Deweloper — Wszędzie i nigdzie
39 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
39 i pół puka do mych dróg, prowadzących do niby szczęścia jak Cię żona tak wkręca, że wychowujesz od początku nie swojego bachora. Głowa na karku, w budowania fachu i dachu, przy sprzedawaniu strachu.
[Chapter 10]


Hello Spain!


Progres. Tak można było określić ich spotkanie ostatnie, gdy Mick lekko wstawiony zajrzał do Turner aby się wyżalić ale też wyjaśnić, no bo tak to można zrozumieć. Ostatecznie chciał zawalczyć i o żonę i o rodzinę jaką tworzyli a jakiej brakowało mu przez te miesiące tak bardzo, że aż wrażliwy był i momentami serio myślał nad wylaniem łez. Przecież facet też może okazać emocje, prawda? Te pomiędzy nimi były w umiarkowanym stanie, chyba. Wieczór i miłe śniadanie, w końcu we trójkę napawały jakimś chociaż najmniejszym entuzjazmem, bo to jak na nich ogromny ruch w ostatnim czasie. Uśmiech na twarzy, radość Tessie gdy zobaczyła tatuśka z gazetą i kawką w ręce gdzieś w kuchni, ale też i łagodność Turner. Nie było to może dla niej łatwe ale chyba też zawiesiła broń i mogli swobodnie rozmawiać bez udawania przed małą, że coś tam się działo czy też nie. Nawet jeśli Winston miał większe plany co do tamtego wieczoru, to jednak cieszył się z małych rzeczy, bo to zawsze jakiś krok, przede wszystkim w przód a nie wstecz. Przy śniadaniu przypomniało mu się o telefonie, który mu się rozładował, a do którego ładowarkę miła żona mu udostępniła. Telefon naładował się, przez co Winston mógł do niego zajrzeć, a przede wszystkim się uświadomić jaki to dzień zbliżał się wielkimi krokami, a jaki mógłby w idiotyczny sposób przegapić. Urodziny Turner. Co rok je obchodzili, z mniejsza czy większą pompą, ale jednak zawsze. Ten czas miałby być inny? Raczej nie, toteż w jego głowie zrodził się kolejny plan, utkany nadzieją ale też takim ostatecznym ich sprawdzianem, bo jeśli nie teraz to może już nigdy? Może tracił żonę, a o tym nie wiedział? Taki wypad w ten szczególny dzień, był potrzebny tej dwójce, sam na sam - bez troski o to co zrobić z małą Tessie. Już wtedy powoli załatwiał coś na tego 1 grudnia, aby potem nie było, że zapomniał albo nie miał wcale zamiaru niczego jej podarować, albo po prostu jej gdzieś zabrać. Nie miał wcale przeczucia, czy Leonie się zgodzi na cokolwiek, ale zamawiając bilety, zrobił ryzyk fizyk - jako dosyć dobrze zarabiający pan deweloper, taka strata hajsu, nie zrobiłaby na nim żadnego wrażenia szczerze. Postanowił wybrać to co dobrze znane, dobrze się kojarzy - a więc coś na powrót miłych wspomnień i ich wspólnych chwil, a mianowicie po prostu Hiszpania. Przypomniało mu się jak świetnie bawili się na Wyspach Kanaryjskich, czy też przechadzając się po samym Madrycie, do tego ten sam hotel i słynna restauracja na dachu, to tam Michael klęknął i rozłożył dosłownie przed nią, cały swój świat. Jak miało być teraz? Któż to miał wiedzieć, on wodzony tym co znane, lubiane i zapadło w pamięci chyba im obojgu, zaryzykował w ten sposób jak wytrawny gracz, nie zważając na to czy po pierwsze, sama zainteresowana się zgodzi. Dał jej na prawdę malutko czasu, gdy dzwonił do niej, będąc w drodze do domu jej matki, z którą to też swoje wcześniej ustalił, informując ją co i jak planuje i że ma się zając Tessie, czy się jej to podoba czy nie. Stanowczy był w swoich poczynaniach i chyba też mocno zdesperowany, tym aby to wypaliło i zdążyli przede wszystkim. Bo oczywiście gadał z Turner, że chciałby aby w ten dzień się spotkali i przede wszystkim to jakoś uczcili, ale chyba ona sama nie była świadoma, że Mick może coś takiego odwalić i postawić ją w sumie w sytuacji bez wyjścia, jedyną prawidłową odpowiedzią była po prostu zgoda na ten szalony ale istotny wyjazd. Nie trzeba chyba też dodawać, że z rana w dodatku dostała bukiet czerwonych róż tak w kwestii przypomnienia, co i jak. Jadąc do niej, pewnie ją poinformował że lepiej aby się wyposażyła w jakieś rzeczy i co najważniejsze paszport, niby ściemniał że to może Sydney, ale gdy znaleźli się na lotnisko a on ją prowadził cały czas rozbawiony tym wszystkim, mogła się sama nieźle zaskoczyć. Prowadził ją do bramki, gdzie odlatywał właśnie lot do serca Hiszpanii - do stolicy.
- Wszystkiego najlepszego. - szepnął do niej gdy stali w kolejce do odprawy i ogólnie przechodzili przez resztę tych bzdur, których nikt nie lubił, a tylko na to wyzywał i narzekał. Cwany lis Winston, czuł się dumny i szczęśliwy, swoim pomysłem który właśnie realizował, bez o dziwo sprzeciwu z jej strony, ale to chyba dobrze. To miał być ich czas i przede wszystkim jej dni, niech ma - niech wie że ktoś ją ubóstwia ponad wszystko. Trochę im zeszła ta podróż, ale wylądowali akurat w punkt, kiedy jeszcze w Europie trwał ten 1 grudnia i ona wciąż miała urodziny. Trochę odpoczęli, ogarnęli się w hotelu, tym samym co wtedy, bo po co kusić los, że coś nie zagra. Michael po części jej skrócił co mogą zwiedzić, gdzie pójść, ale wiadomo było że punktem kulminacyjnym ma być to miejsce, w którym to te kilka lat wstecz Michael Winston oświadczył się Leonie Turner, namaszczając ją wręcz na kobietę swojego życia. Wspomnienia, jakiś taki ład i porządek, liczył że pomogą w tym aby się dogadali chociaż w małym stopniu, albo chociaż przypomnieli to co zatracili, czyli tą iskrę, miłość, złączone dusze w jedno. Ale do setna, aktualnie znajdowali się jeszcze w hotelu, ubierając w wyjściowe stroje, kończył Mick dopinanie koszuli, mankietów i całego garnituru, który zabrał ze sobą, a jakby inaczej. Mieli dosyć spory apartament, ale miał akurat takie miejsce, że odbijało mu się w lustrze, mniej więcej co porabia małżonka i jak też się szykuje na ten ważny wieczór. Teraz albo nigdy.. To sobie powtarzał w głowie jak mantrę.

leonie turner
sumienny żółwik
Mick Winston
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
sukienka od męża

Tamten wieczór oraz poranek, kiedy Michael po prostu wdarł się do domu matki Leonie, dał blondynce do myślenia. Winston taki już był - przychodził i brał co chciał. Zdecydowanie, nie bał się cofać przed niczym. Potrafił zadeklarować się jak żaden inny facet w życiu Turner. Czasem, może nie do końca wprost, ale jednak, także przyznać do winy. A wszystko o dziwo, pomimo mniejszych zgrzytów, odbyło się w przyjemnej atmosferze. Najważniejsze, że Tessie była zachwycona, jak już od dawna nie zdarzało się dziewczynce być. Trochę tak, jakby gwiazdkowy poranek nastąpił nieco wcześniej, a ojciec był Mikołajem, który odwiedził ją w nagrodę. A Carter milczał... Leo tłumaczyła to sobie tym, że pewnie coś skomplikowało się ze stanem zdrowia jego matki, że nie miał czasu teraz na takie rzeczy, ale to nie zmieniało faktu, że milczał całkowicie. Może wcale nie chciał się do niej odzywać? Może nie chciał ich? To nie byłoby nic nowego, że po namiętnej chwili, pozostaje wielka pustka... Bała się. A mimo wszystko czekała. I oszukiwała wszystkich dookoła, tym uśmiechem, który wcale tak szczery nie był.
Prawie zapomniała o swoich urodzinach. Rano jednak czekał na nią ogromny bukiet od Winstona, który już onieśmielił oraz cudowna laurka wykonana przy pomocy babci przez Teresę. I śniadanie, specjalnie dla mamy. To nic, że były to tylko płatki, a kawa wyglądała tak, że to ziarenka wsypane do kubka. Dekoracją były kwiatki doglądane przez samą Tessie w ogródku. Pomimo prostoty, to ten dziecięcy urok był naprawdę ujmujący.
I cóż, Leo nie spodziewała się niczego więcej, a już na pewno nie tej podróży, którą tak skrzętnie za nich zaplanował Michael. Tu onieśmielił ją nieco po raz drugi. Nieco w amoku zabrała szczoteczkę, pierwszą lepszą piżamę, jakąś sukienkę i trampki, bo w gruncie rzeczy nie wiedziała gdzie się wybierają. O i paszport, bo mówił, że to ważne. Nie połączyła kropek. Po prostu poddała się chwili, nie chciała też go ranić odrzuceniem, a i prawda jest taka, ze żadnych planów nie miała. Posiadała za to wątpliwości, które może ta niespodzianka rozwieje?
W samolocie większość drogi Leonie po prostu przespała, a kiedy dotarli na miejsce, czuła z każdym krokiem coraz większy ucisk w żołądku. Wspomnienia to jedno. Drugim była coraz większa świadomość jak wielki gest ze strony Winstona to był. Organizacja wyjazdu. Rezerwacja w tych miejscach. Spakowanie ich dwójki... Zaplanowanie najważniejszych punktów. Nie musiał tego znów mówić, wiedziała, że ją kocha i wiedziała, że on chce ją odzyskać. Czuła się więc jeszcze bardziej podle z tym, że całą drogę zastanawiała się nad tym czy może Carter nie chce się z nią skontaktować, a ona jest poza zasięiem... Czuła się źle, że nieustannie czekała na coś, co nastąpić nie miało. Próbowała się w pełni cieszyć tym wszystkim, ale... Nie umiała. Michael był cudowny, ale chyba... Chyba nie był tym jedynym. Chyba.
Zebrała włosy w luźny kucyk, poprawiała delikatny makijaż i sięgnęła po sukienkę, którą zabrał tu Mick. Nie do końca wiedziała, co w niej pięknego, kiedy wisiała na wieszaku, ale gdy ją włożyła nieco zmieniła zdanie. Nie mogła jednak podziwiać całego efektu, bo pomimo lat walki z przeróżnymi zapięciami, to pokonało Leo.
-Mick, mógłbyś... Mógłbyś mi pomóc? - zapytała więc, podchodząc powoli w jego stronę. Przytrzymywała materiał fioletowej kreacji na piersiach, by się nie zsunął. I drżała. Bo nieco obawiała się tej kolacji. Obawiała się, że będzie musiała podjąć decyzje na które gotowa absolutnie nie była. I za to też karciła się w myślach, bo przecież każda inna kobieta na jej miejscu czułaby się jak królowa. A ona nie umiała tego w pełni docenić. Nie umiała. Nie tak, jak chciałby tego Michael, zapewne już teraz. Chociaż może właśnie to, że nie uciekała z krzykiem i nie wyzywała go od idiotów już go cieszyło? Cóż, byłoby... Całkiem nieźle, gdyby tak było.

Mick Winston
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Deweloper — Wszędzie i nigdzie
39 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
39 i pół puka do mych dróg, prowadzących do niby szczęścia jak Cię żona tak wkręca, że wychowujesz od początku nie swojego bachora. Głowa na karku, w budowania fachu i dachu, przy sprzedawaniu strachu.
Michael nie miał zamiaru się patyczkować, bo to było proste i jasne, że coś zawsze może się odwalić tym bardziej jeśli czuł na plecach oddech konkurencji. Od samego początku jak tylko usłyszał o Carterze, pobladł, poczuł dziwne ukłucie, poszedł też po rozum do głowy. To też nie tak, że na wszystkie jego decyzje miał wpływ jakiś tam pierwszy lepszy luuj. Bardziej chodziło o konkretną deklarację, o próbę załatania ich małżeństwa, przeprosi i jakiegoś dojścia do ładu. Potrzebował jej dosyć mocno, przez te kilkanaście dni tęsknił jak głupi i nawet jeśli miał spory powód do złości, to jakoś próbował to rzucić w kąt, dla nich. Ich spotkanie, miły poranek, to był taki solidny kopniak dla Winstona aby działać dalej, aby próbować i nie dać się od tak spławić. Teraz to on z kolei walczył o nich, o nią, w jakiś sposób prezentując to jak mu zależy, a już na pewno chciał pokazać, że pamięta i że urodziny małżonki to ważny dzień dla niego. Zawsze tak było.
Kompletnie nie myślał, co ona powie na jakiś wypad, czy w ogóle się zgodzi i ugnie pod jego naciskiem. Cholernie to było ciężkie i stresujące, ale musiał to zrobić, musiał wciąż naciskać, co może wydawało się przytłaczające dla samej Turner, ale czy też czas czasem nie grał roli? Może jej myśli też za szybko uciekały z głowy, za bardzo układała sobie życie z myślą o braku obecności w nim Micka? Tak czy inaczej tego dnia, musiała się pogodzić z tym, że nie uwolni się tak szybko od niego, że wszystko załatwił - płacąc pewnie ekstra ale czego się nie robi dla dobra rodziny? Możliwe, że po raz pierwszy jego starania doceniła teściowa, która nawet nie krzywiła się na jego telefon i prośbę. Miał ten wyjazd trwać tylko przez weekend, ale to i tak było sporo czasu jak na nich. Tak długo mieli przebywać w swojej obecności, toż to aż szok i niedowierzanie. Tak samo zareagował Michael gdy zgarniał Leonie, zdecydowaną i gotową na wyprawę w nieznane, ale pewnie dała za wygraną aby nie zrobić mu przykrości i nie wyjść na tą, co blokuje jakikolwiek możliwy powrót ich do siebie. Nie wiedział sam co się odwali w tej całej Hiszpanii, znał jedynie plan - dokładnie taki sam jak kilka lat wstecz, gdy nerwowo oczekiwał odpowiedniej chwili aby kleknąć przed Turner. Wracali chyba oboje do tamtych wspomnień, tym bardziej kiedy samolot bezpiecznie osiadł w tymże kraju. Było to męczące kilka godzin podróży, ale warto było obejrzeć jeszcze ładny widok gdy przylecieli, pewnie powoli zachodziło słońce. Bo tak to wspaniale obliczył Winston aby zdążyli zjeść kolacje a potem mogą odsypiać dzień w łóżku albo pakować się - bo coś nie wystrzeliło. Chyba żadne nie miało pojęcia co tu się może odwalić, czy to będzie miły wypad wspólny, przynoszący pozytywne korzyści, czy też może znów więcej będzie kłótni niż szczęścia. Michael szykując się, zapinając guziki, w głowie miał tylko jedno - zachowywać się i traktować żonę, jak najlepiej tylko mógł, aby znów poczuła tą magię tego miejsca i przypomniała co nieco. Specjalnie na tą okazję znów wynajął im część na dachu, gdzie mogli zjeść samotnie kolacje bez zbędnego tłumu obok. Poprosił o dobrą muzykę i nastrój, za co płacił jak za zboże, ale zdesperowany człowiek momentami nie liczy banknotów, gdy chodzi o zdrowie, szczęście czy miłość. Był na pewno zamyślony, bo chciał jakoś to ułożyć wszystko, rozplanować idealnie aby równie idealne zakończenie miał ten wieczór. Tylko co po tym, skoro chyba tylko on tak to widział w swoim idealnym świecie? Jego żona, nawet jeśli była obecna ciałem, to chyba nie duchem tak do końca. Ale biedny Mick nie miał pojęcia, co albo kto był tego powodem, przykre..
Gdy go tak nagle zawoła, domyślał się z czym może mieć problem i aż chciało mu się śmiać, no bo serio? Była modelką a zawsze biedne zapięcie od sukienki sprawiało jej tyle kłopotu, co on zawsze musiał ratować, swoimi zwinnymi palcami. Sam poprawił już swój gotowy outfit na dziś i podszedł też do niej, przez co spotkali się w połowie drogi, a on przytaknął jej głową jakby chyba odebrał przyzwolenie na jakiś ruch właśnie. Delikatnie odsunął resztę zbędnych włosów, odsłaniając plecy swojej żony a przede wszystkim zamek i guzik który scalał wszystko u góry. Powędrował delikatnie palcami w dół i powoli zapiął sukienkę, na koniec dopinając ta tym guzikiem. Delikatne ruchy, mogłyby świadczyć o tym, że i on się nieco spina tą bliskością i w ogóle, ale przecież mieli to za sobą setki razy, skąd wiec to wszystko? Chyba sam się stresował tym jak to wszystko wypadnie, czy cokolwiek się ruszy między nimi, pojawi się jakiś dotyk czy czułość, której mu brakował tak bardzo. Poprawił jeszcze nieco jej wisiorek, dotykając jej odkrytej szyi, a potem oddzielając jej włosy tak aby było dobrze. Chętnie się zaciągnął jej zapachem, co tylko potęgowało to, jak bardzo w głowie miał ten brak, ten smutek - gdy musiał się obchodzić bez momentów takich jak ten. - Wszystko? Gotowa? - zapytał miękkim głosem, wsuwając jedną z dłoni do kieszeni aby sprawdzić czy sam wziął to co najważniejsze a więc portfel i telefon, no i pewnie klucze. Wynajął im wszystko na dziś co najlepsze, imponujący apartament w hotelu no i tą kolację w niedaleko położonej restauracji do której było parę kroków stąd, a co mogli sobie umilić małym spacerem. Chciał go, bo mogli sobie wspominać te same uliczki i budynki, które nie zmienił czas, co innego ich. Ale mniejsza o to, po mniejszych czy tam większych przebojach, musieli ostatecznie znaleźć się na miejscu, a potem przebyć pewnie podróż windą na wspominany dach budynku, gdzie rozciągał się piękny widok na rozświetlone miasto dookoła poniżej ich. Coś miało pójść nie tak? I czego brakowało im do szczęścia?

leonie turner
sumienny żółwik
Mick Winston
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Pani Turner, czyli teściowa, to chyba największa obecnie fanka Michaela i osoba najbardziej go wspierająca w próbach odzyskania żony. Co dziwiło chyba wszystkich dookoła, łącznie z samą Leo, a pewnie i matką blondynki. Nie była, przecież fanką swojego zięcia, miała mu wiele do zarzucenia, ale jak widać przez lata... Zaczęła go doceniać. Też kobieta nie rozumiała tego kryzysu, bo kochana córeczka nie pochwaliła się swoimi winami, a i powoli ta przedłużająca się tymczasowa sytuacja wprowadzała i seniorkę rodu w dyskomfort. Przywykła w końcu do innej codzienności niż ta, w której miała nieustannie towarzystwo, do tego dość żwawe towarzystwo. Tak więc, pani Turner tą pomocą, działała też zapewne w swoim interesie. Niemniej to wciąż miłe ze strony matki Leo.
Blondynka obawiała się wielu rzeczy. Z wieloma nie czuła się też za bardzo komfortowo. Chociażby to wspólne łóżko w apartamencie... Jak miała niby wyglądać ta noc? Na ten moment, Leo, była przekonana, że nie chce żadnego zbliżenia. Czuła skrępowanie na samą myśl. I to nie tak, że brzydziła się Michaela, bo nie miała ku temu żadnych powodów, ale oddalili się od siebie to pewne. A oprócz tego, że ich małżeńska intymność nie istniała, to Leonie nawiązała zupełnie inną z drugim mężczyzną. I czuła się zobowiązana, by tego w żaden sposób nie zepsuć. To straszne. Blondynka nie chciała nigdy być taką osobą, a jednak się nią stała. I miała o to do siebie ogromny żal. Brzydziła się samej siebie, ale mimo wszystko... Tak właśnie było. Myślała o Carterze. O tym, że ten wyjazd jest nie fair względem niego, bo przecież może nie powiedziała tego głośno, ale skoro pytała czy się odezwie, to chciała, żeby się odezwał, tak? Więc to co tu teraz robiła... Nie czuła się z tym dobrze. A jednocześnie... Te wszystkie wspomnienia z każdym krokiem na hiszpańskiej ziemi, choć w nieco chłodniejszej scenerii, sprawiały, że i te uczucia względem Winstona stawały się bardziej żywe. Znów była rozdarta. Coraz bardziej rozdarta i zagubiona w tym wszystkim co myślała, czuła...
Nic w tym zabawnego, podczas pokazów panował tak ogromny chaos oraz pośpiech, że rzadko kiedy modelki same siebie zapinały, potrzebowały w tym pomocy. Tak więc mogła Leo mieć wprawę, jeśli chodzi o czyjś suwak, ale niekoniecznie swój. Niemniej... Dawno nie byli tak blisko siebie. Już zapomniała, jak przyjemne to było, kiedy Mick pomagał w dopasowaniu ubrania... Ciepłe palce, wyczuwalne przez materiał cienkiej sukienki pozwalały Leonie odczuwać przyjemne mrowienie pod skórą. Znów mogła poczuć intensywny zapach jego perfum. Przymknęła nawet na chwilę oczy, żeby jeszcze lepiej go odczuć, ale wymieszał się w umyśle blondynki z tym delikatniejszym, który zawsze stanowił jeszcze połączenie świeżego aromatu wypieków oraz mąki. Westchnęła cicho, niestety wcale nie z zadowolenia z obecnej sytuacji. -Tak, gotowa - odpowiedziała, łapiąc jeszcze za torebkę. Chciała mieć ją blisko, gdyby Tessie chciała się z nimi skontaktować albo potrzebowała czegokolwiek. Wiadomo, że pani Turner raczej sobie z wnuczką poradzi, ale Leonie bywała przewrażliwiona. I to nic, że znajdowała się w innej części kuli ziemskiej i niewiele mogłaby zdziałać. Telefon obok, dawał głupie poczucie kontroli, którego najwidoczniej potrzebowała. Może dlatego że tak bardzo jej nie miała?
O dziwo, kiedy szli uliczkami, wyłożonymi kamieniami, Leo złapała Michaela za rękę. Trochę spowodowane to było praktycznymi względami oraz potrzebą stabilizacji, a trochę... Trochę chyba i jej brakowało męża. Spędzili razem ponad pięć lat jako małżeństwo. Nie można tego tak zwyczajnie wymazać, zapomnieć z dnia na dzień. Do tego Winston tak bardzo się starał... Może ona była dla niego zbyt surowa? Kto inny wybaczyłby jej zdradę? No kto? Chociaż... To nie tak, że szatyn to już zrobił, raczej był na etapie pragnienia, by to do tego doszło, ale... To już coś. Chyba nawet dużo, biorąc pod uwagę to wszystko, co tutaj zorganizował właśnie dziś.
Co mogło pójść nie tak? Winda mogła się zaciąć. Chociażby. A oni mogli być pozbawieni zasięgu. I... Tak też się stało.
-Michael... Czemu nie jedziemy? - zapytała Leonie głupio, przyklejając się dosłownie od razu do panelu dotykowego i cóż... Choć on zgasł, to blondynka i tak desperacko naciskała dzwoneczek oznaczający pomoc. Nie znosiła małych przestrzeni. I zdecydowanie nie chciała tu utknąć, skoro przemierzyli tak wiele kilometrów, by zjeść kolację, podziwiać widok... Michael raczej też nie planował tego w ten sposób. Cóż, może Hiszpania, wcale nie była dla nich tak łaskawa?

Mick Winston
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Deweloper — Wszędzie i nigdzie
39 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
39 i pół puka do mych dróg, prowadzących do niby szczęścia jak Cię żona tak wkręca, że wychowujesz od początku nie swojego bachora. Głowa na karku, w budowania fachu i dachu, przy sprzedawaniu strachu.
Samo zdziwienie gdy matka Leo, nieco łaskawszym wzrokiem patrzyła na niego i coś tam nawet proponowała sama, gdy się podpytywał co zrobić w ten specjalny dzień dla swojej żonki ma Mick. Chyba przeczuwała może co jest grane, albo myślała że wina leży po jego stronie, no cóż nie pochwaliła się młodsza z rodu, co tam takiego nawyczyniała że teraz kątem musiała u niej mieszkać z dzieckiem. Ale to już poszło w niepamięć, gdy się pojawili już na ziemi hiszpańskiej i jakoś mieli załagodzić konflikt. Co prawda miał być to krótki wypad i połowę go pewnie spędzą w samolocie, ale co z tego? Wszystko co robił miało swój powód, swój cel - a on był jasny i klarowny, odzyskać to co zatracone, czyli żonę i rodzinę jaką tworzyli.
On aż takich dylematów nie miał, co chyba świadczyło o tym, że właśnie możliwe, że dążył do tej bliskości aktualnie, niżeli uciekał. No cóż, to chyba nie dziwne prawda? Była jego żoną i ciągle go pociągała i nie było mowy aby miał uciekać od jakiegoś kontaktu mniejszego czy większego. Gdyby tylko wiedział, że blondynka znowuż to myśli odwrotnie, może by się zastanowił dwa razy. Ale nie! Powiedzmy to głośno, chyba powinien od niej coś wymagać, przynajmniej powinna trochę sobie dobić do głowy, że Winston jest facetem, że jej potrzebuje i to ma wszystko na celu im pomóc. Jasne, że nic na siłę, nigdy nie był fanem przemocy i zmuszania kogoś do czegokolwiek, a skoro ona miała jakieś tam wyrzuty sumienia to tym bardziej, chyba nie było mowy o jakimś kontakcie dzisiaj. No niestety, smutek przeleje jeszcze bardziej całego Michaela doszczętnie, ale w razie czego wytłumaczy to sobie tym, że może za wcześnie, że powoli małymi krokami i tak dalej. W końcu już sam fakt, że się zdobyła na ten wyjazd, z nim do całkiem odległego miejsca od Australii było sporym osiągnięciem. On sam się cieszył jak małe dziecko, skakał wokół niej jak ten piesek, a ona co? Myślała teraz o innym? Serio? Chyba cegła w głowę się należała Leonie Turner za to..
Nie oponował przed pomoc, bo to zawsze kolejny krok bliżej, jakiś kontakt między nimi, nawet jeśli drobny i mało znaczący. Miło było dotknąć jej włosów, delikatnie smyrnąć jej skórę, czy też powąchać jej zapach, który tak dobrze znał i uwielbiał. Liczył, że ma podobnie ale co kto lubi.. On lubił i jej perfumy i jej ciało i ogólnie wszystko, zawsze i wszędzie. Aż sam pewnie miał niezły zawrót głowy na podobne wspomnienia, czy podobne sytuacje gdy też jej pomagał bo wychodzili na szykowny bankiet czy może świętowali Nowy Rok. Odchrząknął sam niewyraźnie, zbierając się zaraz za nią aby zamknąć ten ich apartament i mogli ruszyć w podróż, po kolejne wspominki jakie na nich czekały. Jakoś sobie ustawił w głowie ten wieczór i liczył, że i jej przypadnie to do gustu, że zapomni na moment jak to jest między nimi aktualnie. On prawie już nie pamiętał, nie czuł złości ani jakiejś tam zwady o to co się działo, wręcz przeciwnie - w końcu się uśmiechał i może nawet coś tam opowiadał do niej w trakcie krótkiego spaceru. Gdy tylko złapała go za rękę, jego ciało też się napełniło jakimś takim miłym ciepłem i wszystkim co dobre, bo jednak to zawsze jakieś wsparcie z jej strony dla niego. Nawet jeżeli ona miała tylko cel wykorzystać go jako swoją podpórkę bo takie buty czy takie podłoże po którym szli i inne pierdoły kobiece. Dla niego to był jakiś kolejny kop motywacyjny do tego aby jak najlepiej rozegrać ten czas jaki mieli, tutaj sami z dala od całej burzy związanej z tym co w Lorne Bay. Dobrze było, przynajmniej jego zdaniem, bagaż problemów zostawić w mieście, a teraz po prostu starać się aby było miło, było dobrze i może to jakoś w końcu dało przełom. W końcu Mick co raz bliżej był wybaczenia jej wszystkiego, inaczej by tego nie robił no nie? Drogi wypad, jej urodziny i to jak ją w tym wszystkim traktował. No kurcze, prawie jakby to on był tym winnym wszystkiego co się wydarzyło.
Mając na myśli, że co może pójść nie tak - liczył że będzie jak z bajki wszystko idealnie i tak jak to zaplanował. Kompletnie nie myślał, że pieprzona winda będzie przeciwko nim, ale jednak. W momencie coś zgrzytało i wszystko zgasło, aby potem zaświeciło się ale nie tak jak powinno. Czy był chodzącym pechem? Facetem, który nie może mieć szczęśliwe zakończenie w tej bajce? Chyba tak, skoro nawet teraz takie rzeczy się działały, co było komiczne dla niego. Spojrzał się na swoją żonę, trochę wkurwiony ale też rozbawiony. - Kurwa, no nie gadaj że wszystko przeciwko nam.. - mruknął rozżalony, uderzając aż pięścią w te pieprzone drzwi od windy. Nie miał pojęcia czy stanęli na amen czy to może tylko taki jakiś bug, jak w grze komputerowej ale nie było mu do śmiechu. Wyjął telefon i spojrzał na godzinę, na bank ktoś ich będzie szukał w razie czego, bo przecież mówił że będą o tej i o tej, że wszystko ma być na tip top. Że nawet liznął hiszpańskiego języka aby się dogadać z kim trzeba, a tu takie cyrki. Tak czy inaczej, uspokoił się trochę i wziął parę wdechów i wydechów, podchodząc bliżej Leonie, którą jak dobrze znał - musiał w tej chwili wesprzeć. Nie żeby miała chyba jakiś wielki atak paniki, ale pamiętał że nie lubi takich akcji i może coś się odwalić jeszcze gorszego. Z automatu położył dłoń na jej plecach, delikatnie ją po nich głaszcząc. - Mam nadzieję, że ruszy. No musi, przecież. - westchnął sobie ciężko i sam wcisnął z dwa razy przycisk, jakby to miało pomóc, albo za jego magicznym dotknięciem ta winda ruszyła. Nie trzeba chyba nadmieniać, że w myślach to przeklinał ich wszystkich, że takie dziadostwo tu mają, używają. Akurat jak on chce sprawić żonie przyjemność, specjalnie wyruszają do tej Hiszpanii. Kiepski i nieśmieszny żart. - Wytrzymasz jakoś w razie czego? Przepraszam za to dziadostwo, eh. Chciałem dobrze, chciałem dla nas coś miłego, coś takiego.. - chyba się prawie tam załamał, opierając drugą dłoń o ścianę, jakby niczym Hulk miał ruszyć ją, jakby się magicznie ta winda ruszyła. Z drugiej strony czy to nie dobry moment był dla nich? W końcu Leonie nie miała dokąd uciec przed Winstonem i jego co raz większym skracaniem dystansu między nimi. Mogła mieć z tym problem, albo i nie ale Mick jakoś tak potrzebował jakiegoś bodźca, aby się tutaj teraz nie załamać całkiem, bo przecież planował tyle i to wszystko miało się zmarnować bo utknęli w windzie. Jakby to głupie nie było, pochylił się nad swoją małżonką, składając najpierw małego drobnego całusa na jej czole, jakby dla wsparcia i pomocy jej w tym trudnym czasie, gdy miała ten problem z małymi pomieszczeniami i w ogóle, jeszcze tego brakowało aby dostała ataku klaustrofobii. Automatycznie jakoś tak wyszło, że spotkali się niebezpiecznie tym swoim wzrokiem i w sumie to jemu w tamtej chwili nasuwało się jedno do głowy, już nawet zbliżał się niebezpiecznie do jej ust, ale nastał cud. Na moment przed zbliżeniem, które tak jakoś wtargnęło mu do głowy i które go teraz pochłaniało, winda się uruchomiła wspaniałomyślnie. A to ci pech!

leonie turner
sumienny żółwik
Mick Winston
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Nie była paranoiczką. Latała dużo samolotami, swego czasu. Korzystała z wielu wind. Ale nigdy nie lubiła takich sytuacji. Niepewnych. Bo maszyna zaczynała źle działać, a człowiek nie mógł nic na to poradzić, był skazany na opanowanie lub jego brak. Ratunek lub zgubienie. Daleko było Turner do ataku paniki, ale o ile kryzys trwał krótko. Ten jednak zdawał się przedłużać... Z trudnością więc rejestrowała słowa Winstona, których miała świadomość, bo przecież coś tam słyszała, ale nie bardzo umiała je złożyć w sensowną całość. Dotyk wydawał się ledwie wyczuwalny, wcale uspokajający. Wiedziała jednak, że i on jakby tracił kontrolę.
-To nie twoja wina - wydusiła więc z siebie drżącym głosem, bo na więcej zwyczajnie blondynki nie było stać. Obserwowała jak Michael uderza windę. Nie pomogło. Później patrzyła jak się do niej zbliża. Nie myślała, że będzie chciał ją pocałować. Właściwie nic nie myślała, bo zaczynał paraliżować ją lęk przed tym, co mogłoby się stać z tą przeklętą windą. Oraz wizje tego, co potem działoby się z Tessie, która... Nie, nie chciała nawet o tym myśleć, ale coraz bardziej pograżała się w katastroficznych wizjach, tak zupełnie z niczego. Działanie Winstona okazało się więc zbawienne, bo te muśnięcie... Wyrwało Leo z tego odrętwienia. Wreszcie nie wpatrywała się w niego, ale jakby przez niego, a naprawdę w oczy szatyna. Nieco zagubiona, onieśmielona. Widziała, przecież, że twarz męża się nie oddala, a zawisła na moment w tym samym miejscu. Że później zaczął się nachylać, zetknął ich czoła, że był już tak blisko, by ją pocałować... Czuła drżenie swojego serca. Jednoczesną chęć oraz strach. Poczucie, że nie może, bo tam w Australii był... Ktoś inny. A mimo tego się nie odsuwała, bo może to nie byłoby złe, bo miała w pamięci tamten poranek, bo wiedziała, że Tessie go kocha, bo czuła, że Mick nigdy nie zawaha się przed tym, by pokazać jak mu na niej zależy, bo miała tę przeklętą pewność, że on ją kocha. Czego ona chciała więcej? No czego?
Ale nie stało się nic więcej. Winda rozsunęła się jakby nigdy nic, wypuszczając ich z tej pułapki. Turner odetchnęła z ulgą. Z dwóch powodów. Odwlekło się w czasie to, co zapewne podczas tego wyjazdu nieuniknione - jakiekolwiek określenie się. I nic złego im się nie stanie.
Znaleźli się na dachu, obsługa zaprowadziła ich do specjalnie przygotowanego stolika. Nikt nie proponował im menu. Wszystko było już zaplanowane, dopięte na ostatni guzik. Zaraz kelner podał odpowiednie wino, a po nich na stole znalazły się odpowiednie przystawki.
-Wszystko zaplanowałeś... Jak zawsze... - uśmiechnęła się pod nosem, bo ta chęć kontroli Michaela... Lubiła to. Kiedyś. Podziwiała. Był dobry w organizacji różnych rzeczy, pewnie dlatego osiągnął sukces. Ten idealny wieczór działający zgodnie z wszelkimi wyznaczonymi punktami przypominał Turner też wiele ich spotkań z przeszłości, które też miały określone do spełnienia punkty. Dobrze to wspominała. Bezpiecznie. Zawsze przy Winstonie czuła się bezpiecznie. Dopiero ostatnio... Coś się zmieniło. I to przez nią. Teraz jednak, choć przez krótką chwilę, znów miała swoje bezpieczeństwo, kiedy siedzieli na przeciwko siebie, podziwiając widoki. Uśmiechali się. Było miło. Tylko czy za tym naprawdę tęskniła? Czy może jednak za tą niepewnością, która zostawiła bez słowa w Australii? Na odpowiedź, która nasuwała się w myślach blondynki, aż ją ściskało w żołądku. Nie wiedziała jak cokolwiek dzisiejszego wieczoru przełknie... To wszystko ją przerastało.

Mick Winston
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Deweloper — Wszędzie i nigdzie
39 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
39 i pół puka do mych dróg, prowadzących do niby szczęścia jak Cię żona tak wkręca, że wychowujesz od początku nie swojego bachora. Głowa na karku, w budowania fachu i dachu, przy sprzedawaniu strachu.
Wolał ją przeprosić, żeby potem nie wyzywała na niego, że to czy tamto to jego zasługa bo sobie wymyślił jakieś takie pierdoły w głowie. A i też nie chciał aby pomyślała, że to jest w scenariuszu, że specjalnie zostali zamknięci w tej windzie aby raz na zawsze się pogodzić czy coś tam jeszcze. Nie no tak na serio, to Mick strasznie się spinał, gdy coś mu nie wychodziło - lubił planować i lubił gdy wszystko było tak jak chciał. Może to samolubne, że nie liczył się z nią ale chyba musiał jakoś przejąć inicjatywę, jeśli chodziło o nich, bo powoli miał wrażenie, że Leonie odpuszcza i tak jak jest między nimi jej pasuje. Na pewno jednak zapomniał o wszelkich zwadach gdy spoglądał na nią, widział wyraz jej twarzy i fakt, że nieco pobladła. Niby nigdy nie miała jakiś problemów, ale w takiej sytuacji działa na człowieka strach, ale też fakt że nie ma wyjścia i to paraliżuje. Winston usilnie próbować jakimś tym waleniem w ścianę cokolwiek uruchomić ale ostatecznie dał sobie spokój i skupił się na tym, aby skutecznie odciągnąć jej myśli. Nie kontrolował się jednak do końca gdy się do niej zbliżył, za dużo miał flashbacków w głowie z ich całego wspólnego życia chyba i to działało na niego. Po za tym, musiała myśleć o czymś innym niżeli o tym ze są zamknięci w tej windzie i zdani tylko na siebie. Ale też nie ma co się usprawiedliwiać Winston, przecież była jego żoną w końcu i chyba miał prawo na dotyk, mniejszy czy większy ruch, nawet ten pocałunek do którego dążył. Cóż, nie był to najlepszy moment na to, ale jednak chyba liczył ze prędzej czy później do tego dojdzie podczas tego wyjazdu. No bo co jeśli nie? Odczułby straszny zawód, że żona chyba już nie jest nim zainteresowana, że ma jakiś problem. Gdyby tylko wiedział jaki on jest a raczej znał jej myśli, to chyba by już rozszarpał dawno tego całego zakichanego piekarza. To nienormalne skoro miała obiekcje przy ich kontakcie, a znów żadnych gdy była u tamtego, ale co tam. Leonie Turner zawsze była skomplikowana i nie łatwa do przewidzenia w tym co robiła, chciała i tak dalej. Ale przecież mieli jeszcze przed sobą wieczór, który może chciał aby miał taki konkret zwrot akcji w ich historii. Bo jeśli nie teraz to kiedy? Winston był coraz bardziej zdecydowany w tym co chce, był gotów jej wybaczyć i zapomnieć o tym jakiego brudu narobiła. Chciał ich jako całości, chciał znów to co jego - rodzina pełna i szczęśliwa przy tym. Trochę odczuł zawód gdy winda jednak ruszyła i przeszkodziła mu w celu - czytaj dotarcie do jej ust. No to jak ruszyła, siłą rzeczy zadziało na fakt, że delikatnie się od niej odsunął a gdy zadzwoniła i stanęła na konkretnym piętrze, nie miał innego wyjścia jak przepuścić ją przodem. To co w jego myślach było nieuniknione, odwlekło się znowuż w czasie, działając na korzyść samej Leo.
Gdy znaleźli się na dachu, mieli wyznaczającą strefę tylko dla nich, miła i przyjemna muzyka grana przez zespół który byl niedaleko, no i pięknie naszykowany stół z tym co tak lubili jadać gdy tutaj przebywali.
Uśmiechnięty Mick pomógł jej usiąść i kulturalnie odsunął jej krzesło - bo w końcu to było jej święto, jej urodziny a on miał dziś skakać w koło niej jak jakiś królik co spełnia życzenia i tak dalej. Czy to nie za bardzo upokarzające? Tańcować wokół kobiety, która i tak myślami jest aktualnie przy innym?
- Wiesz jak chcesz, możesz zmienić coś albo zamówić inny wariant. Postawiłem na owoce morza, paelle i krewetki. Do tego gazpacho z grzankami. No i przystawki drobne, pieczywo z czosnkiem i dobre winko. Tutejsze. - siadając jej to wszystko objaśniał, aby no mniej więcej jej zasugerować co tam ma do wyboru i czy też to jej spasuje. Mick niby narzucał jej wszystko ale i tak dawał jej prawo głosu ostatecznego, bez wściekania się że coś jest nie tak czy inne takie. Wręcz przeciwnie miał jej przed stopami świat rozłożyć czy jak to tam się mówi a przy okazji i oddać całego siebie, bo czy nie tego chciała? Winston zawsze wiązał się ze spokojem, stabilizacją i tym wspomnianym bezpieczeństwem. Przez te wspólne lata chyba go poznała aż za dobrze. - Jest też deser. I ogólnie smacznego. - rzucił z kolejnym delikatnym uśmiechem gdy sam się zabierał za ogarnianie jedzenia. Kelner pewnie w międzyczasie nalał im odpowiednią ilość wina i mogli się rozkoszować posiłkiem, z ładnym widokiem i muzyką w tle. Michael oczywiście zapomniał jeszcze o jakimś prezencie, ale chyba sam wyjazd już był wystarczający no nie? W sumie to wszystko co robił można było za niego uznać, bo nagle to on zamienił się w wojownika który walczy o nich, o ich przyszłość, którą nadal uważał za wspólną..
- A pamiętasz nasz pierwszy wypad tutaj? - zapytał nagle, taktycznie wspominając stare i dobre czasy. To było logiczne, że będzie chciał z nimi powiązać ten ich wypad, przypomnieć kobiecie jak miło było kiedyś i jak dalej mogło być, jeśli by się określiła tak jak on to powoli robił. Bo przypomnijmy Mick, wciąż się opierał przed pokusami, przed innymi kobietami, które mógłby mieć na jedną noc czy trochę dłużej. Chyba się jeszcze łudził facet, żył tą nadzieją na poprawę stosunków z małżonką, tak bardzo nie tracił wiary..

leonie turner
sumienny żółwik
Mick Winston
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Schlebiało Turner to, że Winston tak bardzo się starał. Że mimo wszystko adorował ją całym sobą i próbował zapewnić ten komfort oraz dać odrobinę radości. Poczucie normalności, przeplatane wyjątkowością. Blondynka naprawdę chciała się z tego wszystkiego cieszyć w pełni, skorzystać z tego niemego zaproszenia męża i wejść całkowicie w to, co on jej proponował, ale... Nie umiała wyrzucić ze swoich myśli Cartera. Brunet wkradał się do nich powoli, stopniowo, niepostrzeżenie, aż wreszcie zagościł tam na dobre, a Leonie nie miała sił z tym walczyć. Nie chciała. Nie umiała jednak się też do tego przyznać, że pozwoliła sobie na tak wiele, pozostając żoną Michaela... Wstydziła się tego. Może więc dlatego wciąż próbowała być tu nie tylko ciałem, ale i myślami. Może dlatego próbowała być przy mężu, bo to jedna jej obowiązek. A może i coś, co właściwie powinna robić. Być tu z nim. I nie marzyć o tym, co nie powinno w ogóle się w tych pragnieniach pojawiać.
-Nie, nie chcę nic zmieniać. Tak jest dobrze. Idealnie - odparła, zdobywając się na uśmiech, ale zapewne Mick wyczuł, że nie jest to do końca szczera mina. Ani pełna beztroski czy lekkości, której kiedyś Turner miała w sobie tak wiele. Wszystko się skomplikowało, a radość przychodziła z trudem. Może uda się to zrzucić na ich dotychczasowe problemy, bez zagłębiania się bardziej w to co się działo? No, bo przecież mogło być miło... Naprawdę mogło... Musiała się tylko nieco bardziej postarać.
-Oczywiście, że pamiętam - wyznała zgodnie z prawdą, zerkając mimowolnie na swoje dłonie. Dziś wyjątkowo, pierwszy raz od dawna, miała na palcach oba pierścionki - zaręczynowy i obrączkę. Sama nie wiedziała do końca czemu. Nie chciała chyba robić Mickowi przykrości. Tak samo, jak z tego powodu zgodziła się wsiąść z nim do samolotu, choć myślała, że żartował, kiedy mówił o paszporcie. Nie doceniła go. Ba, może nigdy go nie doceniała... -Pamiętam jak mi się oświadczyłeś - dodała jeszcze, przenosząc spojrzenie na twarz męża i uśmiechnęła się nieśmiało. Nie dodała nic więcej. Czuła też drżenie w żołądku, bo nieco się obawiała, czy Winston nie zaplanowął czegoś jeszcze. CZegoś, czego może ona będzie musiała mu odmówić przez to, że nie umiała... Nie umiała się już angażować tak jak wtedy. Dużo się zmieniło od ich ostatniej wizyty. Chyba za dużo, by mogło być tak jak dawniej. Sielankowo dobrze... To już nie ich scenariusz...

Mick Winston
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Deweloper — Wszędzie i nigdzie
39 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
39 i pół puka do mych dróg, prowadzących do niby szczęścia jak Cię żona tak wkręca, że wychowujesz od początku nie swojego bachora. Głowa na karku, w budowania fachu i dachu, przy sprzedawaniu strachu.
leonie turner

Cóż nawet jeśli chciała dobrze, to nie wyglądało to korzystnie, tym bardziej jak udawała uśmiechniętą i radosną. Mick już od dawna wiedział, że coś więcej nie gra, niż tylko ten kryzys ale chyba się jeszcze łudził, że taki wypad coś zmieni, że jeśli zobaczy jego zaangażowanie i chęć pogodzenia się, to wróci wszystko co nazywa się rodziną. Po to było to wszystko, aby mogli porozmawiać i też pokazać swoje stanowisko, jakie kol wiek by ono nie było. Nawet jeśli nie chciała tego robić, to jednak chyba powinna go uraczyć miłym gestem, przecież to dla niej tak się starał, to chyba wystarczająco dużo no nie? Tutaj mu nie powie, że jest dla Tessie, czy coś w tym stylu, bo jednak byli sami we dwoje w obcym kraju, z dala od swojego domu.
Zaczęło się kiepsko, ta winda - zmroziło mu to krew i podniosło ciśnienie, bo czy na prawdę miałby takim pechowcem być? Nie jest prawdziwym ojcem młodej, żona już nie jest nim zainteresowana, kręci z innym i jeszcze ta akcja z windą? Jakby nie spojrzeć to biedny był ten Winston bardzo.
- Tak? Na pewno? Jak cos to mów, to Twoje święto i ty tu rządzisz. - odpowiedział z delikatnym uśmiechem, nieco może zawstydzony albo taki jakiś zestresowany. Tylko czym właściwie? Oświadczyny mieli za sobą, ślub też, więc co bylo grane? Chyba się martwił o to, czy nie jest to ostatni taki wspólny wypad, martwił się o ich wspólną przyszłość, a raczej możliwy jej brak. No ogólnie tańczył wokół niej teraz, jakby to on miał na koncie zdradę i inne grzeszki, a przecież było odwrotnie, ale już nie róbmy z niej takiej męczennicy. - Emm. no po to w sumie to miejsce, aby przypomnieć dobre chwile. - pewnie, że chciał aby mieli swoje nowe, ale ten czas był ciężki. Chociaż wiadomo fakt, ze się zgodziła i pamiętała o pierścionku i obrączce to i tak dużo, nawet to może jakoś rozgrzało jego serce. Nawet tak niewiele a jednak potrafiło poprawić człowiekowi humor.
Przytaknął gdy powiedziała, co też miało tutaj miejsce, nawet gdy rozglądał się po miejscu, w głowie miał tamten obraz, drżenie rąk i głosu, wyciągnięcie pierścionka i inne takie. Z tego wszystkiego sięgnął po kieliszek, który kelner pewnie zdążył napełnić odpowiednim winem. Łyk sprawił, że nieco łatwiej przeszła mu przez gardło gula którą w nim miał, a która pewnie była spowodowana tym, że nie wie sam co ma robić i jak to z nimi będzie - dosłownie. Jej ostatnie zachowanie i inne takie, wskazywały mu że coś nie gra ewidentnie i nawet jeśli stara się być miła to nie wiadomo czy to grzeczność czy forma zadośćuczynienia. Mick jednak wyciągał do niej tą dłoń, ostatnią szansę na ratunek ich małżeństwa, które wydawało mu się być szczęśliwe właśnie od tamtego momentu, który szybko spowodował ich ślub i inne takie.
- No właśnie. Oświadczyny. Ślub. Przyrzekałem Ci coś, ty mi. To proste, że się wraca do takich chwil, w ciężkim czasie. To Twoje święto, nie chcę kłótni, nie chcę takiego dziwnego stanu. Zresztą, wiesz chyba że mam dobre zamiary względem Ciebie. Jestem gotów Ci wybaczyć, szczerze Leonie. - wyznał, spoglądając na nią w taki sposób, jaki chyba umiał zawsze, ze wszystkimi emocjami wymalowanymi na twarzy. Po raz kolejny pewnie robił z siebie durnia, wyznając jej swoje - bo co mu było po tym skoro w jej głowie siedziały inne, całkiem odmienne myśli. No a logicznym było, co by się wydarzyło gdyby wyciągnęła je na wierzch, nerwy i kolejna fala kłótni - wyrzuty z jego strony. Ale czy też chciał aby go karmiła kłamstwami, udawała cokolwiek. - Zjedzmy może na początek a potem pomyślimy nad resztą myślę. W sensie pooglądamy widok i potem może się przejdziemy tak po prostu. Jest tu muzeum, jeszcze otwarte. Ale to już jak chcesz, tak jak powiedziałem - to Twoje święto, możemy zrobić co chcesz, nawet wracać od razu do Lorne Bay. - no cóż, chyba to było tak zapobiegawczą, w razie tego jakby chciała mu popsuć plany albo znowu wbić jakiś sztylet w jego serce biedne. Miał nadzieję, że jednak tego nie zrobi i będzie po prostu chociażby tak jak teraz, niby stabilnie ale dalej chujowo. No bo co jak co ale oboje się męczyli w tym stanie zawieszenia, on - bo chciał wrócić do tego co dawniej, a ona - bo już miała inne plany, chyba z kimś innym. Na ten moment jednak kulminacyjni chyba jednak musieli poczekać do powrotu do Australii.
sumienny żółwik
Mick Winston
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
-Na pewno - wyszeptała tylko, bo przecież nie do końca było wszystko idealnie, a egoistyczna część Leonie wymieniłaby towarzysza na innego mężczyznę, ale przecież nie powie tego na głos. Nie mogła być tak brutalna. Nie w takiej chwili. Może przyjaciółka podczas ich ostatniego spotkania miała rację i Turner powinna była unikać obojga mężczyzn przez dłuższy czas? Cóż, na ten moment było za późno, przynajmniej na unikanie Michaela. A i Cartera było ciężko udawać, ze nie ma, nawet jeśli aktualnie gościł tylko w myślach blondynki...
Turner nieco spoważniała, a uśmiech stał się o wiele słabszy, gdy Winston zaczął to swoje całe przemówienie. Nieco pobladła. A żołądek zacisnął się jej mocno, podchodząc wręcz do gardła, kiedy szatyn wyznał, że był gotów jej wybaczyć. Tak dobrze wiedziała, że na to nie zasługiwała. I nie chodziło tylko o tę odleglejszą przeszłość, ale i o obecne wybryki, o których Mick nie miał kompletnie pojęcia... Ona jednak znała swoje grzechy, aż za dobrze. Te niewypowiedziane też. Przełknęła ślinę, siląc się na uśmiech. Złapała mężczyznę za rękę, nie do końca wiedząc właściwie czemu, ale jednak się na to zdobyła. Jakby gest miał być prostszy niż jakiekolwiek słowa, ale czy nie był mylący? Dotknięcie dłoni Micka po takim czasie wydawało się czymś dziwnym... Miłym, ale i nie do końca właściwym. A czy nie dawało też sprzecznych sygnałów? Przygryzła wargę i słuchała dalej, czując, że gubi się coraz bardziej. We wszystkim. Swoich myślach, uczuciach, pragnieniach, powinnościach... Co miała wybrać? To czego chciała? Czy to co wybrała kiedyś i budowała przez lata? Skąd miała mieć pewność co jest jedynie zachcianką, a co tym, czego naprawdę potrzebowała? Przymknęła na chwilę powieki, wzdychając przy tym cicho.
-Przepraszam, Michael - wyszeptała, otwierając oczy i nieco mocniej ścisnęła jego dłoń. - Naprawdę przepraszam, bo... Wiem, że nie chciałeś, ale powiedziałam Carterowi, że Tessie to jego córka - wymamrotała, przyznając się jedynie częściowo do pewnych faktów. I cóż, z tego powodu też mogła mieć jakieś wyrzuty, prawda? No, bo w końcu nie ustalili tego wspólnie. To była jej decyzja. Pewnie jak to uzna Winston, ona znów pakowała ich w gówno, na które on się nie pisał, ale... Choć początkowo chciała uczciwie mu powiedzieć, ze jej myśli i serce zajmuje nie tylko on, ale i Bancroft to ostatecznie stchórzyła. Wybrała coś, co go nie ucieszy, ale też coś, co do końca nie załamie. Jak bardzo okropną osobą się stała? Wolała nie myśleć o tym, nie odpowiadać na to pytanie. Jakby to miało cokolwiek zmienić...

Mick Winston
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
Deweloper — Wszędzie i nigdzie
39 yo — 182 cm
Awatar użytkownika
about
39 i pół puka do mych dróg, prowadzących do niby szczęścia jak Cię żona tak wkręca, że wychowujesz od początku nie swojego bachora. Głowa na karku, w budowania fachu i dachu, przy sprzedawaniu strachu.
Wolał zapytać bo chyba chciał aby było idealnie, albo inaczej aby ona czuła sie jak najbardziej komfortowo, chociaż co to miało dać? Swoimi myślami Turner goniła aktualnie za kimś innym i nawet chyba jakby się dwoił i troił biedny Michael - nic by to nie dało albo prawie nic. Chociaż z jakiegoś powodu się zgodziła na ten wyjazd, możliwe że jakaś iskierka po stronie Winstona jeszcze się tliła i nie zgasła. A nóż też chciała aby mieli taki lepszy moment przed burzą, chciała jakieś formy pożegnania czy Bóg wie czego, w końcu to ona jedna była odpowiedzialna za swoje myśli, decyzję.
Mick aktualnie postawił wszystko na jedną kartę, wyduszajac z siebie jakże ważne i przełomowe dla niego zdanie, o tym przebaczeniu jej. Naprawdę tego chciał i nawet jeśli kalkulował, że to może siedzieć w jego głowie wciąż i jeszcze ów pan się kręci wokół nich to co z tego? Winston chciał z powrotem swojej rodziny, swojej żony i córki, chciał je obok siebie, pod jednym dachem. I to też zakomunikował swojej szanownej żonie, którą jeszcze też przecież była, bez jaj. I tak, tutaj powinna się zastanowić co powie i zrobi sto razy bo ten gest z dłonią, był taki jakiś wiadomo. Dla niego to znaczyło coś dobrego jakieś takie zrozumienie bądź przybliżenie ich jako całości. Naiwny był i to bardzo sądząc w taki też sposób ale chyba miał prawo tak myśleć i czuć no nie? W koncu Turner czasami ciężko było rozgryźć i nawet jeśli był jej mężem już jakiś czas to cóż, zawsze można było być tylko jednego pewnym - że prędzej czy później odpali bombę. W teorii może go na coś przygotowywała a może sama chciała rzucić temat bo i tak pan jebany piekarz Bancroft siedział w jej głowie przez całe te minuty, godziny które przebywała w obecności własnego męża. Nie chciał usłyszeć to co padło akurat z jej ust, nie tego się spodziewał i nie tego pragnął co można było zobaczyć po tym jak ciężko westchnął. Ciągle ten kutas w pobliżu.. Takie myśli mu do głowy napłynęły na powrót i trudno mu się było z tym godzić w końcu to tylko znowu rozdrapywalo rany, ale co tam te stare skoro nowe są wręcz na horyzoncie, no nie?
- Ehh. Na prawdę? Musimy w taki dzień poruszać takie tematy, wiesz jakie.. No po części rozumiem Twoją decyzję ale też wiesz, że to będzie trudne? Jakiś chory trójkąt i pośrodku tego mała niewinna Tessie. No ale nic stało się, więc spotkałaś się z nim? - zapytał na pewno bardzo nie potrzebnie, czego chyba sam żałował gdy sięgał znów po kieliszek wina. Trafił w najgorszy punkt i chodź o tym nie wiedział to pewnie sama Turner miała kłopoty aby dalej ukryć się z pewnym nerwowym zachowaniem. Co prawda sam już był lekko podenerwowany ale może i lepiej że dała sobie spokój z dolaniem oliwy do ognia, po co sobie psuć wyjazd, miejsce pełne wspomnień. - Aaa. Nie odpowiadaj. Nie psujmy proszę wieczoru. To nasze miejsce, pełne miłych wspomnień więc niech takie pozostanie. Zostawmy to co złe chodź dziś w Australii, proszę? - chciał ochłonąć więc stąd zebrał się na takie słowa, bal się też co może przynieść dalsze rozmawianie o tym co było, o Carterze i tym co dalej. Może po części bal się słów żony, którymi mogłaby zranić jego serce jeszcze bardziej niż sama ta zdrada to zrobiła. A też pewnie nadeszła pora aby coś zjedli albo chociaż sobie nałożyli co po części Mick zrobił. Zanim jednak danie główne, wziął się pewnie za gazpacho, powoli i bez pośpiechu bo jednak jej rewelacja trochę mu popsuła chęci na swawolne spożycie posiłku.

leonie turner
sumienny żółwik
Mick Winston
projektantka mody, exmodelka — lorne bay
36 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Here we stand - worlds apart, hearts broken in two. Sleepless nights, losing ground, I'm reaching for you... Feelin' that it's gone, can't change your mind. If we can't go on to survive the tide love divides.
Widziała jego niezadowolenie, też tego się spodziewała, ale mimo wszystko nie trzymała języka za zębami. Robiła wiele złych rzeczy, ale czuła, że powinna choć trochę zasygnalizować to, że ma wątpliwości. Hope miała rację, Leo nie mogła wodzić Micka za nos. Zresztą teraz, kiedy on chciał ofiarować jej swoje wybaczenie... To chyba zaszło za daleko. Miała wyrzuty sumienia, może i wyznałaby wszystko, zakończyła tym samym ich wspólną drogę, ale... To nie było miejsce, to nie był czas.
Odpowiedziałaby od razu, że tak. Otwierała już nawet usta, żeby to zrobić, ale wtedy Winston po prostu jej przerwał, odkładając to na później. Zamrugała zaskoczona oczami, bo nie miała pojęcia skąd w nim ta zmiana. Doskonale wiedziała, że uwierało go to, iż Tessie nie jest jego. Jeszcze bardziej denerwowała go obecność Bancrofta w Lorne oraz to, że znał małą, choćby bez świadomości kim jest dla niego. Teraz ten intruz wiedział wszystko, a Michael o dziwo podchodził do tego na spokojnie. Zamrugała zdezorientowana, ale nie zabierała od razu dłoni.
-Okej - wybełkotała zaskoczona, wtedy też zabrała swoją rękę, żeby umożliwić mężowi normalną konsumpcję. Sama też postarała zabrać się za jedzenie, próbowała też skierować ich tematy na lżejsze rozmowy. Celowo omijając te dotyczące wszelkiej przyszłości, nawet najbliższej, jaką są święta. Milczała więc o prezentowych marzeniach Tessie od Mikołaja, choć miała już do niego list. Nie zastanawiała się jak bardzo zmęczą ich rodzice Michaela albo idealność Harveya, bo nie rozmawiali o tym wcześniej, nie powinni też rozmawiać i teraz, bo te święta, właśnie w tym momencie to kolejna komplikacja.
Problem jednak jest taki, że rozmowa im się za bardzo nie kleiła. Leonie piła więc o wiele więcej wina niż jadła. Dość szybko alkohol więc na nią podziałał, bo żołądek pozostawał pusty, a i zmiana strefy czasowej, co za tym idzie zmęczenie - robiły swoje. Ale Mick mógł odetchnąć, bo nie gadała o Carterze, a o ich wspomnieniach. Czy nie o to chodziło?
-A pamiętasz jak jeden z nadgorliwych ochroniarzy myślał, że jesteś czyimś prześladowcą? - zaśmiała się na wspomnienie obezwładnionego Michaela z zepsutym bukietem i niezadowoloną miną po jednym z jej pokazów. Wtedy nie byli jeszcze oficjalnie parą, a dopiero Winston o nią walczył.

Mick Winston
towarzyska meduza
leośka#3525
brak multikont
ODPOWIEDZ