Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
outfit Sameen Galanis

Każdy wiedział, że we wtorki i czwartki w Lucky Lou’s głównymi gośćmi pubu byli weterani. Zbierali się tu po spotkaniach wsparcia dla chorujących na PTSD lub mających ogólne problemy w życiu poza alkoholikami, chociaż tych również można tu spotkać. Kontynuowali rozpoczęte rozmowy, zwierzali się przy dobrym piwie lub po prostu szukali chwili spokoju z dala od własnych demonów lub wrzeszczącej rodziny czekającej w domu.
Paxton przychodziła tu głównie po to, żeby wypić jedno lub dwa piwa, porozmawiać z chłopakami, którzy nie byli zbyt skomplikowani w obsłudze i pośmiać się razem z nimi z przeróżnych głupot. To były chwile, gdy nie myślała o pracy, problemach finansowych i własnym życiu. Potrzebowała tego. Potrzebowała swoich chłopaków, którzy jednak od samego początku zalęgli się przy stoliku nieznajomej blondynki. To było dziwne. Najczęściej to ona była główną atrakcją regularnych spotkań, aż nagle pojawia się jakaś chuda laska w szpilkach i odbiera Eve całą przyjemność z przychodzenia tutaj. Z rozmów, na których jej zależało, bo przecież nie była o nich zazdrosna w sferze romantycznej. Połowa miała żony, zaś drugą traktowała jak kumpli i z całej tej puli tylko paru uważała za atrakcyjnych. Byli w różnym wieku i zawiodła się, gdy nawet stary Peters ze swego miejsca gapił się na grupkę, wśród której znajdowała się kobieta. Co ona tam z nimi robiła? Sprzedawała żele pod prysznic? Golarki z pięcioma ostrzami? Magiczną viagre działającą przez całą noc i jeszcze trochę starczyłoby na poranek?
- To jakaś nowa, ale nie jedna z naszych – stwierdził Hank, barman pracujący tu od dwudziestu lat. – Pewnie nie wie, że to wieczór weteranów.
Albo wiedziała i zrobiła to z premedytacją.
- Całe szczęście zostało mi twoje towarzystwo.
- Ja tam wolę twoją sukę. – Zaśmiał się mając na myśli Jello, która grzecznie drzemała przy barowym krześle zajętym przez Paxton. Dla stałych bywalców psina nie była wyjątkowym widokiem. Hank pokusił się i kupił dla niej miskę, która stała w rogu za barem, gdzie Jello mogła wchodzić tak jakby była u siebie. Problem robił się, gdy Eve przychodziła sama i wszyscy nagle robili wyrzuty, że nie zabrała ze sobą lepszej połówki. Trudno mieć im za złe, że psa kochali bardziej od niej.
Upiła kolejny łyk piwa zerkając w kierunku, z którego doszedł do niej dźwięk obcasów stukających o podłogę. Spojrzała na te nogi. Chude i zgrabne, a potem na chłopaków pozostawionych przy stoliku, skąd mieli dobry widok na tyły nieznajomej. Sama się za nimi obejrzała zanim schowała za drzwiami toalety. Dopiero gdy blondynka zniknęła z oczu weteranów ci pokusili się o uniesienie piw w geście przywitania się z Paxton.
Świetnie, że ją zauważyli..
Powiodła wzrokiem bliżej sceny na drzemiące przy stoliku mężczyznę, o którego ramię wspierała się stara gitara.
- Boyd! Wstawaj i na scenę! – zawołała do niego i zeszła ze swego stołka wraz z piwem.
- Paxton, jeszcze za wcześnie. – Barman wszczął bunt, ale na marne. Wystarczyło jedno spojrzenie, uśmiech i wołanie chłopaków, którzy pod nieobecność nieznajomej obudzili się z transu, żeby Hank odpuścił i pozwolił jej robić co chciała.
Jello uniosła łepek, a potem całe ciało do siadu obserwując, jak jej pani wchodzi na małą scenę. Ot ze dwa metry kwadratowe na krzyż. Karaoke i tak miało się dzisiaj odbyć a skoro Eve nie mogła liczyć na towarzystwo chłopaków, wypije jeszcze jedno piwo i pojedzie do domu, ale najpierw pośpiewa (o to na dobry początek).

How do you shake this feeling
That you were born scene stealing
Maybe you coasted far too long

Baby you seem so tired
Of drawing phantom power
From all of the fires in your life
As a house
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
21. + Outfit

Sameen wbrew pozorom nie miała zielonego pojęcia, że trafi na wieczór dla weteranów. Gdyby wiedziała to z pewnością w barze nie pojawiłaby się w takim stroju. Nie lubiła rzucać się w oczy kiedy tego nie potrzebowała. Niespecjalnie bawiła ją myśl o tym, że mogłaby komuś zapaść w pamięć. Wolała być raczej osobą incognito i przygodą na jedną noc. Niestety dzisiejszy dzień jej nie sprzyjał.
Tydzień temu przyjęła kolejny kontrakt od osoby z okolic. Ostatnimi czasy raczej wolała przyjmować zlecenia na odebranie komuś życia, ale tym razem połasiła się na misję szpiegowską. To zadanie wymagało od niej flirtowania z żonatym facetem, który pod koniec tego roku miał świętować swoje pięćdziesiąte trzecie urodziny. Był urodziwym facetem, ale z charakteru był podłą szują co niesamowicie utrudniało zadanie. Ostatecznie Sameen, żałowała przyjęcia tego kontraktu. Po „randce” ze swoim celem gorąco odmawiała tego, żeby odwiózł ją do domu. Tłumaczyła, że musi jeszcze zajechać do chorej matki i spędzić czasu z braćmi. Oczywiście wszystko było kłamstwem dla podtrzymania tożsamości, którą na potrzeby misji Sameen stworzyła. Wsiadła do swojego Jaguara XJ 12, którym jeszcze jeździła, a którego oddanie rozważała. Chciała go sprezentować Raine, ale musiała to zrobić tak, żeby Raine jej nie odmówiła i żeby nie nabrała podejrzeń, że randomowa przyjaciółka chce jej oddać drogie auto.
Po dwóch godzinach dojechała do Lorne Bay, zatrzymała się na pierwszej lepszej ulicy i przez chwilę siedziała w aucie przeglądając swoje notatki odnośnie aktualnego zadania. Ktoś wychodził z baru po drugiej stronie ulicy, Sam usłyszała gwar, zerknęła na zegarek i uznała, że w sumie noc jeszcze młoda. Wysiadła z auta i weszła do baru. Od razu odniosła wrażenie, że źle trafiła. Była zdecydowanie źle ubrana, ale nie było już odwrotu. Rzuciła jakiś uśmiech w kierunku kilku facetów, którzy ją obserwowali, zamówiła przy barze piwo i ruszyła w stronę pierwszego lepszego wolnego stolika. Nie minęła nawet minuta kiedy już miała towarzystwo. W sumie nie narzekała. Faceci byli uprzejmi, zadawali sensowne pytania, nawet pytali ją o numer jednostki, w której służyła. Oczywiście musiała wyjaśnić, że jej pojawienie się tutaj było czystym zbiegiem okoliczności.
W końcu jednak poczuła się przytłoczona, przeprosiła towarzystwo i skierowała się w stronę toalet. Idąc tam napotkała spojrzenie jedynej w lokalu kobiety. Nie pasowała tutaj, a z pewnością nie była pracownikiem. Sam posłała jej przyjazne skinienie głową i weszła do damskich toalet. Było tu stosunkowo czysto, co tylko potwierdzało teorię, że kobiety raczej tutaj nie zaglądają. Skorzystała z toalety, stanęła przed lustrem i myjąc ręce próbowała się uspokoić i przypominała sobie, że czasami może się też po prostu zrelaksować. No i że cały świat nie jest wojną i że w życiu zdarzają się też dobre momenty i dobrzy ludzie. Nie musi nikogo o nic podejrzewać.
Wyszła z łazienki w momencie kiedy zabrzmiały pierwsze dźwięki gitary. Sameen zatrzymała się widząc kobietę na scenie. A gdy ta zaczęła śpiewać, to Sam poczuła się personalnie dotknięta tą piosenką, więc cicho się roześmiała i wykonała w jej stronę taki gest. Nie wróciła do swojego stolika gdzie czekali na nią mężczyźni spragnieni kontynuowania rozmowy. Zamiast tego stanęła przy barze, zamówiła dwa piwa. Jedno zaczęła pić, a drugie pokazała kobiecie i czekała, aż ta skończy swój występ.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Sameen Galanis

Nie była profesjonalistką. Śpiewała dla siebie, co często robiła w domu i pomimo przekonania, że nie potrzebowała widowni, inaczej czuła się mogąc komuś przekazać część emocji płynących z piosenek. Nie ważne jak dobrze lub źle były zaśpiewane. Każda ich odsłona budziła emocje, nawet jeśli to był śmiech związany z umyślnym fałszowaniem lub wygłupami na scenie.
Z początku patrzyła na nogi krzeseł barowych, aż do chwili gdy w ich zasięgu pojawiły się inne; te na szpilkach. Wraz z nimi do jej uszu dotarł krótki acz cichy śmiech i gdy Eve uniosła spojrzenie wyżej zauważyła gest, którego się nie spodziewała. Na marne starała się ukryć delikatny uśmiech w odpowiedzi na reakcję nieznajomej, a potem zerknęła w stronę chłopaków zaskoczonych tym, że ich dama nie wracała do stolika. Paxton skupiła się na śpiewaniu znów opuszczając wzrok w dół i dopiero gdy skończyła, uniosła dłoń z piwem i palcem wskazała na wiekowego staruszka.
- Peters, to było dla ciebie. – Zrobiła to specjalnie. Pomimo czekającego na nią przy barze piwa i tego, że blondynka odrobinę rozbawiła ją swoją reakcję, nie zamierzała dawać pani-jestem wyższa-w szpilkach tej satysfakcji. Nie śpiewała piosenek dla nieznajomych. – Śmiało, na scenę chłopcy, póki noc jeszcze młoda a żony nie wołają do domów. – Zaprosiła ich gestem ręki. Ktoś się wreszcie zdecyduje a tymczasem Boyd przygrywał improwizowaną melodyjkę odmieniając klimat baru.
Dopiła piwo, które trzymała w ręce i zeszła ze sceny wreszcie na dłużej zawieszając spojrzenie na kobiecie. Pomimo tego, że jej barowy ekosystem został zaburzony, nie zachowywała się jak paw w stadzie. Nie wypięła piersi, nie dyszała jak byk i nie kroczyła niczym wściekły bizon gotów zaatakować. Była neutralna z nutką ostrożności.
Niczego nie mówiąc zajęła swoje poprzednie miejsce. Nawet nie sięgnęła po drugą butelkę od razu opuszczając wzrok na Jello, która zainteresowała się nowym człowiekiem stojącym blisko jej pani. Psina wyciągnęła szyję i ostrożnie pociągnęła powietrze przez nos. Zbliżyła się do Galanis i uniosła łepek.
- Nie odpuści dopóki nie dasz jej powąchać ręki – oznajmiła ze spokojem i patrzyła jak suczka zapoznaje się z nowym zapachem. – Teraz musisz ją pogłaskać. – Padło A, więc musiało być B. Jednak dla Eve ta krótka interakcja była bardzo ważna. – Ciekawe. – Prychnęła ni to z rozbawieniem ni zażenowaniem do samej siebie. Dopiero pytające spojrzenie nieznajomej zmusiło ją do wyjaśnień. – Ludzie błędnie sądzą, że pies poznaje czy człowiek jest zły czy dobry. To bzdura. – Sięgnęła po piwo wcześniej zamówione przez nieznajomą. Samo określenie dobra i zła było bardzo problematyczne. – Pies wyczuwa intencje. – W danej chwili. – Co oznacza, że niczego mi nie dosypałaś. – Z uśmiechem uniosła butelkę i upiła z niej łyk alkoholu. – Albo że nie chcesz wciągnąć mnie w jakąś suczą bitwę o samcze terytorium. – Wzrokiem powiodła na mężczyzn przy stoliku. Trudno nie zauważyć, że były tu jedynymi kobietami. Weteranów w Lorne Bay było niewielu i tylko jeden z nich miał jajniki zamiast jąder.
- Jestem Eve. – Wyciągnęła dłoń ku kobiecie i czekając na jej reakcje jeszcze bardziej przyjrzała się jasnej twarzy. Wcześniej nie poświęcała jej zbyt wiele uwagi. Starała się wodzić wzrokiem gdzie indziej, przez co na chwilę można było ją wziąć za fankę szpilek (tych konkretnych, które nosiła Sam a przy jakich trapery Eve wyglądały żałośnie).
- Robisz im na złość czy już zdążyli cię zmęczyć? – Kiwnęła głową w stronę chłopców, którzy cały czas przypatrywali się ich interakcji głównie wzrok skupiając na blondynce.
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Sameen nie była osobą, która powinna oceniać jej śpiew. Sama nawet nie wiedziała czy potrafi śpiewać, nigdy nie próbowała i prawdopodobnie nigdy nie spróbuje. Kiedy jednak usłyszała piękną nieznajomą to nie uciekła, nie skrzywiła się, nikt nawet z lokalu nie wyszedł, więc nie było źle. Wręcz przeciwnie. Atmosfera w barze zmieniła się na lepszą, było bardziej klimatycznie. No i Sam zwróciła na nią uwagę.
Prychnęła pod nosem kiedy kobieta zadecydowała, że piosenkę zadedykuję Petersowi, kimkolwiek był. Z ciekawości Sam nawet wychyliła się, żeby zobaczyć mężczyznę i prychnęła po raz drugi. Spodziewała się, że może Peters to mąż, ale no szczerze w to wątpiła. Upiła łyk piwa i przytrzymała butelkę łokciem przy talii, żeby zwolnić ręce i nagrodzić kobietę oklaskami. Nie spuszczała z niej wzroku nawet na sekundę. Sameen postanowiła podjąć taką samą zabawę i nie odezwała się do kobiety od razu. Zamiast tego odprowadziła ją wzrokiem na stołek barowy, a jak już usiadła to Sam zmieniła pozycję i teraz opierała się biodrem o bar i wpatrywała w nieznajomą.
Upiła łyk piwa i przeniosła wzrok na psa, którego jakimś cudem wcześniej przegapiła. –Okej, spróbujmy. – Powiedziała rozbawiona i rzeczywiście dała psu powąchać rękę, a później podążyła za kolejnym krokiem i pogłaskała Jello między uszami, a później pod brodą. Spojrzała na kobietę pytająco, bo nie miała pojęcia co mogło być tak ciekawego w głaskaniu psa. –Nie wiedziałam, że to bzdura. – Odparła i w sumie to się cieszyła, że było to bzdurą, bo jeszcze zostałaby zaatakowana przez psa w barze z powodu tego, że absolutnie nie jest dobrą osobą. Zaśmiała się i pokręciła głową z niedowierzaniem. –Naprawdę myślałaś, że coś ci dosypałam? W barze pełnym byłych wojskowych? – Nie żeby coś takiego kiedykolwiek stanowiło dla niej problem. Po prostu pierwszy raz wywarła na kimś takie pierwsze wrażenie. –Gdybym przyszła z takim zamiarem to ubrałabym wygodniejsze buty. – Wyznała szeptem, spojrzała na swoje buty, ale zaraz podążyła za wzrokiem kobiety i przez chwilę obserwowała mężczyzn przy stoliku, którzy w zbyt oczywisty sposób udawali, że wcale nie obserwują ich. –Nie przyszłam tutaj, żeby kraść. – Powiedziała rozbawiona dając jej do zrozumienia, że w żadnym stopniu nie jest zainteresowana żadnym z mężczyzn.
-Sameen. – Przedstawiła się i oczywiście uścisnęła dłoń kobiety nawiązując i utrzymując przy tym kontakt wzrokowy. –To twój pies pomocnik? – Zapytała chociaż nie widziała charakterystycznej, pomarańczowej kamizelki. –Czy to też pies weteran? – Zapytała, bo w sumie w dzisiejszych czasach wszystko było możliwe.
Pokręciła przecząco głową. –Poczułam się trochę… przytłoczona. Ilością pytań i twarzy wiszących nade mną. – Uśmiechnęła się delikatnie i napiła się piwa. –Ty za to wydałaś się bardzo… intrygująca. I średnio pasująca do tego miejsca. – Wyznała.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Miałam taką nadzieję. Może wreszcie by mi się poszczęściło. – Zrobiła krótką pauzę sugerując, że wspaniałym byłoby gdyby ktoś ją wreszcie zaliczył, choćby po prochach, po których niczego by nie pamiętała. Mówiła poważnie, a przynajmniej przez pierwsze dwie sekundy, po których wreszcie się uśmiechnęła. – Żartuje. Nie jestem aż tak zdesperowana. – Nie narzekała w kwestii zaspokajania cielesnych potrzeb. Gdyby chciała zasugerowałaby to któremuś z tutejszych chłopców lub poszłaby do innego baru poderwać kogoś, kto miałby ochotę na niezobowiązującą noc. Nie zrobiłaby tego z premedytacją mydląc komuś oczy i rozkochując w sobie. Wolała świadomą decyzję dwóch osób, które dobrze by się bawiły. Raz a dobrze i do widzenia, bo na tę chwilę tylko na ów rozkosz mogłaby liczyć (poza solówkami z udziałem silikonowych zabawek).
- Naprawdę? – Również spojrzała na czarne szpilki. Po tym co widziała wcześniej nie wzięłaby kobiety za amatorkę wysokich obcasów. Wręcz przeciwnie. – Poruszasz się w nich tak, że nie zdziwiłabym się gdybyś bez problemu przebiegła dwie mile. – Skomplementowała i podświadome przesunęła swe nogi tak, jakby chciała ukryć je przed wzrokiem kobiety. Szybko skarciła się za to w myślach, bo rzadko zwracała na to uwagę, ale jakoś teraz krępowała się swych traperów odrobinę brudnych po pracy.
Odruchowo zawsze patrzyła na dłonie, które ściskała, lecz tym razem zaskoczyła ją jasność drugich oczu. Wcześniej w innym świetle i z daleka wydawały się nieco ciemniejsze, może nawet zielone, ale teraz stały się zagadką tkwiącą między szarością oraz błękitem przypominającym coś znajomego; jakby już je gdzieś widziała.
- Nie. Całe szczęście Jello nie musiała pracować na linii frontu. – Wszyscy mówili o honorowej śmierci, ale Eve tak nie myślała, gdy w rękach trzymała rozszarpane ciało Scouta słysząc wokół krzyki kolegów z oddziału. – To K9. – Dla niej nazewnictwo było oczywiste, ale nie wszyscy się na nim znali, dlatego od razu dodała: - Pies poszukiwawczo-bojowo-ratunkowy. – W ogólnym skrócie, bo specjalizacje czworonogów zależy od służby, w której miały pracować, o czym Eve mogłaby mówić przez całą noc. Lepiej jednak nie zanudzać nowej towarzyszki, chociaż było widać po Paxton, że ucieszyła się pytaniem o psinę.
- A poczułaś tanią wodę kolońską od Hammonda? – zapytała uprzednio niech pochylając się ku kobiecie, co by żaden z mężczyzn nie zauważył, że akurat mówiła o jednym z nich.
Uniosła brwi, gdy usłyszała o sobie i zaintrygowaniu, które wywołała w nieznajomej. Ona? Człowiek farmer bez upraw? Osoba pospolita (za którą sama się miała) i zwyczajna?
- Naprawdę chcesz rozmawiać o „niepasowaniu do tego miejsca”? – zapytała z rozbawieniem jednocześnie ukrywając zawstydzenie niespodziewanym komplementem i umyślnie zlustrowała kobietę wzrokiem, bo z nich dwóch to Sameen nie pasowała bardziej i była bardziej intrygująca od Paxton. – Chyba, że jesteś jedną z nas, ale boisz się do tego przyznać? Albo nie jesteś gotowa? W porządku. Nie każdy jest. Niektórzy długo myślą, że to pewnego rodzaju ujma i wcale się nie dziwię. Pokaż mi choć jednego wojskowego, który nie miał problemów z głową. – Wyzwanie? Nie na długo. – Nie ma takiego a mówię ci to ja. Jedna z nich. – Wskazała na siebie przez cały czas utrzymując luźny ton, jakby mówiła o czymś zabawnym. Nie wstydziła się tego. Miała swoje problemy i umiała o nich rozmawiać bez popadania w zły stan emocjonalny lub płakania komuś w ramię. – Lepiej mi powiedź, co to za kobieta omamiła wszystkich moich chłopców, którzy wcześniej nawet nie raczyli się ze mną przywitać? – zapytała pytając wprost o Sameen, acz odwróciła wzrok i upiła łyk piwa dając do zrozumienia, że odpowiedź nie była wymagana. Nie naciskała. To nie była spowiedź ani konkurs na życiorys.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Parsknęła śmiechem. –Nawet przez sekundę nie uwierzę w to, że potrzebujesz takich środków, żeby zaliczyć. – Zapewne w idealnym świecie zostałyby zgnojone za żartowanie sobie z takiego tematu, ale z drugiej strony Sam miała wyjebane. Niespecjalnie istniały dla niej tematy tabu, albo rzeczy, którymi ktoś mógłby ją obrazić. –Oczywiście, że nie jesteś. Jesteś za ładna, żeby być zdesperowaną. – Powiedziała całkiem poważnym tonem głosu. Eve absolutnie nie wpasowywała się w wizję kobiety zdesperowanej. Była zadbana, ładna, rozmowna. Nie było powodu, dla którego ktoś miałby nie zwrócić na nią uwagi. Przynajmniej w mniemaniu Sameen.
-Przebiegłabym. – Potwierdziła. –Przebiegłabym nawet więcej. – Dodała konspiracyjnym szeptem i pociągnęła spory łyk piwa. –Na co dzień stawiam na wygodę. – Wskazała na buty Eve, które oczywiście zauważyła. Była nauczona tego, żeby zwracać uwagę nawet na najmniejsze szczegóły. No i Sam miała okazję obczaić nową znajomą kiedy ta stała na scenie. Nie miała zamiaru zmarnować takiej okazji.
-Dobrze dla niej. – Skomentowała to, że Jello nie musiała uczestniczyć w walkach na froncie. Przeniosła wzrok na psa i przez chwilę na niej skupiła swoją uwagę. Nawet zwierzęta musiały cierpieć w wojnie ludzi. Jeszcze raz sięgnęła dłonią w stronę łebka suczki i pogłaskała ją ponownie. Tym razem nieco czulej. –K9? – Uniosła brew. –Więc jest wytrenowana, żeby odnajdywać ciała? – Zapytała. Poczuła ulgę, że jej dzisiejszy kontrakt był typową szpiegowską misją. Zazwyczaj mordowała i pozbywała się ciała. Nie chciałaby teraz siedzieć w barze w towarzystwie pięknej kobiety i psa, który na kilometr wyczułby od niej zapach śmierci, krwi i zwłok. Jedno niedopatrzenie i Sam wylądowałaby w naprawdę złym miejscu tego wieczora.
Odwzajemniła zachowanie Eve i również nachyliła się w jej stronę. Umyślnie przesadziła z bliskością, teraz ich twarze dzieliło od siebie parę centymetrów. Oczywiście wszystko w ramach utrzymania sekretu! –Poczułam od nich wiele rzeczy. – Zażartowała. Owszem, czuła wodę kolońską i charakterystyczny zapach mundurów wojskowych, którym zapewne wszyscy przesiąkli. Nie miała jednak pojęcia, który z nich był Hammondem. Owszem, przedstawili się, ale nie sposób było spamiętać tylu imion na raz. –Zdecydowanie wolę te klimaty. – Wskazała na Eve i na siebie. Zaraz jednak wyprostowała się z delikatnym uśmiechem na ustach i napiła się piwa.
-Zawsze jakiś temat do rozmowy. – Zaśmiała się, ale ciężko było nie zgodzić się z Eve. Rzeczywiście to Sam była niepasującym elementem tego baru. W grę wchodziła nawet kwestia tego kim była. Oni wszyscy walczyli w imię kraju, a ona zabijała dla tych, którzy dawali więcej. –Nie jestem jedną z was. – Rozejrzała się po lokalu i po twarzach znajdujących się tu osób. –W takim razie niektórzy są skończonymi debilami. – Zacisnęła szczękę. –Nie ma żadnej ujmy w chorobie, z którą się zmagacie po służbie. – Wiedziała, że ludzie są chujowo nastawieni do chorób psychicznych. Niewiele też mówiło się o tym z czym zmagają się żołnierze po odbytej służbie. Nikt nie będzie wiedział dopóki nie przeżyje tego na własnej skórze.
Spojrzała na Eve unosząc brwi, a w kąciku jej ust zatańczył cień uśmiechu. –Więc co jest z tobą nie tak? – Zapytała trochę rozbawiona.
Napiła się piwa dając sobie trochę czasu na odpowiedź. Zawsze bawiła ją wizja tego, że mogłaby wyznać, że jest zabójczynią na zlecenie i nikt i tak by w to nie uwierzył. Lubiła sobie wyobrażać reakcję na takie słowa. –Nikt specjalny. – Powiedziała w końcu. –Zatrzymałam się na chwilę, żeby odrobić nieco papierkowej roboty w aucie. Zawiał wiaterek, ktoś otworzył drzwi od baru, poczułam zapach taniego piwa, taniej wody kolońskiej Hammonda i podejrzany smród bimbru i uznałam, że to idealne miejsce dla mnie. – Zażartowała mając nadzieję, że nie obrazi Eve czy miejsca, w którym lubiła przesiadywać. –Jesteś tutaj lokalną gwiazdą? – Zapytała wskazując na scenę.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Między innymi. – Przytaknęła na wspomnienie o poszukiwaniu ciał. To było trochę nietypowo, że pierwszym o czym Sameen pomyślała to właśnie zwłoki. Ludzie zazwyczaj pytali o narkotyki, broń lub żywych ludzi zaginionych w puszczach, ale mało kto tak bezpośrednio mówił o szczątkach. Sama Paxton wymieniając rzeczy, którymi zajmowała się Jello, na końcu podawała poszukiwanie ciał woląc nikogo nie przestraszyć. Sama się nie bała. Dla niej to było normalne, ale nie wszyscy tak to traktowali. Nie każdy ze swobodą mówił o śmierci i ciałach leżących w ziemi.
Nie drgnęła, choć kobieta zaskoczyła ją tym, jak blisko się znalazła. Nie myślała o przestrzeni między nimi, ale gdy ta nagle się zmniejszyła oczywistym stało się, czemu chłopcy oszaleli na punkcie nieznajomej. Emanowała energią, której Eve nie rozumiała a ciekawość sprawiała, że chciało się więcej i zarazem wciąż nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że skądś znała Sameen.
Pewnie kiedyś przeszła obok niej na ulicy, więc teraz mózg robił sobie figle.
Te klimaty? Może jednak to nie mózg szalał a figle w rzeczywistości były brane pod uwagę?
Uśmiechnęła się pod nosem słysząc słowa kobiety na temat problemów, z którymi zmagali się żołnierze z linii frontu.
- Doceniam – odparła i przeniosła spojrzenie na chłopaków. – Większość z nich miała żony jeszcze zanim trafili na front. Reszta nie narzeka na zainteresowanie, ale gdy przychodzi co do czego to.. – Westchnęła i wracając ciemnymi oczami na jasną twarz zrozumiała, że wcale nie chce się użalać ani rzucać smętami. – Z jednej strony masz – Wyciągnęła prawą dłoń tak, jakby coś na niej trzymała. – dobrze zarabiającego prawnika albo właściciela jakiegoś pobliskiego sklepu, który po całym domu rozrzuca skarpety, beka i może nie myje po sobie naczyń. – Wyciągnęła lewą rękę. – Z drugiej weterana, któremu ciężko znaleźć pracę, dużo pieniędzy wydaje na leczenie, w nocy budzi się z krzykiem i kiedy ma epizod potrafi nieświadomie zrobić wokół siebie niezły burdel. – Przedstawiła to, jak mogli widzieć wszystko inni i lewą dłoń, na której przedstawiła wojskowego opuściła nisko w dół pokazując wagową różnicę obu przypadków. Uznała, że ukazanie tego w ów formie będzie lżejsze i nieco przyjemniejsze, gdy wspomniała o bekaniu. Nie było też widać po Eve aby wielce się tym przejmowała. Pogodziła się z rzeczywistością i mówiła o niej luźno, bez pretensji lub złości. Ludzie mogli myśleć co chcieli a to, że ona niekoniecznie się z nimi zgadzała niczego nie zmieni.
- Chcesz wiedzieć o mnie najgorsze? – zapytała z nutką tajemniczości w głosie i kupując sobie sekundę upiła łyk piwa. – Na drugie mam na imię Deborah. – Uśmiechnęła się utrzymując nutkę rozbawienia, którą wcześniej dostrzegła u Sameen. Oczywiście, że to nie była jej najgorsza cecha, ale nigdy nie znosiła tego imienia. W dzieciństwie rówieśnicy się z niej nabijali wyzywając od staruchów i swoich babć.
- Oh, bimberek przyciąga wszystkich. – Zamknęła oczy i mocno wciągnęła powietrze jakby sztachała się wspomnianą przez blondynkę wonią. Wcale nie zamierzała się obrażać. Lubiła żartować i nie stroniła od czarnego humoru, choćby w kwestii dosypywania czegoś do drinka. Jasne, to trudna sprawa i nie powinna się z niej nabijać, ale wszystko zależało od widowni a najwyraźniej Sameen nie przeszkadzały żarty przekraczające pewne granice smaku/moralne/wychowania. – Za to papierkowa robota brzmi mało przyciągająco. – Sama za nią nie przepadała. Od tego miała Sue Ann. – Jesteś biurową damą, smoczycą szefową czy kimś mniej przykutym biurka? – zapytała mając na myśli szczegóły dotyczące pracy nowo poznanej. Mogła wprost rzucić prostym „Czym się zajmujesz”, ale jakoś to nie pasowało do całokształtu ich dotychczasowej rozmowy.
Na oko Eve i nie bałaby się do tego przyznać, Sameen wyglądała jej na smoczycę-szefową.
- A co? Chciałabyś dostać ode mnie autograf? – zapytała zaczepnie i zaraz pokiwała przecząco głową nie wierząc, że zarzuciła tak żałosnym tekstem. – Wybacz, zabrzmiałam jak pseudo gwiazda z ogromnym parciem na szkło i ego, które nie mieści się w tanich barach. – Palcem nakreśliła kółko w powietrzu mając na myśli to miejsce. – Nie jestem gwiazdą. Może trochę, bo jako jedyna tu przychodzę – Jedyna kobieta weteran. – i lubię śpiewać. To mnie uspokaja. – Również popatrzyła na scenę, a potem na blondynkę. – Chciałabyś spróbować?

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Mhm. – Skomentowała krótko i nawet posłała w stronę Eve jakiś cień uśmiechu. –Jest twoim psem? – Dopytała jeszcze. –To jest coś czym się zajmujesz? – No cóż, Sameen nie bawiła się z narkotykami. Absolutnie nie tego się obawiała, że pies może od niej wyczuć. Broń miała w aucie, więc nie przeszło jej przez myśl to, że mogłaby zostać zdemaskowana w ten sposób. Poza tym… posiadanie broni nie było nielegalne, więc z tego Sameen mogłaby szybko się wybronić. Poza tym nie czuła potrzeby noszenia broni wszędzie gdzie chodziła. Wiedziała jak zabijać bez broni i nie miała problemu ze zrobieniem broni z czegokolwiek. Bardziej przerażał ją smród śmierci, który mógł nie być wyczuwalny dla człowieka, ale już dla zwierzaka, specjalnie do tego szkolonego, jak najbardziej.
Przyglądała się mężczyznom, których porzuciła kiedy Eve o nich opowiadała. Teraz wyglądali beztrosko. Ot, faceci cieszący się swoim towarzystwem. Jeśli jednak przyjrzeć się wszystkiemu bliżej, to widać było blizny i traumę, którą nosili. Widać było zmęczenie i to, że wiele wycierpieli. Sameen cieszyła się tylko, że po niej nie było widać tego jak spierdolone życie miała. Nie żeby porównywanie traum przyniosło coś dobrego komukolwiek. –Jeśli mam być szczera to żaden nie brzmi jak dobry materiał na partnera. – Może nieco chamsko i kontrowersyjnie, ale gdyby Sam była kobietą rzeczywiście szukającą męża to nie chciałaby wracać ani do kretyna, który nie potrafi się zachować i po sobie sprzątać, ani do człowieka z jakimiś demonami. Zresztą nikt by nie chciał. Żadna kobieta nie fantazjuje o małżeństwie z kimś takim. –Chociaż wydaje mi się, że łatwiej okiełznać swoje demony jak masz u boku właściwego partnera, niż nauczyć niechluja sprzątać po sobie. – Uśmiechnęła się lekko, bo miała świadomość, że żadna z tych rzeczy nie była łatwa. A już z pewnością uczenie dorosłego faceta sprzątania, nie leżało w gestii jego żony czy partnerki. Bez przesady.
Dopiła swoje piwo do końca. –Napijesz się jeszcze? – Zapytała wskazując swoją pustą butelkę i nie czekając na odpowiedź Eve zamówiła jeszcze dwa piwa. Wyjęła plik banknotów, żeby od razu zapłacić. Już miała chować pieniądze, ale ostatecznie całą kwotę położyła na barze. –Zapłacę jeszcze za ich zamówienia, a reszta… niech będzie napiwkiem, albo niech ktoś się napije na mój koszt. – Chociaż tyle mogła zrobić dla biednych weteranów, wspomóc ich w nałogu i na chwilę uśpić ich demony. Ewentualnie wyczyścić kogoś dług. Miała mnóstwo pieniędzy, których nie miała na co wydawać.
-Dajesz. – Wyszczerzyła się licząc na jakieś traumatyczne historie albo brudne sekrety. Napiła się swojego piwa i prawie się nim zakrztusiła słysząc „sekret” Eve. Dobrze, że piwo nie wyleciało jej nosem. –Cholera. Tego się nie spodziewałam. – Przyznała rozbawiona i odkaszlnęła parę razy.
-Najgorsza część mojej roboty. – Przyznała niechętnie, ale tak naprawdę to lubiła poznawać swoje ofiary. Najpierw czytała akta, a później sama poświęcała dni i tygodnie na obserwowanie i poznawanie rutyny ludzi, których później pozbawiała życia. –Ummm… – Uśmiechnęła się słysząc te określenia i zastanawiała się, które najlepiej pasuje do niej. –Kimś zdecydowanie mniej przykutym do biurka. Mam opinię bardziej, hmm… Białej Królowej? Zimna, nie okazująca uczuć. – Wyjaśniła nie mając pojęcia jak się opisać. W swojej profesji miała same pozytywne opinie, aczkolwiek rzeczywiście mówili, że wydaje się być osobą pozbawioną uczuć. Wszystko jest zasługą bardzo dobrego szkolenia. –Dużo podróżuję. – Dodała jeszcze, ale nie zagłębiała się bardziej, bo niespecjalnie lubiła brnąć w to kłamstwo.
-Czemu nie? Za jakiś czas może być wiele wart. – Tak się przecież rodziły gwiazdy. Śpiewały w spelunach, aż w końcu pojawiał się ktoś kto oferował im kontrakt. Chyba. –Nie masz za co przepraszać. Nie ma nic złego w byciu pewnym swoich atutów. A jednak jak weszłaś na scenę to wszyscy się w ciebie wsłuchiwali. – Wzruszyła ramionami. Gdyby śpiewała tragicznie, albo mało interesująco to ludzie zajęliby się rozmowami. A jednak każdy okazał jej szacunek i skupił się na jej występie. –Myślę, że masz też smykałkę do tworzenia atmosfery w tym miejscu. – Piosenka, którą zaśpiewała idealnie wpasowała się w klimat. Nie wybrała tandetnego popu, albo rockowej piosenki, która była klepana na każdym jednym występie karaoke. Spojrzała na scenę, później znowu na Eve. –Ty tak poważnie? – Parsknęła śmiechem i śmiała się tak jeszcze przez chwilę. –Absolutnie nie. To nie moja bajka. – Pokręciła głową i napiła się piwa. –Jak śpiewam to brzmię jak stare, źle nastrojone brytyjskie radio. Automatycznie nabawiam się dziwnego akcentu i… nie. Zdecydowanie nie. – Postanowiła zaprzeczać jak najwięcej się dało.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Przytaknęła na pytanie o Jello, a kiedy rozmowa skierowała się w stronę jej pracy na moment spojrzała na psinę, która skorzystała z okazji i znów się zdrzemnęła. Dobrze czuła się w tym miejscu, co świetnie o nim świadczyło i nieco gorzej o samej Eve, która musiała tutaj często przebywać.
- Jestem treserką i przewodniczką. – Znów pokiwała głową. – W mniejszych miejscowościach, a nawet w samym Cairns nie ma zbyt wielu przewodników K9. Jednego spotkasz na lotnisku, ale policja woli inwestować w inne rzeczy niż szkolenie pracowników i czworonogów. Kiedy więc potrzebując psa do zorganizowanej akcji – dzwonią do mnie. – W dużym skrócie, bo o swojej pracy mogła mówić naprawdę dużo. O samym szkoleniu, które wcale nie było łatwe, niuansach, przekonaniach ludzi, jakie od razu obalała, bo wszystko w jej świecie wyglądało zupełnie inaczej od tego co pokazywano w filmach albo serialach. Pies umiał dużo, ale praca z nim była skomplikowana, trudna i wymagała dużej ilości cierpliwości oraz dyscypliny. Nie chciała jednak zamęczać tym nowopoznanej. Zwłaszcza, że dobrze się rozmawiało i poczuła, że szkoda byłoby to spartolić.
- Wiesz, nie mogłam zestawić ideału z weteranem. To nie byłoby fair.. wobec ideału. – Uśmiechnęła się podkreślając żartobliwy ton wypowiedzi, bo wcale nie chciała żeby ta rozmowa stała się super poważna. Z jakiegoś powodu wolała, żeby kobieta się uśmiechała, bo wtedy i ona robiła to samo. To było bardziej uzdrawiające od jakiegokolwiek alkoholu.
Prychnęła z rozbawieniem doceniając to, w jaki sposób Sameen postrzegała ludzi i to że była szczera. Nie bała się powiedzieć o tym, co myślała i zarazem podkreślała coś, co było prawdą. Niechluj niechlujem pozostanie. Z PTSD dało się wyleczyć.
- Zazwyczaj kończę na dwóch w razie gdyby zadzwonili z pracy – Zlecenie wpadało o każdej porze dnia i nocy. – ale co mi tam? Jeszcze jedno nie zaszkodzi. – Dopiła resztę, którą miała w butelce i od razu spojrzała na plik pieniędzy wyjęty przez kobietę. Zamarła starając się zbyt wysoko nie unieść brwi z zaskoczenia nie tylko widokiem takiej kasy, ale też hojnością nieznajomej. Co ona? Nie wyglądała na córeczkę bogatego tatusia, więc musiała zarabiać sama, w czymś super poważnym, co dla Eve byłoby czarną magią. Nie uważała się za głupią, ale nigdy nie miała głowy do cyferek ani ogólnego pojęcia biznesu.
Hank, barman, zareagował podobnie i długo czekał zanim przekonał się, że klienta wcale nie żartowała.
- Panowie! Ta pani stawia wam kolejkę, więc się postarajcie i..! – Wszyscy goście głośno zawyli z radością unosząc szkło, które trzymali w rękach. Paxton wykonała ten sam gest, ale już bez krzyków, bo nie chciała wyć Sameen prosto w ucho.
- Ej, to poważna sprawa. – Udawała wielce obrażoną za taką reakcję, ale i tak wyciągnęła rękę, żeby delikatnie poklepać blondynkę po plecach. – W porządku? Obejdzie się bez wzywania karetki lub resuscytacji? – Poklepała dwa razy, a potem przesunęła dłoń w dół i górę, jakby to miało powstrzymać dalszy atak kaszlu, bo piwo „wpadło nie do tej dziurki co trzeba”. – Uwierz mi, że za dzieciaka to imię było traumą. Ciągłe wyzwiska i ciąganie za włosy. Myślisz, że dlaczego teraz mam krótkie? Mam fart, że nie wyłysiałam – Wciąż utrzymywała luźny ton. Wciąż opowiadała o sobie bez przejęcia, jakby to była historyjka o jakiejś innej dziewczynce albo dobry początek na program stand-upowy. Po prostu nie uważała tego za coś poważnego, chociaż owszem – odcisnęło się na myśleniu małej Eve. – Już dobrze? – zapytała, bo wciąż nie wiedzieć czemu przesuwała dłonią po plecach kobiety. Żeby więc nie wyszło dziwnie, najpierw upewniła się o jej stan, a po chwili zabrała rękę obejmując nią świeże piwo.
Oparła rękę o blat i odwróciła się jeszcze bardziej w stronę Sam tak, żeby przyjrzeć się dokładniej Białej Królowej.
- Muszę to zapamiętać – stwierdziła tajemniczo cały czas patrząc prosto w jasne oczy. – To jak się uśmiechasz, co jak rozumiem jest bardzo rzadkie, unikatowe i już nigdy się nie powtórzy. – Kto lepiej znał Sameen jak nie ona sama? Paxton niewiele mogła powiedzieć o kobiecie. Możliwe, że dużo rzeczy nie dostrzegała, więc nie miała podstaw oskarżać jej o kłamstwa. Skoro opinia ludzi była taka a nie inna, być może mieli rację. Ale tylko MOŻE, bo akurat w ocenie Eve, Galanis nie była pozbawiona uczuć. Ktoś taki, nie śmiałby z jej żartów.
- Dziękuję i.. zaraz z zawstydzenia ucieknie do toalety. – Wskazała na konkretne drzwi, ale wcale nie zamierzała się chować, chociaż rzeczywiście poczuła się lekko skrępowana tym, jak dobrze Sameen o niej mówiła. To było miłe.
- Czemu nie? – Nawet gdyby śpiewem nawoływała koty, to mogłaby to zrobić. – Hej, to moje ulubione radio – wtrąciła chcąc dalej zachęcić towarzyszkę do udziały w mini karaoke.
Z początku nie wyłapała niczego dziwnego w tym, że komuś mogły mieszać się akcenty, chociaż to wcale nie było niczym naturalnym. Bo czemu ktoś miałby to robić? Musiał znać ich naprawdę dużo. Tylko po co? Może Sameen była aktorką teatralną (bo z telewizji jej nie kojarzyła)?
- W porządku. – Odpuści jej. – Może następnym razem? - Już nie chodziło o namawianie do śpiewania, ale o sugestie "następnego razu", co Eve wymsknęło się bez przemyślenia.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Uniosła brwi. –Dosyć niespotykany zawód. – Zauważyła. Myślała, że takimi rzeczami zajmują się raczej specjalne oddziały policji, nie ktoś z zewnątrz. –Tym się zajmowałaś w wojsku czy jest to raczej coś czym zajęłaś się po służbie? – Dosyć interesująca sprawa i dodatkowo Sameen wykorzystywała każdą okazję, w której mogła nauczyć się czegoś nowego. Zwłaszcza czegoś co być może przyda jej się w pracy. –I ile zajmuje wytrenowanie takiego psa? – Ponownie zainteresowała się Jello i zaczęła ją delikatnie tarmosić. Odstawiła nawet piwo i przykucnęła przy suce, żeby poświęcić na pieszczoty obie dłonie. Oczywiście nie zbliżała swojej twarzy za bardzo, bo nie była gotowa na pocałunki z psem. Nie była fanką czegoś takiego. –Taki pies jest szkolony do znajdywania narkotyków, zwłok i czegoś jeszcze czy jest osobny pies na narkotyki, a osobny na zwłoki? – To też było istotne. Nawet gdyby Sam nie zbierała trochę tego info dla samej siebie, to jej praca wydawała się naprawdę interesująca. Wszyscy wiedzieli, że policja ma takie psy, ale nikt jakoś specjalnie nie interesował się tym skąd te psy się biorą.
-To na jakiej zasadzie do ciebie dzwonią? – Zapytała szczerze ucieszona tym, że nie straci towarzyszki na dzisiejszy wieczór. –Hej, Eve. Potrzebujemy, żebyś na cito wyszkoliła dwa psy? – Przybrała jakiś dziwny ton głosu z mocnym australijskim akcentem, sugerując, że osobą dzwoniącą byłby mężczyzna. Ona również próbowała zachować humor. Tak rzadko miała okazję do luźnego spędzania czasu z drugą osobą, że zamierzała z tego wieczoru wyciągnąć jak najwięcej.
Trochę się przeraziła kiedy barman uniósł głos, żeby zwrócić uwagę wszystkich. –Nie, Hank, nie. – Próbowała go powstrzymać, ale niestety na marne. Nie chciała na siebie zwrócić uwagi, wolała być raczej cichym patronem, który umożliwił innym dobrą zabawę. Rozejrzała się po twarzach zebranych i gestem dłoni próbowała ich uciszyć i pokazać, że to naprawdę nic wielkiego. Ostatecznie jednak i ona uniosła swoje piwo, żeby wznieść z nimi niemy toast. Ot, takie podziękowanie za miłe przyjęcie kogoś z zewnątrz.
-Przeżyję. – Powiedziała lekko zachrypniętym głosem od tego kaszlu. Na szczęście nadal się uśmiechała, bo jednak cała akcja była spowodowana drugim imieniem Eve. Otarła nawet kącik oka. –Pamiętaj, że zawsze mogło być gorzej. Mogło to być twoje pierwsze imię. – Puściła jej oczko i napiła się piwo, żeby nawilżyć lekko obolałe gardło. Oczywiście gest Eve nie umknął jej uwadze. –Dobrze. Dziękuję. – Kiwnęła głową w stronę jej ręki. –Więc pozwoliłaś na to, żeby tak cię traktowali? Nie walczyłaś z nimi? – Zainteresowała się.
-Hm. – Zamyśliła się na chwilę. Rzeczywiście rzadko się uśmiechała. Jeszcze rzadziej się śmiała. Nie miała zbyt wielu powodów do radości czy uśmiechu w swoim życiu. Właściwie to nie miała ich wcale. Wiodła przykre i samotne życie. Może i przydomek do niej pasował bardziej niż chciała to przyznać. –Wszystko zależy od towarzystwa. – Uznała, że zamiast wymyślać łzawą historyjkę może ponownie skomplementować Eve. Aczkolwiek nie kłamała. Rzeczywiście w jej towarzystwie uśmiechała się częściej niż przez ostatnie 2 miesiące.
-No nie mów mi, że to stado mężczyzn cię nie komplementuje, co? – No teraz to się oburzyła nie na żarty. Eve zareagowała tak jakby nie była do komplementów przyzwyczajona, a jednak zasługiwała na to. Nawet spojrzała groźnie na towarzystwo, które nadal im się przyglądało z zaciekawieniem.
-Mówisz tak tylko, żeby mnie przekonać do kompromitacji. – Zachichotała co zdarzało jej się… właściwie nigdy. Tak, Sameen nigdy nie chichotała. A przynajmniej nie z własnej woli. –Wybacz, nie wiem co to za dźwięk. – Parsknęła na dźwięk swojego chichotu, który był nienaturalny. Galanis nawet nie pomyślała o tym, że może się zdradzić ze znajomością akcentów. Zdecydowanie poczuła się za swobodnie.
Spojrzała na Eve zaintrygowana. –Taaak, następnym razem. – Nie miała absolutnie nic przeciwko następnemu spotkaniu. Z tym, że już teraz wiedziała, że na nim też nie zaśpiewa. Nie znała żadnych piosenek. Nie potrafiłaby nawet nic zanucić.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Treserem zostałam krótko przed zaciągnięciem się do wojska, ale Armia nie od razu była chętna na wprowadzenie psów do służby. Zrobili to dopiero, gdy zobaczyli, że amerykanie je mają. – Długo starała się przekonać wyższą instancję, że psy tropiące to cenny dobytek, ale oni nie słuchali jakiejś baby z małej mieściny. Kiedy jednak zobaczyli, że inne państwo miało takie psy, pobiegli do niej w podskokach, na co zareagowała tak samo, jak teraz czyli pogardliwym prychnięciem.
- Od paru dni do kilku tygodni. To zależy, z czego konkretnie ma być tresura i jak pies na nią reaguje. Nie każdy się do tego nadaje. – Powiodła wzrokiem w dół za Sameen, która znów rozpieszczała Jello. Nie miała nic przeciwko. Właściwie uznawała to za plus, bo chcąc nie chcąc właśnie w ten sposób oceniała ludzi; po tym, czy lubili psy. Nie ufała tym, którzy nie przepadali za czworonogami.
- Można wyszkolić go do znajdowania różnych rzeczy, ale nie ma potrzeby, żeby pies ratowniczy przeznaczony do szukania ludzi po górach albo lasach, umiał wyczuć też narkotyki. – Podała przykład, co odnosiło się do każdego zawodu oraz konkretnego przeznaczenia psa. Wszystko zależało od tego, czego życzył sobie przyszły właściciel czworonoga. – Jello, to wyjątek. Jest niezwykle inteligentna i pracowita. Testuje na niej różne rzeczy, więc jest wyszkolona pod wieloma względami, chociaż wykorzystuje ją głównie do poszukiwania ludzi i ciał. – W tym Jello czuła się najlepiej. Nie była też dużym owczarkiem niemieckim, więc potrafiła wcisnąć się w przeróżne zakamarki (wszędzie byle tam, gdzie zaprowadzi ją dany zapach). – Lepiej też nie przeciążać psa zbyt wieloma umiejętnościami. To je męczy, mogą źle sprecyzować dany zapach lub przypisać jeden do drugiego. Muszą konkretnie wiedzieć, czego szukają. To nie tak, że idę ulicą i Jello nagle zacznie szczekać na dzieciaka z marihuaną w kieszeni. Nawet jeśli, to skąd mogę wiedzieć o czym mnie informuje? Może dzieciak ma tam kawałek ucha zamordowanej dziewczyny, broń albo po prostu niesie martwego chomika do weterynarza z nadzieją, że jeszcze da się go odratować? – Wzruszyła ramionami, bo przykładów było naprawdę wiele. – Taki pies jest w pracy, gdy dostanie odpowiednią komendę. W innym wypadku to po prostu czworonóg, który mimo wszystko w razie czego obroni cię przed napaścią. – Akurat kwestię bojową miały wpojoną. Ochrona właściciela to ich cel i to nie zmieniało się w odróżnieniu, czy były w pracy czy akurat miały wolne, jak teraz Jello chętnie przyjmująca pieszczoty od blondynki, którą w podzięce raz liznęła w nadgarstek.
Zaśmiała się krótko i pokiwała przecząco głową.
- Nie. Akurat psy trenuje standardowo w ciągu dnia. – Nikt nie dzwonił w środku nocy, żeby wyszkoliła futrzaka do tego czy owego. – Mogą jednak zadzwonić po mnie, żebym wzięła psa i pomogła im w terenie. Mam kontrakt podpisany ze służbami a czasami wystarczy umowa na jedno zlecenie. Jak trzeba to jeżdżę nawet na zachodnie wybrzeże. – Miała dobrą renomę i na swój sposób się tym szczyciła, ale nie okazywała tego w sposób brutalny. Nie puszyła się, nie wypinała piersi i nie mówiła jaka to ona była oh i ah. Nie potrzebowała oklasków, żeby wiedzieć, że była w tym dobra.
- Oh, walczyłam. – Nie odpuszczała swoim rówieśnikom, chociaż ciężko było równać się z całą ich bandą. – Ostatecznie ja byłam jedna a ich paru, więc możesz się domyślić, jak to się kończyło. Wracałam do domu cała umorusana i poszarpana. Zresztą, nigdy nie byłam czystym dzieckiem. Dzień zabawy bez plamy na ubraniu, to dzień stracony. – Uśmiechnęła się zapijając wszystko łykiem trzeciego piwa, którego lekko zaszumiało w głowie. Znała swoje limity. Wiedziała, ile mogła wypić, żeby móc funkcjonować jak człowiek, jednak poddała się niespodziewanemu towarzystwu (które najpierw oskarżała o kradzież chłopaków). – A ty? Jakim byłaś dzieckiem? – Też brudnym? Czy może lepiej wychowanym od Paxton, która dorastała na farmie, gdzie działo się dużo a jeszcze więcej, kiedy natrafiała na dobre towarzystwo lubujące się w podobnych wybrykach co ona.
- Znam ich od paru lat. – Machnęła ręką. – Komplement od nich nie jest już tak samo satysfakcjonujący, jak od kogoś obcego. – Traktowała weteranów bardziej jak braci a od tych komplementy nie miały takiej mocy samej mocy.
Uniosła brwi i zaskoczona spojrzała na Sam, gdy ta Zimna Królowa Lodu zachichotała. Odruchowo się uśmiechnęła starając nie pokazywać zębów, żeby nie było, że to ją niezwykle mocno rozbawiło. Nie chciała się nabijać, ale kurczę, blondynka ją zaskoczyła. Do tego dochodziła rozmowa o „kobiecie bez emocji”, która jednak umiała się bawić i chichotać jak nastolatka.
- Umowa? – Musiała mieć pewność, że Galanis zaśpiewa. Nie było zmiłuj. – Bo wiesz, jak nie zaśpiewasz, to będziesz musiała zrehabilitować się w inny sposób. – Wbiła spojrzenie w twarz towarzyszki mając na myśli zafundowanie alkoholu. Nawet do głowy jej nie przyszło, że mogła brzmieć dwuznacznie.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-No tak. Amerykanie. – Przewróciła oczami, bo przecież wszyscy wiecznie wychwalali tych Amerykanów, wznosili ich na piedestały przy każdej możliwej okazji. Handlowali bronią, którą później sprzedawali państwom, z którymi prowadzili wojny, ale ludzie byli zbyt ślepi, żeby to dostrzec. Poza tym… nawet jeśli ktoś był świadomy prawdy to ile mogliśmy zdziałać przeciwko takiemu mocarstwu? Wszędzie było chujowo tak naprawdę.
Słuchała Eve uważnie kiedy ta opowiadała o swojej pracy. Zbierała same interesujące rzeczy. Nie chciała przerywać kobiecie, ale od czasu do czasu kiwała głową, albo wrzucała jakieś „mhm”, żeby Eve wiedziała, że Sameen nadal jej słucha. Była dobrym słuchaczem. Przygryzła usta kiedy usłyszała o tym, że ten konkretny pies, którego Sameen właśnie namiętnie głaskała, specjalizuje się w odnajdywaniu ludzi i ciał. Musiała się powstrzymać od parsknięcia i powiedzenia jakiegoś Oczywiście, bo nie miałaby na to żadnej wymówki. Ale z jej szczęściem to mogła równie dobrze wejść do lokalu pełnego policjantów i detektywów, którzy w wolnych chwilach zajmowali się sprawami dziwnych zaginięć. Dobrze, że Sam rzadko kiedy działała na terenie Australii. Przynajmniej nie musiała się obawiać tego, że może nadejdzie chwila, w której ścieżki jej i Eve skrzyżują się w bardzo nieprzyjemny sposób. Nie chciałaby zabijać ani jej, ani psa.
-To wszystko brzmi cholernie interesująco i… zajmująco. – Przyznała i zostawiła już Jello w spokoju. Chociaż uznała, że może rozsądnym działaniem byłoby przebywać z psem na tyle długo, żeby się przyzwyczaił do jej zapachu. Nie wiedziała czy to miało sens. Jutro w bibliotece poświęci trochę czasu na czytanie o behawiorystyce zwierząt. –To masz jakąś farmę dla psów czy jakąś salę szkoleniową czy coś? Odsyłają do ciebie psy na okres tych dni czy tygodni czy raczej umawiają się na indywidualne spotkania? – Teraz to już była trochę ciekawa godzin pracy Eve. Chociaż fakt, że współpracowała z policją nie był zbyt pocieszający. –Dużo znajdujecie ciał na terenie Australii? Albo w okolicy? – Zdecydowanie nie jest to pytanie, które wypadałoby zadać eleganckiej damie, która weszła do złego baru, ale Sam nie mogła się powstrzymać. Była ciekawską bestią. –Co cię trzyma w Lorne Bay? – Zapytała.
-To najlepszy trening. Atakują grupą, są chaotyczni, niezorganizowani. Przybierasz odpowiednią pozę, analizujesz ich, wybierasz najsłabsze ogniwo i jesteś w stanie poradzić sobie nawet ze zgrają gówniarzy. – Oczywiście ona też od razu tego nie wiedziała. Była przygotowywana do walki z licznymi przeciwnikami. Nadal jednak stanowiła to swego rodzaju wyzwanie. Nawet ostatnio została zaatakowana tutaj, po wyjściu z jakiegoś klubu, przez faceta, któremu odmówiła tańca i jego kolegów. Została dźgnięta i dopiero jak wyzdrowiała to pozbawiła życia swojego napastnika. Nigdy tego nie robiła, ale uznała, że wyświadcza cichą przysługę kolejnym kobietom, które mogły mu powiedzieć „nie”. Gdyby nie to, że była kim była to mogła już skończyć martwa.
-Hm. Okej. – Wypuściła powietrze. To pytanie, którego nigdy od nikogo nie usłyszała. Nie miała na to gotowej odpowiedzi. Nigdy nie doprowadziła żadnej relacji do momentu, w którym musiała opowiadać o swoim dzieciństwie. –Byłam brudnym dzieckiem. To na pewno. – Z powodu tego w jakich warunkach żyła. A właściwie w jakich ją trzymano. –Byłam strasznie poważna. Często myślę, że przez to nie miałam też dzieciństwa wcale. – Uśmiechnęła się. No nie miała tego dzieciństwa, ale nie z powodu swojej powagi. –Dużo się biłam. – Uśmiechnęła się kącikiem ust i udawała nawet dumną z tego jakim była chojrakiem. Biła się, bo oczywiście ją do tego zmuszano. –Wychowałam się w Grecji. Na Krecie. – Dodała, bo to ciekawostka, o której wiedział… właściwie to nikt. Ale to właśnie tam była przetrzymywana i dlatego miała greckie nazwisko.
-No tak. Zgadza się. To tak jak babcia mówiąca swojemu paskudnemu wnukowi, że jest przystojnym kawalerem i pewnie panny to się do niego kleją. – Zażartowała sobie, chociaż nie do końca wiedziała o co chodzi, ale Darby jej pokazywała mema w związku z tym tłumacząc, że to śmieszne. No i Sam mogła to podać dalej.
-Nie. – Odmówiła z uśmiechem. Gdyby obiecała to musiałaby dotrzymać danego słowa. Nie lubiła łamać obietnic. Traktowała je bardzo wiążąco. –To wolę zrehabilitować się w każdy inny możliwy sposób, ale nie każ mi śpiewać. – Dodała i nawet uniosła prowokująco brew.

Eve Paxton
ODPOWIEDZ