dziennikarka — Cairns Post
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarka w The Cairns Post pisząca nudne rubryki. Jeździ czerwonym skuterem, bawi się w detektywa amatora i dorabia w szpitalu, żeby wspomóc ukochaną rodzinę.
Uśmiechała się, bo tak należało. Była pogoda, bo rzadko kto widział ją w innym humorze. Starała się nie zmienić, nie okazywać, że coś się stało. Jedynie w domu zamykała się w swoim pokoju i leżała. Nie miała na nic ochoty a brat nie starał się tego zmienić. Dał jej czas za co była ogromnie wdzięczna, chociaż ciężko powiedzieć, czy dobrze go pożytkowała. Mówi się, że smutek należy „przerobić”, ale ciężko to uczynić, gdy poza pokojem nie pozwalało się na takie rzeczy. Calie rzadko kiedy okazywała złe emocje. Częściej się uśmiechała niż układała wargi w smutną podkówkę. Robiła tak ze wszystkich i choć przy innych sprawach, nieco mniejszej wagi, nie było to szkodliwe, tak teraz odbierało jej możliwość prawdziwego pogrążenia się w żałobie. Przeżycia tego jak należało a nie ignorowanie złamanego serca po zerwaniu i stracie, którą niespodziewanie przeżyła.
Calie jednak nie potrafiła smucić się przy wszystkich. Na pewno nie przy znajomych, z którymi oddawała się dobrej zabawie. Przemierzali przez kolejny bar w Lorne Bay i nieświadomie razem z nimi trafiła do Rudd’s. Blisko domu, więc przynajmniej do niego trafi. Nie przemyślała jednak tego, że mogła tam spotkać King, którą od prawie dwóch tygodni zbywała sms’ami o tym jak bardzo była zapracowana. Albo była tak pijana, że nie ogarnęła, do którego miejsca trafiła albo nie wiedziała, gdzie Jo pracuje. W sumie, czemu miałaby? Ledwie niedawno ogarnęły, że mieszkają na tym samym osiedlu a ostatnie spotkanie spędziły na przegadaniu sprawy Flo i próbie niedoprowadzenia Jo do stanu kiepskiego użytku (pijus i tak krzyczał po nocy i uganiał się za bratem Cal..).
Razem z grupką od razu przyatakowali bar. Goldsworthy oddała się zabawnej rozmowie z kolegą nie musząc niczego zamawiać, bo ktoś już im wszystkim załatwił po dwa shoty na głowę. Dopiero gdzieś w międzyczasie, po pierwszym kieliszku zauważyła, że za barem stała również Jo i zerkała w jej kierunku, jakby zastanawiała się, czy mogła zagadać.
Goldsworthy nie poczuła się dziwnie ani źle. Właściwie ucieszyła się na widok znajomej, do której z szerokim uśmiechem i entuzjazmem pomachała. Krótkie przywitanie przez bar, wyjaśnienie, że właśnie bawiła się ze znajomymi i opowiedzenie ostatniego żartu, który usłyszała; to wszystko zadziało się, od chwili gdy King podeszła nieco bliżej. Tylko, że jednej z nich to wszystko nie pasowało i nim się Calie zorientowała, była już na zapleczu baru. Czy miała powody, żeby tam nie iść? Nie. King chciała pogadać a ona cała rozchechocona, prawie w podskokach, powędrowała za nią tak, jakby wygrała główną nagrodę w zawodach na największą ilość pijackich wieczorów w przeciągu jednego tygodnia.
- Od dawna tu pracujesz? – złapała rozglądając po zapleczu, ale tylko kręciła głową, bo była zbyt pijana i mogłaby się o coś potknąć, potłuc podudzia albo rozwalić. Dobrze, że chociaż złapała pion, gdy King nagle się zatrzymała. – Aaaaleee jesteś urocza. Jak z kreskówki. – Palcem wskazującym tycnęła blondynkę w policzek i przez cały czas się uśmiechała dopiero teraz ogarniając, że blondynce nie było do śmiechu. – Oho.. co to za negatywna energia? – Dłonią zrobiła kółko w powietrzu nakreślając dokładnie, gdzie tę energię widziała.

Jo King
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
010.


Praca w gastronomi to prawdziwy wrzut na dupie, a ten, kto nigdy tego nie doświadczył nie będzie mieć pojęcia, o co cała afera.
Kolosalny zapierdol, wiecznie na nogach, zanieś-przynieś-pozamiataj, ludzie traktują cię jak największego wyrzutka, na którego wydaje im się bez powodu mogą się wyżywać, krzyczeć i pstrykać palcami, nikt nie szanuje twojego czasu, wszystko miało być gotowe już pięć minut temu, a tobie przydałyby się dodatkowe pięć par rąk, żeby jakoś ogarnąć ten cały rozpierdol. Do tego dochodzi jeszcze gorszy humor, presja, podenerwowanie, lub w przypadku Jo - grube rozkminy i zapewne bezpodstawne zamartwianie się.
Nie miała dobrego dnia. Nie dość, że nic nie szło po jej myśli, do pubu przychodzili sami najebani ludzie, to jeszcze sytuacja z Flor wciąż nie dawała jej spokoju. Nie rozumiała tego całego czekania. Nie mogła pojąć jak to w ogóle możliwe, że mieli te pieprzone notatki na wyciągnięcie ręki, proste i rozszyfrowane, a Calie nagle nie miała nawet krótkiej chwili by na nie spojrzeć? Podobno liczył się każdy dzień. Podobno im dłużej się coś odkłada tym zaangażowanie równie mocno spada. Tak daleko już zaszły, nie mogły przecież tak po prostu teraz tego wszystkiego olać.
Wycierając upierdolony od limonek blat złożyła cichą obietnicę, że kiedy tylko zmiana dobiegnie końca zadzwoni do Goldsworthy i podejmie kolejną próbę spotkania. I jak nigdy nie wierzyła w te wszystkie zabobony o ściąganiu kogoś myślami, tak teraz, kiedy jej ślepia uniosły się do drzwi wejściowych, w których jak gdyby nigdy nic ukazała się sylwetka Calie, Jo w sekundę uwierzyła. Kurwa.
Wyprostowała się momentalnie i w pierwszej kolejności z wielkim uśmiechem usiłowała odszukać jej spojrzenia, jednak z każdą chwilą uświadamiała sobie coraz bardziej, w jakim stanie znajduje się internetowa towarzyszka. Well, zdecydowanie nie był to stan trzeźwości.
Nie wiedziała co zrobić. Stała więc z początku bezpiecznie za ladą, obserwując postronnie szopkę, którą odstawiała grupka znajomych z Cal na czele, w międzyczasie rozlewając kilka kolorowych shotów do ich stolika. Wytarła morkę dłonie w fartuszek, kiedy ta nagle wyrosła przy barze, wbijając w nią spojrzenie.
A to tym właśnie jesteś tak zajęta? — rzuciła z pretensją w głosie, siląc się na przyciszony ton. Jeszcze tego by brakowało, żeby dostała upomnienie za nieodpowiednie traktowanie klientów — Melanżowaniem ze znajomymi? — czuła jak ciśnienie rośnie w miarę wyrazu twarzy Calie, który sprawiał wrażenie, jakby informacje wlatywały jednym uchem i od razu ulatniały się drugim. No kurwa świetnie. Rozejrzała się dookoła, wypatrując managera i upewniając się, że droga jest czysta, obeszła bar, złapała Cal za nadgarstek i bez najmniejszego słowa zaciągnęła przez wielkie, drewniane drzwi prosto na zaplecze.
Od dawna — rzuciła sucho, automatycznie odpowiadając na jej pytanie, po czym rozluźniła ucisk, stając z nią twarzą w twarz i krzyżując dłonie na klatce piersiowej — Serio? Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Że jestem urocza jak z kreskówki? Jaja sobie robisz, Cal? — pretensja w głosie zamieniła się na lekką histerię. Odwróciła wzrok, jakby próbując złapać myśli i nieco uspokoić zszargane nerwy.
Florence. Pamiętasz ją jeszcze? Graficy rozszyfrowali zapiski w dzienniku, w końcu może szło by się dowiedzieć coś więcej, a ty co? Melanżujesz? Dlatego tak mnie zbywałaś w ostatnim czasie? W dupie już mamy to całe śledztwo czy jak? — korzystała z okazji głosu, przekazując jak najwięcej informacji, zanim ta postanowi wejść jej w słowo. Nie liczyła na nic wyjątkowo elokwentnego biorąc pod uwagę jej aktualny stan, jednak jakiekolwiek wyjaśnienia byłby lepsze od niczego.

Calie Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
dziennikarka — Cairns Post
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarka w The Cairns Post pisząca nudne rubryki. Jeździ czerwonym skuterem, bawi się w detektywa amatora i dorabia w szpitalu, żeby wspomóc ukochaną rodzinę.
Calie nigdy nie miała problemu z pozytywnym samopoczuciem. Nawet gdy działo się źle potrafiła się uśmiechać doszukując się we wszystkim możliwych plusów. Była w tym świetna, a nawet lepsza niż przeciętne jednostki, ale bywały chwile, gdy nawet ktoś taki, jak ona nie dawał sobie rady. Nie przez cały dzień, kiedy musiała udawać przy współpracownikach, w sklepie, na poczcie i przy sąsiadach. Nie po czymś takim, co ją niedawno spotkało. Coś, co odebrało jej chęć do czegokolwiek, a to w przypadku Calie było prawie niemożliwe. Prawie, bo niedawno się stało i Goldsworthy nie wiedziała, jak sobie z tym poradzić w inny sposób niż niedawno odkryte mocne picie z jednoczesnym udawaniem, że nic się nie stało.
Szum w głowie był przyjemny a świat wokoło kolorowy. Trochę zamglony, ale o wiele przyjemniejszy do przyswojenia niż w warunkach, z którymi ostatnio się zmagała. Przed ciemnymi oczami Jo była kolorowa, wesoła i nie zdziwiłaby się, gdyby ta nagle zaczęła tańczyć kankana. Wyglądała na taką, co to chciałaby tańczyć kankana swymi krótkimi nóżkami.
Cokolwiek King teraz próbowała przekazać było dla Calie, jak melodia ulubionej piosenki. Wsłuchiwała się w nią, ale niekoniecznie zapamiętała sens. Jednocześnie w pełni oczarowana wpatrywała się w kreskówkową Jo i w trakcie jej wywodu znów tycnęła palcem w jasny policzek.
Puci puci.
Pac po łapach; od zdenerwowanej blondynki, na którą Goldsworthy spojrzała z zaskoczeniem i wydała z siebie przeciągłe „huuuoooo” (klik – minę pewnie też miała podobną).
- W dupie – nieeee.. – Przesadnie pokiwała głową na boki. – Od czegoś takiego dupa by wyrosła, że ho ho. – Jakby tam wsadzała wszystko to, co mogła. – A ja lubię swój tyłek. – Nawet odwróciła się przez ramię próbując ocenić stan swych pośladków, ale wtedy znów agresywnie została przyatakowana przez Jo (szturchnięciem/klepnięciem w ramię).
- Co jest? Jak chcesz mnie podotykać to delikatniej poproszę. – A nie tak brutalnie, jak to prezentowała dziewczyna, na którą wciąż patrzyła maślanymi oczami tak, jakby nic do niej nie docierało. Cóż, taka prawda. Nie docierało. Ani powaga sytuacji ani złość panny King. – Z miłością, czułością i puci puci. – Nie nauczona poprzednim „daniem po łapach” niecny palec znów wędrował w kierunku jasnego policzka, co by go podotykać, potycać, dziab dziab i mizi mizi.
- Będzie dobrze Jo. Będzie dobrze, tylko się uśmiechnij. - Uśmiech zwalczy całe zło. Mhm.

Jo King
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Fakt, sytuacja po części była zabawna i może nawet Jo prychęła by głośno i złapała się za brzuch z natłoku śmiechu, dorzucając uszczypliwym (lecz zabawnym) komentarzem co do stanu Calie, jednak aktualna sytuacja, w jakiej się znajdywały wcale nie pozwalała Jo na opuszczenie gardy i spuszczenie z tonu. Była wściekła na Cal, miała do niej żal i żadne ściskanie za policzki oraz obczajenie tyłka nie mogło tego zmienić.
Serio, Cal? Serio? — rzuciła z przekąsem w głosie. Nie potrafiła ukryć zawodu, jaki sprawiła jej Goldsworthy. Tak się przecież nie godziło. Nie można było dawać ludziom nadziei, napełniać ich tuż w zarodku, nakręcać na czynienie dobra i potencjalne odnalezienie starej przyjaciółki z czasów bidula, a potem tak po prostu wszystko olewać. No inaczej nie dało się nazwać tego, co właśnie odpierdalała Calie.
Czyli olewamy sprawę, co? Tak po prostu to wszystko olejemy, a Flor i wszystkie inne poszlaki, które miały nas do niej doprowadzić, czas spędzony i energia na to zużyta mogą się po prostu, najzwyczajniej w świecie pierdolić? — mówiła ostro, nie szczycąc się nawet na drobny przejaw uśmiechu. Szczerze żałowała, że była właśnie na zmianie, bo naprawdę miała ochotę przytulić pierdoloną butelkę whisky, jako że tego wszystkiego nie dało się tak po prostu wziąć na trzeźwo. Może gdyby była równie pijana jak ona, potrafiłyby się jakoś dogadać. Może. Skrzyżowała ręce na klatce piersiowej, w międzyczasie kopiąc nogą wielkie pudło z nachosami, które jeszcze kilka godzin temu przyjechało razem z kolosalną dostawą i ponownie spojrzała na Calie.
Nie mam do ciebie siły. Nie poznaje cię — zeszła z tonu, wpatrując się w dobrze znane oczy. Oczy, które mimo wolnego alkoholu i przesadnie dobrego humoru wcale nie wyglądały tak wesoło jak to miały w zwyczaju. Nie było w nich tego charakterystycznego błysku, który Jo swego czasu tak bardzo lubiła. Wyglądała jak po miesiącu codziennego picia. Wyglądała źle. A jo ostatnie czego chciała, to patrzeć jak ta stacza się na samo dno.
Rozejrzała się dookoła, próbując namierzyć kega od piwa, który już po chwili przetoczyła powoli w stronę dziewczyny, następnie napierając na jej ramiona, wymuszając, by na nim usiadła. Przykucła tuż przed nią, łapiąc pijane spojrzenie.
Co się dzieje, Cal? — spytała wyjątkowo spokojnie i cicho. Zupełnie jakby ktoś za regałami stał i podsłuchiwał, jak ta dzieli się z koleżanką największym sekretem w państwie.
Nigdy nie były z nich wielkie przyjaciółki od serca, jednak coś musiało być nie tak i choć na co dzień rozmawiały wyłącznie o Flor i bracie Jo, tak teraz King chciała dać jej znać, że jeśli faktycznie cos było nie tak, mogła na nią liczyć. Tak po prostu.
No, chyba że wszystko było okej, to Jo znowu wróci do wydzierania pizdy.
Calie Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
dziennikarka — Cairns Post
26 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Dziennikarka w The Cairns Post pisząca nudne rubryki. Jeździ czerwonym skuterem, bawi się w detektywa amatora i dorabia w szpitalu, żeby wspomóc ukochaną rodzinę.
Co się dzieje?
Była w żałobie. Tęskniła za czymś, czego nie chciała i czego nie widziała na oczy. To nie była typowa strata osoby, z którą znała się przez lata. Nie było pogrzebu, ceremonii ani stypy po wszystkim. Nikt o tym nie rozmawiał. Nie nazywał zarodka, który z niej wyszedł. Nawet nie wiedziała, czy mogłaby to nazwać żałobą, bo przecież maluch wyglądał wtedy jak kijanka, a jednak (jak czytała) od mniej więcej dwudziestego drugiego dnia biło w nim nierozwinięte serduszko.
Kurwa. Ja pierdole.
- Czemu wszyscy mnie o to pytają? – Przesadzała ze stwierdzeniem – wszyscy. Nie każdy to robił. Znajomi, z którymi się bawiła nie zadawali tego pytania. Liczyła się dobra impreza a nie zastanawianie nad problemami, o które pytała Jo a wcześniej Presley. Co kurde one mogły o niej wiedzieć? Nawet jeśli dostrzegły więcej niż pijani znajomi Goldsworthy, to czemu nie potrafiły zostawić tego w spokoju? – Dobrze się bawię. Nie widać? – zapytała z pretensją w głosie i rękoma pokazała otoczenie, jakby to właśnie przedstawiało świetną imprezę a nie ciasne zaplecze pubu.
- I skąd możesz wiedzieć, jaka jestem kiedy imprezuje? – Jej zdaniem była taka sama, jak zwykle. Nie miała pojęcia, że oczy ją zdradzały. – Nie znasz mnie Jo. W kółko tylko Flo, twój brat i znów Flo. Kurwa! – Wreszcie przeklęła i wstała z takim impetem, że nieumyślnie przewróciła King z kucków na tyłek. – Niczego nie olewam! Na Zausa, potrzebuje przerwy! Czy tak ciężko to zrozumieć?! – warknęła w miarę sprawnym (jak na nietrzeźwy stan) krokiem kierując się w stronę głównej sali. Miała to w dupie. Nie chciała tu być. Dobrze się bawiła i chciała ciągnąć to dalej, ale Jo wszystko zepsuła. Ta sama dziewczyna, którą zostawiła na podłodze już nie słuchając tego co miała do powiedzenia (bo wcześniej jej słuchała.. jasne).
Wróci do domu, zgarnie z barku swojej nalewki i zamknie w pokoju. Nie będzie nikogo słuchać. Nikt jej nie powie, że była złą osobą, bo raz pozwoliła sobie myśleć tylko o własnych potrzebach a jej potrzebą było urąbanie się albo płakanie w poduszkę. Nikt jej tego nie odbierze.

z/tx2
Jo King
mistyczny poszukiwacz
Lorde
ODPOWIEDZ