płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
-Mam nadzieję. – Zacisnęła usta. Nie wiedziała absolutnie nic o byciu dobrą przyjaciółką. Nie wiedziała nic o byciu po prostu przyjaciółką. Takich rzeczy jej nie uczyli. Zapewne gdyby Zoya nie uratowała jej życia i gdyby Sam nie czuła potrzeby odwdzięczenia się, to nadal nie miałaby przyjaciółki. Istniała też szansa, że nigdy nie uwolniłaby się spod rygoru, w którym była szkolona. Nie rozumiała czemu Zoya się z nią trzymała. W końcu nigdy nie była w stanie zapewnić jej takiego wsparcia jakie dostałaby od najlepszej przyjaciółki. –Na tyle na ile mogłam. – Odparła. –Poruszam się tu bez problemu. Wybierałam się na wycieczki jeśli miałam okazję. Mimo wszystko moje wyjazdy cały czas mnie ograniczają. – Posłała jej smutny uśmiech. Co prawda z reguły sama decydowała kiedy bierze jakiś kontrakt, ale zdarzały się też takie, w których proszono właśnie o nią. –Jest tu coś wartego poznania? – Zapytała, bo może Eve zdradzi jej jakieś fajne miejscówki, których Sam nie znała.
-Ma to sens. – Przyznała po wysłuchaniu słów Eve. Zawsze inaczej się podróżowało kiedy nie miało się zobowiązań. Inaczej też było jak miało się dokąd wracać i kiedy wiedziało się, że ktoś na ciebie gdzieś czeka. Sameen nie miała takich przywilejów. Już dawno z Zoyą odbyły rozmowę na ten temat, że pewnego dnia Sameen może po prostu nie wrócić i Henderson nigdy się nie dowie, co się stało. Nie miałaby kogo pytać i gdzie i o kogo, bo Sameen oficjalnie nie istniała. Zostałaby pochowana jako Jane Doe o ile jej ciało zostałoby znalezione.
-Tak. Dokładnie tak bym siebie nazwała. Kobietą, która zapracowała na swoje stanowisko i opinię. – Nawet się rozchmurzyła, bo rozmyślanie o tym, że Zoya nigdy się nie dowie o jej śmierci zawsze wprawiało ją w dziwny nastrój. Ale teraz mogła się cieszyć, bo nigdy o sobie nie pomyślała jako o karierowiczce, która sama zapracowała na swój sukces. –Nie. Wcale nie jest. – Zaprzeczyła z uśmiechem i nawet szturchnęła łokciem Eve. –Tak jak mówiłam, miałam fajną przełożoną, która też we mnie wierzyła. – Oczywiście taka przełożona nigdy nie istniała, Sam ją wymyśliła i dlatego była taka idealna.
-Okeeej. – Powiedziała ostrożnie i podejrzliwie patrzyła na niebo. –Może to jest dobry moment, żeby wspomnieć o tym, że nie przepadam za niespodziankami? – Próbowała powiedzieć to żartem, ale poważnie nie przepadała za niespodziankami. Nie wiedziała czego się spodziewać i jak na to reagować. –Chcesz mi powiedzieć, że bycie miłą tak bardzo się opłaca? – Zaśmiała się. Nie żeby Sameen kiedykolwiek była opryskliwa dla nieznajomych czy coś. Po prostu… bycie miłym wydawało się takie strasznie niedoceniane. Ludzie woleli być chamami i sobie wmawiali, że mają po prostu silne charaktery czy ki chuj. No, ale ludzie byli zjebani i Sam już dawno przestała starać się ich rozumieć. –Skoro jest tak jak mówiłaś, że psy wyczuwają zamiary osoby wobec ciebie, to myślę, że znalazłaś całkiem fajny sposób na ocenianie ludzi i trzymanie od siebie tych nieciekawych. – Uśmiechnęła się i upiła kilka łyków kawy. –To jaką opinię miałaś na mój temat? – W sumie to była ciekawa jak oceniła ją Eve. –Oczywiście zanim posłuchałaś opinii psa. – Dodała, żeby Eve nie przeszło przez myśl, że może się wycwanić. Nie tym razem.
Sameen nie miała jakiś wygórowanych kubków smakowych. Jak była trzymana w niewoli to jasne, żywiła się jakimiś obleśnymi papkami i jedzeniem, które jedzenia nie przypominało. Prawdopodobnie to jej obrzydziło jedzenie i długo nie potrafiła się nim cieszyć. Do dzisiaj często się zmusza do jedzenia tylko po to, żeby przeżyć i żeby mieć energię. Po „wyjściu na wolność” próbowała słodyczy i nawet zatrzymała się przy żelkach na dłużej, ale ostatecznie i to jej minęło i skupiła się głównie na jabłkach i owocach.
Prawie się zakrztusiła słysząc pytanie o bycie zakochaną. Na szczęście obyło się bez kaszlu i duszenia się. Przełknęła kawałek dania i popiła ciepłą kawą. To kolejny raz, w tym tygodniu, jak ktoś zadał jej to pytanie. Zastanawiała się nawet czy wygląda jakoś inaczej skoro ludzie o to pytają. Nie zdążyła jednak odpowiedzieć, bo Eve zaczęła kontynuować swoją opowieść. –Dziwne podejście. – Przyznała rozbawiona. –Kobiety raczej czekają, aż ukochani wrócą z wojny. Pierwsze słyszę, żeby któraś się zaciągnęła, żeby być u boku faceta. – Przyznała i nawet pokiwała głową z uznaniem. Niestandardowy sposób myślenia i niestandardowy sposób, żeby zatrzymać przy sobie mężczyznę. –Według mnie wyszło ci to na dobre. Traciłabyś czas na typa, który ma problemy z zobowiązaniami. Nie dotrzymał tego złożonego armii i tego, które złożył tobie. -Wzruszyła ramionami. Jak dla niej to Eve w tym przypadku była zwyciężczynią. Mogła kontynuować życie bez kotwicy u boku. –Cieszę się, że przynajmniej odnalazłaś swoje powołanie. – Gdyby tkwiła w wojsku na siłę, to byłoby trochę słabo. A tak z pochopnej decyzji zyskała karierę.
Wzięła ostatniego kęsa i zawinęła resztkę jedzenia w papier, nie wciśnie w siebie więcej. –Nie. Nigdy. – Pokręciła głową i odłożyła jedzenie na bok, a ręce zajęła kubkiem z kawą. –Nigdy nie było na to czasu, więc po prostu zakładam, że bycie zakochaną, miłość i inne pierdolety nie są po prostu dla mnie. – Wyszczerzyła się.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Właściwie, gdyby Jasmine o tym nie przypomniała sama bym była zaskoczona. To żadna niespodzianka, kiedy się jej nie planowało. – Eve wcale nie ściągnęła kobiety tutaj, żeby oglądać wspomniany występ. Miały zjeść i tyle. Nic więcej. Nie było więc niespodzianki a brak chęci zdradzenia szczegółów wynikała jedynie z tego, że długo nie musiały czekać. Zapamięta jednak, że blondynka nie przepadała za niespodziankami. Nie żeby kiedykolwiek jej się to przydało, ale w momencie gdy pierwszy raz zobaczyła Sameen nie przypuszczała, że w ogóle zamieni z nią słowo, więc wszystko było możliwe.
- Nie. – Zaśmiała się. – Nie lubię takich mrzonek. – Wmawiania, że jedna metoda była lepsza od drugiej. Że bycie miłym to odpowiedź na wszystko. – Nic nie jest czarne albo białe. – Dobre lub złe. Było udaną metodą lub całkowitym niewypałem. – Raz się to opłaci a raz dostanie się w tyłek, dlatego podchodzę do tego intuicyjnie. – Nie zawsze miała rację i mogła przejechać się na swoich przeczuciach, ale była dorosła i brała takie rzeczy na klatę. Raz się uda a raz nie. Takie było życie podobnie, jak bycie miłą. W jednym przypadku się opłacało a w drugim nie. Od człowieka zależało, jaką formę interakcji społecznej wybierał. Co robił - to jego. – Też chyba bywasz miła albo weterani tak bardzo cię urzekli, że nie mogłaś być wobec nich okropna. – Ciężko kogoś ocenić na podstawie dwóch spotkań, ale jak na razie kobieta robiła na Paxton dobre wrażenie.
Popatrzyła na dłonie Sameen, które trzymały zawiniątko z jedzeniem zastanawiając się, jak ładnie ubrać w słowa to co w pierwszej chwili czuła w barze. Nie było jednak ładnych słów a szczerość czasem opłacała się bardziej od wszelkich cudaśnych komplementów.
- Byłam zła i zazdrosna o to, że zabrałaś całą uwagę moich chłopaków – odpowiedziała patrząc na siedzącą obok rozmówczynię. – Nie chodzi o to, że na któregoś lecę. – Pokręciła głową. – Po prostu przywykłam do tego, że byłam ich główną atrakcją i nagle pojawia się jakaś blondyna na szpilkach, której zapewne znudziło się bawienie w dom albo miała dość rutyny i weszła w moją.. rutynę. – W to, że zawsze gdy pojawiała się w barze, miała z kimś porozmawiać. Tamtego wieczoru jednak chłopcy zebrali się wokół Galanis jak wygłodniałe wilki wyczuwające świeże mięso i Eve było z tym dziwnie. Liczyła na towarzystwo a ono zostało jej odebrane. Do czasu, bo później wszystkie karty zostały przetasowane. – To była czysta zawiść. Nie polecam. – Uśmiechnęła się podkreślając, że choć targały nią takie uczucia, wcale nie były na tyle silne, żeby chcieć rzucić się na kobietę w pięściami. Ot, zakuło Eve między żebrami i nic więcej. Nie zamierzała z tego powodu robić bury, o czym zresztą Sameen się przekonała nie będąc świadkiem żadnego ataku.
- Wieeem. Trzeba być mną, żeby coś takiego zrobić. – Zaśmiała się dobrze wiedząc, że wtedy postąpiła głupio, ale czasu nie cofnie. Nie zmieni swych decyzji. Mogła co najwyżej uczyć się na błędach i zarazem cieszyć, bo faktycznie wyszło jej to na dobre.
Inne pierdolety; słysząc to określenie Eve uśmiechnęła się pod nosem teraz już na sto procent wiedząc, że Sameen nie była zakochana. Nikt kto był, w taki sposób by tego nie określił.
- Wszystko jest dla ludzi. – Tym razem to ona ramieniem szturchnęła kobietę i podjadła jeden z ostatnich kęsów chimichangi. Chciała zapytać o rodzinę, rodziców, rodzeństwo lub kuzynostwo. O uczucia do nich, ale dla niej samej to był śliski temat. Wolała więc nie pytać o coś, o co sama nie chciałaby zostać zapytana, bo ciężko jej się mówiło o rodzicach a tym bardziej siostrze. – Chociaż fakt – to nie zdarza się każdemu. – Wiele osób było ze sobą dla samego bycia, z przyzwyczajenia lub bo tak należało. Eve wolałaby umrzeć samotnie niż być jedną z tych osób.
Po drugiej stronie ulicy rozległy się pierwsze dźwięki bluesa. Paxton szybko powiodła wzrokiem na drugie piętro budynku po drugiej strony ulicy. Przegapiła moment, kiedy starsza para pojawiła się w oknach salonu.
- Tam. – Wyciągnęła rękę wskazując na okna. – Codziennie, o podobnej porze ci ludzie tańczą do jednej lub dwóch piosenek. Jasmine mówiła, że kiedyś to sobie obiecali i wytrwale się tego trzymają. – Para tańczyła w objęciach patrząc sobie prosto w oczy. – Ostatnim razem tańczyli funka, więc nie zawsze jest tak.. poważnie. – Chociaż przyjemnie się na nich patrzyło.
Eve przeżuła ostatni kęs, odrzuciła papier do koszyka i powróciła wzrokiem na okna.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
Prychnęła udając niezadowolenie. –A ja już myślałam, że zaplanowałaś dla mnie niespodziankę. – Zażartowała, bo tak naprawdę to ulżyło jej, że nie zostanie ofiarą jakiejś niespodzianki. Za bardzo lubiła Eve, żeby udawać zaskoczenie i zadowolenie. Ewentualnie nie potrafiłaby ukryć swojego zażenowania co też mogłoby Paxton w jakiś sposób zranić. Tego też nie chciała.
-Prawda. – Pokiwała głową. –Z takich zabawniejszych historii to ostatnio bardzo miło odmówiłam tańca pewnemu panu i zobacz jak skończyłam. – Podwinęła kawałek swetra, żeby pokazać długą, ciętą bliznę. –Zaatakował mnie skurwiel po wyjściu z klubu. – Opuściła sweter nie chcąc, żeby Eve zauważyła inne blizny, a trochę ich miała. Tych po ranach postrzałowych nie potrafiłaby teraz sensownie wytłumaczyć, a Eve zapewne rozpoznałaby taką ranę. –Dlatego byłam miło zaskoczona atmosferą u was. – Historii z byciem zaatakowaną nożem nie wymyśliła. Jak już została pozaszywana przez Quintona to w domu śmiała się na głos, że mogła zginąć na misjach przez całe swoje życie, a prawie wyzionęła ducha w głupim klubie, bo zachciało jej się tańczyć. –Nie sądzę, żebym była miła. – Odparła i wzruszyła ramionami. Była raczej neutralna, możliwe, że rzeczywiście oziębła. No chyba, że to inni zagadywali do niej pierwsi, tak jak to było właśnie w przypadku mężczyzn z baru. Nie mogła być dla nich chamska po tym jak ją tak przyjęli. –Nie mogłabym być wobec nich okropna. – Przyznała w końcu.
Początkowo słuchała Eve z powagą, ale z każdym jej słowem, uśmiech na twarzy Sameen poszerzał się. W końcu zaczęła powoli kręcić głową z niedowierzaniem. –Twoich chłopaków? – Zaśmiała się, bo to takie zabawne określenie. –Jezu, teraz się zastanawiam czy wszyscy tak o mnie myślą. – Znowu się zaśmiała i podrapała się przy kąciku oka. –No, ale tak jak ci mówiłam… nie przyszłam tam kraść. Czysty przypadek. – Wyjaśniła jeszcze, bo naprawdę chciała mieć to z Eve wyjaśnione. Nie chciałaby mieć w niej wroga, bo Sam z reguły swoich wrogów się pozbywała. –Mam nadzieję, że nigdy nie poznam tego uczucia. – Upiła kawę. Na razie jedyną osobą, o którą mogłaby być zazdrosna była Zoya. Jasne, trochę cierpiała jak myślała o tym, że Zoya ma lepsze przyjaciółki, ale z drugiej strony miała świadomość tego, że nigdy nie będzie dla niej prawdziwą przyjaciółką. Chociaż chciałaby. Ale nie potrafiłaby doradzić w sprawach typu złamane serce, a właśnie takich rad Henderson teraz potrzebowała.
-Nie jestem w stanie tego stwierdzić. – Nie znała Eve na tyle, żeby wiedzieć czy było to zachowanie typowe dla niej. –Ale nie powiem, naprawdę intrygujące działanie w celu zdobycia czyjegoś serca. – Parsknęła jeszcze krótkim śmiechem.
-Zostawię to dla ludzi, którym naprawdę na tym zależy. – Machnęła ręką. Nie mogłaby pozwolić sobie na związek wiedząc, że większość czasu spędzałaby poza domem. Nie byłaby wierna, tego była pewna już teraz. Z drugiej strony zastanawiałaby się czy jej partner czy partnerka są wierni jej i przez to zaprzątałaby sobie podczas misji, rzeczami, które normalnie nie miałyby dla niej znaczenia. No i istniało ryzyko, że zostanie zamordowana i nigdy nie wróci i swoim zniknięciem zniszczy życie kolejnej osobie. Wystarczała jej świadomość, że jej siostry i rodzice musieli pogodzić się z tym, że stracili córkę, ale nie mieli kogo pochować. –Ty masz kogoś na oku? Albo z kimś się spotykasz? – Zapytała, bo wcześniej Eve nie wspomniała o żadnych miłostkach.
Nie doczekała odpowiedzi na to pytanie. Spojrzała w kierunku wskazanym przez Eve i wysłuchała jej tłumaczenia odnośnie tego co się tutaj działo. –To chyba taki rodzaj miłości, o którym każdy marzy? – Zapytała Eve rzucając jej krótkie spojrzenie. Zaraz jednak skupiła się na występie i siedziała cicho dopóki ten się nie skończył. Nie wiedziała jak poważnie do tego podchodzi Eve i nie chciała wyjść na nieuprzejmą.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
Z zaskoczeniem spojrzała na bliznę i od razu uniosła wzrok patrząc na towarzyszkę, która wyglądała na niezwykle spokojną. Tak, jakby już zdążyła uporać się z napaścią chociaż oceniając po lekkim zaróżowieniu blizny, ta nie była stara.
- Sukinsyn. – Wyrwało jej się zanim pojęła, że wtrąciła się w słowo Sameen, która chwaliła towarzystwo w Lucky Lou’s. To jednak teraz nie zaprzątało głowy Paxton. Ani tamtejsza atmosfera ani wpływ jaki miała na kobietę. – Złapali go? – Tego była najbardziej ciekawa. Nie w kontekście sprawiedliwości a bezpieczeństwa. Uważała, że lepiej by było, gdyby taki człowiek nie szwendał się po ulicach. Lepiej dla ludzi i dla samej Sameen. Po czymś takim na pewno nie czuła się dobrze. Musiała. Przynajmniej z ogólnego społecznego założenia opartego na tym, co Eve już o niej wiedziała. A wiedziała tyle, że była karierowiczką, podróżniczką, dużo pracowała, lubiła tańczyć, możliwie chorowała na bezsenność i była po prostu człowiekiem, więc miała prawo bać się o siebie (zwłaszcza po napaści). Biedna głupia Eve.. tak bardzo nieświadoma.
- Lepsze to od „moi weterani”. – Wymienianie ich z osoba byłoby równie dziwnie i zarazem męczące. Postawiła więc na proste – moi chłopcy – których naprawdę tak traktowała. Jak chłopaków z drużyny, do której przynależała a oni nie odrzucili jej tylko dlatego, bo była kobietą. Chyba, że na horyzoncie pojawi się inna laska w obcisłych spodniach i szpilkach. – Daj spokój. Nikt tak o tobie nie myśli. – Nie mogła tego wiedzieć, ale była świadoma swej inności w wielu kwestiach (jak choćby w tej o zaciągnięciu się do wojska dla chłopaka). – Poza tym, szybko mi przeszło. Wkupiłaś się w moje łaski. – Uniosła butelkę z wodą sugerując, że rozchodziło się o postawione piwo, chociaż była w tym tylko połowiczna prawda. W rzeczywistości dobrze jej się rozmawiało, było zabawnie, trochę poważnie i bez spięcia.
- Hej, nie ładnie jest się śmiać z czyjejś głupoty. – Bo właśnie tak oceniała swoje dawne postępowanie. Była głupia, zauroczona i zbyt zdeterminowana, żeby być z chłopakiem. Sama jednak uśmiechała się, kiedy znów szturchnęła Sam w ramię. Niby nie ładnie się nabijać, ale Paxton również podchodziła do tego z dystansem. Co było to było.
- To miłość, która nie zadowoliła się byle czym. – Zapracowana, szczera i nie na odwal się. Ostatnio Eve miała wrażenie, że ludzie łapali się wszystkiego co dawał im los, nawet partnerów. Brali co im się spodoba i potem jakoś to będzie. Tylko, że żadne później nie chciało nad tym pracować, lata mijały a życie stawało się obojętne. A przecież związek to odwieczna praca podobnie jak miłość, która nie pojawiała się znikąd przy pierwszym spojrzeniu lub pocałunku. W takie rzeczy Paxton nie wierzyła. Za to wierzyła w tamtą parę, w którą wpatrywała się ze spokojem i tak też się czuła. Przez krótką piosenkę świat był odrobinę bardziej znośny.
- Uspokajają mnie – stwierdziła, gdy muzyka się skończyła. – do czasu aż.. – Gdzieś w oddali rozległ się dźwięk klaksonu. – No właśnie. To krótka pociecha, ale zawsze jakaś. – Łapała tę chwilę, nawet jeśli nie zadowalała na zawsze albo na dłużej. – Chcesz już wracać? Nie powinnam zbyt długo cię tu trzymać. Nie chciałabym żebyś zasnęła za kółkiem. – Uśmiechnęła się delikatnie zapominając o pytaniu, czy miała kogoś na oku. Aktualnie nikogo nie szukała. Zaledwie pół roku temu rozstała się z facetem i na domiar złego, z jej winy. Znów zrobiła coś dla drugiej osoby nie myśląc o konsekwencjach. Zmieniała się dla niego, bo uważała, że nie była wystarczająca, nie zasłużyła i wiele innych rzeczy wynikających z poczucia winy, z którym się nie uporała.

Sameen Galanis
płatna zabójczyni — skala międzynarodowa
35 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
i suppose i love this life, in spite of my clenched fist
To była jedyna blizna, którą Sam rzeczywiście mogła się „pochwalić” mając na nią historię, której nie będzie musiała wymyślać. Dała sobie chwilę na odpowiedź. Musiała to przemyśleć. Jeśli powie Eve, że go złapali to będzie to oznaczać, że sprawę zgłosiła na policję. Jeśli powie, że nie zgłosiła, to do tej odpowiedzi też musiałaby się dostosować. W obu przypadkach mogłaby wdepnąć w niezłe bagno biorąc pod uwagę, że Sameen sama zajęła się sprawą i kilka dni po napaści, zaatakowała mężczyznę i go zamordowała. Nie robiła tego. Nie mordowała ludzi w ramach zabawy czy osobistej zemsty. Tym razem myślała o tym, że nie chciałaby żeby to samo przytrafiło się Zoyi, Raine, Darby czy innym kobietom, które znała. –Nie wiem. – Wzruszyła ramionami. –Prawie się wykrwawiłam, ledwo przeżyłam. Nie myślałam o nim. – Ponownie wzruszyła ramionami i wypiła swoją kawę do końca. Gdyby nie to, że Quinton zdecydował się jej pomóc to pewnie wykrwawiłaby się w swoim aucie. Co prawda trochę go zmusiła do tej pomocy, bo groziła mu bronią. Ale zadziałało, więc nie przeżywała za bardzo swoich metod. Przez chwilę obracała pusty kubek w dłoniach, ale zaraz wzięła papierek po jedzeniu Eve, wrzuciła go do kubka, a kubek wstawiła do koszyka.
-Prawda. – Zgodziła się z uśmiechem. „Moi weterani” brzmiało co najmniej dziwnie. –Nie możesz mi dać zapewnienia, że to prawda. – Zaśmiała się cicho. W sumie to koło czterech liter latało jej to co myślą o niej ludzie. Tak naprawdę to wolałaby, żeby nie myśleli o niej w ogóle. Dzięki temu zachowałaby anonimowość nawet w ich umysłach, ale wiadomo… nie można mieć wszystkiego. Teraz jednak Sameen musiała zgrywać taką, która jednak trochę przejmuje się opinią innych. W końcu wszyscy się przejmują, nawet jak zaprzeczają.
Posłała Eve uśmiech ciesząc się, że jednak udało jej się wkupić w łaski nowej koleżanki. Uniosła swoją butelkę, bo nie chciała zostawić takiego toastu w powietrzu. –To nie głupota. – Machnęła ręką. –Podobno jak kogoś kochamy, albo nam zależy to rodzimy dziwne rzeczy, żeby zapewnić tą osobę o naszym uczuciu. – Skąd ona mogła to wiedzieć. Nie robiła nigdy nic takiego.
Nie skomentowała tego rodzaju miłości. Nawet jakby chciała coś powiedzieć to nie miała nic. Starała się być obeznaną w każdym temacie i zawsze mieć coś do powiedzenia. W tym jednak zawodziła. Mogła poczytać i opisywać uczucia innych ludzi, ale takie kłamstwo łatwo było wyczuć. Wolała więc nie mówić nic na temat miłości. Może jeszcze kiedyś się tego doczeka, ale niespecjalnie o tym myślała, a już na pewno nie robiła sobie nadziei z powodu czegoś co równie dobrze mogło być tylko głupią reakcją chemiczną.
-Ludzie przypierdolą się o byle co. – Skomentowała klakson i nawet obróciła się w kierunku tego auta. To tylko muzyka, a ludziom i tak przeszkadzała. –Jasne. Zawsze coś. – Zgodziła się, pokiwała głową i jeszcze przez chwilę obserwowała parę. –Myślę, że powinnam wracać. – Uśmiechnęła się. Nie chciała, bo dobrze jej się siedziało w towarzystwie Eve. –Ja nie chciałabym ci dawać tylko kilku procent mojej osobowości. – Zażartowała, że niby tak bardzo się poświęcała, żeby nie zasnąć. –Odniosę to i wyrzucę. – Zaoferowała się, bo miała do wyboru to, albo przygotować auto Eve do odjazdu, a to za bardzo kusiłoby, żeby zajrzała w teczkę na tylnym siedzeniu. Zgarnęła więc koszyczek i śmieci i poszła do lokalu. Po chwili wróciła gotowa do drogi. –Zauważyłam, że nie odpowiedziałaś na moje pytanie. – Powiedziała jak już zapięła pasy. –Jak moje pytania są zbyt bezpośrednie, albo wciskam nos w nie swoje sprawy to daj mi znać. – Posłała jej delikatny uśmiech.

Eve Paxton
Treserka i przewodniczka psów K9 — Prywatny ośrodek szkoleniowy
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Dyplomowana treserka psów K9 prowadząca własny ośrodek. Była wojskowa, amatorka krzyżówek, puzzli, dobrego piwa i filozoficznych rozmów. Żyje z przekonaniem, że kobiety są cudowne, choć wiele razy złamały jej serce.
- Jak na kilka procent.. – Osobowości, którą dostała. – ..było warto – skwitowała z uśmiechem, bo wcale nie bawiła się źle. Nawet nie miała ochoty na zabawę a sama rozmowa o różnych rzeczach uspokoiła początkowy stres związany z tym, co na dzisiaj sobie zaplanowała. Chociaż na chwilę o tym zapomniała, a nawet na dłużej niż taniec prezentowany przez starszą parę.
Nie było co ukrywać, egoistycznie skorzystała z towarzystwa, ale wcale nie żałowała. Było miło, a nawet mogłaby powiedzieć, że dogadywały się z Sam. Luźno i bez większej spiny. Rozmawiały poważnie, ale też żartowały sobie z wielu rzeczy przekraczając granicę dobrego smaku, który wkraczał na czarny humor, ale i z tym dawały radę. Najwyraźniej obie go lubiły i żadna z nich nachalnie nie narzucała się tej drugiej. Albo chciały o czym rozmawiać albo nie, o czym blondynka wspomniała tuż po wejściu do samochodu.
- Na jakie pytanie? – zapytała zaskoczona nie przenikliwością Sameen (bo już wcześniej zauważyła, że kobieta była bystra i mało co jej umykało), ale samym stwierdzeniem, bo nie wiedziała o jakie pytanie się rozchodziło.
Szybko dostała odpowiedź.
- Ah, to – rzuciła tuż po włączeniu się do ruchu drogowego. – Zapatrzyłam się na tancerzy i kompletnie o nim zapomniałam – przyznała szczerze, bo nie miała powodu kłamać. Już wcześniej Sam wspomniała, że jeżeli Eve nie chciała, to nie musiała poruszać pewnych tematów. Ten jeden raz wystarczył, więc gdyby naprawdę nie chciała, to by o tym wcześniej powiedziała. Po prostu zapomniała. Z ręką na sercu. – Aktualnie nie jestem w związku i nikogo nie mam na oku – odpowiedziała bardzo rzeczowo. Aż za bardzo jak na nią, co zrobiła umyślnie, jakby przybierała pozę urzędniczki, której narzucono wiele regułek. – Korzystam z bycia singielką, bo jak sama wiesz pod wpływem uczuć robię głupie rzeczy a teraz mnie na to nie stać. – Na tę głupotę, która ją dopadała, kiedy chciała być kimś idealnym. Nawet dla Lorenzo, dla którego pognała do Armii, chciała być lepszą wersją siebie (a raczej tą wersją, która bardziej by do niego pasowała). Kimś, kto lubi to co on, więc robi to samo co on. Nie umiała być sobą. Na początku owszem, ale później dostawała świra, jakby musiała udowodnić światu, że do niego pasowała. Że pasowała do drugiej osoby jednocześnie przykrywając wady, które miała i w pewnym momencie w związku zaczynała się ich wstydzić. Powinna iść z tym do psychologa, ale po wielu terapiach przez PTSD nie było jej po drodze.
Na szczęście nie musiała o tym wszystkim mówić. Zajmujące stało się radio, które nagle przestało działać w kółko włączając płytę, która utknęła tam trzy lata temu. Eve nie miała czasu, żeby pojechać z tym do fachowca ani potrzeby, bo radio normalnie działało, aż do teraz. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby płyta nie należała do córki Sue Ann (prawej ręki Eve w ośrodku) i nie była wypełniona samymi nastoletnimi hitami.
Nie ma to jak z twarzą zakończyć spotkanie, do czego doszło w chwili, gdy Sameen wysiadła z auta.
Paxton odczekała chwilę, aż kobieta wsiądzie do swego samochodu i choć nosiła w sobie obawę związaną ze zmęczeniem Galanis, nie mogła przecież odgrywać jej niańki.
A jednak się martwiła zwłaszcza, że nie miała pojęcia, czy tamta dojechała cało do domu, czy jednak skończyła gdzieś w rowie.

z/tx2 Sameen Galanis
ODPOWIEDZ