20 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Kotki, blanty, kiepskie randki.
Gdyby ktoś robił powszechny spis ludności, jaka przelała się przez jej łóżko, z pewnością potrzebowałby kilku sporych kartek. Podobno nie było się czym chwalić - bycie trochę puszczalską w wieku dwudziestu lat z pewnością nie klasyfikowało się do otrzymania z tego tytułu dyplomu. Ale Call miała to gdzieś, podobnie jak zeszłotygodniowy deszcz i marudzenie jej starszego brata na temat jej wątpliwego prowadzenia się.
Każdy mężczyzna był dla niej oddechem, odskocznią od myśli o tym, jak bardzo jest znudzona i jak marzy o tym, by się stąd wyrwać. Każde niezapamiętane imię podwyższało jej samoocenę, a wiadomości po tylko utwierdzały ją w jej zajebistości i totalnie sprawnej cipce. I dobrych cyckach.
Pod wieloma względami była zbyt wulgarna, za bardzo chłopięca i masakrycznie szczera. Typ dziewczyny z sąsiedztwa przyprawiał ją o mdłości, a każdy facet, który odważył się nieodpowiednio podsunąć jej dłoń, kończył z widowiskowym kikutem przy łokciu. Tego też nie traktowała jako coś złego. Poradzi sobie w życiu, chociażby po trupach, które sama zaściele.
Jej problemem było to, że masochistycznie pragnęła więcej i mocniej, poznawała facetów nieodpowiednich i przy nich trwała najdłużej, bo kochała tą walkę o dominację, agresję i brutalność. Nie żadne, pożal się boże, randki i trzymanie za rękę.
Przy tym wszystkim szukała miłości, co nawet na jej standardy było absurdalne i całkowicie niemożliwe do spełnienia.
Jednym z jej wyborów był Derek. Derek był starszy o trzy lata, miał sporo tatuaży i zawsze ściskał ją trochę za mocno w biodrze, kiedy przyciągał jej ciało do siebie. Spotykali się i nie, głównie na seks, czasami spędzali wspólnie czas ze względu na wspólnych znajomych. Był przystojny, miał nasrane w głowie i lubił mówić do niej suko, chociaż ona za tym nie przepadała. Pozytywnym aspektem był jego portfel i darmowe imprezy za każdym razem, gdy wspólnie wychodzili.
Pocierał właśnie palcem zabielony nos, kiedy przeciskali się przez tłum w klubie, dobijając się do baru. Było duszno, Call marzyła o odrobinie świeżego powietrza, która osuszyłaby jej odsłonięte ramiona i dekolt sięgający do pępka. Mogła jednak spiąć włosy - zamiast tego zwisały lokami, przesłaniając smukłą szyję. Muzyka dudniła jej w uszach, a serce przyśpieszyło, wybijając znany rytm. Spalony na prędko blant i wcześniejsze pół piguły wprowadziło ją w odpowiedni nastrój, gdy otarła się sugestywnie o Dereka, wspierając podbródek na jego ramieniu. Przemilczała dłoń na pośladku, niepostrzeżenie przewracając oczami.
- Dla mnie podwójna whisky - mruknęła, muskając płatek jego ucha wargami, czując tym samym jak napina się z zadowolenia.
- Jasne, Lalka - Derek, jak to Derek, kiwnął do barmana jak do służącego w prywatnym pałacu i fuknął coś, przekrzykując muzykę. Calliope rozejrzała się, lokalizując punkty strategiczne - palarnie, którą każdy miał gdzieś, toalety, z której musiała skorzystać, zawalone ludźmi loże i parkiet, na którym jak centralny punkt wybijała się dobrze znana jej burza ciemnych włosów.
- Daj to - nie odrywając wzroku, zabrała swoją szklankę i upiła z niej szybko kilka łyków. Musiała wychylić głowę, by dostrzec twarz, ale ilu mężczyzn posiadało takie włosy, których dotyk nadal pamiętała na opuszkach palców?
Jebany Oliver Marshall. Ponieważ ten wieczór nie mógł być już bardziej spierdolony.
- Idę do toalety - poinformowała, odsuwając się i równie szybko znowu przylegając do Dereka, który przycisnął swoje wargi do jej, głęboko ją całując.
- Jak wrócisz, idziemy na parkiet - puścił jej oczko, a Call powstrzymała się przed komentarzem, że tańczył jak paralityk z kijem w dupie.
Ktoś trącił ją w łokieć, jeszcze inna osoba przylgnęła do niej, gdy wmaszerowała na parkiet, kierując się do toalety. Quinn pokazała nawet komuś środkowy palec, wreszcie z papierosem w ustach odgradzając się na moment od tłumów, stanęła przy umywalce, jedną dłonią odpalając peta, a drugą odkręcając zimną wodę, by zrosić sobie nią rozgrzaną skórę.

Oliver Marshall
powitalny kokos
Reżyser porno
20 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Hera, koka, hasz, LSD.. ta zabawa po nocach się śni.
LSD, hera, koka i hasz.. podziel się z Oliverem czym masz!
003.


Alkohol.
Alkohol potrafił być istnie wszechmogący. Pomagał radzić sobie z życiem. Pozwalał zapomnieć, dodać odwagi, spierdolić racjonalne myślenie i podjudzać do podejmowania idiotycznych decyzji. Z alkoholem nie dało się mieć umiaru - po prostu, a ci, co uporczywie zarzekali się, że mogą odstawić kiedy tylko im się to zamarzy byli, innymi słowy, jebanymi hipokrytami, czystymi kłamcami. Bo z alkoholem jak z seksem - kiedy już zasmakujesz przyjemności, która z niego płynie nie możesz przestać. Nie ważne jak bardzo byś się nie starał, jak bardzo zbierał sobie, abstynentował i próbował wmówić sobie, że wcale tego nie potrzebujesz to uczucie i tak wróci. Wróci jak pierdolona opryszczka, jak cholerny włos pod pachą, a zapach jej słodkich, kwiatowych perfum będzie nawiedzał cię w najbardziej niespodziewanych momentach, przywołując najpiękniejsze i najbardziej intymne chwile, przyprawiając o gęsią skórkę tak mocną, że jej imię będzie odbijać się w twojej głowie cholernym echo przez kolejne kilkanaście minut.
Calliope, Calliope, Calliope, Calliope, Calliope..
Oliver poprawił się na barowym stołku, łaknąc mocno powietrza, gdy ciepła dłoń zahaczyła o pasek jego spodni. Spojrzał znudzonym spojrzeniem na piękną, pozłacaną blondynkę stojącą między jego nogami, utwierdzając się jedynie w głupim przekonaniu - Nie jesteś Call. Oczywiście, że nie. Mimowolnie odchrząknął, próbując przesunąć nagłą gulę w gardle, która wyrosła jak cholerny grzyb po deszczu na samo wspomnienie o niej.
Pojawiła się w jego myślach nagle, kompletnie niespodziewanie. Miał wrażenie, że poczuł jej zapach - połączenie potu z kwiatową perfumą. Mimowolnie rozejrzał się po klubie, wertując te same szare, nudne twarze przepełnione desperacją i kiedy był już o krok od poddania się i powrotu cichych myśli to wtedy, wtedy ją ujrzał.
Nie mógł się pomylić. Nigdy się nie mylił. Znał na pamięć każdy centymetr jej ciała. Znał sposób, w jaki stojąc przy barze krzyżowała nogi i kiedy w chwili zwątpienia zarzucała wolne kosmyki za lewe ucho. Znał jej spojrzenie, które przeszywało go w całości i przyprawiało o gęsią skórkę. Znał ją całą. Na pamięć.
Głośne chrząkniecie przywróciło go do rzeczywistości. Spojrzał na swoją towarzyszkę, dedykując jej całe pięć minut swojej uwagi - a tak naprawdę całe trzydzieści sekund, bo gdy subtelnie nachylił się nad jej szyją, odgarniając pukiel włosów i powolnymi pocałunkami muskał jej napiętą skórę, myślami był już w zupełnie innym miejscu. Ciche jęknięcie wdarło się do jego uszu, kiedy i ona na niego spojrzała, pochłaniając całą energię pomieszczenia tym niewielkim gestem. Nie przestał - ssał drobny płatek ucha towarzyszki nie przerywając kontaktu wzrokowego i widział to. Nawet z takiej odległości widział te charakterystyczne kurwiki w jej jasnych oczach.
- Muszę się odlać - rzucił sucho, delikatnie odpychając od siebie słodką Lily i tym samym wyciągając jej napalone łapy spod luźnej, czarnej koszulki - Zamów sobie coś, zaraz wrócę - dodał na odchodne, żeby nie wyjść na totalnego kutasa, po czym pewnym krokiem skierował się w stronę kibli. Męska była na lewo i chyba żadnym szokiem będzie, gdy napiszę, że Ollie bez najmniejszego zawahania odbił w prawo.
Drzwi były otwarte, zupełnie jakby specjalnie zapraszały go środka. Tylko głupiec odmówiłby więc takiej szansie. Przekroczył próg, mimowolnie lustrując ją wzrokiem, by już po chwili stanąć tuż za jej plecami. Przeniósł spojrzenie do lutra, wbijając spojrzenie w niebieskie jak ocean oczy i mógł przysiąc, że od samego jej zapachu doznawał istnego szaleństwa. Powolna dłoń uniosła się do góry, lądując na idealnie kręconych włosach, których finalnie nie było mu dane odgarnąć, bo nim się obejrzał już stała do niego przodem. Twarzą w twarz.
- Ej, ej, ej. Po co od razu tak gwałtownie - uniusł ręce obronnym geście, pozwalając, by na twarz wypełznął charakterystyczny, delikatny uśmiech - Przecież nie gryzę - rzucił, dodając to tego lekkie prychnięcie i niewielki kroczek do przodu tym samym zmuszając ją do nadziania się na brzeg umywalki. Przekręcił delikatnie głowę i przyglądając się jej zaciekawieniem, pewnym ruchem sięgnął po papierosa, którego trzymała w ustach. Bezczelnie pozbawił ją używki, wciskając ją pomiędzy własne wargi - Tęskniłaś? - spytał cicho, jakby dzielił się z nią największą tajemnica państwową, po czym nie tracąc kontaktu z głębią jej oczu, zaciągnął się papierosem. Here we go again.
Calliope Quinn
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
20 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Kotki, blanty, kiepskie randki.
W znajomości z Oliverem było coś nieznośnie ciążącego. Ten brak oddechu, kiedy był blisko, wrażenie mrowienia, gdy sunął spojrzeniem po jej ciele. Milczenie, które nie było niekomfortowe, ale za to wprawiało ją w swoisty spokój i myśl, że nie zamieniłaby tego milczenia na nic innego. Przyciągał ją tak, jak nikt inny, wodził ją za nos, a ona zawsze odwdzięczała się tym samym. Ich drogi przeplatały się, wiły, a Call lubiła wyobrażać sobie ich spotkania jak nagłą eksplozję dwóch, zderzających się ze sobą gwiazd.
Nie był dla niej. Jasne, że nie, bo ktoś pokroju Marshalla był ostatnią osobą, którą przedstawisz rodzicom i bratu. Był typem za którym latały pseudo instagramowe laski, typem, który wolał ćpać i chlać, zamiast zabrać Cię do kina, typem, który przy tym wszystkim, na drobne sekundy porzucał maskę wiecznego dziecka, by objąć Cię ramieniem i po prostu przytulić.
Był pyskaty, głupi w decyzjach, zbyt impulsywny.
Był zdradliwym sukinsynem.
A Calliope i tak próbowała odnaleźć jego twarz pośród tysięcy innych mężczyzny, doszukać się podobnego dotyku, zapachu. Błądziła wzrokiem, kiedy wyczuła nuty jego perfum, albo gdy mignęła jej podobna szopa czarnych włosów. Seksem z innymi dusiła gorycz i złość po tym, jak ją olał, kiedy wydawało się jej, że mogłaby z kimś być. Po tym, jak zostawił ją pewnego ranka, bo powiedziała kilka słów za dużo, burząc tym samym ich komfortową, czysto łóżkową relację.
Co wtedy powiedziała? Miała na sobie jego koszulkę i bawiła się jego włosami. Zapach fajek kręcił ją w nosie, a uda lepiły się od potu.
Może wyskoczymy gdzieś z moim bratem?
Pożałowała tych słów zanim jeszcze skończyła zdanie.
I kiedy wyszła z jego mieszkania, już więcej się ze sobą nie skontaktowali. Oliver nie chciał, ona była zbyt dumna, by płaszczyć się przed facetem.
Muzyka dotarła do niej, gdy drzwi łazienki otworzyły się, przerywając chwilę odpoczynku. Zanim go zobaczyła, mogłaby przysiąc, że rozpoznaje jego kroki i szelest koszulki. Oczywiście, że przyszedł, chyba zawsze tak to działało. Lecieli na łeb na szyję, żeby wszystko spierdolić.
Odszukała go wzrokiem w odbiciu lustra, z sercem przyciśniętym do gardła, a zimne krople na dekolcie parzyły teraz jak małe ogniki. Na moment zapomniała o Dereku, o towarzyszce Olivera, którą zdołała wypatrzeć w długie, ocenić i znienawidzić za to, że wsuwała ręce na jego brzuch, który Call tak lubiła całować.
Najwyraźniej jego upodobania względem kobiet właśnie sięgały krawężnika. No offence.
Nie pozwoliła mu się dotknąć, sprawnym piruetem obracając się przodem, wbijając uważnie spojrzenie na jego ciemnych oczach. Cofnęła się, gdy zrobił krok w przód, czując na pośladkach twardość umywalki, a na twarzy ciepły oddech.
Tęskniłaś?
Chciała parsknąć, ale zamiast tego pochyliła się lekko, wspierając dłoń na jego klatce piersiowej, palcami wolno sunąć w górę, aż nie wyczuła pod opuszkami szorstkości jego szczęki. Zadarła głowę, łapiąc między rozchylone wargi dym z jej jego papierosa.
- Nie pamiętam kim jesteś - mruknęła cicho, mocno zaciskając palce na jego policzkach. Odepchnęła go, jednocześnie pozbywając się ciepłoty jego ciała i nienawidząc siebie za to, że czuje znajomy uścisk w dole podbrzusza.
- Przyszłam z kimś. Zajmij się swoim szczeniakiem - dodała, lustrując go od góry do dołu spod długich rzęs. - Nie ładnie zostawiać kobietę samą, ale chwila...Chyba coś o tym wiesz - znowu obróciła się, pochylając nad strumieniem wody, by upić kilka łyków. W gardle jej zaschło, dłonie lekko drżały.
- Poza tym to damska toaleta. Chyba, że przez ten czas wyrosła Ci cipka - otarła kącik ust kciukiem, na nowo odnajdując go w lustrze.
- Czego chcesz, Ollie? Bo wydaje mi się, że nie mamy sobie nic do powiedzenia.

Oliver Marshall
powitalny kokos
Reżyser porno
20 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Hera, koka, hasz, LSD.. ta zabawa po nocach się śni.
LSD, hera, koka i hasz.. podziel się z Oliverem czym masz!
Parzył.
Jej dotyk go patrzył.
Niezależnie od tego, czy był on czystym kontaktem skóra do skóry, przez koszulkę, czy nawet pierdolonego, dwumetrowego druta - patrzył. Rozpalał niekontrolowane ciepło, pozostawiając prawie namacalny ból, na drodze, wzdłuż której powolnie sunęła dłonią. Wyprostował się niekontrolowanie, zbierając w sobie wszystkie siły świata, by nie jęknąć jej prosto w twarz, gdy drobne palce dotarły do szczęki. Nie dość, że na trzeźwo potrafiła wywoływać w nim uczucia, o których nawet mu się nie śniło, to tym bardziej w tamtym momencie, kiedy był upierdolony do granic możliwości, obierając wszystko trzy razy bardziej, mocniej, głębiej.
Nie pamiętam kim jesteś.
Spoglądał na nią z góry, ani na sekundę nie przerywając kontaktu wzrokowego. Tworząc tę charakterystyczną dla nich elektryczną więź, której przez moment żadne nie potrafiło przerwać. Dopiero pchnięcie z jej strony sprowadziło go na ziemię, a z gardła Olivera wybrzmiało głośne prychnięcie.
- Call - zamokał w powietrzu, naśladując jej kroki i ponownie stając za jej plecami. Nie mogła przed nim uciec. Bez dotyku, ani żadnego kontaktu fizycznego, nachylił się tuż przy jej uchu, łapiąc jasne spojrzenie w odbiciu lustra - Chciałabyś nie pamiętać kim jestem. Chciałabyś zapomnieć - wyszeptał, przysuwając się jeszcze bliżej, łącząc ich kręcone kosmyki w jeden mieszany pukiel loków - Chciałabyś móc po prostu wymazać z pamięci jak pieprzyłem cię do ostatniego tchu, jak wołałaś moje imię, jak od samego dotyku dostawałaś gęsiej skórki. Chciałabyś zapomnieć, co? - mówił pewnym siebie tonem, wkładając w niego nutę rozbawienia. Bawił się chwilą. Chłonął stan, w którym zawisła. Delektował się widokiem pojedynczych kropel potu, sunących powoli po unoszącej się ciężko klatce piersiowej, walcząc z desperacją potrzebą dotknięcia jej skóry i przejechania językiem wzdłuż idealnej linii piersi.
Na jej kolejne słowa zatrzymał się na moment, prychając pod nosem. Wyszczekana jak zawsze. Taką lubił ją najbardziej. Zaciągnął się znajomym zapachem i jakby to miało mu na razie wystarczyć, wykonał kilka kroków w tył, opierając plecy na drewnianych drzwiach od kabiny.
- Widziałem. Zdążyłem zauważyć. Przerzuciłaś się na nisz społeczny, czy teraz już tak czysto hobbystycznie dajesz dupy wszystkim jak leci? - odbił piłeczkę, odchodząc od tematu Lily i zarzutu zostawiania kobiet. Bo Oliver już tak miał - kiedy tylko temat robił się niekomfortowy i mniej zabawny ten rzucał obrzydliwym komentarzem, raniąc wszystkich dookoła tylko po to, by odwrócić uwagę od własnego spierdolenia.
Czego chcesz, Ollie?
Nie wiedział.
Nie miał bladego pojęcia, co tak naprawdę od niej chciał, ani po co poszedł z nią do tego pieprzonego kibla. Zupełnie jakby zrobił to po części nieświadomie, zdając się wewnętrzny instynkt. Nie oczekiwał niczego konkretnego, po prostu czuł, że musi zobaczyć ją z bliska. Spojrzeć ponownie w piękne, błękitne oczy, zaciągnąć zapachem jej ciała, doprowadzić do szybszego bicia serca.
Potrzebował poczuć cokolwiek, a ona samą obecnością dawała mu już o wiele więcej.
Zamilkł na moment, dokańczając ówcześnie zajebanego papierosa.
- Chodź ze mną - rzucił po chwili cichym tonem - Został tego łysego fiuta i wyjdź ze mną z tej imprezy - rzucił karty na stół, wbijając w nią pełne pożądania spojrzenie. Pożądania i pieprzonej desperacji.
Był jak ćpun, który właśnie stanął twarzą w twarz ze swoim największym nałogiem.
Calliope Quinn
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
20 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Kotki, blanty, kiepskie randki.
Wstrzymała oddech, gdy prawie przylgnął do jej pleców, dociskając ją do umywalki, na której zacisnęła dłonie jakby w obawie, że kolana odmówią jej posłuszeństwa. Nie odwróciła wzroku, lustrując w odbiciu jego twarz, usta zaraz przy jej uchu, które pieścił gorącym oddechem, każdym słowem, jakie wydobyło się z pieprzonych ust. I było jej zbyt mało, bo milimetry jakie ich dzieliły to była cholerna przepaść, nieznośnie nieprzyjemna i drażniąca.
Chciała go dotknąć, jej ciało pragnęło znowu go poczuć. Ciemne włosy drażniły jej policzek, aż przymknęła na moment powieki, unosząc blado kącik ust. Powstrzymała się, by nie odchylić głowy, nie uwydatnić bardziej szyi, bo wtedy by przepadła, jak zawsze, gdy chociażby muskał jej ramię opuszkami palców.
Ktoś otworzył drzwi, ale chyba nie wszedł, bo odgłos muzyki ponownie został stłumiony, a w toalecie byli jedynie oni. Call i tak miała to gdzieś, bo teraz istniał tylko Oliver, napierająca bliskość i słowa, które wyrwały ją z transu.
Spojrzała na niego ostro, odrobinę z poczuciem winy i żalu, jakby fakt wspomnień był tylko jego winą, nikogo innego.
Pragnęła zapomnieć. Nie pamiętać, jak w środku nocy potrafiła przyjechać po jednej, głupiej wiadomości, by dwadzieścia minut poźniej rzucić się na niego i prosić, by ją przeleciał. Chciałaby zapomnieć, jak mocno biło jej serce, kiedy spoglądał na nią przy głupich czynnościach, albo o tym, że znał każde, najwrażliwsze miejsce na jej ciele.
Pojedyncza kropla spłynęła po jej dekolcie, niknąc gdzieś między falującymi piersiami. Wrzała; ze złości, pożądania, była jak zlepek tak mocnych emocji, że miała ochotę krzyczeć na całe gardło.
Milczała, zaciskając tylko mocno wargi, z miną świadczącą o tym, że nie. Nie ma o czym pamiętać. Ani o jego zaraźliwym śmiechu, ani o długich godzinach sączenia piwa, przeplatanych drobnymi pieszczotami.
- To nie Twój zasrany interes z kim sypiam, Marshall - powiedziała jakimś ostatkiem spokoju jaki odnalazła, jeszcze raz pochylając się, by opłukać twarz. Łatwiej było jej wykonywać ruchy, kiedy za plecami czuła już tylko chłód. - Wyczuwam zazdrość? - wyprostowała się, ocierając dłonie w materiał zdecydowanie za krótkiej sukienki, poprawiając zaraz włosy, które odrzuciła na plecy. Uśmiechnęła się z politowaniem, mierząc go od góry do dołu jak coś niewartego nawet minimalnej uwagi.
- Hobbistycznie zajmowałam się Twoim fiutem. To nie pasja, Ollie. Raczej współczucie - zmrużyła powieki, unosząc dumnie podbródek. Stukot jej obcasów rozniósł się w łazience, kiery ruszyła do wyjścia z zamiarem ucieczki - bo ucieczki i jej wychodziły widowiskowo, wystarczyło przecież zatrzasnąć za sobą drzwi, zniknąć w tłumie i odnaleźć Dereka.
Potrzebowała go. Jego byle jakiej mordy, dotyku bez wyczucia, kolejnego drinka i piguły. Chciała, by się nią zajął, oderwał jej myśli od Olivera, może przekona go, by zmienić lokal. Był jej zapychaczem, kimś, kto zapełniał jej czas bez niego. Więc niech się, kurwa, na coś przyda.
Chodź ze mną
Zatrzymała się gwałtownie, spoglądając na mężczyznę przez ramię. Jakby wypowiedział magiczne zaklęcie, rzucił na nią czar, jakby właśnie usłyszała długo wyczekiwane "przepraszam".
Oczywiście, że chodziło o seks. O dobrą zabawę, o miliony orgazmów jednej nocy. Chodziło o nich, jak dawniej, by rano znowu wszystko wyparowało.
- Oliver...- mruknęła. Bo ile było można wchodzić do tej samej rzeki? Popełniać w kółko te same błędy? Marshall był jej błędem, chyba najgorszym jaki popełniła. I pomimo rozsądku, który jej nie opuszczał, serce biło jej tak szybko, że obawiała się o swoje życie.
Znowu nie mogła oddychać. Dusiła się.
Skierowała się w jego stronę, w szybkich ruchach dopadając go, dociskając do zamkniętych drzwi kibla, wpijając się w jego wargi. Mocno, bez czułości, opierając dłonie na jego policzkach, przelewając pocałunkiem tęsknotę i oddanie, którego Derek czy ktokolwiek inny, nigdy nie będzie w stanie odczuć. Smakował alkoholem, fajkami i goryczą dragów, smakował tym, co zawsze w nim uwielbiała. Docisnęła się piersiami do jego klatki piersiowej, próbując wsiąknąć w niego, scalić się w jedność i już tak pozostać.
- Wracaj do niej - wyszeptała, wplatając palce w jego włosy, jeszcze na moment nie pozwalając mu się odsunąć. Odnalazła jego oczy, sapiąc ciężko w rozchylone wargi, skubiąc dolną z namysłem. - I baw się dobrze. Bo ode mnie możesz dostać tylko to - dodała, rozpadając się na miliony kawałeczków w środku. Pokręciła szybko głową, cofając się i ocierając usta, a następnie wyparowała z toalety, jakby nigdy jej tam nie było, na jakimś podświadomym autopilocie odnajdując Dereka w tym samym miejscu przy barze, sączącego kolejnego drinka. Nie słyszała co mówił, ale czuła jak dociska ją do siebie i całuje. Coś wciska jej w rękę, równie dobrze mógł być to drink, MDMA albo plik pieniędzy. Czuła jak gładzi ją po udzie i pośladku, jak trofeum i zdobycz.
To nic. To nic. Tonictonictonic.

Oliver Marshall
powitalny kokos
Reżyser porno
20 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Hera, koka, hasz, LSD.. ta zabawa po nocach się śni.
LSD, hera, koka i hasz.. podziel się z Oliverem czym masz!
Powietrze.
Niby potrzebne do życia, podstawa prawidłowego funkcjonowania.
A co jeśli nagle go zabraknie?
Co jeśli jej spojrzenie sparaliżuje do tego stopnia, że mózg zapomni zarządzać organami, serce przestanie pompować, a płuca tak po prostu zamkną się w sobie i odmówią współpracy?
Co jeśli pragnienie dotyku, kontaktu skóra do skory było tak silne i zdesperowane, że odbierało możliwość trzeźwego myślenia, doprowadzając organizm do kompletnej rozsypki?
Co jeśli sama obecność Calliope odbierała mu wszystko, co wydawało się potrzebne do życia?
Udawał, ze nic go nie obchodzi. Poruszał się przez każdy dzień z wielkim fiutem na czole i prawdziwym wyjebanizmem w sercu, traktując ludzi dookoła jak największe śmieci tej planety, a jednak - wystarczyło piec minut w jej obecności, a wszystko szło się pierdolić. Nienawidził tego stanu. Nienawidził bezbronności, w którą go wprowadzała. Nienawidził emocji, jakie budziła. A najbardziej nienawidził tego, jak wiele przyjemności z tego czerpał. Bo prawda była taka, ze wszystkie inne były tylko jej nędzną podróbką, tanią szmatą z AliExpress, kiedy to ona była jedyną osobą, potrafiącą wywołać w nim coś prawdziwego. Nieważne pozytywnego czy negatywnego - przy niej zaczynał czuć i to przerażało go najbardziej.
I kiedy odwróciła się na pięcie i ruszyła w jego kierunku, by już po chwili zmiażdżyć jego usta, miał wrażenie, że świat nagle zamarł. Stanął w miejscu, dając im chwile intymności. Nie myśląc nawet przez sekundę, złapał ją w pasie, przyciskając do siebie tak mocno, że aż bolało. Czuł jej kości biodrowe na brzuchu, a ich klatki piersiowe unosiły się jak szalone. Zupełnie jakby zaraz miały odpalić niewidoczną katarynę i po prostu wypierdolić w powietrze, wysoko prosto do nieba.. albo i piekła, bo tylko na to zasługiwali. Nie dbał o to. W dupie miał głęboko, czy to, co się działo było właściwe, czy wypadało. Oczywiście, że nie wypadało, ale przecież oboje dobrze wiedzieli, że zasady były tylko i wyłącznie po to, żeby srać na nie z wysokiej drabiny.
I nagle przestała.
Wymieniali się oddechami, dysząc nierówno, walcząc o każdy pojedynczy skrawek powietrza. Uniósł dłoń do jej twarzy, powolną dłonią muskając jej idealne kości policzkowe. Zupełnie jakby chciał sprawdzić, czy przez ten ostatni czas cokolwiek uległo zmianie. Było tak samo. Tak samo idealnie.
Wracaj do niej
Cichy szept odbił się echem w jego uszach, a narastający gniew zaczął zalewać całe ciało. Odsunęła się, pozostawiając wyjątkowo znajomy, chłodny powiew i resztki zapachu w powietrzu, którymi on mimowolnie się zaciągnął, zbierając go ze sobą. Call była już w połowie drogi do wyjścia, kiedy z ust Marshalla wydało się krótkie:
- Nawet kurwa nie waż się tam wracać do niego - rzucił poważnym tonem do jej pleców, jednak nim zdążył cokolwiek dopowiedzieć jej już nie było. Tak po prostu. Uniósł głowę, przyglądając się własnemu odbiciu.
Gniew.
Pieprzony gniew pulsował w jego żyłach do tego stopnia, że bez jakiejkolwiek kontroli wykonał obrót i wypierdolił w niczemu winny kosz na śmieci tuż przy umywalce. Starte papierów rozsypała się na kafelki w towarzystwie donośnego huku.
Wyszedł z pieprzonego kibla, kompletnie ignorując typiare, która rzucała w jego stronę zażalenia, że to damska toaleta. I może normalnie coś by odpowiedział, zarzucił kąśliwym komentarzem, jednak nie w tamtej chwili. Nie w chwili, w której próbował zlokalizować źródło wszystkich kłopotów. I zrobił to.
Jego wzrok wbił się w scenę obleśnego do granic możliwości pocałunku. Coś go zakuło. Coś w żołądku wykonało dwa fikołki i pierdolnęło prosto w śledzionę. Coś zaskwierczało w uszach i nim się obejrzał, stał już przy Calliope i jej łysym typie, przytupując nogą do klubowej muzyki i łapiąc z lady czyjegoś drinka.
- Hej, przepraszam stary.. - postukał sympatycznie typka po barku, tym samym kierując na siebie jego uwagę - Dobra impreza, co? Dobrze sie bawisz? - krzyknął z uśmiechem, próbując przekrzyczeć muzykę. Przysunął twarz zdecydowanie za blisko, naruszając jego przestrzeń osobista i kiedy idiota już miał zamiar mu faktycznie odpowiedzieć na pytanie, Oliver jak gdyby nigdy nic zamachnął z całej pizdy ręką i roztrzaskał mu na głowie szklankę z drinkiem - Dobrze Ci z nią? - spytał nim ktokolwiek zdążył zareagować na poprzednią sytuację, wskazując energicznym ruchem głowy w tył, gdzie stała Calliope i ponownie przypierdolił mu prosto w ryj, tym razem z klasycznej pięści.
Nie żeby umiał się bić. Nic z tych rzeczy. Powiedziałabym nawet, że należał do tych mocno przeciętnych wojowników, jednak niezrozumiały naskok adrenaliny nakręcał go do robienia rzeczy z siłą, o której nawet mu się nie śniło.
Calliope Quinn
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
20 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Kotki, blanty, kiepskie randki.
Nie chciała już tu być. Żadną częścią drobnego ciała, w którym i tak wiecznie odnajdowała nieposkromione pokłady energii i siły. Nie chciała być tu duchem, skórą, którą teraz gładził Derek w sposób jakiś mechaniczny, jak psa albo kota, wyliniałego i rozłożonego na jego kolanach.
Nienawidziła za to Marshalla. Zawsze całkowicie zajmował jej umysł, jej serce, nawet pieprzoną duszę, która wyrywała się teraz do brudnego i śmierdzącego szczochami kibla, jakby było to najromantyczniejsze miejsce na ziemi. Nie słyszała już muzyki, chociaż bas sprawiał ją w drżenie, zupełnie nie w rytm, jakby dostała drobnego ataku epilepsji. Wystarczyło, że pojawiał się w zasięgu wzroku, a wszystko chuj strzelał.
Uświadomiła sobie, jak bardzo gardzi Derekiem, jego łysiną ukrytą pod czapką z daszkiem, jego łapami, które nie pasowały do żadnej części jej ciała. I ktoś n o r m a l n y uznałby, że hej, przecież wystarczy zostać z Oliverem, nic wielkiego. Uciec ukradkiem, napisać rano na prędko wyjaśnienia, że dopadła ją grypa żołądkowa. Struła się. Myśl, dziewczyno, zawsze miałaś w głowie miliony wymówek.
Ale zostanie z Marshallem oznaczałoby jej kapitulacje. Poddanie się, przyznanie, że ją oswoił. Zranił ja na tyle różnych sposobów, że gdy tylko o tym pomyślała, coś wewnątrz niej zarzuciło kotwicę i jeszcze mocniej docisnęło jej ciało do aktualnego partnera.
Bawił się nią. Cały czas się nią bawił, kiedy ona była w stanie oddać mu serce na tacy. Skoczyłaby za nim w ogień, gdyby o to poprosił, stałaby za nim jak lwica, gdyby tylko nie okazał się takim chujem - manipulantem.
Niszczył ją. A ona masochistycznie uwielbiała ten fakt, czerpała przyjemność z bólu, bo lubiła myśleć, że to oznacza nie mniej, nie więcej jak to, że mu na niej zależy.
A później trzeźwiała, plując sobie w brodę. Klasycznie. I równie klasycznie nie dostawała nawet jednego, głupiego smsa z przeprosinami.
Nie można kogoś odpychać i przyciągać jednocześnie prawda? W końcu wybuchną, rozjebią wszystko w koło, każdego, kto pojawi się w zasięgu.
Derek znowu coś mówił, a ona sunęła palcem po mrowiących wargach, z zamyśleniem mrużąc powieki.
Dobrze się bawisz?
Tak.
Zaraz wyskoczymy do mnie?
Jasne.
Boże, nie chciała marnować na niego ani odrobiny powietrza. Jej twarz wykrzywił grymas, który mężczyzna uznał za zadowolony uśmiech i może, gdyby znał ją dostatecznie dobrze, dostrzegłby, że w kącikach oczu nie pojawiły się znaczące zmarszczki, a jej oczy nie błyszczą z radości.
Utkwiła spojrzenie w burzy ciemnych włosów, która stanęła obok Dereka. Przechyliła nawet głowę, bo obraz był tak abstrakcyjnie dziwny - oboje pasowali do siebie jak pięść do nosa. Łysy był, cóż, łysy i niższy, Marshall natomiast prezentował się jak jebany Bóg na dragach.
Kurwa.
- Oliver! - wrzasnęła, uświadamiając sobie całą sytuację, a serce podskoczyło jej do gardła tak gwałtownie, że prawie zwymiotowała. Usłyszała jeszcze, jak jej towarzysz odpowiada, że impreza zajebista i laski w porządku, jest na co popatrzeć.
A później stał się koszmar.
Kilka osób odskoczyło, gdy szkło wraz z krwią i zawartością szklanki rozbryznęło się na boki. Derek zachwiał się i zaklął siarczyście, od razu spinając się jak pitbull, dopiero po kolejnym uderzeniu, szybko spoglądając na Calliope.
- Co jest, kurwa?! Pojebało Cię?! - wrzasnął z furią, rzucając się na Olivera, by odepchnąć go od baru i tym samym zrobić sobie więcej miejsca. Quinn odskoczyła, balansując na obcasach; adrenalina, to uderzenie gorąca i dziwnej, nieopisanej ekscytacji zostało zastąpione przerażeniem i paniką.
Kręciła głową, modląc się, by Oliver dostrzegł jej gest i odpuścił, spierdolił w podskokach, bo walka od początku była nierówna. Nie, jeśli ktoś pokroju pijanego Dereka na za pasem składany nóż, cholera wie po co.
Widziała krew, która spływała po twarzy coraz bardziej bordowego Łysego. Czuła też, jak ktoś łapie ją za ramię. Jakaś kobieta, piszcząc jej okrutnie do ucha, aż ostatecznie Calliope spojrzała na nią groźnie.
- Dlaczego mój chłopak bije Twojego chłopaka?! - blondynka była blada, a jej głowa skakała na boki, gdy obserwowała kolejno każdego zamieszanego.
Chłopaka, chłopaka, chłopaka.
- Spierdalaj - syknęła w odpowiedzi, wyrywając się dziewczynie (niższa, brzydsza, doprawdy fatalny gust) i robiąc coś na tyle głupiego, że nawet brat by jej nie pogratulował. Z impetem wpadła między ściśniętą dwójkę, obcasem naciskając na stopę Dereka, a tyłkiem odsuwając Mashalla.
- Dosyć, Kurwa. Stop, ja pierdole! - wrzeszczała. Aż nie oberwała od Dereka, który zamachnął się i chybił, trafiając w jej policzek, aż wywinęła się na pięcie, a w oczach jej pociemniało.
Oddychając szybko, policzyła do pięciu, zanim ból nie wywołał w niej furii.
- Ty tania szmato! - jej ówczesny, były już kompan, raczej nie bywał mocno elokwentny. Zignorowała go, szybko odnajdując Olivera i łapiąc go mocno za przegub.
- Uciekamy. Kurwa, inaczej nas pozabija, Ty jebany imbecylu - wydyszała, popychając go w kierunku drzwi, dziękując jednak za tłum, jaki zebrał się w klubie. Jeśli nie zabiłby ich Derek, prawdopodobnie złapała by ich ochrona, a ostatnim czego teraz potrzebowali, było wezwanie policji i znalezienie przy nich dragów, które skrywały się gdzieś w ciasnych skrytkach ich ubrań.
Odwróciła sie tylko raz, ale ktoś po raz kolejny zmasakrował poszkodowanego i mogłaby przysiąc, że Felix znowu ratował jej skórę jak jebany Anioł Stróż.
- Możesz przestać rujnować mi życie?! Możesz, kurwa, przestać?! - nie musiała krzyczeć - w uliczce przed klubem było niewiele ludzi. Było też czym oddychać, ale tym samym policzek zabolał ją mocniej i aż docisnęła do niego dłoń.
Zsunęła buty ze stóp, a potem cisnęła nimi kolejno w Olivera, trafiając gdziekolwiek, byle tylko wyrazić szał, wściekłość i niezrozumienie dla jego zachowania.
- Jesteś...Kurwa...Najgorszy - z każdym słowem była bliżej niego jak taran, jak chodząca kula śmierci, w końcu z całej siły uderzając pięściami w jego tors.
- Co Ci strzeliło do głowy?! Wynoś się. Zejdź mi z oczu! - napierała na niego jeszcze mocniej, możliwe, że chcąc go dodatkowo zmusić siłą, bezustannie uderzając w niego, aż nie opadła z sił.

Oliver Marshall
powitalny kokos
Reżyser porno
20 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Hera, koka, hasz, LSD.. ta zabawa po nocach się śni.
LSD, hera, koka i hasz.. podziel się z Oliverem czym masz!
Wszystko działo się cholernie szybko. Za szybko.
Huk rozbitego szkła.
Uderzenie.
Ból.
Krzyk.
Spotkanie z podłogą.
Więcej bólu.
..i jej dłoń.
Dłoń, która wyrosła gdzieś z tłumu i wyszarpała go za fraki, gdzieś w kierunku wyjścia. A on podążał, przenosząc ciężar ciała z jednej nogi na drugą, usilnie próbując utrzymać pion i jakąkolwiek równowagę. Nie było lekko. Świat dookoła wirował na pełnych obrotach, a Marshall odbijał się od przypadkowych ludzi jak pieprzona piłeczka kauczukowa. Potrzebował chwili, by dojść do siebie.
Musiał przyznać, sierpowy to łysol miał kurwa mocny. Wystarczyło jedno uderzenie z zamachu, by rozjebać mu nos i łuk brwiowy, z którego stróżkiem płynęła gęsta, czerwona ciecz. No i chuj. W końcu z każdej wojny muszą być jakieś rany.
Świeże powietrze uderzyło go jeszcze mocniej niż się spodziewał, a chłodny wiatr dodał tak bardzo potrzebnej w tamtej chwili trzeźwości. Przeszedł za Call w boczną uliczkę, podbierając ciało na zimnej ścianie budynku, wysłuchując obelg i obrywając po barkach butami, co tylko poprawiło jego humor.
Szalony uśmiech wypełznął na jego twarz, kiedy ona rzucała już kolejne tego wieczoru przekleństwo. Taką lubił ją najbardziej - złą, pyskatą i pełną emocji. Nudziła go normalność i szara codzienność. Potrzebował wrażeń. Potrzebował groźnych spojrzeń i przyśpieszonych oddechów.
Dopiero czując palce, usiłujące wymierzyć mu sprawiedliwość, mocno obijające się o jego klatkę piersiową czuł, że jest we właściwym miejscu. Nie spuszczał wzroku z jej turkusowych oczu ani na sekundę. Chłonął z nich te wszystkie emocje, przypominając sobie jak bardzo z tym tęsknił.
- Mam zejść ci z oczu, tak? - prychnął, przyciskając głowę do jej czoła, które i tak znajdowało się zaledwie milimetry dalej, po czym łapiąc ją w pasie, przerzucił na plecy i przyparł do ściany tak, że teraz to on panował nad sytuacją - To powiedz.. czemu wyciągnęłaś mnie z klubu? Czemu złapałaś za rękę i wyszarpałaś aż tutaj, zostawiając w środku tego pieprzonego frajera? - mówił spokojnie, cedząc każde słowo i uważnie przyglądając się jej reakcji. Wodził głową na lewo i prawo, niemalże wprawiając ich w delikatny ruch - Czemu dalej tu stoisz, co? Czemu twoja klatka unosi się jak po przebiegnięciu maratonu, oddech masz ciężki, a serce bije tak mocno, że słychać je aż tu? Co, Call? - zacmokał, unosząc wolną dłoń i sunąc wzdłuż jej ramienia, aż po obojczyki, na koniec zaciskając na smukłej szyi. Delikatnym pchnięciem zmusił ją do oparcia głowy na chłodnej ścianie, tym samym odsłaniając mu jeszcze więcej skóry - Czemu za każdym razem gdy cię dotykam, dostajesz gęsiej skórki? Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że przy nim jest to samo? - bezczelnie wcisnął kolano pomiędzy jej nogi, napierając jeszcze bardziej, mocniej, z większą desperacja, zupełnie jakby chciał tak po prostu wciągnąć w nią i połączyć się w jedno, pieprzone ciało astralne.
Nie myślał racjonalnie, kiedy był przy niej. Otumaniała go w całości. Jej bliskość go parzyła, sprawiała fizyczny ból, za to jej brak zabijał. Pozostawiając dłoń na smukłej szyi, przekręcił nią nieco, by w końcu zauważyć wielkie zaczerwienienie i ślad dłoni na jej policzku. Coś zapiekło go w środku, a na twarzy pojawił się czysty gniew.
- Zabije go - skwitował, poważnym tonem, przyglądając się temu jeszcze dokładniej - Przysięgam, zapierdole skurwysyna- złożył obietnice. Niekoniecznie dla niej, a bardziej dla samego siebie. Nie pozwoli, by ktokolwiek ją krzywdził, a każdy, kto się do tego skłoni jeszcze kurwa pożałuje. Każdego, tylko nie .
Calliope Quinn
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
20 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Kotki, blanty, kiepskie randki.
Akcja Olivera była zapalnikiem, który uwolnił całą, nagromadzoną w niej złość, frustrację i bezsilność, jaką czuła w stosunku do niego.
Tak było od początku. Od pierwszego spotkania, też w jakimś klubie łudząco podobnym do tego. Była z grupą znajomych, on stał nieopodal i wystarczyło jedno spojrzenie, by zgłupiała na jego punkcie. Był zabawny - lubiła zabawnych ludzi, którzy naturalnie wywoływali uśmiech na jej twarzy. Był impulsywny, co ceniła, bo nie było nic gorszego od nudy, od wiecznego zastanawiania się nad tym, co wypada. Był pewny siebie, jak ona, trochę głupi w młodzieńczych decyzjach, ale przecież mieli do tego prawo. Mieli prawo do bycia pragnącymi przygód i dobrej zabawy dwudziestolatkami.
Naciągali odpowiednie struny, w jednej sekundzie skacząc sobie do gardła, by w drugiej pieprzyć się namiętnie, aż oboje nie padli ze zmęczenia. Byli zazdrośni, zadufani w sobie, egoistyczni. Nie potrafili stworzyć dobrej relacji, opierając się na skrajnościach, które doprowadzały ich do miejsca, takie jak ta zasrana uliczka.
Biła go. Cały czas, aż nie rozbolały jej pięści, aż ramiona nie opadły bez siły, a czoło Marshalla nie oparło się o to jej, będące znacznie niżej, gdy pozbyła się butów. Oddychała szybko, drżąc, czuła jak sukienka przylega jej mocniej do spoconego, rozedrganego ciała. Zacisnęła oczy, kręcąc tylko głową, bo już nic więcej nie mogła z siebie wydusić, a własny jad palił ją w gardło.
Prawie oderwała stopy od ziemi, gdy w kolejnej chwili przyparł ją do chłodnego muru, aż sapnęła, mierząc go niezadowolonym spojrzeniem. Dopiero teraz doszło do niej, że przystojna twarz zalana jest krwią, a rozcięta warga puchnie, aż miała ochotę dotknąć jej palcami. Poruszyła się niespokojnie, unosząc dumnie podbródek, chociaż każde słowo trafiało ją w sam środek i miała ochotę się skulić. Zapiekły ją oczy, gorąco uderzyło na ramiona i policzki, a jej własne wargi zacisnęły się w wąską linię.
- Miał nóż. Widziałam jak go zabiera, to była nierówna walka - mruknęła, nawet przez chwilę wierząc, jakoby był to jedyny powód jej zachowania. - Może zrobiłam to z tego samego powodu, dla którego rzuciłeś się na Dereka - dodała, unosząc pytająco brew. - Nie wiem, Ollie, może po prostu nie jestem w stanie być normalna, okej? Może, kurwa, nienawidzę Cię i jednocześnie nie mam ochoty oglądać, jak ktoś wbija Ci nóż w nerki - odpowiadała na każde spojrzenie, sunąc jasnymi oczami po tych drugich, pociemniałych, które lustrowały jej twarz.
- Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego za mną poszedłeś do kibla? Dlaczego nie odejdziesz, tylko czekasz? - nie odpowiedziała, zadając mu serię równie trudnych pytań, w końcu prychając cicho i odwracając wzrok. Oparła dłoń na jego klatce piersiowej i westchnęła głośniej, gdy tylko wsunął kolano między jej uda, na co ona, instynktownie je zacisnęła, przylegając do niego mocniej.
- Z nikim nie jest tak samo. Co nie znaczy, że inni nie są od Ciebie lepsi - łaknęła jego dotyku, błądząc palcami na jego bark, bok szyi, w końcu na twarz, z której otarła część krwi. Rozsmarowała ją z zamyśleniem, nie spuszczając z niej oczu, gdy odchyliła głowę mocniej, uwydatniając szyję, na której otuliły się długie palce.
Skrzywiła się, zmuszona do obrócenia głowy i pokazania zaczerwienienia. Piekło, bolało, gdy mówiła i była pewna, że na jasnej skórze zagości siniak. Narkotyki i alkohol skutecznie tłumiły większe doznania, puszczały w niepamięć to zdarzenie i fakt, że chyba po raz pierwszy dostała wpierdol od typa. Dziwne uczucie, okropne.
- To nic takiego - złapała przegub Marshalla, znowu się prostując. Uniosła kącik ust, gdy przeniosła jego dłoń na swój policzek, wtulając się w nią krótko jak domagający się pieszczot kot. - Nie potrzebuję Twojej wendety. Dość już zrobiłeś - odetchnęła, wznosząc okrągłość piersi. Przylgnęła do niego, z dłonią prosto w ciemnych lokach, zaciskając je by silnym gestem odchylić jego głowę. Jej wargi, wilgotne i rozchylone, znalazły się tuż przy jego szyi, w tym strategicznym punkcie z boku krtani, gdzie wyczuwała każde przełknięcie jego śliny. Zaciągnęła się jego zapachem, wysuwając język, by wytyczyć nim ścieżkę od szyi do linii szczęki, a później na policzek, gdzie odnalazła metaliczny posmak.
- Nie chcę być kolejną Twoją dziewczyną. Nie chcę być wyborem, kiedy kiepsko się bawisz. Nie chcę tych ochłapów, które mi rzucasz pod nogi - wyszeptała. - Jestem mokra i wkurwiona, bo nic z tym nie zrobię. A wiesz dlaczego, Marshall? - odsunęła się, zerkając na jego twarz. - Bo znowu mnie olejesz i potraktujesz jak podrzędną szmatę. Taki właśnie jesteś. Może gdybyś mi chociaż płacił, mogłabym sobie zrekompensować Twoje skurwysyństwo nową torebką - nie mówiła tego ze złością. Głos miała cichy, pełen jakiegoś ludzkiego zawodu i smutku. Przeczesała troskliwie jego włosy i wbiła się plecami w mur, nie racząc go już ani jednym spojrzeniem.
- Chodź. Może i ruchania nie będzie, ale mam w domu apteczkę i butelkę whisky. Chyba, że wracasz do środka. Wszyscy w końcu czekają.

Oliver Marshall
powitalny kokos
Reżyser porno
20 yo — 176 cm
Awatar użytkownika
about
Hera, koka, hasz, LSD.. ta zabawa po nocach się śni.
LSD, hera, koka i hasz.. podziel się z Oliverem czym masz!
Nic już z tego nie rozumiał.
Z jednej strony miał ochotę wpić się w jej usta, wziąć ją tam na tej cholernej ścianie i pieprzyć do chwili, w której nie będzie głośno krzyczeć jego imienia. Z drugiej jednak miał ochotę odwrócić się na pięcie i po prostu odejść. Ponownie zostawić wszystko bez najmniejszego komentarza i obrać tę zdecydowanie prostszą ścieżkę. Bez zakrętów, pagórków i wielkich, błotnych kałuż. Uciekać było łatwo, a zostać.. cóż to nie jego bajka.
Oliver Marshall nigdy nie mówił o swoich uczuciach. Nie pozwalał sobie czuć, kochać, ani być kochanym. Jedni mogą myśleć, że taki już się urodził, albo że jakaś złamała mu serce do tego stopnia, że zamknął się na miłość. I nie mogliby być w większym błędzie. On nigdy tej miłości nawet nie doświadczył. Ojciec usilnie od dziecka uświadamiał wszystkim domownikom, że jedyna prawdziwa wartość w życiu to wartość pieniądza i sukcesu, który idzie zaraz za nim. W domu nie bylo miejsca na pogadanki od serca, szczere przytulasy czy buziaki w czółko - nic dziwnego więc, że gdy stał twarzą w twarz z jedyną osobą, która budziła w nim prawdziwość i kuła trudnymi pytaniami nie był szczery. Nie powiedział jej prawdziwych powodów. Za to stał z ulubionym uśmiechem numer pięć, nie dając czegokolwiek po sobie poznać. Był wydawał się niewzruszony.
- Kręci cię to? Aż tak desperacko szukasz wrażeń, że teraz musisz pierdolić typów z nożem w kieszeni? - wyszeptał prosto do jej ucha, przygryzając lekko ciepły płatek z niewielkim kolczykiem - A jak źle obciągniesz to klepie cię po ryju? Naprawdę tak nisko upadłaś? - pluł jadem, usiłując jak zwykle odbić piłeczkę w stylu Marshall. Bo przecież najlepszą praktyke wynosi się z domu.
Pozwolił by uniosła jego dłoń do rozgrzanego policzka i wtuliła w niego twarz jak malutka dziewczyna do ulubionego pluszaka, a on mimowolnie wprawił w ruch kciuk, milimetr po milimetrze muskając mokrą skórę.
- Wiem, że nie są lepsi ode mnie - prychnął, odchylając do tyłu głowę i pozwalając jej sunąć mokrymi pocałunkami wzdłuż jego pulsującej szyi. Ciche westchnienie wybrzmiało niekontrolowanie jako oznaka przyjemności, a jego dłoń, którą wciąż otulał jej biodro zacisnęła się mocniej. Wbił w nią palce przyciągając jeszcze bliżej, chociaż wydawało się to już niemożliwe - Inaczej nie byłoby cię tu teraz - zacmokał w powietrzu, malując na twarzy ten cwaniacki uśmiech, odsłaniając szereg idealnych dołeczków.
I nagle się odsunęła, pozostawiając po sobie jedynie nieprzyjemny chłód, doprawiając to wszystko słonymi słowami, przepełnionymi żalem. Zranił ją. Miał tego świadomość. Ale przecież gdyby został, złamałby ją jeszcze bardziej.
Oliver nie był materiałem do kochania.
On był do pieprzenia.
A ona zasługiwała na kogoś lepszego. I skoro tak bardzo chciała związku i stabilizacji powinna zdecydowanie trzymać się od niego z daleka i szukać szczęścia gdzieś indziej. Po prostu. Jednak on nie miał zamiaru jej tego ułatwiać. Oliver był od tworzenia kłopotów, nie naprawiania ich.
- Panie przodem - odepchnał się od ściany, robiąc jej przestrzeń. Otwartą ręką nakreślił kierunek trasy, wykonując lekki ukłon i ruszył za nią, wpychając dłoń głęboko do kieszeni i już po chwili wyciągając idealnie skręconego, choć już nieco poobijanego skręta. Odpalił go w mgnieniu oka i zaciągnął się mocno, wręcz domagając charakterystycznego pieczenia w płucach - Chcesz? - nie wyciągnął skręta do przodu w stronę jej pleców - Głupie pytanie, oczywiście, że chcesz - pokręcił głową z rozbawieniem. Czasami zapominał, że po świecie chodziły jeszcze dziewczyny jak Call, które nie srały w gacie, że ktoś może je zgarnąć, jeśli zapalą skręta przy głównej ulicy. Miała w dupie konsekwencje i to lubił w niej najbardziej.
- A lód masz chociaż do tej Whisky? - spytał w połowie drogi, jak gdyby nigdy nic, oznajmiając tym samym, że chętnie odwiedzi jej mieszkanie.
Calliope Quinn
/ zt x2
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
ODPOWIEDZ