Policjantka — Lorne Bay Police Station
33 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Policjantka, zamieszkująca od kilku lat w rezerwacie, w którym to odziedziczyła domek po babci Aborygence. Niedawno rozstała się ze swoim narzeczonym i próbuje ułożyć sobie wszystko na nowo.
Coś się kończy, coś zaczyna, jak to mówią… Tahnee jakiś czas temu została wysłana na urlop, trochę przymusowy. Z jednej strony miała masę zaległych dni do wybrania, z drugiej, wszyscy na komendzie wiedzieli, że w jej życiu działo się naprawdę dużo i że dla Walker to będzie kolejny powód do nadgodzin, brania dodatkowych dyżurów, byle tylko rzucić się w wir pracy i nie myśleć o swojej sytuacji życiowej. Tak więc… kazali jej odpocząć, bo podobno na to zasługiwała. Prawdę powiedziawszy to nie była przekonana co do tego, że te parę tygodni wolnego to dobry pomysł, jednakże nie ona miała decydujący głos. Przełożony powiedział „Walker, idziesz na urlop”, więc nie przyszło jej nic innego jak spełnić tak naprawdę rozkaz.
W trakcie wolnego robiła wiele różnych rzeczy. Znalazła sobie przyjaciela z dodatkami, trochę piła po barach, w których przeciętny glina pojawia się raczej ze względu na zgłoszenie zamieszek, aniżeli z własnej woli. Potrafiła chodzić na wystawy sztuki aborygeńskiej, bo to była jedna z nielicznych rzeczy, która w obecnym czasie naprawdę sprawiała kobiecie radość. Czasem zaś po prostu… siedziała w domu, zdecydowanie zbyt dużo myśląc na temat tego, czy rozstanie z Bartem było rzeczywiście dobrym pomysłem i czy nie powinna wrócić do niego, na kolanach prosząc o wybaczenie.
Potem sobie jednak przypominała, że z ich dwójki to on powinien być tym przepraszającym. Za te wszystkie lata złudzeń, kłótni o byle co, wodzenia za nos. Czy Tahnee tak wiele wymagała? Skoro się oświadczył, to wypadałoby w końcu wziąć ślub. Była cierpliwa, ale pięć lat to za długo. Nie wspominając o tym, że decyzję o wspólnym zamieszkaniu odwlekał jak tylko mógł i ta była częstym powodem sprzeczek… Dlatego powiedziała sobie w końcu dość.
Rozstanie wiele komplikowało. Bart może i się wyniósł z Lorne, jednakże wciąż był problem w postaci starych wspólnych znajomych – jego kumpli z remizy, z którymi zapewne przyjdzie się nie raz jeszcze spotkać w trakcie jakiejś akcji. Jakby nie patrzeć, policja i straż pożarna ze sobą dosyć często muszą współpracować.
Tak było dzisiejszego dnia. To był jej czwarty dzień po powrocie do pracy. Siedziała z nosem w papierach, próbując nadrobić co się działo i jednocześnie popijając czarną, mocną kawę, by się trochę dobudzić. W pewnym momencie zaczął brzęczeć pager, co przyjęła w sumie… z ulgą. Zawsze była człowiekiem czynu, aniżeli papierologii. Zebrała się ze swoim partnerem Steve’em i ruszyli na miejsce wypadku.
Na miejscu kręciło się straż pożarna, była też karetka. Pierwsze co zobaczyła to dwa rozbite samochody – jeden wjechał w drugi. Pierwsze co to podeszła do pogotowia. Jak się okazało, nie było ofiar śmiertelnych, ale bez hospitalizacji się nie obędzie… to już było coś. Potem podeszła do jednego ze strażaków, który sprzątał bałagan, który się narobił.
Hej – powiedziała do mężczyzny, który stał do niej plecami. – Jakieś podejrzenia co się stało? – zapytała. Informacje zdobyte przez straż zawsze były przydatne. Byli często na miejscu pierwsi i w trakcie sprzątania, wyciągania ludzi z samochodów można wyciągnąć pierwsze konkluzje.

remi blackwell
strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
#29

Remi coś o rozstaniach wiedział. Co prawda nie wiedział, czy to że go Posy zghostowała w ogóle można nazwać czymś na kształt rozstania, skoro nigdy nie powiedzieli sobie, że w ogóle nastał jakiś początek oficjalny. Nie taki poważny. No ale jednak był to dla niego kolejny znak, że chyba coraz mniej się do tej całej związkowej zabawy nadawał! A że w swoim życiu miał równie kiepskie doświadczenie, z byciem zdradzanym na czele, a do tego zbliżała się już powoli jego czterdziestka, to zaczynał trochę podejrzewać, że najwyraźniej nie było mu to za bardzo pisane. Ale hej, kim on jest żeby… no marudzić! W końcu nie miał złego życia, był sprawny, raz uniknął śmierci i z poważnego wypadku wyszedł z jednak całkiem małymi obrażeniami. No dla niego to był co prawda powód do wstydu, ale obiektywnie rzecz biorąc alternatywa mogła być gorsza. O wiele gorsza. Taka że aż śmiertelna, no więc był szczęściarzem. Do tego miał zdrową rodzinę, jego rodzice wciąż żyli, naprawdę jego życie nie było złe. Więc zamiast się nad sobą użalać, planował powiększenie swojej zwierzęcej rodzinki i dalszą pomoc ludziom, co z racji jego zawodu było raczej łatwiejsze, niż trudniejsze.
Dziś przytrafił mu się wypadek, więc oczywiście na wezwaniu dawał z siebie wszystko! Musieli wyciąć dziurę w samochodzie, żeby wydostać z niego ludzi, ale na szczęście faktycznie, póki co nikt na miejscu nie zginął. Bo nie ma co mówić hop, wiadomo że jak adrenalina spada w szpitalu, to na wierzch wychodzą inne obrażenia, a czasem i te mniejsze na sali operacyjnej kończyły się śmiercią. Robił swoje, sprzątając kawałki rozbitego pojazdu, kiedy obok usłyszał głos Tahnee Walker . I od razu się speszył, bo w związku z sprawą jej i jej byłego narzeczonego, którego imienia nie pamiętam, to jednak… no to była bardzo skomplikowana sprawa, a on wolał unikać takich konfrontacji! - Um.. no czeeeeść! - przywitał się, poprawiając swój hełm. A potem pokiwał głową - no ja właściwie nie pytałem, to w końcu sprawa między wami - rzucił, bo oczywiście tak się zestresował tym, że to była ona, że kompletnie nie załapał w pierwszej chwili, że chodzi o sprawę wypadku, a nie… no jej zakończonego związku. - A ty mówisz że tutaj? - no ale szybko to do niego dotarło, pewnie przez reakcję jego kolegi, który parsknął z niego trochę śmiechem, a potem udał, że jest super zajęty odnoszeniem zderzaka koło wraków. - Tu no to tak właściwie… no najwyraźniej ktoś wyprzedzał, mimo że nie powinien, ale dokładniej to tam chyba wśród świadków się dowiesz, bo my tu cóż… no dużo pracy mieliśmy, blachę przecinaliśmy, żeby wszystkich wyjąć - dodał, czerwony jak burak, plącząc się przez sam stres, że tak bardzo wtopił.
towarzyska meduza
-
Policjantka — Lorne Bay Police Station
33 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Policjantka, zamieszkująca od kilku lat w rezerwacie, w którym to odziedziczyła domek po babci Aborygence. Niedawno rozstała się ze swoim narzeczonym i próbuje ułożyć sobie wszystko na nowo.
Walker dała sobie trochę na wstrzymanie w kwestiach związkowych. Po tylu latach z Bartem stwierdziła, że nie zaszkodzi, jeżeli pobędzie trochę sama, jednocześnie starając się ułożyć jakieś priorytety co w ogóle chce teraz ze swoim życiem robić. Trzeba przyznać, że takiego rozwoju duchowego jak teraz to dawno nie miała. Jej matka nigdy nie była specjalnie dumna ze swoich aborygeńskich korzeni i jako dziecko Tahnee ich nie odkrywała… odkąd zmarła babcia kobiety i ta odziedziczyła w Tingaree dom po niej, Walker przeżywała swego rodzaju renesans. Była zafascynowana swoimi korzeniami, poznawaniem kultury aborygeńskiej, która była tak… różna. I trzeba przyznać, że przymusowy urlop, na który została wysłana po rozstaniu ze swoim byłym już narzeczonym zdecydowanie pomógł w tym, żeby się bliżej zapoznać. Odwiedziła lokalny antykwariat, wykupując wszystkie książki na ten temat i pochłaniając je wręcz… tonami. Było to dla niej coś naprawdę wspaniałego i żałowała, że dopiero po takim czasie zaczynała się w to wgłębiać. Oprócz tego, w ramach bycia bliżej natury, zaczęła uprawiać mały ogródek przed domem. Robiła wszystko, byle tylko odpędzić swoje myśli od bardzo złego pomysłu jakim był powrót do swojego ex.
Powrót do pracy również był w tym pomocny. Pani sierżant była swoistą pracoholiczką i zawsze z chęcią brała dodatkowe godziny, zwłaszcza teraz. Od sprawy do sprawy, umysł zajęty robotą nie miał czasu na zbaczanie z torów. Zapomniała jednak o jednej ważnej rzeczy – czasem zdarzało się tak, że przyjdzie jej współpracować ze strażą pożarną, czyli kumplami Barta. No więc może być dosyć niezręcznie, aczkolwiek chciała zachowywać się jak najbardziej profesjonalnie w tym wszystkim.
Gdy Remi się do niej odwrócił uśmiechnęła się trochę… zakłopotana, mimo wszystko. Ostatni raz gdy się widzieli, to jeszcze byli z Bartem razem. Tahnee wpadła wtedy na chwilę do remizy, jak na ukochaną narzeczoną przystało, przynosząc swojemu ukochanemu lunch, który zapomniał wziąć przed pracą. Zapewne chłopaki potem sobie z niego cisnęli bekę, że żyje pod pantoflem czy cholera wie co.
W pierwszej chwili zupełnie nie zrozumiała o co Remiemu chodziło. Dopiero śmiech któregoś z jego kolegów sprawił, że do niej dotarło i to kompletnie zbiło panią sierżant z pantałyku.
Em, nie, nie o to mi... – odchrząknęła, uciekając gdzieś wzrokiem. Nie spodziewała się, że to będzie AŻ TAK ciężkie. – Mhm, tak. Tutaj – powtórzyła po nim, potwierdzając, że chodzi jej o wypadek, a nie o sprawy związkowe. – Mhm, klasycznie. Na jakiej prędkości się zatrzymał licznik wyprzedzającego, widziałeś może przypadkiem? – Naprawdę bardzo starała się skupić na pracy, choć nie było to łatwe. Czuła te… dziwne napięcie między nimi i było po prostu trochę niekomfortowo. Dlaczego to ona poszła gadać ze strażakami? Mógł to równie dobrze zrobić Steve, a ona porozmawiałaby ze świadkami. Tak by było zdecydowanie lepiej. I trzeba przyznać, że ona też się zestresowała i kompletnie zapomniała, o co powinna w ogóle pytać w takich momentach. – To… ten, jest coś co zauważyliście o czym, em powinniśmy wiedzieć? – Kompletnie nie miała pojęcia co to za pytanie, ale nie miała zielonego pojęcia, co powiedzieć. By nie spoglądać prosto na Remiego, chwyciła za notes i zaczęła udawać, że coś w nim pisze. Tak. Poważna pani sierżant wykonująca sumiennie swoją pracę. Zdecydowanie!

remi blackwell
strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
Remi nie był religijny. Nie wywodził się z takiej rodziny i w sumie… no nie wiedział za bardzo o co w tych wszystkich religiach chodzi, nie wiedziałby jak się zabrać za ogarnianie tego. Poza tym chyba nie do końca wierzył w jakieś specjalne siły wyższe, a to jednak była.. no podstawowa sprawa wiary i trochę utrudniało to zaangażowanie się w to całe… no wierzenie. Więc kropki po prostu się nie łączyły w tym temacie! No i jednak chyba wolałby jakieś bardziej mitologiczne podejście do bóstw, niż to że był ziomek, który skazał swojego syna na krzyż i no… nie chciał być częścią religii, która wymordowała i torturowała tyle ludzi na przestrzeni wieków… i niszczyła życia. I w sumie wciąż niszczy.. To nie było zgodne z jego naturą totalnie kochanego człowieka, który nie chciał słuchać o potępieniach, paleniu na stosie i wykluczeniu osób lgbt, bo osoby lgbt były super!
W radzeniu sobie ze złamanym sercem miał za to większe doświadczenie, bo to akurat dość często go w życiu spotykało i trochę się już przyzwyczaił! I musiał przyznać, że z czasem bolało mniej. Albo po prostu kiedyś kochał bardziej, no to też było prawdopodobne. Ostatecznie dawno już nie czuł takiego nagłego porywu serca w czyjąś stronę… a po prostu miło spędzał czas z różnymi kobietami. Więc tak, wiedział jak sobie z tym radzić. Jego zwierzęta w tym pomagały, ale praca również. Zwłaszcza jak człowiek w pracy pomagał innym.
I trzeba też napomknąć, że Remi nie nabijał się z nikogo, przez dostawanie jedzenia, bo umówmy się, jedzenie jest super, a najlepiej smakuje jak ktoś Ci je przygotuje! No i sam w związku był pewnie jeszcze większym pantoflem, więc kim jest, żeby oceniać… poza tym no najważniejsze, że Tahnee Walker i Bart byli szczęśliwi. Byli słowem klucz…
Spalił niesamowitego buraka i zapewne teraz pasował twarzą do swojego hełmu! - Przepraszam - rzucił cicho, bo nie chciał robić sceny, a już na pewno nie chciał, żeby ktoś się z dziewczyny śmiał! Dobrze, że nie robił akurat nic większego, bo jeszcze by sobie….toporkiem w rękę trafił, czy coś i dopiero byłby przypał. Ale z drugiej strony, przynajmniej wyplątałby się z niezręcznej sytuacji.
- Ja nie, kapitan sprawdzał i spisywał - odpowiedział, bo usłyszał liczbę, ale teraz za nic w świecie nie mógł sobie przypomnieć! A potem zmarszczył brwi.
- No właściwie to… dość standardowe, raczej pośpiech i w ogóle… pośpiech jest na pewno bardzo złym doradcą dzisiaj, lepiej się czasami zamknąć i zastanowić… - rzucił, dukając, nie wiedząc gdzie podziać swój wzrok w tym momencie.- Wszystko w porządku? - zapytał więc, znów nie wiedząc czy powinien ją jeszcze raz przeprosić za swoją gafę, czy powinien coś dodać… no totalnie wstyd i masakra, bo nie wiedział co ma ze sobą zrobić! Aż hełm z tego wszystkiego ściągnął i trzymał w rękach, jakby to miało go wybawić.
towarzyska meduza
-
Policjantka — Lorne Bay Police Station
33 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Policjantka, zamieszkująca od kilku lat w rezerwacie, w którym to odziedziczyła domek po babci Aborygence. Niedawno rozstała się ze swoim narzeczonym i próbuje ułożyć sobie wszystko na nowo.
Tahnee przez większość swojego życia również nie należała do najbardziej religijnych osób i gdy jeszcze miała przed sobą wizję ślubu, to się zastanawiała, czy będzie w ogóle z pastorem, czy może po prostu zatrudnią mistrza ceremonii. Cała jej rodzina od strony ojca była raczej chrześcijanami od święta, na co dzień aż tak tego w życie nie wprowadzając. Dzieci ochrzcili, bo tak wypadało i tym podobne. Walker nie utożsamiała się zbytnio z tą wiarą i prawdę powiedziawszy bardziej spirytualne podejście do natury przekonywało ją bardziej aniżeli wiara w Boga, którego zasady moralne były mocno sprzeczne z tymi wyznawanymi przez panią sierżant. W tej kwestii mogliby sobie podać z Remim rękę, bo Tahnee zawsze mocno wspierała swoich przyjaciół LGBT i starając się im pomagać jak tylko mogła.
W tym, że zwierzęta pomagają jest dużo racji. Walker miała swoją kotkę Dandelion, która miała być u Tahnee tymczasowo, aż wyzdrowieje, ale ta zupełnie skradła serce kobiety, więc została na stałe. W obecnej sytuacji była wdzięczna sobie z przeszłości, że podjęła taką decyzję, bo ta puchata kulka dawała jej sporo radości i była niezłą terapią. Zapewne wiele osób uznałoby ją za szaloną, jednakże często mówiła do Dan na głos to, co leżało jej na sercu, a nie była w stanie nikomu z grona swoich znajomych powiedzieć… które od czasu rozstania z Bartem mocno się pomniejszyło. Dopiero zerwane zaręczyn pokazało Tahnee jak jej życie było mocno zależne od byłego narzeczonego. I im więcej czasu mijało, tym bardziej ją to przerażało.
W porządku – odpowiedziała, również będąc nieco zakłopotana tym nieporozumieniem, do którego między nimi doszło. Coraz bardziej jednak czuła tą niezręczną aurę, która między nad nimi wisiała… bo Remi był jednym z „tych” – znajomych, których miała dzięki swojemu byłemu narzeczonemu i z którymi to drogi się rozeszły po ich rozstaniu; Odchrząknęła. – Wiesz, gdzie znajdę kapitana, bo nigdzie go nie widzę? – zapytała, rozglądając się. Nieco nerwowo… może próbując uniknąć kontaktu wzrokowego z Blackwellem. Na kolejne słowa przytaknęła głową. – Niektórzy zupełnie nie mają wyobraźni – dodała jeszcze od siebie. Kolejne pytanie… trochę Walker zaskoczyło, bo zdecydowanie nie było związane z pracą i raczej należało do tych… osobistych. Nie wiedziała co powiedzieć. To nie było miejsce, żeby narzekać na problemy i jednocześnie nie byli z Remim na tyle blisko, żeby też mu się jakoś zwierzać. – Tak. Chyba. Leci jakoś, choć wszystko się wywaliło do góry nogami. – Posłała mu delikatny uśmiech, drapiąc się przy tym po tyle głowy.

remi blackwell
strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
Remi pod tym względem był romantykiem i najbardziej lubił te ceremonie, które były po prostu związaniem się dwóch osób. Tak szczerze, od serca, a nie dlatego że wypada i że rodzina naciska, żeby był taki a taki ślub. Najlepsze były te dostosowane do pary. Nawet jeśli to był piknik, trampki zamiast szpilek i luźna atmosfera. A może zwłaszcza takie. W końcu w ten dzień nie powinno chodzić o udawanie kogoś, kim się nie jest. Ani o nadmierną elegancję. A po prostu, o celebrację związku. I miłości. Tak Remi sporo o tym myślał, bo było kilka kobiet, z którymi planował to i owo, ale jak widać, nie było mu to pisane. I zaczynał przyzwyczajać się do myśli, że nie jest mu to tak generalnie pisane, w ogóle.
Tak to bywa. Na szczęście jeszcze są zwierzaki, które człowieka nie opuszczają, dopóki się je karmi, bawi się z nimi i o nie dba. A Remi akurat całkiem nieźle się swoimi zajmował, zarówno tymi jego-jego, jak i tymi, które były u niego w domu tymczasowym. Więc dobrze wiedział, jak ciężko się rozstawać ze zwierzęciem, któremu ktoś tak bardzo pomógł, totalnie rozumiał sytuację Tahnee Walker . No i dom bez kota to głupota, więc dobrze, że sobie jakiegoś sprawiła, ot co.
- Tam.. no w wozie… robi… ale nie wiem co - przyznał, bo no głupio mu było tak strasznie, że myślenie szło ciężko! Gdyby teraz gasił płonący samochód, to by pewnie z tego zmieszania do niego wsiadł i próbował nim odjechać. Więc dobrze, że tylko sprzątał, to ciężko było zepsuć.
- Tak no.. a sobie… no nie można jej kupić… - rzucił, czując się jak jeszcze większy debs, że mówi takie rzeczy! A przecież miał się za kogoś, kto miał całkiem niezłe social skille… a tu jednak dupa, klops.
- Jak żółwia - odpowiedział, bo no jak żółw się wywali do góry nogami, to się obrócić nie może, tylko majta w powietrzu! - Chcesz snickersa? Mam chyba w kieszeni tu gdzieś - i zaoferował po chwili, bo naprawdę nie wiedział jak z tego wszystkiego wybrnąć! - Chyba że wolisz Marsa albo Bounty, ale tych to nie mam.. ale no mogę zapytać chłopaków, czy mają - zaoferował, a potem wziął większy wdech. A potem wydech - Tah? Ale… no wszystko w porządku tak.. no z tobą? - zapytał w końcu to, o co zapytać chciał od początku. Nawet jeśli domyślał się, że odpowiedź będzie grzecznościowa i mało szczera.
towarzyska meduza
-
Policjantka — Lorne Bay Police Station
33 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Policjantka, zamieszkująca od kilku lat w rezerwacie, w którym to odziedziczyła domek po babci Aborygence. Niedawno rozstała się ze swoim narzeczonym i próbuje ułożyć sobie wszystko na nowo.
Sama wizja ślubu jako pewnego rodzaju romantyczna ceremonia, która ma być uświęceniem miłości dwóch osób była zdecydowanie bliska sercu Tahnee. Sama o tym marzyła, pragnęła stanąć na kobiercu w pięknej sukni i jednocześnie spędzić te radosne chwile z bliskimi jej ludźmi, bo zdecydowanie nie zamierzała robić spędu rodziny, którą trzy razy na oczy widziała, bo „tak wypadało”. Niestety, nie było jej to dane. Bardziej złośliwi stwierdzą, że sama sobie była winna, skoro zerwała zaręczyny, ale z drugiej strony byli w tym stanie przez osiem lat i wciąż pojawiało się jakieś „ale”, więc miała wątpliwości, czy do wymarzonego ślubu w ogóle by doszło. Plus pobieranie się z kimś, wobec kogo ma się naprawdę wiele niepewności i znaków zapytania brzmi jak potencjalny największy błąd życiowy. Koniec końców, mimo że było na początku ciężko, Tahnee była sobie wdzięczna, że otworzyła oczy i postąpiła właśnie w taki sposób. To była najlepsza decyzja z możliwych dla ich obojga, tylko przez długi okres żadne z nich nie miało na tyle odwagi, by ją podjąć.
Karuzela czystego cringe’u miała się najlepsze. Zdecydowanie oboje czuli się nieswojo w obecnej sytuacji i Tahnee teraz żałowała tych wszystkich imprez, na które przychodziła wraz z Bartem, bo gdyby nie to, to zapewne byłoby jej znacznie łatwiej podejść do całej tej sytuacji i nie byłoby tak pieruńsko… niekomfortowo. To co było „pocieszające” to że nie tylko ona tak się czuła i że Remi myślał podobnie.
A. Okej… możesz mi przypomnieć nazwisko? Muszę go jakoś zawołać, żeby no… go ściągnąć tam… z tego wozu. – Z całych tych nerwów zapomniała jak nazywał się człowiek, z którym przecież nieraz już współpracowała. Miała ochotę teraz zapaść się pod ziemię. I cieszyła się, że miała nieco ciemniejszą karnację, bo gdyby była blada, to pewnie wyglądałaby jak burak! – No, zdecydowanie nie można – potwierdziła jakże błyskotliwie.
Nie wiedząc czemu, ale porównanie Remiego do żółwia… trochę ją rozbawiło i nawet się zaśmiała. Przez to chyba trochę tych emocji uleciało i poczuła się luźniej. Na kolejne słowa Blackwella również zareagowała uśmiechem.
Możemy zjeść na pół tego snickersa, to wtedy zaczniemy być sobą – rzuciła żartem, mając nadzieję, że to trochę rozluźni atmosferę między nimi i przestanie być tak napięcie i nieswojo. Na kolejne pytanie nie odpowiedziała jednak od razu. Czy wszystko było u niej w porządku? To zależy jak na to spojrzeć. – Jest okej. Po rozstaniu z Bartem wzięłam zaległy urlop – to jest została zmuszona, by go wziąć, ale tę sprawę przemilczmy – i trochę mi to pomogło wszystko sobie poukładać. Koniec końców uważam, że to była dobra decyzja. – Mówiła całkiem szczerze. Na potwierdzenie swoich słów nawet uśmiechnęła się do Remiego. – Dzięki, że pytasz. To miłe – dodała zaraz potem.

remi blackwell
strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
Chyba każdy chociaż w małym stopniu sobie to romantyzował. Ciężko tego nie robić, skoro od dzieciństwa, we wszystkich bajkach był ten jakiś magiczny mit o małżeństwie, po którym żyje się długo i szczęśliwie. I do którego każdy dąży, do którego prowadzi przeznaczenie, zawsze nieomylne i wędrujące swoim tropem mimo wszystkich przeciwności. No może oryginalna historia Ariel nie do końca tak się kończy, no ale wiadomo, te pierwsze wersje bajek były bardzo niepokojące i kripi nieraz….
No ale, sama wizja była piękna! I to nie tylko wizja tam na ekranie, ale także no patrząc na swoich rodziców, Remi na przykład też by chciał takiego życiowego partnera… no na całe życie, a nie tylko na chwilę. Nawet jeśli nie zawsze było super idealnie, jeśli życie rzucało problemy i zawirowania pod nogi, wydawało mu się, że rodzice Blackwell są ze sobą bardzo szczęśliwi. I cóż, też tak chciał.
- Danes - odpowiedział po chwili zastanowienia, bo nad tym też musiał chwile pomyśleć! Tahnee Walker nie była jedyna, jego mózg też totalnie strajkował i nie chciał przestać odpierdalać. Dobrze, że nie byli w sytuacji, w której liczy się każda sekunda, trzeba szybko razem działać i kogoś ratować, bo totalnie ten ktoś byłby martwy przez nich… a oni nawet by tego pewnie nie zauważyli.
- Ale pomysł za milion dolców, tyle osób chce być artystą i w ogóle.. no i…. kupowaliby takie.. .tabletki. Pastylki, musujące, mam wrażenie że wyobraźnia powinna być właśnie tak sprzedawana - dodał, żeby uniknąć krępującej ciszy! No i w sumie może lepiej by pasowała kroplówka, ale… no jakie to miało znaczenie! I kiedy kobieta się zaśmiała, on się totalnie zarumienił, bo nie wiedział, czy to dobrze czy źle, więc to oczywiście musiało poskutkować rumieńcem!
- Okej, więc szukam - skinął głową, przeglądając swoje kieszonki, w których znalazł paczkę m&m’sów, snickersa i jakiś baton powerbar musli. Więc wyciągnął przed siebie wszystkie opcje, wyłożone na jednej dłoni, bo kto wie, może jednak wolała m&m’y?
- I gdzieś pojechałaś? - zapytał, a potem zmarszczył brwi - jeśli to zbyt wścibskie pytanie, to nie musisz odpowiadać - dodał zaraz, żeby nie myślała, że jest jakaś presja. - No domyślam się, że takie rzeczy nie są łatwe… zwłaszcza w takim małym miasteczku - dodał i skrzywił się lekko. On też czasem widywał kobiety, które złamały mu serce i było to jedne z tych smutnych doświadczeń.
towarzyska meduza
-
Policjantka — Lorne Bay Police Station
33 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Policjantka, zamieszkująca od kilku lat w rezerwacie, w którym to odziedziczyła domek po babci Aborygence. Niedawno rozstała się ze swoim narzeczonym i próbuje ułożyć sobie wszystko na nowo.
Już jako dzieci jesteśmy karmieni wizjami księżniczek, które spotykają swojego księcia na białym koniu, by następnie żyć długo i szczęśliwie… to potem zamienia się w pewną presję społeczną, która oczekuje, że w pewnym wieku będzie się po ślubie z gromadką dzieci i tym podobne. W pewnym momencie przychodziła jednak brutalna rzeczywistość, która sprawiała, że… no wcale nie jest tak jak w bajkach i daleko życiu do bycia idealnym, Tahnee się sama o tym przekonała na własnej skórze. Mogłoby się wydawać, że będąc z kimś tyle lat, to już to jest na przysłowiowe „zawsze”… a skończyło się jak skończyło. Nie wspominając o tym, że wieloletnie małżeństwa czasem się rozpadają… tak czasem po prostu bywa. I powoli Walker się z tym godziła i przede wszystkim przestawała się czuć źle z powodu sytuacji, w której się znalazła.
Danes – powtórzyła za nim, przytakując przy tym głową, jakby chciała w ten sposób zanotować w pamięci nazwisko kapitana, choć wcale do niczego nie było jej potrzebne… równie dobrze mogłaby rzucić jakimś ogólnikowym „panie kapitanie” i też byłoby dobrze. I prawdę powiedziawszy, to taka nagła sytuacja byłaby dla Walker zbawieniem, bo wtedy wchodziła w tryb zadaniowy i po prostu odkładała pewne rzeczy na bok, działając trochę jak automat. – To co, zbieramy hajs na kickstarterze? – zarzuciła w żartach na pomysł magicznych tabletek na wyobraźnię i kreatywność. Żeby to było takie proste… ech, życie czasem bywa zdecydowanie zbyt skomplikowane.
Na ogół Walker nie jadła tego typu rzeczy, ale skoro się umówili na snickersa, to trzeba było na tym pozostać. Chwyciła za batonik, otwierając go i odrywając mniej więcej połowę. To co zostało w papierku podała z powrotem Remiemu. Wzięła gryza, więc zanim odpowiedziała na jego pytanie, minęło kilka sekund walki z kleistym batonikiem.
W sumie to nigdzie. Spędziłam w większości w domu, ogarniając ogród, bo zarósł mi niemiłosiernie. – Nie była jakąś wielką fanką ogrodnictwa, jednakże pozwoliło jej to odciągnąć myśli i nieco się zrelaksować. Własne owoce i warzywa, które z niego zebrała były dodatkowym atutem włożonym w pracę nad nim. – Tak, wieści się szybko rozchodzą… no i w większości mieliśmy wspólnych znajomych, więc… no zrobiło się trochę niekomfortowo – odparła. To było coś, co oboje właśnie odczuwali w tej chwili.

remi blackwell
strażak — w remizie strażackiej
38 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
pan strażak, który zbyt często przynosi do domu te kotki które ściąga z drzew! Teraz zapuścił brodę, a także myśli o zapuszczeniu jakichś korzeni i znalezieniu miłości.
Tak, te wszystkie bajki, baśnie i inne opowieści, które większość dzieci słyszy od swoich rodziców lub ogląda na róznych ekranach, to całkiem niezła ściema. Ale Remi to lubił. Lubił te wszystkie bajkowe wizje, magiczne opowieści, cudowne historie, nawet jeśli niewiele miały wspólnego z rzeczywistością i prawdą. Bo co z tego, skoro były ciekawe i kuszące? I pewnie mógłby rzucać teksty, że “kiedy wspominam swoje ostatnie urodziny, to te bajkowe i z dinozaurami były najwspanialsze”! I w sumie do końca się nie skończyły, oczywiście że z okazji urodzin Remi lubił robić coś szalonego. I wcale nie jest za stary na dmuchany zamek do skakania, okej, każdy lubi zjeżdżanie. I w ogóle, wesołe miasteczka… i bajki. A kto nie płakał oglądając Coco, ten nie ma serca.
- Możemy, ale część funduszy musimy przeznaczyć na prawnika, jak się okaże że jednak sprzedajemy scam - zauważył i zaśmiał się cicho. Bo wątpił, że serio im się to uda… albo czy no, to co stworzą będzie legalne. Bo różne narkotyki miały pewne właściwości pobudzające kreatywność, otwierające horyzonty i tak dalej, no nie bez powodu tylu artystów ćpało…
A pewnie Tahnee Walker lepiej by sobie poradziła w więzieniu niż Remi, więc miał się o co martwić! A póki co, skupił się na snickersie i też sobie ugryzł.
- Ogród na pewno jest ci wdzięczny - zapewnił ją, bo za bardzo nie wiedział, co jej powiedzieć. A potem pokiwał głową. - Tak jak teraz, przeze mnie - dodał, marszcząc lekko brwi. - I teraz powinienem zmienić temat, ale oczywiście mam pustkę w głowie - dodał - dlatego takie spotkania lepsze są w barach, zawsze można się upić i coś znaleźć albo ponarzekać na brudne szklanki i kolejki do łazienki - dodał, pogrążając się już totalnie, ale no uznał że to lepsze niż jedzenie batona w milczeniu… nawet jeśli nie było.
towarzyska meduza
-
Policjantka — Lorne Bay Police Station
33 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Policjantka, zamieszkująca od kilku lat w rezerwacie, w którym to odziedziczyła domek po babci Aborygence. Niedawno rozstała się ze swoim narzeczonym i próbuje ułożyć sobie wszystko na nowo.
Może Walker właśnie tego potrzebowała? Trochę odejścia do wiecznego bycia twardo stąpającą po ziemi realistką, która nie pozwalała sobie na zbyt dalekie wybieganie myślami, a nawet jeśli miała jakieś marzenia, te zawsze były konkretnie zaplanowane, bo wychodziła z założenia, że takowym trzeba pomóc i same się one nie spełnią. Zmiana podejścia zapewne może trochę zając Tahnee czasu, jednakże jeżeli się postara i będzie miała pomoc, to kto wie? Zwłaszcza, że w życiu pani sierżant pojawiła się pewna osóbka, która była zupełnym jej przeciwieństwem, a mimo wszystko się dogadywały całkiem nieźle i znajomość z nią sprawiała, że Tah poczuła lekki powiew świeżości w swoim życiu… no i doświadcza nowych rzeczy jak chociażby nauka nurkowania!
Pracuje w policji, znam wielu prawników – odrzekła żartobliwie, jednakże było w tym ziarno prawdy. Jakby nie patrzeć papugi pojawiały się w areszcie często, bo ich klienci odmawiali rozmawiania z policjantem bez adwokata, tak więc kilka nazwisk się przewinęło. Było kilku takich, których Walker nienawidziła z całego serca, bywali tacy, którzy działali w dobrym celu – byli prawnikami z urzędu, pomagając chociażby dzieciakom, które się pogubiły w życiu. Adwokat adwokatowi nierówny.
W ich przypadku jednak zapewne przydałby się taki bez skrupułów, bo wolałaby jednak w więzieniu nie wylądować.
Nic nie umarło dotychczas, więc uznaję to za sukces. – Zdecydowanie ogrodowi Tahnee było daleko do tych z okładek magazynów ogrodniczych. Jednocześnie lepszym słowem byłoby „poletko”, bo głównie posadziła własne warzywa i owoce, bo jednak co swoje, to swoje. – Em… trochę – odpowiedziała, drapiąc się przy tym przy policzku. Było odrobinę niezręcznie, oboje to czuli i w sumie ich rozmowa była trochę o wszystkim i o niczym. – Zdecydowanie po pijaku byłoby łatwiej… jakbyś kiedyś chciał wypaść na piwo to ten, daj znać. – Nie była pewna czy kiedykolwiek do tego dojdzie, jednakże… no czuła wewnętrznie, że wypadało to powiedzieć, a nuż rzeczywiście Remi będzie chciał się spotkać w mniej niekomfortowej sytuacji? – Fajnie się gadało, ale no… obowiązki wzywają. Trzymaj się, Remi – powiedziała, posyłając mu delikatny uśmiech. – Dzięki za snickersa – dodała jeszcze na odchodne… no i poszła do tego komendanta załatwiać rzeczy, które trochę się rozwlekły w czasie przez ich pogawędkę.

[z/t x2, dzięki za gierkę, jak będziesz chcieć coś zagrać nowego to daj znać! <3 ]

remi blackwell
ODPOWIEDZ