- — -
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Z jednej strony rozpieszczona córeczka bogatych rodziców, a z drugiej jednak trochę zagubiona i osamotniona dziewczyna. Chętnie korzysta z pieniędzy rodziców i bez przerwy ucieka przed dorosłością oraz odpowiedzialnością.


Gdyby imprezowanie mogło być dobrze płatną pracą, Charlotte Quinn z pewnością znalazłaby się w czołówce najbogatszych osób… Może nawet na całym świecie. Co prawda, nie zaliczała się do biednych (między innymi dlatego mogła pozwolić sobie na szlajanie się po klubach w środku tygodnia), ale żadna w tym jej zasługa — ot, dobrze urodzona. Oczywiście mogłaby pracować już dawno na własne konto i rodzice nieustannie ją do tego zachęcali, jednak dopóki mogła, odwlekała ten moment w czasie. Wygodnie było jej żyć w domu, gdzie lodówka magicznie zawsze była pełna, a przemiła gosposia dbała o porządek w wielkim domu Quinnów. Na dodatek w razie potrzeby zawsze można było iść do rodziców i poprosić o pieniądze, oczywiście w ramach kolejnej bezzwrotnej pożyczki. To nie tak, że Lottie była niezaradna życiowo. Przeciwnie, zawsze była dość obrotna: w szkole i na studiach to ją wysyłano, gdy trzeba było coś załatwić, miała gadane i była uparta. Niemniej, wzięcie pełnej odpowiedzialności za swoje życie i wracanie po pracy do kompletnie pustego domu przerażało ją na tyle, że dopóki mogła, nie chciała się na to decydować.
Zamiast więc prasować dzisiaj koszulę na jutrzejszy dzień w pracy albo siedzieć przy lampce wina w papierkowej robocie, wolała się rozerwać. Umówiła się z grupką znajomych w Moonlight Bar, chociaż nie było to łatwe, bo nie oszukujmy się, ale jednak większość jej rówieśników żyła nieco poważniej i rano szła do pracy. Udało się jednak zebrać parę osób i namówić ich na relaksujący wieczór, chociaż zależy, jak kto pojmuje relaks.
Towarzystwo niestety rozproszyło się dość szybko, znajdując sobie przystojnych kompanów i ładne kompanki, ale to nie przeszkadzało Lottie. Wypiła już dwa drinki, dzięki czemu nie była pijana, ale przyjemnie rozluźniona. Gdy już znudziło jej się towarzystwo nieco nachalnego typa, dała mu grzecznie do zrozumienia, że nie jest nim zainteresowana i pomknęła w kierunku baru. Zamówiła kolejnego lekkiego drinka i zagadnęła barmana, całkiem zadowolona z tego, że udało jej się uniknąć niechcianego towarzystwa, ale najwyraźniej za szybko się ucieszyła, bo kilka minut później chłopak usiadł obok, próbując kontynuować rozmowę. Najwyraźniej zupełnie zignorował to, co przed chwilą mu zasugerowała i ten fakt zmył jej nieco uśmiech z twarzy. Rozejrzała się za znajomymi, ale nie dostrzegła żadnego z nich, więc przybycie z odsieczą niestety odpadało. Sięgnęła po swojego drinka i odgarnęła włosy, zastanawiając się, jak go spławić.
Sorry, ale w sumie to czekam na chłopaka, więc naprawdę będzie lepiej, jeśli jednak sobie pójdziesz. Albo ja pójdę — powiedziała. Nie czekając na decyzję natręta, wstała od baru i odwróciła się z zamiarem odejścia, ale zanim zdążyła wykonać chociażby krok, poczuła uścisk na swoim przegubie. Barman był zajęty obsługiwaniem innych, a klienci pochłonięci własnymi sprawami. Nie da się ukryć, że Charlotte trochę się przestraszyła; nie zachowała zimnej krwi i szarpnęła ręką, choć chyba więcej szkód mogła w ten sposób narobić sobie, nie jemu.

Timothy Collins
ambitny krab
scarlett
26 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
001.


Miał być gotowy.
Wydawało mu się, że był gotowy.
W końcu tyle na to czekał, tyle planował. Zliczyć nie dało się godzin, jakie spędził na analizowaniu, rozmyślaniu i nieustannym odtwarzaniu potencjalnych scenariuszy przebiegu. Zresztą nie było co się dziwić. Kiedy człowiek siedzi zamknięty w czterech ścianach o niewielkim metrażu, niskim sufitem i parą pryczy zawieszonych na grubych, wytrzymałych łańcuchach traci poczucie czasu. Rzeczywistość zatraca się gdzieś w powietrzu, a całe życie przenosi do umysłu. W nim można wszystko. Jest wolność, nieskończona ilość możliwości, a nawet świeże powietrze, jeśli wystarczająco mocno odleci się w niepamięć.
Przez pierwszy rok jego myśli zagmatwały dwa, naprzemiennie zmieniające się obrazy. Pierwszy, ten mniej przyjemny, przedstawiał postać mężczyzny, przez którego Timothy znalazł się w pierdu. Mężczyzny, który z czysto egoistycznych pobudek i własnych przeświadczeń postanowił spierdolić życie niewinnemu człowiekowi. Postanowił wrobić go w zbrodnię, której nie popełnił. Osadził na jego plecach ciężar niemożliwy do uniesienia, wymierzył ostrzem idealnie w piętę Achillesa, a na to nie było już rady. Nie potrafił pogodzić się z sądem, który na niego spadł. Nie potrafił być okej z broszką przestępcy, którym nigdy nie był. Nie potrafił. A jednak, kłamstwo wypowiedziane wystarczającą ilość razy (do tego podparte podłożonymi dowodami) w końcu stawało się prawdą. I tego też się stało. Nie było innego wyjścia.
Drugim zaś elementem, tym bardziej przyjemnym, była ona. Ciemnowłosa piękność, której na krótki czas oddał całego siebie. Bez wyjątków. Była wszystkim. Była letnim promieniem słońca, słodkim śpiewem ptaków o poranku, cichym marzeniem wypowiedzianym o północy w nowy rok. I była jego. Na moment. Na krótką chwilę. Była jedynym, co trzymało go w ryzach człowieczeństwa gdy znalazł się wśród kryminalistów i gwałcicieli. Była pierwszą myślą po przebudzeniu i ostatnią przed zaśnięciem.
Z czasem jednak obraz piękna i delikatności zatarł się bez śladu, a na jego miejsce wskoczył gniew. Czysty, prawdziwy gniew. Desperacka chęć zemsty, taka po trupach do celu. Dosłownie po trupach, bo przecież Collins po jakimś czasie również umarł. Umarła w nim cząstka dobroci, jaką nosił w sercu. Zgniła. Przeterminowała się. W końcu każdy ma pieprzony termin ważności.
Wyszedł przekonany, że był gotowy.
Miał być gotowy.
A jednak nie był. Bo kiedy jej słodki uśmiech zabłysnął w skromnych progach baru, serce Collinsa na moment przestało bić. Stanęło jak na zawołanie. I chodź głowa była w odpowiednim miejscu, pełna nienawiści, ciało wydawało się wciąż reagować na jej obecność.
Siedział z boku, przyglądając się od czasu do czasu, sącząc kolejną porcje Whisky z lodem i nierówno potupując nogą o chłodny szczebel barowego stołka. Obserwował. Po prostu obserwował. Nic więcej. W końcu taki był plan. Pokręcić się w miejscach, gdzie bywała, oswoić z klimatem i kiedy pozycja będzie już bardzo pewna wkroczyć do akcji. Jak to jednak w życiu bywa - los chciał inaczej. Płatał pierwszej klasy figle, sprawiając, że znalazła się tuż obok - bo zaledwie dwa krzesła dalej - w towarzystwie namolnego faceta. Przysłuchiwał się rozmowie już po chwili w pełni świadomy, że to właśnie jego szansa. Lepszej nie będzie. Kurwa.
Ciche chrząknięcie wydobyło się z jego gardła, kiedy kręgosłup ułożył się w równej linii, a długie palce poprawiły lekko już pomiętą, czarną kurtkę. Powolnym krokiem skierował się w stronę napiętej konwersacji, wyłaniając się zza kobiecych pleców i umieszczając szkło ze złotym trunkiem tuż przy jej dłoni.
Już jestem — rzucił krótko, jednak wyjątkowo naturalnie, wolną dłoń umieszczając na ramieniu dziewczyny — Przy barze była straszna kolejka. Trochę się naczekałem.. — dodał lekko, po chwili udając, że dopiero w tamtej chwili zauważył niezręczność sytuacji, rękę nieznajomego zaciśniętą na jej nadgarstku i jego zdezorientowane spojrzenie — Mamy tu jakiś problem? — głos miał spokojny. Ściągnął brwi, ujawniając niewielką zmarszczkę na środku czoła, wykazując jasne niezadowolenie z widoku, jaki zastał. Nieznajomy jednak nie dawał za wygraną, a jego mięsista dłoń wciąż pozostawała zaciśnięta. Już otwierał usta, żeby coś powiedzieć, jednak Timothy bez zbędnych ceregieli wszedł mu w słowo — Słuchaj no, jeśli zaraz nie zabierzesz łapska z nadgarstka mojej dziewczyny grubo tego pożałujesz — ostry ton wywołał u mężczyzny automatyczne cofnięcie, a Collins, korzystając z okazji, momentalnie przeniósł się zza drobnych pleców Charlotte tuż przed starszego faceta. Minę miał nie tęgą, ewidentnie niechętną do dalszych zaczepek, więc już po krótkiej wymianie spojrzeń oddalił się, rzucając pod nosem kolorowe przekleństwa, na które Timothy zareagował jedynie krótkim prychnięciem.
Uprzednio zaciągając się gigantycznym chłystem powietrza, opadł łokciami o blat, podtrzymując własny ciężar i spojrzał na nią z bliska pierwszy raz od pięciu lat, czując jak serce wydaje się bić tylko sobie znanym tempem.
Mój pierwszy dzień w Lorne i już dorobiłem się dziewczyny. Kto by pomyślał. Coś musi być w tym mieście.. — zaśmiał się lekko, ukazując tym samym szereg idealnie białych zębów — Wszystko okej? Przepraszam, że tak wyskoczyłem, ale wydawałaś się potrzebować pomocy — poprawił niesforny kosmyk włosów, zaciągając go w tył głowy, łapiąc spojrzenie tak dobrze znanych, turkusowych oczu.

Charlotte Quinn
powitalny kokos
Kasik#0245
- — -
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Z jednej strony rozpieszczona córeczka bogatych rodziców, a z drugiej jednak trochę zagubiona i osamotniona dziewczyna. Chętnie korzysta z pieniędzy rodziców i bez przerwy ucieka przed dorosłością oraz odpowiedzialnością.
Charlotte nigdy nie była dobra w planowaniu i często szła na żywioł. Miało to swoje plusy i minusy, ale zwykle raczej wychodziło jej na dobre. Niemniej, nie była mistrzynią planowania, bo miała ten komfort, że nie musiała obawiać się ewentualnych potknięć. Dzięki pieniądzom zawsze dało się wiele załatwić, a tatuś chętnie wyciągał ją z różnych tarapatów. Inna sprawa, że nigdy nie przesadzała i nie miała na przykład konfliktów z prawem. W każdym razie, gdyby to ona miała uknuć jakąś intrygę, plan najpewniej spaliłby na panewce. Podziwiała w pewnym sensie ludzi, którzy potrafili ułożyć sobie plan działania i odhaczać go krok po kroku. Na pewno jednak nie spodziewała się, że kiedyś taka umiejętność obróci się przeciwko niej, a już bez wątpienia, że stanie się to za sprawą jej wielkiej, nastoletniej miłości.
Gdy Timothy poszedł do więzienia, była naprawdę załamana. Miała do niego spory żal o to, że ją oszukał. Nie spodziewała się po nim dilowania, choć wiedziała, że miał trudną sytuację i jakoś musiał wiązać koniec z końcem. Właśnie dzięki takiemu myśleniu udało jej się przebaczyć mu to, że zataił przed nią prawdę. Mimo to, nigdy nie zdecydowała się nawiązać z nim kontaktu. Bała się, bo okazał się innym Timem niż ten, którego znała i kochała. Nie da się ukryć, że cała sytuacja mocno podburzyła jej zaufanie. A później? Później wciąż o nim pamiętała, ale im więcej czasu mijało, tym bardziej przekonywała się, że nie ma sensu. Po pięciu latach nie wiedziałaby nawet, co ma mu powiedzieć. I czułaby się niezręcznie. On siedział w więzieniu, ona w tym czasie skończyła studia. Ojciec miał rację — byli z dwóch różnych światów. Czasem takie różnice były nie do zniwelowania.
To nie był pierwszy raz, kiedy zaczepiał ją jakiś mężczyzna. Zazwyczaj większość rozumiała „nie”, ale tym razem trafiła na wyjątkowo uparty egzemplarz. Zwykle radziła sobie całkiem nieźle. Na wypadek skrajności nosiła ze sobą gaz pieprzowy, ale ponieważ dzisiaj była z przyjaciółmi, nie pomyślała, że będzie jej potrzebny. Przestraszyła się nie na żarty, choć w sumie w lokalu pełnym ludzi nic nie miało prawa jej się stać. No ale… Jakoś musiała później wyjść w ciemną noc i wrócić do domu — pewnie taksówką, ale mimo wszystko. W każdym razie, czuła się wyjątkowo niepewnie, jakby targały nią jakieś złe i dziwne przeczucia. Gdy Collins przybył z odsieczą, przez chwilę zupełnie nie zrozumiała o co chodzi; była zbyt zdenerwowana, by załapać w lot. Na szczęście szybko do niej dotarło, więc uśmiechnęła się i przeniosła wzrok na swojego obrońcę. Gdy zapytał, czy coś się stało, powoli i niepewnie skinęła głową.
Nie wiem o co chodzi, ten pan mnie chyba z kimś pomylił… — powiedziała do swojego „lubego”. Nie chciała wszczynać w lokalu jakiejś awantury, bo nie dość, że by ich wyproszono, to jeszcze chłopak, który stanął w jej obronie, mógłby oberwać. Nie mogła od niego oczekiwać, że będzie się dla niej bił, był przecież obcy… Nie rozpoznała w nim niedawnej miłości, raczej nie była to kwestia alkoholu. Mocno się zmienił i nawet, gdyby powiedział jej wprost, kim jest, miałaby problem, żeby w to uwierzyć.
Odetchnęła z wyraźną ulgą, gdy nachalny typ wreszcie odszedł i posłała uśmiech swojemu wybawcy. Roześmiała się w odpowiedzi na jego słowa.
Jak tak dalej pójdzie, to do końca tygodnia weźmiesz ślub — odparła. — Nie przepraszaj, bardzo ci dziękuję za pomoc. Przyczepił się do mnie już jakiś czas temu, a niestety zgubiłam znajomych i nie mogłam sobie z nim poradzić.
Machnęła ręką, bo najważniejsze, że kryzys został zażegnany. Przysiadła przy barze, tuż obok miejsca, w którym opierał się chłopak.
Jestem Charlotte. Co robisz w Lorne Bay?

Timothy Collins
ambitny krab
scarlett
26 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Myślał o niej.
Dużo.
Odkąd wyszedł, często zastanawiał się jak to naprawdę będzie. Kiedy i gdzie będzie mieć miejsce ich pierwsze-ponowne spotkanie, jak bardzo się zmieniła, czy jej włosy wciąż widniały spięte w wysokim koku oraz jaki kolor sukienki będzie mieć na sobie, gdy ten zupełnie przez przypadek szturchnie ją w na plaży w kolejce po mrożony jogurt.
Długo myślał też nad tym co powie. Zastanawiał się, czy będzie w stanie zapanować nad żalem, który siedział głęboko w nim i wydawał się być rozlany bez opamiętania po całym, pieprzonym ciele. Zastanawiał się, czy będzie w stanie rozmawiać z nią tak jak kiedyś. W końcu człowiek zamknięty przez pięć lat w towarzystwie samych facetów w pewnym sensie traci niektóre wartości rozmowy. Jednak ku swojemu zaskoczeniu wcale nie szło mu źle. Był pod szczerym wrażeniem, z jaką łatwością słowa wypływały z jego ust, a delikatny uśmiech na twarzy idealnie krył ból i rozgoryczenie.
W sumie zawsze zazdrościłem tym spontanicznym ślubom w Vegas z przypływu adrenaliny i alkoholu — rzucił rozbawiony, napierając na łokcie i nachylając nieco bardziej w stronę lady — Ten stan kiedy zakochujesz się bez pamięci w nowo poznanej osobie a dwanaście godzin później macie już papier i obrączkę na palcu, a ślubu udzielił wam chińczyk, który kupił uprawnienia na AliExpres. Coś pięknego — skwitował zadowolony, bawiąc się pustą szklanką po Whisky, leniwymi ruchami obracając ją między palcami. Potrzebował dolewki. Szybkim uniesieniem dłoni zawołał barmana, rzucając krótkim jeszcze raz to samo. Przez krótki moment miał zamiar spytania Charlotte, czy nie ma ochoty na kolejnego drinka, ale po szybkim spojrzeniu w jej szklankę dało się łatwo stwierdzić, że niedawno co zamówiła.
Zaproponowałbym ci coś do picia na mój koszt, ale widze, że masz jeszcze sporo, a bardzo nie chciałbym cię upić — uśmiechnął się zadziornie, ukazując tym samym szereg idealnych zębów w towarzystwie widocznych dołeczków — W końcu nie po to ratowałem cię z jednych kłopotów, żeby już po chwili wkręcić w kolejne — machnął delikatnym gestem głową na miejsce, w którym jeszcze chwilę temu stał namolny burak wrócił do intensywnego wpatrywania się we wciąż tak samo turkusowe i piękne oczy Charlotte. Niektóre rzeczy jednak nigdy się nie zmieniają.
Ashton, miło mi — kulturalnie wyprostował się do pionu i wyciągnął w jej stronę dłoń, która już po chwili dane mu było ścisnąć tę jej, wciąż tak samo delikatną jak pięć lat temu — Przyjechałem do brata. Potrzebował pomocy z biznesem, a ja akurat rzuciłem poprzednią robotę i rozglądałem się za czymś nowym. Obaj stwierdziliśmy, że to czyste przeznaczenie i tak właśnie powinno być. A przecież wiadomo, że z przeznaczeniem się nie dyskutuje — rzucił w jej stronę wymowne spojrzenie, w międzyczasie odbierając od barmana zamówiony trunek, który już po chwili przechylił, wlewając w spragnione gardło — A ty, Charlotte? Jesteś stąd, czy może przypadkowym włóczykijem z tobołkiem? — udał zainteresowanie, chociaż w rzeczywistości doskonale znał na nie odpowiedź.

Charlotte Quinn
powitalny kokos
Kasik#0245
- — -
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Z jednej strony rozpieszczona córeczka bogatych rodziców, a z drugiej jednak trochę zagubiona i osamotniona dziewczyna. Chętnie korzysta z pieniędzy rodziców i bez przerwy ucieka przed dorosłością oraz odpowiedzialnością.
Choć upłynęło kilka lat, a Charlotte oficjalnie była już dorosłą kobietą, często wspominała nastoletnie chwile spędzone z Timothym. Pierwsza miłość zostaje w pamięci na zawsze, a ich historia była wyjątkowo dramatyczna i doskonale nadałaby się na jakiś film czy serial. Nie miała pojęcia, że dziś wieczorem zaczynał się właśnie jej sequel. W chwilach takich, jak ta, nie myślała o Collinsie; ewentualną tęsknotę, która mimowolnie wciąż gdzieś się pojawiała — choć wolała nazywać ją sentymentem — niwelowała alkoholem i nowymi znajomościami. To naprawdę nie było skomplikowane, ale w jakiś sposób na pewno tłumaczyło jej obawy przed realną dorosłością i samodzielnością. Gdyby poszła na swoje, siłą rzeczy miałaby mniej czasu i sposobności na zagłuszanie negatywnych emocji. W domu rodziców było wygodnie i bezpiecznie, a ona najwyraźniej potrzebowała kogoś, kto się nią zaopiekuje.
Ma to swój urok, ale ja chyba jednak marzę o białej sukni i tych wszystkich przygotowaniach. No ale przynajmniej przy ślubie w Vegas nie ma tyle stresu, bo wszystko dzieje się spontanicznie — zauważyła, przyglądając się swojemu rozmówcy. Miał w sobie coś uroczego, co sprawiało, że chciała się cały czas uśmiechać. Poza tym, już na wstępie miał dużego plusa, za skuteczne i kreatywne uratowanie jej przed natrętem. Wbrew pozorom, nieczęsto zdarzała się taka pomoc, bo ludzie niechętnie mieszali się w cudze sprawy.
Doceniam, bo wcale nie przyszłam tutaj z zamiarem upicia się. Właściwie miałam po prostu spędzić wieczór ze znajomymi, ale zaginęli w akcji — wzruszyła ramionami. Nie obrażała się, bo sama też czasem im znikała, ale dzisiaj akurat potrzebowała czyjegoś towarzystwa. Ashton, bo tak chwilę później przedstawił jej się chłopak, spadł jej z nieba, ale nie wiedziała, ile czasu będzie chciał i mógł jej dzisiaj poświęcić. Nie wymagała zresztą od niego takich rzeczy!
Z uwagą słuchała jego opowieści na temat tego, jak znalazł się w Lorne Bay. Kto wie, może nawet znała się z jego bratem? Zanim jednak zdążyła zadać jakiekolwiek pytania doprecyzowujące, zainteresował się nią. Odgarnęła więc włosy i zamieszała słomką w swoim drinku.
Ja urodziłam się w Cairns, ale chyba od… Drugiego roku życia mieszkam tutaj. Nie spieszy mi się z wyprowadzką, znaczy, czasem chciałabym mieszkać w jakimś dużym mieście, bo wiadomo, większe możliwości, ale lubię Lorne Bay — uznała. Nie miała się czym chwalić, jeśli chodzi na przykład o pracę, więc nie podjęła tego tematu. Jeśli zapyta, to nie będzie kłamała, wiadomo, ale miała świadomość, że fakt, iż była na utrzymaniu rodziców, nie był powodem do dumy. Nie, żeby przejmowała się opinią innych na swój temat!
Czym zajmujesz się w biznesie brata? — zagadnęła, upijając łyk swojego drinka. Sam termin „biznes” brzmiał dość poważne, jednak w gruncie rzeczy mogło to być wszystko. Na szczęście Lottie była daleka od oceniania ludzi po zawodzie, w odróżnieniu od swoich rodziców, w szczególności od ojca. Pan Quinn nie wiedział, że nie wszyscy znajomi jego córki to ci „z wyższych sfer”. Zięć? Od dawna próbował zachęcić Charlotte do syna swojego przyjaciela, jednak dziewczyna nie była nim zainteresowana. Był przystojny, ale miał paskudny charakter, co dyskwalifikowało go w jej oczach. W całej swojej beztrosce była naprawdę dobrym człowiekiem i choć sprzeniewierzała całe mnóstwo pieniędzy, to miała świadomość, że nie są one najważniejsze.

Timothy Collins
ambitny krab
scarlett
26 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
Ludzie zmieniają się z wiekiem. Zmienia się ich styl ubierania, kolor włosów, rysy twarzy, głos staje się dojrzalszy, a myśli z tych beztroskich przemieniają się w te bardziej odpowiedzialne i dorosłe. Były jednak rzeczy, które zawsze pozostają takie same - niezaleznie od wieku i stanu umysłu. Timothy widział je od razu, na pierwszy rzut oka, kiedy udawanym ciepłym spojrzeniem przyglądał się Catherine.
Wiele pozostało tak samo. Spojrzenie przeszywające na wylot, sposób, w jaki bawiła się szklanką i odrywając najmniejszy palec przykładała ją do ust, czy to jak delikatnie gładziła szyję opuszkami, kiedy czuła się komfortowo - były to jedne z licznych, drobnych gestów, które ten zauważył od razu. Wspomnienia waliły drzwiami i oknami, próbując przebić się przez wielki mur, jaki postawił na potrzeby powodzenia swojego planu i miał szczerą nadzieję, że cegły, z jakich go ustawił były z wystarczająco silnych surowców, by to wszystko przetrwać.
Czyli z ciebie ten typ, który od małego marzy o pięknej białej sukience, księciu z bajki na majestatycznym koniu, dziewczynkach z różami i licznej liście gości — stwierdził z lekkim uśmiechem, kiwając twierdząco głowa, zupełnie jakby kodował te informacje gdzieś w głowie, w odpowiedniej szufladce — I co, znalazł się już taki co podbił twoje serce i najprawdopodobniej spotkacie się przy ołtarzu? — spytał szczerze zainteresowany, próbując wybadać aktualną sytuację oraz dać jej do zrozumienia, że jest to temat, który również zaciekawił Ashtona, swoje pierdolone alter ego, któremu jak teraz tak o tym myślał, mógł dać nieco lepsze przezwisko. Ashton, kurwa.
Mhm — kiwał głową, trwając w wysokim skupieniu, wsłuchując się w stonowany ton kobiecego głosu, co jakiś czas popijając wysokoprocentowego drinka — Większe możliwości? — zainteresował się — Masz jakieś konkretne marzenia lub ambitną ścieżkę kariery, jaką byś chciała objąć? Tylko mi nie mów, że chcesz zostać prawnikiem — przewrócił teatralnie oczami, prychając lekko pod nosem. Nie widział jej w tej roli. Otaczanie się prawem i sprawiedliwością przez ostatnie kilka lat nauczyło go, że nie ma czegoś takiego jak prawo i sprawiedliwość, zamiast tego są kłamstwa, przekręty i kolosalna ilość łapówek. Nikomu nie zależy na tym co się powinno i karaniu faktycznych przestępców. To walka na jebane przekupstwa, czego Timothy był oficjalną ofiarą.
— Zajmuje się produkcją sprzętu wodnego. Ma tutaj nawet wypożyczalnie przy plaży — wskazał dłonią w odpowiednią stronę, chociaż znajdowali się w środku, nie było więc nawet jak zobaczyć miejsca, o którym wspominał. Taki automatyczny gest — Lubisz pływać? Śmigałaś kiedyś na skuterze? Koniecznie musisz kiedyś wpaść — stwierdził od razu z udawanym entuzjazmem, przysuwając się nieco bliżej, dostosowując się do jej mowy ciała i strefy komfortu — A jak się ładnie uśmiechniesz, o tak jak teraz, to może nawet zapodam jakąś zniżką — wyszczerzył się jak głupi do sera, wpatrując głęboko w oczy, które tak dobrze znał jeszcze kilka lat temu.

Charlotte Quinn
powitalny kokos
Kasik#0245
- — -
25 yo — 170 cm
Awatar użytkownika
about
Z jednej strony rozpieszczona córeczka bogatych rodziców, a z drugiej jednak trochę zagubiona i osamotniona dziewczyna. Chętnie korzysta z pieniędzy rodziców i bez przerwy ucieka przed dorosłością oraz odpowiedzialnością.
Trudno ocenić, jak bardzo Charlotte zmieniła się od ich ostatniego spotkania. Na pewno mniej niż on, o czym świadczył chociażby fakt, że nawet go nie rozpoznała. Nadal miała buzię nastolatki, wciąż nie malowała się zbyt mocno i stroniła od ciężkiej, eleganckiej biżuterii. Można zastanawiać się nad zmianami w psychice — jakieś zaszły na pewno, ale nie należała do najbardziej dojrzałych dwudziestopięciolatek w okolicy. Nie była w pełni tą samą Lottie, która zdezorientowana patrzyła, jak zakuwają w kajdanki jej ukochanego Timothy’ego, ale z całą pewnością nie miał wielkich problemów, by ją dzisiaj rozpoznać w tłumie.
Coś w tym stylu. Chociaż to wcale nie tak, że mam rozplanowaną całą ceremonię! — zastrzegła. Kolejne pytanie zmyło jej z twarzy wesoły uśmiech. — Miałam chłopaka, ale…
Urwała. Nie wiedziała, co powinna powiedzieć. Czy ktokolwiek poza nią traktował tak poważnie nastoletnie związki, by mówić o nich, gdy ktoś pytał o ślub? Prawda była jednak taka, że poza Collinsem nie miała żadnego poważnego partnera i może właśnie dlatego wciąż mocno przeżywała ich relację oraz jej nagły, bolesny koniec.
Nie, nie mam nikogo — powiedziała po krótkiej chwili krępującego milczenia i dopiła swojego drinka, zwracając się zaraz do barmana z prośbą o to samo. Chciał dobrze, a jego pytanie było całkiem naturalne, ale zdecydowanie nie trafił w temat.
Chyba dobrze znasz się na ludziach. Skończyłam prawo, ale w sumie nie pracuję w zawodzie. Znaczy… To skomplikowane. Powiedzmy, że wolałabym robić coś na własną rękę, a nie z uwagi na bycie córką swojego ojca — wyjaśniła. Oczywiście nie był to główny problem, bo ważniejsze zdawało się być to, że należała do wygodnych osób. Z nieco większym poziomem ambicji poszukałaby pracy w Cairns, niekoniecznie w kancelarii ojca, ale łatwiej było narzekać na małe miasteczko i słabe możliwości. Nikt nie bronił jej wyjechać, ale o tym już głośno nie mówiła; ten fakt psuł narrację.
Sporty wodne zawsze mnie trochę przerażały. W sensie, jakby coś się stało, to nie mam szans z żywiołem, bo w basenie jakoś pływam, ale taka otwarta woda… — spojrzała na niego, robiąc nieco sceptyczną minę. — Ale skoro tak zachęcasz, to może się skuszę. Skuter nie brzmi tak groźnie, jak wind- czy kitesurfing.
Uśmiechnęła się lekko do kelnera, gdy podał jej zamówionego drinka i przysunęła sobie szklaneczkę z kolorową cieczą. Upiła niezwłocznie łyk i przyjrzała się Timothy’emu. Był przystojny i — jak zdążyła się dzisiaj przekonać — opiekuńczy. Przy tym zabawny, wygadany i inteligentny. Przez tę krótką chwilę, którą spędzili dzisiaj razem, zdążyła go już polubić i szczerze liczyła na to, że ich znajomość nie skończy się na tym jednym wieczorze. Oczywiście bez nadinterpretacji; póki co, wcale nie stał się tym, którego chciałaby zaciągnąć przed ołtarz. Różnił się jednak od jej przyjaciół i to w pozytywny sposób — chyba właśnie to ją urzekło.
Jesteś w Lorne Bay pierwszy raz, tak? — zainteresowała się, zakładając nogę na nogę. — Jak ci się podoba?

Timothy Collins
ambitny krab
scarlett
ODPOWIEDZ