Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
#64


Ścieżki losu jakoś dziwnie potoczyły się sprawiając, że gdy tylko poczuła okrutnie cieżkie pragnienie zmian, pierwszą osobą o której pomyślała była Julia Crane. Artystka, starsza koleżanka poznana podczas paskudnego, pierwszego w jej życiu ataku paniki w wykonaniu Audrey… Zupełne przeciwieństwo delikatnej pani weterynarz, a mimo to ktoś, kto przygarnął ją pod swoje skrzydła, niejako stając się dla niej kimś, w rodzaju siostrzanej figury - bardziej doświadczonej, służącej radą i co najważniejsze, chyba zwyczajnie chcącej dla niej dobrze. Wiedziała, że gdyby nie Julia zapewne przeszła by wszystko jeszcze gorzej, bardziej tragicznie w skutkach i w końcu chciała wyrazić swoją wdzięczność. Zwłaszcza teraz, gdy nerwy posłały kobietę do szpitala, a im przyszło się do siebie zbliżyć w ciągu kilku ostatnich dni. Śmiało więc nasmarowała odpowiednią wiadomość do kobiety, zajmując się organizacją całej reszty przedsięwzięcia, chociaż nie była pewna czy aby jej wybór był odpowiedni. Czuła jednak, że im obu przyda się babski wypad oraz odrobina wytchnienia od problemów oraz mężczyzn siedzących w ich głowach.
Jak więc zapowiedziała tak zrobiła, z samego rana zatrzymując niebieskiego pickupa pod znajomą willą, aby zgarnąć Julię i porwać ją prosto do Port Douglas. Dokładniej do znajdującego się tam resortu, w którym miały spędzić cały dzień na odpoczynku, nadrabianiu towarzyskich zaległości i dbaniu o siebie.
- Moja babcia, ta z Sydney, zawsze zabierała mnie w podobne miejsca po egzaminach, gdy nadal chodziłam trzęsąc się niczym galaretka i wyrywałam sobie włosy ze stresu. - Zaczęła, parkując zupełnie niekobiecy samochód na podjeździe resortu i zerkając z zaciekawieniem w stronę towarzyszki. - Pomyślałam więc, że tradycję trzeba kontynuować, a my obie zasłużyłyśmy na babski wypad i odrobinę luksusu. - Dodała z delikatnym uśmiechem, w zasadzie nie będąc pewną, czy dobrze trafiła z pomysłem, bo już od początku ich znajomości Julia nie wydawała jej się pasować do kobiet, jakie poznała do tej pory… Kto jednak odmówiłby masażom oraz chwili relaksu? Nie sądziła, aby istniała taka osoba, to też wysiadła z samochodu, poprawiając palcami materiał dziewczęcej sukienki. - Zaczynamy od masażu, później brunch i kończymy u fryzjera, bo bardzo potrzebuję jakiejś zmiany… Co sądzisz? - Zaciekawienie błysnęło w brązowych oczach, gdy przyglądała się zmęczonej buzi artystki czując jak napięcie pojawia się gdzieś w jej mięśniach w oczekiwaniu werdyktu. Sama nie była w stanie powiedzieć skąd pojawiła się w niej ta nagła, silna potrzeba wprowadzenia jakichś zmian, Audrey jednak na nią nie narzekała - wręcz przeciwnie, rzucała się na fale tego uczucia dając porwać się prądowi czując, że wyjdzie jej to na dobre. I choć jej serce nadal było w kawałeczkach, a każdy, nawet najmniejszych z nich należał do pana Ashworth… Coś uległo w niej zmianie po ostatniej ich rozmowie, bo przecież nie dało się pomóc komuś, kto tej pomocy nie chciał - wiedziała doskonale, że te słowa tyczą się ich obu. I musiała spróbować uczynić swoją egzystencję choćby odrobinę lepszą (w kwestii jej psychiki oraz zdrowia) - w dobrych dniach dla samej siebie, w tych gorszych dla niego, dając tym samym sobie iluzję odzyskania choćby ułamka równowagi.
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Wystarczyła jedna, żałosna kłótnia z Hyde’em, a poczuła się znowu jak słaba i bezbronna. Tak po prostu, zupełnie jakby mężczyzna miał wprawę w odbieraniu jej pewności siebie, a na to, zwłaszcza w swoim stanie i przy zagrożeniu życia nie mogła sobie pozwolić. Wzięła więc przykład ze swojej cudownej rodziny i zanim zdążyła się obejrzeć, już zamiatała pod dywan wszystkie niepowodzenia i obiecywała sobie, że o tym pieprzonym kucharzu zapomni równie łatwo jak wcześniej. Może i nie miała pamięci złotej rybki, ale Julia Crane umiała bardzo szybko pozbierać się po licznych dramatach, więc była przekonana, że i teraz da radę. Wprawdzie niegdyś miała w swoim arsenale takie dodatkowe narzędzia jak alkohol, papierosy, a nawet prochy w najgorszym wypadku, ale i tak wierzyła, że da radę.
Powtarzała te słowa jak mantrę, wierząc, że to jakieś pradawne zaklęcie i jak faktycznie za dotknięciem czarodziejskiej różdżki odbierze od niej niepokój, smutek i poczucie bolesnej straty. Słowo się rzekło i wręcz stało się ciałem, bo unikała kontaktu z mężczyzną, a nawet wykasowała jego numer. Nie sądziła tylko, że przyjdzie jej przeżywać tak ciężko to rozstanie, zupełnie jakby przez lata nie trenowała tego z kimś innym. Tyle, że wtedy zawsze wiedziała, że to jedynie tymczasowe i na trochę, a obecnie miała wrażenie, że dzieli ich absolutnie za dużo. Nie mogła przecież wplątywać go w swoją przeszłość, zwłaszcza że ta zaczęła się o nią upominać i groziło mu to śmiercią. Inna sprawa, że nawet on wyraził się jasno i jej nie chciał w swoim życiu, więc cóż, spełniła jego życzenie i sama pogrążyła się w dziwnym marazmie, którą przerwał sms od Audrey.
Wprawdzie uniosła brwi w zaskoczeniu, bo nie pracowała w dzień, ale zarezerwowała termin i dała jej się wywieźć samochodem następnego dnia, choć towarzyszka była z niej żadna. Robiła to jednak dla dziewczyny, która przecież również przeżyła gehennę i po raz pierwszy stawała na nogi. Julia musiała więc improwizować i robić dobrą minę do złej gry.
- Jeśli próbujesz mi się odwdzięczyć, naprawdę nie musisz – zauważyła, ale musiała parsknąć, gdy wspomniała o wizycie w spa. – Mój były mąż mi też zazwyczaj proponował takie wypady. Myślał, że to sprawi, że się uspokoję w małżeństwie. Coś nie wyszło – zaśmiała się cicho i spojrzała na nią kątem oka. Zmiany były dobre, sama przeszła ich sporo w swoim życiu i teraz szykowała się na tę najbardziej diametralną, związaną z urodzeniem dziecka i przejściem do roli matki. Na którą kompletnie nie była gotowa i musiała teraz bardzo uważać, by nie rozkleić się przed panną Clark, która ledwo stanęła na nogi. Sądziła, że właśnie taką rodzicielką będzie – za wszelką cenę nie da poznać dziecku, że coś jest nie tak, nawet jeśli najchętniej zasztyletowałaby teraz jego ukochanego tatę.
- Myślałaś o jakiejś konkretnej zmianie? Cięcie, kolor? – zasugerowała, starając się, by ich rozmowa toczyła się normalnym trybem, a ona sama nie była bardzo skrzywdzonym dzieckiem, który robi usta w podkówkę i wybucha płaczem. Żałosne, naprawdę to było żałosne, a przecież Julia nie należała do istot żałosnych, choć serce miało jej pęknąć chyba drugi raz w życiu.
Na własne życzenie jednak, więc musiała się trzymać.

Audrey Bree Clark
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Było coś w spojrzeniu Crane, ten dziwny rodzaj smutku który do tej pory dało się dostrzec i w oczach Audrey, który sprawiał, że brunetka podskórnie czuła, że coś mogło ulec zmianie. Nie była w stanie wytłumaczyć tego uczucia, nie była również w stanie go jakoś bardziej zrozumieć… Nie dopytywała jednak będąc przekonaną, że jeśli Julia będzie chciała zdradzić jej co się wydarzyło to prędzej czy później opowie jej o zaistniałej sytuacji. Sama, mimo iż ostatnie jej spotkania z Jebbediahem były… specyficznie, zwyczajnie nie chciała poruszać dziś tego tematu, za sprawą dziwnego głosu sumienia który coraz częściej odzywał się w jej głowie. Nie chciała dziś o tym myśleć, nie chciała po raz kolejny analizować tego wszystkiego, chyba zwyczajnie potrzebując odrobiny dystansu od własnych myśli oraz emocji.
Pozostawało jej mieć nadzieję, że dokonała odpowiedniego wyboru i dzisiejszy wyjazd nie okaże się totalną klapą.
- Nie, nie próbuję ci się odwdzięczyć… - Zaczęła, delikatnie uśmiechając się pod nosem. - Po prostu gdy poczułam, że potrzebuję takiego dnia oderwania się i jakieś zmiany byłaś pierwszą osobą, jaka przyszła mi na myśl. - Przyznała, wzruszając wątłym ramieniem jakby nie było to nic wielkiego. Przez te kilka tygodni gdy okupowała pokój gościnny w willi artystki miała wrażenie, że pojawiła się między jakaś dziwna więź, której Audrey nie chciała zaprzepaścić. Ot tak, zwyczajnie, odnajdując w świadomości, że zawsze może do niej zadzwonić jakąś dziwną ulgę. Zwłaszcza teraz, gdy nadal nie udało jej się dojść do porozumienia ze swoją rodziną. - To brzmi trochę, jakby próbował zamykać cię w jakiejś dziwnej klatce, wiesz? - Odpowiedziała na wspomnienie byłego męża kobiety, zupełnie nie rozumiejąc podobnego podejścia. I choć wiele pytań cisnęło jej się na usta, tak nie wypowiedziała ani jednego, samej ostatnio tkwiąc w przekonaniu, że chyba jednak nie do końca umiała w związki międzyludzkie, zwłaszcza te romantyczne.
- Szczerze mówiąc jeszcze o tym nie myślałam. Co mi doradzisz? Jesteś w końcu ekspertem od estetyki, czyż nie? - Zwróciła się do swojej towarzyszki gdy szły niewielkim pojazdem wprost do recepcji resortu. A ten już od wejścia kusił obietnicą relaksu oraz świętego spokoju których jej nie przyszło zaznać od dawna, a których Julia Crane miała ostatnie tygodnie, bo przecież gdy maluch przyjdzie na świat będzie pochłonięta opieką nad nim. I choć Audrey gotowa była zostać najlepszą ciocią na świecie (oczywiście, jeśli Julia sobie tego zażyczy) domyślała się, że z takim maluchem kobietę czeka niezliczona ilość zarwanych nocy. - W zasadzie to od liceum nie zmieniałam… W sumie nic, jeśli chodzi o moją prezencję. Ubieram się tak samo i tak samo noszę włosy, bo jakoś nigdy nie miałam czasu na eksperymenty. - Przyznała z cieniem rozbawienia w delikatnym głosie, by ledwie kilka chwil później załatwić wszelkie formalności i udać się do szatni, gdzie zamieniła swoje ciuchy na miękki, puchaty szlafrok, starając się przy tym aby jej towarzyszka nie zauważyła paskudnej blizny jaką pozostawił na jej ciele pocisk ojca. - Jestem ostatnio tak spięta, że chyba będzie potrzebny młot pneumatyczny. - Napomknęła, co jakiś czas zerkając z zaciekawieniem w stronę Julii, chyba zwyczajnie chcąc wybadać jak czuje się w tym otoczeniu… I nie tylko w otoczeniu.

Julia Crane
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Julia nie była skłonna do zwierzeń. Wiedziała, że zostało jej to za czasów tamtego związku z Adamem, gdzie wręcz miała wrażenie, że opowieści o nich spotykają się ze sporą krytyki części osób, które ich znały. Wynikało to głównie z faktu, że oboje byli wobec siebie toksyczni, ale sądziła, że teraz jest podobnie. Już kiedyś, zresztą, próbowała komuś opowiedzieć o kucharzu, ale okazało się, że zwierza się jego rodzonej siostrze, co tylko tak naprawdę wszystko skomplikowało. Na dodatek to właśnie przez nią trafiła do szpitala, więc nic dziwnego, że obecnie pozostawała nieufna i wolała tego typu informacje zachowywać dla siebie. Może i nie było to dobre wyjście, zwłaszcza teraz, gdy była w ciąży i ciśnienie robiło jej psikusa, ale wiedziała, że nie potrafi inaczej.
Mimo wszystko jednak zgodziła się na ten wyjazd, a to oznaczało już sporo, bo najchętniej oddałaby się ponurym rozmyślaniom w domu albo poszłaby do warsztatu w którym mogłaby w spokoju popracować. Ostatecznym wyjściem zaś było udanie się daleko stąd i wymazanie Australii ze swojego życia. Musiała jednak zachowywać się całkiem dojrzale, bo jak do tej pory nie ruszała się z miasta wiedząc, że przed problemami i tak nie da się uciec.
Przynajmniej do tego dorosła, nawet jeśli nie była skłonna się nimi dzielić.
- Jasne, mogę ci pomóc – odpowiedziała więc, dalej przebywała w swoim świecie i nie umiała zrobić niczego, by przerwać to chwilowe zamknięcie w klatce swoich własnych ponurych rozważań. – Chciał – potwierdziła, gdy wspomniała o jej byłym mężu. - Niepokoił się, że jestem zbyt niezależna i pragnę robić po swojemu – wzruszyła ramionami. Może i tak należało z nią postępować? Może, gdyby trzymał ją jeszcze mocniej to nie narobiłaby tylu głupot? Żadna z tych myśli nie była zbyt rozsądna, a mimo to poświęcała jej sporo uwagi i po raz pierwszy nie umiała się od nich uwolnić.
Podejrzewała, że Hyde wyzwolił w niej jakieś pokłady człowieczeństwa i wcale jej się to nie podobało. Skrzywiła się i spojrzała przez szybę, a potem powróciła wzrokiem do Audrey.
- Ty serio nie widziałaś moich dzieł – zaśmiała się, z estetyką w jej rozumieniu pewnie nie miało to za wiele wspólnego. Na pewno nie z taką, którą panna Clark miała mieć na swoich włosach. – Mówią, że najlepiej jest ściąć włosy, ale to dość radykalny krok – zastanowiła się. – Ja sama planuję, bo gdy mały się urodzi to pewnie trzeba będzie tak zrobić – wzruszyła ramionami i znowu posmutniała. Niepotrzebnie wspomniała o tej zmianie, bo nagle przypomniała sobie droczenie z Hyde’em. Nie powinna powracać do takich momentów, w końcu miała być dzielna i niezależna. Najwyraźniej jednak wcale jej nie to wychodziło.
Postanowiła skupić się jedynie na relaksie, a gdy wreszcie znaleźli się w ośrodku spokojnie zaczęła się rozbierać. Miała mnóstwo blizn i tatuaży, ale nie miała żadnego wstydu, by je zakrywać. Przyjrzała się w lustrze plecom, na której widniał ogromny krzyż. Może najwyższa pora, by go usunąć?
- Nie sądzę, żeby masaż miał takie działanie. Terapia owszem – trochę sugerowała jej to co Audrey już wiedziała od dłuższego czasu. Potrzebowała rozmowy z kimś doświadczonym, a nie najdroższego SPA.

Audrey Bree Clark
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Audrey przekręciła głowę z zaciekawieniem w nieco gołębim odruchu wsłuchując się w słowa swojej towarzyszki. Julia, nawet jeśli dopiero się poznawały przez dziwny bieg wypadków nie wydawała jej się osobą nad którą łatwo dało się zapanować. Wręcz przeciwnie, sprawiała wrażenie raczej kogoś, kto w swoim silnym charakterze zwyczajnie nie dawał się ujarzmić, chadzając swoimi własnymi ścieżkami.
- Widocznie musiał niewiele o tobie wiedzieć. - Orzekła więc w delikatnym zamyśleniu, zerkając na kobietę kątem oka. - Wiesz, jeśli chcesz oswoić stworzenie musisz wpierw je zrozumieć… Sprawdza się z krokodylami i jestem niemal pewna, że ma zastosowanie również z ludźmi. - Przyznała z cieniem uśmiechu na pełnych wargach, choć brązowe oczy pozostawały smutne. Wiedziała o tym, doskonale znała te wszystkie zasady dzień w dzień oswajając kolejne istoty… A jednak zabrakło jej tego właśnie zrozumienia w kontaktach z kimś, kogo nadal kochała, nawet jeśli sprawa wydawała jej się być jedną z tych przegranych. Wyrzuty sumienia napędzane zasłyszanymi słowami były motorem do zmian oraz podjęcia walki ze swoim własnym umysłem oraz emocjami jakie się w niej pojawiały… Chyba nie potrafiła jednak w tym momencie opowiedzieć Julii o rozmowie jaką odbyła z byłym partnerem, zwyczajnie wstydząc się nie tylko małego włamania ale i faktu, że pobiegła ona w taki, a nie inny sposób.
Skupiała się więc na teraźniejszości. Na zmianach, których tak desperacko teraz potrzebowała oraz planowaniu kolejnych kroków, bo o tym, że nie spełni jego żądania była przekonana już w momencie wychodzenia z niewielkiej chatki. Wpierw jednak musiała dojść do porozumienia sama ze sobą.
- Nie widziałam, ale chyba trochę ci ufam. - Przyznała również z cieniem rozbawienia w delikatnym głosie, bo choć nie miała jeszcze okazji podziwiać dzieł artystki, tak była pewna, że nie doradzi jej niczego, co mogłoby wiązać się z niezadowalającym wynikiem. - Wiesz, że też o tym myślałam? Z pewnością byłoby mi wygodniej w pracy, a skoro i ty tego potrzebujesz, możemy upiec dwie pieczenie na jednym ogniu! - Zaproponowała, bo skoro już były w miejscu w którym miały dziać się takie cuda, głupio byłoby nie skorzystać… A smutek, jaki pojawił się na buzi Crane jedynie podpowiadał Audrey, że i ona potrzebowała jakiejś, choćby niewielkiej zmiany w swojej codzienności. Nie pytała jednak jeszcze, pozwalając wolnemu biegowi dnia płynąć tak, jak miał płynąć zwyczajnie czując, że w końcu przyjdzie odpowiedni moment na poruszenie i tych cięższych tematów.
- Wiem. - Odpowiedziała, mocniej zawiązując pasek gdzieś w talii, mający trzymać jej szlafrok aż dojdą do odpowiedniego stanowiska. Wahanie przez chwilę pojawiło się na buzi panienki Clark, aż w końcu westchnęła z cieniem rezygnacji wobec własnych rozterek. - Wczoraj byłam na pierwszym spotkaniu. - Przyznała w końcu, uciekając brązowym spojrzeniem gdzieś na bok, odrobinę zawstydzona samym faktem, że potrzebowała kogoś trzeciego, aby ułożyć to, co działo się w jej głowie. I choć Julia sama namawiała ją na podobne działanie, Audrey nadal obawiała się jej reakcji; tego co mogło paść w tej kwestii z jej ust bądź osądzających spojrzeń, jakie czuła na sobie w poczekalni przychodni psychologicznej.

Julia Crane
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
- Cóż, wielokrotnie słyszałam, że kobiety ewentualnie da się zrozumieć, ale w moim przypadku to trochę jak z fizyką kwantową. Bez szans – zaśmiała się. Teraz już mogła z tego żartować, bo rany, choć nie sądziła, że to możliwe, zabliźniały się i powoli wracała do równowagi. Przynajmniej do zgody z przeszłością, bo teraźniejszość to była zupełnie inna para kaloszy i podejrzewała, że nie pójdzie jej z tym tak łatwo.
Nie chciała tego dnia myśleć jednak o szarpaninie z Hyde’em i o kłótni, z której wynikał jedynie fakt, że pozostanie samotną mamą. Nic nowego pod słońcem – Julia przez większość swojego życia nie miała nikogo obok siebie i przywykła do tego uczucia. Musiała jedynie oswoić się z tym uczuciem straty, które teraz powodowało u niej nieokreślony wcześniej smutek. Nie dla siebie, dla dziecka, które zasłużyło na szczęśliwą mamę i sielankowe dzieciństwo, choć nie była pewna co tak naprawdę to oznacza. Ona sama takiego nie miała i zdawała sobie sprawę, że będzie musiała się go nauczyć, zanim jeszcze mały pojawi się na świecie. Postanowiła to dopisać do listy swoich zobowiązań przed porodem, który był jeszcze na tyle odległy, że dotąd nie myślała poważnie o skróceniu włosów.
Wprawdzie Terrell nie miałby nic do gadania – żaden mężczyzna nie miał, jeśli chodziło o jej zmiany fizyczne – ale nawet nigdy nie zapytała go czy lubi jej obecną fryzurę. Przeskoczyli o kilka etapów za dużo na drodze randkowania i teraz łączyło ich tylko dziecko. Im bardziej starała się zachować zdrowe zmysły, tym bardziej czuła, że nie potrafi skupić się na niczym innym.
- Błąd. Nie ufaj nigdy artystce, która zasłynęła z malowania aktów – odgryzła się rozbawiona i próbowała nakierować swoje myśli ku metamorfozom. – Miałam kiedyś krótkie, takie do podbródka i byłam zachwycona – uśmiechnęła się. Może od tego trzeba było zacząć? Od widocznych zmian, a wszystko inne przyjdzie z czasem?
Na pewno nie chciała robić przykrości Audrey, która wreszcie stawała na nogi. Wprawdzie dotąd robiła malutkie kroczki, ale Julia Crane wiedziała, że czasami one są najtrudniejsze i trzeba dopingować z całych sił kogoś, kto zamierza podjąć tę nierówną walkę, choć dla niej wizyta w salonie piękności wydawała się dalej abstrakcyjna. Jeśli miała być szczera to zapewne wolałaby znaleźć się w galerii bądź na torach samochodowych, ale najwyraźniej tego potrzebowała Audrey, więc się zamknęła i dała się przebrać w szlafrok, który uwierał ją świeżością. Zdecydowanie nie należała do tego świata i dało się poznać po tym, że zadawała pytania o terapię. Nie pasowało to do otoczenia, pełnego plakatów o pięknie i wzniosłych cytatów, które brzmiały jak koszmar każdego psychologa.
- I jak było? – zapytała, gdy Clark przyznała, że już odbyła pierwsze spotkanie. – Powiedziała ci coś odkrywczego czy stwierdziła, że musisz się wziąć w garść? – w końcu ona słyszała to wielokrotnie, na tyle często, że zaprzestała terapii i skupiła się jedynie na przetrwaniu. To zaś jak widać, wychodziło jej znacznie lepiej niż bycie przyjaciółką w ekstremalnie kobiecych warunkach.
Nie jej wina, że czuła się tutaj nieswojo, zupełnie jakby nie była na miejscu i podejrzewała, że zaraz ktoś zwróci na to uwagę i zwyczajnie ją wyprosi z tego pomieszczenia. Albo masażystka odkryje wczesną ciążę o której jeszcze nie chciała mówić nikomu.

Audrey Bree Clark
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Parsknięcie śmiechu wyrwało się z piersi panienki Clark, gdy słowa dotyczące zaufania doleciały do jej uszu. I choć śmiała się, brązowe oczy nadal pozostawały smutne, zupełnie tak, jakby jej umysł nadal pozostawał w troszeczkę innym miejscu, zastanawiając się nad odrobinę innymi kwestiami.
- Mówi to osoba, która przygarnęła do swojego domu obcą osobę po tym jak ta na jej oczach dostała ataku paniki w toalecie. - Odgryzła się z cieniem rozbawienia w głosie, bo kto jak kto, lecz Julia Crane wydawała jej się osobą, której śmiało można było zaufać. Przygarnęła ją w końcu w najgorszym momencie jej życia, gdy nie umiała poradzić sobie z reakcjami własnego organizmu, mimo iż była dla niej zupełnie obcą osobą i nie raz udzielała jej rad o wiele lepszych niż najbliższe otoczenie. - No to tniemy. - Stwierdziła więc, uznając decyzję za podjętą… Zapewne gdy znajdzie się na fotelu sprawa nie okaże się taka prosta, Audrey jednak okrutnie potrzebowała chwili odpoczynku, pozbawionej zmartwień, nawet jeśli te uparcie pukały do jej umysłu nie dając zapomnieć o tym, że owszem, może odpocząć lecz one nadal tam są i czekają na rozwiązanie.
I była pewna, że i Julii przyda się odrobina oddechu, choć zapewne nie do końca trafiła z rozrywką. Starała się jednak i miała nadzieję, że kobieta nie będzie miała jej tego za złe… A może jeszcze się przekona do podobnych rozrywek? Jeśli czegoś była pewna, z pewnością był to fakt, że Julia Crane raczej nie miała wiele doświadczenia w przyjacielskich, kobiecych pogaduszkach… I to chyba również było jednym z argumentów, które przemawiały za wybraniem się w podobne miejsce.
- Dziwnie. - Przyznała więc, to słowo uznając za najlepsze, jeśli chodzi o opisanie tego nowego doświadczenia, jakim była terapia. Audrey, mimo swojej przyjaznej natury, nie przed każdym umiała się otworzyć, zwłaszcza jeśli chodziło o te delikatne kwestie, niezwykle bliskie jej sercu. Ostrożnie przysiadła na jednym z łóżek do masażu. - Nie dała mi przepisu na życie ani na to, jak się poskładać… Ale dużo rozmawiamy o emocjach i uczuciach, chyba powoli dochodzę z nimi do porozumienia. Widzisz, wszyscy wmawiali mi, że nie mam prawa tęsknić czy rozpaczać i chyba się w tym wszystkim gdzieś zgubiłam. - Przyznała, nieśmiało zerkając brązowymi oczami w stronę swojej towarzyszki. Właśnie taka Audrey czuła się przez większość czasu - zagubiona. W życiu, we własnych uczuciach oraz myślach. Pozostawało jej mieć nadzieję, że nie było za późno aby kiedyś, gdy już się ułoży, naprawić popełnione błędy.
Chwilę później masażystki pojawiły się w pomieszczeniu, to też Audrey zupełnie naturalnie ułożyła się na leżance, próbując rozluźnić swoje mięśnie. Zamawiając masaże pomyślała o wszystkim, łącznie o sprawdzeniu na które zabiegi będzie mogła udać się Julia w swoim stanie.
- O czym myślisz? Wydajesz się dziś odrobinę nieobecna… - Zagadnęła więc, zerkając w jej stronę kątem oka. I chyba podejrzewała w którym departamencie mogło dziać się źle, na pytanie odważyła się jednak dopiero teraz, gdy wprawne dłonie rozmasowywały ich spięte mięśnie.

Julia Crane
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
- Sypiałam z psychopatami, więc wydawałaś się mi całkowicie niegroźna – zaśmiała się, bo fakt, jeśli chodziło o skłonności autodestrukcyjne to Julia Crane nie miała sobie równych. Audrey mimo słodkiej buźki mogła okazać się jakąś pacjentką z zakładu zamkniętego, a kobieta nie zrobiła niczego, by to zweryfikować. Tak jednak przebiegało całe jej życie – wyjazdy z nieznajomymi, nocowanie w cudzych domach, afery z pogranicza prawa. Mogła stwierdzić, że miała dużo szczęścia albo ludzi, którzy nad nią czuwali. Jak do tej pory poza próbą uduszenia nie doszło do żadnej sytuacji w której byłaby zagrożona.
A może zwyczajnie w głębi serca lubiła ten nagły zastrzyk adrenaliny, który sprawiał, że wreszcie żyła i czuła się mniej wyobcowana. Wiedziała przecież, że od czasu gwałtu to uczucie było jej bliskie i pojawiało się zbyt często.
- To tniemy – zgodziła się. Nigdy nie traktowała włosów bądź skóry inaczej niż jako narzędzie pracy. Dopasowywała ją do siebie, ale zdecydowanie nie była to żadna strefa sacrum. Nikt nie mógł jej narzucić tego jak wygląda, bo najważniejsze było jak się w tym wszystkim czuje. Do takich wniosków doszła jednak dopiero długo po próbach przekonania siebie, że nie ma sensu być idealna dla mężczyzny, który i tak będzie ją bez końca zdradzał, bo to leżało w jego naturze. Zawdzięczała to psychoterapii i miała nadzieję, że i Audrey odnajdzie w niej swoją drogę, choć podejrzewała, że wszelkie zmiany nadal są prowokowane osobą pastora, co nigdy nie było dobrym bodźcem. Nie, gdy na końcu swoich metamorfoz miało czekać ją zwykłe rozczarowanie.
- Myślę, że emocje nie są złe, ani tym bardziej uczucia. Nie znikną, gdy będziesz je zagłuszać. Ja próbowałam wielokrotnie i zawsze pojawiały się w najgorszym momencie. Dopóki nie pogodziłam się z jego odejściem, robiłam wszystko, by wrócił i tak bez końca – uśmiechnęła się smutno. – Kiedyś miałam dziewczynę na studiach i pozwoliłam to sobie rozpieprzyć, bo przecież mi zależało na nim bardziej. Nie pozwól sobie na coś takiego. Może powinnaś zacząć się z kimś widywać? – zaproponowała i od razu uniosła rękę, bo spodziewała się protestu z jej strony. – Chodzi mi o kwestie przyjacielskie, nie żadne romanse. Wychodzenie do ludzi pomaga, alkohol i fajki na krótką metę też – parsknęła i tak, bardzo chciała się wyluzować i poczuć dobrze na masażu, ale jej myśli mimowolnie uciekały w kierunku kucharza i karczemnej awantury, która doprowadziła do ich rozstania.
Zacisnęła palce na skrawku ręcznika.
- Tak właściwie zerwałam z Hyde’em – odpowiedziała na jej pytanie. – I wiem, że jesteś romantyczna i stwierdzisz, że to bez sensu i się ułoży, ale proszę, nie. Nie pasujemy do siebie. Jesteśmy pełni traum i tajemnic, a to żaden fundament stałego związku – stwierdziła kategorycznie.
Chyba dlatego tak bardzo cierpiała, bo zdawała sobie sprawę, że sama na starcie zaprzepaściła coś co mogło być piękne i wartościowe.

Audrey Bree Clark
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Ciche parsknięcie rozbawienia wyrwało się z ust panienki Clark.
- Uznam to za komplement. - Przyznała więc, z rozbawieniem w oczach zerkając w stronę Julii, dziwnie urzeczona podobnym określeniem. Kiedyś zapewne podobne porównanie wydałoby się jej co najmniej dziwne, teraz jednak… Miała wrażenie, że w pewien sposób jest podobnym szaleńcem do tych wszystkich psychopatów którymi straszy się ludzi w nagłówkach gazet. Nie zabijała, ba, nie potrafiłaby podnieść na nikogo ręki lecz czuła, że złamane serce skrupulatnie doprowadza ją do szaleństwa, wraz z ostatnimi słowami jakie powędrowały w jej stronę za sprawą radiowego głosu. Poczucie winy osiadło na jej ramionach zapewne ponownie mieszając jej w głowie jednocześnie wymuszając na niej chęć zmian jak i naprawienia błędów… O ile w ogóle, kiedykolwiek byłoby to możliwym - tego nie wiedziała, ośli upór odziedziczony po dziadku Clark zmuszał jednak, aby podjąć próbę. Uczepić się tej myśli i poukładać co się da… Albo wmówić sobie, że radzi sobie lepiej niż naprawdę, nie była jeszcze pewna. W zasadzie cały plan w dużej mierze był impulsem, nad którym nie zastanawiała się dwa razy.
Słuchała więc uważnie słów, padających z ust artystki, która jakoś naturalnie wskoczyła w buty jej starszej siostry - nie potrafiła tego zrobić Eve, choć znały się od lat, to jednak spowodowane było prostym brakiem zrozumienia tego, jak bardzo serce i dusza potrafią krwawić, nawet jeśli ten który odszedł wyrządził sporo krzywdy.
- Też mi się tak wydaje, ale wiesz… Moja przyjaciółka na przykład wmawiała mi, że nie powinnam tak się czuć, bo Jebbediah popadł w alkoholizm i wystawił mnie za drzwi. Gdy rozmawiałyśmy czułam, jakbym nie miała prawa cierpieć czy tęsknić. - Wyznała odrobinę ciszej, zupełnie jakby bała się, że obsługa spa dosłyszy jej słowa. Poczucie, że nie ma prawa do emocji jakie się w niej pojawiały, zapewne według innych miało jej pomóc, Audrey jednak czuła, że rozbija ją i gubi w tym wszystkim jeszcze bardziej.
Skrzywiła się mimowolnie, gdy usłyszała o widywaniu się z kimś. I nawet jeśli nie chodziło o umawianie się na randki (na które zwyczajnie nie czuła się gotowa wiedząc, że dalej kocha kogoś innego) ta wizja wywoływała w niej nieprzyjemny dreszcz gdzieś wzdłuż jej kręgosłupa.
- Widuję się z tobą, to nie wystarcza? - Odpowiedziała, by chwilę później ciężko westchnąć. - Ja… Chyba nie jestem w tym najlepsza, wiesz? Ostatnio najlepiej rozmawia mi się z krokodylem i nawet jeśli bym chciała, jakoś nie wiem, jak mogłabym się do tego zabrać. - Przyznała więc bez ogródek, bo choć w życiu zawsze miała grupę kilku dobrych przyjaciół tak nigdy nie była osobą błyszczącą w towarzystwie. I choć niegdyś zapewne z przyjemnością by spróbowała, tak teraz… Nie czuła się na tyle pewnie, aby myśleć o tym w pozytywny sposób, w końcu wszystko mógł popsuć jej atak paniki bądź inne dolegliwości wywołane ostatnimi tygodniami.
- Jak to zerwaliście? - Spytała zaskoczona, bo choć znała odrobinę ich zawirowań, życzyła Julii wszystkiego co najlepsze i liczyła, że uda im się poukładać swoje sprawy. A może miała nadzieję, że tym sposobem przywróci sobie nadzieję, że szczęśliwe zakończenia jednak istnieją? Nie była pewna, troska jednak pojawiła się w brązowych oczach. - Co się stało? I… jak się czujesz? - Spytała, bo przecież nikt jak ona nie potrafił tak zrozumieć, jak cholernie boli złamane serce. Patrząc po Julii, bolało tak samo, niezależnie od tego ile razy już się przez to przechodziło.

Julia Crane
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Wzruszała ramionami z rozbawieniem, gdy Audrey jej odpowiedziała. Chętnie wyznałaby jej jak to jest nie spodziewać się bezpieczeństwa od najbliższych osób, ale nie zamierzała straszyć dziewczyny. Wiedziała, że z trudem wstaje na nogi i to wszystko może tylko spowodować u nich przypływ złych emocji, a tego powinna uniknąć. Zresztą Julia sama niechętnie powracała do tamtych wspomnień, bo tęsknota za rodziną nadal była dotkliwa i przypadkowe spotkanie brata, a potem utracenie go na rzecz chorej zemsty również wyprowadziło ją z równowagi.
Z tej o którą tak zacięcie walczyła ignorując fakt, że miłość jej życia okazywała się zwykłym skurwysynem, a jej małżeństwo klęską.
Nie dziwiła się więc uczuciom młodej dziewczyny. Obojętność była dobra, ale nie przychodziła od razu, każdy musiał wypełnić swój limit łez, gniewu bądź emocji, które nim targały.
- A ma jakiś przycisk, żeby to wszystko wyłączyć? Jak to się robi? – zaśmiała się, bo jej przyjaciółka zdawała się być ignorantką w tej kwestii albo (zwyczajnie) nikogo nie darzyła na tyle silnymi uczuciami, by wejść w buty Audrey. Crane nie oceniała, bo sama po rozwodzie nie zalewała się łzami, aczkolwiek po stracie kogoś, kogo naprawdę kochała, czuła się jak martwa.
Uczucie to nie przeminęło nawet do tej pory, choć już wiedziała, że nie ma powrotu do przeszłości. Świadomość tego faktu była również bolesna, więc wcale nie dziwiła się, że panna Clark przeżywa odejście od mężczyzny w którym była zakochana.
- Słuchaj, to nie chodzi o to jaki on był, ale o twoje uczucia. One nie zmienią, bo nie zasługiwał na nie – wzruszyła ramionami, niewiele robiła sobie ze świadków rozmowy, bo wiedziała, że w takim miejscu wiele się słucha, ale niczego nie zapamiętuje. Przerabiała to już w Shadow – klienci uwielbiali obdarzać ją zaufaniem i szeptać do ucha sekreciki, które potem wylatywały je z głowy.
Dlatego również uważała, że Audrey powinna się wygadać, choć widziała, że tu natrafi na spory mur.
- A daj spokój z tym krokodylem. Jakby mógł to by cię zjadł, a nie wysłuchał – mruknęła zniecierpliwiona, bo jakoś nie mogła odnaleźć korzyści płynących ze zwierzania się komuś, kto widzi w niej głównie mięso. Mogła zapewniać Julię o ich wsparciu, mądrości, a i tak Crane widziała w nich głównie modną torebkę. – Powinnaś znaleźć ludzi w twoim wieku, pobawić się, zaszaleć, żyć. Zamykanie się w sanktuarium na pewno ci nie pomoże – zauważyła bardzo szczerze i zarumieniła się, gdy Audrey zapytała ją jak się czuje.
Problem w tym, że nie wiedziała. Jednocześnie była wściekła na Terrella, jak i za nim tęskniła, a wszystko utrudniały szalejące w jej organizmie hormony, więc nie było dobrej odpowiedzi na zadane pytanie. Właściwie miała wrażenie, że to jedno z tych zagadnień, które należało pozostawić bez żadnego wyjaśnienia.
- Pokłóciliśmy się o moje sprawy zawodowe i stwierdził, że mam sobie zostać sama, więc jestem… sama – uśmiechnęła się, ale to było tylko wykrzywienie warg, które miało pokazać dziewczynie, że wszystko jest w porządku.
Cóż, zdecydowanie nie było.

Audrey Bree Clark
Weterynarz, właściciel — Sanktuarium Koali
23 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Oddała serce panu Ashworth, który roztrzaskał je na małe kawałeczki. Choć się stara nie umie go poskładać więc skupia się na tym co jej pozostało - pracy w swoim Sanktuarium dla dzikich zwierząt, gdzie zostanie nie raz do późnej nocy. I udaje, że przecież wszystko jest z nią w porządku.
Ciężkie westchnienie wyrwało się z jej piersi. Nie, nie chciała obgadywać Eve przekonana, że przecież kobieta miała w tym wszystkim dobre intencje i nie chciała źle… Jednocześnie jednak panienka Clark zwyczajnie czuła się nierozumiana nie tylko przez nią ale i większą część swojego otoczenia. Chyba coraz częściej dochodziła zwyczajnie do wniosku, że coś musiało być z nią nie tak. Kto wie, może kiedyś, gdy była jeszcze maluchem upuszczono ją na ziemię? Nie wiedziała czy było to prawdą i czy miałoby to taki skutek, tak jednak łatwiej byłoby jej wytłumaczyć sobie to wszystko. Nie potrafiła bowiem ujrzeć w panu Ashworth pijaka oraz awanturnika, nie umiała również znienawidzić go po tym wszystkim, mimo iż sam połamał jej serce swoimi poczynaniami.
- Nie wiem czy ma. Wiesz, zawsze się dogadywałyśmy ale teraz… Twierdzi, że wie jak się czuję ale mam wrażenie, że zupełnie mnie nie rozumie w tej kwestii. Wyobrażasz sobie, że wcześniej dziwiła się, że byłam zła o to, że gdy lekarze walczyli z moją raną postrzałową urządziła mu w szpitalu awanturę? Ja… Nie wiem, ostatnio coraz częściej czuję, jakbym nie pasowała do obrazka… - Przyznała, bo właśnie takie rozważania pojawiły się w jej głowie podczas pierwszej sesji terapeutycznej. I zapewne starsza kobiecina z którą Clark rozmawiała sprzeciwiłaby się podobnym tezom, Audrey jednak musiała do wszystkiego dojść sama - także do tego, że nie raz formułuje myśli w ten gorszy dla niej sposób, przepełniony wątpliwością oraz brakiem wiary w samą siebie.
- No właśnie! - Przyznała rację Julii, czując, jak dziwny ciężar ucieka z jej barków przez sam fakt, że dziewczyna zdawała się rozumieć, choć odrobinę, to co działo się w jej głowie. Owszem, Jebbediah mógł zrobić sporo rzeczy, które ją zraniły, to jednak nie zmieniało tego, że zwyczajnie nadal go kochała, a cała sytuacja z rozstaniem oraz jego okolicznościami zwyczajnie wywoływała w niej ból. Tak prosta rzecz, lecz Audrey miała wrażenie, że niewielu było w stanie ją zrozumieć co wiązało się z jej poczuciem winy i tą całą masą złych emocji, jakie się w niej pojawiły. - Ciągle czułam się, jakbym łamała prawo nie przechodząc tego tak jak inni… I przez to… - Zaczęła, nie była jednak pewna czy powinna dalej wypowiadać swoje myśli, to też machnęła jedynie ręką, jakby ten temat nie był już taki istotny. Był. Dla niej nawet bardzo, Audrey jednak chyba potrzebowała czasu, aby przetrawić ostatnie wydarzenia i to paskudne poczucie winy jakie w niej zaległo i pchało do działania.
- Wiem, ale naprawdę nie jestem najlepszą osobą, jeśli chodzi o zawieranie znajomości. Nie wiem, gdzie poznaje się ludzi w moim wieku, ani jak przebrnąć przez te pierwsze tematy… Widzisz, wiele osób w moim wieku ma już swoją grupkę, którą zna od lat a ja… Ja jakoś nigdy nie umiałam utrzymać wieloletnich przyjaźni. - Przyznała rumieniąc się odrobinę. Odkąd sięgała pamięcią posiadała ledwie garstkę bliskich osób, lepiej czując się ze zwierzakami niż z ludźmi. I zapewne niektóre z tych osób dalej byłyby przy niej, gdyby nie fakt, że zabrały je choroby. - I chyba jeszcze nie do końca wiem, co teraz oznacza słowo żyć, wiesz? - Dodała równie zawstydzona co poprzednio choć nie przyszło jej skłamać. Od rozstania egzystowała, gubiła się i nie była pewna czy w najbliższym czasie udaje się jej rozwiązać tę zagadkę.
Zwłaszcza teraz, gdy kolejnka z nich weszła na wokandę sprawiając, że brwi panienki Clark powędrowały wysoko do góry.
- Co za… - dupek. Nie wypowiedziała jednak tego słowa na głos, doskonale wiedząc, że mogło ono zwyczajnie zaboleć jej towarzyszkę. - Ale jak to? Jesteś pewna, że to właśnie to miał na myśli? I… Co zamierzasz teraz zrobić? - Pytania ulatywały z jej ust, a brązowe oczy spoglądały na kobietę ze zwykłą troską.
Bo tego, że nie było w porządku była bardziej niż pewna.

Julia Crane
zdolny delfin
Sorbet Malinowy
malarka — organizująca własną wystawę
35 yo — 175 cm
Awatar użytkownika
about
artystyczna dusza, która bezustannie szuka piękna, harmonii oraz odrobiny przygody, ostatnio najpełniej odnajduje je w czułych ramionach Aidena
Tym bardziej Julia nie chciała obgadywać obcej dla niej kobiety. Nie miała przecież pojęcia jakie motywacje kryją się za postępowaniem przyjaciółki Audrey, a była przekonana, że jak to w życiu bywa, chodzi głównie o chęć obrony młodej dziewczyny przed kłopotami. Te zaś były jej pisane, skoro na towarzysza życia wybrała sobie człowieka uzależnionego. Crane doskonale wiedziała jak to jest. Wprawdzie Adam nie traktował alkoholu jak boga, ale zdradzał ją na prawo i na lewo, więc nie był ideałem partnera.
Wielu próbowało ją przed nim przestrzec, ale ona i tak robiła wszystko, by pokazać, że nie mają racji. Młoda i zakochana kobieta jest zagrożeniem dla samej siebie i wiedziała to teraz doskonale. Nabyła jednak również mądrości życiowej i wiedziała, że nie pomogą Audrey dobre rady czy ostrzeżenia. Musiała naocznie przekonać się, że ten człowiek niekoniecznie nadaje się na jej ukochanego. Nie ze względu na brak uczuć, ale na zagrożenie płynące z kontaktu z takim człowiekiem.
- Widzisz, pewnie chce dobrze, ale niechęć do twojego byłego partnera wygrywa – wyjaśniła cicho. – A postrzał to akurat była sytuacja ekstremalna, a w takich ludzie zachowują się naprawdę różnie. Nie zawsze tak jakbyśmy tego sobie życzyli. Teraz też nie możesz jej skreślać, bo zostaniesz sama, a to najgorsze co może obecnie się stać – poinformowała ją nieco ostrzej niż zamierzała, ale czasami i ją denerwowała pewna naiwność, która płynęła ze słów dziewczyny.
Nawet jeśli zamierzała pogodzić się z wybrankiem to nie mogła pozbywać się wszystkich w imię niechęci do niego. To była droga donikąd.
- Mówisz tak jakbyś miała osiemdziesiąt lat. Jak się poznaje nowych ludzi? Idziesz do kawiarni, baru, gdziekolwiek gdzie są i zwyczajnie do nich zagadujesz – uśmiechnęła się lekko. Dla niej to była bułka z masłem, ale ona od zawsze była bardzo bezpośrednią i pewną siebie. Cechowało ją to i choć z łatwością poznawała ludzi to najwyraźniej nie umiała ich przy sobie utrzymać na dłużej. Najlepszym przykładem na to był Terrell.
- Nie chcę myśleć czy na pewno to miał na myśli – odpowiedziała cicho. – Mam serio dość jego zastanawiania się czy pasuję czy może nie. A może on do mnie nie pasuje? – zapytała rozbawiona i oddała się już całkiem w ręce pani masażystki, a następnie poszła do fryzjera, choć tylko Audrey obcięła włosy.
Dla niej stały się one ostatnią namiastką normalności, jaką miała w ciąży.

koniec

Audrey Bree Clark
ODPOWIEDZ