30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Praca ostatnio strasznie dawała mu w kość. Przy wszystkich mniejszych oraz większych napięciach czy otwartych konfliktach na świecie zaczynało mu brakować rąk do pracy. Rynek weteranów był dość bogaty, ale on nie zatrudniał byle kogo. Każdy musiał przychodzić z jakąś rekomendacją kogoś, kto już dla niego pracował. W tym fachu reputacja była wszystkim więc nie mógł sobie pozwolić na wysyłanie niesprawdzonych kobiet i mężczyzn do klientów nie wiedząc, czy staną na wysokości zadania. Nie wspominając nawet o tym, że kilka ze swoich mniejszych oddziałów musiał wyciągać ekspresowo z przydziałów, które okazały się zbyt niebezpieczne. Klienci często zapominają wspomnieć, że przeskrobali sobie coś u kogoś, kto chętnie zobaczyłby ich głowę na palu, więc nie chodzi tylko o standardową ochronę w razie czego, a raczej o konflikt, na który nikt z jego pracowników się nie pisał. Gorzej było jednak jeśli rząd wysłał jego oddział na misję na którą nie powinien, a od ekstrakcji później umywali ręce i musiał załatwiać to na własną rękę. Naprawdę nic przyjemnego. Biznes się kręcił, lecz przyprawiał go o ból głowy.
W takich chwilach najlepiej było się gdzieś wyrwać. Skrzyknął więc swoich starych znajomych z własnego oddziału, a aktualnie swoich najbardziej zaufanych kapitanów. Weekendowy wyjazd na pole treningowe dobrze robił na psychikę oraz morale w jego firmie. Może nie był już w aktywnej służbie, ale lubił przypominać tym frajerom, że jeszcze całkiem nie wyszedł z wprawy i nie bez powodu to właśnie on jest głową tego całego przedsięwzięcia, które pozwala przeżyć resztę życia godnie, nie czekając na jakieś benefity od państw w których się zaciągnęli. Było dużo strzelania, dużo picia, zabawy, a później jeszcze trochę strzelania przemieszanego z całkowicie niebezpieczną pirotechniką. Kto by się po czymś takim nie zresetował i nabrał sił na kolejne wyzwania zawodowe?
Do domu wrócił dość późnym wieczorem. Do garażu wjeżdżał właściwie na pamięć, odpisywał jeszcze na kilka wiadomości od przyjaciół. Wysiadł z samochodu, zabrał torbę z bagażnika i jakby nigdy nic udał się w stronę drzwi do domu. Coś mu jednak nie pasowało. Zrobił kilka kroków wstecz stając obok kanapy, którą już dawno miał wyrzucić tylko zawsze zapominał wyciągnąć w odpowiedni dzień z garażu. Ktoś na niej spał, albo bardzo dobrze udawał, bo trochę trudno byłoby się nie obudzić od tego całego trzaskania i warkotu potężnego silnika. Czyżby zapomniał zamknąć garaż? Zdarzało mu się. Podobnie z domem. Mieszkał w dość spokojnej okolicy i wydawało mu się, że tylko skończony idiota włamywałby się do domu faceta który na co dzień zarządza małą armią ludzi, którzy nawet nie potrzebują ołówka by kogoś zabić. Nigdy nie ukrywał swojego fachu przed sąsiadami, więc nie była to żadna tajemnica. Zrzucił torbę na ziemię z dość głośnym łupnięciem. Odchrząknął jeszcze głośno na wypadek gdyby to dziewczyny nie obudziło.
- Ekchem... A Ty co robisz w moim garażu..? - powiedział nieco uniesionym głosem opierając dłonie na biodrach.

Ruby Woodley
przyjazna koala
Graham
lorne bay — lorne bay
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Nagrywała filmiki na specjalnych stronach. A teraz kryje się po kątach przed oprawcą z przeszłości
Wskazówki na jej zegarku przesuwały się coraz szybciej, a przynajmniej tak się wydawało młodej dziewczynie, która uciekła przed grabarzem. Zachowywała się cicho, śpiąc na ławce tuż obok miejsca, w którym spoczęła jej ciotka - a i tak komuś to przeszkadzało. Po raz pierwszy od jakiegoś czasu przeraziła się. Tak samo czuła się w chwili, gdy znaleziono zmasakrowane ciało koleżanki. Tak samo czuła się w chwili, gdy zdjęcia z jej portalu zdobiły ściany uczelni i osiedla na którym mieszkała. Bez twarzy, ale doskonale wiedziała, że były jej. Jak znalazła się w domu nieznanego mężczyzny? Sama nie wiedziała. To był impuls, który zadziałał na nią tak, jak ja przestraszone zwierzę działa strach przed myśliwym. Mijając kolejne domu spotykała tylko zamknięte drzwi. Nawet składziki i garaże, które wyglądały na nieużywane były jej wrogami. Do czasu. W końcu znalazła schronienie. Robiło się już ciemno, nogi tak bardzo ją bolały, że nie miała siły iść dalej. Wiedziała, że nie powinna tego robić. Że jeśli zostanie przyłapana nie wytłumaczy się z tego. Wówczas widok kanapy zdecydował za nią. Po prostu padła na miękki materac, zwinęła się w kłębek. Nie myślała o tym, co zrobi jutro. Skąd weźmie pieniądze na wynajęcie jakiegoś mieszkania. Miała wprawdzie oszczędności, ale ledwo by wystarczyły na najem. A za co miałaby przeżyć? Z tymi myślami zapadła w głęboki sen. Na szczęście nic jej się nie śniło. Po prostu widziała pomiędzy jawa a snem, otoczona głęboką czernią. Skulona jak niemowlak. Tak mocno spala, że nie usłyszała dźwięku nadjeżdżającego samochodu. Mało tego, nie słyszała kroków. Gdyby tak było niczym kocica uciekłaby, gdzie pieprz rośnie. A tak... Huk opadającej torby dopiero sprawił, że zerwała się na równe nogi. Było jej cholernie zimno. Na skórze odsłoniętych przedramion pojawiła się gęsia skórka - mimo, że przecież nie było aż tak zimni. Próbowała namierzyć źródło dźwięku, przymrużając oczy. Wówczas dostrzegła górę mięśni stojącą naprzeciwko. Górę mięśni z którą napewno nie dała by rady.
- Proszę nie rób mi krzywdy.. - wyszeptała drżącym i słabym głosem, cała trzęsąc się że stresu i chłodu. Co miała teraz powiedzieć gościowi, który prawdopodobnie był właścicielem tego domu? Właśnie tego się obawiała, że ktoś ją przyłapie. Nie sądziła, że będzie to tak szybko miał miejsce. I że będzie musiała udobruchać górę mięśni.
- Nie zrobiłam nic złego, po prostu... - urwała kierując wzrok na torbę. Huk jaki zrobiła oznaczał, że była ciężka. Głośno przełknęła ślinę, cofając się przerażona do tyłu. A co jeśli trafiła na dom mordercy z okolic. Nie zrobiła jeszcze rozeznania kto mieszkał w Lorne. Nikt z jej starych znajomych nawet nie wiedział, że wróciła. Była niczym duch....

Graham Halifax
Obrazek
powitalny kokos
Ruby
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ten wieczór na pewno nie miał się zakończyć tego typu spotkaniem. Jedyne na co dzisiaj miał ochotę Halifax to zalegnięcie jeszcze na kanapie przy którymś filmie czy serialu z talerzem jakichś słonych przekąsek do pochrupania. Jak już robić sobie wolny weekend to do końca, prawda? To miał być czas tylko dla niego. Po tych ostatnich smsach w samochodzie wyłączył nawet telefon i nie byłoby go dla nikogo do następnego poranka, a tutaj los postanowił spłatać mu figla. Zupełnie nie miał pojęcia, skąd dziewczyna znalazła się w jego garażu, chociaż to tak naprawdę w tym momencie nie było najważniejsze. Było kilka prostych rozwiązań i żadne jakoś specjalnie go nie ruszało. Intruzka po bliższych oględzinach wyglądała trochę jak siedem nieszczęść. Chyba nie mogła być bezdomna. Nie dopuszczał nawet takiej możliwości. Z taką buźką nie przeżyłaby na ulicy nawet jednego dnia. Świat nie był miły dla młodych dziewczyn w potrzebie. Zdążył się już o tym wystarczająco przekonać na swoich przydziałach w państwach islamskich. To uratowało ją przed tym by wyleciała stąd na zbity pyszczek. Ktokolwiek inny już zostałby wyciągnięty za fraki z garażu, ale dla kobiet miał trochę współczucia. W końcu tak został wychowany przez matkę i co powiedziałaby jego młodsza siostra?
Dziewczyna wyglądała naprawdę mizernie. Była zziębnięta, pewnie też głodna. Naturalnym było, że się go bała. Twarz miał dość miłą, zwłaszcza jak się uśmiechał, ale sama postawa oraz ciało świadczyły o tym, że nie jest po prostu jakimś przypadkowym facetem spotkanym na zakupach. Pewnych militarnych zachowań nie dało się tak łatwo wyzbyć. Byłby nawet skłonny jej pomóc, ale w pierwszej kolejności rozejrzał się po garażu oraz skupił na wejściu by upewnić się, że to nie jakiś trik na biedną dziewczynę w opałach, a zaraz wpadnie tu kilku gości żeby go spacyfikować. Kiedy tak się nie stało nieco się rozluźnił i zrobił krok do tyłu by oprzeć się o swój samochód z założonymi rękami.
- Po prostu włamałaś mi się do garażu? - spojrzał na nią unosząc jedną brew - Nie powiedziałbym, że to nie jest nic złego. Jestem całkiem pewien, że to jest karalne. - spojrzał na nią dość wymownie - Co tutaj robisz? - spojrzał jej badawczo w oczy próbując ocenić czy powie prawdę czy będzie ściemniać aż miło.

Ruby Woodley
przyjazna koala
Graham
lorne bay — lorne bay
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Nagrywała filmiki na specjalnych stronach. A teraz kryje się po kątach przed oprawcą z przeszłości
Ruby chyba urodziła się z pechem. Niestety. Najpierw straciła rodziców. Potem rzuciła studia, aby przeżyć się przed kamerką, nagrywając filmiki dla dorosłych. Straciła też ciotkę i dom rodzinny. Gdy dowiedziała się, że ciotka zadłużyła się po to, by Woodley mogła dobrze żyć - chciała dołączyć do ciotki. Mało brakowało, by do niej dołączylo. Przez kilka dni Ruby była tak zdesperowana. Do tego stopnia, że postanowiła włamać się do kogoś. Mogła przynajmniej sprawdzić z kim ma przyjemność. Mogła odwiedzić kogoś znajomego, ale nie...
Przełknęła głośno ślinę obronnie zasłaniając twarz. Skuliła się, próbując wtopić się w materiał kanapy. Jakby mogło ją to uczynić niewidzialną.
- Proszę... - jęknęła cicho. Pomiędzy palcami dostrzegła zarysy muskulatury mężczyzny. Przecież ten człowiek mógł złamać ją skinięciem palca. Może powinna wejść do tego wcześniejszego domu? Skusił ją otwarty garaż, w końcu kątem oka widziała jak ktoś wyjeżdżał z tego domu. Domu, w którym chciała się skryć, ogarnąć i praktycznie bez pozostawiania śladu zniknąć? Niestety za późno. Powinna poderwać się i uciec, powinna próbować jakoś spacyfikować gościa. Ale nie miała sił. Nawet na jego oczach próbowała się poderwać, ale każda próba kończyła się opadnięciem na kanapę. Tak bardzo kręciło jej się w głowie.
Przełknęła głośno ślinę rozglądając się chaotycznie wokół, musiała coś wymyśleć. Musiała się uwolnić, aby nie czuć się jak zwierzę w klatce, przed którym stał drogi treser.
- To nie tak, nie jestem złodziejką - po raz pierwszy odważyła się zadrzeć głowę i spojrzeć swoimi niewinnymi oczyskami prosto w oczy mężczyzny. Mogła w tym momencie sprzedać każda bajeczkę. W końcu w Lorne nie miała nic.
- Nie wiem jak się tu znalazłam - wyrzuciła z siebie, ciasno opatulając się ramionami. Mówiła prawdę, przynajmniej na ten moment. A przynajmniej nie wiedziała, dlatego wybrała akurat jego dom. Może wydał jej się bezpieczna idyllą.
- Po prostu coś mnie przeraziło, a nie pamiętam topografii miasteczka - wyrzuciła spokojnym tonem. Wtedy coś w niej pękło, bowiem padła na kolana tuż przed mężczyzną, składając ręce jak do modlitwy. Jeszcze nigdy nie czuła się tak bezradnie. Co chciała osiągnąć swoim błaganiem? Tego nie wiedziała. Na pewno nie chciała szlajać się po nocy po Lorne. Już raz uciekała przed prześladowca w Sydney. Podejrzewała jak musi wyglądać, ale wolała pozbyć się dumy, niż wpaść w kłopoty. Odsiadka na komisariacie i jej gorące nagrania nadal krążące w sieci nigdy nie dogadałyby się że sobą. Dlatego musiała zrobić wszystko. Niezależnie jak dosłownie.
- Błagam, nie chce mieć żadnych problemów ... - Na kolanach przysunęła się blisko nóg nieznajomego, niemal przyklejając się mu do nogi. Nigdy nie wyglądała tak żałośnie.

Graham Halifax
Obrazek
powitalny kokos
Ruby
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Z dwojga złego, lepiej, że trafiła akurat na jego posesję. To miasteczko mogło być dość spokojne, a ta dzielnica tym bardziej, lecz nie znaczyło to, że nie znalazłby się jakiś zwyrol, który na pewno chętnie wykorzystałby tę sytuacją dla własnych korzyści, przede wszystkim cielesnych. Nie trzeba było się przyglądać żeby zauważyć, że w tym stanie nie byłaby zdolna do zatrzymania amorów jakiegoś dupka, który najchętniej by ją wykorzystał, a później zostawił gdzieś przy drodze z daleka do swojego domu. Musiała być już na ulicy przynajmniej kilka dni. Drobna, zmarznięta, pewnie głodna i trochę przybrudzona. Najwyraźniej nie miała nikogo w okolicy, więc gdyby przyszło jej zniknąć w niewyjaśnionych okolicznościach pewnie nikt by jej nie szukał, a nawet gdyby zaczął, byłoby zdecydowanie za późno. Widział to już zbyt często. On przynajmniej zamierzał jej wysłuchać. Na pierwszy rzut oka nie wyglądało żeby mu coś zniknęło, ale pewnie z rana powinien zrobić mały remanent.
Jej reakcja wskazywała na to, że nie miała szczęścia z mężczyznami. Zachowywała się jakby Halifax miał ją zaraz zacząć okładać, tak próbowała się wtopić w tę sofę. Trochę to frustrujące, bo nie dawał jej ku temu żadnych przesłanek. Nawet odszedł wcześniej o krok dalej żeby nie czuła się osaczona, kiedy on tylko opierał się o swój samochód z założonymi rękami. Nigdy nie podniósłby ręki na bezbronną kobietę, jednak tego nie mogła wiedzieć. Dlatego tylko lekko pokręcił głową niezadowolony z tego faktu.
- Więc nie będziesz miała nic przeciwko jeśli zweryfikuję sobie to jutro rano. - spojrzał na nią trochę sceptycznie pomimo tego, że ciężko było nie wziąć jej na te piękne, nie winne oczy.
On natomiast na takich się już kilka razy przejechał. Dał z siebie zrobić frajera i nie zamierzał dać się nabrać ponownie. Strzeżonego, pan Bóg strzeże, jak to mawia jego ojciec. On nie był religijny, lecz niektóre powiedzonka miały na tyle sensu żeby je sobie przyswoić. Jej tłumaczenia były co najmniej marne. Jeśli rzeczywiście nie wiedziała, jak się tutaj znalazła była albo pijana, albo po narkotykach. W żadnym z tych przypadków nie podjąłby się pomocy. Zawsze uważał, że ci, którzy pozostają w nałogu, robią to na własną rękę oraz odpowiedzialność. Nie zasługują na jego pomoc czy litość. Teraz może już wytrzeźwiała i nie wiedziała, jak się z tego wszystkiego wyłgać.
W końcu zrobiła coś zupełnie niespodziewanego. Rzucając się na kolana wybudziła w nim pewne wspomnienia z frontu. Widział już takie obrazki, lecz zawsze z boku. Kobiety klęczące przed swoimi mężami i skamlące o litość zanim zostaną wydane na pastwę islamskich praw, których właściwie nie miały. Przyrzekł wtedy sobie, że nigdy nie będzie tego typu mężczyzną, a to, co właśnie zrobiła sprawiło, że takim się poczuł. Wkurzy się. To nie była frustracja. Po prostu się wkurzył. Schylił się i łapiąc dziewczynę za boki podniósł ją do góry by stanęła na równe nogi zupełnie jakby ważyła nie więcej niż standardowa torba z zakupami.
- Nigdy przede mną nie klękaj, okej? - wyrzucił z siebie gniewnym tonem zabierając swoje dłonie z jej ciała, jednak traf chciał, że nadal stali nie dalej niż kilkanaście centymetrów od siebie - Kobiety robią to tylko w jednym celu, a raczej nie to ci w głowie. - westchnął cicho kręcąc głową.
Przy okazji przyjrzał się jej trochę bliżej. Była trochę zaniedbana, ale nie zionęło do niej ani alkoholem, ani spojrzenie nie było zamglone by mógł podejrzewać narkotyki. Może rzeczywiście pod tym względem była czysta? Chyba to powinno jej dać chociaż szansę na lepsze wytłumaczenie.
- Chodź, pogadamy w środku. - mruknął schylając się po swoją torbę, a z pilota rozpoczynając proces zamykania bramy garażowej.
Zrobił kilka kroków w stronę drzwi prowadzących do domu, otworzył wszystkie zamki, zapalił w przedsionku światło i stanął w progu patrząc na nią przez ramię.
- Nie bój się, nie zrobię ci krzywdy chyba, że sama mnie zaatakujesz. - skinął w stronę korytarza żeby podążyła za nim.
Odłożył kluczyki oraz torbę obok drzwi prowadząc ją do dość przestronnej kuchni. Z początku nie wiedział, czy tak duże pomieszczenie będzie użyteczne, ale po tych wszystkich imprezach, które przeżyło... Był to bardzo dobry wybór. Nie ociągając się z niczym wyciągnął na blat dwa kubki, a dziewczynie wskazał miejsce przy wyspie. Wygodniejsze niż by się mogło wydawać.
- Czego się napijesz? Herbaty? - spojrzał na nią pytająco już bez zbędnych emocji.
Traktował ją z grubsza jak normalnego gościa. Przynajmniej na razie nic nie wskazywało na to, żeby nadal był do niej wrogo nastawiony. Większość mieszkania nadal była ciemna. Na razie światło paliło się tylko w kuchni pozwalając dojrzeć pewne zarysy dużego salonu oraz mebli.

Ruby Woodley
przyjazna koala
Graham
lorne bay — lorne bay
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Nagrywała filmiki na specjalnych stronach. A teraz kryje się po kątach przed oprawcą z przeszłości
Zwykle Ruby zachowywała się inaczej. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, kiedy sytuacja była odpowiednia była flirciarą. Potrafiła stopić najtwardsze sercucho. Wszystko to zostało w Sydney wraz z tym,co zburzyło jej idealne życie. Im bardziej schodziła z prawidłowej ścieżki coraz więcej rzeczy traciła. Najpierw szkołę, potem znajomych, na końcu los postanowił dowalić jej najmocniej, zabierając dom i ciotkę. Największego tytana takie coś może zwalić z nóg, a co dopiero taka niewielką dziewczynę, ktora się pogubiła. Właśnie taką widział ją mężczyzna. Dziewczynę połamaną na małe kawałki, która za nic nie próbowała się posklejać. I jeśli zdziwiło ją to, że nieznajomy nie zareagował adresywnie na jej wtargnięcie - to to co wydarzyło się potem sprawili, że zaczęła drżeć jak osika. Skąd mogła widzieć, że kobiety na kolanach kojarzyły mu się z czymś innym niż błaganiem. Nie znała go. Nie odzywała się więcej, bojąc się że odbezpieczy granat. Skoro odruchowa reakcja, aż tak wyprowadziła go z równowagi. W tym momencie? Chciała go odepchnąć i zwiać, w szczególności gdy szarpnął jej ciałem do góry. Zachlysnęła się powietrzem, cała się napinając. Naprawdę myślała, że ja uderzy. Kiedy dotarło do niej znaczenie jego ust zarumieniła się. Nie... Nie zarumieniła. Zaczerwieniła tak mocno, że policzki paliły ją żywym ogniem. Tak jakby dosłownie dostała gorączki. - Ja nie... - nie wiedziała co powiedzieć. Kiedy nieznajomy po prostu ruszył przed siebie wgłąb domu analizowała sytuację. Mogła spróbować prysnąć przez zamykający się garaż, w końcu nie miał podstaw do tego by ją gonić. Ale czy chciała pozostawiać za sobą niesmak? Chociaż miała grzechy na sumieniu była dobra dziewczyną. Wyzwoloną, ale nadal dobra. Ruszyła... Ruszyla za mężczyzną nadal trzymając się gdzieś z tyłu, na uboczu. Nawet, gdyby miała mi zrobić krzywdę to nie dziś. W takim stanie upuściłaby nawet szklankę z wodą. Nie byłaby soba, gdyby nie rozejrzała się po jego domu. Przyzwyczajona do małego studenckiego mieszkania musiała uznać, że było tu luksusowo. Jakoś chłodno, ale jednak luksusowo. Przejechała dłonią po ramieniu, podchodząc do wskazanego miejsca przez mężczyznę. Chociaż zazwyczaj wszelkim poleceniom mówiła nie, nie lubiła gdy ktoś nią dryfował... To teraz po prostu to robiła. Musiała.
- Wody. Wystarczy tylko woda. - Odchrząknęła, próbując usunąć zaschniętą gulę w gardle. Siedząc na krześle non stop wierciła się w miejscu, zawsze tak reagowała, gdy czuła się nieswojo. W tym momencie była intruzem. Wielką niewiadomą, którą o dziwo traktowano w miarę normalnie.
- Ruby jestem Ruby - rzuciła ni z gruchy,ni z pietruchy. W takich chwilach anonimowość była ratunkiem, mogła siedzieć cicho, dalej schowana za swoim szklanym słoikiem. Ale wraz z tym jak mężczyzna wpuścił ją do swojego domu i po prostu zaproponował jej herbatę - nic dziwnego - Ruby wiedziała, że nie może zachowywać się w taki sposób. Musiała zapewnić sobie alibi, musiała być czysta. Taka, jaką naprawdę była. Dziewczyną, która się pogubiła przez bagaż, który nagle się na nią zwalił. Gdyby tylko Graham poznał tą prawdziwą Woodley. Czy będzie ku temu okazja? Możliwe, o ile Rory czegoś nie zepsuje.
- Ładnie tutaj...


Graham Halifax
Obrazek
powitalny kokos
Ruby
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Halifax raczej nie był z rodzaju tych dobrych samarytan, co to by kurtkę z własnych ramion oddali żeby tylko komuś było lepiej. Wychował się w wierze katolickiej, jednak nigdy nie przyswoił sobie ich wszystkich poglądów. Ani tych dobrych, ani tych złych. Był zbyt zajęty z kolegami, a później zmianami w swoim życiu by przywiązywać jakiekolwiek znaczenie do religii. Życie w wojsku nauczyło go natomiast, że jasne, trzeba dbać o innych, zwłaszcza swoich chłopaków z oddziału, ale przede wszystkim trzeba patrzeć na samego siebie. Tak jak ratownicy najpierw muszą zadbać o swoje bezpieczeństwo, a później poszkodowanego, tak jemu wpierw musiało być dobrze by zaczął pomagać innych w ich problemach. Nauczył się też może najważniejszego, że jeden człowiek świata nie zmieni. Trzeba dbać o siebie oraz swoich, a cała reszta... Musi radzić sobie sama, a on nie będzie się tym przejmował.
Do tej reszty zaliczała się w tej chwili siedząca na jego sofie dziewczyna. Nie wywalił jej za drzwi garażu tylko dlatego, że no właśnie... Była dziewczyną. Po tym co widział w krajach Islamskich nie mógł by ze sobą żyć gdyby od tak wyrzucił ją na bruk. Z resztą miał też młodszą siostrę, w podobnym wieku, o ile się nie mylił, więc pewnie i to siadało mu na psychikę kiedy podejmował kolejne kroki. Nie miał zamiaru być z nią tak gwałtowny, ale pewne rzeczy po prostu wyprowadzały go z równowagi. Błagające kobiety były jedną z nich. Posłał jej jeszcze dość rozbawiony uśmiech zauważając jej rumieńce kiedy w końcu załapała o co mu chodziło.
- Nie przesadzaj. Zdążyłaś trochę zmarznąć na tej kanapie. Powinnaś napić się czegoś ciepłego. - nie wyglądał jakby miał zamiar przyjąć sprzeciw.
Sięgnął do jednej z szafek wyciągając z niej małe, kolorowe, metalowe pudełko. Położył na blacie dwa standardowe, okrągłe zaparzacze do herbaty. Otworzył puszkę podsuwając ją dziewczynie do powąchania. Ususzone liście pochodziły z Kuwejtu. Prócz czarnej herbaty dało się tam jeszcze wyczuć nuty bergamotki oraz jaśminu. Całkiem przyjemna mieszanka. Specjalnie robił wszystko na jej widoku by nie miała żadnych podejrzeń co do jego zamiarów. W końcu koszyczki wylądowały w kubkach zalane gorącą wodą. Przesunął jeden w jej stronę, drugi pozostawiając sobie.
- Graham. - przedstawił się opierając się łokciami o kuchenny blat i nachylając się trochę do przodu - Dzięki, miałem dobrą projektantkę wnętrz. Gdybym ja spróbował swoich sił pewnie cały dom wyglądałby jak jedna wielka siłownia. - zaśmiał się cicho - To co, chcesz spróbować jeszcze raz i powiedzieć mi jak się znalazłaś w moim garażu? - spojrzał na nią bystrze - A, jeśli chcesz jakiś sok, czy coś innego, powinienem mieć coś w lodówce. - uśmiechnął się życzliwie.

Ruby Woodley
przyjazna koala
Graham
lorne bay — lorne bay
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Nagrywała filmiki na specjalnych stronach. A teraz kryje się po kątach przed oprawcą z przeszłości
Dlaczego postanowiła zrobić coś tak durnego, jak wbić do kogoś do mieszkania? Czy nie mogła po prostu zapukać i poprosić i nocleg? W końcu jej ciotkę znało całe miasteczko, chyba że ktoś byk takim odludkiem. Jej ciotka każdego nowego mieszkańca w okolicy witała ciastem. Dlaczego więc Ruby, aż tak się zepsuła? Nikt tego nie wiedział. Nawet ona sama. Pomijając to, że nieznajomy mógł ją wywalić - w końcu większość ludzi by tak zrobiła, to tutaj ją zaskoczył i to bardzo. Dosłownie zamurowało ją, kiedy po prostu wpuścił ją do swojego domostwa. Było ciepło, chociaż na dworze czuć było zbliżające się ciepło - to w wnętrzu było czuć tą domową atmosferę. Ruby wyczuwała to od razu. Może właśnie to spowodowało, że poczuła się wygodniej, bez nacisku? Chociaż nie powinna. A końcu ilu psychopatów chowalo się za maskami miłego oblicza. Nie zaprotestowała. Naprawdę wystarczyłaby jej woda, ale widok parzonej herbaty spowodował, ze dostała gęsiej skórki. Miał rację, zmarzła. W czasie gdy Graham zajmował się przygotowaniem rozgrzewającego płynu Ruby naprawdę zaciekawiona rozglądała się po wnętrzu. Jej ciotka miała dwa razy mniejszy dom. Szczerze? Śmiało mogła powiedzieć, że czuć było nutę luksusu. Nim jednak dokładnie zrobiła rekonesans gorąca herbata czekała na nią. Od razu opatuliła swoje drobne ręce wokol szła. Nie piła, po prostu ogrzewała ręce. W międzyczasie, gdy Graham przygotowywał herbatę zdążyła rozpuścić włosy, przez co teraz jej twarz zasłaniała kaskada długich, lekko kręconych włosów o barwie kruczo-czarnej. Pokiwala głową, przyglądając się dłużej gospodarzowi. Coś było w jego słowach, już wtedy w garażu dostrzegła zarysy miesni. Teraz w świetle kuchni widziała to dokładnie. Żeby nie wyjść na dziwną skupiła wzrok na szklance. I wtedy nadeszło to pytanie, od którego ja zmroziło. No tak, musiała jakoś wytłumaczyć swoje podejście, swoje włamanie. Swoją historię. Wzruszyła ramionami, próbując schować się za swoimi włosami.
- Po prostu skorzystałam z okazji... - w końcu się przełamała. Uniosła szklankę do ust, ale tylko powąchała aromat herbaty. Nie widząc czemu poczuła zapach domu, dlatego zaczęła mówić dalej.
- Nie mialam, gdzie się podziać. A ten garaż.... Wydawał się bezpieczny - nie powiedziała wszystkiego, ale przyznała się do tego, że obecnie była bez dachu nad głową. Co było zresztą prawdą, cholerna prawda - do której puzzle starała się pozbierać do pudełka. Spojrzała w kierunku Grahama, przygryzając wargę.
- Przepraszam... - Cicho, ledwie słyszalnie wyszeptała i skupiła się piciu herbaty. W głowie opracowała też kilka rozwiązań, w końcu musiała coś znaleźć dla siebie, jakis tymczasowy azyl, dopóki czegoś nie ogarnie na stałe. Jedno było pewne, na pewno nie chciała wracać do Sydney.


Graham Halifax
Obrazek
powitalny kokos
Ruby
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ciężko powiedzieć, by Graham żył jakoś przesadnie luksusowo. Nigdy tak naprawdę nie przywiązywał do tego jakiejś wielkiej wagi. Ważniejsze było dla niego by wszystko było w miarę funkcjonalne. Dlatego też zatrudnił bardzo dobrą i całkiem ładną projektantkę wnętrz. Bo choć sam lubił próbować nowych rzeczy, to naprawdę nie było najlepszym pomysłem by robić to we własnym, nowo kupionym, domu. Wbrew wielu opiniom miał jeszcze trochę zdrowego rozsądku. Tak więc wiele wizyt oraz kilka upojnych nocy później i cały plan był gotowy. Kobieta naprawdę zrobiła świetną robotę celując w jego styl i do niczego nie był w stanie się przyczepić. Nie żeby spędzał w domu przesadnie dużo czasu, lecz gdy już tutaj przebywał, czuł się w nim dobrze.
Dziwiło go natomiast, że pomimo tego, że dokładał wszelkich starań by przygotować herbatę na jej oczach by mogła być pewna, że niczego jej tam nie dosypał, ona wolała właśnie ten wystrój wnętrza oglądać. Nie było to najmądrzejsze z jej strony i tylko utwierdzało go w przekonaniu, że tak naprawdę bezdomna nie była. Może po prostu uciekła z rodzinnego domu i gdzieś się w drodze powrotnej zagubiła? Na tak młode kobiety czyhało tam cholernie wiele niebezpieczeństw, a obserwując jej postawę był coraz mniej przekonany do tego by mógł ją po prostu wyrzucić za drzwi. Jak miałaby sobie poradzić? Tym bardziej, kiedy rozpuściła włosy. Wcześniej tego nie widział mając ją w swoim własnym cieniu, ale była naprawdę całkiem ładna. Nie przeżyłaby długo na ulicy.
Dał jej cały czas, którego potrzebowała żeby w końcu chociaż trochę się przed nim otworzyć. Nie popędzał, jedynie upił kilka łyków herbaty podpierając się o kuchenny blat. Lustrował ją chwilę swoim spojrzeniem próbując ocenić, czy mówi prawdę, czy próbuje go w coś wkręcić, ale aż tak świetny w te klocki nie był. Wydawało mu się, że coś przed nim ukrywa, ale może to być po prostu jakaś wyuczona podejrzliwość.
- Nie mogę cię do końca winić, sam musiałem zostawić go otwartego. - wzruszył lekko ramionami - Więc to nie było do końca włamanie, a jedynie wtargnięcie. Szkoda byłoby to raportować. - uśmiechnął się do niej lekko - Przynajmniej wiem, że nie jesteś z tych okolic. Ten garaż jest rzeczywiście cholernie bezpieczny. Nikt na tym osiedlu by go nie ruszył, nawet jeśli jest otwarty, więc masz dobrą intuicję. - zaśmiał się całkiem wesoło.
- A jak to jest właściwie z tym twoim domem? Uciekłaś od rodziców? Będę szczery. Widziałem wiele bezdomnych kobiet i ty na taką nie wyglądasz. Do niedawna miałaś dom, więc co się stało? Powiadomić kogoś dla ciebie? - odstawił swój kubek z parującą herbatą patrząc na nią pytająco.

Ruby Woodley
przyjazna koala
Graham
lorne bay — lorne bay
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Nagrywała filmiki na specjalnych stronach. A teraz kryje się po kątach przed oprawcą z przeszłości
Życie w warunkach czysto studenckich z pewnością zmieniło jej wyobrażenia o luksusie. Ale pomieszczenie do którego zabrał ją Graham naprawdę wyglądało nienagannie. Tak, jak i właściciel skrywał tajemnice przed intruzem, było to wyczuwale. I właśnie w tym momencie Ruby zdała sobie sprawę z tego, że niepotrzebnie się wlamała. Jak można zatrzeć złe wrażenie, przecież nawet jeśli za jakiś czas spotkaliby się Ruby byłaby tylko intruzką, zwykłym włamywaczem - przecież nikt dobrze nie wspomina włamywaczy z Kevina. Tak samo byłoby z nią. Mimo, że buźkę miała ładniejszą od tamtych oprychów.
Ruby słynęła z tego, że postępowała bezmyślnie, impulsywnie. Każdy normalny, chociaż odrobinę myślący człowiek przynajmniej obserwowałby gospodarza. Woodley była chyba zdania, że gorzej być nie może. Skoro nie zrobił jej krzywdy w garażu, to teraz tym bardziej tego nie zrobi. Chyba.
- Dobra intuicja nie zawsze jest odpowiednim rozwiązaniem - właśnie wtedy w jej głowie zaświtała mysl, że nawet jeśli trafiłaby na najbezpieczniejszy dom, to właściciel domostwa już taki bezpieczny mógł nie być. Chociaż w tym przypadku nie czuła od Grahama negatywnej aury, na samą myśl, że mogła się pomylić w ocenie miejsca j osoby spięła się, ciasto opatulając szklankę w swoich dłoniach.Kiedy wspomniał o jej domu irodzinie,zacisnęła mocno szczękę, czując niemal jak zgrzytały jej zęby.
Dom, ciotka - rzeczy, które przez własną głupotę utraciła. Czuła, że zaczynają piec ją oczy, cholernie mocno - zwiastując kolejną serię potoku łez. Aby ją rozgonić całkowicie zapominając, że nie jest u siebie wachlowała dłońmi przed oczami - co z jednej strony wyglądało komicznie. A z drugiej... Jej oczy były tak czerwone, że tylko głupi nie domyśliłby się dlaczego tak robiła. Ruby nie lubiła pokazywać słabości, po prostu tego nienawidziła. Ale wiedziała, że musi wyjaśnić Grahamowi dlaczego tak postąpiła. W innej sytuacji jechałby radiowozem w kierunku komisariatu. Z pewnością nie polany w tej chwili herbaty, próbując prowadzić prawie- normalną rozmowę.
- Nie mam domu. W Lorne już nie mam nic - powiedziała zerkając w stronę mężczyzny, który nadal się w nią wpatrywal. Kiedyś potrafiła zwalczyć takie spojrzenie, wytrzymywała presje, nie mówiąc nic. Teraz po tych kilku dniach na cmentarzu można było wyciągnąć z niej wszystko. Była niczym otwarty pamiętnik z sekretami, do którego dobrał się intruz. W Lorne pozostały tylko wspomnienia, zgliszcza - na których mogła przez jakiś czas egzystować. A potem zaczynając od zera. Bez wykształcenia, bez njczego. Czując jak rośnie jej gula w gardle odchrzaknęła, aby wzmocnić brzmienie swojego głosu. Aby brzmieć pewnie, mimo że zewnętrznie wyglądała jak porzucone i pobite zwierzę. Bezsilna - tak się teraz czuła.
- Kiedy byłam na studiach w Sydney, mój dom rodzinny został zlicytowany. A moja ciotka... Cóż jest w lepszym miejscu... - wyrzuciła z siebie bez emocji większych, prawie jak automat. Usłyszał prawdę, chociaż o tym, że spędziła kilka dni na cmentarzu nie wspomniała. Nie musiała, wszystko - ból, rozpacz i udrękę - było słychać w jej głosie. Było widoczne w jej młodziutkiej twarzy, chociaż sama sądziła, że wszystko trzyma pod kontrolą. Zrobiła głupotę, nie pierwszą w swoim życiu i teraz za to wszystko płaciła.
- Sama nie wiem co teraz... - bezradnie wzruszyła ramionami, upijając kolejne łyki herbaty. Ciepły płyn rozgrzewał jej zziębnięte ciało i zziębnięty umysł dając dziewczynie małe źdźbło bezpieczeństwa i spokoju. Tylko ten spokój niebawem się skończy. W chwili, gdy Ruby ponownie znajdzie się na ulicy.
- Co ja teraz poczne? - wyszeptała to bardziej do siebie, nie zdając sobie sprawy z tego, że swoją myśl powiedziała na głos, słyszalnie dla gospodarza. W innym przypadku spaliłaby się z wstydu.

Graham Halifax
Obrazek
powitalny kokos
Ruby
30 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Wychodząc z dość biednego domu nie dało się ukryć, że odcisnęło to na nim swego rodzaju piętno. Po latach w, czasami dość spartańskich, warunkach na różnych polach bitew mógł sobie nareszcie pozwolić na odrobinę rozpusty. Częściowo podświadomie dążył do wnętrze jednak luksusowych. Marmurów, akcentów ze złotem oraz najnowszymi technologiami. Wszystkiego na co nie mogli pozwolić sobie jako rodzina w małym, Angielskim miasteczku. Gdzieś podświadomie dążył do tego przepychu. W końcu sam sobie obiecał, że nie skończy jak swój ojciec, harując za przeciętną pensję do końca swojego życia. Zaciągnął się do wojska żeby zobaczyć trochę świata. Za wszelką cenę dążył do tego by nie stać się swoim ojcem. Kosztowało go to kontakt z rodzicami, ale gdyby przyszło mu podjąć tę decyzję jeszcze raz pewnie postąpiłby podobnie. Nie potrafiłby siedzieć w jednym miejscu całe swoje życie i nic ze sobą nie zrobić. Teraz popatrzcie na niego. Ma dom, porządny wóz i małą armię na szybkim wybieraniu. Nie mógł być dalej od standardów swojego ojca.
- Jednak dobrze ją mieć. Gdybyś włamała się do garażu pięć domów dalej, kto wie, co by się z tobą stało. Wydaje mi się, że tamten gość to straszny erotoman. - uśmiechnął się przyjemnie puszczając jej oczko - W takich sytuacjach po prostu dobrze ją mieć. Przynajmniej nic ci nie jest.
Graham widział w swoim życiu już wystarczająco dużo paskudztw, zwłaszcza względem kobiet, żeby mieć jeszcze jakkolwiek dobre zdanie o społeczeństwie. Zarówno tym zachodnim, jak i z bliskiego wschodu. Tak naprawdę miała dużo szczęścia, że trafiło akurat na jego garaż. Tutaj nikt by jej nie ruszył, nawet gdyby jakiś bezdomny rzeczywiście przypałętał się do tej dzielnicy. To po prostu nie wyglądało jak dobry pomysł, a on, cóż... Miał wszędzie monitoring. Zawsze może sobie później podejść i zweryfikować jej historię, ale w tym momencie nie widział takiej potrzeby. Widać było, że nie czuła się z tym wszystkim komfortowo, więc przestał już ją podejrzewać o jakieś przekręty i znacząco się rozluźnił.
Widząc jak zaczyna wachlować oczy nie trzeba było być ekspertem żeby zrozumieć o co tak naprawdę chodziło. Najwyraźniej pomylił się w swoich założeniach. Nie była jakąś bogatą pannicą, która po prostu na jakiś czas uciekła z domu by narobić trochę dramatów i zmartwić rodziców. Ona naprawdę nikogo nie miała, co z resztą za chwilę potwierdziła. Graham patrzył na nią z pewną dozą współczucia, ale nie można było powiedzieć żeby było wymalowane na jego twarzy. Niektórzy tego nie potrzebują, a on na wszelki wypadek postanowił tego nie okazywać, chociaż naprawdę było mu przykro, że została sama. Na wojnie widział to zbyt wiele razy.
- Moje kondolencje. Nie mogło być ci łatwo. - przytaknął lekko w geście szacunku do jej straty.
Mogła udawać przed nim twardą, ale obok takich sytuacji nie przechodzi się obojętnie. Z resztą wszystko było wymalowane na jej twarzy. Smutek, udręka, nawet złość na ten świat, który teraz nie miał jej absolutnie nic do zaoferowania. Było mu jej żal. Była dość młoda, a jednak los postanowił ją już tak okropnie doświadczyć. To ne było fair. Nigdy nie jest fair. Przypomniały mu się podobne dziewczyny w Afganistanie. Jego PTSD zaczęło objawiać się lekkim drżeniem ręki kiedy podnosił kubek do ust. Zawsze się tak działo, kiedy wracały niechciane wspomnienia. Od tego się zaczynało. Wziął kilka głębokich wdechów metodą Marines uspokajając rozpędzające się serce.
- Może najpierw weźmiesz u mnie kąpiel, a ja coś dla nas zamówię? Masz ochotę na coś szczególnego? - odezwał się w końcu spoglądając na nią z przyjaznym uśmiechem.

Ruby Woodley
przyjazna koala
Graham
lorne bay — lorne bay
24 yo — 166 cm
Awatar użytkownika
about
Nagrywała filmiki na specjalnych stronach. A teraz kryje się po kątach przed oprawcą z przeszłości
Ruby nawet, gdyby chciała przez dłuższą metę nie potrafiłaby udać, że coś jest z nią nie tak. Nie potrafiłaby udawać zbuntowanej dziewczyny, która uciekła z domu. Bo nie uciekła. Zresztą Graham wykazał się częścią człowieczeństwa nie wywalając ją na próg. Nawet jeżeli próbował ją otruć tą herbatą, Ruby po prostu ją piła, nie chcąc wyjść na nieuprzejmą. Już i tak wystarczyło, że nie była na swoim. Czy był sens by kłamać? Gdzie miała pójść? Mogło jej coś zagrażać, tak jak to podsumował gospodarz. Na myśl , że coś faktycznie mogło jej się stać zadrżała. Dostała gęsiej skórki i gdyby nie fakt, że piła ciepłą herbatę pewnie zaczęłaby się trząść. Graham miał rację, mogła trafić gorzej.
- Na samą myśl o tym... - jęknęła pochylając się do przodu.Od natłoku nerwów, emocji i od sytuacji w jakiej się znalazła zakręciło jej się w głowie. Dobrze, że siedziała. W innym przypadku już by witała się z podłogą. Ale myśl o tym, że jakiś erotoman mógł się do niej dobierać to robiło się niedobrze. Nie, żeby miała coś przeciwko seksowi, ale takiemu zdrowemu, gdzie obie strony tego chcą. - Nie było. Czułam się tak jakbym rozpędzonym samochodem uderzyła w ścianę. - Chociaż uderzenie w ścianę by wszystko załatwilo. Nie musiałaby spać na cmentarzu, nie musiałaby włamywać się do domu nieznajomego. Czego chciała? Własnego łóżka i obecności ciotki. Jeżeli wcześniej nie doceniała życia i tego co miała, w tym momencie chyba nareszcie spadły jej klapki z oczu. Wiedziała, że z czasem przyzwyczai się do samotności, bólu i będzie musiała jakoś poukładać sobie życie. Ale narazie tego wszystkiego było za dużo.
Zaskoczenie. Właśnie to wymalowało się na jej twarzy, gdy usłyszała słowa mężczyzny. Który od tak proponował jej to wszystko tak normalnym tonem. Nie zauważyła żadnych objawów stresu, drgawek. A przynajmniej nie przyglądała mu się uważnie. Przynajmniej nie do tej pory.
- Nie mówisz chyba poważnie... - próbowała zgasić w sobie promyczek nadzieję, nawet jeśli Graham chciał dobrze, nie mogła się z tego cieszyć. Bo jak? Wykorzystywała jego gościnność, jego dom i jeszcze jego pieniadze. Na studiach może by jej to nie przeszkadzało, ale teraz... No właśnie...
Odchrząknęła tylko głęboko się zastanawiając. Chyba to jedno mogła zrobić. Posłuchać go, chociaż z pewnością nie skakała do góry z radości.
- Nie wiem. Może być cokolwiek, ale nie chcę się narzucać. I tak nabroilam. - Westchnęła. Jego słowa jednak zadziałały jej na wyobraźnię. Nie zastanawiała się jednak nad tym, że może zjeść. Myśl o ciepłym prysznicu była bardziej pokrzepiająca, powodująca pojawienie się delikatnego uśmiechu na jej zmęczonej twarzy.
- Nawet nie wiesz, ile to dla mnie znaczy... - naprawdę doceniała taka pomoc z jego strony, chociaż zdecydowanie nie musiał. Wystarczyła herbatka i wskazanie dziewczynie drogi do jakiegoś motelu, czy schroniska - inny gospodarz właśnie tak by zrobi. Graham pomógł i miało być tego więcej. A Ruby nie chciała nic za darmo.. Nad odpłaceniem się za każdą dobroć w jej kierunku pomyśli później, kiedy już podładuje odrobinę swoje baterie.
- Jesteś dobrym człowiekiem, bardzo dobrym... - tego była w stu procentach pewna. Bo kto o złym sercu pozwoliłby intruzowi w jakiś sposób siać zamęt w idealnym życiu. Ruby nie znała jego przeszłości, nie wiedziała z jakimi koszmarami musiał walczyć. I, że nie było mu łatwo. Tak jak jej. I chociaż powinna uważać, podchodzić do tego że zdrowym rozsądkiem, czuła się naprawdę dobrze i pomału się rozluzniała.
- Z chęcią skorzystam z łazienki...


Graham Halifax
Obrazek
powitalny kokos
Ruby
ODPOWIEDZ