dziennikarka — Cairns Post
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarka w The Cairns Post pisząca nudne rubryki. Jeździ czerwonym skuterem, bawi się w detektywa amatora i dorabia w szpitalu, żeby wspomóc ukochaną rodzinę.
- Znaleźć inne wyjście – Z dala od krokodyla, z drugiej strony budynku, co da im znaczącą przewagę, której może nawet nie potrzebowały, bo gad mógł nie chcieć wyłaniać się ze swej linii obserwacyjnej. – zanim chatka spłonie od naszej namiętności – dodała z ironią w głosie przechodząc na stronę sypialnianą. Wolała nie zaglądać do tej drugiej zapewne należącej do Dereka. Nawet nie chciała sobie wyobrażać, jaki syf tam zastanie. Skorzystała z drugiej opcji, chociaż okno w pokoju Poppy wydawało się nie do ruszenia. Może jednak coś dało się zrobić? Dopóki nie sprawdzi, to się nie dowie a im szybciej stąd wyjdzie, tym prędzej przestanie się czepiać Presley. Chyba już tak z nimi było. Przypierdolki o wszystko. Nie mogły na spokojnie spędzić dłużej niż godziny, bo tak właściwie nawet nie wiedziały, czy je na to stać. Nie znały się z tej strony a ich głównym zajęciem podczas przypadkowych spotkań było wzajemne przypierdalanie się (i rzyganie pizzą).
Złapała za okno i szarpnęła raz, a potem drugi. Ledwie drgnęło. Niewystarczająco.
Calie westchnęła i zaczęła szukać słabego punktu zanim znów podejmie się próby otwarcia okna, które wyglądało tak, jakby było czymś zalepione.
Tak bardzo skupiła się na napinaniu mięśni i nie zastanawianiu nad tym, o co tak właściwie sprzeczały się z Prescott, że nie usłyszała jak ktoś otwierał drzwi. Zamek nie zeskoczył, bo nie działał a wejście zamykano na kłódkę, co z zewnątrz wyglądało jak miejsce, w którym przetrzymywano porwane dziewczęta (dwie weszły tam dobrowolnie).
Pech za pechem, pech przyganiał. Derek zachwiał się wchodząc do środka i z impetem zatrzasnął drzwi. Goldsworthy automatycznie się skuliła i przerwała szarpanie się z oknem. Nie miała pojęcia co to było, dopóki wyjrzała przez uchylone drzwi sypialni Poppy.
- Wiedziałem, że zawsze chodziło o mnie – stwierdził na widok Prescott, której obecność wcale go nie zaskoczyła. Był pewien, że przyszła tu razem z nim a on jako prawdziwy dżentelmen wpuścił panią przodem. – Nie o siostrę a mojego wacka. – Zaśmiał się gardłowo bardziej, jakby się krztusił własną śliną. Zrobił krok, a potem drugi, po którym udało mu się zachować stabilność. Złapał za zamek w spodniach i był gotów je z siebie ściągnąć, ale coś przestało się zgadzać.. przyszedł z nią czy nie? Nie kojarzył. Widział ją dzisiaj, ale czy potem byli razem czy nie?
- Czekaj, obraziłaś mnie dzisiaj. – Przypomniał sobie sytuację spod pubu. Nie całą. Zaledwie przebłyski i to jak poczuł się urażony, gdy go zrugała i zwyzywała od debili. – Co tutaj robisz? – warknął nieświadomie plując przed siebie, jak dzikus ze wścieklizną. – Przyszłaś ukraść mój towar?! - Na pewno. Nie było innej opcji (poza wackiem, którego całe szczęście jeszcze chował w spodniach).

Presley Prescott
mistyczny poszukiwacz
Lorde
instruktorka surfingu — surf shop
26 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
zamiast wciągać kreski, wolę głaskać pieski;
instruktorka surfingu, która w głowie ma wieczny melanż.
Najwyraźniej w tych czasach właśnie tyle miało się z pomocy innym. Gówno. I oczywiście w gratisie kilka podłych słów. Jak widać, bycie altruistą to coś zupełnie nieopłacalnego. Chyba Presely powinna pozostać przy swojej okropnej naturze i przestać reagować, kiedy komuś dzieje się jakaś krzywda. Po co zawracać sobie głowę, kiedy i tak nikt tego nie docenia? A jednak świadomość, że Calie ostatnio nie miała łatwo, a jej związek nie prosperował najlepiej sprawiła, że Prescott chciała jej pomóc. Nie wiedziała dlaczego, bo chyba sama do końca tego nie rozumiała, ale chyba miało to na celu pokazanie Goldsworthy, że w rzeczywistości Pres nie była zła do szpiku kości. Mimo że wcale nie zależało jej na opinii dziewczyny. Poniekąd.
Trochę wywołała wilka z lasu, myśląc o tym, że Derek w każdej chwili mógł zjawić się w swojej chatce, choć wszystko wskazywało na to, że bywał tutaj stosunkowo rzadko. Raczej od święta, bo chyba nikt nie zdołałby na dłuższą metę każdego dnia zasypiać i budzić się w takim syfie.
Presley wzdrygnęła się pod wpływem głośnego trzaśnięcia drzwi, a na widok Greena tylko przewróciła oczami.
- Pogięło cię, człowieku? - prychnęła, gdy ten za bardzo zaczął sobie pochlebiać. Jeszcze tego brakowało, żeby zaczął machać przed nią swoim małym kutasikiem. Akurat Prescott miała nieprzyjemność widzieć przyrodzenie Dereka, kiedy w w jednym barze paliła hasz w męskiej toalecie. Mocne dwa na dziesięć, nie było na co patrzeć, a tym bardziej czym się chwalić. - Ani kroku dalej, bo połamię ci kości - dodała i warto zaznaczyć, że była do tego zdolna, w końcu wychowała się z braćmi, którzy nigdy nie dawali jej forów, więc musiała jakoś sobie radzić. Także nic dziwnego, że Presley potrafiła łamać nie tylko męskie serca, ale również nosy.
- Na pewno przyszłaś ukraść mój towar - wychrypiał i Prescott naprawdę musiała zrobić niezły unik, żeby ponownie nie oberwać resztkami jego śliny. - Gdzie jest mój towar?! - cały czas ponosił głos i jeśli Calie jeszcze nie wyszła z chatki, z pewnością słyszała całą tę konwersację.
- Pewnie tam, gdzie go zostawiłeś - odparła Pres, jakby to była oczywista oczywistość. Nie miała zamiaru się z nim szarpać. - Słuchaj, Derek, nie mam pojęcia o jakie gówno ci chodzi, ale ja tego nie mam. Nie przyszłam tutaj po twój towar. Przyszłam sprawdzić czy Poppy nie wróciła i czy czasem jej tutaj nie przetrzymujesz - na to, co powiedziała Green ściągnął groźnie brwi, a jego policzki przybrały purpurowy odcień, co można było dostrzec pomimo panujących ciemności.
- Nigdy nie zrobiłbym tego mojej siostrze! Kochałem ją! - zapierał się, ale nie tylko musiał robić to w słowach, bo ledwo trzymał się na nogach, więc utrzymanie równowagi w tym stanie było wyczynem na miarę igrzysk olimpijskich.
- Czasem chyba za bardzo. Co, Derek? Poppy mówiła mi, że próbowałeś się do niej dobierać, ale finalnie nigdy do niczego nie doszło. Wstrętny z ciebie typ - dodała z pogardą i wciąż trudno było jej uwierzyć, że facet mógł mieć takie zamiary wobec własnej, rodzonej siostry. Przecież to obrzydliwe, fuj. A jeśli Calie w dalszym ciągu była w chatce, powinna jak najszybciej stąd się zawijać.

Calie Goldsworthy
towarzyska meduza
.
dziennikarka — Cairns Post
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarka w The Cairns Post pisząca nudne rubryki. Jeździ czerwonym skuterem, bawi się w detektywa amatora i dorabia w szpitalu, żeby wspomóc ukochaną rodzinę.
Podeszła do uchylonych drzwi i zamarła na widok Dereka, który od razu wyczaił obecność Prescott. Szybko schowała się głębiej i przyległa do pobliskiej ściany zastanawiając się, co powinna zrobić. Musiała myśleć szybko i rozsądnie, bo inaczej wpakuje je obie w niezłe bagno. Tylko, że na rozsądek nie było czasu. Nie było dobrego wyjścia z tej sytuacji nie licząc ucieczki, która również wchodziła w grę. Mogła wchodzić, gdyby dalej siłowała się z oknem, ale nawet do niego nie wróciła. A mogła. Cholera, powinna to zrobić, bo nie była typem wojowniczki. Konfrontacja z niebezpiecznymi typami nie była jej mocną stroną. Mogła co najwyżej spróbować ich uwieść, ale w aktualnym stanie z niską samooceną i faktem, że Green był naćpany jak bum cyk cyk, mogła co najwyżej zaproponować mu obciąganie; od czego na samą myśl dostawała odruchów wymiotnych.
Bezczelny podryw odpadał.
Uciekaj, uciekaj, uciekaj.
Ściągnęła plecak niepewna na ile to zadziała, ale skoro brat twierdził, że mała puszeczka przyda się w podobnych sytuacjach, to musiało coś w tym być. Nie dawałby jej gazu pieprzowego, gdyby nie miał racji i gdyby świat wokoło nie stanowił zagrożenia dla jego małej siostrzyczki.
Zarzuciła plecak na jedno ramię i znów wyjrzała na zewnątrz widząc, jak Derek zrobił chwiejny krok w stronę Presley.
- Kłamliwa suka! Wszystkie jesteście takie same! Dziwki pierdolone na czele z moją chujową siostrą!
Na tyle cicho, na ile mogła, wysunęła się z sypialni Poppy w dłoniach dzierżąc gaz pieprzowy niczym broń, która drżała w ręce. Nie wiedziała co robi. To był pierwszy raz i musiała przyznać, że była przerażona, nawet jeśli wcześniej Presley zapewniała, że obaj faceci nie byli niebezpieczni.
Podeszła blisko, na lekko ponad metr od faceta, uniosła wyprostowaną rękę i rzuciła:
- Hej! – Mogła powiedzieć coś bardziej efektownego..
Psiknęła. Pryskała tym cholerstwem, aż usłyszała jęk, bo sama odruchowo zamknęła oczy bojąc się, że będzie jak ci wszyscy bohaterowie w filmach, którzy ostatecznie sami dostawali gazem po oczach.
- Kurwa! Kurwa! Boli! Jak to boli! – Derek dłońmi przecierał oczy chwiejąc się bardziej z nogi na nogę i wpadając na ścianę, przy której leżał stos butów. Potknął się o nie, gdy Calie machnęła ręką na Presley i ponagliła ją w stronę drzwi wcześniej otwartych przez faceta. Ten tracąc równowagę prawie poleciał na Prescott i jak przez mgłę widział jej sylwetkę. Wyciągnął rękę i fartem złapał za koszulkę Presley, za którą szarpnął jednocześnie lecąc na podłogę. Długo nie trzymał materiału w uścisku. Tak bardzo bolały go oczy, że musiał dalej je przecierać z nadzieją, że to coś da.
- Presley – Doskoczyła do dziewczyny, przy której ukucnęła. – Uderzyłaś się w coś? – zapytała kontrolnie nim podała jej rękę i pomogła wstać. Bez względu na możliwe uszkodzenia, musiały stąd zwiewać. – Uciekajmy. – Coś, czego wcale nie musiała sugerować, a jednak w progu się zatrzymała i spojrzała na wijącego na podłodze Dereka. – Czy on naprawdę dobierał się do swojej siostry? – zapytała Prescott i wystarczyło kiwnięcie głową, żeby zmotywować Calie do działania. Nie myślała nad tym. Po prostu zrobiła, szybko podchodząc do faceta i w miarę możliwości kopiąc go w jaja.
- Kurwa, ty podła..! – Reszty nie usłyszała. Nie musiała woląc być jak najdalej od tej przeklętej chatki.

Presley Prescott
mistyczny poszukiwacz
Lorde
instruktorka surfingu — surf shop
26 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
zamiast wciągać kreski, wolę głaskać pieski;
instruktorka surfingu, która w głowie ma wieczny melanż.
Skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie odczuwała żadnego strachu. Niby Derek nie był groźny, a przynajmniej nie na tyle, żeby zrobić jej krzywdę, ale... No właśnie, zawsze istniało jakieś ALE. Kto wie, co uroiło mu się w tej przećpanej głowie. Ludzie w takim stanie byli nieobliczalni i często nie wiedzieli, co robili. Presley wiedziała to sama po sobie. Niejednokrotnie, jeszcze jak zdarzało jej się mocniej przesadzić z substancjami psychotropowymi, nie wiedziała jak wróciła do domu. Cud, że nie narobiła żadnych głupot. A jeśli narobiła, to nie miała o tym pojęcia. Może to i lepiej, wszak im mniej wiesz, tym lepiej śpisz.
- Przestań chrzanić, Derek! Może jakbyś traktował ją lepiej, nie zniknęłaby bez śladu - nie pozostawała dłużna jego słowom i chyba trochę szukała zaczepki. Chciała coś jeszcze dodać, ale wtedy ciemności wyłoniła się Calie, która zaatakowała typka gazem pieprzowym. Presley rzuciła jej zdziwione spojrzenie, ale nie tkwiła w miejscu, bo posłusznie ruszyła w kierunku otwartych drzwi, ale w pewnym momencie jej ruchy zostały ograniczone; Derek zacisnął palce na materiale z logiem zespołu Nirvany i szarpnął tak mocno, że Prescott prawie przewróciła się razem z nim. W ostatnim momencie zdołała złapać równowagę i skinęła głową, dając Goldsworthy, że wszystko w porządku. - Nie, nic mi nie jest, Spadajmy stąd - nie było czasu na pogaduszki, trzeba było zawinąć się, dopóki mężczyzna leżał obezwładniony i zwijał się z bólu; oczy musiały piec go niemiłosiernie i Pres wcale mu nie zazdrościła.
Wybiegła przez frontowe drzwi, a zbiegając z ganku zerknęła przez ramię, jakby chciała się upewnić czy dziewczyna na pewno za nią podąża. W jednej chwili myśl o krokodylu, który wciąż mógł czaić się w zaroślach, poszła w niepamięć.
- Nie wiem - nawiązała do pytania o siostrę Greena. - Wspomniała o tym raz, kiedy wpadła do mnie na... Nieważne. Ale Poppy mówiła wiele rzeczy. Lubiła koloryzować - akurat wyobraźni to tej dziewczynie nie można było ująć. Wiele rzeczy wyolbrzymiała i sprzedawała ludziom takie bajeczki, że tylko nieliczni naprawdę byli skłonni w nie uwierzyć. Miał przykre życie, chyba w ten sposób próbowała je sobie urozmaicić.
Przebiegły jeszcze kilka metrów i Presley dopiero wtedy poczuła, że boli ją ramię. Przystanęła na moment i podwinęła rękaw koszulki, gdzie dostrzegła rozdartą skórę.
- A jednak chyba o coś się uderzyłam - mruknęła i stanęła bliżej latarni, żeby w świetle lepiej przyjrzeć się ranie. Musiała zawadzić o jakiś gwóźdź, kiedy próbowała wyrwać się z uścisku Dereka. Niby nic takiego, a bolało jak cholera.

Calie Goldsworthy
towarzyska meduza
.
dziennikarka — Cairns Post
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarka w The Cairns Post pisząca nudne rubryki. Jeździ czerwonym skuterem, bawi się w detektywa amatora i dorabia w szpitalu, żeby wspomóc ukochaną rodzinę.
- Pokaż. – Złapała oddech i przyjrzała się ranie, na której widok zmarszczyła nosek. – Trzeba będzie ją opatrzyć – Nie było to zwykłe obtarcie ani rana nie była głęboka na tyle, żeby móc wsadzić w nią palec, ale bez plastrów i opatrunku się nie obejdzie. To i tak lepiej niż u Dereka, który jutro wstanie z podrażnionymi oczami, czerwoną skórą wokół nich i z dragowym kacem, o ile w ogóle trzeźwiał. Mogły też skończyć w paszczy krokodyla, więc ze wszystkich możliwych opcji ta rana, to był fart. Szczęście w nieszczęściu.
Goldsworthy wyjęła z plecaka chusteczkę i przyłożyła ją do rany.
- Trzymaj. – Popatrzyła na bok mając wrażenie, że coś słyszała. Na szczęście to tylko odgłosy docierającego z pobliskiego domku, przy którym się zatrzymały. – Pójdziemy do mnie i to ogarniemy. – Od razu zdecydowała, bo nie ważne czy wcześniej chciała, żeby Prescott sobie poszła i zostawiła ją w spokoju. Teraz jej tak nie wypuści, ale później zrobi to co obiecała. Nie była głupia. Wiedziała, jak to wszystko brzmiało i tak, nie chciała dłużej wkurzać dziewczyny, zawracać jej głowy, rzucać się w oczy i pakować w podobne sytuacje. Nie chciała tego robić, żeby dać Presley spokój i też ze względu na to, że nie była dziewczyną, która całowała innych będąc w związku. A jednak to zrobiła. Całowała się z Prescott, kiedy formalnie była z Apollo i to ją strasznie irytowało. Ba, była zła na siebie, że dopuściła się czegoś takiego i zarazem na Presley, że w tym uczestniczyła; że była taka całuśna i do macania. Że wykazywała się odwagą i dobrocią pomimo, iż z zasady powinna być niemiła tak samo, jak jej brat. Że była.
Złapała Prescott za wolną dłoń i pociągnęła za sobą. Tylko raz przystanęła sprawdzając numery chatek, żeby upewnić się, że szły w dobrym kierunku. Po raz kolejny w duchu podziękowała bratu za to, że zamontował światło przed ich domem, który przyuważyła z daleka. Przeszły tak w ciszy, jakby to co niedawno się działo wcale nie miało miejsca. Calie wciąż nie mogła w to wszystko uwierzyć a zwłaszcza w swój atak gazem pieprzowym, na który uważała się za cienka/nazbyt strachliwa/słaba. Teraz mogła być z siebie zadowolona.
- Tutaj. – Pokierowała ją do swego pokoju, gdy już weszły do chatki. W środku było cicho, lecz gdy wsłuchało się dokładnie, zza drzwi pokoju Otisa dochodził jego głos. Tak naprawdę nie była pewna, jak brat zareaguje na Prescott. Nie chodziło tylko o samą Presley a Prescottów ogólnie, bo skoro jeden z nich w szkole źle traktował Calie, to z zasady nie lubiło się całej reszty. – Usiądź. – Wskazała na łóżko, bo w chatce nie było zbyt wiele miejsca, żeby mogła sobie pozwolić na wstawienie foteli czy innych pierdół. – Zaraz wrócę. – Przeszła do łazienki zastanawiając się, czy brat rozmawiał ze swoją anonimową przyjaciółką. Wracając z apteczką przystanęła słysząc, jak Otis woła, czy to ona krzątała się po domu. Odpowiedziała zdawkowo i wróciła do pokoju zamykając za sobą drzwi.
W środku nie było różowo ani tęczowo. Wiele osób uważało, że właśnie taki pokój miała, a jednak jedynymi słodkimi akcentami był pluszak w kształcie jednorożca i drugi flaming. Oba siedziały na półce obok serii książek dokumentalnych o najbardziej znanych seryjnych mordercach (głównie w Australii, ale też na świecie). Wokoło było czysto, schludnie i wszystko miało swoje miejsce. Nie było w nich rozrzuconych ubrań ani bielizny chyba, że Calie wracała po długim ciężkim dniu lub imprezie. Rano jednak wszystko znikało, jak kolor z wyblakłego oryginalnego (z pierwszej serii) plakatu Laleczki Chucky. Film, który choć nie najlepszy, był tym który Goldsworthy uważała za komedię. Od wielu lat nie ma serca, żeby go zdjąć.
- Podwiń rękaw – poinstruowała zanim usiadła na skraju łóżka obok Prescott. – Będzie szczypać. – Wodą utlenioną polała ranę, poniżej której przetrzymała gazę i zebrała resztki płynu. – Trzeba będzie ją zakleić, żeby dobrze się zagoiła. Inaczej może zostać blizna. Nie duża, ale zawsze. – Nie miała na myśli gorącego kleju w sztyfcie a specjalne plastry imitujące szwy. Najpierw jednak skupiając wzrok na skórze oczyściła ją wokół rany. - Obejdzie się bez amputacji - stwierdziła, nie wiedzieć czemu decydując się na kiepski żart. Przygotowała plastry i po kolei, palcami drugiej dłoni przetrzymując skórę przy ranie bliżej siebie (co by się ładnie zasklepiło), przyklejała je w miarę blisko siebie.

Presley Prescott
mistyczny poszukiwacz
Lorde
instruktorka surfingu — surf shop
26 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
zamiast wciągać kreski, wolę głaskać pieski;
instruktorka surfingu, która w głowie ma wieczny melanż.
Początkowo rzuciła Calie spojrzenie, które wszem i wobec oznajmiała, żeby dała sobie spokój, że ten cały cyrk z opatrywaniem rany jest niepotrzebny, że świetnie da sobie radę sama, bo była samowystarczalna i wcale nie chciała pomocy. Ale mimo tych myśli, nie powiedziała nic, co mogłoby wskazywać na oponowanie. Właściwie nie mówiła nic do momentu aż dotarły pod właściwy numer chatki. Ta wielkościowo nie różniła się niczym od tych, które mijały. Ani nawet od tej, w której miały okazję przed kilkoma chwilami przesiadywać. Tylko, że w środku było znacznie czyściej. Wiadomo, wnętrze na błyszczało, ale to normalne, bo dom nie był żadnym muzeum i po prostu było widać, że ktoś tutaj mieszkał i dbał o porządek. Zapach też był inny. Przyjemny. Presley próbowała połączyć unoszące się w powietrzu wonie. Męskie perfumy, jakiś kwiatowy odświeżacz powietrza, papierosy. Ale ten ostatni nie był intensywny, jakby jego resztki wkradały się przez uchylone okno.
To wszystko przypomniało jej o rodzinnym domu. Matka, wraz z otwarciem drzwi, przynosiła ze sobą woń nadchodzącej wiosny. Woda kolońska zmieszana z najtańszym cygarem oznaczała, że w pobliżu zjawił się ojciec. Za to perfumy Huga Bossa i trawka nieodłącznie kojarzyła jej się z braćmi. Mieszkając z rodzicami, cały świat Presley składał się z zapachów. I jeszcze z dźwięków, bo rodzice, choć nie były to groźne kłótnie, mieli w zwyczaju często się ze sobą sprzeczać. A wtedy Pres leżała w łóżku i nasłuchiwała. Nigdy nie mogła zasnąć, zanim oni się nie pogodzili. Dziwna zależność. Teraz też sama nie potrafiła pójść spać, kiedy miała z kimś niewyjaśnione sprawy.
Pokój Calie był przytulny, ciężko było się o cokolwiek potknąć, w przeciwieństwie do pokoju Prescott, gdzie ta nie zwracała uwagi na takie szczegóły. Przez chwilę patrzyła na plakat z Laleczką Chucky, aż w końcu posłusznie usiadła na brzegu łóżka i podwinęła rękaw.
- Delikatnie to się nie da? - syknęła, kiedy woda utleniona trafiła wprost na ranę. Szybko jednak skarciła się w myślach za ten niemiły ton i zamilkła, obserwując poczynania dziewczyny, chcąc tym sposobem okazać wdzięczność.
Goldsworthy miała miękkie i smukłe palce. Wprawdzie Presley zauważyła to już dużo wcześniej (pewnie podczas którychś macanek), ale dopiero teraz w pełni skupiła się na jej dotyku.
- Masz wpraw. Zupełnie jakbyś regularnie opatrywała jeńców wojennych - musiała przyznać, że dziewczyna zwinnie sobie z tym wszystkim radziła. - Twój brat nie będzie zachwycony, kiedy dowie się, ze tutaj jestem - kilka razy miała okazję wdawać się w nieprzyjemną dyskusję ze starszym Goldswothym. Głównie rozmowy opierały się na prośbach, a później na groźbach, bo to był okres, gdy Pres porządnie zachodziła za skórę jego siostrze. Swoją drogą, zabawnie tak wspominać swoją drugą postać i zakładać, że te się nie lubią.
- Calie? - zerknęła z ukosa, trochę niepewnie, nawet jak na nią. - Dziękuję - powiedziała cicho, ale na tyle wyraźnie, żeby dziewczyna mogła ją usłyszeć. Nie była w tym najlepsza. W podziękowaniach, w przeprosinach. Ale tym razem te słowa jakoś bez większego problemu prześlizgnęły się przez jej gardło i wcale nie czuła się z nimi dziwnie.

Calie Goldsworthy
towarzyska meduza
.
dziennikarka — Cairns Post
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarka w The Cairns Post pisząca nudne rubryki. Jeździ czerwonym skuterem, bawi się w detektywa amatora i dorabia w szpitalu, żeby wspomóc ukochaną rodzinę.
- Widziałam jak robiła to mama. – To od niej nauczyła się najwięcej. Obserwowała jak dbała o starsze rodzeństwo, które już niekoniecznie potrzebowało wtedy pomocy, ale przy większych ranach troska rodzicielki to coś bezcennego. – Poza tym, brat czasem gdzieś wpadnie albo skaleczy się w pracy. – Bycie listonoszem to nie lada wyzwanie. Praca w ciągłym ruchu była ryzykowna i obalała mit, że większość wypadków zdarzała się w domu. Na zewnątrz czaiło się dużo niebezpieczeństw i ktoś po prostu albo jakimś cudem ich unikał albo przyciągał. Calie, jak na razie, mogła uznać się za pierwszą farciarę. Kręciła się po szemranych miejscach i łaziła po domach ćpunów wychodząc z tego wszystkiego obronną ręką. Miała fart, który kiedyś na pewno się skończy.
- W takim razie postarajmy się, żeby się nie dowiedział. – Uśmiechnęła się pod nosem wcale nie kryjąc tego, że Otis nie przepadał za Prescottami. Obie doskonale o tym wiedziały i wmawianie zupełnie czegoś innego mijałoby się z celem. Calie sądziła też, że brat na razie był zajęty swą przyjacielsko-romantyczną rozmową przez telefon, więc nie przejmie się obecnością osoby trzeciej w ich domu. – Bez obaw. Nie wejdzie tu z partyzanta. - Już trochę razem mieszkali. Nie posiadali zasady zapowiadania swych gości, ale wiedząc, że takowy znajdował się w pokoju tego drugiego, nie pakowali się do środka jak Otis do łazienki, kiedy Calie goliła strefę bikini (Racja, to zabawne pisać o Otisie. Mam wrażenie, że go obgaduje i co gorsza, on wszystko widzi).
- Hm? – Nieco otumaniona, bo skupiona całkowicie na ranie, uniosła wzrok i dopiero gdy mrugnęła zrozumiała, że mierzyła się z niebieskimi oczami. Nie agresywnym ani ostrym spojrzeniem a przedziwnie łagodnym, który ją zaskoczył i zarazem potwierdził to, co zauważyła już wcześniej; że niebieskie oczy były o wiele ładniejsze w zestawieniu z ciemnymi włosami.
Odpowiedziała delikatnym uśmiechem wciąż jedną dłoń trzymając przy ranie, zaś w drugiej dzierżąc ostatni plaster, o którym na moment zapomniała. Dopiero po chwili zrozumiała, że to trwało zbyt długo i jak durna odchrząknęła opuszczając wzrok z powrotem na ramię. Przykleiła ostatni plasterek, zakryła wszystko gazą, ustabilizowała tasiemką, której kawałki obcięła małymi nożyczkami.
- Szkoda koszulki – stwierdziła, gdy odwijając rękaw zauważyła w nim dziurę. – Mogę spróbować ją zaszyć, ale nie obiecuje, że wyjdzie prosto. – Uśmiechnęła się szerzej wciąż jednak unikając spojrzenia wyżej. Pochowała wszystkie rzeczy do prowizorycznej apteczki i odłożyła ją na szafkę obok łóżka. – Chcesz coś do picia? Zgaduje, że piwo – Bo to piła w drodze do Dereka i u niego w domu. – Ale może chcesz spróbować mojego bimbru albo nalewki? Zgaduje, że nigdy go nie piłaś. – Chociaż może kiedyś nieświadomie z rąk do rąk ten dotarł do Prescott.

Presley Prescott
mistyczny poszukiwacz
Lorde
instruktorka surfingu — surf shop
26 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
zamiast wciągać kreski, wolę głaskać pieski;
instruktorka surfingu, która w głowie ma wieczny melanż.
Za dzieciaka, kiedy jeszcze wraz z braćmi całą trójką mieszkali u rodziców, każde z nich wiecznie robiło sobie jakąś krzywdę. Nie było to nic wielkiego - zwykłe siniaki, które zaraz zakrywali kolejnymi oraz zadrapania, bo któreś przez nieuwagę przewróciło się i przejechało kolanem po betonowej nawierzchni. A i chodzenie po drzewach rządziło się własnymi prawami. Tylko wtedy jakoś nie za bardzo ktokolwiek się tym przejmował. Matka kazała im się nie mazać, po prostu niedbale naklejała plaster na ranę i wracała do własnych spraw. Nikt na nich nie chuchał i nie dmuchał, chociaż podobno ojojane zawsze boli mniej. W każdym razie, Presley była zahartowana w boju i nie miała zamiaru tutaj jojczeć. Nawet, jeśli skaleczenie piekło, a skóra wokół rany nieprzyjemnie mrowiła.
Musiała jednak przyznać, że Calie naprawdę znała się na rzeczy. I przede wszystkim robiła to z wyczuciem (przymykając oko na fakt, że Pres naskoczyła na nią dosłownie minutę wcześniej), bez pośpiechu, bardzo dokładnie. Pewnie, gdyby musiała robić to sama, postąpiłaby podobnie, jak pani Prescott - zakleiła rozcięcie czymkolwiek, nawet wcześniej go nie odkażając, bo po co.
- Skoro tak twierdzisz - wcale nie negowała tego, że brat dziewczyny mógłby wejść bez pukania do jej pokoju (chociaż biorąc pod uwagę, że to Otis, chyba nie miałby w tym większych oporów, gdyby upierdolił sobie coś w tej ślicznej, lokowanej łepetynie) i nie miała zamiaru sprzeczać się z nią w tej kwestii. To Calie znała go najlepiej, Pres wdawała się z nim jedynie w pyskówkę, która żadnemu nie wychodziła na dobre.
Uśmiechnęła się lekko, do czego przyczyniły się nieznacznie uniesione kąciki ust Goldsworthy. Dziwnie było, że potrafiły tak siedzieć i nie czepiać się o nic wzajemnie. Nie rzucały złośliwymi komentarzami, nie dogryzały sobie, nie próbowały uprzykrzyć życia.
- Co? - wzmianka o koszulce wyrwała ją z zamysłu. - Nie no, daj spokój. To tylko stary t-shirt - machnęła wolną ręką. Lubiła ją, ale bez przesady, bo nigdy nie przywiązywała większej uwagi do rzeczy materialnych. To nie tak, że niczego nie szanowała, ale tak to już bywało, taka złośliwość rzeczy martwych, że się psują i czasem nie dało się czegoś naprawić i trzeba było się pożegnać z ulubioną bluzką, słuchawkami (o, te akurat psuły się nagminnie) czy obdartymi trampkami. - Chętnie spróbuję nalewki, ale szczerze mówiąc, to najchętniej napiłabym się kawy - cała ta wyprawa do domu Greenów i czekanie aż krokodyl - ludojad pójdzie precz jakoś ją zmęczyło i chyba potrzebowała pobudzenia.
Skinieniem głowy podziękowała dziewczynie za opatrunek; ramię już prawie nie bolało, chociaż poruszanie ręką sprawiało mały dyskomfort.
- Naprawdę mogłabyś ją zaszyć? - ponownie popatrzyła na Calie, a gdy ta ponownie zapewniła ją o podjęciu próby, Presley. jak gdyby nigdy nic, ściągnęła z siebie koszulkę, zostając na łóżku wyłącznie w samym staniku. Nie miała niczego do ukrycia, a do tych wstydliwych też raczej nie należała.

Calie Goldsworthy
towarzyska meduza
.
dziennikarka — Cairns Post
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarka w The Cairns Post pisząca nudne rubryki. Jeździ czerwonym skuterem, bawi się w detektywa amatora i dorabia w szpitalu, żeby wspomóc ukochaną rodzinę.
Za oknem było już ciemno, ale Calie nie pytała ani nie negowała decyzji wypicia kawy o tej porze. Sama nie była lepsza. Podczas studiów piła nocami wszystko, co się dało byleby przesiedzieć większość nocy na nauce. Teraz też bywało, że zalewała się kofeiną na potęgę, a jednak teraz pomyślała, że może nie byłby to dobry pomysł. Po nagłym skoku adrenaliny wypicie kawy jedynie jeszcze bardziej podwyższy ciśnienie, kiedy tak naprawdę najlepszą opcją byłby sen/drzemka.
- Jasne, zrobię kawę. Czarną czy białą? – dopytała wstając z miejsca i zgarnęła odłożoną wcześniej apteczkę. Skoro już wychodziła z pokoju, to mogła odłożyć ją na miejsce. W drodze do drzwi zastanowiła się, na co sama miała ochotę i co mogła pić będąc w takim a nie innym stanie. Już miała wyjść, gdy znów padło pytanie o koszulkę. Jasne, że mogła spróbować ją zaszyć, ale najpierw przydałoby się sprać krew i.. zawiesiła się. Nie spanikowała, ale też nie odwróciła wzroku bezczelnie przyglądając się temu, jak Presley zdejmuje koszulkę.
Nigdy, przenigdy, nie uwierzyłaby gdyby ktoś powiedział, że któregoś wieczora Prescott będzie siedzieć na jej łóżku i z własnej woli się rozbierać. Najdziwniejsze było to, że pomimo odczuwalnych na policzkach rumieńców, uśmiechnęła się bardzo delikatnie znów zbyt późno odwracając wzrok. Musiała przestać się tak zawieszać, co stwierdziła w swej głowie zanim podeszła z powrotem do łóżka i starając się nie gapić na Prescott odebrała od niej koszulkę. Naprawdę się starała, ale i tak dwa razy przyłapano ją na patrzeniu. Tylko zerkała!
Wyszła szybciej niż przewidziała ustawa i dopiero gdy odłożyła apteczkę uprzednio włączając wodę do zagotowania zrozumiała, że właśnie zostawiła Presley bez koszulki. Nie dała jej niczego do ubrania tylko sobie wyszła i porzuciła bezczelnie zostawiając w miejscu, w którym (bądźmy szczere) Otis mógł ją tak zobaczyć. Wierzyła, że brat bezczelnie nie wpakowałby się do pokoju, ale każdemu zdarzały się wpadki a ta skończyłaby się widokiem Prescottównej w staniku. To dopiero byłby szok i niedowierzanie.
Pośpiesznie sprała krew z rękawa. Wyrobiła się prawie idealnie z czajnikiem, którego zawartością zalała kawę. Pod pachę wzięła butelkę wody i wróciła do pokoju starając się wodzić wzrokiem wszędzie dookoła byleby nie na Presley.
- Trzymaj – Podała jej kubek z kawą, butelkę z wodą postawiła na podłodze a koszulkę powiesiła na krześle, żeby nieco obeschła. Bez słowa podeszła do szafy, wyjęła z niej pierwszy lepszy t-shirt (klik) i rzuciła go na łóżko obok Prescott. – W razie czego, gdyby Otis jednak tu wszedł. – Jasne – OCZYWIŚCIE – chodziło o brata a nie o to, że nie mogła przestać się gapić.
Podeszła do stolika robiącego za biurko, na którym leżał laptop i stos teczek, z których wybrała dwie kolejno podpisane imieniem Regiego i Florence. Wyjęła z plecaka notes i z tym wszystkim przysiadła na podłodze przy łóżku. Nie chciała ignorować Presley i wcale tego nie robiła, ale bała się, że gdy tylko zaczną rozmawiać, to znów skończy się sprzeczką albo kłótnią.

Presley Prescott
mistyczny poszukiwacz
Lorde
instruktorka surfingu — surf shop
26 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
zamiast wciągać kreski, wolę głaskać pieski;
instruktorka surfingu, która w głowie ma wieczny melanż.
Jak kawa, to tylko czarna. Zupełnie jak serce Prescott. A tak serio, to z wiekiem nabawiła się nietolerancji laktozy, a już nie chciała dopytywać czy Calie przypadkiem posiada takie mleko. Już i tak czuła się jakoś nieswojo, że zwaliła jej się do domu, chociaż mogła wracać do własnego. Albo dołączyć do trwającej gdzieś imprezy. Od małej dziury w ramieniu jeszcze nikt nie umarł. To znaczy, kiedyś na pewno ktoś umarł, ówcześnie nabawiając się gangreny, ale jak istniała szansa, że Presley spotka coś podobnego? Umówmy się, nikła. Tym bardziej, że rana nie była głęboka i pewnie szybko zasklepiłaby się, a po odpadnięciu strupka zostałby tylko nieistotny ślad. Hej, przecież blizny były seksowne!
Po tym, jak Goldsworthy wyszła na chwilę do kuchni, lustrowała wzrokiem wnętrze jej pokoju. Kolejno zatrzymywała spojrzenie na książkach, obrazach, kwiatkach. Musiała czymś zająć sobie czas, kiedy tak siedziała na łóżku w samym staniku i czekała na kawę.
- Naprawdę chodzi tylko o to, żeby Otis przypadkiem za dużo nie zauważył? - uśmiechnęła się pod nosem, przejmując od Calie kubek z gorącym napojem. Nie miała problemu z odsłanianiem poszczególnych części ciała. Całe dnie spędzała na twarzy i mimo że najczęściej chodziła w piance surfingowej, to w wolnych chwilach wskakiwała w bikini. Głupio było tak opalać się tylko do kolan (a i nawet nie, wszystko zależało od długości pianki), zwłaszcza jak spędza się całe dnie na plaży.
Nie chciała wprawiać jej w zakłopotanie, dlatego czym prędzej wcisnęła przez głowę koszulkę, którą dziewczyna wyjęła z szafy i zajęła się powolnym sączeniem kawy. Powolnym, bo ta była gorąca, a poza tym chyba już nigdzie jej się nie spieszyło. Wpierw jej t-shirt musiał nieco podeschnąć, żeby Calie mogła go zacerować, więc Presely i tak do tego momentu nigdzie się nie wybierała.
- Masz tam już jakieś ciekawe poszlaki? - wskazała podbródkiem na teczki. Umówmy się, idiotycznie było siedzieć w takim milczeniu i nawet jak rozmowa miałaby się nie kleić albo kleić jako tako, to chyba lepiej tak niż trwać w drażniącej ciszy. A Prescott postanowiła zaprzeć się całą sobą i nie dopuścić do kolejnej bezsensownej sprzeczki. Niech chociaż przez chwilę będzie, może nie tyle miło, co po prostu normalnie. Były dorosłe, więc chyba potrafiły przez moment zachowywać się jak na dorosłych ludzi przystało, prawda? Pewnie do pierwszej złośliwości, ale jednak to zawsze coś. Niech przynajmniej poudają, że umiały nie skakać sobie bezustannie do oczu.

Calie Goldsworthy
towarzyska meduza
.
dziennikarka — Cairns Post
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarka w The Cairns Post pisząca nudne rubryki. Jeździ czerwonym skuterem, bawi się w detektywa amatora i dorabia w szpitalu, żeby wspomóc ukochaną rodzinę.
Otworzyła notes na ostatnich notatkach wraz z przepisanymi słowami, które Poppy napisała do brata. Teraz, po akcji z Derekiem żałowała, że nie zabrała tamtej kartki. Jemu by się ona nie przydała. Dla Calie to był dowód na to, że dziewczyna z własnej woli opuściła dom i miasteczko, ale czy rzeczywiście żyła teraz sobie spokojnie w Adelaide? Czy właśnie nie o to chodziło w komunach? Zachęcają cię do zostawienia wszystkiego za sobą, a potem przez resztę życia mieszkasz wśród społeczności z głęboko zakorzenionymi zasadami? Goldsworthy nie broniła im tego wyboru. Jeżeli Green rzeczywiście trafiła do takiego miejsca, Calie chciała tylko wiedzieć, czy w nim była i czy żyła.
Odwróciła głowę i uniosła spojrzenie na siedzącą na łóżku Presley. Chciała już coś powiedzieć, lecz wtedy w oczy rzuciła się koszulka, którą jej podarowała. Pierwsze z brzegu, ale sprawiła, że Cal aż prychnęła z rozbawieniem.
- Pasuje ci – Palcami zaczepiła i lekko pociągnęła z t-shirt wyjaśniając, skąd to nagłe rozbawienie. Nie znały się na tyle, żeby móc aż tak bardzo oceniać, ale po dzisiejszym „Po co ci to wszystko?”, „Po co się w to pakujesz?” i wielu innych mało motywujących pytaniach uznać można, że Prescott była trochę grumpy.
- Mam kopię raportów policyjnych z marnie przeprowadzonego śledztwa, ale nie to jest najważniejsze.. – Złapała za teczkę Florence, otworzyła ją i rozsunęła kartki szukając spiętych ze sobą paru stron. – Poszłam do domu jej rodziców zastępczych udając dawną przyjaciółkę, która wyjechała i dopiero niedawno dowiedziała się o zaginięciu. Ludzie są chętni do rozmów, jeśli widzą, że chcesz ich słuchać. Dowiedziałam się wtedy, że policja nawet nie sprawdziła telefonu Florence, którego dziewczyna ze sobą nie wzięła. – Czy to nie było dziwne? Calie rozumiała, że gdy ktoś uciekał to chciał się od wszystkiego odciąć, ale telefon równie dobrze można było sprzedać i mieć kasę na bilet zamiast zostawiać go w domu. – Pozwolili mi wejść do jej pokoju. Telefon ciągle tam był, więc zrobiłam parę zdjęć wiadomości, które.. zresztą, sama zobacz. – Wzięła spięte kartki i położyła je na nogach Presley samej zaś przesuwając się nieco bliżej. Dała dziewczynie chwilę na zapoznanie się z treścią sms’ów wymienianych pomiędzy Florence a kimś nazwanym w kontaktach jako „Truth”. Ich treść była krótka. Głównie pytania o samopoczucie, zdawkowe odpowiedzi i pocieszenie w formie hasła „Wiesz, jaka jest prawda” lub temu podobne. Pojawiły się także godziny spotkań i miejsce nazywane P.L. – Rozmawiałam z dawnymi znajomymi Florence. P.L. to Pearl Lagune a konkretniej nawiedzony Ołtarzyk, który się tam znajduje. – Wyprostowała się, żeby lepiej widzieć kartki leżące na udach Presley, na której kolanie położyła dłoń uprzednio wskazując nią na to, o czym właśnie mówiła. – Dziewczyna często tam chodziła i jak widać spotykała się z kimś, kto może wiedzieć, gdzie teraz jest. Niestety, numer nie odpowiada, ale za parę dni zamierzam sprawdzić to miejsce i może się czegoś dowiem. – Znaleźć cokolwiek, co sugerowałoby że Florence tam bywała albo może nawet spotkać tego całego (lub całą) Truth, bo może po pięciu latach nadal gdzieś tam się krzątał. – Wiem, że to niewiele, ale sprawdzam wszystko co się da. Krok po kroku. – Znów uniosła wzrok patrząc z dołu na Prescott i czekając na jej osąd. Na (jak sądziła) kolejny przytyk lub mało motywujący komentarz. Cóż, koszulka mówiła sama za siebie.
- Wybacz, nie musimy o tym rozmawiać. – Machnęła ręką. – Właściwie mogę zostawić to sobie na jutro. – Nie musiała siedzieć nad tym teraz. Zrobiła to głównie przez obawę, że znów z Presley będą się kłócić, więc wolała zająć czymś myśli i przede wszystkim buzię (żeby nie wygadywać głupot).

Presley Prescott
mistyczny poszukiwacz
Lorde
instruktorka surfingu — surf shop
26 yo — 174 cm
Awatar użytkownika
about
zamiast wciągać kreski, wolę głaskać pieski;
instruktorka surfingu, która w głowie ma wieczny melanż.
Słuchała uważnie. Może nie znała się na tych całych zagadkach kryminalnych, może logiczne myślenie i łącznie faktów nie było jej najmocniejszą stronę, ale niewątpliwie Presley potrafiła słuchać. Dlatego z wyraźnym zaciekawieniem przyglądała się, jak Calie wykłada przed nią poszczególne kartki, które miały świadczyć o dowodach zaginięcia Florence. Prescott miała jedną zasadę - nie znam się, a jak się nie znam, to się nie wypowiadam. W przeciwieństwie do niektórych, co się nie znali i wychodzili z założenia - nie znam się, ale i tak się wypowiem. I wprawdzie negowała podejście Goldsworthy do sprawy, bo... No właśnie, dlaczego? Z troski? Bzdura, niby z jakiej racji miałaby się o nią martwić? A jednak, z jakiegoś dziwnego powodu, nie chciała, żeby dziewczyna wpakowała się w jakieś gówno. Nie sądziła, że kwestionowaniem cokolwiek zdziała i odwiedzie ją od zamiarów, przecież wielokrotnie, a w szczególności dziś, przekonała się, że Calie była cholernie upartym stworzeniem i niełatwo było przemówić jej do rozsądku w wielu kwestiach.
Z niewiadomych powodów wystawiła do niej język, kiedy padło stwierdzenie, że w koszulce z grumpy kotem było jej twarzy, ale szybko wróciła do zebranych dowodów. Nie było ich wiele, ale wiadomo, lepsze coś niż nic.
Presley nie znała Florence, chociaż kilka lat temu rzeczywiście po Lorne przez chwilę huczało o zaginięciu młodej dziewczyny. No właśnie, przez chwilę. Jak szybko pojawiła się ta informacja, tak równie szybko została rozwiana z braku świadków i argumentacji, a policja chyba uznała sprawę za stratę czasu.
- Mogę iść z tobą? - zapytała, mając na myśli miejsce, w które zamierzała udać się Calie. Nie sądziła, żeby była w jakimś stopniu przydatna, nawet nie nadawała się na prywatnego bodyguarda, bo jak na razie to Golsworthy ratowała jej dupę - najpierw obezwładniła Dereka gazem pieprzowym, a potem zafundowała jej profesjonalną pierwszą pomoc i perfekcyjnie opatrzyła rozcięcie na ramieniu.
- No coś ty - Presley przystawiła kubek z kawą do ust. - Możesz mówić - no bo właściwie o czym innym miały rozmawiać? I to tak, żeby się nie posprzeczać? Chyba lepiej byłoby, gdyby to Calie opowiadała o tych tajemniczych zniknięciach, a Prescott zamieni się w słuch. Tak było bezpiecznie i przede wszystkim neutralnie. Przynajmniej tym sposobem nie złapią się znowu i nie będą na siebie prychać. No chyba, że Pres znowu włączy się coś na zasadzie pytań po co się tam pchasz, dzieciaku?

Calie Goldsworthy
towarzyska meduza
.
ODPOWIEDZ