kelner — beach restaurant lorne bay
21 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Kończę się w twoich oczach
Umiem być ciszą
Kończę się w twoim śnie
xx styczeń 2022 xx
W okienne szyby rytmicznie uderzał deszcz, kiedy Hector - dużo bardziej zdenerwowany niż zazwyczaj, kiedy znajdował się w podobnych sytuacjach - skubał zębami wewnętrzną stronę policzka i myślał o tym, że starym zwyczajem, kiedy jego samopoczucie rosło w siłę, zjawiała się jakaś obślizgła dłoń, która upewniała się, żeby przytrzymać go nisko, przy samej ziemi. Tym razem rolę tej dłoni przybrało ciężkie widmo kosztów, które miały pochłonąć choćby prowizoryczne odrestaurowanie podstawowych części domowej elewacji po skutkach uporczywie nieprzechodzącej ulewy. A, jakby tak się zastanowić, to stanowiło jedynie wierzchołek góry lodowej, bo zaraz pod tą nieciekawą warstwą, mającą swoje urzeczywistnienie w rozległym już grzybie, który zadomowił się na wilgotnych ścianach w salonie (wywołując przewlekły kaszel już nie tylko u Hectora, zawsze wrażliwego na takie rzeczy, ale także u Nullah, co stresowało Silvę jak cholera), kryła się długa lista potrzeb mniej pilnych, ale z pewnością drażniących hectorowe sumienie. Na przykład fakt, że Nullah nigdy nie mógł pojechać na żadną klasową wycieczkę, bo zawsze istniały inne wydatki albo to, że niektóre wścibskie sąsiadki plotkowały między sobą niezwykle zajadle o tym, jak porzuca brata nocami, zostawiając go samego z pijaną matką (co za skończone idiotki; jeżeli kiedykolwiek ktoś wpadnie na pomysł włamania im się do domu, to to będzie jedynie ich wina... prawie), albo wezwanie zaadresowane do matki wezwanie do urzędu, na które nie mogła się stawić, bo Hector nie był w stanie upilnować jej, żeby choć jednego dnia przed trzecią po południu nie była wciąż pijana albo na okrutnym kacu, albo...
Przywyknął już do tego, że sypało się zawsze, kiedy próbował być szczęśliwy w najprostszym tego słowa znaczeniu. A może wtedy po prostu miał wreszcie przestrzeń na dostrzeżenie piętrzących się problemów? Zaraz za tą obojętną akceptacją przewrotności życia, przyszło też jako takie pogodzenie się z myślą, że zawsze już będzie musiał rezygnować z tego, co faktycznie zasilało mu dopaminowe rezerwy, żeby zająć się tymi wszystkimi przyziemnymi sprawami - kiedy urodził się Nullah, świadomie odpuszczał szkołę i spotkania z przyjaciółmi, żeby upewnić się, że zawsze był najedzony i przewinięty (z czym matka miała problem stanowczo zbyt często, żeby być w stanie przekonać go, że ważniejsza jest matematyka - w co sama chyba nie wierzyła); kiedy po raz pierwszy się zakochał, rozstał się z dziewczyną, za którą płakał jeszcze długimi miesiącami, bo trzeba było zostawić szkołę i życie towarzyskie, żeby skupić się na pracy i rodzinie. To wszystko było nie fair, a wieczne gaszenie rozpalającego się stale na nowo w sercu buntu pochłaniało więcej energii niż mógł przypuszczać, ale tak naprawdę nie miał w tej kwestii żadnego wyboru - a nie należał też do osób, które zwykły były nad swoją feralną sytuacją użalać się do przesady; przynajmniej nie świadomie, choć czasem rzeczy, które były dla niego oczywistością, wprawiały rozmówców w konsternację.
Teraz, stojąc przy drzwiach na zaplecze restauracji, w oczekiwaniu aż miła kelnerka o słodkim uśmiechu i zapachu ciężkich, anyżowych perfum wróci do niego z informacją czy jej przełożony skończył już sprawunki, jak to uroczo ujęła i może przyjąć go na rozmowę. Powinien uspokajać go fakt, że znał Hyde’a od solidnych paru lat i wiedział, że to całkiem w porządku facet, niezależnie od głupich plotek, na które można było nadziać się na każdym rogu, jak na ostre kolce-pułapkę, ale zamiast tego fakt, że Terrel musiał już mieć o nim jakieś bardzo konkretne wyobrażenie, jedynie dodatkowo go stresował, choć odhaczył już w życiu wystarczająco dużo rozmów o pracę, żeby móc poszczycić się posiadaniem wyćwiczonej pewności siebie i przekonującego uśmiechu, jeśli o to chodziło. Teraz? Och, teraz poszedł nawet do biblioteki, żeby nawet napisać i wydrukować CV, dając za to pani za biurkiem jakąś niebotyczną sumę drobniaków i prawie dostał zawału, kiedy po wyjściu z toalety zobaczył, jak Nullah je nad nim zupę. Wyprasował białą koszulę i podwinął rękawki w taki sposób, że nie wydawała się na nim już tak okropnie za wielka - choć wciąż ewidentnie nie należała do niego; podejrzewał, że zostawił ją u nich w domu jakiś z jednonocnych matczynych towarzyszy i kiedyś uznałby przygarnięcie sobie części ubioru któregoś z tych oblechów za odrażające, ale teraz nawet nie zastanowił się dwa razy; udało mu wetknąć ją w spodnie tak, że nie wystawał z nich ten fragment poplamiony czymś, czego genezy wcale nie chciał znać.
Seniorka spożywająca w ciszy i samotności obiad od dłuższej chwili wbijała mu w kark przenikliwe spojrzenie.

Hyde O. Terrell
niesamowity odkrywca
kaja
Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
Jeśli ktoś wiedział, jak to jest być wychowywanym przez niestabilną alkoholiczkę z pewnością było to Hyde O. Terrell. Marianne nigdy nie obchodziły jej dzieci, które nie raz chodziły głodne, zmarznięte, w za krótkich spodniach oraz przymałych butach. Sam Hyde doskonale wiedział, że gdyby nie opieka Joan zapewne nie dożyłby tego paskudnego wypadku w dniu, gdy Marianne zwyczajnie postanowiła się ich pozbyć w dość niedelikatny sposób. Doskonale pamiętał tamte wszystkie lata, chyba nie potrafiąc zapomnieć o tych wszystkich krzywdach, jakie dosięgnęły go ze strony biologicznej matki, już na zawsze się na nim odbijając, nawet jeśli później mógł liczyć na dostatnie oraz szczęśliwe życie pod skrzydłami Sheppardów.
I to chyba te przeżycia sprawiały, że zwyczajnie nie mógł patrzeć na dziecięcą krzywdę, zwłaszcza tą, której doznawali ze strony swoich własnych rodziców, którzy powinni ich bronić oraz o nie dbać. Podobne sytuacje wywoływały w nim niesamowitą złość w stronę rodziców (których zapewne zatłukłby własnoręcznie, jeśli byłaby mu dana szansa) oraz pragnienie niesienia pomocy w stronę dzieci. Niestety, świat nie był miejscem idealnym i takie sytuacje nadal miały miejsce, a temat dzieciństwa nieprzyjemnie powracał do jego głowy odkąd przyszło mu odnaleźć biologiczną siostrę.
Z zamyślenia wyrwała go jedna z kelnerek zapowiadająca gościa, o którym Hyde zdążył zapomnieć w biegu dnia, przepełnionego tymi wszystkimi obowiązkami, jakie ostatnio nakładały się na jego głowę. Dla pewności przewertował swój kalendarz odnajdując odpowiedni zapis, po czym wyszedł ze swojego niewielkiego biura, wpierw kierując kroki do jednego z kucharzy, aby zlecić mu przygotowanie zakupowej listy. Dopiero po tym skierował kroki do miejsca, w którym kelnerka kazała czekać chłopakowi, a przyjazny uśmiech pojawił się na jego wargach, skrytych gdzieś między równo przystrzyżoną brodą.
- Cześć. - Przywitał się, wyciągając w jego stronę silną dłoń. Niebieskie spojrzenie uważnie powiodło po chłopaku, którego znał głównie z farmy ananasów oraz opowieści jego matki, które teraz, gdy tak patrzył na chuchro w stanowczo za dużej koszuli nabierały pełnego znaczenia. Silva dziwnie kontrastował z panem Terrell, teraz ubranym w doskonale skrojony garnitur Boss’a, choć spod mankietów oraz kołnierzyka jego koszuli wystawały czarne znaki tatuaży zdobiących jego skórę.
- Chodź, porozmawiamy w moim biurze. - Z tymi słowami na ustach wskazał mu odpowiedni kierunek, nie chcąc rozmawiać w towarzystwie zaciekawionych uszu innych pracowników, samemu nie do końca będąc pewnym, z jaką sprawą chłopak do niego przychodził. Chwilę później znaleźli się już za zamkniętymi drzwiami niewielkiego pomieszczenia, w którym stało dębowe biurko oraz dwa, wygodne krzesła - Hyde nigdy nie był zwolennikiem wielkich, prezesowskich foteli. - Siadaj, proszę. Napijesz się czegoś? - Zapytał grzecznie, wskazując mu jedno z miejsc i, jeśli tylko wyraził taką chęć, wręczając mu szklankę wody. Sam Hyde zajął swoje miejsce za biurkiem, przez chwilę uważnie przyglądając się chłopakowi. Czy podobnie wyglądałby, gdyby Marianne nie zginęła? Nie wiedział, lecz jedenastoletni Hyde w niczym przypominał tego umięśnionego mężczyznę którym był teraz. - To co cię do mnie sprowadza, Hectorze? - W biznesie pan Terrell nigdy nie lubił chodzenia na palcach wokół tematu, woląc od razu przechodząc do konkretów. A skoro spotykali się w jego restauracji z pewnością chodziło o jakiś biznes, inaczej nie przychodziłby tutaj, w tej niedopasowanej koszuli oraz z kartką w dłoni. Owszem, domyślał się co miała na celu ta wizyta, wolał jednak wszystko usłyszeć z ust młodego chłopaka siedzącego tuż przed nim.

hector silva
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
kelner — beach restaurant lorne bay
21 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Kończę się w twoich oczach
Umiem być ciszą
Kończę się w twoim śnie
Można byłoby założyć, że łatwiej przychodziło się z prośbą o przysługę do kogoś, kogo kojarzyło się choćby z widzenia, niż do kompletnego nieznajomego. Przysługę? Tak to się teraz nazywa? A co z upartym postanowieniem, żeby nie rościć sobie prawa do czyjegokolwiek współczucia? To nie ma być przysługa, tylko umowa - nawet tylko taka na gębę; transakcja, układ? Nie przysługa, Hector, nie będziesz niczyim dłużnikiem). Tak też musiał pomyśleć Silva, być może ignorując, a być może wypierając wagę informacji, jakie przekazywały mózgowym synapsom uparcie pocące się dłonie i ogólna nerwowość, której nie potrafił stawić czoła zgodnie z codziennymi przyzwyczajeniami. To zabawne, że tak łatwo było złamać kogoś, kto wyniósł ze sklepu już dobre kilka kilogramów płatków czekoladowych pod materiałem za dużej bluzy, nie wspominając nawet o serach, wędlinach i innych podstawowych, w gruncie rzeczy, spożywczych artykułów, które odstraszały go ceną równie skutecznie, co kusiły do złego. W cudzysłowie, oczywiście, bo wcale nie uważał nieregularnego podbierania supermarketom towaru – zbijały i tak odpowiednio duży kapitał, z pewnością kierownikom nie robiło różnicy te kilka brakujących ziemniaków czy kartonów mleka, o których braku orientowali się dopiero przy szeroko zakrojonej inwentaryzacji (o ile w ogóle). Nie kradł nigdy od pomniejszych, lokalnych sklepikarzy – tutaj pozwalał jeszcze dochodzić do głosu sumieniu, które przecież tak często uciszał.
Hyde wyglądał tak, jak Hector go zapamiętał – duży, ale absolutnie nie otyły, za to szeroki w barach i wysoki tak bardzo, że on sam automatycznie znowu poczuł się przy nim jak dzieciak, którym był przecież, kiedy dorabiał sobie na farmie ananasów. Jedynie styl ubioru uległ u niego gwałtownym przeobrażeniom, a może to wrażenie było jedynie wynikiem tego, że Silva nigdy nie widział go bezpośrednio w pracy? W restauracji. W tej, której był właścicielem, więc logiczne, że musiał prezentować się porządnie. Nie jak Hector w za dużej, poplamionej koszuli, która leżała na nim, jakby wyciągnął ją ojczulkowi z szafy i miał zamiar bawić się w dorosłego. Jakby usilnie chciał wywrzeć na Hydzie wrażenie całkiem odrębne od tamtego wspomnienia nastoletniego siebie, ze spieczoną od słońca buzią i przystrzyżonymi krzywo (bo własnoręcznie) włosami; jakby chciał powiedzieć: hej, jestem już dorosły, umiem wyglądać porządnie i przykładać się do pracy. Było mu ogniście obojętnie, czy pracą tą miało być zmywanie kilku tuzinów naczyń, krojenie ogórków czy manewrowanie między stolikami z tacami zastawionymi jakimiś (z pewnością wymyślnymi i cholernie pysznymi) potrawami.
Posłusznie podążył za nim do biura, zgodnie z jego sugestią siadając na jednym z krzeseł, żeby zaraz z zalążkiem uśmiechu na ustach pokręcił głową, kiedy mężczyzna zaoferował mu wodę. Jeszcze by się oblał albo rozlał ją po biurku, a to raczej nie sprzyjałoby jego wizerunkowi jako potencjalnemu zleceniobiorcy. Dobrze mu szło. Nie zdążył jeszcze palnąć żadnej głupoty (może dlatego, że nie wypowiedział jeszcze ani jednego zdanie? Nic, tylko tak trzymać!) ani potknąć się o próg, więc chyba można było śmiało uznać, że wstęp miał niezły. Przypomniał sobie te wszystkie sytuacje, kiedy z czarującym uśmiechem na ustach dziękował pani przy kasie za obsługę, nie zdradzając się wcale, że w torbie miał schowaną co najmniej kolejną równowartość nabitego przez nią paragonu. Czym ta sytuacja różniła się od tamtej? Trzeba było porządnie się zareklamować i nie dać się przyłapać na tym, że c o k o l w i e k mogłoby być nie tak. Jego liche doświadczenie w gastronomii, na przykład, czyli coś, co w życiu nie zagwarantowałoby mu przepustki do podjęcia pracy w takiej restauracji. Słysząc pytanie, które było przecież całkiem przewidywalne, wstrzymał oddech na odrobinę zbyt długo, aż lekko zakręciło mu się w głowie. No dalej.
- Tak, więc… zastanawiałem się czy nie szukacie kogoś do pracy, na przykład – wypowiedział w końcu, zaskakująco spokojnie i wyraźnie, biorąc pod uwagę jak nieznośnie kołatało mu serce. Przez chwilę zawahał się, czy nie powinien mówić do niego na pan, ale szybko uznał, że to byłoby dziwne i krępujące. Znali się krótko, przelotnie i z przeszłości, ale nawet jako podlotek nie panował mu nigdy, co być może było błędem – bo urodziło w tej sytuacji tak wiele wątpliwości. – Przyniosłem CV, proszę – przypomniał sobie natychmiast, zaraz kładąc na biurku tak pieczołowicie zaopiekowaną przez cały dzień kartkę. – Wpisałem tylko te najważniejsze rzeczy… mam dużo większe doświadczenie, tak naprawdę – dodał zaraz, nawet nie dając mężczyźnie czasu na pochylenie się nad tekstem. – Jasne, jeśli chodzi o gastronomię, to to były tylko food tracki i fast foody, ale jestem gotowy do dokształcenia się i dalszego rozwoju w tym kierunku – wyrecytował formułkę, którą wyćwiczył przed lustrem zanim wyszedł z domu, dumny z tego, jak to brzmi i nie zauważając jeszcze, że być może rozpędził się za bardzo, nie dając nawet O’Terrellowi szansy na zadanie jakichś pytań, pomiędzy kolejnymi elementami jego wypowiedzi. – No i i farma ananasów też się trochę zalicza do gastronomii? – zaryzykował niepewnie, chociaż potem pewnie będzie kompletnie zażenowany wysunięciem takiego wniosku. – Jestem bardzo dyspozycyjny, naprawdę; na etat albo półtora, nie przeszkadzają mi nadgodziny, staram się być zawsze na czas, nie mam w planach zachodzenia w ciążę ani przewlekłych problemów zdrowotnych – wyrzucił znowu na jednym oddechu, żeby wreszcie zamilknąć gwałtownie, wpatrując się w Hyde’a z wyczekiwaniem.

Hyde O. Terrell
niesamowity odkrywca
kaja
Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
Uważnie obserwował to zjawisko, jakie pojawiło się w jego restauracji, gdy już znaleźli się w jego biurze a on rozsiadł się wygodnie w swoim krześle. Zjawisko speszone, chyba odrobinę przestraszone (i miał nadzieję, że nie jego posturą) przystrojone w za dużą koszulę… Cel jego przyjścia wydawał się Terrellowi niemal oczywisty i tak jednak chciał usłyszeć to z jego ust - głównie z jednego powodu, jakim było sprawdzenie tego, jakich użyje do tego słów; czy zapał pojawi się w jego oczach; czy ujrzy w nich, że faktycznie zależy mu na stanowisku, a nie jest to jedynie zachcianką dzieciaka, by w końcu poczuć się samodzielnym i z własnej kieszeni co piątek kupować drinki. Co prawda Silva nie wyglądał mu na kogoś, kto dopuszczałby się podobnych czynów bądź zachcianek… Na dobrą sprawę jednak niewiele o nim wiedział, ot tyle co zamienili kilka słów na farmie, kilka plotek i pochlebnych słów, jakie padły w jego stronę z ust adopcyjnych rodziców Terrella.
Niebieskie oczy przyglądały mu się uważnie, a gdy wręczył mu CV do rąk, krótkie: - Zobaczmy… - Wyrwało się z jego ust basowym głosem. I już przesunął spojrzenie w stronę kartki, aby spokojnie się w nią wczytać, to jednak nie było mu dane, gdyż chłopaczyna zarzucił go słowami. Słuchał więc. Uważnie, ze spojrzeniem wbitym w jego twarz, zupełnie jakby próbował coś z chłopaka wyczytać. Wbrew wszelkim pozorom, pan Terrell należał do niezwykle prostych ludzi, którzy, jeśli mieli ku temu sposobność zwyczajnie pomagali… To jedynak nie sprawiało, że ot tak mógł palnąć, że pomoże… Nie, to z pewnością ugodziłoby męską dumę jego towarzysza, a sam Hyde doskonale wiedział, jak to jest gdy coś w nią uderza. Musiał więc znaleźć odpowiednią taktykę i męczył się przy tym bardziej, niż wtedy gdy szukał pretekstu, aby pojawić się do mu Crane po dwutygodniowej nieobecności.
Finalnie parsknął śmiechem, gdy ostatnie słowa wyleciały z jego ust, a chłopak wyglądał zupełnie jakby za chwilę miał zemdleć. - No jakbyś zaszedł w ciążę to byłoby coś… Obawiam się jednak, że wtedy porwaliby cię na jakieś badania. - Na przykład do osławionej strefy 51 (albo 52, nie był pewien) o której wiedziały jedynie wysoko postawione, amerykańskie szychy z którymi kiedyś przyszło mu jeść ugotowany przez siebie obiad. Niebieskie spojrzenie powędrowało na kartkę, aby uważnie przemknąć po zapisanych na niej słowach. Nie było tego dużo jak na kogoś, kto chciał znaleźć pracę w gastronomii. Z pewnością jednak było sporo na kogoś, kto był od niego młodszy od ponad dekadę i chyba jeszcze (albo do niedawna, nie był pewien) powinien siedzieć w szkole.
- A co na to rodzina? Nie powinieneś jeszcze się uczyć? Twoja mama nie będzie miała nic przeciwko temu, że pracowałbyś na etat bądź więcej? - Spytał, unosząc z zaciekawieniem brew ku górze. Po tym co słyszał o pani Silva był pewien, że z pewnością nie będzie jej to przeszkadzało, a wręcz mogłoby być niezwykle na rękę. W ten sposób chciał jednak subtelnie wypytać o to, jak też wyglądały jego warunki. - Miałeś chyba brata, nie? Co u niego, zdrowy? - Dopytał jeszcze, nim na chwilę powrócił wzrokiem do kartki, zastanawiając się też, czy był w stanie złożyć mu jakąś propozycję. Chciał, to z pewnością, nie wyobrażał sobie odprawić go z kwitkiem, taka restauracja jaką prowadził wiązała się jednak z pewnymi wymaganiami.
Ciche westchnienie uleciało z jego piersi, gdy spojrzenie powróciło w kierunku Hectora.
- Food tracki i fast foody niewiele mają wspólnego z tym, jak działa ta restauracja… - Zaczął więc z zamyśleniem w basowym tonie, przesuwając dłonią po bujnej brodzie. - Widziałbyś się bardziej na kuchni czy na sali? I nie mów mi, że to obojętne. W kuchni potrzebuję ludzi z pasją, którym nawet obieranie warzyw będzie sprawiać przyjemność. Odpowiedz szczerze, zgodnie z sobą. - Dodał, a zaciekawienie błysnęło w jego spojrzeniu. On sam wiele wiedział o pasji do gotowania - a jeśli Hector jej nie podzielał, nie miał najmniejszego zamiaru choćby wpuszczać go na linię, zwyczajnie nie widząc w tym sensu. A kwestia stanowiska wydawała mu się niezwykle istotną kwestią, bez której nie mogli przejść dalej.

hector silva
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
kelner — beach restaurant lorne bay
21 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Kończę się w twoich oczach
Umiem być ciszą
Kończę się w twoim śnie
Nic nie potrafiło sfrustrować go bardziej niż nachalna obecność dobrych ludzi w świecie, na który miał ochotę bezdyskusyjnie pogniewać się i założyć nos na kwintę. Kiełkujące w sobie pokłady gniewu najpierw zrzucał na nastoletnie hormony, ale teraz - kiedy ta wymówka wychodziła już z mody i taktu - przyjął złość jako nieodłączny element swojej rzeczywistości. Nie cierpiał tej strony siebie, która uparcie zazdrościła i zbędnie protekcyjnym gestem obejmowała Nullaha ramieniem, kiedy czyjeś spojrzenia zbyt nachalnie przepalały im skórę na karku. Nienawidził plotek, choć przecież zawsze uważnie nadstawiał uszu, kiedy słyszał imię matki albo swoje nazwisko (to drugie raczej w kontekście swoim i brata, niż Talullah - ludzie lubili nazywać lokalnych pijaczków po imieniu lub ksywie i tak jak ta Nana Emila Zoli bujała się swoimi szemranymi uliczkami, tak Pijana Lula rozbijała się o okoliczne przystanki). Czasem miał wrażenie, że samym istnieniem prowokował sytuacje, które go drażniły; że w jakiś idiotyczny sposób fakt bycia synem Pijanej Luli był koronnym elementem jego tożsamości - i to naprawdę potrafiło zdenerwować, zwłaszcza w kontekście Nullaha. Nie chciał, żeby jego brat - tak jak on - opierał swoje poczucie bycia na tym, że matka jest lokalną pijuską. Hector nie znał się za bardzo na dziecięcej psychologii, ale nie wydawało mu się to zjawiskiem jakkolwiek zdrowym i pożytecznym dla kształtującego się umysłu.
Usilnie starał się nie postrzegał Hyde’a w kategoriach dobroczynnego anioła, który (może; to przecież tylko jedna z opcji) mógłby ofiarnie zatrudnić go, chociaż o kuchni miał wystarczające pojęcie, żeby zrobić bratu co drugi dzień świeży obiad i kierować się spożywczymi instruktażami zaangażowanych w dyskusję użytkowniczek forów macierzyńskich. O niewiele rzeczy dbał tak bardzo, jak o to, żeby Nullah zawsze był najedzony i wyspany - samemu często tak usilnie przecząc tej przerzucanej na brata wizji, wypalając na śniadanie dwa papierosy i wypijając kubek mocnej, niedobrej kawy, żeby pobudzić organizm do życia po kilku krótkich godzinach niespokojnego snu. Godziny spoczynku odmierzały odgłosy dobiegające z matczynego pokoju - czasem po prostu kroki, czasem odgłos tłuczonego szkła, na który zrywał się z łóżka i z cierpliwością wydobywał ostre elementy rozbitego naczynia z wątłego matczynego ciała, owijał bandażami pokaleczone palce, dyskretnie oglądał przedramiona, od zawsze nie potrafiąc wyprzeć lęku przed tym, że któregoś dnia Tallulah na domiar wszystkiego zacznie ćpać. Czasem głaskała go przy tym po włosach: milcząca, melancholijna, z policzkami jeszcze mokrymi od świeżych łez (Hector wiedział, że ich powodem nie był nigdy ból fizyczny; Tallulah Silva wszak nie czuła już właściwie różnicy między dniem a nocą, a plama krwi na podłodze irytowała ją jedynie, kiedy nienaumyślnie nastąpiła na nią stopą), innym razem szarpała go za ramiona albo zaciskała zakrwawione palce na jego gardle, w pijackim amoku wygadując rzeczy, których na drugi dzień nigdy nie pamiętała - nie, żeby kiedykolwiek starała się zapamiętać - a on wtedy próbował zamknąć jej drobne ciało w mocnym uścisku, wtulić usta w to wrażliwe miejsce między szyją a obojczykiem. Z jakiegoś powodu jego oddech wtłoczony delikatnie w ten konkretny punkt na jej skórze, potrafił uspokoić ją w przeciągu kilkudziesięciu sekund - i nagle z demona, który krzykiem budził sąsiadów i łamał paznokcie na zapleśniałej boazerii skromnego domku przy Sapphire River, skurczała się gwałtownie do pozycji embrionalnej, dziecięcej prawie, milkła, czasem łkała. Kładł ją do łóżka, przykrywał kołdrą i czasem zostawał przez kilka grubych godzin, obserwując jak płytko unosi się jej klatka piersiowa, jak usta poruszają się lekko w rytm nabieranych sennie oddechów.
Hector Silva kochał swoją matkę w sposób, który nie zaprzątał myśli tych, którzy kojarzyli Tallullah spomiędzy jednego i drugiego alkoholowego wyżu. Tak było dobrze. Wolał istnieć w społecznej świadomości jako ten najstarszy syn, rzetelny pracownik, taki młodziak, który pali za dużo papierosów - ile pieniędzy zostawiają w ogóle w narożnych kioskach, w imię tak głupiego, pokoleniowego nałogu? Momenty, w których był z matką sam na sam, n a p r a w d ę - bez sąsiadki, obserwującej ich uparcie z ulicy i nawet bez Nullaha, i tak przecież zajętego swoimi nowymi przyrodniczymi odkryciami - jawiły mu się jako głęboko intymne i oczyszczające. Przestał już dawno zaklejać plastrami kolejne rany, powstałe dzięki ostrym, matczynym paznokciom czy tamtemu fragmentowi szkła, który pochwyciła, żeby (intuicyjnie, na pewno tylko intuicyjnie) zamachnął się głupio, żeby polało się między nimi jeszcze więcej krwi. Rany lizał w spokoju i zrozumieniu, z wysiłkiem godząc w sobie piekącą żywymi ranami miłość do matki z gorejącą w sercu nienawiścią do wszystkiego, co było z nią związane.
Ale to było tylko tych. Dobrzy strażnicy ziemskiej równowagi sił, tacy jak Hyde, nie mieli wstępu do tego zakątka ich świata.
- Zdrowy - odpowiedział więc krótko na pytanie o kondycję brata, choć przecież nie była to do końca prawda. Całą poprzednią część pytania, tę uwzględniającą stosunek Tallulah do jego pracy i zagajenie tematu edukacji miał zamiar najpierw milcząco pominąć, ale dotarło do niego, że powinien pozwolić wreszcie przemówić tej swojej bardziej wygadanej stronie. Nie dostanie tej fuchy tylko uśmiechając się głupio i kiwając głową, z jakimś niezrozumiałym pomrukiem pod nosem. - Nie było mi po drodze ze szkołą. Od sześciu lat w sumie biorę różne zlecenia, próbuję się jakoś… przydać - dokończył, nie do końca pewien czy powinien użyć tego słowa. - Te krótkie staże pracy to głównie kwestia uprzedzeń. Wiesz, ludzie gadają… Mamie to nie przeszkadza - zmienił nagle temat, patrząc mężczyźnie prosto w oczy. Próbował przypomnieć sobie wszystkie zasady dobrej autoprezentacji na raz. - Że pracuję, w sensie. Uważa, że powinienem robić to, czego chcę najbardziej - zakończył krótki monolog, nie wiedząc jak wiele informacji powinien sprzedać swojemu potencjalnemu pracodawcy. - A z Nullahem damy radę, to mądry dzieciak. Znajdę mu odpowiednią opiekę na czas pracy. - Być może położył odrobinę zbyt duży nacisk na słowo odpowiednią, które zdecydowanie wykluczało Tallulah z kandydatury na niańkę własnego syna.
Słysząc jego kolejne pytanie, zastanawiał się tylko chwilę.
- Na sali. Mam gadane, chociaż może teraz tego nie widać? - Zaryzykował uśmiech. - Musisz mi uwierzyć na słowo.

Hyde O. Terrell
niesamowity odkrywca
kaja
Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
Hyde O. Terrell nigdy nie nazwałby się strażnikiem równowagi. Owszem, nie potrafił patrzeć na dziecięce cierpienie i umiał wyciągnąć rękę w kierunku osoby, która potrzebowała pomocy, sam jednak z równowagą nie miał zbyt wiele wspólnego. Przez większość swojego życia miał wrażenie, że oto siedzi na huśtawce rozbujanej do granic możliwości. Tak, że ciężko było w pełni zauważyć moment w którym było się u góry a w którym u dołu i nawet w momentach, gdy na dłuższą chwilę zawisał w powietrzu z nadzieją, że w końcu się unormuje, huśtawka i tak opadała w dół w najmniej spodziewanym momencie… Albo jakby kroczył po wąziutkiej kładce, a życie rzucało w niego kamieniami sprawiającymi, że co chwila utracał upragnioną równowagę pogrążając się w rozbiciu i zagubieniu. I tak było również i teraz, gdyż już sądził, że jego życie się ustabilizowało i już nic nie mogło go zaskoczyć, nie dość, że dowiedział się o powrocie biologicznej siostry, to jeszcze poznał kobietę na której okrutnie mu zależało i której nie mógł wciągnąć w to całe rodzinne bagno, rozdzierając się jeszcze mocniej.
Tak, Hyde Oberon Terrell z pewnością nie miał wiele wspólnego z równowagą, lecz nawet w tym czasie, w którym sam czuł się niczym dziecię zagubione w niezwykle gęstej mgle nie potrafił przejść obok dziecięcego cierpienia… A w jego oczach Hector Silva nadal był dzieckiem. Zagubionym pewnie równie mocno co on kiedyś, nie wiedzącym jak poradzić sobie z dorastaniem oraz opieką nad młodszym rodzeństwem, dla którego zapewne chciał jak najlepiej. I Hyde rozumiał to doskonale - sam zrobiłby wszystko, aby odwrócić koleje losu i zapewnić biologicznej siostrze lepsze życie, nawet jeśli o tym życiu niewiele wiedział, a ona zapewne nie miała najmniejszej chęci, aby go widzieć.
Uśmiechnął się słysząc, że mały Nullah jest zdrowy i nie mając pojęcia o faktycznych warunkach rodziny Silva z jednego, prostego powodu - ich dom znajdował się niedaleko domu, w którym przyszło mieszkać Hydowi. A ten uparcie niczym osioł szerokim łukiem omijał tamtą okolicę, nie chcąc przypadkiem natknąć się na cienie swojej własnej, bolesnej przeszłości. Tak było prościej, zwłaszcza teraz, gdy jeden z tych cieni wbił w jego plecy nóż zabierając jedyną namiastkę rodziny, jaką kiedykolwiek posiadał.
Westchnął cicho pod nosem na jego kolejne słowa i mimo iż uważał zrezygnowanie ze szkoły za niezwykle złą decyzję, nie wypowiedział swoich myśli na głos. Nie jemu było to oceniać, zwłaszcza teraz, w momencie gdy nie posiadał wszystkich informacji dotyczących faktycznego biegu wydarzeń. Co jednak powinien oceniać to to, czy chłopak nadawał się do pracy w jego restauracji i czy miał odpowiednie predyspozycje aby zacząć w niej pracę nawet bez odpowiedniego doświadczenia.
- Wiem, sporo słyszałem o twojej mamie. - Przyznał więc, nie mając zamiaru w tej kwestii kłamać. Plotki krążyły i docierały nawet do uszu tak zapracowanych ludzi jak pan Terrell, głównie za sprawą jego adopcyjnej matki bardzo lubiącej słuchać o tym, co dzieje się u sąsiadów - nigdy nie był pewien czy to za sprawą ciekawości czy zwyczajnej troski jaką potrafiła przejawiać matka czwórki nie swoich dzieci. - Posiadasz jakieś referencje z poprzednich miejsc pracy? Albo chociaż numery telefonów pod które mógłbym zadzwonić i zapytać o to, jak się sprawowałeś? - Spytał, gdyż nawet jeśli już czuł, że podjął odpowiednią decyzję tak nie mógł pominąć standardowego pytania, jednocześnie zwyczajnie ciekawy czy faktycznie mówił prawdę. W kwestii biznesu Hyde O. Terrell zawsze kierował się zasadą ograniczonego zaufania, nic więc też dziwnego, że miał zamiar skontaktować się z poprzednimi pracodawcami chłopaka. - A czego tak naprawdę chcesz? - Spytał z błyskiem w oku, nachylając się delikatnie nad blatem stołu w jego stronę. Pytanie odrobinę niepozorne, może nie pasujące do rozmowy o pracę, lecz niezwykle ciekawiące właściciela knajpy… Który chyba nie chciał już dłużej trzymać chłopaka w niepewności. - Kelnerzy mają opcję wyboru, jeśli chodzi o tryb pracy. Niektórzy z nich preferują całe dnie, inni dwie zmiany w ciągu dnia, gdyż część z nich studiuje. Jeśli będziesz tego potrzebował, byłbym w stanie uwzględnić twoją opiekę nad bratem. - Co prawda wtedy Silva miałby mniej godzin, to jednak wydawało mu się być oczywistym na tyle, że nie musiał o tym wspominać. - Nie toleruję spóźniania się, picia alkoholu w godzinach pracy, przychodzenia na kacu oraz jakichkolwiek kłótni z klientami - oni bywają problematyczni, ale wtedy wołasz mnie bądź kierownika zmiany. Na początek wezmę cię na okres próbny, trwający około trzech tygodni, podczas których otrzymasz odpowiednie przeszkolenie. Oczywiście wszystko na umowie, którą przedłużymy jeśli się sprawdzisz i nadal będziesz chciał tu pracować, w godzinach szczytu bywa ciężko… - Wymienił więc wszystkie najważniejsze kwestie, powiązane z rozpoczęciem przez chłopaka pracy, jakoś zapominając aby wspomnieć o stawce jaka będzie go obowiązywała. Hyde otworzył niewielkiego laptopa by nacisnąć przycisk i poczekać, aż ten się uruchomi. Niebieskie spojrzenie powiodło ponownie po postaci chłopaka, a męskie usta ciągnęły się w wyrazie zastanowienia. - Masz jakąś koszulę w swoim rozmiarze, która nie wygląda jakbyś zawinął ją sąsiadowi? - Spytał, choć odpowiedzi był w stanie się tego domyślić.

hector silva
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
kelner — beach restaurant lorne bay
21 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Kończę się w twoich oczach
Umiem być ciszą
Kończę się w twoim śnie
Zbyt często docierały do niego podobne słowa - s p o r o słyszałem, choć w istocie może nie tyle sporo, co konkretnie, ale tego przecież nikt wyposażony chociaż w odrobinę przyzwoitości nie przyznałby mu prosto w oczy. Tallulah, tak często podkreślająca swoją nieskończoną niezależność i wolność od podporządkowania jakimkolwiek ideom, w istocie malowała się jako przykry obraz upadku kobiety wyzwolonej, od którego Hector najchętniej natychmiast odwróciłby wzrok. Problem leżał w tym, że nie mógł. Gdziekolwiek by nie poszedł, zapadnięte policzki matki wydawały się prześladować go nie tylko w zakresie jego własnych myśli, ale nawet pola widzenia. Przypominały je podgniłe paprocie, którym nie służyły zbytnio upały i oprawione w ramkę zdjęcie okolicznej fauny, uchwyconej w surrealistycznejj nieco perspektywie. Widział ich odbicie w oczach Hyde’a; wisiały nad nimi w tym cholernym gabinecie, w ciszy i cieniu, wyczekując uważnie momentu, w którym będą mogły wypełznąć na wierzch.
- Jasne, tam na drugiej stronie… Na dole, tam jest lista kontaktów. Uprzedzałem, że ktoś może dzwonić w tej sprawie - uśmiechnął się krótko, ale pewnie, licząc na to, że Terrell nie uzna tego zachowania za coś zuchwałego. Chwilę później przychodziło mu już roztrząsać jakże filozoficzne pytanie, które mężczyzna do niego skierował - dziwny nawyk pracodawców, trochę jak dlaczego chciałby pan pracować u nas?, zadawane z uporem w firmach, w których tyrało się za najniższą krajową, a jedyną odpowiedzią, jaka cisnęła się wtedy na usta było: żeby nie zdechnąć z głodu. Można powiedzieć, że Hyde wszedł o szczebelek wyżej w drabinie pytań równie bezsensownych, co będące nieodłącznym elementem każdej chyba rekrutacyjnej rozmowy.
- Coś na tyle stabilnego, żeby nie musieć już martwić się o brata tak bardzo - odparł w końcu, niechętnie sięgając po tę kartę, która mogła dać mu jakieś punkty, wpadające za współczucie. Nieważne, serio - bo przecież Hyde zaraz miał puścić gadkę o zmianach, o zasadach, o godzinach, także Hector zdążył już poczuć się na tyle bezpiecznie w tej sytuacji, na ile był w stanie. Kiwał głową, starając się nie robić tego zbyt nachalnie, aż do momentu, w którym Terrell skomentował jego koszulę. Ja pierdolę..
- Tak. Tak, dam radę, znajdę coś - prawie wpadł mu w słowo, rezygnując z pomysłu jakiegoś wybronienia się - jaki jest koń każdy widzi, grunt, że ogarnie, nie? - I tak, to byłoby świetnie, jakby mniej więcej zmiany pokrywały się z dniem szkolnym, idealnie wręcz - musiał też dodać, zapowietrzając się na moment, w którym zapomniał o oddychaniu. Nie wiedział czy nie wypadał teraz na zbyt roszczeniowego, ale z drugiej strony… Hyde sam zaproponował, tak?
- Kiedy mogę przyjść na pierwszy dzień? Mogę kiedykolwiek - dodał jeszcze, czując, że rozmowa zmierza do końca.

Hyde O. Terrell
niesamowity odkrywca
kaja
Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
Hyde O. Terrell nie miał najmniejszego zamiaru udawać, że nie słyszał słów dotyczących Tallulah. Sam nigdy nie lubił, gdy ktoś udawał, że Marianne wcale nie była taką złą kobietą w ten sposób wybielając wszystkie jej przewinienia oraz grzechy, jakie spoczywały na jej ramionach - od zaniedbań względem jego i siostry przez wykorzystywanie przyjaciół oraz siły substancji wszelakich aż po próbę morderstwa własnych dzieci. Do tej pory krew gotowała się w nim na myśl, że ktoś postawił jej nagrobek, na którym bezczelnie uznał ją za dobrą matkę. I to ta perspektywa, dzieciaka który przeżył próbę morderstwa przez własną matkę, sprawiała, że nie miał zamiaru udawać, że o niczym nie wie i niczego nie słyszał. Nie, to z pewnością nie było w jego stylu.
Kiwnął głową na słowa, dotyczące listy kontaktów.
- Dobrze. - Skwitował więc jedynie słowa chłopaka, zamierzając zadzwonić przynajmniej pod dwa z podanych numerów, zwyczajnie chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o tym, jaki jest w pracy - a to wydawało mu się niezwykle ważne, bo choć Hector otrzymał od niego spory kredyt zaufania, mężczyzna musiał wiedzieć na co się nastawić… I w jaki sposób mógłby mu pomóc, aby ten zagrzał miejsce w Beach Restaurant na dłużej. Uśmiechnął się więc delikatnie, przy kolejnych jego słowach.
- To, czy będzie stabilnie zależy tylko od ciebie - ja nie zwykłem zwalniać dobrych pracowników. - Odparł, puszczając mu oczko. I nie kłamał, jeśli ktoś sprawdzał się w pracy, szanował narzucane zasady i umiał z nim współgrać mógł być pewnym, że nie otrzyma wypowiedzenia. Hyde doskonale wiedział, jak ważne w funkcjonowaniu restauracji są nawet najmniejsze posady, a kelner miał to do siebie, że w pewien sposób był twarzą firmy, gdyż to on przebywał najwięcej z klientami.
- Dobrze, mamy pewien dresscode, prześlę ci szczegóły esemesem. - Bo prezencja również była ważna, w tej kwestii Hyde jednak miał chęci aby dopomóc chłopakowi, jeśli ten nie będzie w stanie znaleźć czegoś odpowiedniego. Koszule nie raz kosztowały sporo, nie miał jednak zamiaru skreślać chłopaka tylko dlatego, że nie pochodzi z zamożniejszej rodziny. - Jutro o siódmej rano, bądź punktualnie. - Nie było co dłużej czekać, a Hyde doskonale wiedział, że Hector będzie potrzebował odpowiedniego przeszkolenia. Po tych słowach wstał, tym samym dając znać, że oto rozmowa dobiegła końca. - Mam nadzieję, że mnie nie zawiedziesz. - Wypowiedział, gdy ściskał jego dłoń w geście pożegnania, a gdy tylko drzwi zamknęły się za chłopakiem, pan Terrell zadzwonił pod wskazane wcześniej numery telefonu.

KONIEC
hector silva
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
ODPOWIEDZ