księgowa — w LB Police Station
25 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
nowozatrudiona księgowa w LB Police Station, które z wycieczki dookoła świata wróciła z brzuchem, o którym nikomu nie mówiła, a sprawa rozwiązała się sama
2.

Samochód był świetną wymówką do niepicia alkoholu. Naprawdę, nic lepszego nie mogło się jej przytrafić, jak Toyota ojca, którą pożyczył dziewczynie po powrocie do Lorne Bay, bo, jak to sam powiedział, on chwilowo nie potrzebował auta, więc mogła z niego korzystać, dopóki nie stanie na nogi. Rodzina była bardzo pomocna we wszystkim, a Ryan z każdą miłą rzeczą czuła się coraz gorzej z tym, że nikomu nie powiedziała o powodzie powrotu do miasteczka - o ciąży, która rzucała cień na jej świetlaną przyszłość, o ile kiedykolwiek miała taką mieć. Wszystko to wyglądało jeszcze gorzej w obliczu jej kuzynki, która również spodziewała się dziecka, miała jednak chyba nieco odmienne postrzeganie dla tego tematu, Ryan postanowiła się więc wyrwać z domu i skorzystać z zaproszenia starego znajomego, którego kojarzyła jeszcze ze szkoły, na imprezę w Port Douglas.
Dojechała na nią, rzecz jasna, samochodem, na wszelkie propozycje szotów odpowiadała więc zgrabnym nie mogę, prowadzę, a w ręku trzymała bezalkoholowe piwo. Co prawda nie wiedziała czy jest takie stuprocentowo korzystne w jej obecnym stanie, ale przecież nie była nawet u lekarza, nie łykała żadnych witamin i kwasów foliowych, no i z pewnością spora część kobiet gorzej się w tej ciąży prowadziła, a Hillbury nawet nie wiedziała, czy dziecko chce zatrzymać. Nawet nie myślała o nim jak o dziecku, po prostu jak o czymś.
Kilka szybkich łyków i pusta butelka były jej przepustką do kuchni, kiedy utknęła w najnudniejszej chyba rozmowie z zupełnie obcą dziewczyną, podchmieloną już na tyle, żeby opowiadać o zdecydowanie zbyt prywatnych rzeczach i problemach w łóżku swojego chłopaka, na słuchanie czego Ryan nie była szczególnie nastawiona, przecisnęła się więc przez małą grupkę, która dywagowała nad użyciem cytryny i limonki w drinkach, nie dochodząc chyba do żadnych konkretnych wniosków, a otworzywszy lodówkę znalazła ostatnią butelkę piwa zero, którą odstawiła na blat i jak tylko odwróciła się po otwieracz i do niej wróciła, ktoś już trzymał ją w ręku. - Ej, to jest moje! - od razu wyciągnęła rękę po swoją "własność", bo chociaż gdzieś pod szafką stał nieruszony sześciopak, ona była pierwsza i wzięła sobie to z lodówki!

hector silva
przyjazna koala
my name is jeff
kelner — beach restaurant lorne bay
21 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Kończę się w twoich oczach
Umiem być ciszą
Kończę się w twoim śnie
xx listopad 2021 xx
Tiffany była miła, ładna i kiedyś poratowała go w wielkiej potrzebie, kiedy na szkolnej palarni zabrakło mu śmiercionośnych tytoniowych ładunków nikotyny - było to, jak widać, wystarczająco dużo powodów do pociągnięcia znajomości przez te wszystkie lata, podczas których nieustannie wpadali na siebie na domówkach i plenerkach, a potem też w klubach i pubach. Z każdym rokiem Tiffany ładniała coraz bardziej, ale równocześnie stawała się też coraz wredniejsza, więc być może zawarła jakiś pakt z siłą nieczystą, sprzedając przyjazne usposobienie za urodę. Nieważne; konszachty klasowej koleżanki z diabłem nie były (tym razem) w centrum jego zainteresowania - nawet, jeśli w podstawówce założył się z którymś z kumpli o coś, co brzmiało podejrzanie podobnie.
Jeśli imprezy u Tiffany miały jakąś wadę, to wyjątkowo ciężko było tam znaleźć coś dla sceptyków wlewania w siebie hektolitrów etanolu. Jasne, ktoś mógłby wysunąć założenie, że skoro znała się z Hectorem tak długo, to powinna przecież pamiętać, ale... no nie do końca tak to działało. Silva w ogóle czasem zastanawiał się czy ona pamięta go, kiedy jest trzeźwa, bo jakiś czas temu zauważył niepokojącą zależność, że zarówno zapraszając go na kolejne libacje, jak i otwierając drzwi, kiedy już się na nich zjawiał, Tiffany była zawsze w stanie porządnie wstawionym. Dzisiaj to już w ogóle miał wrażenie, że jak stanął w progu jej domu, to na początku nie ogarnęła zupełnie, kim on właściwie jest. Cóż, masz wybaczone, Tiffany. Za dużo dobrych dramatów rozgrywało się zawsze pod jej dachem.
Ta impreza nie różniła się niczym od którejkolwiek poprzedniej - kręcił się między ludźmi, których wzloty i upadki pamiętał bardzo dobrze, zdając sobie jednocześnie sprawę z tego, że oni kojarzyli go pewnie jedynie jak przez mgłę. Ba, kilka tygodni wcześniej jakiś chłopak spytał go czy jest jego aniołem stróżem, skoro widuje go za każdym razem przed strzeleniem zgona na dywanie. Być może skłamanie, że tak, jak najbardziej, nie było zbyt moralne, ale kto by się tym przejmował. Oto on, Hector Silva, anioł stróż tego domu, przeciskał się przez obściskujących się w korytarzu ludzi (czemu oni zawsze wybierali najciaśniejsze przejścia? tyle było miejsca w innych pokojach) z salonu do kuchni, w celu przeszmuglowania szafek w poszukiwaniu czegoś chmielopodobnego. Ciężko opisać, jaki był zadowolony, kiedy okazało się, że piwo jakby nie tylko samo do niego przyszło, ale też czekało sobie grzecznie na blacie. W dodatku schłodzone! Zgarnął je w ułamku sekundy, żeby w kolejnej chwili otworzyć je o i tak już nieźle zajechaną krawędź kuchennej szafki. Aż nagle spadł na niego gniew jakiejś kobiety, na której słowa zmarszczył brwi.
- A gdzie to jest napisane? - spytał więc, bo hej! Każdy mógł sobie teraz przyjść i powiedzieć, że to jego. W końcu piwo bezalkoholowe serio robiło tutaj za Świętego Graala... tylko może takiego, którego nikt szczególnie nie chciał szukać. Westchnął, decydując się spacyfikować sytuację, zanim babka narobi rabanu o taką pierdołę. - No dobra, słuchaj, możemy wyjąć szklanki i rozlać po połowie na przykład. Deal? - Wyciągnął do wysuwanej przez nią w jego stronę ręki swoją dłoń, żeby oficjalnie przypieczętować ten pakt. Głupio było robić sobie wrogów, kiedy ludzie w tle rzygali sobie przez ramię do wanny.

Ryan Hillbury
niesamowity odkrywca
kaja
księgowa — w LB Police Station
25 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
nowozatrudiona księgowa w LB Police Station, które z wycieczki dookoła świata wróciła z brzuchem, o którym nikomu nie mówiła, a sprawa rozwiązała się sama
Bezalkoholowe imprezy były dla niej prawdziwą nowością. O nie, nigdy nie mówiła, że nie potrafi się bawić bez alkoholu i choć czasem wymsknęło się jej spomiędzy ust, że jeszcze jeden drink i dołącza do jakiejś bardziej szalonej części imprezy, niż zwykłe siedzenie nad szklanką przy stoliku, to nie miała większego problemu z tańczeniem, jeśli inni tańczyli, nawet bez alkoholu udzielał się jej alkoholowy klimat żartów i to akurat jej się bardzo w niej samej podobało. Sytuacja wyglądała jednak inaczej, kiedy nie mogła się napić. Tak, jak normalnie nie czuła potrzeby sięgnięcia po butelkę piwa, tak teraz czuła, jak aż ją skręcało w żołądku, bo musiała się powstrzymać. To pewnie dlatego, że zakazany owoc smakuje najlepiej, ale prześmiewczo-współczujące spojrzenia innych ludzi wcale nie pomagały. Bawili się świetnie, niektórzy aż za dobrze i Ryan im najzwyczajniej w świecie zazdrościła tej beztroski.
Może przychodzenie na tę imprezę nie było najlepszym pomysłem? Zamiast zapomnieć o tym, co ją trapiło, tylko jeszcze bardziej skupiała się na swoich ograniczeniach, wynikających z braku możliwości pełnego rozerwania się. Tęsknie spoglądała na wyciągnięte w jej kierunku plastikowe kieliszki z szotami, albo czerwone kubeczki z mieszanką niewiadomego pochodzenia i odnalezione w lodówce ostatnie piwo bezalkoholowe traktowała jak kolekcjonerzy nową monetę z Kaczyńskim w dzień premiery jej wyemitowania – może niekoniecznie była fanką, ale jak mus, to mus. – A widzisz, żeby ktoś tutaj miał podpisanego drinka? – zaplotła dłonie na piersi, patrząc na niego trochę gniewnie, chociaż nie do końca wstrzeliła się z tonem swojego pytania, bo część osób rzeczywiście podpisała swoje kubeczki czarnym markerem – teoretycznie, żeby się nie pomylić, ale w pewnym momencie każdemu było wszystko jedno i tuż za plecami Ryan jakaś Katie kończyła właśnie drinka, odstawiając na blat kubek podpisany „Matt”. – Ale w jaki sposób to jest dla mnie korzystne? – zmarszczyła jeszcze do tego brwi, może chciała go jakoś groźnym wyrazem twarzy (chociaż nie ma się co oszukiwać, Hillbury to totalny babyface) odstraszyć chłopaka? – Bo ja je miałam pierwsza – no chyba, że on je kupił pierwszy, wtedy jej kłótnie nie miałyby najmniejszego sensu i może nie powinna być taka harda, ale jednocześnie jak już zaczęła w ten sposób, to głupio by było dopytywać. – Bo ja nie mogę nic innego, a co jak mi się będzie o połowie szklanki dalej chciało pić? Nie możesz ty się napić normalnego browara? – come on, nie był w ciąży, z pewnością nie był, więc ona tu była według niej na wygranej pozycji, chociaż przecież i tak nikomu nie powiedziała, poza tym bez sensu była bojowo nastawiona do chłopaka, który jej żadnej krzywdy nie robił, wręcz chciał znaleźć jakieś rozwiązanie, chociaż równie dobrze mógłby po prostu wmieszać się w tłum, kiedy tylko ona się zorientowała. O, albo obślinić szyjkę butelki, wtedy też raczej nie chciałaby skorzystać z propozycji podzielenia się na pół.

hector silva
przyjazna koala
my name is jeff
kelner — beach restaurant lorne bay
21 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Kończę się w twoich oczach
Umiem być ciszą
Kończę się w twoim śnie
Nie był bez grzechu. Naprawdę w życiu już zdarzało mu się pić - po prostu bardzo mało i bardzo rzadko. Impreza u Tiff nie była ani wydarzeniem, na którym piło się rzadko, ani takim, na którym piło się mało. Za dużo w nim było wątpliwości i lęku, żeby sponiewierać się czymkolwiek, co miało ten paskudny, etanolowy odór. Być może jego wybiórcza abstynencja zahaczała o hipokryzję, ale w niej naprawdę nie było żadnej idei - nie chodziło o zgubny wpływ dla zdrowia, o niebezpieczne skłonności po ani nawet - co może dziwić - lęk przed uzależnieniem. Nie zmieniało to faktu, że jak pierwszy ( i ostatni, miejmy nadzieję) raz w życiu próbował wypić shota wódki, to skończył rzygając w kiblu, a finalnie nie dopił nawet do końca. Ogólnie ostatni raz świadomie miał w ustach alkohol chyba tego dnia, w którym zdecydował, że rzuca szkołę i teraz wcale nie wspominał tego jakoś dobrze. Ba, jego wstręt przed wszelkiej maści trunkami był wystarczająco silny, żeby nawet głupiego piwa nie być w stanie przełknąć, o ile nie miało na sobie tej śmiesznej etykietki, która krzyczała zero zero.
Naprawdę nie przepuszczał, że kiedykolwiek będzie się musiał z kimś o rzeczone piwo n a p i e r d a l a ć. Serio, nie chciał. Nie miał humoru do bitki, zresztą uderzyć dziewczynę musiało być... dziwnie. Nie wiedział, bo doświadczenie w jakichkolwiek bójkach miał równe zeru tak okrągłemu, jak to krzyczące z piwnej etykiety - ale przecież nadal mógł się domyślać, tak? Chociaż ta agentka tutaj miała nad nim niezłą przewagę pod postacią otwieracza, którym mogła mu wydziobać różne rzeczy - oko na przykład. To był wystarczający argument za odpuszczeniem tego badziewnego argumentu o podpisanych drinkach.
- Aha, ale skąd ja mam niby wiedzieć, że je miałaś pierwsza? Każdy sobie mógł tutaj tak po prostu przyjść i powiedzieć, że to jego jest - żachnął się jednak w końcu, bo takie gadanie o pierwszeństwie to ona sobie mogła zachować na skrzyżowania równorzędne na kursie prawa jazdy. Teraz to się zdenerwował nawet nieco, a przecież przez ten cały czas chciał być miły, tak? Ugodowy. Nieprzemocowy. A jednak to prawda, że przemoc rodzi przemoc, bo pretensja w jej głosie zadziałała na niego jak płachta na byka.
- A co ty taka pewna, że ja na pewno mogę? Może ja też nie mogę, co? Może się leczę na raka prostaty i nie mogę, bo mam chemię jutro; nigdy nie wiesz. Dopóki nie jesteś w ciąży, masz takie same prawo do tego browara, jak ja. Tylko, że ja mam trochę większe, bo trzymam go w ręku. Czyli nie takie samo, ale rozumiesz. Wody sobie dolejesz, jezu. - Przewrócił oczami, zastanawiając się czy to nie pora na poszukiwanie ofiary, która by ten spór mogła z korzyścią dla niego rozsądzić. Niestety w zasięgu wzroku nie było żadnej łani na tyle mu znanej i pewnej, żeby ośmielił się wciągnąć ją do tak żarliwego sporu. Chyba musiał rozwiązać to sam. Po męsku.
- To co, marynarzyk?

Ryan Hillbury
niesamowity odkrywca
kaja
księgowa — w LB Police Station
25 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
nowozatrudiona księgowa w LB Police Station, które z wycieczki dookoła świata wróciła z brzuchem, o którym nikomu nie mówiła, a sprawa rozwiązała się sama
- Ja sobie je przed chwilą wyciągnęłam z lodówki, jak tak bardzo chcesz, to możesz poprosić ją, żeby ci pokazała telefon, bo zrobiła już chyba kilkaset zdjęć z jednym i tym samym dziubkiem - wskazała ruchem głowy na jakąś dziewczynę, w której oczach nawet było widać, że jest ostro porobiona, a jednocześnie żadne selfie nie wyglądało dla niej wystarczająco dobrze, żeby je gdzieś dalej wrzucić w świat, więc robiła, kolejne i kolejne, i kolejne. Nawet chyba obejmowała obiektywem lodówkę. - I musi mieć tam dowody - pytać kogoś z obecnych w kuchni o jakąkolwiek informację natomiast nie było raczej dobrym pomysłem, bo nie dość, że pewnie mieli gdzieś ich problem z ostatnim, czy tam jednym z ostatnich, piwem bezalkoholowym, to jakoś wierzyła, że nikt nie zauważył co się działo. Ale, że miała rację, to była pewna, że w jakiś sposób jest to udokumentowane, bo żyli w dwudziestym pierwszym wieku, połowa ludzi pewnie robiła zdjęcia live swoim iPhonem i przy odrobinie szczęścia, wystarczyło przytrzymać i powstawał (tylko trochę) przerywany filmik z wydarzeniami! Ale też nie spodziewała się, ze ktokolwiek chciałby od niej tego wymagać.
- Nie masz chemii jutro, bo siedziałbyś już w szpitalu, poza tym nie miałbyś włosów! - odpowiedziała z zadziwiającą pewnością siebie, godną pochwały jak na kogoś, kto o medycynie nie miał zielonego pojęcia. Nie zmieniało to jednak faktu, że w tym momencie była święcie przekonana, że wszyscy pacjenci onkologiczni są łysi i osłabieni, a nie w środku nocy szukają bezalkoholowego piwa. I chyba mają obniżoną odporność? Mogła na niego zawsze kaszlnąć dla sprawdzenia swojej teorii! - JAKIEJ CIĄŻY?! - zapytała trochę głośniej niż powinna, zanim do niej dotarło, że rzucił to ot tak sobie, a nie specjalnie, bo wiedział o jej błogosławionym stanie, więc nie powinna się na niego jakoś szczególnie za to wściekać, bo w końcu nic nie wiedział, więc nie miał jak sprzedać jej wielkiej tajemnicy, ale ona chciała tylko tego browarka i po prostu nie spodziewała się, że to będzie takie cholernie skomplikowane, żeby się go napić. A może to już te ciążowe hormony tak na nią działały? Czy w drugim miesiącu zdarzały się już jakieś humorki i rozdrażnienie? Cholera, nie miała zielonego pojęcia, a nawet nie była u lekarza. Może czas było to zmienić, mogłaby przy okazji dowiedzieć się jak wyglądają pacjenci po chemii.
- Jaki znowu marynarzyk? - zmarszczyła mocno brwi, bo jakoś tak pomyślała od razu o oceanie, statkach, porcie. - A, marynarz - jakby nie trzymała korkociągo-nożo-otwieracza w ręku to pewnie by się dłonią pacnęła w czoło, ale skoro tak, to odłożyła go na blat i schowała dłoń za plecy. - Ale najpierw odstaw butelkę - zażądała. - Trzy czte-ry!

hector silva
przyjazna koala
my name is jeff
kelner — beach restaurant lorne bay
21 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Kończę się w twoich oczach
Umiem być ciszą
Kończę się w twoim śnie
Niezbyt go interesowała ta laska, co tak namiętnie robiła sobie zdjęcia z dzióbkiem. I to nawet nie dlatego, że być może faktycznie miała na telefonie dowody na to, że piwa nie przyniósł wcale ze sobą (kto tak w ogóle robi?), ani w żaden inny sposób jednoznacznie nie potwierdził swojego do niego pierwszeństwa - po prostu w tak napiętych sytuacjach liczył się czas, a samo skomunikowanie się z wielbicielką dzióbków jawiło się teraz jako prawdziwe wyzwanie. Nie ma co, musieli to rozwiązać między sobą, jak dorośli ludzie, którymi przecież byli. Dlatego być może ten tekst o chemii nie był do końca dobrym wyborem, zwłaszcza, że kobieta zabrzmiała tak, jakby znała się na rzeczy (jej podejście przecież było całkiem profesjonalne i wcale nie stereotypowe, więc na pewno miała z rakiem więcej do czynienia niż on).
Nie widząc celu w wojowaniu o swojego rzekomego raka, postanowił więc zawojować w inny sposób i prawie odetchnął z ulgą, kiedy się zgodziła. Wreszcie mieli jakiś porządny sposób na rozwiązanie tego konfliktu. Posłusznie odstawił piwo, choć i tak bliżej siebie niż niej, nie ufając jej na tyle, żeby mieć pewność, że nie złamie świętych reguł marynarzyka, podpierdalając nienależne sobie piwo i uciekając w podskokach. A on przecież by jej nie gon... okej, pewnie by ją gonił, bo za takie pogwałcenie czcigodnych zasad drogi żegnania sporów bardziej skutecznej niż jakikolwiek sąd czy arbitraż, nie mógłby jej darować.
Jak Pan Bóg nakazał, gra powinna być szybka, spontaniczna i pozbawiona zawahania, tak więc - wtrącając gdzieś po drodze, że do trzech, no nie? - w całości skupił się na tym, żeby w sposób godny i uczciwy zasłużyć na to ostatnie zimne piwo, które ciągle obserwował kątem oka, bo powszechnie było wiadomo, że gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta, co na podobnych imprezach było często praktykowaną regułą. Nie, że ktoś świadomie chciałby zakosić im to piwsko; raczej myląc je z takim z procentami, co dopiero byłoby uwłaczające, bo ta potencjalna osoba nawet by go nie doceniła!
Zresztą nieważne - po pięknym wyniku jeden do jednego, w decydującym starciu okazał się zwycięzcą, także spojrzał na swoją konkurentkę z odpowiednią dozą doniosłości, jednocześnie zaciskając palce na wywalczonej (w cywilizowany sposób, naturalnie) butelce.
- Widzisz, trzeba było się zgodzić na rozlanie po pół. Teraz to sobie możesz polać soczku z lodówki, powinien jeszcze tam być jakiś pomarańczowy, o ile go nie rozlali całego do wódki... - podzielił się swoim spostrzeżeniem, okazując jednocześnie wspaniałomyślność, bo przecież mógł wcale nie przejąć się jej losem i po prostu odejść z wygranym browarem!

Ryan Hillbury
niesamowity odkrywca
kaja
księgowa — w LB Police Station
25 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
nowozatrudiona księgowa w LB Police Station, które z wycieczki dookoła świata wróciła z brzuchem, o którym nikomu nie mówiła, a sprawa rozwiązała się sama
Uciekanie z butelką pełną piwa z kuchni po domu pełnym pijanych już imprezowiczów było... cóż, nie dość, że nie było najlepszym pomysłem z punktu widzenia tego istnego toru przeszkód, to jeszcze zupełnie Ryan na podobny pomysł nie wpadła, taka z niej była uczciwa dusza, która tylko chciała za wszelką cenę wywalczyć należnego jej browara, wierząc, że choć wszechświat nie staje po jej stronie w losowych sytuacjach (w końcu ciąża wcale nie była planowana i wyczekiwana, do samego poczęcia potrzebne było przecież wiele zgranych czynników, jednak u Hillbury się po prostu stałą), to tym razem postanowi wynagrodzić jej pasożyta w brzuchu przynajmniej w ten sposób. Ale nie, z przerażeniem patrzyła jak za trzecim razem znów przegrywa, jednoznaczny wynik dwóch zwycięstw chłopaka był nie do podważenia.
- Teraz to właściwie należy mi się chociaż jedna trzecia, skoro jednym razem wygrałam! - zaoponowała od razu, bo nie miała ochoty na żadne soczki, ani nic z tych rzeczy. Poza tym, bardzo liczyła na swoją wygraną, a nie jego, pewnie oszukiwał, albo coś w tym stylu, a skoro nie miała nic do stracenia, to wyciągnęła w jego kierunku rękę i nawet udało się jej palcami objąć butelkę, czy też jej kawałek i posłała w kierunku chłopaka mocne i (miała nadzieję) groźne spojrzenie, które miało sugerować, że przed niczym się nie ugnie. - To dawaj jakieś kubki, albo szklanki - zarządziła, mając nadzieję, że pewność w jej głosie sprawi, że chłopak nie będzie chciał się kłócić. Równocześnie nie ufała mu na tyle, żeby choć na chwilę spuścić go z oka z butelką w ręku, więc groźnie się spojrzała, tak jeszcze bardziej chcąc go... przestraszyć? Ryan ani trochę nie wyglądała jak ta laska na imprezie, która jest często zbyt agresywna, ma jakichś dziwnych kolegów, albo koleżanki, które dopadną cię w kolejce do łazienki, więc sama nie wiedziała co chciała tym swoim zachowaniem osiągnąć.
Czyżby była aż tak zdesperowana, żeby napić się bezalkoholowego piwa?
- Słuchaj, ja tu nie chcę robić żadnych dramatów, ani mówić nic Tiff, po prostu zachowałeś się trochę nie fair - zmieniła taktykę i postanowiła postawić się w roli ofiary, bo akurat zawsze stawianie się jako tej pokrzywdzonej strony jakiegoś sporu robiło doskonałą robotę. Ludzie magicznie czuli się winni, nawet jeśli nie byli. O, może dorzuci jakąs chorobę serca, skoro o ciąży nie chce wspominać? - Albo wiesz co? Mam to gdzieś, spadam stąd - wzruszyła ramionami, zmieniając błyskawicznie nastrój, ale skoro nic tu po niej, to po prostu się zawinęła do domu.

zt

hector silva
przyjazna koala
my name is jeff
ODPOWIEDZ