Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
#1

Jaka była najlepsza rzecz, aby zapobiec nocnym koszmarom? Unikanie kładzenia się spać bądź kładzenie się spać będąc na tyle zmęczonym, by umysł nie był w stanie wytworzyć kolejnego seansu koszmarnych wspomnień, których od ponad dwudziestu lat nie potrafił się pozbyć. Nowa filozofia (wypracowana po kolejnym tygodniu prawie nie przespanym przez kolejne mary) sprawiała, że Hyde Oberon Terrell tonął w wirze pracy, lawirując między restauracją, szkołą gotowania oraz planem zdjęciowym, gdzie przyszło mu kręcić kolejne odcinki programu, w którym uczył gotowania. I mimo iż już któryś raz pani makijażystka narzekała na worki pod jego oczami, uparcie brnął w bagno zajęć, byleby tylko ponownie nie przechodzić przez wieczór, w którym stracił najbliższą mu osobę.
Dzisiejszego wieczoru wybór mężczyzny padł na restaurację - biznes, któremu poświęcał chyba najwięcej uwagi, ze zwykłego, prostego sentymentu - pierwszy lokal na zawsze pozostawał tym wyjątkowym... Oraz tym, w którym miał nadzieję któregoś dnia zobaczyć znane spojrzenie zaginionej siostry. Wieczór był tym, wyjątkowo gwarnym, pełnym gości, obsługi oraz dań co rusz wyłaniających się z kuchni, by znaleźć miejsce na stołach. Cudownie. Widok dobrze prosperującego biznesu napawał radością, ale i melancholią wywoływaną przez natrętne myśli, dotyczące jego biologicznej siostry. Czy i ona dobrze sobie radziła? Nie wiedział. I zapewne nie przyjdzie mu szybko się dowiedzieć.
Ciężkie westchnienie wyrwało się z jego piersi gdy związywał długie włosy w ciasny kok, aby te nie przeszkadzały mu podczas pracy. Musiał się skupić, zbyt wiele miał dziś na głowie. Sprawnie poprawił zapięcie mankietów, skrywając większość tatuaży pod materiałem - i jedynie te zdobiące jego szyję oraz dłonie, wystawały spod białego materiału - na szczęście nie był kelnerem, u którego podobne ozdoby raczej nie byłyby dobrze widziane. Wpierw swoje kroki skierował do kuchni by upewnić się, że wszystkie posiłki przygotowywane są w odpowiedni sposób, według jego przepisów oraz ze świeżych składników. Stawiał na jakość i nie chciał, aby w jego restauracji podawane dania nie były z najwyższej półki.
Następnie jego kroki powędrowały na salę, po której krążył sprawdzając to kolejne kwestie, to wydając polecenia obsłudze, by finalnie przystanąć gdzieś z boku jasnym spojrzeniem przesuwając po sali. Stał tak, z dłońmi założonymi za sobą, uważnie przyglądając się temu, co się działo, zastanawiając się czy aby przypadkiem nie powinien wprowadzić jakiś zmian... Gdy jego oczy natknęły się na wyjątkowo niezadowolone, niemal naglące spojrzenie innej pary oczu. Czyżby klientki nie obsłużono? Pan Terrell zmarszczył brew, po czym ruszył w kierunku baru, chcąc dowiedzieć się od pracowników, co też się wydarzyło. I pech (bądź dziwny los) chciał, że przyszło mu przejść akurat tuż obok klientki, która przykuła jego uwagę.

Julia Crane-Hale
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Nawet i Julia Crane- Hale nie mogła żywić się jedynie paczką fajek, alkoholem i oparami narkotyków, które tworzyły specyficzną mieszankę pracy w Shadow. Sądziła, że przyjdzie taki czas, w którym przestanie czuć się tak paskudnie i bezradnie, ale jeszcze nie nadszedł, więc ta wizyta w restauracji była trudną lekcją pokory. Jeśli zadba o siebie na tyle, by się nie skrzywdzić, będzie wygrana. Wciąż pamiętała dotyk ostrza noża u Laurenta, ale była już o mizerny krok do przodu. Nie zamierzała o tym nikomu wspominać, zresztą naprawdę nie miała komu, więc siedziała tutaj sama. Czując się z jednej strony wygrana (bo wreszcie decydowała o sobie), jak i przegrana. Dobrze pamiętała, że ostatnim razem zamawiała stąd jedzenie na wynos. Dla siebie i męża. Minęło zaledwie kilka niespokojnych miesięcy, a już stała na własnych nogach, chwiejąc się na wszystkie strony.
To nie było łatwe – zwłaszcza po tym wszystkim – ale starała się i to było najważniejsze. Mantra stara jak świat. Tyle mogła zrobić, co postarać się nie zwariować po tym wszystkim. Co nie znaczyło wcale, że będzie miła. Zwłaszcza, że odkryła wino do kolacji.
Może gdyby okazja była inna, gdyby nie miała dyżuru za niespełna godzinę, gdyby nie była yamahą, która wciąż śmiesznie korespondowała z sukienką… i wreszcie gdyby ostatnio cały wszechświat się na nią uparł, to zachowałaby milczenie. Na próżno jednak szukać usprawiedliwienia, musiała się wyżyć.
- Przepraszam – ten w białej koszuli był chyba kelnerem, choć uwagę Julii przykuły liczne tatuaże, najwyraźniej polityka lokalu była mniej restrykcyjna i to był punkt dla nich, skoro i Crane była jednym wielkim rysunkiem ciała. – Bardzo dokładnie zaznaczyłam, że wino nie jest konieczne. Czuję, że podlewacie nim obficie mięso, a ja jestem na chwilę przed pracą. Proszę przekazać kucharzowi, żeby następnym razem wziął to pod uwagę – ledwie wypowiedziała te słowa i poczuła się absolutnie niekomfortowo.
Kiedyś śmiała się z takich ludzi, ba, miała wrażenie, że gdy spogląda w łyżce na swoje odbicie to widzi swoją matkę, wielką damę w nieustannych pretensjach o wszystko. Tak wygląda zgryzota? Nagle przeobraża ludzi w swoich rodziców, w ten obrzydliwy slogan ja taka nie będę? Ależ była i chyba nigdy nie wstydziła się tego, co przyszło jej powiedzieć. Było już jednak za późno, mleko (wino) się rozlało i zaczęła przepijać wodą zakłopotanie, czując, że na jej policzkach zakwita rumieniec czystego wstydu.
Cudownie, teraz zaczyna się jeszcze płonić jak pensjonarka.

Hyde O. Terrell
Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
Jaka jest szansa, że niezadowolony klient zaczepi pierwszą lepszą osobę pracującą w danym miejscu, aby wylać na niego wiadro pomyj? Całkiem wielka - Hyde O. Terrell w swoim życiu obserwował niezwykle wiele podobnych sytuacji. W restauracjach, w których przyszło mu pracować, na planie programu telewizyjnego czy nawet niewielkim, osiedlowym sklepiku. I doskonale wiedział, co było podłożem podobnych czynów - emocje. Te skryte pod woalem obojętności, nie raz skrywane w najcięższych skrzyniach okraszonych największą ilością zamków. To wszystko co dusiło się pod przykrywką, prędzej czy później musiało wykipieć gdy nikt nie zmniejszał płomienia pod metaforycznym garnkiem. I on niegdyś wylewał swoje emocje, gdy jeszcze nie potrafił nad nimi w pełni zapanować.
Czego Hyde się nie spodziewał to fakt, iż w tym wypadku miało dojść do właśnie takiej sytuacji - wczorajszego wieczoru również użerał się z podobnym przypadkiem i nie sądził, aby sytuacja powtórzyła się dwa razy w jednym tygodniu.
- Słucham? - Odpowiedział uprzejmie, zatrzymując się krok od stolika. Był w pracy, obsługa klienta nigdy nie należała do łatwych, ułożył więc usta skryte pod wąsem w delikatny, przyjazny uśmiech... Mimo iż ledwie jedno spojrzenie na jej twarz zapowiadało, iż nie będzie to przyjemna rozmowa. A może jednak się mylił? Z trudem powstrzymał rozbawienie, chcące znaleźć ujście w mięśniach jego twarzy. Czy ona tak naprawdę? Czy w ogóle dało się być tak... mało rozważnym, aby czepiać się wina, użytego podczas procesu gotowania? Ciche westchnienie wyrwało się z jego ust. Nigdy nie lubił mierzyć się z podobnymi... okazami. Przyozdobionymi makijażem, markowymi ciuchami oraz wbitymi w przekonanie, że wszystko im wolno. - Dobrze, zaraz przekażę. - Wyrwało się z jego ust, gdy iście diabelski pomysł nawiedził jego głowę. Nie powinien. Cholera, z pewnością nie powinien tego robić! Coś jednak w jej spojrzeniu kusiło, by wykonać śmiały pomysł, bez oglądania się na konsekwencje. Odwrócił się więc na pięcie by ruszyć w kierunku kuchni. Zniknął za drzwiami aby, korzystając z okazji, zamienić kilka słów z jednym z kucharzy by w końcu, po kilku minutach, powrócić do stolika niezadowolonej panny... Albo pani, nigdy jednak nie potrafił odnaleźć się w tych wszystkich grzecznościowych tytułach.
- Szef kuchni pragnie przekazać, że nie będzie marnował czasu na dyskusje z kimś, kto nie ma najmniejszego pojęcia o tym, co mówi. I że jeśli posiada pani jakikolwiek problem z podawanym tu jedzeniem, powinna pani porozmawiać z właścicielem. Ani jeden mięsień nie drgnął mu, gdy wypowiadał kwestię, która wcześniej wpadła mu do głowy. Klientka była w błędzie, a sposób w jaki się do niego odezwała nie był sposobem, w jaki chciał, aby mówiono do jego pracowników... I chyba gdyby nie to spojrzenie, nie podjąłby się podobnej gry, gdzieś w środku zwyczajnie mając ochotę utrzeć pannie nosa. - Czy życzy sobie pani, abym go poprosił? - Pytanie wyrwało się z jego ust, gdy wlepiał w jej buzię służalcze spojrzenie, godne najlepszego ze wszystkich kelnerów - a w wyborze był cholernie dobrym.

Julia Crane-Hale
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Każdemu powtarzała, że sobie radzi. Uśmiechała się jak zwykła to czynić, piła o drinka za dużo, gdy już nad ranem zamykali klub, wpadła w wir zakupów do pracowni, bo przecież malowanie było najważniejsze i przychodziła nad ocean, śmiertelnie bojąc się wody. Wszystko po to, by przekonać wszystkich, że jest twarda. Dziwne, ale uświadamiała sobie coraz bardziej, że tak właśnie postąpiłaby rodzina Crane’ów. Chowanie emocji pod płaszczykiem wystudiowanych póz było zapisane w ich DNA, nigdy nie umieli dopuścić do tego, by rozpaść się. Dla Julii, wrażliwej dziewczyny o ogromnym temperamencie zawsze było to wyzwaniem, więc prędzej czy później jej skomplikowane uczucia musiały znaleźć swoje ujście. Jednak wyżywanie się na kelnerze nie było najmądrzejszym wyzwaniem i mogła przeprosić, gdy już tylko zaczęła. Naprawdę, Bóg jej świadkiem, że zamierzała to zrobić, bo nie chciała być jedną z tych wielkopańskich idiotek, które w restauracji odgrywają sceny jak z Ibsena, ale zanim zdążyła cokolwiek zrobić, maszyna poszła w ruch.
Jakże klasycznie, czasami kilka jej słów uruchamiało ciąg wypadków, nad którym już nie potrafiła zapanować. Zamiast jednak pokornie przeprosić i się wycofać rakiem – jak cywilizowani, cierpliwi i spokojni ludzie – postanowiła iść w zaparte, bo nade wszystko była upartą i mało grzeczną dziewczyną. A nade wszystko ktoś złamał jej serce i wmawianie wszystkim wokół, że jakoś się trzyma, nie sprawiało, że dawała radę.
Miała wrażenie, że myślenie życzeniowe to największy absurd w tej chwili, bo zamiast dochodzić do siebie, zapierała się rękami i nogami przed przyznaniem się, że jest źle, a potem cóż, wyżywała się na kelnerze.
- Dziękuję – odpowiedziała więc boleśnie wkurzona samą sobą i pochwyciła kieliszek wina, które okazało się wyborne. Ostatnie takie wypiła w Nicei, ale tamten wieczór nie skończył się karczemną awanturą, a przyjemnym wybawieniem w ramionach ledwie pełnoletniego chłopca. Może właśnie tego powinna znowu spróbować, nie zaś przepychanek słownych z kimś, kto nawet nie zasłużył.
Do takiego wniosku doszła i właśnie wstawała, regulując rachunek banknotami przy talerzu, gdy ten człowiek wrócił. I znowu ponownie, przypominała sobie, że miała już grzeczna, że jej uroda nie zawsze sprawi, że ludzie będą patrzeć przez palce na jej wybryki, wreszcie, że powinna się cieszyć, że nikt tutaj nie patrzył podejrzanie na mężatkę z tatuażami nawet na palcach i w motocyklowej skórze, ale Julia, Julia była sobą i aż zagotowała się ze złości.
Bo wręcz była przekonana, że on z żadnym szefem kuchni się nie widział i to taki wytrych, by pokazać jej, że sprawili wszystko, by była zadowolona z obsługi. Niejednokrotnie widziała takie sceny w Shadow, gdy również wołali menadżera bądź właściciela, a podchodził ktoś zupełnie inny, więc wstała i spojrzała bystro na niego.
- Naprawdę jest tu właściciel czy tylko tak mi mydlisz oczy, bym przestała robić awanturę? Nie sądzisz, że klient zawsze ma rację? Wołaj go więc – i zamiast wyjść (rozum jej wręcz podpowiadał, żeby uciekła i przestała robić z siebie kretynkę), rozgościła się ponownie, przyglądając się widokowi. Trzeba przyznać, że zapierał dech w piersiach i nawet jej ataki paniki na widok wody nie mogły tego zmienić.
Szkoda tylko, że rozegrała to wszystko w tak paskudny sposób.

Hyde O. Terrell
Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
Oczywiście, że nie rozmawiał z szefem kuchni. Ten w końcu był w pracy za którą Hyde płacił mu z własnej kieszeni... A to oznaczało, iż nie miał zamiaru zawracać mu głowy jedną, niezadowoloną panną. Hyde O. Terrell był pewny swoich przepisów - gdyby nie były dobre nie wydałby kilku książek kucharskich, nie prowadziłby restauracji ani programu telewizyjnego o całkiem dobrej oglądalności. Znał się na kuchni, wiedział co i w jaki sposób łączyć, aby otrzymać jak najlepszy wynik.. I nie sądził, aby klientka miała rację, nawet jeśli jej nieszablonowa uroda przyciągała spojrzenie na dłużej.
- Niestety, nie jestem w stanie zgodzić się z pani poglądami... - Wyrzekł niezwykle spokojnie, miękko przyglądając się interesującej twarzy kobiety. Zapewne gdyby zobaczył ją w innych okolicznościach wzbudziłaby jego natychmiastowe zainteresowanie, teraz jednak tkwił w przekonaniu, iż ładna twarz powiązana jest z niezwykle nie ładnym charakterem... A tych w ostatnich czasach miał stanowczo dość w swoim otoczeniu. - Jest, zaraz go zawołam. - Wypowiedział ledwie chwile później, powstrzymując uśmiech, jaki cisnął się na jego usta. Nie powinien. Cholera, z pewnością nie powinien... Nadal jednak nie potrafił powstrzymać się przed kolejną, niewielką uszczypliwością kierowaną w stronę nieznośnej klientki. Mężczyzna zginął za kuchennymi drzwiami, nie za bardzo spiesząc się z powrotem - przeszedł wprost do swojego niewielkiego gabineciku gdzie napił się wody, sprawdził maila oraz włożył marynarkę (bo te zawsze dodawały powagi) wracając na salę po jakichś pięciu może sześciu minutach - odpowiedni czas oczekiwania na właściciela kanajpy, nie będący ni za długim ni za krótkim. Delikatny uśmiech wyrysował się na jego ustach gdy zmierzał w kierunku stolika, przy którym siedziała pani maruda.
- Hyde O. Terrell, właściciel Beach Restaurant. - Przedstawił się delikatnie skinając jej głową, pomijając wszelkie inne rzeczy, którymi przyszło mu się zajmować - nazwisko Terrell było znane w kuchennym świecie, to jednak nie było w tym momencie najistotniejsze. - Na wstępie pozwolę sobie wyjaśnić, dlaczego jest pani w błędzie, a oburzenie jest bezpodstawne. - Z tymi słowami oraz uśmiechem ciągle widocznym na ustach, zajął miejsce na przeciwko pani marudy, nie odrywając spojrzenia niebieskich oczu od jej buzi. Powinien przyznać się od razu do pełnionej przez siebie funkcji. Powinien, ale tego nie zrobił. - Owszem, dodajemy wina do kilku potraw z karty. W większości wypadków chodzi o sosy, jakie dodajemy do mięsa, nie ma w nich jednak ani grama alkoholu. Widzi pani, podczas smażenia cały alkohol wyparowuje z wina, pozostawiając jedynie walory smakowe, powiązane z ich dodatkiem. A to sprawia, że nie ma najmniejszych szans, aby jakkolwiek wpłynęły na pani pracę. - Mówił aż nazbyt spokojnym głosem, nie przerywając kontaktu wzrokowego z marudną panną, mając nadzieję, iż sens jego słów zostanie przez nią przyswojony. - Wszelkie informacje o alergenach bądź zawartości alkoholu zawsze zaznaczone są w karcie... I jeśli ją pani otworzy, zauważy pani, iż posiadamy jednie cztery desery, w których faktycznie znajduje się alkohol. - Dodał jeszcze, podsuwając kobiecie kartę dań znajdującą się na stole. Hyde O. Terrell, w kwestii biznesów, niezwykle dbał o każdy, najmniejszy szczegół. - Jak pani widzi, sprawę dało się wyjaśnić bez pretensji. Musi mi pani wybaczyć, lecz bywam wrażliwy na sposób, w jaki klienci odzywają się do moich pracowników... I byłbym niezmiernie wdzięczny, gdyby następnym razem z wszelkimi wątpliwościami kierowała się pani bezpośrednio do mnie. - Dodał, zakładając ręce na szerokiej, umięśnionej piersi. Każdy pracownik posiadał swoje stanowisko, na którym większość z nich starała się wypaść jak najlepiej, zaś wszelkie problemy, komplikacje oraz ich rozwiązywanie było jego działką. I miał nadzieję, że nieprzyjemne wrażenie pani marudy rozwieje się, gdy już pojmie błąd, jaki przyszło jej popełnić.

Julia Crane-Hale
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Mogła zrozumieć pasję, jaką ten człowiek przykłada do gotowania. Może i w kuchni była jedną z tych osób, które przypalają nawet wrzątek (Bogu dzięki za catering!), ale do malowania podchodziła z podobnymi odczuciami. Podczas sesji z modelami zmieniała się w żywioł, który nie zawsze dobrze znosił jakąkolwiek próbę kontroli. Wystawa zaś kosztowała jej menadżerkę z pewnością kilka siwych nerwów i nieprzespanych nocy. Wszystko po to, by było perfekcyjnie. Julia do wszystkiego, co robiła, przykładała ogromny zapał i temperament, który zamieniał ją czasami w potwora. Sądziła jednak, że całkiem słusznie mawiają, że artyści nie mają serca. Nie potrafiłaby żyć bez rąk, cała reszta pozostawała dla niej do przyjęcia. Nawet brak miłości, a raczej jej strata, która obecnie wynosiła ją na całkowicie inny poziom malowania, była do przyjęcia, ale brak wyrażenia tego za pomocą szkiców już równał się czystej katastrofie.
Pytanie, czemu nie wzięła pędzla do ręki, gdy postanowiła wpaść tutaj będzie ją chyba prześladować, ale Julia nie umiała na razie przyznać się do winy. Ba, czuła się nieco pokrzywdzona, bo wystarczyło ją przeprosić, a nie robić scenę. Najwyraźniej jednak ugodziła tego kelnera w jakąś nieznaną ranę i musiał na kimś wylać żółć. Czy dla niej nie brzmiało to za znajomo?
Może udało się jej dodać dwa do dwóch, bo wiedziała, co nastąpi, zanim zdążył wrócić. Ten sam człowiek. Kelner, właściciel, to dlatego nosił tak nonszalancko tatuaże i dlatego jej osoba tak mocno wytrąciła go z równowagi. Mogła sobie wręcz pogratulować swojego zachowania, ale czuła, że i tak ostatnio była dla siebie zbyt ostra, więc postanowiła reanimować najstarszą broń na świecie, którą był jej uśmiech.
Nieco nieszczery, bo oczy nadal pozostawały smutne, ale od czego trzeba było zacząć, prawda?
- Muszę panu przerwać – a mimo wszystko pozwoliła mu kontynuować i odczekała, kiedy skończy jej wyjaśniać i pokazywać kartę. – Jeśli mam być szczera, to przechodzę teraz nieco bardziej skomplikowany czas, a mawiają, że artyści są wyjątkowo wrażliwi – szyła to wytłumaczenie mocno opornie, ale już dawno wypadła z roli osoby, która dobrze improwizuje – i zachowałam się jak skończona… idiotka albo jakaś przeklęta pańcia – wzruszyła ramionami. – Wszystko było w należytym porządku. To ja jestem niewyspana, zmęczona i niemal rozwiedziona – i mimo wszystko wybuchła śmiechem, bo to brzmiało tak głupio i naiwnie, że nie mogła sobie nie pozwolić na rozbawienie. – Chciałam już powiedzieć to panu wcześniej, ale zaczął pan ten teatrzyk i chyba musiałam się spróbować odegrać. Taka już jestem. Julia Crane – wyciągnęła do niego szczupłą dłoń, na które również miała tatuaże i modliła się do swojego nieistniejącego Boga, by nie zwracał uwagi na jej rażąco chamski charakter.
Przynajmniej nie w tej restauracji, bo jak tak dalej pójdzie, to umrze z głodu bez miejsc tego typu, a była wręcz pewna, że zraziła już do siebie piekarnię i ulubiony sklep monopolowy, więc jej perspektywy były przerażająco smutne.

Hyde O. Terrell
Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
Uśmiech pani marundy, mimo iż przyjemny dla oka, zwyczajnie nie podziałał na pana Terrell, uodpornionego na wszelkie rodzaje kobiecych uśmiechów oraz powiązanych z tym prób manipulacji. I nie chodzi wcale o to, że łamał niewieście serca na prawo i lewo (gdyż tym typem mężczyzny Hyde nigdy nie był) a fakt, iż całe swoje życie posiadał cudowne zjawisko zwane siostrą. Wpierw starszą, biologiczną z którą go rozdzielono, później młodsze, również adoptowane przez państwo Sheppard. Takie doświadczenie sprawiało, iż wyrobił sobie częściową odporność na wszystkie urocze uśmiechy i słodkie słówka... Chodź młodszym siostrom i tak zdarzało mu się ulegać, głównie przez poczucie winy jakie ciążyło na jego barkach. Hyde zacisnął usta w cienką linię, chcąc odgonić od umysłu wspomnienie dawno niewidzianej twarzy.
Brew mężczyzny powędrowała ku górze, gdy kobieta odezwała się po jego malutkim wykładzie. Czyżby przez cały ten czas był w błędzie? Sumienie ukuło nieprzyjemnie na samą myśl, iż mógł być nie miłym dla klienta, który na to nie zasługiwał... Przynajmniej w teorii, w praktyce problemy prywatne nie tłumaczyły zachowania kobiety. Zaciekawienie błysnęło w niebieskim spojrzeniu, a męska twarz pogrążyła się w wyrazie zamyślenia, gdy w powiązanym z tym geście palce przesunęły po bujnej brodzie.
- W takim razie proszę przyjąć moje najszczersze przeprosiny... - Zaczął, z wyraźną skruchą w głosie. Mógł posłuchać się rozsądku, ten jednak w gniewie nigdy nie potrafił przemówić do Hyde’a... Samo przedstawienie w tym momencie wydawało mu się głupim sposobem, aby odegrać się na upierdliwym kliencie. - Byłem przekonany, że jest pani jedną z tych wszystkowiedzących panienek... - Tu nachylił się odrobinę nad stołem, dając znać, iż kolejne jego słowa były kierowane jedynie do jej uszu. - A z tymi ostatnio mamy do czynienia niezwykle często, to chyba jakaś plaga. - Wypowiedział nieco ciszej, posyłając pani marudzie oczko. Niestety jego słowa nie były dalekie od prawdy - z każdym rokiem przemądrzałych klientów, nie potrafiących uszanować ciężkiej pracy pracowników przybywało, głównie przez brak zrozumienia, wobec ogromu pracy powiązanej z usługami. - Zawsze w takich sytuacjach wolę, aby cały jad wylał się na mnie, a nie na moich pracowników. Dlatego zdecydowałem się panią sprowokować. - Dodał, wzruszając delikatnie ramieniem. W życiu doświadczył wielu nieprzyjemności, najgorsze z nich otrzymując z rąk własnej rodzicielki, brutalnie próbującej odebrać im życie. Po tych doświadczeniach chyba nikt nie posiadał słów, które byłyby w stanie pogorszyć stan psychiczny pana Terrell.
- Miło mi panią poznać. - Wypowiedział, delikatnie ściskając szczupłą dłoń kobiety. Niebieskie spojrzenie niemal od razu powędrowało w kierunku tatuażu, znajdującego się na jej skórze. - Proszę mi wybaczyć, ale muszę o to zapytać, jak dużo ma pani tatuaży? - Nie mógł powstrzymać się przed wypowiedzeniem tych słów. Sam (co z pewnością było widać) był wielkim fanem sztuki tautatorskiej, na swoim ciele nosząc dzieła niezliczonej ilości artystów. A pasjonat zawsze z pasjonatem się dogada, czyż nie? Temat ten uznał za dobry, do przełamania lodów.
- Prawie rozwiedziona, co? Mam nadzieję, że masz świadomość, iż wyżywanie się na innych nie pomoże a jedynie wszystko pogorszy? - Spytał, uważniej przyglądając się ładnej buzi pani marudy Crane. Doskonale znał ten rodzaj gniewu, nadal tlącego się gdzieś w jego duszy. Nie sądził, aby kiedykolwiek ten gniew zniknął, z biegiem lat nauczył się jednak nad nim panować, przynajmniej w pewnym stopniu - tak, aby inni nie obrywali rykoszetem. - Za ile zaczynasz pracę? - Kolejne pytanie padło z jego ust, gdzieś w środku mając pewien pomysł jak, przynajmniej dzisiejszego dnia, pomóc swojej towarzyszce.

Julia Crane-Hale
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Och, to nie tak, że próbowała coś ugrać. Może tylko troszkę starała się załagodzić napiętą sytuację i przekuć to niefortunne spotkanie w coś miłego, ale nie była dobra w aktach gry teatralnej. Jedną z jej niewątpliwych zalet i jednocześnie wad było to, że była dzieckiem morza (paradoks, skoro się tak bała wody) – nieustępliwym, gniewnym, impulsywnym i zmiennym. O takich dziewczynach mówiło się niegdyś, że urodziły się pod gwiazdami i mimo, że w przypadku Julii był to niewątpliwy mit, to jednak trzeba przyznać, że jest osobą, która ciągle podlega jakimś przemianom. Zupełnie jakby niekoniecznie komfortowo czuła się w swojej skórze i przesuwała granice po swojemu. Niegdyś pewien psychiatra powiedział, że to podchodzi pod dwubiegunowość, ale wyśmiała go i dalej konsekwentnie robiła swoje, wiedząc doskonale, że gdyby otępiła swój umysł odpowiednio dobranymi środkami to cała jej wyobraźnia poszłaby na marne, a bez niej… Cóż, Julia Crane- Hale nie potrafiłaby żyć bez świata, który sobie tak konsekwentnie wyimaginowała w swojej głowie.
A w tej krainie dziewczyna wreszcie uczyła się postępować na tyle elegancko, by nie sprowadzać na siebie ciągłych problemów. Niesamowite, że w wieku trzydziestu pięciu lat nawet zwykłe zjedzenie kolacji ją przerastało, ale dzięki temu przynajmniej miała szansę poznać kogoś nowego. A poznawać lubiła, to była jedna z jej ulubionych czynności, gdy mogła wejść pod kopułę czyichś myśli, rozgościć się w pierwszych wrażeniach bądź beztrosko pobaraszkować z emocjami, które budziła. Wówczas zaczynała przypominać kota, ze swoimi zielonkawymi tęczówkami, gotowymi do wymiany przydługich spojrzeń, jak i również tych spłoszonych. Ot, jak ona się cudnie bawiła podczas takich gier wszelakich!
Dlatego i teraz pochyliła się nad stolikiem w geście konspiracji, zupełnie jakby wiedziała cokolwiek o relacji klient- pracownik.
- A może jestem wszystkowiedząca, tylko staram się obrócić kota ogonem? – zapytała prowokująco, uśmiechając się już nieco przekornie. – Tylko ta panienka to słabo – pokręciła głową, świadoma, że już dwudziestka zdołała uciec z zasięgu jej wzroku i nawet nie pomachała jej na pożegnanie. – To odważne – kontynuowała swój wywód, za często sięgając po wino jak na osobę, która za kilka godzin ma zająć się pracą, ale jakoś pochłonęła ją ta rozmowa i to towarzystwo. – Stawanie na pierwszej linii frontu, podczas gdy inni się chowają za kulisami – nie żałowała ani trochę tego, że zdecydowała się przedstawić i przestawić z okropnej jędzy na osobę, która przynajmniej stara się zachować poziom kulturalnej rozmowy.
Mimo tego jego pytanie zbiło ją z tropu. Owszem, słyszała je często, bo jej tatuaże przyciągały uwagę, ale nie sądziła, że padnie ze strony kogoś, kto sam był jedną wielką kolorowanką. Zastanowiła się chwilę, musiała policzyć dobrze, zwłaszcza że straciła ostatnio jeden przez wypadek z yamahą.
- Pięćdziesiąt siedem. A pan? – może i się przedstawili, może i pierwsze lody zostały złamane, ale wciąż zwracali się do siebie oficjalnie, mogłaby nawet to polubić.
A może i nie, skoro był jedną z osób, którym przyznała się do rozwodu? Sama nie była pewna, dlaczego to zrobiła, ale potrzebowała usilnie zaakcentować fakt, że jest osobą wolną i wyzwoloną, a nie smętną mężatką, która postanowiła się zabawić.
- Mam wrażenie, że każdy chciałby, bym się zachowywała inaczej – przypomniała sobie niekończące się rozmowy z przyjaciółmi, już chyba najchętniej zakopałaby temat (i męża przy okazji też) głęboko, gdzie nie musiała się nikomu tłumaczyć bez końca. – Ale postaram się być miła, cudowna i nie przeżywać tego za bardzo, hm? – wiedziała, że igra z ogniem, że trochę zbyt odważnie podchodzi do lwa i dotyka jego wąsów, ale Julia uwielbiała rozrywki, w których stawka była niebagatelnie wysoka.
- Za godzinę – spojrzała na zegar, który ponuro chybotał się na boki, a może to było tylko wino w jej krwiobiegu. – Jaki ma pan na to sposób? – i mimo, że on skrócił dystans i z pani przerzucił się na ciebie to Julia kapryśnie upajała się zbitką formalnych słów. Powiedzmy, że to był jakiś fetysz.

Hyde O. Terrell
Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
Uśmiech pojawił się na męskiej twarzy, gdy w odpowiedzi na swoje słowa usłyszał pytanie. Panna Maruda (jak zapewne będzie już nazywał kobietę w swoich myślach) okazała się rozmówcą nie tyle wrednym, co zwyczajnie interesującym, nawet jeśli z początku zupełnie nie miał ochoty słuchać słów, ulatujących z jej ust.
- Narzeka pani na wino w swoim daniu, a podczas naszej krótkiej rozmowy prawie opróżniła pani cały kieliszek... - Wypowiedział nadal przyciszonym głosem, nim spokojnym ruchem odchylił się, ponownie opierając się o oparcie swojego krzesła wygodniej się usadawiając. - To znaczna rozbieżność i nie wydaje mi się, aby wynikała ze zwykłej chęci wymądrzenia się bądź strzelenia focha. - Dodał, wzruszając szerokim ramieniem. Takie rzeczy, w większości wypadków, nie były dziełem zwykłego przypadku, przynajmniej w mniemaniu Hyde’a... I jedynie szaleństwa własnej matki, nie potrafił podobnie wyjaśnić w jakikolwiek racjonalny sposób.
To odważne. Padło z jego ust, a Hyde O. Terrell miał ochotę zaprzeczyć; rzucić ostro, że ta nie ma pojęcia o czym mówi i on, z pewnością nie był odważny. Brakowało mu odwagi dwadzieścia dwa lata temu, gdy starsza siostra wzięła na siebie winę za jego przewinienie... Nie był odważny teraz, mimo iż mógł sprawiać takie wrażenie. Chyba zwyczajnie próbował odpokutować swoje poprzednie tchórzostwo, specjalnie wystawiając się na odstrzał, mimo iż w środku ciągle coś pchało go coraz dalej i dalej od stresowej sytuacji. - Skoro pani tak twierdzi. - Odpowiedział jedynie, a delikatny chłód wdarł się w jego głos. Nie miał zamiaru przyznawać się do pobudek, jakie stały za jego działaniami. Tym bardziej nie miał ochoty nikomu obcemu opowiadać historii swojego dzieciństwa. Nie teraz, gdy mieszkańcy miasteczka już dawno zdążyli zapomnieć o tragedii, jaka miała miejsce w jednej z chatek Lorne Bay.
Uśmiechnął się ponownie, odrobinę tajemniczo, gdy kobieta wyjawiła przed nim liczbę swoich tatuaży. Pasjonat pasjonata pozna zawsze - a przynajmniej tak twierdził tata Sheppard - i Hyde nie mógł powstrzymać ciekawości.
- Jakieś dziewięćdziesiąt osiem procent ciała. - Wzruszył ramieniem, zupełnie jakby udzielona odpowiedź nie była jedną z tych, które mogłyby w jakikolwiek zaskoczyć. Faktem było jednak, iż nie jedna para brwi wędrowała do góry, gdy przyznawał się do ich ilości bądź kroczył po plaży w samych kąpielówkach.
Ciche westchnienie wyrwało się z jego ust, gdyż gdzieś w środku był w stanie zrozumieć to, jak w tym momencie czuła się Julia. I on przez wiele lat żył w przeczuciu, że ludzie wymagali od niego zupełnie innego zachowania. Otwarcia, chęci do poruszania tematu największej z traum bądź pogody ducha w dniach, gdy jedyne na co miał ochotę to wylewanie kolejnych łez w poduszkę. Niebieskie spojrzenie zdradzało zrozumienie, mimo iż słownie do tego się nie przyznał, zawsze podobne słowa uznawając je za paskudnie oklepane.
- A czego pani tak szczerze chce? - Spytał więc, nie liczył jednak że otrzyma jakąkolwiek odpowiedź. Ciężko było odpowiadać na podobne pytania i on sam chyba nie byłby w stanie odnaleźć na nie odpowiedzi. - Nie chodzi o to, aby nie przeżywać. Chodzi o to, aby swoim przeżywaniem nie krzywdzić innych. - Wyjaśnił, unosząc delikatnie kąciki ust ku górze. Możliwe, że jego słowa brzmiały zbyt mądrze jak na jego osobę, jeśli jednak chodzi o przezywanie tragedii... Cóż, miał w tym całkiem spore doświadczenie. Ponownie wrócił do zwracania się do kobiety per pani, widząc iż ta obstaje przy niemal oficjalnym sposobie rozmowy. I jeśli tego właśnie pragnęła, nie widział nic przeciwko temu.
- Pokażę pani, za dwie minuty przed wejściem do restauracji. - Z tymi słowami wstał z krzesła, by ponownie udać się na zaplecze. Podobne rozmowy w zamknięciu restauracji nie były dobrym pomysłem. Hyde Oberon Terrell miał wrażenie, że potrzebują zmiany otoczenia; oczyszczenia atmosfery oraz świeżego powietrza, skoro już mieli podjąć ciężki temat, jakim był rozwód. I o ile mężczyzna nigdy się nie ożenił, doskonale wiedział, jak ciężkie bywają rozstania ze swoją dziewczyną rozstając się średnio raz na kilka tygodni. Kroki mężczyzny powędrowały do lodówki, z której wyjął dwa plastikowe opakowania. Otworzył je na chwilę, dodał kilka dodatków po czym, żegnając się z pracownikami wyszedł z restauracji. Świeże powietrze wypełniło jego płuca gdy wziął głęboki oddech, a usta ponownie ułożyły się w delikatny uśmiech, na widok panny Marudy.
- Przejdźmy się. - Zaproponował, po czym ruszył chodnikiem w bliżej nieznanym kierunku, zwyczajnie chcąc rozruszać odrobinę zastałe ostatnio mięśnie. Milczał przez dłuższą chwilę, zwyczajnie ciesząc się ciepłymi promieniami słońca tańczącymi na jego twarzy, w pewnym momencie nawet na dłuższą chwilę przymykając oczy... A potem skręcił i usiadł na jednej z ławek przy placu zieleni, dopiero teraz kierując niebieskie tęczówki na buzię towarzyszącej jej kobiety. Z lekkim uśmiechem poklepał deskę koło siebie, po czym wyciągnął w jej kierunku białe, plastikowe pudełeczko.
- Cheesequake, lekarstwo na wszelkie zło. - Wypowiedział z uśmiechem. W pudełeczku krył się kawałek najlepszego, puszystego sernika ze spodem wykonanym z ciasta herbatnikowego; przyozdobionego malinowym sosem oraz bita śmietaną oraz skrywającego w sobie zawrotną ilość endorfin. Rozwiązanie za pewne trywialne, lecz w jego mniemaniu niezwykle pomocne. - Pewna psycholog stworzyła opis stanów, powiązanych z poczuciem osób zmagających się z ciężką chorobą bądź śmiercią. Wpierw jest zaprzeczenie, później gniew, negocjacje, depresja i w końcu upragniona akceptacja... - Mówił spokojnie, wodząc spojrzeniem między buzią panny Marudy. Ostrożnie otworzył pudełeczko, złożył niewielki, plastikowy widelczyk, by nabrać kawałek ciasta i wsunąć go do ust. - Osobiście uważam, że tę teorię da się dopisać do każdego, ciężkiego przeżycia. - Dodał wzruszając ramieniem, jakby rozmawiali o pogodzie. I jedynie swojej tragedii nie potrafił dopisać do ów teorii, przekonany, iż wykracza ona za wszelkie, możliwe pola ludzkiej percepcji... A może przez fakt, iż sam przez dwadzieścia dwa lata lawirował między tymi wszystkimi stanami, nie potrafiąc się ustabilizować? Nie był w pełni pewien.
- Przy którym etapie jest pani? - Spytał dość pogodnie, oblizując łyżeczkę z malinowego sosu, jednocześnie kierując niebieskie spojrzenie na dopiero poznaną kobietę.
I w tym wszystkim nie miał najmniejszego pojęcia, czemu to wszystko robił.

Julia Crane
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Crane doskonale zdawała sobie sprawę, że była rażącą sprzecznością. Ktoś kiedyś powiedział, że skoro jest kobietą, to może zmienić poglądy i zdanie ile tylko razy chce i mimo że nienawidziła tego typu stereotypów i wrzucania siebie do jakiejkolwiek szufladki to z tego prawa (jakże na przekór!) korzystała obficie. Wynikało to również z faktu, że rzadko kto potrafił na tyle zachwiać jej pewnością siebie, żeby przejmowała się, czy jej zachowanie jest konsekwentne. Nie jest, więc… co z tego? Każda artystka miała w sobie coś z ekstrawagancji, a Julia miała jej na pęczki. Owszem, nie wszyscy przez to ulegali jej urokowi, ale bycie lubianym przez rzeszę wyznawców nigdy nie było jej celem. Może dlatego, gdy większość jej koleżanek na portalach społecznościowych pokazała piękne i wysportowane ciała oraz przebąkiwała o botoksie, ona zamieszczała sztukę oraz paliła papierosa za papierosem. Oraz zaprawiała to wszystko alkoholem. Całkiem możliwe, że ten niezdrowy tryb życia miał ją wpędzić zbyt wcześnie do grobu, ale tacy jak ona nie bywają przecież nieśmiertelni, prawda?
- Bo to cholernie dobre wino. Przypomina mi reńskie, które piłam lata temu, gdzieś w Nicei – dobrze pamiętała, że to była zupełnie inna historia i inne okoliczności, ale czuła wtedy ten sam dreszcz poznania, który towarzyszy jedynie przy poznaniu kogoś nowego i tak zgoła odmiennego, że chce się przebiec palcami po jego zwojach mózgowych i odczytać coś, czego jeszcze sam nie mówi. Przekleństwem jest wówczas fakt, że nie ma się za wiele możliwości poza słuchaniem, a Julia z własnego doświadczenia wiedziała, że ludzie mówią tak naprawdę niewiele. Ona sama nigdy nie była gotowa na wyznania, więc wcale nie uderzył jej fakt, że Hyde ją zbył, gdy wspomniała o jego odwadze. Życie pisz tak nieprawdopodobne scenariusze, że mężczyzna na pewno krył w sobie jakiś mrok. Mogła dociekać, ale wówczas zamieniłaby się w jedną z tych szczebiocących idiotek, które chcą zawsze wiedzieć wszystko od razu i dociskają, nie zdając sobie sprawy, że czasami prostoduszne wszystko będzie dobrze nie jest najlepszym rozwiązaniem.
- Nie znam pana, więc te twierdzenia mogą być tylko hipotezą – odpowiedziała więc swobodnie, patrząc mu dłużej w oczy. Z wyrazem nie tyle zainteresowania (choć był bardzo intrygujący), ale czystego zrozumienia. Dlatego również porzuciła swobodnie ten temat, czując, że tatuaże są jej znacznie bliższe. Wiedziała, że ludzie różnie reagują na ten rodzaj sztuki, więc cieszyła się, że w nim ma swojego sprzymierzeńca.
- Myślałam, że skończy się na jednym, ale to jak nałóg. Nie umiem przestać. Chciałabym dojść do połowy, ale to wymaga czasu, którego zazwyczaj nie mam. Co pan zrobi gdy twoje ciało się skończy? Będzie pan robić następne na starych? – widać, że była pochłonięta, bo jej oczy błyszczały, pojawiał się zupełnie inny, bardziej szczery uśmiech i znowu miała ponad dwadzieścia lat i zaczynała swoją przygodę z rysunkami. Czy gdyby wiedziała jak się skończy, zastanowiłaby się dwa razy? Nigdy, dla niej tatuaże stanowiły już coś tak naturalnego jak długie włosy czy pieprzyk na szyi.
Miała też również przemożną ochotę, by sprawdzić dokładnie tatuaże Hyde’a, bo widziała tylko ich zarys pod białą koszulą, a dla niej takie rysunki stanowiły zazwyczaj pasjonującą historię życia. Mało kto nie wyrażał się przez dzierganie, może tylko nastolatki, które pragnęły zrobić jeden marny napis dla mody.
Chętnie więc usiadłby z nim, pokazałaby mu swoje tatuaże (te bardziej grzeczne, oczywiście) i wówczas może domyśliłby się, czego chce. Za to pytania tego typu były dla niej zawsze trudne, bo tak naprawdę stawała w rozkroku między przeszłością, a przyszłością, co sprawiało, że zazwyczaj żyła dniem teraźniejszym.
- Czego chcę? Pokoju na świecie – zażartowała, czując się jak na tych słynnych konkursach miss, do których i tak nie miała wstępu, bo była brzydulą. – Tak naprawdę chciałabym trochę odpocząć od emocji i dramatów. Chyba już z nich wyrosłam – odpowiedziała, a jej myśli momentalnie powędrowały do Adama i do tej całej szarpaniny, która kosztowała ją siedemnaście lat. Każdy rok teraz wydawał się straconą szansą. Jeśli to sobie uświadomiła, to przed nią już teraz same jasne momenty, prawda?
Ze zdziwieniem jednak przyjęła propozycję wyjścia stąd. Uregulowała rachunek i poczekała na niego na zewnątrz, ćmiąc papierosa. Wino przyjemnie uderzało do głowy, dzień był rześki i przyjemnie ciepły, a bryza od wody delikatnie muskała jej kosmyki włosów. Jeśli tak wyglądała błogość, to mogłaby wejść w nią na całego. Pytanie tylko, co w tym wszystkim robił pan Terrell, który uśmiechał się i zachęcał ją do spaceru. Dziwne, ale Julia tak naprawdę rzadko z kimś chodziła w ten sposób. Może i bycie mężatką sprawiło, że zapomniała jakie to jest uczucie, a może chodziło o to, że nigdy nie chciała nikogo aż tak dobrze poznawać. Ludzie pojawiali się i znikali, a jej to zupełnie nie przeszkadzało, bo i sama miała skłonności do ucieczek zawsze i wszędzie. Tym razem jednak darowała sobie próby teatralnej absencji i po prostu zgodziła się na spacer.
Gdy wreszcie usiedli na ławce, a mężczyzna zaproponował jej sernik, zaśmiała się cicho. Ci, których Crane znała, preferowali rozwiązywanie jej problemów za pomocą kokainy, seksu bądź pistoletu, więc ciasto było miłą niespodzianką.
- Sernik? Ostatni raz chyba jadłam taki w domu, z dwadzieścia lat temu – i wzięła widelec, czując, że to zapewne jakaś skomplikowana pułapka. Częściowo miała rację, bo ciasto rozpływało się w ustach, a w połączeniu z bitą śmietaną sprawiało, że dziewczyna zapominała o tym, że świat jeszcze do niedawna wydawał się jej najbardziej przerażającym miejscem. – Czyli chodzi panu o to, że rozwód jest na tyle traumatyczny, że przeżywam teraz żałobę – podsumowała z pełnymi ustami, ocierając palcem kąciki warg, była przy tym niezdarna jak mała dziewczynka. – Chyba już powoli akceptację, jeśli chodzi o małżeństwo, bo cała reszta… Widzi pan, ja nie kochałam męża i też wszyscy mi współczują z powodu jego zdrady, ale ja nie jestem taka święta, by czuć się dobrze, gdy mnie żałują. Przez to czuję się jak skończona oszustka. Ma to sens? – może i miało, ale nie powinna wymachiwać przy tym tak widelcem, bo zaraz oślepi swojego mistrza od wypieków.

Hyde O. Terrell
Gotuje na ekranie | Szef kuchni i właściciel — Beach Restaurant | Oaks kitchen & garden
33 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Znany ze srebrnego ekranu telewizora szef kuchni, który odlicza czas do dnia w którym zostanie tatą, choć nie jest pewien czy syn na pewno jest jego i boi się, że zawiedzie w tej roli. Wannabe chłopak pewnej artystki choć w swej nieśmiałości i zawiłości ich relacji boi się do tego głośno przyznać. A na dodatek odnalazł biologiczną siostrę po ponad dwudziestu latach z którą nie wie jak się dogadać.
Tajemniczy uśmiech wyrysował się na męskich ustach, gdy wsłuchiwał się w słowa kobiety, dotyczące tatuaży. Sam wpadł w to po uszy, w zasadzie nie do końca zdając sobie sprawę kiedy z jednego tatuażu zrobiło się... Cholernie dużo. Na tyle, że już nie potrafił spamiętać ich wszystkich, a ich liczenie z pewnością zajęłoby dłuższą chwilę.
- Mhm, skądś to znam. Robisz jeden tatuaż i nawet nie wiesz, kiedy pokrywasz nimi prawie całe ciało, coraz wybredniej poszukując artystów... - Rozbawienie pojawiło się w basowym głosie. Zabawnym wydawał mu się fakt, jak wiele mogło łączyć go z zupełnie obcą osobą, a moment gdy wszystkie powiązania miały wyjść na jaw jeszcze w tej raczkującej relacji nie nadszedł. - Szczerze to nie mam pojęcia. Na obecną chwilę jestem zadowolony ze wszystkich, a w najgorszym wypadku zawsze mogę jakiś usunąć i zrobić miejsce na nowy. - W końcu to też było możliwością, czyż nie? Chociaż Hyde był do niej sceptycznie nastawiony, gdyż chyba nie potrafiłby rozstać się z którymkolwiek ze swoich tatuaży. Każdy z nich był dla niego ważny, symbolizujący co innego... Choć część znaczeń zdążył już zapomnieć.
Cichy śmiech wyrwał się z jego piersi, gdy kobieta przyznała, że pragnie pokoju na świecie.
- Aby było wiarygodnie, powinna pani udać płacz. - Rzucił lekko, w odpowiedzi na żartobliwe słowa jakie uleciały z jej ust. Kilka razy z jedną sióstr miał okazję oglądać wybory miss i zawsze ten gest niezmiernie go bawił. Dźwięk kolejnych słów Pani Marudy sprawił jednak, że mężczyzna natychmiastowo spoważniał. Doskonale rozumiał to pragnienie, samemu usilnie wmawiając sobie, że nie potrzebuje relacji generujących dramaty jego życiu - przeżył jeden, niezwykle traumatyczny dramat który wyczerpał jego siły chyba już do końca żywotu.
- To czemu ich pani nie unika? - Wypowiedział kolejne pytanie, jednocześnie lokując intensywne spojrzenie niebieskich oczu w buzi kobiety, zupełnie jakby przez jedną, krótką chwilę próbował przejrzeć ją na wylot... Tak naprawdę zwyczajnie próbując zrozumieć, czemu nie próbowała odsunąć się od toksycznych elementów. Czy była to forma autodestrukcji? A może zwykłe przyzwyczajenie bądź strach przed jakąś zmianą? Nie wiedział... Ale chyba tym razem faktycznie, szczerze chciał dowiedzieć się, co też kieruje nietypową klientką jego restauracji.
Świeże powietrze dobrze robi na głowę - mawiał tata Sheppard za każdym razem, gdy Hyde chodził z posępną miną, przygnieciony ciężarem przeszłości. To właśnie on zaszczepił w panu Terrell przyzwyczajenie do wychodzenia na spacer, gdy tylko coś zalegało w jego głowie... I gdzieś, nieświadomie, zwyczajnie chyba chciał podzielić się z nieznajomą jakże zdrowym nawykiem - a pogoda zwyczajnie temu sprzyjała.
- Nie, nie, nie! To nie jest zwykły sernik, to cheese - quake, bo jego smak wstrząśnie panią jak trzęsienie ziemi. - Wyjaśnił z rozbawieniem, cicho śmiejąc się pod nosem. Pomysł był prosty i niesamowicie genialny w swojej prostocie. Do tego stopnia, iż Hyde nie raz powątpiewał czy aby na pewno udało mu się wymyślić ten przepis czy może zwyczajnie to wszystko było dziwnym snem w którym tkwił od... Cholera, bardzo dawna.
- A nie jest? - Brew mężczyzny z zaciekawieniem powędrowała do góry, nim wpakował do ust kolejny kawałek sernika który szybko przełknął, aby kontynuować: - Dla każdego co innego może być przeżyciem traumatycznym, wychodzę z założenia, iż nie powinno się tego sądzić, podważać bądź lekceważyć. - Wysnuł spokojnie, spojrzeniem lawirując między swoim serniczkiem a buzią towarzyszki. Mógłby twierdzić inaczej; mógłby wyrzucić jej, że rozwód nie jest niczym wielkim podłóg tego, przez co przechodzili inni... Sam jednak na własnej skórze przekonał się, że takie słowa jedynie pogarszają sytuację i pchają do paskudnych czynów - a on nie nie wybaczyłby sobie, gdyby coś co powiedział popchnęło kogoś w otchłań, przez którą sam przeszedł.
Pomruk zastanowienia wyrwał się z jego piersi, gdy Pani Maruda wypowiedziała kolejne słowa. Po raz kolejny uderzył go fakt dziwnych podobieństw, jakie odkrywał z każdą kolejną chwilą tej rozmowy. Czy wiedział o czym mówiła? Aż nazbyt dobrze, zjadany przez wyrzuty sumienia od dwudziestu dwóch długich lat.
- Mhm... Ma to sens. I choć zabrzmi to absurdalnie wiem, o czym pani mówi. - Zaczął poważnie, przenosząc spojrzenie na buzię Pani Marudy. Niebieskie oczy zdradzały smutek, jaki zalęgł się gdzieś z tyłu jego umysłu. - Zabawna rzecz, co nie? To całe współczucie... Z jednej strony potrafi podnieść na duchu, z drugiej zniechęcać do istnienia. - Cień rozbawienia naznaczył poważny głos mężczyzny. - Obawiam się, że na to nie ma dobrej rady, ale sytuacja nie jest bez wyjścia. Może pani albo wyznać wszystkim dookoła prawdę i zażądać, aby zaprzestali... Albo może pani zacisnąć zęby i iść do przodu z nadzieją, że w końcu im się znudzi a nad wyrzutami sumienia da się zapanować. - Innych możliwości nie był w stanie jej wskazać, zwyczajnie samemu ich nie dostrzegając, zapewne przez o wiele większy ciężar spoczywający na jego ramionach. Niebieskie spojrzenie stało się na chwilę odległe, gdy wspomnienia z przeszłości prześlizgnęły się przez jego umysł, szybko jednak potrząsnął głową, by zatopić widelczyk w serniku. - Żadne wyjście nie jest idealne, ale chyba lepsze to niż trwanie w zawieszeniu? - Dodał, ciężko było jednak stwierdzić czy zwraca się do swojej towarzyszki czy do siebie samego.

Julia Crane
towarzyska meduza
Sorbet Malinowy
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Może nie zaczęli tej znajomości z wysokiego C, ale przecież tak właśnie bywało w życiu. Julia nie wierzyła w coś takiego jako miłość czy nawet przyjaźń od pierwszego wejrzenia. Relacje zazwyczaj wykuwało się w znoju spraw codziennych, podobnych przeżyć czy nawet poczucia humoru, którego również należało się nauczyć od drugiej osoby. Może i zazwyczaj początki jej znajomości były bardziej neutralne – nie przywykła do robienia awantur – ale czasami również bywały kontrowersyjne. Jako artystka, która czasami namolnie poszukiwała modeli, niejednokrotnie zderzała się z niechęcią bądź nawet nienawiścią. Przebieg tej rozmowy wiec całkowicie ją zaskoczył, ale obecnie była daleka od klientki sprzed kwadransa, która była w stanie doczepić się nawet do ulubionego przez nią alkoholu.
Zaś tatuaże… Rozmowa o nich zawsze sprawiała, że otwierała się bardziej, że jej całkiem skomplikowany umysł w końcu skupiał się na jednej prostej potrzebie. Bycia oryginalnym i bycia widocznym. Każdy bowiem wiedział, że robienie sobie podobnych malunków jest zaczątkiem niczego innego jak bycia obserwowanym z każdej strony. Jeśli nie lubiło się tego rodzaju ekshibicjonizmu, to decyzja o posiadaniu tatuażu była chybiona. Julia nigdy nie miała za tym problemu. Ba, miała wrażenie, że pokazując ciało, tak naprawdę broni się przed wniknięciem do jej zwichrowanej psychiki, więc chyba to była słuszna decyzja.
Przynajmniej w jej mniemaniu, bo ja widać na załączonym obrazku, wznoszenie murów nie zawsze przynosi jakiekolwiek korzyści.
- Mam artystkę, której całkowicie ufam pod tym względem. Zna mnie najlepiej – uśmiechnęła się na myśl o Marceline, o tej samej dziewczynie, która lata temu rzucała w nią talerzami, bo ich związek okazał się jedną wielką katastrofą.
Nigdy nie przestała jej kochać, zmieniły się już tylko dekoracje i została jej najlepszą przyjaciółką.
- Ostatnio straciłam jeden, gdy roztrzaskałam swoją yamahę – przyznała, pocierając ramię, obecnie nagie i zupełnie bezbronne bez grubej warstwy tuszu.
Roześmiała się, gdy wspomniał o płaczu.
- Te łzy to na wspomnienie mojego zmarłego pieska, który był dla mnie wszystkim. Może dlatego nigdy nie wygrałam żadnego tytułu, jestem zbyt nieczuła – to nie do końca była prawda, bo czasami Crane wiedziała, że czuje za bardzo, że emocje dają się jej tak zaciekle we znaki, że nie może ich opanować, ale to nie był temat na pierwsze spotkanie. Nie sądziła, że była to odpowiednia kwestia na którekolwiek, więc wolała iść na łatwiznę, nawet jeśli spacerowała z tym mężczyzną i proponował jej sernik.
Zadając najprostsze pytanie świata. Czemu Julia przez tyle lat nie unikała Adama i jej chorej więzi? Czemu ciągle wracali do siebie? Nie umiała nigdy odpowiedzieć na to pytanie i teraz też nie chciała. Kiedyś zapewne, naiwna i młoda odpowiedziałaby, że to jest miłość, to ona generuje wszelkie przywiązanie, ale Crane dorosła i dojrzała na tyle, by zdawać sobie sprawę, że żadne uczucie nie przynosi takiego bólu i rozczarowania. Jeśli zaś tak wygląda, to jest toksyczne i powinno się go unikać. Dopiero, gdy usiedli na ławce spojrzała mu w oczy dłużej. Wiedziała, że wcześniej zaglądał w jej źrenice, ale wyczytanie czegokolwiek z nich zawsze graniczyło u niej z cudem. Kobieta – zagadka, lata temu również myślała, że to takie modne i ciekawe, a teraz wiedziała, że tylko powiela stereotyp femme fatale, a przecież nigdy nie chciała nią być.
- Pan też unika wszystkiego, co sprawia ból czy leci jak ćma do ognia? – zapytała prowokująco, ale jego rozbawienie udzieliło się jej. – Jestem prostą dziewczyną, widzę sernik, jem sernik – parsknęła, ale miał rację, smak nie miał sobie równych.
Przez chwilę czuła się cokolwiek dziwacznie, na świeżym powietrzu, bez papierosa, którego zazwyczaj ćmiła i z mężczyzną, który tak skutecznie przewiercał ją wzrokiem. Tak bardzo trafne były jego spostrzeżenia, że najchętniej zakryłaby mu usta dłonią, by przestał serwować jej te prawdy objawione, bo jej małżeństwo to temat durny i nikomu niepotrzebny. Może jednak to była negacja? Dalej kapryśnie odsuwała od siebie ból, obrzydzenie oraz zniechęcenie.
- Przeżyłam gorsze traumy niż rozpad małżeństwa – wyjaśniła więc oględnie, stukając widelczykiem o talerzyk. – Widzi pan, w tym rzecz, że ja jestem teraz wolna i całkiem mi się to podoba – uśmiechnęła się – a czuję się jednocześnie jak ta, która jako jedyna nie opłakuje trupa na stypie – i poderwała się. – Idziemy w stronę wody? – nie lubiła za długo siedzieć w miejscu i nie lubiła również mówić, bo wydawało się jej, że wszystko istotne zostało już przekazane, między wierszami.
Tymczasem potrzebowała trochę przestrzeni, może te spacery to nie był taki paskudnie zły pomysł?

Hyde O. Terrell
ODPOWIEDZ