28 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
It's strange what desire will make foolish people do

I never dreamed that I'd meet somebody like you
Krople deszczu uderzały o szyby, wystukując przyjemną, niezwykle relaksującą melodię do snu, ten jednak nie zapadał pogrążony w myślach agent, mierzył ze znudzeniem wyścig, tych drobinek wody na tafli szkła, którą były okna, tonąc w półmroku, jaki rozświetlały strategicznie ulokowane w pokoju świece, zanurzył się w świat fantazji i pragnień. W akompaniamencie deszczowej aury i okazjonalnego szumu wiatru, przebrzmiewał dobrze znany i sympatyczny dla ucha głos Sinatry, lubił jego kawałki zwłaszcza w noce, takie jak ta, gdy ciemność otuliła swą peleryną świat, tak dokładnie, z taką starannością, że, choć oko wykol nie dostrzeżesz plaży z balkonu, co złotym piaskiem mami, niemal na wyciągnięcie ręki. I chociaż główną zasługą tego była szalejąca nad miastem burza, to i w okolicy niewiele stało latarni i wprawdzie, przy drodze głównej zapewne jest znacznie jaśniej, to ten widok, jednak skradł jego spojrzenie. Być może ciemna tafla morza, tak za dnia kusząca, swą egzotyczną barwą, w noc taką, jak jest równie bliska szarym i nieprzeniknionym wodom otaczającym urokliwe miasteczko Whitby w Anglii, gdzie Winchesterowie, mieli swoją „letnią rezydencję” – westchnął, na myśl o starym wielkim domu, którego mury były świadkami tylu istotnych dla życia jego rodziny wydarzeń, bo chociaż większość młodości spędził w Londynie, to miasteczko, jak i jego nadmorski urok głęboko zapadły mu w pamięci i tylko brak czasu sprawiał, że nie wybierał się, tam tak często, jakby tego chciał.
Wibracje telefonu wyrwały go z zadumy. Bez zawahania sięgnął po urządzenie świadom, marnej ilości kontaktów, jakie posiadał, a głównie byli to ludzie z pracy, to ciekawość sprawiła, że tak prędko odblokował i zapoznał się z treścią wiadomości tekstowej, krótka korespondencja, jakich wiele, odrobina prowokacji, w celu, jakże prostym, aby sprawić, by osoba po drugiej stronie wysiliła umysł, znał ją i wiedział, że może liczyć na kreatywność i nieprzewidywalność, zatem nie zdziwiłby się, gdyby podjechała pod dom autokarem imprezowym zawiniętym z wieczora panieńskiego, a także w równym stopniu oczekiwał, że „zaskoczy” go nocną kreacją w postaci polarowej cieplutkiej piżamy przedstawiającej jednorożca, i nie, nie zdziwiłby się, gdyby tak szła, przez ulicę, ot założyłaby pewnie do tego szpilki i ramoneskę, ale rzeczywistość okazała się bardziej przyziemna.
Wstał pospiesznie i wyszedł z domu, zabierając ze sobą, jedynie parasol. Deszcz wprawdzie, już jedynie kapał, ale i tak nie zamierzał moknąć. Gdy ujrzał postać ciemnowłosej, uśmiechnął się kwaśno. Widząc jej opłakany stan, westchnął i zlustrował ją wzrokiem. Rana, nie była groźna, ale wymagała natychmiastowej opieki. Ujął ją pod ramię, ale widząc i czując alkohol, uznał, że trochę deszczu mu nie zaszkodzi i obejmując ją pewniej, podniósł przyciągając, niewielką postać kobiety do piersi. – Trzymaj parasol – rzucił, niezbyt pewny tego, czy kontaktowała. Niosąc ją w ramionach, nie zastanawiał się nad przyczyną, dlaczego akurat wybrała jego numer, podejrzewał, że to alkohol zasugerował. Przekraczając próg domu, zabrał ją od razu na piętro do łazienki i tam dopiero postawił na nogach. Pospiesznie szukając rzeczy potrzebnych do przemycia i opatrzenia rany w apteczce domowej, w jego ruchach była pewność siebie i zdecydowanie, tak jak i w momencie, gdy ujął ją subtelnie, ale stanowczo za zranioną rękę i przemył ranę. Dopiero teraz spojrzał jej w oczy ze smutkiem.

Yara Vanderberg
sumienny żółwik
Lorcan
Tancerka — Shadow
26 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej tańczyła balet, dziś tańczy w Shadow, uznaje tylko płynną dietę wysokoalkoholową i bije wszelkie rekordy w podejmowaniu złych decyzji!
seven
I just wanna feel something anything

Ten dzień nie mógł być gorszy, ten dzień nie mógł… Jeśli miałby być gorszy, musiałby się powtórzyć. Siedem lat później, na jej oczach, a to zdaje się niemożliwe. Taką przynajmniej miała nadzieję, bała się bowiem chociażby o tym pomyśleć, na wypadek, gdyby los postanowił uznać to za rzucone mu wyzwanie! Nienawidziła tego czasu w roku, nie tyle samego dnia, co całych tygodni jakie go poprzedzały. Pełne były zmartwionych spojrzeń, ostrożnych rozmów o niczym, niespodziewanych telefonów od rodziny i pytań, jak się czuje.
Nie czuła. Się. Wcale.
Od tygodnia unikała wszystkiego i wszystkich, przynajmniej na tyle na ile mogła. Zwyczajnie nie miała siły, by się tłumaczyć, albo co gorsza, silić się na uśmiech i dziękować za troskę, bo to ona musiała kryć się za wszystkimi tymi pytaniami, prawda? Cóż, była innego zdania, ale nigdy nie odważyła się powiedzieć tego głośno.
I jeszcze Miles. Był ostatnią osobą, którą chciała dzisiaj oglądać. To okrutne, tak, zdaje się, że dobrze o tym wiedziała, lecz nie potrafiła inaczej. Nie potrafiła… mu wybaczyć. A to z kolei wiedział on, choć powinien wiedzieć też, że nie potrzebował jej wybaczenia, nie zawinił, nie powinien nadal się tym zadręczać, siedem lat później. To wszystko brzmiało naprawdę rozsądnie, lecz gdy w grę wchodziły emocje — i skradziony alkohol, a wiadomo, ten jest najgorszy — nagle stawała na miejscu sędziego i kata.
Gdy zaczęło padać, zwyczajnie się poddała. Usiadła na ziemi, obejmując na wpół pustą butelkę i czekała. Czekała na łzy, aż w końcu popłyną, czekał aż wstrząśnie nią szloch i rozedrze serce, ale… nic takiego się nie stało. Czekała. I z każdą upływającą chwilą czuła się co raz bardziej odrętwiała. Może nie czuła już nic? Może tak już będzie zawsze? Ta nagła myśl przeraziła ją tak bardzo, jak prawdziwa się wydawała.
Chciała poczuć… cokolwiek. Powtarzała te słowa jak mantrę, i powtórzyła pół godziny później, gdy wpatrywała się w rozbitą na ziemi butelkę. I czuła piekący ból. Upadła na kolana, a nim zdążyła pomyśleć, by ratować siebie, a nie butelkę, dostrzegła wykwitającą na dłoni krew, stróżkę spływającą po nadgarstku i znikającą w materiale swetra. Cholera.
Nie wiem jak to się stało — mruknęła, gdy tylko zobaczyła go, idącego w jej stronę. Z parasolem w ręku. To zabawne, zdążyła pomyśleć, że z nim wydaje się jeszcze bardziej brytyjski niż zwykle, a nie sądziła, że to możliwe! Musiała wyglądać okropnie, przemoknięte do suchej nitki, z włosami przyklejonymi do policzków. I zakrwawionymi dłońmi. Nie tak sobie to wyobrażała… Nim zdążyła zaprotestować, podniósł ją, tak szybko i z taką łatwością, że natychmiast odczuła tego skutki, a mianowicie, gwałtowny zawrót głowy. — Postaw mnie, przecież mogę… Postaw mnie, Lorcan. — Oczywiście, nikt tak jak ona nie potrafiła wyrażać wdzięczności, wiedział o tym najlepiej! Westchnęła ciężko i objęła rączkę parasola, próbując nie ubrudzić go krwią, i oczywiście, trzymać parasol nad ich głowami, ale ani jedno ani drugie szczególnie jej nie wyszło, co zobaczyła dopiero stojąc w jasnej łazience. — Pobrudziłam Cię — mruknęła smętnie, wskazując plamy na jego ubraniu, prawdopodobnie tylko dlatego, że spojrzał na nią w taki sposób, że jedyne czego chciała, to wpełznąć pod umywalkę i już nigdy nie wyjść. — Przepraszam…

Lorcan Winchester
ambitny krab
m.
28 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
It's strange what desire will make foolish people do

I never dreamed that I'd meet somebody like you
Kobieta wyglądała jak obraz nędzy i rozpaczy, tym go zaskoczyła, bowiem nigdy wcześniej nie widział jej w podobnym stanie, to musiało coś znaczyć, czyżby chodziło o problemy z klubem? Nie mógł tego wykluczać, a chociaż już jej pod tym kątem nie wykorzystywał, a sposób informowania mieli dyskretny i z daleka od ciekawskich oczu, to jednak wiedział, że zawsze istnieje ryzyko wpadnięcia, tudzież jak w tym przypadku, niektóre sprawy mogły wypłynąć na światło dzienne. Gdyby Winchester miał, więcej dowodów w sprawie to niewątpliwie poczyniłby odpowiednie kroki, lecz rozkaz z góry był zdecydowany, a operacja, jaką prowadził, została zamknięta i odrzucona do archiwum, to już historia, która być może kiedyś jeszcze wypłynie, taką miał w cichości ducha nadzieję, to była jego praca i w tym się specjalizował. Sama dziewczyna przez bardzo długo była trzymana w niepewności co do faktycznego obrazu sytuacji oraz możliwości, jakimi dysponował Winchester. Tym bardziej teraz nie miała świadomości, gdy czas nieubłaganie pędził do przodu, pozostawiając ten nieznaczny epizod w tyle. Sama współpraca była raczej krótka, niżeli długa, a on dowiedział się tego, co i tak już podejrzewał, teraz jednak miał tego absolutną pewność. Późniejsze wypadki i to jak ich losy się splotły, cóż były wynikiem stresu, napiętej atmosfery i pragnienia bliskości, nigdy nie wykraczając, poza te granice pielęgnowali tę „znajomość” w sposób dość obrazowy i treściwy, jednak bez większego zaangażowania emocjonalnego, co wydawało się Winchesterowi z góry określone i zaznaczone. Nie oczekiwał, niczego ponadto co mogła mu zaoferować. Z biegiem czasu jednak musiał przyznać, iż byli w tym uciekaniu z pierwszymi promieniami słońca – naprawdę nieźli. Czy to szukając hotelowego pokoiku, czy już później, gdy przełamał pierwsze obawy co do miejsca, gdzie mieszka, było nie było, dom zawsze traktował, jako „coś więcej” niż tylko miejsce do spania. Ta namiastka rodzinnej atmosfery, której został w młodym wieku pozbawiony, nie mogła zostać zatracona. Zaufanie i pewna odpowiedzialność w tym szaleństwie, jakie nimi kierowało, było urocze i uzależniało, a momenty, gdy zrywał się z pracy, bo akurat miał taką możliwość, by spotkać się z dziewczyną w jasno określonym celu, były mu potrzebne, cóż lepiej myślał. Mógł to porównać odrobinę do dynamicznej przejażdżki na jednośladzie po okolicy, zawsze gdy wsiadał na motocykl z chęcią wyładowania emocji, odchodziła na bok odpowiedzialność.
Zbył jej słowa, mimo uszu pozostając głuchym na jej protesty, chciał jak najszybciej dostać się do domu, stąd pośpiech i lekceważenie kropel deszczu, co spadały im na głowy, nim niewprawne i zziębnięte ręce uchwyciły pewniej rączkę parasolki.
Jej słowa zagłuszał deszcz, ale i fakt, iż głos był rozedrgany niewątpliwie, przez wypity alkohol i ból, jaki towarzyszył ranie. Stąd ta troska w jego ruchach i czynach zastanawiał się, co mogło wprawić dziewczynę w taki nastrój i nie bał się pytać, miał nadzieje, że czuła się, przy nim bezpieczna ponadto dawał jej już niejednokrotnie sygnały w czynach i słowach, iż mogła mu zaufać na tyle, by przyznać się do tego, co było przyczyną tego stanu. Nie zamierzał jednak zgłębiać na siłę tematu. Widział, że byli na dobrą sprawę tylko znajomymi i nie chciał zapędzać jej w narożnik.
To nic – westchnął, nie bardzo zainteresowany swoim stanem i tym czy faktycznie był upaćkany krwią, czy nie. – Nie obciążaj tej ręki – nie musiał grozić palcem, wystarczyło, że spojrzał na nią groźnie i liczył, że mózg zakoduje wysyłany sygnał. – Nie przepraszaj – westchnął zrezygnowany i dotknął jej ramienia. Czuł, że cała przemokła i nie chciał jej tak zostawiać. – Zaczekaj tu – zniknął za progiem łazienki i w kilku krokach dotarł do drzwi swojej sypialni, aby wyciągnąć z szafy ubrania na zmianę. – Trzymaj i przebierz się. – wręczył kobiecie dresy, ciepłą bluzę i koszulkę, wszystkie poskładane równo, widać niedawno wyprane, to też jeszcze pachniały przyjemnie. Wyszedł zamkając za sobą drzwi, dając jej odrobinę prywatności. Nie myślał o tym co sprawiło, że ciemnowłosa tancerka wylądowała w jego łazience z krwawiącą ręką. Patrzył w ciemną przestrzeń, za oknem trwając tak, w pozornym zamyśleniu.

Yara Vanderberg
sumienny żółwik
Lorcan
Tancerka — Shadow
26 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej tańczyła balet, dziś tańczy w Shadow, uznaje tylko płynną dietę wysokoalkoholową i bije wszelkie rekordy w podejmowaniu złych decyzji!
Dopiero stojąc pośrodku jasnej łazienki, czując na sobie jego spojrzenie, tak ciężkie i przesiąknięte żalem – zupełnie jak jej sweter – dotarło do niej, że musi wyglądać naprawdę żałośnie. Ostatnim razem gdy tak na nią spojrzał, siedziała przemoknięta w jego samochodzie, próbując opanować drżenie dłoni, które mimowolnie zacisnęła na materiale sukienki. Nagle przypomniała sobie tamten wieczór, w najdrobniejszych szczegółach – deszcz uderzający o przednią szybę, dym jego papierosa zmieszany z zapachem jej perfum, ślady makijażu na zmiętej chusteczce. I tamtych dwoje. Choć minęło tyle czasu, pamiętała to wszystko jakby wydarzyło się zaledwie wczoraj, a nie była w stanie policzyć, ile tak naprawdę...
W duchu miała nadzieję, że nigdy więcej nie spojrzy na nią w sposób w jaki zrobił to wtedy, lecz nie tylko on, nikt nigdy więcej.
Mimo wszystko, nigdy wcześniej nie oglądał ją w takim stanie. Zdarzało jej się wyglądać źle, jej zdaniem — o co nieszczególnie w tamtej chwili dbała — zdarzało jej się być pijaną, choć nigdy na tyle, by zauważył, a przynajmniej takie sprawiał wrażenie, co podpowiadało jej, że o to z kolei nie dba on… Na próżno szukać granic, które obawialiby się przekroczyć, z wyjątkiem tych, które mogłyby w jakiś sposób skompilować tę, do bólu, prostą relację. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że się tego nie boi, dlatego najczęściej znikała nad ranem, zanim się obudził, jeszcze częściej wychodziła tego samego wieczora, z uśmiechem rzucając przez ramię, że to „ten ostatni raz”. Podejrzewała, że nigdy nie przestanie jej to bawić, tak samo jak jego mina, gdy to mówiła, a dobrze wiedziała co mówi... Rzucała wyzwanie, z przekonaniem, że nie przegra. Ostatni raz. Dawno przestała liczyć.
Wszystko co dotychczas dla niej zrobił, począwszy od tego nieszczęsnego wieczora, gdy się poznali, a na wieku innych... Kończąc, nie miała powodów, by mu nie ufać. Doskonale o tym wiedziała, powtarzała to sobie za każdym razem, gdy głos więzł jej w gardle, ilekroć pozwała sobie na odrobinę szczerości, bycia tu i teraz, nie tylko na chwilę. Nie potrafiła się przełamać, ucinała temat z uśmiechem, jak gdyby nigdy nic i była wdzięczna, że nie drążył. Wciąż niewiele mu o sobie powiedziała, choć była przekonana, że jeśli tylko by chciał, wykonałby jeden czy dwa telefony i wiedziałby wszystko. Wszystko.
Tak jest – odpowiedziała, wzdychając pod nosem, gdy spostrzegła, że wszedł w dobrze znany jej tryb „służbowy”, tak przynajmniej nazywała go w swojej głowie. Nie przepadała za nim, czego nawet nie starała się ukryć, przewracając oczami, zanim zniknął za drzwiami łazienki. Zerknęła kątem oka w stronę lustra, co nie było dobrym pomysłem, bo gdy tylko zobaczyła swoje odbicie, odwróciła wzrok.
Zdążyła tylko skinąć lekko głowa, gdy wręczył jej suche ubrania, bo po chwili zamknął za sobą drzwi, zostawiając ją samą. Zdjęła z siebie przemoczony sweter, który rzuciła gdzieś, pod prysznic albo do wanny. W ślad za nim powędrowała przemoknięta do ostatniej nitki czarna sukienka. Zerknęła w stronę prysznica i westchnęła na myśl o gorącej wodzie, ale ostatecznie odwróciła się stronę lustra i sięgnęła po wiszący obok ręcznik, by osuszyć włosy, z których stróżki wody ściskały po ciele na podłogę. Przemyła twarzy, zmywając resztki makijażu, który niestety wylądował na tym samym ręczniku razem z palami krwi, która nie przestawała płynąć. Ostrożnie ubrała się, choć jedynie w przydługą koszulkę i bluzę, w której prawie utonęła, a której rękawy podwinęła, by... Cóż, oszczędzić mu na przyszłość wiele niezręcznych pytań, skąd w jego mieszkaniu tyle krwi?! Spodnie były sporo za duże, więc została je w łazience.
Dziękuję – odezwała się, gdy zastała go w salonie, wyraźnie pogrążonego we własnych myślach, a może odrobinę zmartwionego? Musiała przyznać, zawsze dostrzegała ten cień troski na jego twarzy, lecz na wypadek, gdyby tylko jej się zdawało czy nadmiernie interpretowała to co widziała, cóż, wolała udawać, że nie widziała niczego. – Nie bądź zły. Naprawdę nie tak sobie wyobrażałam ten wieczór... – zaczęła niepewnie, zupełnie jak nie ona, wciąż zaciskają pokaleczoną dłoń na ręczniku, z czego dopiero zdała sobie sprawę. – Przy okazji chyba będziesz musiał go wyrzucić. – Tak Yara, na pewno martwi go teraz ten przeklęty ręcznik.

Lorcan Winchester
ambitny krab
m.
28 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
It's strange what desire will make foolish people do

I never dreamed that I'd meet somebody like you
Miał stonowany nastrój względem obecnej sytuacji, daleki był od wpadania w panikę, zwłaszcza że w tej sytuacji, była ona nieuzasadniona, tak i w innych okazywała się bardzo zgubna i mogła ostatecznie pogorszyć sytuację. Opanowanie było w jego naturę wpisane, a przychodziło mu to tak swobodnie, jak mrugnięcie. Co prawda jeśli chodziło o zaskoczenie na dzisiejszy wieczór, tudzież noc, to raczej spodziewał się stroju króliczka, niżeli zasmarkanej, zakrwawionej i przemoczonej, ale Yara pokazywała, że potrafi go zaskoczyć. Nie czuł wyrzutów sumienie, patrząc na nią w „ten” sposób, raczej było to u niego normalne zwłaszcza w pracy, gdy sytuacja nie szła po jego myśli, lub gdy wydawał polecenia. Tu było podobnie, taki ton pozwalał oprzytomnieć i wywierał swój wpływ na drugiego człowieka. Nie zamierzał się nad nią pochylać i obchodzić, jak z jajkiem, kiedy takie podejście nie było skuteczne i jedynie roztrzepałoby kobietę jeszcze bardziej. Stąd stanowczość w mowie i spojrzeniu. Miała oprzytomnieć, a przynajmniej spróbować.
Schodząc do salonu, złapał się na myśli, by sięgnąć po whisky, lecz prędko powstrzymał tę myśl i zagotował wodę, a gdy ta doszła, zaparzył rozgrzewającego wywaru w dość sporym objętościowo kubku, który upodobała sobie, ilekroć tu była. Z naczyniem w ręku powrócił do salonu i spoglądał w mieniący się pomarańczowo-czerwoną łuną żar z kominka. Ciepło rozchodziło się po całym domu i w noc taką, jak ta było niezwykle przyjemne. Jej słowa wyrwały go z pozornej zadumy, w jaką popadł, czekając na nią. Wstał i zlustrował ją, bacznym spojrzeniem dostrzegając brak spodni, skrzywił się lekko, ale w sumie nie dziwił się, jakoś przesadnie, znał ją, a przynajmniej w tym niewielkim procencie, na jaki sobie pozwolili wzajem, gdy odsłaniali przed sobą skrawki swych duszy. Rozczuliły go jej słowa i uśmiechnął się lekko.
Sporadycznie się gniewam. Usiądź, proszę – odparł, swobodnie dając jej w domyśle znać, że nie chował urazy, bo i o co mógłby ją obwiniać, o te trochę krwi w łazience, czy o to, że wybiegł w deszcz, aby nie wykrwawiła się w drodze do niego? Nie miał pojęcia, skąd brała się ta wrażliwa i niepewna siebie tancerka, coś wyraźnie musiało zachwiać jej światem. – To tylko ręcznik, jak mi się wykrwawisz, będę, miał większe zmartwienia na głowie. – Dotknął przedramienia skaleczonej dłoni, lekko i delikatnie, pogładził i spojrzał w oczy błyszczące od stłumionych emocji, w świetle nikłego światła wyglądała jak jawa senna, ulotna myśl, co wraz z nastaniem świtu odchodzi. Pociągnął ją za sobą na kanapę, lecz nie było w tym geście niczego z nagłej brutalności i pokazu siły, wręcz przeciwnie zachowując delikatność, jedynie z subtelną nutą stanowczości podyktowaną wcześniejszymi słowami skierował ją do pozycji siedzącej. – Napij się. – Trzymając, asekuracyjnie duży kubek uważał, aby nie oparzyła się, lecz jeśli dostrzegł, że ta sobie da radę z dźwignięciem naczynia do ust, odpuścił. Nie niańczył jej, była dużą „dziewczynką”, a chociaż czasem wyglądała na nieporadną, to nie zamierzał roztaczać nad nią jakiejś wielkiej opieki. – Odpocznij, później mogę zamówić ci taksówkę lub sam odwiozę – nie wiedział, nawet gdzie mieszka, co prawda, gdyby chciał, wiedziałby wszystko, lecz prosiła go, o nieprzekraczanie granic, a on cóż, był taki, jaki był i nie łamał danego słowa.

Yara Vanderberg
sumienny żółwik
Lorcan
Tancerka — Shadow
26 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej tańczyła balet, dziś tańczy w Shadow, uznaje tylko płynną dietę wysokoalkoholową i bije wszelkie rekordy w podejmowaniu złych decyzji!
Ostatnie co przyszłoby jej na myśl, to wyobrażenie Winchestera panikującego na widok krwi, a nawet nie krwi, lecz jej w takim żałosnym stanie. Zawsze był… praktyczny. Metodyczny. Potrafiłaby opisać go w jeszcze kilkunastu podobnych słowach, które przychodziły jej na myśl, ilekroć złapała się na tym, że przygląda mu się odrobinę za długo. Wciąż stanowił dla niej zagadkę, nawet po tylu latach, co zresztą niesamowicie ją frustrowało, a czego bardzo starała się nie dać po sobie poznać… Dobrze wiedziała czym jest hipokryzja – sama nie mówiąc mu niczego, utrzymując ich relacje w jasno określonych ramach, nie mogła oczekiwać, że on zachowa się inaczej. Prawda?
Co nie zmienia faktu, że nie przepadała za momentami, gdy nabierał dystansu, by nie nazwać tego gorzej. Wiedziała, że nie kryje się za nim nic złego, wręcz przeciwnie, a mimo to, czuła, że traci kontrolę – bóg jeden wie nad czym.
Unosiła pytająco brew, gdy zlustrował ją wzorkiem od stóp do głów i skrzywił się, na co odpowiedziała jedynie lekkim wzruszeniem ramion. Ciepło wydobywające się z kominka rozlewało się po pokoju, i nawet będąc boso, nie czuła chłodu posadzki, a gruby materiał bluzy chłonął wodę spływająca z włosów. W porywaniu ze stanem w jakim znajdowała się jeszcze pół godziny temu, nie miała prawa narzekać.
Miałam okazję zauważyć – odparła, również siląc się na uśmiech, choć nie była pewna na ile ta próba zakończyła się sukcesem. Nie przypominała dziś siebie, właściwie od tygodni nie była sobą, lecz tego nie mógł wiedzieć. Mimo wszystko, roześmiała się, słysząc to co powiedział o większych zmartwieniach. – A nawet nie masz dywanu, by w razie czego zawinąć mnie w niego i wyrzucić na śmietnik. – W jej głowie brzmiało to o wiele zabawniej niż w rzeczywistości, więc prędko pokręciła głową jakby chciała powiedzieć, by zapomniał, że w ogóle to powiedziała. Przychodząc tutaj, czy też spotykając się z nim w jakimkolwiek innym miejscu, zawsze zakładała swojego rodzaju maskę, niewiele różną od jej prawdziwej twarzy, lecz dającą poczucie bezpieczeństwa. Teraz nigdzie nie mogła jej znaleźć, dlatego też spuściła wzrok, gdy na nią spojrzał. Usadowiła się obok niego na kanapie, czując, że gdyby tylko mogła, cała zapadłaby się do środka.
Dziękuję – westchnęła, gdy podał jej kubek i ostrożnie objęła go opuszkami palców, unosząc do ust i upijając kilka drobnych łyków gorącego napoju. Każdego innego dnia, czy jeszcze przed paroma chwili na dworze, sama odpowiedziałaby mu, że da sobie radę, ale dzisiaj, teraz… potrzebowała tego, nawet tak drobnego gestu.
Skinęła lekko głową, gdy wspomniał o taksówce i utkwiła wzrok w bursztynowej zawartości swojego kubka, nie odezwałaby się jeszcze długo, jeśli w ogóle, gdyby nie to, że natłok myśli jaki miała w głowie, a także alkohol wciąż krążący w żyłach, pozbawił ją naturalnego filtra. – Nie chcę wracać do domu… – odezwała się po chwili dłuższego milczenia, i sama nie poznała własnego głosu. – Nie dzisiaj – poprosiła, czując, że ten jeden jedyny raz mogą zrobić wyjątek w ramach wyznaczonych sobie granic.

Lorcan Winchester
ambitny krab
m.
28 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
It's strange what desire will make foolish people do

I never dreamed that I'd meet somebody like you
Półmrok salonu nadawał głębi, spowijając woalem tajemnicy i ukrytej emocji scenę, jaka miała miejsce w salonie. Otoczeni zewsząd ścianą nieprzejrzystej ciemności wsłuchani w bicie swych serc, w stłumione oddechy i szum deszczu za oknami, gdzie kominek i strzelające polana drewna wysyłały w górę setki iskier, mrugając zalotnie do pary siedzącej na kanapie. W oczach Brytyjczyka kryła się tęsknota, za czym, a może za kim? Pragnął od zawsze ciepła i uczucia, które rozpaliłoby pierś, zmusiło serce do szaleńczego rytmu, otumaniło myśli, gubiąc tym samym rozsądek, jakim kierował się na co dzień. Stłumione westchnięcie, było wyrazem emocji, jaka przemknęła, gdzieś z tyłu głowy. Poczuł, że chciałby tego, lecz czy zasługiwał?
Jej słowa, chociaż przesycone żartem i czarnym humorem, nie rozbawiły go, raczej zasmuciły. W szarych oczach odbijał się blask płomieni, które wzbiły się niespodziewanie z żaru, jaki do tej pory tlił się jeno. – Wolałbym tego nie robić, ani nie oglądać – odparł, szczerze siląc się, aby zdławić nagły przypływ strachu, a pytania same zalewały umysł, czy radość z nagłego odejścia, tak dobitnego, jak to tylko możliwe sprawiłaby, aby zapłakał szczerze, nad stratą? Kim siedząca, przed nim kobieta, była dla niego? Tylko wytchnieniem po ciężkim dniu i zjawą, czy kimś, na kim mu zależało? Tak wiele pytań, tak wiele znaków zapytania, że niemal czuł się przygnieciony ich obecnością.
Skinął jej głową, na znak, że to drobiazg i zmusił usta do lekkiego uśmiechu. Obserwował ją, nienachalnie, lecz musiała czuć na sobie jego spojrzenie, nie był spragniony widoków jej ciała, czy sekretów, jakie te mogło skrywać – poznał je, tak dokładnie, że w zupełnych ciemnościach, dłonie odnalazłby wszystkie wrażliwe punkty na mapie jej ciała. Patrzył na nią z zaniepokojeniem, z widoczną obawą, o to co sprawiło, że maska pękła, odsłaniając te brzydkie oblicze, tak skrupulatnie skrywane przed światem.
Dobrze – słowo, jedno, jedyne wystarczyło, aby ją upewnić, że nic się nie stało, że wszystkim się zajmie i wyciągnie rękę, gdy ona tonęła. – Chcesz się napić? – Zapytał, po chwili walcząc z samym sobą, lecz czuł, iż jemu również przyda się odrobina znieczulenia lub klucz do odblokowania ukrytych emocji. Wstał. Mierząc ją ciepłym spojrzeniem i nim ta zdążyła, cokolwiek powiedzieć dotknął jej ramienia, tym razem u zdrowej ręki. Czuł zimno bijące od jej ciała i skrzywił się lekko. – Przyniosę ci koc – oznajmił. I musnął, dłonią czarnych, jak noc włosów nim odszedł po alkohol i okrycie.

Yara Vanderberg
sumienny żółwik
Lorcan
Tancerka — Shadow
26 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej tańczyła balet, dziś tańczy w Shadow, uznaje tylko płynną dietę wysokoalkoholową i bije wszelkie rekordy w podejmowaniu złych decyzji!
Lubiła jego mieszkanie, o co trudno można było ją podejrzewać, zważywszy na to, jak często opuszczała je bez słowa. Nie lubiła pożegnań, jakiekolwiek by nie były, dlatego też nie chciała zostawiać ich za sobą w ścianach mieszkania, nawet jeśli wiedziała, że wróci. Prędzej czy później. Teraz, tonąc w ciemności, choć ciepłe i przyjemnej, czuła się wyjątkowo nie na miejscu, zupełnie jakby była tutaj pierwszy raz, a przecież z zamkniętymi oczami trafiłaby w każdy zakamarek mieszkania, sunąć dłonią po ścianach, na palcach omijając każdą przeszkodę.
Przewróciła oczami w odpowiedzi na jego słowa, choć ten cichy głosik w jej głowie podpowiedział jej, że powinna być wdzięczna, że zareagował tak, zamiast ciągnąć nieszczęsny żart! Nie potrafiła sobie wyobrazić, że miałby to zrobić.
W takim razie, postaram się nie zginąć w Twoim mieszkaniu — odparła, tym razem z unosząc kącik ust w dobrze znanym mu nieco złośliwym uśmiechu. Szybko jednak zniknął z jej twarzy, gdy westchnęła cicho, czując, że drażni zamieszkujący jej wnętrze twór, udręczony i wrażliwy na każdy najmniejszy bodziec. Dziś nie miał ochoty spać.
Czując na sobie jego spojrzenie, miała ochotę zetrzeć je z siebie jak warstwę kurzu, wydawało się takie ciężkie… Nie musiała pytać, wiedziała jakie myśli zaprzątają mu głowę, jakie pytania sprawiają, że zapewnie nieświadomie marszczy brwi, szukając odpowiedzi. Nie była pewna, czy chce, by je poznał… bała się, jeśli po tym wieczorze nie mało być inaczej, że taką właśnie ją zapamięta — słabą, kruchą, nijaką.
Tak — odpowiedziała, odrobinę za szybko, wypadałoby dodać "poproszę", ale sama miała ochotę podnieść się z kanapy, czując, że nogi same zaprowadzą ją do lodówki. Każdego innego dnia właśnie tak by zrobiła. Zdaje się, że nie powinien dziwić go widok jej przetrząsającej wszystkie szafki w kuchni, by potem zobaczyć, że zadowoliła się kawałkiem papryki albo wczorajszą sajgonką, just imagine, lol.
Skinęła lekko głową, w odpowiedzi na jego słowa I starała się uśmiechnąć, gdy musnął dłonią jej włosy. Drobny gest, prawda? Mimo to zaskoczyła ją ta czułość, miała nadzieję, że nie dała tego po sobie poznać, nim wyszedł.
Wstała z kanapy, czując, że jest za duża tylko dla niej samej, choć miał zaraz wrócić. Powoli przeszła pezez pokój, wzdłuż obwiszonej półkami ścian, zerkając na co większe tytuły książek, w końcu zatrzymała się przy wyłączonym odtwarzaczu. Ostrożnie wzięła do ręki opakowanie z podobizną uśmiechniętego Franka Sinatry, było lekkie, domyśliła się, że płyta wciąż tkwi w środku. Za nic w świecie by nie zgadła… Może nie jest jego? Cholera, nie miała pojęcia.
ambitny krab
m.
28 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
It's strange what desire will make foolish people do

I never dreamed that I'd meet somebody like you
Troska, przejawiała się na wiele sposobów, opiekuńczość i roztaczanie, nad kimś płaszcza „ochronnego” to wszystko wiązało się jedno z drugim i w gruncie rzeczy zależało od człowieka, który składał słowa obietnicy, wobec danej osoby. On po prawdzie niczego nie obiecywał, lecz w jego gestach i czynach kryło się zawsze coś, co miało upewnić kobietę, o takowej bezpiecznej bańce, do której może skryć się, ilekroć koszmary spędzające sen z powiek, wyjdą ze sfery marzeń sennych i zamieszkają w rzeczywistości. Nie wiązało się takie przyrzeczenie z głębszym uczuciem, czy zauroczeniem, wręcz daleki był od rozpatrywania go w takich kategoriach, a raczej kluczową rolę pełniła tu funkcja, jaką kobieta pełniła z jego polecenia, lecz nawet gdy przestała być mu potrzebna, to zachował jakąś cząstkę jej osoby tylko dla siebie, jakby jednym czynem sprzed lat związał ich losy ze sobą i od tamtej pory przeplatały się na linii wydarzeń. Nie wiedział, wówczas, gdy wychodził z auta, demaskując się, że kobieta, której niesie pomoc, będzie jego informatorką, a także kochanką. Nie oczekiwał tego, ani nie wymagał, po prostu tak się stało. A to, co zrobił, cóż, emocje sporadycznie brały nad nim górę, jednakże w tej sytuacji pozwolił sobie na znaczne przekroczenie prawa i swoich uprawnień względem powstrzymania zagrożenia. Najzwyczajniej w świecie dał się ponieść negatywnej emocji, która była potęgowana, przez oczywisty fakt, tego co planowali zrobić pijani mężczyźni. Zawsze miał oddzielne miejsce w duszy dla tego typu ludzi, którzy utożsamiani, byli z najgorszymi potworami, ot gadzinami, niewartymi, choćby splunięcia. Ten, kto odbiera życie, jest potępiony, lecz ten, kto odbiera niewinność, skrawek duszy i coś jeszcze, co tak trudno nazwać, ale ofiary niezwykle dobrze pamiętają do kresu swych dni? Kim jest, taki człowiek? Niszcząc psychikę, zasiewając ziarno zła i nienawiści w drugim człowieku, skazując go na ból i niewyobrażalne cierpienie. Stąd brała się ta odraza i agresja.
Przyszedł, trzymając koc, a w drugiej dłoni butelkę whisky, ot szkocka, z niewielkiej destylarni z tradycjami. Lubił te mniej znane marki, które czasem tak trudno dostać, ale w smaku były niepowtarzalne. – Coś cię zainteresowało? – spojrzenie szarych oczu spoczęło na postaci ciemnowłosej z zawieszonym pytaniem w ciszy. Odłożył butelkę na stolik, a koc na kanapę, spojrzał na płomienie liżące ścianę kominka i uśmiechnął się smutno. – Dlaczego nigdy mi nic o sobie nie mówiłaś? Tylko, nie mów, że „nie pytałem”. – Chciał znać powód, rozwikłać to milczenie i to dlaczego była przygnębiona. – Przez ten cały czas. Miałem wrażenie, że stanowię dla ciebie pewną niezobowiązującą odskocznię. To nie było złe, na to się umówiliśmy, lecz co skłoniło cię do tego? – Polał zawartość butelki do szklanek i podszedł z nimi do kobiety, jedną z nich wręczając jej i patrząc wyzywająco w oczy.

Yara Vanderberg
sumienny żółwik
Lorcan
Tancerka — Shadow
26 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej tańczyła balet, dziś tańczy w Shadow, uznaje tylko płynną dietę wysokoalkoholową i bije wszelkie rekordy w podejmowaniu złych decyzji!
Nigdy nie oczekiwała, że się nią “zaopiekuje”, nigdy, nawet przez myśl jej nie przeszło, by prosić! Bo nie potrafiła prosić o pomoc, potrafiła za to uparcie powtarzać, jak stara zacięta płyta, że nie potrzebuje pomocy, nie potrzebuje nikogo, bo świetnie daje sobie radę sama! Nawet wtedy, gdy nawet ślepy zauważyłby, że jest inaczej, ona dumnie obstawała przy swoim. Dzisiejszy dzień… cóż, stanowił wyjątek, nawet jeśli znowu, zupełnie jak trzy lata temu, przypadła jej rola ofiary. Och, jutro będzie się za to nienawidzić!
Jutro, które wydawało się takie odległe… Przez moment, gdy zniknął za drzwiami, a ona wpatrywała się w uśmiechniętą twarz Franka Sinatry, uderzona nagle myślą, że nie ma zielonego pojęcia o mężczyźnie w pokoju obok, miała ochotę wyjść. Natychmiast. Dlaczego? Bo chciała, by tak zostało… Nie chciała wiedzieć, czego słucha, czy płyta, której pudełko trzymała w dłoniach jest jego, czy przeczytał wszystkie te książki, albo w którym fotelu woli siadać? Nie chciała wiedzieć tego wszystkiego, bo… Nie tak wyglądała ich relacja. Nie chciała przyznać, nawet przed samą sobą — zupełnie jakby to było w tym wszystkim najgorsze — że czerpała z niej odrobinę za dużo, ale nigdy jej nie odmówił, a to pozwalało jej uciszyć głos sumienia, który zdawał się mówić, że najzwyczajniej w świecie go wykorzystywała… Ilekroć dopuszczała do siebie ten głos, jeszcze tego samego dnia topiła jego właściciela w kilku drinkach. Nie potrzebowała wyrzutów sumienia, potrzebowała jedynie poczuć się… dobrze. Więcej niż dobrze. Nieważne, czy przez godzinę czy ledwie kwadrans.
Teraz też próbowała przekonać siebie, że tylko po to tu przyszła.
Drgnęła niespokojnie na dźwięk jego głosu i momentalnie, obróciła się na palcach, zwracając w jego stronę.
Wiedziałeś, że ostatnią piosenką jaką zaśpiewał było The Best is Yet to Come? — zapytała, jak gdyby nigdy nic, wzruszając lekko ramionami. — Wyryli ten napis na jego grobie — dodała, mimowolnie podążając wzrokiem za jego dłońmi, gdy odkładał butelkę na stolik. Sama nie wiedziała, skąd ta nagła potrzeba, by wypełnić ciszę, nie wydawała jej się niezręczna, do czasu, gdy nie zadał kolejnego pytania. Chociaż, wyobrażam sobie, że kącik jej ust drgnął lekko, gdy uprzedził jej słowa. Odwróciła się w stronę gramofonu, by ostrożnie sięgnąć po ramię i umieścić je nad obracającą płytą. Nie odpowiedziała nawet, gdy stanął tuż przed nią i wręczył jej szklankę. Od razu uniosła ją do ust, by upić niewielki łyk, nie odrywając od niego wzroku. Nie wiele myśląc, zrobiła krok w jego stronę, chwyciła za materiał jego koszulki na piersi i zbliżyła się, by musnąć ustami jego wargi, o wiele łagodniej niż potraktowała jego koszulkę. Cóż... — Możliwe, że dlatego… — odparła, wciąż blisko, by nagle odsunąć się, odwrócić na pięcie i lekkim krokiem przejść przez pokój. — Możliwe też, że dlatego, że wiem, że… mógłbyś wiedzieć wszystko, a przynajmniej całkiem sporo, gdybyś postanowił nie dotrzymać słowa. — Wzruszyła lekko ramionami, zerkając na niego kątem oka. Niczego jej nie obiecywał, poza tym jednym, prawda? — A jesteś bardzo słowny... Tego akurat jestem pewna.

Lorcan Winchester
ambitny krab
m.
28 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
It's strange what desire will make foolish people do

I never dreamed that I'd meet somebody like you
Słowa i ich waga, trzymał je nieraz w garści, obracał nimi, jak chciał, żonglując i dając pokaz bogatemu słownictwu, w momentach, które oczekiwały po jego reakcji mniej wyszukanych argumentów. Traktując, niemal każdą przepychankę słowną, jak walkę, ot szermierkę słowną, było to przyjemne uczucie, trafić na kogoś, kto potrafił trafnie i bezbłędnie strzelać. Czy jednak w każdym aspekcie życia mógł sobie na to pozwolić, być tak oddalony od emocji, od prostych, ale jednocześnie trudnych do wypowiedzenia słów, czy to podlegało analizie? Chciał momentami powiedzieć wiele, znacznie więcej, niż mogłaby, tego oczekiwać, a jednak milczał, jakże naiwnie sądząc, że w oczach wyczyta wszystkie jego emocje, ten lęk, pragnienie, a nawet radość. Czy oczekiwał wiele? Nie. Już sama reakcja – instynktowna, gdy szare tęczówki płynęły po tekście wiadomości, którą dostał, mimowolnie zareagował, nawet nie dokończył, zdawać by się mogło czytać, a już ubierał kurtkę, już przekroczył próg drzwi, wychodząc w mrok, czy tak człowiek postępował w ich relacji?
Musiał odetchnąć, zebrać myśli, zastanowić się, co dalej? Czy ta historia miała ciąg dalszy, jaka będzie kontynuacja? Westchnął, ciężko czując, że dopiero teraz schodzi z niego strach i obawa. Ten lęk, on zawsze się, gdzieś krył, pod skórą, mimo iż go nie okazywał, nie dawał się ponieść i zawładnąć panice, to jednak był, tylko człowiekiem, kruchą jednostką, którą można zlikwidować na tyle prostych sposobów, począwszy od psychiki, czasem wystarczyło naprawdę niewiele, aby runąć w otchłań, a ta jest wiecznie nienasycona.
Nie miał pojęcia, zaskoczyła go.
Uśmiechnął się, przepraszająco. Jego wiedza, czasem mogła zaimponować, lubił zabłyszczeć w towarzystwie, lecz czasem milczał, znacznie częściej mu się to przytrafiało. Wówczas obserwował, słuchał i przyjmował do wiadomości. Czuł woń alkoholu, tę nikłą, jaka zostawiła na niej swój ślad zmieszaną z krwią. Poczuł nagły ucisk i spuścił głowę, nie wiedział, co czuć, był zagubiony, samotny i bezradny. Karuzela emocji ostatnich tygodni wybitnie mu o tym przekonała, mamiąc, wabiąc i onieśmielając. A w tym wszystkim doszukiwał się podstępu, jakby oczekując, że sen ten cudny zaraz się skończy, a prawdziwe intencje wyjdą na światło dzienne. Chciał wierzyć, iż to, tylko jego czujność wysyła podświadomości telegram, aby miał się na baczności, bo uczucie, osłabia. Tego musiał unikać, prawda?
A jednak patrząc na nią w półmroku, gdy języki ognia tańczyły na jej bladej twarzy, nie widział, niczego złego. Czuł, że serce nieznacznie przyspiesza, jakby zawczasu, chciało ostrzec, lecz było już za późno. Gdy piła patrzył na nią, ignorując trzymany w ręku kryształ. Jej usta smakowały whisky, to była jego pierwsza myśl. Odstawił w zamyśleniu szklankę i uśmiechnął się lekko. Dotknął delikatnie jej bioder, musnął przelotnie materiał koszulki na linii pleców, była jak zjawa, tak też ulotna. Pozwolił jej, oddalić się wciąż będąc, pod wpływem spontanicznej czułości, którą go obdarzyła. Dotknął w zamyśleniu warg i zrozumiał, że dalej się uśmiecha, lekko, ale jednak. Chwycił szklankę i wypił niemal całą zawartość za jednym razem. Odetchnął z ulgą, łapiąc powietrze.
Jestem, to prawda – westchnął i podszedł do niej. Mniej płynnie, zdecydowanie brakowało mu gracji, jaką ona prezentowała w ruchach, nawet kiedy była lekko draśnięta alkoholem. – Nie wiem czego, oczekiwałem po tobie. Zaskakiwałaś i byłaś zaskoczeniem, od pierwszych chwil. Niezależna, często głupio odważna, zagubiona, ale nigdy nie pytałaś o drogę. Chociaż, byłem na wyciągnięcie ręki, nie przełamałaś tej bariery, nie złamałaś czaru, który rzuciłaś. – Mówił cicho, wyraźnie, ale przy ostatnich słowach drgnął, jakby słowa podrażniły czułą strunę serca i wyrwał się żal. – Byłaś marzeniem sennym, zjawą. – Uśmiechnął się kwaśno. – A teraz, jesteś po prostu. Jesteś. Czy kiedykolwiek szczera i oddana? – Tego nie wiedział, tkwili w tym razem, w tym bagnie. Zbliżył się do niej, a skraj kanapy był murem, do którego ją przyparł. Opuszkami palców dotknął policzka i poprawił nitkę czarnych włosów, prowadząc je za uszko. Szare tęczówki zdradzały, wydawać by się mogło, więcej emocji, niż przez te wszystkie lata znajomości, odkrywając wrażliwość i czułość, a jednocześnie strach. Uśmiechnął się smutno. I nim dłoń opadła, musnął przelotnie kącika ust.

Yara Vanderberg
sumienny żółwik
Lorcan
Tancerka — Shadow
26 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej tańczyła balet, dziś tańczy w Shadow, uznaje tylko płynną dietę wysokoalkoholową i bije wszelkie rekordy w podejmowaniu złych decyzji!
Byłaby naiwna, a może nawet głupia, gdyby spodziewała się czegoś więcej po jego gładkich słowach. Choć mówił niewiele, zawsze miała wrażenie, że mówi dokładnie to, co stojącą przed nim osoba chciałaby w danym momencie usłyszeć. Obwiniała za to jego akcent. Tak. Dla niewprawionej pary uszu wszystko brzmiało o wiele lepiej, przybrane w tę jego “brytyjskość”. To zabawne, tak myślała wiele raz, gdy słuchała jak mówił, nawet nie do niej, a do kogoś po drugiej stronie telefonu. Z taką łatwością operował słowami, które nie przyszłyby jej do głowy nawet jako drugie czy trzecie w kolejności. Wszystko to dawało złudne wrażenie, że wszystko co mówi, musi być prawdą, i że zawsze ma rację, a tak przynajmniej mu się zdaje… Yara starała się nie wdawać z nim w żadne słowne przepychanki, choć nie wymagało to od niej większego wysiłku, zwyczajnie przewracała oczami na większość tego, co mówił, ucinając temat, choć bez wątpienia było mnóstwo o wiele przyjemniejszych sposobów, by to zrobić, zupełnie jak…
Ten, gdy odsuwając się od niego, delikatnie musnęła usta opuszkami palców, nim odwróciła się i odeszła, jak gdyby nigdy nic. Gest pozornie mimowolny był zbyt znaczący, by pomyśleć, że nie wiedziała co robi. Być może to Sinatra, smak whiskey czy dźwięk kostek lodu rozbrzmiewający w jej szklance, gdy idąc przez pokój, zwrócona w stronę rzędu książek, kołysała nią na prawo i lewo. To głupia odwaga, której zdaje się wcale nie potrzebowała, ale nie mogła zaprzeczyć, że wiele ułatwiała.
Dlatego wierzę, że tego nie zrobiłeś — odparła, odstawiając szklankę na stoliku, przy którym przystanęła, gdy podszedł bliżej. — Powiedziałabym, że “mam nadzieję”, ale to mówi Ci chyba trochę za wiele… — Zabrzmiało jakby miała zamiar dokończyć tę myśl, ale porzuciła ten pomysł w połowie zdania. Zamiast tego, przechyliła lekko głowę, słuchając i mimowolnie uśmiechając się, z każdym kolejnym jego słowem, jakby właśnie uświadomiła sobie, że osiągnęła dawno ustanowiony cel, jakikolwiek on był, nie miała pojęcia.
Nigdy o to nie prosiłeś — odpowiedziała równie cicho, tym razem z pewną premedytacją omijając spojrzeniem jego twarz. Dopiero, gdy poczuła za sobą brzeg ciężkiej kanapy, podniosła wzrok, jak zwykle odrobinę buntowniczo zadzierając brodę nim jeszcze zdążyła pomyśleć, czego może się spodziewać. I zaskoczyła ją ta delikatność, jak wiele razy wcześniej. — I nie prosisz teraz, prawda? — Nie była pewna, czy chce usłyszeć odpowiedź na to pytanie, przerażały ją obydwie możliwości, dlatego też, przy pierwszej okazji odepchnęła się od kanapy, sięgając po swoją szklankę i unosząc ją do ust. Mało brakowało, a opróżniłaby ją jednym łykiem, jak on przed chwilą. — Głupio odważna. Tak mnie jeszcze nikt nie nazwał, najczęściej stawiano kropkę po pierwszym słowie. I wcale się nie dziwię… co ja właściwie tutaj robię? — Pokręciła lekko głową, na moment kryjąc się za kurtyną wciąż odrobinę mokrych włosów, które zaraz po tym odgarnęła z twarzy, po to by uśmiechnąć się, jakby zamierzała zapomnieć, że to powiedziała.

Lorcan Winchester
ambitny krab
m.
ODPOWIEDZ