.
- Trochę tak, bo mogłabym pojechać wtedy z Tobą, wzięłybyśmy sobie jakieś randomowe nazwiska i żyły w jakiejs posiadłości z małym sadem oliwnym i kilkoma drzewami z cytrynami i pomarańczami... no i z jabłkami - bo zauważyła, że to chyba ulubiony owoc Sam. - Miałybyśmy dwa psy i moze jakies nie wiem... papugi? Co myślisz o papugach? - Zapytała uśmiechając się, bo ta wizja naprawdę jej się podobała. Mogłaby żyć w ten sposób.
Zoya nie wiedziała czego się miała niby spodziewać po tym jak Sam zobaczy swój własny grób. W sumie to z Galanis to różnie było i Zoya nie zawsze mogła przewidzieć to co sie wydarzy. - Teraz już wiem kiedy Ci robić urodziny - stwierdziła przyglądając się dacie na nagrobku. - Tak mi się wydaje - No bo jaka inna datę mogliby dać tam jej rodzice? To chyba miało najwięcej sensu. Henderson przeniosła wzrok na twarz Sam, a później na całą jej postawę i wyciągnęła przed siebie dłoń żeby położyć ją na ramieniu przyjaciółki, a później zeszła niżej i niżej, az w końcu złapała ją za rękę i trochę wymusiła na niej zmianę pozycji tak żeby blondynka przestała się obejmować. - Bardzo mi przykro Sam - stwierdziła cicho i spokojnie. - Gaia musiała być fascynującym dzieckiem, ale to Sameen jest silną i twardą kobietą w świecie rządzonym przez mężczyzn i to ją tak bardzo lubię. - Dodała równie cichym, miękkim i delikatnym głosem miała nadzieję, że dla Sam wyda się być kojący.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Zmarszczyła brwi. –Nie myślałam o tym i nikt nigdy mnie też o to nie pytał. – Skubana jest, bo nikt w sumie o tym nie wie, więc nikt nie miał nawet jak jej zapytać. Ale jakoś nie poświęciła nawet kilku chwil, żeby przemyśleć jak ona się czuje. –Sama nie wiem. Dziwne uczucie, bo… jednak mam świadomość, że okej, nie jestem sama na tym świecie. Ale z drugiej strony… jestem sama, bo ci ludzie nawet nie wiedzą, że żyję? – Rozłożyła bezradnie ramiona, bo to taka sytuacja, w której chyba nikt nie wygrywał. –Jedyne co mogę powiedzieć to to, że po prostu cieszę się, że żyją. – Przełknęła ślinę. Jasne, wolałaby, żeby jej tata nie podupadał na zdrowiu, żeby był świadomy tego co się dzieje wokół niego. Niestety Sameen mogłaby mieć wszystkie pieniądze świata, ale tego nigdy nie byłaby w stanie kupić. Przykre. –Okej. To zgadamy się. – Uśmiechnęła się i dobrze, że się ze sobą nie przespały, bo jeszcze Sam musiałaby teraz rozważać czy przedstawiać ojcu Zoyę jako przyjaciółkę czy może kochankę!
-Tam gdzie jestem z tobą. – Odparła drapiąc się po łokciu. Tak, to przy Zoyi czuła się najlepiej. Śmieszne było też to, że Zoya fizycznie w sumie była najsłabszą osobą jaką znała, ale to właśnie przy niej czuła się jednocześnie bezpieczna i bezbronna. Jakby całe zło świata jej wtedy nie widziało. Poza tym ktoś, chyba Eve, ostatnio jej powiedziała, że ważniejsze jest to z kimś się jest niż jakieś konkretne miejsce. Nawet w najbardziej chujowym miejscu możesz być z właściwą osobą i wszystko będzie w porządku. I pozwolę sobie zdementować tą plotkę, wbrew pozorom, w pozostałych domach/apartamentach, Sam ma pełne umeblowanie!
Przewróciła tylko oczami, bo wątpiła, żeby Zoya miała w zanadrzu coś co kiedykolwiek ją zaskoczy. No, ale nie chciała jej już załamywać negując ją wiecznie. Może Zoya naprawdę miała ochotę się zmienić, a Sam w tym momencie była chamską pizdą. No nie o to w życiu chodzi.
Uniosła brwi, bo takiego obrotu spraw się nie spodziewała. –Poważnie rozważyłabyś coś takiego czy to tylko takie gdybanie? – Musiała zapytać, bo jednak Sam nie raz o tym myślała. Prawda była taka, że ona już miała przygotowane dla Zoyi dokumenty na nową tożsamość. Nawet wybrała jej jakieś ładne personalia Penelope Beckert czy coś. –Wolę koty. Ale w sumie psy też mogą być. – Nigdy nawet nie rozważała posiadania żadnego zwierzaka. –Myślę, że papugi są głośne i wkurwiające, ale nie miałabym nic przeciwko posiadaniu papugi. – Uśmiechnęła się pod nosem. –A co do oliwek, cytryn, pomarańczy i jabłek to tak. Podoba mi się to. A tobie w takim razie spodobałby się mój dom na Krecie. – Wsadziła sobie ręce do kieszeni i nawet przez chwilę myślała o tym, że dawno jej tam nie było. Miała nadzieję, że jej dom nadal jest zaopiekowany.
Patrząc na grób zastanawiała się czemu w sumie jej rodzice daty śmierci nie zostawili po prostu pustej. W końcu Raine mówiła, że nadal wierzyli, że żyła i kiedyś wróci. Stała zgarbiona patrząc się przed siebie, zauważyła, że kwiaty przy nagrobku były świeże, znicz się nadal palił. Ewidentnie ktoś regularnie tutaj przychodził i o niej pamiętał. Rozejrzała się po innych grobach i było widać, że niektóre z nich były puste i zapomniane. Ścisnęło ją w żołądku na myśl o dzieciach, które zostały zapomniane. W tym samym czasie poczuła jak dłoń Zoyi ześlizguje się z jej ramienia do jej dłoni. –Mi też. – Odpowiedziała zaciskając szczęki i nawet zmieniła chwyt dłoni tak, że palce jej i Zoyi były teraz splecione. –Może Gaia byłaby lepsza. – Spojrzała na Zoyę i się uśmiechnęła. Pewnie Gaia byłaby delikatnym kwiatem pełnym miłości i może pasowałoby do niej imię, które jej nadano przy narodzinach.

Zoya Henderson
doktorantka psychologii — uniwersytet
31 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Doktorantka psychologii i współwłaścicielka szkoły nurkowania, która właśnie poroniła
- Hmm no to może się nad tym czasem warto zastanowić... to pomaga ogarnąć pewne rzeczy, które sie dzieją dookoła - powiedziała przyglądając się przyjaciółce. - Wiem, że myślisz inaczej i, że uczucia albo rozmowa o nich to bzdura, ale to nic strasznego, każdy jakieś uczucia ma, nawet jeżeli z nimi walczy, albo łatwiej jest udawać, że nie istnieją - nawet psychopaci mieli swoje uczucia, o czym Sameen niedługo sie dowie dzięki swojej koleżance Inej. - Jak sobie uzmysłowisz co czujesz to będzie Ci lżej - starała się brzmieć delikatnie i ciepło, nie chciała na niej wymuszać jakiś wyznań, ale było miłe, że Sam trochę się jednak przed nią otworzyła. - Nie jesteś sama, niezależnie od tego czy wiedzą czy nie wiedzą. Masz mnie - uśmiechnęła się do niej lekko. - Poza tym przyjaźnisz się ze swoją siostrą, nawet jeżeli nie wie, że Ty to tak naprawdę Ty... ja się ze swoją jakoś wybitnie nie przyjaźnię więc mogę Ci trochę zazdrościć - starała się ją w ten sposób jakoś pocieszyć. Przyjaciele też mogli byc dla siebie jak rodzeństwo. Oczywiście dla Sam i Zoyi ta opcja została zrównana z ziemią w momencie, w którym się na siebie napaliły.
Henderson prawie zeszła na zawał słysząc wyznanie Sam. Od razu sie zarumieniła i spuściła wzrok, nie wiedziała co powiedzieć, bo nikt jej nie mówił już dawno żadnych tego typu rzeczy. Odzwyczaiła się. - Myślisz, że kiedyś ja mogłabym być Twoim domem? - Zapytała zanim zdążyła sie ugryźć w język i tym razem zebrała się na odwagę żeby spojrzeć na blondwłosą kobietę. Czy chciała być tą osobą, do której Sameen wracałaby po każdym wyjeździe na misję? I to nie tylko dlatego, że mieszkały obok. Gdzieś pojawiła się w niej taki płomyk myśli, że może rzeczywiście Sam mogłaby za nią tęsknić będąc na wyjazdach. Może chciałaby jak najszybciej wykonać swoją pracę żeby znów siedzieć z nią w salonie i jeść jabłka. Dawno nie czuła żeby ktoś za nią tęsknił, bo kto? Rodzeństwo? Średnio. Logan? Raczej nie. Może to było egoistyczne, ale chciałaby żeby ktoś nie mógł spać po nocach z tęsknoty za jej śmiechem czy po prostu obecnością i oczywiście vice versa. Chciałaby znów poczuć ten ból rozstania się na krótką chwilę i radość z powrotów.
- Poważnie, lubię Australię, ale mogłabym też polubić jakieś inne miejsca. Nie jestem niestety wielką podróżniczką - no bo nie miała czasu na wakacje i wyjazdy. Ciągle była w pracy, a gdyby Sam pokazałaby jej papiery na Penelope Beckert to na bank, by się popłakała, że wybrała jej takie ładne imię i nazwisko. - Mogą być i psy i koty... najlepiej dwa koty, jeden biały, drugi czarny i by się wygrzewały w słońcu padającym na wycieraczkę przy drzwiach naszego domu - już była w stanie to zobaczyć! - No dobra to papugi są ustalone... chciałabym jeszcze mieć kiedyś jakąś kozę, wiem, ze to niby wszystko żre, ale miałybyśmy dobre mleko i można byłoby robić zdrowe sery - a co innego, by Zoya tam miała do roboty poza zajmowaniem sie zwierzakami. - Pewnie, by mi się spodobał - uśmiechnęła się wpatrując się przyjaciółce prosto w oczy. - Ale wolałabym mieć coś co same sobie wybierzemy i kupimy - bo Zoya była niezależną kobietą i pewnie sama chciałaby zapłacić za połowę domu, żeby móc się z nim czuć jak u siebie.
Gdyby Zoya miała oglądać swój własny grób to zdecydowanie wolałaby żeby był w takiej formie jak ten, który posiadała Gaia. Widać było, że w jej rodzinie pamięć o dziewczynce nie zaginęła i była wciąż żywa. Na to wskazywały i kwiaty i zapalony znicz. Teraz żałowała, że nie miała przy sobie żadnego znicza, który mogłyby zapalić. Lekko się uśmiechnęła czując jak Sam splata ich palce w uścisk, bo była to jednak pewnego rodzaju fizyczna bliskość, którego sie po Galanis nie spodziewała. Postanowiła wiec trochę wykorzystać uwagę i oparła swoją głowę o jej ramię jeszcze bardziej się do niej przybliżając. - Wątpię, nie znam jej, ale myślę, że nie byłaby tak ciekawa - dodała przenosząc wzrok na grób. - Ale zawsze możesz spróbować wprowadzić do swojego życia odrobiną Gai. - Zaproponowała, bo kto wie, może ta dziewczyna gdzieś tam była, bardzo głęboko ukryta, bardzo, bardzo głęboko. - Zacznijmy od jakiś małych rzeczy... może wystrój Twojego apartamentu. Jak myślisz co mogłoby się jej spodobać? Jakiś plakat motywacyjny? Zdjęcie randomowych ludzi w ramce? - Z tym ostatnim pytaniem to sobie żartowała chcąc nieco polepszyć atmosferę.

Sameen Galanis
rozbrykany dingo
catlady#7921
inej - gin - james - leonard
ODPOWIEDZ