barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
two


Nie jestem tu mile widziany, Finn. Nie w ten dzień. To zabawne, czemu nie możemy wciąż obchodzić Twoich urodzin. Przyniósłbym Ci wtedy Twoją ulubioną szkocką, postawiłbym na marmurze i wypił Twoje wieczne zdrowie. Atmosfera wydawałaby się luźniejsza, nikt jednak nie wyprawiłby Ci imprezy i nie zatańczył na Twoim grobie. Nie jestem hipokrytą, nie przychodzę noc wcześniej, ani noc później, by Cię odwiedzić. Przychodzę na koniec - zapada zmierzch, cmentarz jest opustoszały, nie licząc krzątającego się grabarza i to odpowiednia pora, by się pojawić. Morderca nie powinien opłakiwać swojej ofiary, a mimo to po moim policzku spływają łzy. Nie powiedziałem nikomu, że przychodzę tu częściej niż raz do roku. Moja rodzina i tak myśli, że już się z tym pogodziłem, że żyję dalej i jestem szczęściarzem, mając tak wspaniałą kobietę u boku, wykształcenie i solidny zawód. Gdyby tylko znali prawdę i wiedzieli, jak bardzo ich wyobrażenie odbiega od rzeczywistości.
— Cześć, stary — mówię, ochrypłym ze smutku głosem. Nie przyniosłem kwiatków, wiem, że tylko śmiałbyś się z tego, że wręczam Ci jakiś beznadziejny, drogi wieniec. Wolałbyś coś subtelniejszego, dlatego zapalam jeden, skromny znicz i stawiam go na płycie, obok położonej tam wcześniej szlugi. Bo właśnie taki gest przypadłby Ci to gustu najbardziej, co nie?
Nie chcę płakać, nie mam na to już siły. Po prostu cieknie mi woda z oczu, tak samo jak przez ostatnie parę lat w ten sam dzień. Można by powiedzieć, że nasza wspólna podróż mnie zaprogramowała — określony czas, określone miejsce, określony ból. Wpatrując się w nasze wspólne nazwisko, na usta ciśnie mi się potok słów, bez większego ładu i składu, byle tylko opowiedzieć Ci co się dzieje, co Cię omija, byle zagłuszyć ciszę. Więc mówię — pozwalam historii lecieć jedna za drugą i mówię, i śmieję się przez łzy, i chrząkam i mówię z powrotem. To przynosi mi ulgę, a zbyt długo jestem zawieszony ze ściśniętą klatką piersiową, muszę pozwolić sobie przynajmniej na odrobinę ukojenia.
Milkę dopiero wtedy, kiedy za mną słychać delikatne kroki. Początkowo mam nadzieję, że osoba minie mnie i pójdzie dalej, nieco zaskoczony przy tym, że o tak późnej porze ktoś zdecydował się na samotny marsz po cmentarzu. Później jednak osoba staje tak blisko, że bez problemu mogę wychwycić jej nutkę perfum. Z żalu niemalże pęka mi serce na nowo.
Yara? — odwracam się w jej stronę, wciąż nie dowierzając, że akurat spotykamy się w ten dzień. Pierwszy raz od dłuższego czasu, mam okazję ją zobaczyć. Nie jestem jednak pewien jej reakcji, dlatego mój uśmiech jest nieco wyblakły, ostrożny. Zazwyczaj cała rodzina pojawiała się z samego ranka do późnego poludnia, nigdy w środku nocy. —Dopiero teraz?

Yara Vanderberg
przyjazna koala
naleśnik puchaty
Tancerka — Shadow
26 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej tańczyła balet, dziś tańczy w Shadow, uznaje tylko płynną dietę wysokoalkoholową i bije wszelkie rekordy w podejmowaniu złych decyzji!
five
life is full of sudden goodbyes

Nienawidziła tego dnia. Ilekroć spoglądała na kalendarz, ta data zdawała się wręcz krzyczeć, to dzień gdy wszystko się zmieniło. Wszystko. A mimo to, siedem lat później, świat nadal się kręcił, mimo że odrobinę lżejszy. Nie potrafiła tego zrozumieć, z każdym rokiem było co raz trudniej, gdy zdawała sobie sprawę z upływającego czasu i tego, że absolutnie nic, nic się nie zmieniło, a jednocześnie… wszystko wróciło do normy. To paradoks, którego nie potrafiła pojąć, choć ciągle próbowała. Nic nigdy nie miało być już normalnie, nie bez niego.
Cały tydzień mijała kalendarz, nie spoglądając w jego stronę ani razu. Tak naprawdę nie musiała, czuła zbliżający się dzień każdą najmniejszą częścią ciała – nie spała, praktycznie nie jadła, wypalała jednego papierosa za drugim, a drżenie rąk usprawiedliwiała zmęczeniem i natrętnymi myślami, nieustannie krążącymi wokół pracy, Logana, niezapłaconymi rachunkami, zatkanym zlewie, który fachowiec miał naprawić kilka dni temu, wszystkimi tymi wręcz niemożliwie przyziemnymi sprawami, które nie miały nic wspólnego z tamtym dniem. Robiła to co roku, na wszelkie sposoby próbowała nie myśleć o tym, co się wydarzyło, aż do ostatniej chwili, gdy…
Przychodziła tutaj.
Zwykle po zmroku, gdy była pewna, że nie spotka rodziców, ani dawnych znajomych brata. Nie lubiła z nimi rozmawiać, a ci zawsze silili się na sympatyczną rozmowę, wspomnienia o tym, jaki był, co zrobił wtedy czy innego dnia, co wciąż ich bawiło. Z każdym rokiem, zauważyła, że przychodzili co raz mniejszą grupą… Nie powinna mieć do nich żalu, a mimo wszystko, czuła, że jest zapominany, a to bolało… o wiele bardziej, niż ktokolwiek byłby w stanie sobie wyobrazić. Tak przynajmniej sądziła… Sądziła też, że o tej porze będzie tutaj sama, mimo to od dobrych kilku minut stała kilka rządów dalej, wpatrując się w plecy kogoś, w kim dopiero po chwili rozpoznała swojego brata. Przez moment biła się z myślami, czy podejść, a gdy w końcu się odważyła, z każdym krokiem, gdy co raz wyraźniej słyszała co mówił, miała ochotę odwrócić się na pięcie i odejść. Gdy jednak usłyszała swoje imię, wiedziała, że jest za późno.
Dopiero teraz? Mimowolnie zmarszczyła brwi, słysząc jego słowa, choć wiedziała, że nie powinna się gniewać. Nie to miał namyśli, Yara.
Nie sądziłam, że ktokolwiek jeszcze tu będzie. — Miała ochotę odwzajemnić ten uśmiech, by wiedział, lecz nie potrafiła, tego dnia wszystko przychodziło jej z trudem. Dlatego też stała gdzie stała, owinięta swetrem, za dużym na nią o kilka rozmiaru, ściskając w ramionach butelkę, którą ukradła z pacy i paczkę cytrynowych żelków. Finn je uwielbiał. Spojrzała na nie, jakby dopiero teraz sobie o nich przypomniała, i poczuła się głupio, choć robiła tak co roku. — Dokończ — powiedziała nagle, podnosząc wzrok na brata. W końcu, przeszkodziła mu i miała ochotę usłyszeć, to co miał zamiar powiedzieć… kolejne „przepraszam”?

Miles Vanderberg
ambitny krab
m.
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
To zabawne — rodzina powinna stać przy czyimś boku na dobre i złe; wspierać się w najgorszych chwilach i razem stawiać czola wszystkiemu. Moja odwróciła się ode mnie po tamtej nocy. Dziadkowie nie żyli, rodzice wymieniali ze mną zdawkowe uprzejmości i czasem zapraszali na obiad, ale to nie był już ten sam kontakt co wcześniej, podchodzili do mnie z dużym dystansem, a rozmowy się nie kleiły. Pomimo zapewnień, że mi wybaczyli, że to nie moja wina, że powinienem żyć za nas oboje i cieszyć się, że przeżyłem, widziałem ten żal w oczach, kiedy odwracali wzrok. Nie potrafili mi spojrzeć w oczy, a ja oswoiłem się z myślą, że może nigdy to nie nadejdzie. Rodzeństwo również zostało jedynie na papierze — kontakt z Yarą praktycznie nie istniał, nie odbierała telefonów, nie odpisywała. Kiedyś lubiłem ją nachodzić o wczesnych godzinach, wiedząc, że zastanę ją w mieszkaniu. Pewnie była zła, a mimo to mi znacznie polepszyło to humor, świadomość, że ją widzę i że wszystko u niej w porządku. Względnie w porządku, bo przecież nie dopytywałem o sprawy większej wagi, sprawy sercowe, jak się czuje. Nie mam już prawa. Odpuściłem sobie to jednak, zmęczony jej brakiem chęci do utrzymania relacji.
Stojąc nad grobem brata, jakkolwiek dziwnie by to nie zabrzmi, cieszę się, że ją widzę. Była jedną z tych, na której widok kąciki ust mimowolnie uciekały ku górze w szczerym uśmiechu. Co prawda warunki do rozmowy były koszmarne, ale kiedy taka okazja jeszcze się nadarzy?
— Tak, no cóż, ja również — przyznaję, uciekając wzrokiem na trzymaną przez nią paczkę słodkości. Podejrzewam, że nie przyszła tu po to, by sama je spałaszować na cmentarzu. Dopiero kiedy dostrzegam logo marki, przez moje ciało przeszywa krótka fala bólu. Zaciskam zęby. Ulubione żelki Finna. Wciąż pamiętała. — Uwielbiał je. Pożerał je garściami, szczególnie te czerwone — po cholerę to mówię? Odnoszę wrażenie, że moje słowa mogą jedynie zaszkodzić w tak napiętej atmosferze, a mimo to pozbywam się ich, wciąż wpatrzony w żółtego misia na opakowaniu. Początkowo nie rozumiem tego co do mnie mówi, niby prosta komenda, a marszczę czoło, jakby czekało na mnie najbardziej skomplikowane równanie matematyczne. Dokończ? Co masz na myśli? — pytam powoli, chociaż w końcu to do mnie dociera. No jasne, nakryła mnie na wylewaniu swoich żali i ryczeniu, byłem właśnie w połowie jakiegoś niekończącego się monologu, kiedy się pojawiła. Jak długo tam stała? Jak wiele zdołała z tego usłyszeć? Kurczę się w sobie, wciskam dłonie w kieszeni spodni najgłębiej jak to możliwe.

Yara Vanderberg
przyjazna koala
naleśnik puchaty
Tancerka — Shadow
26 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej tańczyła balet, dziś tańczy w Shadow, uznaje tylko płynną dietę wysokoalkoholową i bije wszelkie rekordy w podejmowaniu złych decyzji!
Rodzina powinna przy sobie trwać, na dobre i na złe.
Nie znała nikogo kto by się z tym nie zgodził, nawet jeśli uważał to za naiwne czy zwyczajnie… g ł u p i e. Głupie, bo jak przewrotny los już nie raz pokazał, słowo rodzina nie w każdym budzi szczęśliwe wspomnienia. To nie zawsze oboje rodziców, to nie zawsze ciepły dom, ogród z ulubionym drzewem czy wymarzony czworonóg. Wiedziała o tym doskonale, problem polegał na tym, że jej rodzina, a właściwie ich rodzina, ich dom bardzo długo właśnie taki był. Zawsze było głośno, lecz nie z powodu krzyków czy dźwięku tłuczonych na podłodze butelek, było słychać śmiech, niekończące się rozmowy o rzeczach ważnych i ważniejszych dla każdego z nich — lekcje tańca Yary, treningi chłopaków, ostatni ligowy mecz czy letni wyjazd do Sydney… I wszystko to skończyło się, ucichło, właśnie tamtego wieczoru.
Gdyby kiedykolwiek usłyszała od niego, czy kogokolwiek innego, że jej rodzina, a w tym ona sama, odwróciła się od niego, oburzyłaby się, zaprzeczyła od razu, nim jeszcze zdążyłaby pomyśleć i uznać, że te oskarżenia nie są wcale takie bezpodstawne... Nie odbierała jego telefonów potrafiła wpatrywać się w jego imię na ekranie wyświetlacza i zwyczajnie czekać aż przestanie dzwonić. To prawda. Lecz zwykle po kilku godzinach, a czasem po kilku dniach, oddzwaniała, tłumacząc się, jak zwykle, pracą, brakiem czasu, czy cokolwiek przyszło jej do głowy. Mimo wszystko... Mimo wszystko, wciąż był jej bratem. Tak jak on cieszyła się, że jest cały i zdrowy, gdzieś po drugiej stronie miasta. O tym świadczyły telefony, więcej nie potrzebowała, to przynajmniej sobie wmawiała...
Są obrzydliwe – odpowiedziała, nim zdążyła ugryźć się w język, ale to w zasadzie pierwsze co przyszło jej do głowy. I nie było wcale takie dalekie od prawdy. Gdyby chociaż zaśmiała się, mówiąc to, może nie zabrzmiałoby jakby powiedziała to tylko po to, by powiedzieć cokolwiek. – Nie wiem jak mógł je jeść... – dodała, gdy zdała sobie sprawę, jak zabrzmiały jej wcześniejsze słowa. No proszę, stoją tu zaledwie kilka minut.
Co masz na myśli? Nie pospieszyła z odpowiedzią, zamiast tego spojrzała na niego spod uniesionych brwi, jakby chciała powiedzieć, by nie udawał idioty. Wszystko słyszała. Gdy jednak nie odpowiedział, westchnęła ciężko, przewróciła oczami, jak miała w zwyczaju i jak gdyby nigdy nic usiadła na ziemi. Taki zresztą miała plan od samego początku.
Naprawdę wolałbyś tu leżeć zamiast niego? – zapytała, nawet na niego nie patrząc, zamiast tego sięgnąłeś do płyty pomnika, by ostrożnie, pieszczotliwie wręcz zdjąć z niego kilka suchych liści i traw. – Przyłożyłby Ci, gdyby Cię słyszał – mruknęła, jakby nie miała co do tego żadnych wątpliwości, dobrze go znała. Mimo wszystko, byli do siebie bardzo podobni. Dopiero po chwili podniosła głowę w górę, by na niego spojrzeć. – Siadasz czy będziesz tak stał? – To najmilsze zaproszenie na jakie mógł liczyć, skoro już uznała w duchu, że m o ż e zostać.

Miles Vanderberg
ambitny krab
m.
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Patrząc na stojącą przed nim Yarę, nie widział w niej dorosłej kobiety, a małą pulchną dziewczynkę, która uwielbiała wczepiać się w jego bok albo skakać mu na plecy w niezapowiedzianych momentach, aby siły grawitacji zadziałały na jego niekorzyść. Obrazy przesuwały się w jego myślach — jej narodziny, które ledwo co pamiętał, jego podświadomości zaś udało się zachować w pamięci zapach jej drobnego ciałka i miękkość skóry niemowlęcia; jej przyjęcia urodzinowe, na których zawsze stał przy niej i droczył się, że on pierwszy zdmuchnie jej świeczki, jeśli będzie tyle się zastanawiać nad życzeniem; jej pierwszy dzień w szkole, kiedy tak martwiła się, czy trafi z powrotem do domu, że nie można było jej od siebie odkleić; jej pierwszą miłość, o której nasłuchał się wystarczająco dużo szczegółów, by trzy tygodnie później pojawić się pod domem chłopaka i walnąć go w ryj… Za każdym razem, gdy na nią zerkał, nie widział obecnej Yary Vanderberg. Tęsknił za swoją siostrą — tą, która rzucała mu się na szyję, kiedy wracał do domu po długiej przerwie spędzonej na kampusie uczelnianym, nie tą, która patrzyła teraz na niego swoimi wielkimi piwnymi oczami z niepewnością i ledwo skrywaną urazą. Nie winił jej, sam nie był tym samym Milesem, którego pamiętała. Nie dość, że dorośli, to utrata tak bliskiej osoby, zmieniła ich nieodwracalnie.
— To prawda, smakują jak gówno — potwierdza, uciekając gdzieś wzrokiem. Czy rozmowa tak niegdyś bliskich sobie ludzi, do cholery — rodziny — mogła być tak niezręczna? Czuł się, jakby dopiero ją poznał, jakby wcale nie zmieniał jej pieluch. Może to właśnie przez całą tę groteskową scenerię, w której byli? Choć pewnie, gdyby przyszło im się spotkać w kawiarni w inny dzień, dostałby plaskaczem w twarz albo, co gorsza, zignorowałaby go całkowicie. Płeć piękna inaczej reagowała na złamane serca, była bardziej brutalna. Co prawda, Miles nigdy nie zranił jej w żaden sposób, pomijając tylko, że zabił jej ulubionego brata. Drobnostka. 

Kiedy w końcu zbiera się na odwagę i na nią zerka, brunetka siedzi już na ziemi i jak gdyby nigdy nic zadaje mu pytanie. Jej usta otwierają się, widzi to na własne oczy, ale przez pierwszą chwilę jest tak zszokowany, że usłyszała to wszystko, że nie przychodzi mu nic na myśl. Jedynie spuszcza głowę, wpatrując się uparcie w czubki swoich butów, klejące się od mokrej cmentarnej gleby, po czym wypuszcza powietrze z płuc, nie zdając sobie sprawy, że tak długo wstrzymywał oddech.
— Oddałbym wszystko, Yara, żeby zamienić się z nim miejscem — powiedział w końcu, łapiąc jej spojrzenie. Mówił szczerze, z uczuciem, i gdyby mógł, to chwyciłby ją za dłoń, i kazał sobie przyłożyć ją do piersi, aby sprawdziła, czy nie wzrosło mu tętno, czy nie kłamie. Nie robi tego jednak, zamiast tego odkłada butelkę na płytę z imieniem brata, przyjmuje jej zaproszenie i opada tuż obok, na ten kawałek z trawą. Chyba to zapowiadało się na dobry start przy pierwszym spotkaniu po takim czasie, prawda? Udaje jej się go rozśmieszyć, ale nie zmusza się do śmiechu. Nie w tym dniu. Jedynie prycha cicho, a prawy kącik ust wygina się w słabym grymasie
— Jestem przekonany, że nie oberwałbym raz — w końcu rodzina była dla Finna wszystkim, tak samo zresztą jak ich dwójki. Żadne nie chciało stracić siebie nawzajem, to lubił sobie powtarzać. Realia były jednak inne — dobrze wiedział, że z jakiegoś powodu, to Finn był ulubionym bratem Yary, to z nim dzieliła szczególną więź. Miles był tylko starszym, upierdliwym bratem, który pojawiał się raz na jakiś czas w domu i prawił im kazania, lansując się rzeczami, które kiedyś miały dla niego jakiekolwiek znaczenie, a obecnie były niczym. Finn został w domu dłużej, zdołał rozkochać w sobie Yarę w taki sposób, w jaki najstarszy Vanderberg nie miał szans. — Ja też za nim tęsknię— odzywa się, ot tak, po chwili, a może dwóch chwilach milczenia.

Yara Vanderberg
przyjazna koala
naleśnik puchaty
Tancerka — Shadow
26 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej tańczyła balet, dziś tańczy w Shadow, uznaje tylko płynną dietę wysokoalkoholową i bije wszelkie rekordy w podejmowaniu złych decyzji!
Dawno temu przestali być dziećmi, mimo to na długo pozostała między nimi ta dziecięca beztroska. Nie musieli mierzyć się z okropnościami losu, nie oglądali nietrzeźwych rodziców, pustej lodówki ani piętrzących się na stole ponagleń i wezwań do zapłaty. Miała szczęśliwe dzieciństwo, co zawdzięczała również jemu, i właśnie dlatego, momentami przyłapywała się na myśli, że jest… niewdzięczna. Rozkapryszona. Dlaczego nie potrafiła docenić tego, co miała, podczas gdy inni mieli jeszcze mniej? To uczucie wracało do niej falami, i podobnie jak one, uderzały w nią z całej siły. Czuła się podle, za każdym razem wyrzucając sobie, że jest okropną osobą, że nic dziwnego, że spotykają ją wszystkie te okropne rzeczy, bo tylko na nie zasługuje.
Gdyby kto mógł czytać w jej myślach, zalałby się łzami. Nie jestem pewna, na ile przypominała jeszcze jego siostrę.
Kącik jej ust drgnął w uśmiechu, gdy usłyszała co powiedział, ale gdy tylko zdała sobie z tego sprawę, zganiła się w myślach i, zerkając na niego ukradkiem, upewniła się, że tego nie wiedział. Wiedziała, że nie może się na niego złościć wiecznie, lecz złość to nieodpowiednie słowo, niewystarczające — to złość, rozrywający serce żal i poczucie niesprawiedliwości.
Dostałby w twarz, gdyby kiedykolwiek przyszło mu na myśl, wypowiedzieć głośno słowa „zabiłem Twojego ulubionego brata”, nawet jeśli… to bliskie prawdy. Cholera, w i e d z i a ł a. Wiedziała to, wiedziała jak okropnie brzmiały te słowa, nawet we wnętrzu jej głowy. Ulubiony brat. Miała jeszcze dwóch, a w rzeczywistości żadnego, i nigdy nie przeszło jej przez myśl, by w jakiś sposób ich wartościować, albo — o zgrozo — zastanawiać się, którego położyłaby w trumnie zamiast Finna!
Dlatego nie zamierzała udawać, że tego nie powiedział…
Zawsze mogę go wyręczyć — mruknęła, zerkając na niego kątem oka, i przez chwilę żałowała, że zabrakło w tych słowach wesołości. To żart, miała zamiar… ech, cholera wie. — To też by mu się spodobało — dodała, wzruszając lekko ramionami, mając gdzieś czy to prawda, bo przed oczami stanął jej Finn, lecz nie taki, którego oczami wyobraźni oglądała najczęściej, w samochodzie, na fotelu pasażera, a przynajmniej w miejscu, gdzie powinno się znajdować. Nie było jej przy tym, nie widziała nic, ale to nie powstrzymało jej przed wyobrażeniem sobie tego w najdrobniejszych szczegółach. Zobaczyła brata, roześmianego jak zawsze, jakby nic się nie stało. I nagle dociera do niej jego głos, słowa, które jeszcze długo obijają się echem po wnętrzu jej głowy.
Nie wydaje mi się, byś wiedział co to znaczy — powiedziała, podnosząc na niego spojrzenie, by na moment zatrzymać je na jego twarzy, szukając jakiegokolwiek dowodu na to, że się myli. Na moment, tak jej się zdawało. W końcu spuściła głowę, ponownie odwracając się w stronę nagrobka. — Nie było Cię. Nigdy. Tak przynajmniej pamiętam, pamiętam jak tęskniłam za tobą. Czekałam. Ostatecznie… zawsze wracałeś. — W przeciwieństwie do niego. On nie wróci.
I potrzebowała kogoś za to winić.

Miles Vanderberg
ambitny krab
m.
barman — Moonlight
32 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Z wykształcenia ratownik medyczny, ale wyrzuty sumienia nie pozwalają mu pracować w zawodzie. Obecnie dorabia jako barman w Moonlight i nie potrafi rozgryźć swoich uczuć do Violet, mimo, że planuje przyszłość ze swoją ukochaną, Malią.
Dlaczego akurat oni musieli płacić tak słoną cenę za ulotne chwile szczęścia? Dlaczego nie mogli być po prostu pełną, w pełni normalnie funkcjonującą rodziną, która dzwoni do siebie nie tylko od święta, ale i na porządku dziennym, która dba o siebie nawzajem i kupuje sobie gwiazdkowe prezenty? Dlaczego wszystko musiało się tak zjebać w przeciągu jednego zaledwie wieczora i dlaczego właśnie wtedy pogoda postanowiła spłatać im figla? Policjanci wymyślali wiele argumentów, zarzekając się, że to nie jest jego wina, że skąd mógł wiedzieć o beznadziejnych warunkach pogodowych, kiedy w zaledwie parę minut zerwała się okropna burza; że teoretycznie wyprzedzanie na tej szosie było dozwolone, a kierowca z nadjeżdżającego vana wypił nieco więcej wina podczas lunchu niż obiecywał swojej małżonce przez telefon? Za każdym razem, słysząc kolejne kłamstwo z ich ust, Miles powtarzał sobie tylko w głowie — To moja wina, co później stało się jego mantrą, afirmacją, czasem nawet modlitwą. Sądził, że jeśli będzie żałował odpowiednio mocno, zaraz obudzi się, a rzeczywistość okaże się tylko naprawdę kiepskim koszmarem.
— Ha, chciałbym to zobaczyć — mimowolnie droczy się z nią, zaraz jednak przytomnieje, a głowa z powrotem leci mu w dół, jakby nie potrafił znieść tego ciężaru spoczywającego na barkach. Nie powinien żartować, nie teraz, nie z Yarą. Nie chciał robić samemu sobie nadziei, że jeszcze będą mieć normalne stosunki, jak prawdziwe rodzeństwo. Mieli już na to swoją szansę i za każdym razem zostawał sam, odrzucony przez pojedyncze kliknięcie czerwonej słuchawki; stojąc w strugach deszczu pod jej mieszkaniem i dobijając się domofonem, byle tylko zamienić z nią słowo, usłyszeć jej głos, pocieszyć.
— Nie wiem, co to znaczy, bo nie byłem z nim aż tak zżyty jak Ty, to chciałaś powiedzieć? — pyta, siląc się na spokój. A może chodzi jej o to, że nie zasługuje na to, by za nim tęsknił? — Gdybyś to Ty była starsza i wzywałoby Cię życie osoby dorosłej, nie uciekłabyś w wielki świat? Zostałabyś do końca w Lorne Bay, zamknęła przed sobą wszelkie możliwości? — zaczyna kręcić głową, jakby sam nie dowierzał w swoją argumentację. Chryste, siedzą nad grobem swojego zmarłego brata, a on zaczyna gadać o możliwościach. — Nigdy sobie tego nie wybaczę, nigdy, rozumiesz? Ale to nie zmienia faktu, że tęsknie za nim każdego dnia i do dziś nie jestem w stanie znieść swojego odbicia w lustrze. Nienawidzę się za to, że ci go odebrałem, że odebrałem go nam — ciągnie, nie bacząc na to, że kwiatek, którym przed chwilą nerwowo się bawił, został podarty na strzępki. Wciąż skubie płatki, rwie je na tak małe kawałeczki, że po chwili pozostaje z nich jedno wielkie… — Nic. Nic mi nie pozostało, Yara.

Yara Vanderberg
przyjazna koala
naleśnik puchaty
Tancerka — Shadow
26 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej tańczyła balet, dziś tańczy w Shadow, uznaje tylko płynną dietę wysokoalkoholową i bije wszelkie rekordy w podejmowaniu złych decyzji!
Dlaczego? Próbując odpowiedzieć na to pytanie, ludzie uzbroili się w całą masę nic nie znaczących, momentalnie absurdalnych, powiedzonek — bo takie jest życie, bo życie to nie koncert życzeń, bo oczekując tęczy trzeba pogodzić z tym, że najpierw przychodzi burza. Jeśli zapytać Yarę, to zwykłe pieprzenie. Szczególnie to o burzy. Nie lubiła jej na długo przed wypadkiem, w zasadzie odkąd była mała. Nie potrafiła jej sobie wytłumaczyć ani przyjąć tłumaczeń innych. Grzmoty i błyskawice, potworny hałas i uderzający o szyby deszcz, niespokojna woda. Zawsze widziała w tym coś więcej niż tylko pokaz siły Matki Natury. Nie potrafiła oprzeć się wrażeniu, że gdzieś, nieważne jak daleko, dzieje się coś złego… Skąd mogła wiedzieć? Nie, nie, nie. Nie miała pojęcia, chciałaby powiedzieć, że było inaczej, że tchnęło ją złe przeczucie, ale to gówno prawda… dziś, siedem lat później, nie potrafiła przypomnieć sobie, co robił tamtego wieczora, gdy jej bracia, cóż, znaleźli się w nieodpowiednim miejscu i czasie. Podobnie jak kierowca czerwonego vana… Wiedziała tylko ile, ile jej powiedziano, ale potrafiła wyobrazić sobie znacznie więcej, i momentami naprawdę się za to nienawidziła.
Jak trudne miało być odzyskanie tego wszystkiego, co z taką łatwością stracili? Cholernie trudne, jak widać. Nie potrafiła zachować pozorów nawet przed pięć minut, pięć minut, nic więcej, mogła postarać się bardziej, roześmiać się, szczerze, obudzić dobre wspomnienia o Finnie, których przecież oboje mieli mnóstwo, zamiast tego postanowiła być… małostkowa i okrutna.
To chciałaś powiedzieć? Przez chwilę utkwiła wzrok w jego twarzy, gdzieś na wysokości tych przeraźliwie smutnych oczu, które, jakby wydawały jej się nie dość smutne, bo patrzyła długo, licząc na to, że się skruszy, znowu. Zamiast tego… mówi o niespełnionych możliwościach.
Jesteś niemożliwy — mruknęła, kręcąc głową z niedowierzaniem, naprawdę, nie wierzyła, że naprawdę to powiedział, zwłaszcza dzisiaj, zwłaszcza… tutaj. — I tak, uważam, że nie masz pojęcia, co to znaczy, i prawdopodobnie nigdy się nie dowiesz, właśnie dlatego! — Przez chwilę pożałowała, że weszła mu w słowo, gdy usłyszała co powiedział później, a może nie tyle co powiedział, lecz sposób w jaki to zrobił… Patrzyła bez słowa na strzępy kwiatka, które rzucał na ziemię, i cholera, w tej chwili nie czuła się wiele lepiej od niego. I była wściekła, tak bardzo wściekła, miała ochotę potraktować go w ten sam sposób! — Nic? Jesteś cholernie niewdzięczny, wiesz o tym? — powiedziała, podnosząc się z ziemi. — Następnym razem, gdy powiesz coś takiego, staraj się nie zapomnieć, że to nie ty leżysz sześć stóp pod ziemią — powiedziała, ciskając w niego paczką tych nieszczęsnych, obrzydliwych żelków, zabrała butelkę i odwróciła się na pięcie, zostawiając go samego. Tak, zrujnował jej ten dzień!

ZTx2
Miles Vanderberg
ambitny krab
m.
ODPOWIEDZ