about
dwa lata temu zawiesiła niezbyt owocną karierę tenisistki, by przyjechać do Lorne Bay i przejąć dom zmarłych dziadków
001.
Ściany, sufit i sama Waverly, nosiły pamiątki pomarańczowego dramatu. Skupiona na rzezi, której dokonała — a której wcale nie miała w planach, zapomniała kontrolować zegarek, przegapiając tym samym godzinę, na którą miała pojawić się Hannah. Wytarła nerwowo ręce w ścierkę, znajdującą się tuż obok i zaklęła pod nosem co najmniej pięć razy, wkurwiona na siebie, swoje roztrzepanie i cholerny blender, który powinien nadal leżeć na dnie szafki.
Nie sądziła, by resztki miąższu z białego sufitu zeszły same, pozbawiając ją poczucia wstydu, który będzie odczuwała zawsze, gdy zerknie w tamtą stronę. Kiedy jednak usłyszała, że Hannah wchodzi do środka, uzmysłowiła sobie, że nie był to wcale czas na rzucanie wszystkiego i sprzątanie. Jedzenie było gotowe, prosecco stało na stole i tylko soku pomarańczowego brakowało. Znajdował się za to na wszystkich powierzchniach i fartuchu, który (szczęśliwie dla samej Waverly) postanowiła nagle założyć.
— Hej! — przywitała się zadziwiająco entuzjastycznie, jak na to, że wyglądała prawdopodobnie, jak co najmniej czternaście nieszczęść. Na twarzy i włosach jeszcze miała resztki pomarańczy.
— To miało wyglądać trochę inaczej, ale zapomniałam w wielkim planie przygotowania świeżego soku do mimosy, że jestem gówniana w kuchni — przyznała. Nie była — na ogół. Bywała za to jednak chwilami naprawdę żałośnie roztrzepana, czego dowodem było to pobojowisko, które zastała Hania. Starła więc resztki, chociaż ze swoje twarzy, żeby nie wyglądać aż tak żałośnie. — No ale nic, możemy po prostu wypić prosecco, a potem iść do baru, żeby nie patrzeć na te zmasakrowane zwłoki pomarańczy. Chyba że wolisz zdrapywać je ze mną z sufitu, to też może być plan na wieczór — przyznała, unosząc lekko brwi, a potem podeszła do niej, już nieco bardziej z siebie zadowolona, żeby się przywitać i nawet ją pocałować krótko. Dlatego, że chciała i mogła, a też po to, żeby jednak przejść do najważniejszego punktu spotkania — jedzenia, alkoholu i późniejszej zabawy. Bo przecież nie ma się co rozwodzić nad żenującą sceną, której Hania prawie była świadkiem.
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
005.
{outfit}
Dzisiaj akurat czuła się dobrze więc po pierwsze popracowała i nadrobiła zaległości, a po drugie potwierdziła, że przyjdzie na jedzenie do Waverly. Nie miała jednak w planach przyjść tam z pustymi rękami, bo nie wypadało! Zanim więc dotarła do pensjonatu to wstąpiła do cukierni i do kwiaciarni, żeby kupić im jakieś ciasto na deser i jakieś kwiaty dla pani domu. Musiała trochę strzelać, bo nie miała pojęcia jakie kwiaty lubi Waverly więc wzięła jakiś polny bukiet, bo zawsze wyglądał ładnie. Gdy już wszystko miała to spacerem ruszyła do pensjonatu, w którym kiedyś pomieszkiwała.
- Cześć - powiedziała i nieco otworzyła usta widząc co się w tej kuchni odjaniepawliło. - Wow... szukałaś powodu żeby odnowić ściany? - Zapytała rozglądając się po całym pobojowisku. - Jestem za proseco, poza tym jak już się tak narobiłaś to może się coś da uratować? - Zapytała i posłała jej uśmiech jak dziewczyna podeszła nieco bliżej i ją pocałowała. - To dla Ciebie - rzuciła wręczając jej kwiaty - a to dla nas, na później - dodała ciasto kładąc na kuchennym blacie. - Myślałam, że plany na wieczór będziemy mieć nieco inne, ale zdrapywanie pomarańczy ze ścian na bank jest lepsze niż układanie puzzli. - W końcu puzzle można układać zawsze, poza tym nie chciałaby jej zostawiać z takim syfem. - A więc miała być mimosa... - mruknęła unosząc rękę żeby wyciągnąć kawałek miąższu z włosów dziewczyny. - Ale jaka teraz będziesz słodka - starała się widzieć wszędzie pozytywy no i na potwierdzenie swoich słów to jeszcze ją pocałowała.
waverly ellsworth
joshua - luna - zoey - bruno - owen - benedict - eric - mira - mei - olgierd - caitriona - cece