25 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
koala daddy + cyclist + unsuccessful musician + torn between his legacy and his dream + chaotic neutral
002
outfit

Od jej śmierci minęło już parę dobrych lat, ale on nie zapomniał. Odwiedzał ją przynajmniej raz na dwa tygodnie, choć zwykle częściej. Dbał o jej nagrobek i przychodził tu z nią porozmawiać. Z początku czuł się z tym głupio, ale obecnie nie miał w sobie już krzty wstydu. Wierzył, że mogła go usłyszeć i że było jej miło kiedy tak do niej wpadał. Za życia nie opowiadał jej zbyt wiele o tym co przeżywał poza domem, ale po śmierci otrzymywała już wszelakie informacje z różnych dziedzin. Nie bał się oceniania czy przekroczenia granic, choć niekiedy zaznaczał, aby starała się mu nie prawić kazań i go nie krytykować, tak, jakby faktycznie miała środki aby to zrobić. Każdą wizytę kończył grając trochę na harmonijce, bo matka to uwielbiała.
Po pracy wziął długi zimny prysznic, zjadł dwa banany z kuchennego blatu, aby uchronić je przed dalszym brązowieniem i niespiesznie ruszył spacerem na miejscowy cmentarz. Przez moment rozważał podróż rowerem, ale miał później udać się ze znajomymi na piwo, więc wolał postawić na bezpieczniejsze rozwiązanie. Miał dobry nastrój i czuł, że będzie to przyjemne popołudniu. Do czasu.
Już z oddali widział, że w pobliżu grobu Fenelli ktoś się kręcił. Wpierw go to nie zdziwiło, bo nawet jeśli skrycie marzyła, aby opuścić Lorne Bay, to jednak była zabawną i towarzyską kobietą. Miło, że ktoś postanowił ją odwiedzić, bo nigdy wcześniej nie doświadczył tego widoku (ojciec się nie liczył). Uśmiechnął się nawet pod nosem, ale kiedy zaczął się zbliżać, to coś mu przestało pasować. Osobnik był dość młody, wręcz zbyt młody, aby być jakkolwiek powiązany z jego matką. Mało tego, był prawie pewien, że zabrał coś sprzed nagrobka i to sprawiło, że momentalnie się odpalił. - HEJ! - zawołał groźnie i rzucił się do biegu w kierunku bruneta, który z kolei zaczął się wycofywać i również biec. To tylko zmotywowało go do podkręcenia tempa i choć chwilę go gonił, to w końcu wpadł na niego z impetem i obaj upadli na trawnik, tocząc się po nim przez moment. Całe szczęście, że los się do niego uśmiechnął i to on wylądował na górze. - Co Ty wyprawiasz?! - zapytał z pretensją, patrząc na niego wściekle i szarpiąc jego ręce, jakby chciał zobaczyć co takiego ukradł jego matce. Coś ostatnio agresywny był ten Islwyn, najpierw incydent na dachu z Jeremym, a teraz to.

phineas woodsworth
ambitny krab
a
żałobnik, kiedyś pianista — cmentarz
26 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
what about sleeping a little longer and forgetting all this nonsense?
#2

Cmentarne nie-życie posiadało swoją specyficzną mieszankę zapachową - o identycznej bazie urozmaiconej odmiennością każdego miejsca. Parafina, więdnące wieńce i ten jeden niełatwy do określenia składnik. Phineas dość długo nie był nawet świadom tej specyfiki - elementu wchodzącemu w skład aury granicznego miejsca dwóch przeciwnych światów. A on sam czuł się niepasujący do żadnego z nich; bez życia nadal egzystujący. Wygnany i obcy z miejsca tak dobrze mu znanych - och, na własne dramatyczne życzenie!
Przystanął przy jednym z nagrobków, w konsternacji przyglądając się pustej płycie nagrobnej... a przynajmniej niezapełnionej w oczekiwany przez niego sposób. Zdecydowanie nie przypominał niedawno zajętego grobu, a ławeczka znajdująca się nieopodal nie wyglądała jak rozpadające się kawałki drewna, o których opowiadał jeden ze współpracowników. Burcząc coś niezrozumiałego pod nosem z niezadowolenia, zerknął jeszcze na zapisany skrawek kartki i po braku jakiegokolwiek olśnienia zgnieciony w kulkę z powrotem wcisnął do kieszeni spodni. Rozdrażnionym takim obrotem spraw, podniósł leżący z boku nagrobka wieniec - przypominający już bardziej kawał zieleniny nadający się jedynie do wyrzucenia. Nie było to może jego aktualne zadanie, ale przynajmniej biedna nieboszczka na tym skorzysta. Nie zdążył ruszyć się na krok, gdyż nagle ciszę przerwał głośny okrzyk - ten momentalnie przykuł uwagę młodego mężczyzny, odszukującego wzrokiem źródła hałasu. To do Ciebie - przeszło mu przez myśl, kiedy nieznajomy z gniewną miną ruszył ku niemu. Dość irracjonalny odruch spowodował, iż rzucił się do ucieczki - dlaczego miałby uciekać? Ich bieg nie trwał zbyt długo, zakończony przeturlaniem po cmentarnym trawniku - gdy tylko doznał bliskiego przywitania z trawą, pozwolił ulecieć głośnemu przekleństwu.
W pierwszym i następnych odruchach porywczego serca w zamiarze miał wymierzyć pięścią cios w twarz w tego szaleńca - druga nadal zaciśnięta na pozostałościach zwiędniętego wieńca. Dłonie rwały się do walki; te same, które jeszcze parę miesięcy temu wodziły z umiłowaniem po czarno-białych klawiszach fortepianu - czy bogowie sztuki uroniliby łez nad takim marnotrawstwem? Zmarszczył na chwilę brwi w zdziwieniu, jakby nie rozumiejąc sensu usłyszanego pytania - powołali cmentarnych cieci? - Na pewno nie siedzę na kimś okrakiem na cmentarzu - z zawadiackim uśmiechem unoszącym coraz wyżej kąciki ust, przyglądał się cmentarnemu awanturnikowi. Spora część nieszczęścia tej sytuacji polegała na pragnieniu Phineasa do podjudzania, nawet w tak niekorzystnej dla niego pozycji. Przestał się na moment szarpać z przeciwnikiem - ni to wyczekując odpowiedniego momentu, ni to analizując w myślach cały zaistniały chaos. - Pracowników sklepu też powalasz na ziemię? - drwił trochę z nieznajomego, nie znając przyczyny nagłej pogoni i prawdopodobnie balansując na granicy kolejnych przepychanek. Tak samo jak buzujące w nim emocje znajdowały się na granicy rozbawienia oraz gniewu... i pełnym tych uczuć spojrzeniem wpatrywał się w hebanowe oczy oprawcy.

Islwyn Argall
25 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
koala daddy + cyclist + unsuccessful musician + torn between his legacy and his dream + chaotic neutral
Zacisnął mocniej zęby, kiedy chłopak z niego zadrwił. - Bawi Cię to?! - warknął znów, wciąż nie zdając sobie sprawy, że doszło do filmowego wręcz nieporozumienia. Przyszpilił jego nadgarstki do ziemi, co zdawało się powstrzymać jego dalszy opór. Zawisł nad nim, wciąż z groźną miną, a czarne włosy powoli opadły mu na twarz, zwisając złowieszczo centymetry od twarzy Phineasa.
- Co? - złość w ułamek sekundy przeszła w skołowanie, a uścisk zelżał. Wycofał się lekko, wciąż jednak na nim siedząc. - Przecież... - nie było łatwo, mnóstwo myśli kręciło mu się w głowie, ale odpowiednie trybiki nareszcie zaczęły się załączać. - Pracujesz tutaj? - zapytał z lekkim niedowierzaniem. Chłopak miał może z dwadzieścia jeden lat góra. No dobra, może trochę przesadzał. Cień zarostu na jego podbródku nie mógł należeć do kogoś, kto ledwo co przeszedł okres dojrzewania. Konkluzja była jednak taka - dlaczego ktoś tak młody pracował na cmentarzu? - To z grobu mojej matki, nie musisz się nim zajmować. Regularnie tu przychodzę - poinformował go wreszcie, tym razem zdradzając swoje zachowanie. Kiedy kropki się ze sobą połączyły, to spojrzał na całe to zajście z drugiej strony i zrobiło mu się głupio. Po raz kolejny reagował zbyt intensywnie i się kompromitował, ale był gotów to uzasadnić dobrymi zamiarami. Gdyby chodziło o inny grób, to może ograniczyłby się wyłącznie do krzyku, ale był zbyt lojalny w kwestii swojej rodziny.
- Przepraszam, poniosło mnie - zmarszczył brwi, prostując się na nim i wreszcie zwalniając go ze swojego ciężaru. Dobrze, że mu nic nie połamał, bo jednak był dwukrotnie szerszy i wcale nie brał tego pod uwagę, kiedy go staranował. Po krótkiej chwili stał już nad nim z ręką gotową do pomocy i przepraszającym wyrazem twarzy. - Myślałem, że kradniesz - było to już chyba oczywiste, ale i tak czuł potrzebę podkreślenia swej motywacji.

phineas woodsworth
ambitny krab
a
ODPOWIEDZ