zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Gdyby ktoś powiedział Jebowi, że po wielu perypetiach związanych ze stanem kawalerskim i desperackich próbach wyjścia z niego, będzie obecnie sobie beztrosko biegał na randki to zapewne kazałby mu się puknąć w ten pusty łeb. Dla Ashwortha zazwyczaj schemat postępowania był prosty i bardzo chrześcijański. Chłopak poznaje dziewczynę, oświadcza się jej i potem oczywiście, podczas niedzielnego nabożeństwa we zborze biorą skromny ślub, okraszony weseliskiem, na którym bawi się połowa miasta. Oczywiście w kolosalny sposób narusza to jego zapasy bimbru, ale hej, czego się nie robi dla prawdziwej miłości. Z tym, że zazwyczaj w toku jego planu pojawiła się jedna maciupieńka ryska, która z czasem urastała do wielkiej.
Tak, Jebbediah już pięć razy stawał przed ołtarzem i już był gotowy, by wypowiedzieć słowa małżeńskiej przysięgi, ale zawsze coś stawało mu na drodze szczęścia małżeńskiego. Według niego, rzecz jasna, bo jego wybranki miały na ten temat inne zdanie i nie zamierzał przytaczać ustępów z ich ostatniej rozmowy, bo był przekonany, że na pewno wówczas przez jego usta nie przemawiał Duch Święty, a sam szatan. W innym wypadku nie porównywałyby go do łajdaka, który zniszczył im życie i zrujnował reputację. Przecież on im chciał ją darować, bo po seksie z nim i tak były nieczyste, a one co? Zero wdzięczności. Wesele też za każdym razem organizował, wychodząc z założenia, że jedzenie i alkohol nie mogą się zmarnować. Miał również wrażenie, że niebawem burmistrz miasteczka podejmie decyzję o uchwaleniu festynu, który byłby ściśle związany z jego ślubem. Taki doroczne święto, prawie tak uroczyste jak dożynki albo obchody patrona miasta.
Zanim jednak to nastąpiło, musiał przyznać, że Audrey to coś innego. Nie do końca rozumiał tak naprawdę co, ale nie zamierzał ani zaciągać jej do łóżka (choć działała na niego jak cholera) ani tym bardziej przed ołtarz. Po prostu spędzanie z nią czasu weszło mu w krew i zachowywał się jak uczniak, ukrywając te randki przed jej ojcem i jego wściekłą dubeltówką.
Jego mama też pewnie zareagowałaby paskudnie, więc cóż, krył się na farmie, korzystał z momentów, gdzie pana Clarka nie było i wpadał na seanse kinowe z dziewczyną. Właśnie z takiego wracał, gdy poczuł, że ktoś jadł z jego miseczki, kolokwialnie mówiąc. Czyżby tu znowu była ta mała Peggy z wiewiórkami w podzięce? A może inne rude…
- JUDITH, WYCHODŹ Z PIWNICY, WIEM, ŻE TAM JESTEŚ – i kradła, oczywiście, jego bimber, bo co rude i wredne może robić.
Nie bez kozery ten kolor włosów uważał za szatański i nigdy nie oświadczyłby się takiej kobiecie. Pewnie dlatego, że pierwsza by go zostawiła, a tego jego męskie by nie zniosło. Jak i zapachu ropy ze świeżo napoczętej buteleczki trunku, więc nalał temu demonowi i czekał na nią w kuchni. O ile miał rację i to Judith, a nie na przykład, kosmici albo ojciec jego dziewczyny z załadowaną amunicją.
Dla pewności przeżegnał się, teraz już na pewno trafi do nieba jakby co.

judith fletcher
towarzyska meduza
enchante #8234
trenerka — stadnina koni
40 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
świeżo upieczona farmerka, trenerka pracy z końmi, która większość życia spędziła w wojskowych szpitalach, cerując zdrowie psychiczne żołnierzy.
Chwilami miała naprawdę serdecznie dość swojego obecnego życia. Ostatnio znów spadała z Tajfuna, skaranie boskie z tym koniem. Nie wiedziała, czemu aż tak jej nie lubił, przecież mieli być kumplami. Poza tym miała wątpliwą przyjemność spotkać swojego byłego męża, a to spotkanie naprawdę nie należało do najprzyjemniejszych. Miała ochotę się rozpędzić i uderzyć głową w stodołę. Albo puścić to wszystko z dymem, zgarnąć hajs z ubezpieczenia, sprzedać konie i wrócić do Sydney. Co jej nie pasowało w tym poprzednim życiu? No naprawdę.
Zamiast jednak wdrożyć ten plan w życie, postanowiła coś upiec. Jakieś ciasto marchewkowe albo inne cholerstwo. Nawet wydrążyła dynie na Halloween. Planowała być szczęśliwa w Lorne Bay, nawet jak miała sobie to szczęście narysować, naprawdę. Już na samym początku natknęła się na problem przy próbie zrobienia ciasta – nie miała mąki. Niesamowicie zrezygnowana, zamiast pojechać do sklepu, postanowiła wpaść do Jeba i uszczuplić jego żelazne zapasy. Ten człowiek był przygotowany jak na jakąś cholerną wojnę. Miało to swoje plusy, oczywiście.
Nie zastała gospodarza w domu, ale to nie stanowiło przecież problemu. Weszła do środka, kierując swoje kroki prosto do piwnicy. Mąka, to był jej cel. Potem zostawi mu jakąś karteczkę, że pożyczyła, że zaprasza na ciasto, no cokolwiek. Nie chciała się nikomu tłumaczyć, chciała wziąć kilogram mąki i zniknąć na swojej przeklętej farmie. Taki był plan.
Podśpiewywała pod nosem kombinację piosenek Eltona Johna, szukając upragnionego, białego proszku (w całości legalnego, chociaż tego mniej legalnego też mogła się spodziewać w piwnicy sąsiada.) Podskoczyła przestraszona, słysząc tubalny głos właściciela domu, uderzając się boleśnie w głowę o rant jednej z półek. Zaklęła pod nosem, złapała za woreczek z mąką i ruszyła po schodach na górę. Nie była przekona, czy ma dziś ochotę na jego towarzystwo. A może właśnie tego potrzebowała? Towarzystwa kogoś zupełnie oderwanego od rzeczywistości? Może to wróciłoby jej życie na dobre tory.
- Po co się tak drzesz, skoro wiesz, że to ja – powiedziała niezadowolona u szczytu schodów. Poprawiła włosy uciekające uparcie z luźnego warkocza. Powinna obciąć włosy, zdecydowanie. W ogóle jak zachciało jej się zmian w życiu, to trzeba było przefarbować włosy, a nie kupować farmę:
- To dla mnie? – kiwnęła głową na szklankę, siadając przy stole i stawiając przed sobą mąkę – Przyszłam pożyczyć, bo chcę upiec ciasto. Potem trochę ci przyniosę – powiedziała, wlepiając wzrok zielonych oczu w mężczyznę. Obserwując jego zakola, nagle w jej głowie przykrytej burzą rudych włosów pojawiło się pewne wspomnienie:
- Ej, czy ty się już przerzuciłeś na laski w wieku twojej córki? – zapytała, zakładając ręce na piersi. No hej, trzeba było to z tym pomyleńcem skonfrontować, przecież to mogła być jakaś fatamorgana albo inne cholerstwo. A jeśli nie, Judith planowała być osobą, która przemówi mu do rozumu. W końcu całe życie się tym zajmowała.

Jebbediah Ashworth
powitalny kokos
bejbi#2175
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
Jeśli ktoś taki jak on mógł zacząć od zera, to miał wrażenie, że każdy może. Jeszcze kilka miesięcy był alkoholikiem, który miał milion spraw sądowych o naruszanie porządku (wielkie mi co, kilka razy przeganiał sąsiadów tym, co wpadło mu w łapska, a nie jego wina, że najbliżej mu było do siekiery i wideł), który wprawdzie znał się na higienie i wyglądał oględnie, ale straszył legendami o szaleństwie dziadka i pradziadka, a teraz… Umawiał się z dwudziestotrzylatką i musiał przyznać, że bardzo go to budowało. Nie pod względem jej wieku, bo nie szedł na żaden rekord czy też nie szukał biblijnej różnicy w stylu drugiej żony Abrahama (ciekawe, czy też była taka płodna), ale ze względu na fakt, że nareszcie powoli zaczynał być szczęśliwy.
Nie sądził, że prawdziwe zakopanie lamy, która padła na skutek zawału, sprowadzi się do tego, że pogrzebie swoją relację z przeszłości i wejdzie w tryb człowieka gotowego na nowe doznania. To jest na miłość, choć cicho sza, nie zamierzał tym razem płoszyć dziewczyny wyznaniem uczuć czy oświadczynami, po prostu uznał, że jest im ze sobą dobrze. Miał również nadzieję, że i ogół plotkarek z okolicznych farm również zaakceptuje to ich rosnące szczęście i nie będą wtykać nochala w nieswoje sprawy.
Oczywiście miał się przekonać, że nadzieje te były płonne, ale na razie nie uprzedzał faktów.
- Kogo tym razem chcesz otruć? - jego zakola były tylko jego, więc miał nadzieję, że nie wpadnie na pomysł farbowania mu siwych włosów i brody jedną z tych swoich farb. To, że Bóg zemścił się na niej i uczynił z niej rudego szatana było już i tak przykre, ale nie zamierzał słuchać jej podszeptów, nawet jeśli należała do grona ludzi, z którymi Jebbediah uwielbiał konwersować. Oczywiście pod wpływem, bo wówczas jego radiowy głos przestawiał się na inny odbiornik niż Bóg, farma i narzeczone i okazywało się, że poza powłoką tego pokręconego gbura i twórcy trumien znajduje się osoba, która czasami nawet ładnie rzeźbi w drewnie i ma duszą. Jakąś określoną wrażliwość czy coś.
A przynajmniej tak się łudził do chwili, gdy jego najdroższa Judith nie stwierdziła, że weźmie i wywoła pieprzonego wilka z lasu. Nie, myślał, że owszem kiedyś ogłosi wielki coming out i wyjawi światu, że dziewczyny powyżej trzydziestki go nie kręcą, ale potrzebował do tego czasu i sprzyjających warunków (na przykład Audrey mogła już ukraść dubeltówkę tatusia), a nie rozmowy przy pożyczaniu mąki.
- Po pierwsze, nie mam córki, więc jak może być w wieku mojej córki? – zapytał logicznie. – A poza tym jest legalna i całkiem dobrze całuje – brawo, to brzmiało jak zaprzeczenie wszystkiego, ale stwierdził, że komuś musi o tym powiedzieć, bo inaczej tak, wybuchnie i od kogo to rude coś będzie brało bimber?

judith fletcher
towarzyska meduza
enchante #8234
trenerka — stadnina koni
40 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
świeżo upieczona farmerka, trenerka pracy z końmi, która większość życia spędziła w wojskowych szpitalach, cerując zdrowie psychiczne żołnierzy.
Bądźmy szczerzy, Judith zdążyła już przywyknąć do stylu bycia swojego sąsiada. Nie potrafiła znaleźć żadnego sensownego argumentu, który usprawiedliwiałby tę sympatię, więc szybko porzuciła poszukiwania. Może to po prostu była tęsknota za poprzednim życiem, gdzie ludzie o różnym poziomie zdrowia psychicznego, byli jej codziennością? Brzmiało to całkiem rozsądnie, bez dwóch zdań. Chociaż im dłużej rudowłosa mieszkała w Lorne Bay, tym bardziej miała wrażenie, że oddala się od swojej względnej normalności. Czasem zastanawiała się, czemu nie mogła mieć po prostu szczęśliwego, i mało skomplikowanego życia. Tak, aby jego historię dało się opowiedzieć w kilku słowach. A nie, jak w jej wypadku trzeba było sprawnego pióra i wielu skrótów sytuacyjnych, żeby nie zanudzić słuchacza.
Zamoczyła usta w bimbrze, który zawsze tak nieprzyjemnie przepalał jej przełyk, jednocześnie dając jakąś dziwną płynność myślom. Był jak najlepsze lekarstwo, po które dniach nie należały do łatwych. A może bardziej jak ucieczka? Chyba dlatego Judith nigdy nie zdecydowała się wziąć butelki do domu, zawsze parzyła sobie przełyk w domostwie Ashwortha. W towarzystwie wydawało się to bezpieczniejsze.
Poprawiła włosy, zastanawiając się, czy nie znajdzie gdzieś w kieszeni spinki do włosów. Powinna je ściąć, byłoby na pewno wygodniej, może ładniej? Nie potrafiła się zdecydować, ostatnio cały czas tkwiła w takim dziwacznym zawieszeniu, z którego nie bardzo potrafiła się wyrwać. Może to za sprawą Sweeney’a, może ostatnie spotkanie z Harrym? Powinna poszukać odpowiedzi, ale najzwyczajniej nie miała na to czasu ani siły.
- Ostatnio przecież smakowała Ci moja szarlotka – powiedziała z wyrzutem tak teatralnym, że nawet dziecko by w ten wyrzut nie uwierzyło. No dobrze, nie była mistrzynią kuchni ani patelni. Piekarnik ostatnio zaczął z nią współpracować, choć, prawdę mówiąc, była to zapewne zasługa robota kuchennego, który wszystko robił z nią. Judith wsadzała tylko ciasto do piekarnika. Ale miała przecież inne talenty, prawda?
Założyła ręce na piersi, unosząc nieco jedną brew do góry. Może i dobrze, że nie trafiła na Jeba w swojej pracy, byłby trudnym pacjentem. Bo to, że spotkania z lekarzem jej specjalizacji by się mu przydały, nie ulegało wątpliwości. Jednak w obecnych okolicznościach, mogła mu bez ogródek powiedzieć co myśli i nie było potrzeby marnowania czasu na odpowiedni dobór słów w te terapeutyczne.:
- Chryste, mogłaby dostać przecież Oscara za całowanie. Przecież to nie w tym rzecz. Ja absolutnie nie potępiam związków z różnicą wieku, ale wiesz. Trochę was różni, nie sądzisz? – przecież ta dziewczyna będzie w sile wieku, a jej szalony sąsiad będzie u progu drugiego świata. Po co sobie to robić?

Jebbediah Ashworth
powitalny kokos
bejbi#2175
zostanie pastorem — ale na razie studiuje teologię
42 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
miał wszystko, ale Bóg doświadczył go jak Hioba i stracił rodzinę, ziemię, ukochaną dziewczynę, na skutek czego postanowił zostać pastorem i oddać się służbie Najwyższemu
On wiedział, że jak rude to szatańskie i postanawiał zawsze po jej wizycie zamykać swoją piwniczkę wraz z przyległości na spustów cztery, ale i tak kończyło się na tym, że jakoś zapominał. Albo nie przyznając się przed samym sobą, jakoś przywykł do towarzystwa Judith. Sądził, że o farmach bądź o uprawie ziemi czy zwierząt wie tyle co on o kryzysie na Wschodzie – więc wcale – ale nie zamierzał jej krytykować. Nie ona jedna była osobą, która pragnęła zamknąć przeszłość za pancernymi drzwiami. Z tym, że Jebbediah wiedział doskonale, że nie zawsze się da i nie zawsze to takie proste. Nie krytykował jej jednak, bo kimże on był, by prawić kazania?
Dobrze, on wręcz uwielbiał wszystkich pouczać, dodając do tego cytaty z Pisma Świętego na każdą okazję, z tym, że po prostu obecnie sam sporo nabroił i przeczuwał, że prędzej czy później rozmowa niebezpiecznie skręci w stronę Clarków. A był wręcz przekonany, że nie będzie to miła pogawędka przy kawie i szarlotce. Wszyscy pragnęli go uświadomić, że siódmy ślub to już przesada. Po części rozumiał przesłanki – niektóre banki już odmawiały kredytu na zakup prezentu ślubnego dla niego – ale on już tym razem na pewno wiedział, że Audrey jest tą jedyną. Może stąd, że wcale nie śpieszyło mu się do ołtarza, a to musiało świadczyć o jego ogromnej dojrzałości związkowej.
- Ty robiłaś czy ten do mieszania? Jak mu tam? – ale najwyraźniej już cierpiał na początki demencji starczej, bo nie przypomniał sobie, za to obficie pociągnął ze szklaneczki i przegryzł wszystko ciastem.
Ujdzie. Teraz był gotowy na odparcie ataku, który oczywiście musiał nastąpić. Nie spodziewał się, że wszyscy przejdą do porządku dziennego nad ich różnicą wieku, choć Ashworth nigdy nie celował w kobiety powyżej trzydziestki. Zwyczajnie go brzydziły i uznawał, że nie znalazłby z tymi starymi prukwami żadnej nici porozumienia.
Judith może i była wyjątkiem, ale jej nie chciał zaciągać do łóżka, a Audrey bardzo, choć wcale nie chodziło tutaj o ten cały aspekt cielesny, choć również był ważny.
- Co nas różni? Ja mam farmę, ona ma farmę. Ja lubię zwierzęta, ona jest weterynarzem. Poza tym już razem podpaliliśmy szkołę gotowania. Jesteśmy wręcz stworzeni dla siebie – wywrócił popisowo oczami i zakasłał, gdy alkohol się nie przyjął należycie. – Myślisz, że to rak płuc?! Jednak za dużo palę, za dużo… - o tym panience Audrey jeszcze nie wspomniał, ale był hipochondrykiem do kwadratu albo do sześcianu i sądził, że i tak umrze przed pięćdziesiątką, więc dziewczynie przynajmniej odejdzie opiekowanie się starcem w demencji bądź wtórnym szaleństwie po jego przodkach.
Zawsze to jakiś plus, nie?

judith fletcher
towarzyska meduza
enchante #8234
ODPOWIEDZ