inspicjent w lorne bay radio — instruktor krav magi w lb gym
30 yo — 188 cm
Awatar użytkownika
about
Kiedyś przecież wrócę. Wszyscy wracają kiedyś do miejsc, z których chcieli uciec.
Przesunął spojrzeniem na jaśniejący wyświetlacz telefonu; wszystko to — jaskrawość urządzenia, własne dłonie i ugięte kolana, krawędź łóżka lekko odznaczająca się na tle zacienionej sypialni — przypominało zaparowaną połać lustra. Przetarł powieki wierzchem nadgarstka, wyostrzył spojrzenie tak, jak jednym muśnięciem wymazywało się zamglone powierzchnie. — Za niedługo czwarta — wyznał przeciągłym, przygotowanym do sennego ziewnięcia głosem. Dopiero za dwie godziny firmament miał zacząć przejaśniać się różowymi smugami słońca, a miasto rozwierać zaczerwienione snem powieki — a jednak nie powinni byli opadać w dalszą drzemkę, nie powinni ryzykować przeoczenia momentu, w którym ktoś obcy miał wkroczyć do nienależącego już do nich domu i brutalnie przepłoszyć wspomnienia, którymi dane było im żyć dzisiaj po raz ostatni.
Zadrżał nieznacznie, kiedy zziębnięte peryklesowe ciało dotknęło jego skóry; ta z naturalnej gładkości uwypukliła się w malutką chropowatość reakcji pilomotorycznej; nie odsunął go jednak i nie odczuł podenerwowania, pozwalając zamiast tego, by brunet skradł mu kilka strzępków ciepła. A kiedy w końcu skończył rozmawiać z osobą pojawiającą się w zacienionej sypialni tylko swoim cienkim, dziewczęcym głosem, kiedy uraczył Zillę ledwie drobinami całej potęgi uczuć, które posiadał dla Periclesa, poczucie winy oblekło go swoimi lepkimi, chłodnymi objęciami i nie miało wypuścić ani dzisiejszej nocy, ani także kilka miesięcy później — to wtedy miał się dowiedzieć, że wyrzuty sumienia nigdy nie są tak dotkliwie boleśnie, jak zawsze, kiedy próbuje być z kimś w długoterminowym związku. — Nie wiem, Perry, naprawdę nie wiem — odrzekł półszeptem, tonem tak przepraszającym i zakłopotanym, jakby wyrządził mu najgorszą z krzywd. Choć przecież nią nie była, nie w jego rozumowaniu, nie była tak zła, jak rzeczy, których miał dopuścić się dopiero później — w cudzych objęciach i cudzych pościelach, z uczuciami, których nie potrafił powstrzymać ani których nie próbował nawet w sobie zwalczyć.
Nie, oczywiście, że nie — zaperzył się żarliwie, dopiero teraz pozwalając na uniesienie głosu, odskakującego jakby z łóżkowych sprężyn. Wówczas peryklesowe oczy okryły się szklistą powłoką, a ta pękając, upuszczała całą kaskadę drobnych, posrebrzanych kawałków głucho uderzających w obicie materaca. — Nigdy nie sypiam z kobietami. I się w nich nie zakochuję. Tylko w tobie, Perry, w tobie się zakochałem, przepraszam, ona miała być tylko kimś w rodzaju przykrywki. Mogę ją zostawić, jeśli to dla ciebie zbyt trudne. Musielibyśmy być bardzo ostrożni, ale by się nam udało, przepraszam — panikował w obliczu cudzego płaczu; takiego prawdziwego i bezdennego, takiego, który sam wywołał. Żaden z krótkotrwałych romansów nie dekorował się tak silnym rozżaleniem, żaden z mężczyzn nie czuł się nigdy na tyle skrzywdzony, by przecierać zawzięcie zapuchnięte, spąsowiałe powieki i wpatrywać się w niego z niewysłowionym udręczeniem. — Pojawiła się jako pierwsza, to nie był żaden… Wiesz, nie próbowałem się na tobie odegrać, to był czysty przypadek. Marcos nigdy nie może się dowiedzieć, że ze sobą jesteśmy — mówił dalej, nieskładnie i z pośpiechem, a po drodze gubił myśli. Odrzucił komórkę na kraniec łóżka, zwrócił się przodem ciała do Periclesa i pomyślał, że wszelkie ostrzące się scysją sytuacje potrafił łagodzić jedynie seksem — seksem, który zdawał się nie być żadnym rozwiązaniem w ich przypadku, seksem, który równie dobrze mógł teraz nie istnieć. A jednak zbliżył się ku brunetowi, przysunął o kilka zuchwałych oddechów, oplótł jego skórę w swoje ciepłe dotyki i udekorował dwudziestoczteroletnie ciało bukietem najrozmaitszych pocałunków. — Przepraszam — powtórzył, plątając się w miękkości nagle krótkich, nagle niewygodnych koców, i ostrożnie manewrując peryklesową sylwetką w taki sposób, że plecy na powrót stykały się z połacią łóżka. — Zrobię wszystko. Przepraszam — dodał jak obietnicę, jak coś klarownego i niesprecyzowanego zarazem, jak nieśmiałą a jednak odważną propozycję powtórzenia tego, czego przedsmak widziała łazienkowa, wąska i nieporęczna wanna.

ODPOWIEDZ