listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Tą całą pomysłowość i pomysły Jolene to można było o dupę potłuc, a wdawanie się z nią w jakąkolwiek dyskusję nie miało najmniejszego sensu. A jednak Otis brnął w ten marazm, odpowiadając na kolejne zaczepki, bo nie mógł przejść obok obojętnie. Nie potrafił zignorować docinków i pozostać obojętnym, chociaż gdyby miał odrobinę rozumu w głowie, to istniało prawdopodobieństwo, że ta taktyka zadziałałby i dziewczyna znudziłaby się, jeśli zacząłby ją zwyczajnie ignorować. Tak totalnie. Mieć w piździe jej pyskówki, komentarze i zgryźliwe uwagi. Powinien je olać, ale był zbyt głupi, żeby wpaść na coś takiego. I chyba było na to już trochę za późno, za daleko to wszystko poszło.
- Ha! - wyrzucił z siebie, kiedy blondynka przyznała mu rację co do tego, że nie można było uznać jej za damę. Ucieszył się jak ostatni dureń, napajając się satysfakcją, a równie dobrze mógł to po prostu przemilczeć. I tutaj pojawiał się problem.
Potulnie chwytał narzędzia do malowania i oczywiście musiał zachować się jak typowy facet, bo co, że niby on nie weźmie wszystkie na raz i będzie musiał dymać ponownie do kanciapy? Na pewno nie. Choćby miał się zesrać, to weźmie wszystko, łącznie z drabiną. Wprawdzie prawie wyjebał się przez to na progu, ale za nic w świecie nie dał niczego po sobie poznać, żeby nie wyjść w oczach Jolene na jakiegoś słabeusza.
Na parkingu Goldsworthy omiótł wzrokiem ściany, który przyszło mu malować, mimo że niczym nie zawinił. No i jeszcze musiał to robić w takim niewdzięcznym towarzystwie. Najgorzej na świecie. Czym on sobie na to zasłużył? Za jakie jebane grzechy? Chyba już czyściec byłby lepszy. Ba, piekło brzmiało w tym momencie jak niebo.
Nic dziwnego, że w przypływie poirytowania wyciągnął telefon i napisał wiadomość do Jo. Zawsze tak robił, kiedy coś go wkurzało. W ogóle wszystkim się z nią dzielił, niezależnie od nastroju. Pisał jej, gdy był wściekły i jak w jego życiu wydarzyło się coś zabawnego. Czuł dziwną potrzebę, żeby tak robić i chyba nie pamiętał już, jak to było, kiedy tego nie robił.
- Jezu, no już - schował telefon do kieszeni ciemnych jeansów i chwycił folię malarską z drugiej strony, żeby pomóc przy rozkładaniu. Lepiej, żeby on się za to wziął, bo pewnie Jolene z Rudd's potrafiła zepsuć nawet taką prostą czynność. - Pali się czy co? I tak jesteśmy tutaj udupieni na kilka godzin. Widzisz te ściany? - Otis wykonał zamaszysty gest ręką wskazując na frontową część parkingu, na której widniała paskudna imitacja graffiti. - To robota na pół dnia. Jedna warstwa farby na bank tego nie pokryje, więc przestań jojczeć i lepiej zacznij działać - po tych słowach zarzucił na siebie coś, co przypominało foliową pelerynę i zacisnął palce na wałku, po czym zamoczył go w białej farbie.
Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że tkwili w tym razem. Miał taką świadomość i wcale mu się to nie podobało.
- Nigdzie mi się nie spieszy, dzisiaj i tak już niczego nie załatwię - wzruszył ramionami i z czystą premedytacją miał zamiar ociągać się i grać na zwłokę. - Pragnę tylko zaznaczyć, że jestem tu przez ciebie, dlatego nie myśl sobie, że tak szybko zawiniesz się do domu - dodał i ktoś, kto znał Otisa zacząłby porządnie zastanawiać się skąd wzięło się w nim tyle złośliwości. Z chłopaka na ogół spokojnego i uczynnego aż kipiała zawiść i chyba on sam nie do końca rozumiał swojego zachowania.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Nie chciała tam być. Kurwa. Gdyby tylko mogła, zamieniłaby się nawet za sprzątanie psich gówien byle jak najdalej stamtąd. Obecność Otisa-listonosza nie wiedzieć tak naprawdę czemu wprawiała ją w obrzydliwy nastrój, a nerwy jakoś same wychodziły na światło dziennie, wywołując automatycznie darcie japy i podniesione ciśnienie. Nie, żeby nawet zrobił coś konkretnego, czym zasłużyłby sobie na oschłość i niechęć z jej strony, nie. On po prostu był sobą, a tym samym najbardziej irytującą osobą, jaka tylko mogła chodzić po tej planecie. A i do tego leniuch z niego śmierdzący, o. Bo nie dość, że nie chciało mu się nawet pójść na dwa razy z rzeczami i wolał zaryzykować zawodowe spierdolenie się ze schodów, to jeszcze stał jak ostatni głupek, dłubiąc w telefonie, kiedy biedna Jo męczyła się z ogromną jak jasna cholera folią malarską. No niemożliwy człowiek. W życiu nie mogłaby się z kim takim zadawać. Pokręciła więc jeszcze wyraźnie oczami, by podkreślić podirytowanie, a następnie złapała za róg foli, gdy już wielki pan-żyrafa postanowił schować komórkę i łaskawie pomóc. Ciekawe czy w domu też tak się ociągał ze wszystkim. W takim tempie zapewne nawet zrobienia prania zajmowało mu pewnie z dwa dni. O ile w ogóle umiał sam robić pranie, bo wiadomo, z facetami to kurwa nigdy nie wiadomo.
Może i robota na pół dnia, ale doceniłabym w chuj, gdybyśmy jednak zrobili to jak najszybciej — zaciągnęła swoją część i gdy on dorównał gestem, oboje powoli opuścili materiał na podłogę — Bez urazy, ale nie jesteś towarzystwem, z którym chciałabym spędzać czas — skwitowała bez owijania. Prosto i bezpośrednio. Rozejrzała się dookoła i zanim namierzyła puszkę farby, z tylnej kieszeni wyciągnęła telefon, zatrzymując się w pół kroku — A w sumie to z urazą — dodała. No dodała, bo przecież kurwa nie byłaby sobą, gdyby nie zarzuciła dodatkową złośliwością. Jolene King - prawdziwa pizda dwudziestego pierwszego wieku. Królowa iście żałosnych komentarzy. Spojrzała szybko na wyświetlacz, odczytując wiadomość od jedynego sympatycznego Otisa, jakiego przyszło jej znać i szczerząc się pod nosem jak Kasia na widok Torcika Wedlowskiego, czym prędzej wystukała odpowiedź, zapewne doprawiając całą wypowiedzieć super zabawnym GIFem. Bo co jak co, ale gify to ona zawsze wysyłała ON POINT.
Odstawiła sprzęt do tylnej kieszeni spodni i przykucnęła tuż obok puszki z farbą. Otworzyła wieczko, pozwalając, by do nozdrzy momentalnie wleciał charakterystyczny odór. Skrzywiła się na ułamek sekundy, odsuwając głowę, po czym przelała niewielką ilość na to plastikowe gówno, którego imienia oczywiście musiała teraz zapomnieć i złapała za wałek, w międzyczasie (niechętnie) wsłuchując się w durne komentarze listonosza.
No trochę jednak przez siebie — machnęła wałkiem, niezdarnie ochlapując podłogę dookoła. Całe szczęście, że była na niej ta pieprzona folia, bo jeszcze pewnie musieliby nowe kostki brukowe powsadzać — Trzeba było wyjść z tej kanciapy, kiedy miałeś okazje, a nie stać tam jak ostatnia pizda i tylko narzekać. Nie wiem, czego innego mogłeś się spodziewać — nie oszczędzała w słowach. Podeszła pewnie do ściany i stając jak najdalej od niego, zabrała się za zamalowywanie obrzydliwych bazgrołów, poważnie zastanawiając się ,co za debil mógł namalować takie gówno. Jasne, nie każdy był Picasso, nie każdy musiał umieć w sztukę, ale kurwa, wtedy zostawia się to po prostu ludziom, którzy umieją. Pokręciła oburzoną głową, wzdychając głośno.
Ja nie wiem co ludzie mają w tych pustych głowach, żeby robić takie durne rzeczy — rzuciła po chwili. Z Jo była jebaniutka gaduła i chociaż obecność chłopaka irytowała ją wyjątkowo mocno, tak po prostu nie potrafiła usiedzieć cicho przez dłuższą chwilę — Coś czuję, że już nawet ty zrobiłbyś ładniejsze — prychnęła pod nosem i już nawet nie żaby być złośliwa, a bardziej zarzucić żartem, chociaż biorąc pod uwagę na jakim stopniu była ich relacja, zapewne zabrzmiało to bardziej jak obelga niż niewinny SUPERZABAWNY żarcik. Ale no chuj. Trudno.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
- Jasne i co jeszcze? Miałem robić z siebie większego debila i uciekać przed ochroniarzem, żeby ten zaczął gonić za mną po całej galerii? - prychnął pod nosem, bo już wystarczająco dużo wstydu najadł się, że w ogóle ktokolwiek oskarżył go o niszczenie mienia. A przecież nawet nie był niczemu winien. To nie on spadł z regału, ściągając za sobą całą półkę z książkami, która z impetem wpadła na witrynę sklepową. On nie musiał skakać po szafkach jak jakiś orangutan i gdyby Jolene pozwoliła sobie pomóc, to wystarczyło, żeby wyciągnął rękę i sięgnął po to, czego sama nie mogła dosięgnąć. Ale nie, musiała być taka uparta i udowadniać, że da sobie radę. Tylko, że jemu nie musiała niczego udowadniać. I właśnie takie były następstwa przyczynowo - skutkowe. - Słuchaj, ty też nie jesteś wymarzonym towarzystwem do spędzania jakiegokolwiek czasu, więc po prostu rób swoje i ja będę robić swoje. Nie musimy nawet ze sobą gadać - dodał dobitnie, wyciągając z kieszeni z telefon, a kiedy zobaczył na wyświetlaczu gify od Jo, uśmiechnął się szeroko i zaczął dobierać te właściwie, żeby odpowiedzieć nimi tak szybko, jak tylko potrafił.
Jo była super. Była jedyną osobą, którą chciałby zabrać tam, gdzie nigdzie wcześniej nie była. I nawet, jeśli czasem w żartach nazywał ją gadem, to tak naprawdę była kotem. I w sumie to najchętniej zamieniłby dzielącą ich (choć niewielką) odległość na wspólne mieszkanie, co brzmiało mocno absurdalnie. Zwłaszcza, że nawet się nie widzieli, ale Otis wychodził z założenia, że Jo byłaby najlepszą współlokatorką. O ile nie przeszkadzałby jej jego wiecznie porozrzucane skarpetki i to, że nie ściągał naczyń z kuchennej suszarki, bo zwyczajnie o nich zapominał.
Dopisał jeszcze kilka słów, wysłał wiadomość i na nowo umieścił telefon w kieszeni spodni, starając się nie reagować na docinki Jolene. Skupił się na przejeżdżaniu wałkiem po upierdolonych ścianach, ale co prawda to prawda, te dzieła nie należały do jakichś górnolotnych.
- Pewnie komuś wypadła puszka ze sprejem jak spadał z regału i farba rozprysnęła się na murze - odparł ze złośliwym uśmiechem. I wcale nie pił do sytuacji, przez którą się tutaj znaleźli. Ani kurwa trochę. - Ty to pewnie nawet czegoś takiego nie umiałabyś stworzyć - wtrącił jeszcze i pewnie mocno by się chłopak zdziwił, ale nie miał najmniejszej świadomości, że Jolene z Rudd's ma najprawdziwszy talent. No bo skąd? Teoretycznie w ogóle się nie znali, praktycznie... Praktycznie wiedzieli o sobie więcej niż którekolwiek z nich mogło przypuszczać. I tak sobie żyli w tej nieświadomości, zupełnie niczego nie podejrzewając. Bo gdyby Otis dowiedział się, że Jolene to jego Jo, to pewnie dostałby zawału, a potem wziął i umarł. I nie wiadomo czy z tego szoku czy z faktu, że dziewczyna dowiedziałaby się, że przez ten cały czas okłamywał ją w większości spraw. Na przykład w tym, że nie był żadnym magikiem komputerowym, a zwykłym listonoszem, który nawet nie rozwoził magicznych listów z Hogwartu tylko takie najzwyklejsze.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
A mógł. Mógł wziąć dupe w troki i uciekać przed ochroniarzem po całej galerii. Szczerze mówiąc, Jo nie miałaby z tym najmniejszego problemu. Przynajmniej ona miałaby święty spokój i w błogiej ciszy mogła poczekać na swoją karę, a teraz nie dość, że musiała nasłuchać się kompletnie zbędnego pierdolenia Otisa, tak jeszcze utknęła z nim na kilka dobrych godzin. Czy los mógł karać ją jeszcze bardziej? No chyba nie, bo wydawało się, jakby osiągnął już jebane szczyty swoich możliwości. Bez jaj. Co za okropna niedziela. To nie była jej najlepsza niedziela. I pewnie poniedziałek będzie równie chujowy, ale może chociaż bez towarzystwa listonosza. Tak dla odmiany.
Niby po chwili sama zagadała. Niby nie mogła usiedzieć cicho i chciała jakkolwiek wypełnić przestrzeń, ale bardzo szybko tego pożałowała. W tempie bym powiedziała nawet EKSPRESOWYM. No bo na co liczyła? Że chłopak tak po prostu podejmę temat bez złośliwych uszczypliwości? Że chociaż na moment porozmawiają jak normalni, szanujący się ludzie? No niedoczekanie jej.
Pewnie komuś wypadła puszka ze sprejem jak spadał z regału i farba rozprysnęła się na murze
No co za bezczelny kutas, pomyślała momentalnie, wywracając intensywnie oczami. Co on sobie myślał? Że będzie ją tak mógł obrażać i wyśmiewać się z epickiego upadku sprzed jakiejś godziny, kiedy to wspinała się niczym ninja po wysokich regałach, żeby dostać swój wymarzony tytuł, a następnie kompletnie PRZYPADKOWO spierdoliła się prosto na niego, rozpierdalając witrynę? Tak się chciał bawić? TAK? Dobrze więc. Skoro miał ją za taką wieczną sierotę, nic nie stało na przeszkodzie, by pocierpiał z tego powodu jeszcze trochę. Jolene zacisnęła więc łapę na świeżo zamoczonym w farbie wałku i odwracając się z impetem, machnęła ramieniem najmocniej jak tylko potrafiła, sprawiając, że cała naniesiona farba poleciała prosto na Otisa, upierdalając go od góry do dołu. WYGLĄDAŁ IDIOTYCZNIE. A ona stała wyprostowana z wielkimi oczami i ukrytym uśmiechem pod pełnym szoku wyrazem twarzy.
Ups? — wydusiła, wzruszając ramionami — Ale ze mnie NIEZDARA — dodała niewinnie, chociaż już oni oboje wiedzieli, do czego nawiązywały jej słowa. Zmierzyła chłopaka od dołu do góry, zatrzymując spojrzenie na jasnych oczach listonosza. Oczach, które aż kipiały ze złości. Widziała to. I jak jeszcze przed chwilą nienawidził przymusu spędzania z nią czasu, tak teraz zapewne miał ochotę ją zabić. Zabić i zakopać. A ona stała niewzruszona, napawając się słodką satysfakcją. Nawet nie biorąc pod uwagę możliwości, że i tak może wytoczyć lada moment jakieś ciężkie działa.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Jasne, że mógł uciekać. Ale po co? Po to, żeby mieć jeszcze większe problemy? Może i Otis był, ale nie dałby Jolene tej satysfakcji, żeby później napawała się widokiem upokorzenia, gdy jego schwytałby rosły ochroniarz, który wtedy na pewno wezwałby policję. Teraz i tak mieli dużo szczęścia, za to ani Goldsworthy, ani jego rodzina nie mieli tylu pieniędzy, żeby potem wpłacać za niego kaucję. Finalnie i tak zorganizowaliby wpłatę, ale jakiego wstydu by się najadł to już jego. A już i tak wystarczająco dużo przynosił go rodzicom każdego dnia, mimo że od dawna z nimi nie mieszkał. Zwątpili w jego możliwości już w podstawówce, bo właśnie wtedy dotarło do nich, że ich syn nie należy do najmądrzejszych.
Zaraz, moment, kto to kogo obrażał? Kto zaczął te zgryźliwe zaczepki, kiedy Otis grzecznie zamalowywał bazgroły na ścianach i co jakiś czas odpisywał na wiadomości od swojej ulubionej Jo? Kto próbował za wszelką cenę podtrzymać niemiłą rozmowę? No na pewno nie on. Wolał unikać tego jak ognia, ale z nią się zwyczajnie nie dało. Ewidentnie szukała zaczepki, a Otis nie pozostawał bierny. I tutaj popełniał błąd. Tak jak wtedy, kiedy przez chwilę nie uwagi został wysmarowany wałkiem z farbą. Nic dziwnego, że spojrzał na dziewczynę z wyraźnym oburzeniem, a na czole pojawiła się charakterystyczna żyła, która jeszcze trochę, a pękłaby w przypływie złości.
- Myślisz, że jesteś taka zabawna? - prychnął, ocierając twarz wierzchem dłoni z białej, lepiącej się mazi. - Taka śmieszna? - kontynuował i pochylił się i po tym, jak upuścił na betonową nawierzchnię swój wałek, chwycił obiema rękami wiaderko z farbą.
Jolene z Rudd's nie była zabawna. Nie była ani trochę śmieszna, a jej żarty równały się z jej poziomem IQ. Nawet Otis, mimo że do najbystrzejszych nie należał, wiedział kiedy się zamknąć i zająć swoimi sprawami. Ale ona prowokowała i irytowała, chcąc udowodnić wszystkim wokół, że to do niej należało ostatnie słowo. Sęk w tym, że jemu nie musiała niczego udowadniać. Miał ją głęboko w dupie. Szczerze? Ale tak szczerze, z ręką na sercu? Nie lubił jej. Nie lubił jej i nic na świecie nie mogło tego zmienić.
Cały czas trzymając kubeł z farbą wykonał w jej kierunku kilka żwawych kroków i bez zastanowienia wylał całą zawartość wiadra prosto na jej głowę. I teraz Jolene stała na środku parkingu podziemnego, a farba ściekała z niej prosto na ziemię, więc nie dość, że dziewczyna była cała w farbie to jeszcze tkwiła w kałuży z lepkiej, białej mazi. Szach mat, szajbusko. W zadzadzie jakby tak się lepiej przyjrzeć, to wyglądała jakby spuściło się na nią stado murzynów podczas ostrego gangbangu. Tak mu się właśnie skojarzyło. Cóż, boys will be boys.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Może zrobiła źle.
Może tego nie przemyślała.
Może nie powinna moczyć wałka w farbie i chlapać Otisa.
Może powinna po prostu przełknąć tę potrzebę bycia małym złośliwcem i po prostu przejść obojętnie obok jego dogryzek.
Może.
Może powinna.
Ale tego nie zrobiła.
I szczerze?
Nie żałowała.
Nie żałowała ani mililitra białej farby, która zamiast na ścianę trafiła na ryj Otisa, marnie dobrane ciuchy i akurat całkiem spoko, wyglądające na wygodne buty. Co więcej, była z siebie dumna! O tak. Była dumna ze swojego niewinnego ataku. Może teraz w końcu zamknie mu się morda i odwidzi puszczać durnych komentarzy w jej kierunku, o.
Serio, Jo? Serio?
Myśle, że jestem zajebiście zabawna, jednak ciebie nigdy nie spotka ten zaszczyt poznania mojej zabawnej strony — opuściła ręce i uniosła wysoko brodę. Przez chwile i faktycznie myślała, że wygrała. Cieszyła się wewnętrznie ze swojego małego triumfu, obserwując, jak twarz listonosza czerwienieje, a na czole wyskakuje charakterystyczna dla niego żyłka. Żyła chwilą, pozwalając, by resztki farby z wałka skraplały się na ofoliowaną podłogę. Żyła chwilą, dopóki ciało Otisa nie drgnęło, nachylając się po wielkie wiadro pełne płynu. Wtedy zrozumiała. Doszło to do niej jak strzał z jasnego nieba. Uderzyło jak Brandon o ziemie, spadając z wieży w pierwszym sezonie Gry o tron. Zrozumiała wszystko - miała przejebane.
O nie nie — upuściła wałek na podłogę, wyciągając ostrzegawczo dłonie do przodu — Nawet się kurwa nie wa.. — zagroziła, jednak nawet niedane jej było dokończyć, bo chłopak już stał nad nią, wylewając na nią cała pierdoloną farbę z wiadra. NOSZ KURWA MAĆ. Czy jego już do reszty popierdoliło? No chory. Nienormalny. Zacisnęła czym prędzej oczy, czując, jak płyn zaraz odbierze jej możliwość widzenia. Była mokra. Cała morka. Mokra i zimna. Na parkingu. Ociekała w bieli. A on stał tuż przy niej, z najbardziej żałosnym uśmieszkiem, jaki widziała ta planeta. I tak właśnie karma uszczupla Jolene King prosto w dupę.
Jej irytacja i gniew osiągnęły już prawdziwy szczyt. Tak się chciał bawić? Super i tak nie miała już nic do stracenia. Przetarła ostrożnie okolice oczy, by mieć, chociaż minimalne pole widzenia, a następnie nie czekając ani chwili dłużej i nie dając mu jakiejkolwiek drogi do ucieczki, Jolene jak ostatnia psychopatka (za jaką i tak już ją miał) wybiła się wysoko na maleńkich nogach, wskakując na Otisa jak pierdolona małpa. Nogi zacisnęła mocno na jego biodrach, a dłonie zaplotła na wysokiej szyi, sprawiając, że całą farbą, jaką na sobie miała, stykała się również z ciałem chłopaka. Trzymała się z całych sił, uniemożliwiając mu zrzucenie się z powrotem na ziemię.
A masz kurwa — syknęła mu prosto do ucha, ocierając się upierdolonym policzkiem o ten jego, usiłując zostawić na nim jak najwięcej farby. Chciała upierdolić go wszędzie. WSZĘDZIE. Niech ma za swoje. Kutas głupi. Ocierała się, jak mogła, nie zdając sobie nawet sprawy, jak IDIOTYCZNIE i dwuznacznie musiało wyglądać to z boku, szczególnie dla samochodów, które witały podziemny parking. Ale jej to nie obchodziło, jedyne, na czym skupiała siły to zemście. I chociaż aż kipiała za złości, gdzieś w tym wszystkim zaczynało pojawiać się niewielkie rozbawienie całą sytuacją.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Był z siebie dumny. Napawał się tą dumą, unosząc kilkanaście centymetrów nad ziemią i lewitował gdzieś pomiędzy zadowoleniem, a kpiącym uśmieszkiem. No był z siebie taki dumny, jakby co najmniej dostał najwyższą ocenę z testu na studiach, na które nawet nigdy nie chodził. Był dumny bardziej niż jakby rozwiózł wszystkie listy na czas i nie musiał ciągnąć nadgodzin, o. Taka pieściła go satysfakcja. Jednak każdy dobrze wie, że nic nie trwa wiecznie. I tak było i teraz, kiedy Jolene nagle rzuciła się na niego, oplotła nogami i zaczęła się o niego ocierać. OCIERAĆ, kurwa. I gdyby to była inna laska, to chyba nawet nie miałby nic przeciwko, ale to była OBRZYDLIWA Jolene z Rudd's.
- Ty jakaś nienormalna jesteś! - wydarł jej się wprost do ucha tak głośno, żeby jej bębenki popękały. - Nienormalna! Powinni cię zamknąć w jakimś zakładzie dla obłąkanych i psychicznie chorych! - kontynuował w najlepsze swoje krzyki, a ludzie wjeżdżający samochodami na parking podziemny przyglądali im się z wyraźnym zaciekawieniem.
Jolene zachowywała się jak te agresywne zombiaki z koreańskiego filmu, gdzie panował wirus w pociągu i nie można było się z niego wydostać. Otis właśnie tak się czuł, niczym ci uwięzieni w wagonach pasażerowie. Albo jak sam pociąg, z którego nie było ucieczki.
- Złaź ze mnie - zarządził, próbując strząsnąć z siebie dziewczynę jak jakieś okruszki bułki. - No złaź ze mnie, wariatko! - ponowna próba zakończona fiaskiem. Niech ją szlag. Pieprzona szajbuska.
W końcu zrezygnował i przestał się z nią szarpać. Za to obrał zupełnie inną taktykę - po prostu jebnął się na plecy, kiedy tak cały czas oplatała go nogami, a potem jednym, zręcznym chwytem złapał ją w pasie i obrócił; teraz to ona leżała pod nim, a palce jednej dłoni zacisnął na obu jej nadgarstkach, ówcześnie unosząc ręce dziewczyny do góry.
- I co teraz zrobisz, co? - spojrzał jej w oczy, chociaż nie było to zbyt proste, bo farba skleiła mu jedną powiekę. - Trzeba było się tak miotać jak opętana? Jesteś niereformowalna. Popieprzona. Najgorsza z najgorszych. Odkąd cię poznałem to moje życie stało się piekłem. Dlaczego nie możesz po prostu zniknąć? Dlaczego tak się mnie uczepiłaś i nie potrafisz zamknąć mordy i ciągle prowokujesz, co? Co z tobą jest nie tak? - prawda była taka, że gdyby Jolene umiała trzymać mordę na kłódkę i nie kłapała bezustannie językiem, uniknęliby wielu podobnych sytuacji i po chwili mogliby rozejść się w swoje strony. Ale nie. Oczywiście, że nie. Wiecznie szukała zaczepki, kiedy on już nawet się nie odzywał. Była jak taki bezustannie ujadający york - mały, głośny i totalnie upierdliwy. I wcale nie chciał poznawać jej zabawnej strony. W ogóle nie chciał jej poznawać i nie pragnął mieć z nią nic wspólnego.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Sama już nie ogarniała. Wszystko działo się tak szybko. Normalnie jakby ktoś włączył przewijanie na kasecie vhs. Otis szarpał się i rzucał na wszystkie strony, jakby miał na ramieniu największego pająka tej planety i jak najszybciej chciał go strzepnąć, kiedy w rzeczywistości chciał zrzucić z siebie jedynie Jolene, uwieszoną u jego szyi niczym panda na drzewku. A ona wiedziała tylko jedno: nie mogła puścić. Doskonale wiedziała, że będzie mieć przejebane z chwilą, gdy chłopak odzyska panowanie. Może i była mądrzejsza (WIADOMO), ale niestety on był wyższy i silniejszy. Warny więc byłby jej los.
Jeszcze raz nazwiesz mnie wariatką, a nie wiem.. — zastanowiła się na chwilę, wciąż zaciskając mocno nogi na jego biodrach, jakby zaraz miała zmiażdżyć mu wszystkie kości — ..odgryzę ci ucho!! — dodała szybko, odgrażając się. No bo co on sobie myślał? Że może ją tak wzywać od wariatek? No chyba kurwa nie. W dupie mu się poprzewracało i chociaż Jo wcale nie miała zamiaru nawet zbliżać się do jego ucha, nic przecież nie stało na przeszkodzie, by go nieco postraszyć. A tak swoją drogą, chyba nawet nie miałaby tyle siły, żeby faktycznie to zrobić. Jasne w filmach czasami umieli takie mangi odpierdalać, ale Jo miała delikatny zgryz i czasami to nawet zęby bolały ją przy rozgryzaniu orzeszków, a co dopiero UCHA. Fuj. Fuj. Fuj.
Już zaczęła rozmyślać nad ewentualnym planem B, kiedy listonosz nagle przestał się wić po jej ciałem. No co jest? Sama zamarła na moment, uświadamiając sobie, że to jedynie cisza przed burzą, bo nim zdążyła się zorientować, czuła jak grawitacja momentalnie się załamuje. Pisnęła z całej pizdy jak ofiara w tanim horrorze, nie przestając ani na moment kurczowo trzymać się Otisa. Wszystko działo się w ultra sekundach, jednak dla niej cały ten upadek zdawał się trwać w nieskończoność i gdy w końcu plecy chłopaka spotkały się z podłogą, Jo wewnętrznie odetchnęła z ulgą. I kiedy już myślała, że to koniec tych gimnastycznych cyrków i może spokojnie powrócić do brudzenia listonosza, ten przytrzymał ją za biodra, by już w następnej chwili zawisnąć tuż nad nią. No nie. No kurwa nie!
I co teraz zrobisz, co?
Głos chłopaka bębnił jej w uszach, odbijając się w głowie głuchym echem. Przegrywała. Przegrywała to starcie, a w głowie nie miała jeszcze żadnego planu awaryjnego. Uniosła gniewne spojrzenie prosto na upierdoloną od farby twarz Otisa, wbijając błękitne oczy w te jego.
Trzeba było się tak miotać jak opętana?
Próbowała się wydostać, próbowała szarpać się na wszystkie strony, jednak na marne. Ręce wylądowały nad głową, przytrzymywane przez pieprzone żyrafie dłonie, a ciało nie miało większego pola manewru, będąc PRZYGNIECIONE przez to chłopaka. Głupek. Pieprzony, głupi głupek. Kurwa. Kurwa.
Jesteś niereformowalna. Popieprzona. Najgorsza z najgorszych. 
Gadał jak najęty, a jego monologowi nie było końca. Obrażał ją, używając chyba wszystkich możliwych epitetów, jakie znał i posiadał w tym swoim ubogim, żałosnym słowniku, a w niej adrenalina rosła z każdą chwilą, przyprawiając o coraz szybszy oddech.
Odkąd cię poznałem to moje życie stało się piekłem. 
Chciała krzyczeć. Wejść mu w pół słowa i nagadać co o nim myślała i jak to w rzeczywistości on był okropnym człowiekiem. Jak sam zjawił się w jej życiu bez żadnego kurwa zaproszenia i uprzykrzał każdy możliwy dzień swoim czystym niedojebaniem. Swoim pierdolonym nastawieniem, który doprowadzał ją do szału. Istnej furii. Nie powiedziała jednak tego wszystkiego. Była za bardzo zajęta szukaniem jakiegoś planu wyjścia z tej sytuacji.
Dlaczego nie możesz po prostu zniknąć?
Drabina za ciężka, wałek za daleko, wiadro z farbą i tak już puste. Nie było nic. Nic kurwa co mogłaby wykorzystać i jakoś sobie pomóc. Nawet gdyby jakiś przedmiot znajdywał się wystarczająco blisko, nie miałaby nawet jak po niego sięgnąć z dłońmi przecież unieruchomionymi nad głową. Miała przejebane. No bo co jej zostawało? Napluć mu w twarz? Możliwa, jednak słaba alternatywa. A on tylko gadał. Cały czas gadał. Rozprowadzał ten twój pieprzony jad, już chyba dobre pięć minut rozwodząc się nad tym, jak bardzo jej nienawidził.
Dlaczego tak się mnie uczepiłaś i nie potrafisz zamknąć mordy i ciągle prowokujesz, co?
Miała go dość. Miała go tak bardzo kurwa dość. Nienawidziła go. Nienawidziła wszystkiego, co z nim związane. Nienawidziła tego jak się do niej odzywał, jak traktował ją niczym największą wariatkę, jak wiecznie zjawiał się tam, gdzie ona, by tylko uprzykrzyć jej życie. Nienawidziła tego skwaszonego ryja, co wiecznie ze ściśniętymi brwiami spoglądał na nią z największą pogardą. Jego całego bycia. Obnoszenia się. Tej wysokiej jak żyrafa szyi. Tych jasnych, turkusowych oczu, które teraz miał tak intensywnie wbite w te jej i ust, które wypowiadały te wszystkie obelgi w jej stronę. Wszystkiego. Wszystkiego w nim nienawidziła, a najbardziej tego, jak doprowadzał ją szewskiej pasji. Nikt inny jej tak nie wyprowadzał z równowagi. Cała aż wrzała. Gorąco. Było jej gorąco. I tak bardzo chciała, by w końcu się zamknął. Była zdesperowana.
Co z tobą jest nie tak?
Dlatego nim zdążył wypowiedzieć kolejne przesączone jadem zdanie, Jolene napięła mięśnie, nachylając się do przodu i sięgając głową tuż do tej jego, musnęła ciepłe usta chłopaka. Głucha cisza otuliła podziemie, pozostawiając jedynie odległe tarcie opon gdzieś w dalszej części parkingu. A ona trwała. Trwała w tym wszystkim, zasysając jego dolną wargę i zaciskając mocno oczy, przelewając w tym całą złość i pierdolone poirytowanie, w tym samym czasie gotowa, by w każdej chwili nieuwagi (w razie czego) przypierdolić mu prosto w krocze kolanem i spierdolić.

Otis Goldsworthy
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
listonosz — poczta
28 yo — 193 cm
Awatar użytkownika
about
ludzie, zejdźcie z drogi, bo listonosz jedzie!;
rozwozi listy i paczki, sprzedaje łaszki w sieci, dużo żartuje i pyka w kosza.
Nie bał się odgryzionego ucha. Nie bał się nawet tego, że odgryzie mu nos czy kawałek jakiejś innej części ciała. Mało tego, ciągle tkwił w przekonaniu, że zasłużyła sobie w pełni na te wszystkie podłe słowa, których Otis nie miał zamiaru cofać, odszczekiwać czy cokolwiek innego. Ani teraz, ani nigdy. Jolene była wredna, nienormalna, szurnięta, szajbnięta, jebnięta, niereformowalna i mocno popieprzona. Tak, właśnie takie miał o niej zdanie, ale nic dziwnego, skoro w pełni sobie zasłużyła na takie epitety. A i tak te były dosyć delikatne i to wyłącznie dlatego, że chłopak nie należał do nazbyt wulgarnych osób, za co powinien podziękować rodzicom, którzy porządnie go wychowali. Inaczej rzucałby tutaj kurwami na lewo i prawo, a jednak popieprzona to najgorsze, co przeszło mu przez gardło. Może i Jolene była wariatką, ale wciąż pozostawała dziewczyną i o ile Otis nie miałby oporów, żeby wyzywać jakiegoś typa od złamanych chujów i skończonych skurwysynów, to nie miał zamiaru bardziej jej dopierdalać. Mimo że szczerze jej nie lubił.
- A gryź sobie, w dupie to mam - parsknął krótkim śmiechem i jeszcze mocniej zacisnął palce na nadgarstkach dziewczyny. Jeśli myślała, że odpuści, to była w ogromnym błędzie. Goldsworthy mógł tak całą wieczność, w końcu miał trójkę rodzeństwa, a niegdyś jego siostry bywały naprawdę upierdliwe i obezwładnianie ich w taki sposób okazywał się jedynym skutecznym sposobem. Dwie z nich były starsze, ale on był wyższy i silniejszy, jednak nigdy tego nie wykorzystywał bardziej niż mógł. Bo nie mógł, były jego siostrami, które kochał ponad życie, chociaż czasem działały mu na nerwy. Teraz już nie, ale kiedyś faktycznie tak było.
Chciał coś jeszcze dodać, pewnie ponownie określić Jolene mianem obłąkanych, ale wtedy stało się coś, czego nie spodziewał się w najgorszych koszmarach. Pocałowała go. JEGO. PROSTO W USTA. I ani trochę nie przypominało to mokrego buziaka od ciotki Maybelline (może to jej urok, może to Maybelline), choć ciotunia zawsze cmokała Otisa gdzieś w kącik ust, a on później ostentacyjnie wargi wierzchem dłoni. Tak było i tym razem, kiedy momentalnie zwolnił uścisk i odskoczył od dziewczyny, jakby ta była trędowata.
- FUJ! - wydarł się na cały parking, przerywając wiszącą w powietrzu ciszę. - FUJ! Czy ty do reszty postradałaś zmysły? Nie trzymałby cię tak całą wieczność, naprawdę nie musiałaś mnie całować - wzdrygnął się, otrząsnął, a potem ponownie wytarł usta w wierzch dłoni, bo to chyba było jedyne miejsce na jego ciele wolne od farby. Wszystko inne miał doszczętnie wymalowane białą mazią, ale jakoś nagle przestało to mieć znaczenie. - Nie mogłaś dać mi po prostu w pysk? Skąd wiedziałaś, że twoje usta to będzie dla mnie największa kara? - skrzywił się jeszcze bardziej na wspomnienie o buziaku, który nie sprawił mu ani krzty przyjemności. Ale jak miał sprawić, skoro całował go ktoś, kogo tak bardzo nie lubił? OHYDA.

Jo King
towarzyska meduza
-
Barmanka — Rudd's
22 yo — 161 cm
Awatar użytkownika
about
Jak widac po samej nazwie postaci - zycie Jo to jeden wielki żart. Nie miała lekko. Za dzieciaka z początku musiała użerać się z ojczymem-tyranem, następnie ze stratą ukochanej mamy, by finalnie w wieku czternastu lat wylądować z rocznym bratem w domu dziecka. Braciszek szybko znalazł nowy dom, jednak ona spędziła tam całe swoje młodzieńcze lata.
Czy to planowała?
Oczywiście, że nie.
Gdyby ktoś powiedział jej, że będzie kiedykolwiek w swoim marnym (i zapewne też krótkim) życiu całować Otisa-listonosza, ryłaby donośnym śmiechem, przewróciła oczami z milion razy i zapewne równie tyle też puściła pawie. No bo jak to tak? Jak można by całować najbardziej znienawidzoną przez siebie osobę na całej zasranej planecie? A no jak widać można! No można, można, a to wszystko z czystej desperacji. Pierdolonego braku wyjścia. Była na przegranej pozycji. Cała unieruchomiona, na chłodnej podłodze z rękami splecionymi nad głową i jadem, który w ogromnych ilościach wypływał z ust chłopaka, doprowadzając ją do istnej furii.
Potrzebowała go z siebie zrzucić, potrzebowała zaprzestać ten durnej sceny, czuć jego ciało tak blisko jej, sklejone wręcz białą farbą, która w rzeczywistości przeznaczona była dla ściany tuż obok. Była OBRZYDZONA. Uwięziona. Przetrzymywana. Nie miała wyjścia. Musiała go pocałować.
Smakował goryczą. Pierdoloną, gorzką goryczą. Ale co się kurwa dziwić, skoro cała usta miał upierdolone od śmierdzącej farby. Czego ona się spodziewała? Jebanej lawendy w połączeniu ze światem lotosu? No chyba nie, Jo. Chyba nie. No ale chuj. Poświęciła się dziewczyna. I chociaż nie miała stu procentowej pewności, że plan się powiedzie, zaryzykowała. I bardzo dobrze, bo już po kilku sekundach chłopak odskoczył jak oparzony z miną, która nadawałaby się na miliony złotych memów. Krzyczał jak popierdolony (nic nowego), wymachując przy tym łapami i wycierając wary, jakby przekazała mu tym jakąś kurwa kiłę albo inną chorobę. Już bez przesady. Uśmiechnęła się głupio już po chwili, zbierając powoli z podłogi.
No, uważaj sobie — rzuciła zadowolona, poprawiając posklejane włosy, które nagle znalazły się w jej buzi, BLEH — Następnym razem wepchnę ci cały język!!! — zagroziła, wymachując przy tym paluchem na podkreślenie powagi sytuacji. Nie, żeby jakoś bardzo chciała to robić i spełniać swoje żałosne groźby, ale skoro nie dawał jej wyboru to chyba będzie musiała się znowu poświęcić.
Dobra, zamknij się już i chodź dokończyć tą robotę, głupku — skwitowała, jakby to wszystko było jego winą (ups?) i odszukała w tym całym gnoju wałek z resztkami farby, które zaczęła rozprowadzać na ścianie.
Wałkowała dzielnie, co chwilę mocząc narzędzie w ostatkach farby, kątem oka co jakiś czas spoglądając na Otisa i jego naburmuszoną minę, a na jej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. Zupełnie jakby jakaś część jej nawet dobrze bawiła się w tym całym rozpierdolu.
I tak właśnie Jolene z Rudd’s i Otis-listonosz odpracowali swoją karę, za rozjebaną witrynę i rozpierdol, który oboje zrobili. Mając nadzieje, że już nigdy więcej nie będą musieli widzieć swoich irytujących twarzy. Ale przecież wszyscy wiemy, jaki los bywa przewrotny..

Otis Goldsworthy
/ .zt x2
niesamowity odkrywca
Kasik#0245
Harry
ODPOWIEDZ
cron