Fotograf — BEAST DAYLIGHT PHOTO STUDIO
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Manipulant i hazardzista
Stara się nie wtrącać w życie innych
Bo z łatwością potrafi je spieprzyć

Kolejny nieodebrany telefon doprowadzał go do frustracji.
Miał spędzić dzień w miarę dobrze, w ciszy, bez nerw i nietypowym dla siebie, wewnętrznym spokojem ducha. Spędzał go w taki sposób, dopóki po położeniu spać swoich diabelskich dzieci, nie zadzwonił do Yary, chcąc z nią porozmawiać i zapytać, jak się czuje. Nie był to zwykły dzień, dzisiaj mijała rocznica śmierci Finna, jego dobrego przyjaciela, któremu życie zostało odebrane o wiele za wcześnie. Nie zasłużył na śmierć, podobnie jak Miles nie zasłużył na wyrzuty sumienia, które miały go męczyć do końca życia, Yara nie zasłużyła również na żal który odczuwała wobec starszego brata. Dean żadnego żalu nie czuł, był maszyną wypraną z emocji, które zostały mu odebrane wraz z człowieczeństwem, w dzień w którym rozpoczął szkolenie w policji. Wydział zabójstw wszystko przypieczętował, pozbawiając go żalu i goryczy, choć śmierć jego brata, Michaela, przeważyła szalę. Po prostu pękł, gdy musiał oglądać jego zwłoki w kostnicy i postanowił na własną rękę wymierzyć sprawiedliwość. Kosztowało go to utratę pracy, ale nie żałował pociągnięcia za spust.
Nie pomyślał na początku, że Yara może mieć zły dzień. Nie pomyślał, że mogła go spędzać w łóżku, zalewając się łzami i tęskniąc za martwym bratem. Nie wpadł na to, że po prostu mogła źle się czuć i chcąc spędzić ten dzień sama, pogrążona we własnych myślach. Po prostu się wkurwił, gdy kolejny raz nie odebrała telefonu. Od razu do głowy przyszło mu mnóstwo pomysłów, a jego myśli zalewały czarne scenariusze. Nie miał pewności, czy nic nie odwaliła. Mogła leżeć pod kocem i płakać, a także spotykać się z podejrzanymi typami, podpisując cyrograf i oddawać duszę diabłu w zamian za przywrócenie do życia Finna. To wszystko było po prostu pojebane, bo inaczej nie mógł tego nazwać.
Minęło kilka godzin od ostatniego telefonu, poczekał aż bliźnięta wstały i zawiózł je do matki Luny.
Stojąc w korku, na światłach, na środku zatłoczonej przez samochody ulicy, stukał w klawiaturę, zagryzając z irytacji wargi. Może za mocno przejmował się losem tej kobiety, ale znał ją na tyle dobrze, że naprawdę mógł wszystkiego się spodziewać.
Nie wiedział ile czasu zajęła mu podróż do domu Yary, ale gdy stanął przed drzwiami, nawet nie zapukał. Drzwi były otwarte, a na wołanie odpowiadała mu cisza. Rozejrzał się po mieszkaniu, szukając śladów jakiejkolwiek obecności brunetki. Buty stały, płaszcz wisiał, a w mieszkaniu pachniało... Normalnie, ładnie i przyjemnie. Nie słyszał również dźwięku lanej wody, która mogłaby wskazywać na to, że brała prysznic, dlatego bez zawahania skierował się do łazienki i pchnął drzwi, które od razu ustąpiły.
Widząc brunetkę, leżącą pod prysznicem, spojrzał na nią z zażenowaniem i skrzyżował ręce na klatce piersiowej. Podszedł bliżej, przykucając obok i sprawdzając, czy nie zemdlała. Poczuł jednak nieprzyjemny zapach alkoholu i machinalnie się wyprostował.
- Yara! — Podniósł głos, jak generał w wojsku, żeby się przebudziła.
- Licze do dziesięciu i masz wstać, jebie mnie twój kac. Tak jak widok twoich mokrych ubrań mi nie przeszkadza, tak ten żałosny stan owszem — Rzucił sfrustrowany, sięgając po ręcznik, który najwidoczniej sobie naszykowała, żeby się wytrzeć. Wystawił dłoń, czekając aż księżniczka się pozbiera i obrzucił ją zimnym spojrzeniem.
— Wstawaj pseudo królewno, twój książę przyjechał. Załóż nowe szaty, bo te są mokre — Dodał nieco spokojniej, choć z drwiną w głosie, którą dało się wyczuć. Nie, żeby mu szczególnie te mokre ubrania przeszkadzały, ale cholera... Jeszcze się przeziębi, czy coś takiego.
sumienny żółwik
blueberry
Tancerka — Shadow
26 yo — 169 cm
Awatar użytkownika
about
dawniej tańczyła balet, dziś tańczy w Shadow, uznaje tylko płynną dietę wysokoalkoholową i bije wszelkie rekordy w podejmowaniu złych decyzji!
nine
i don't need therapy, i need new friends


Nienawidziła tego czasu w roku. Gdyby tylko mogła, przespałaby cały tydzień, zawierający tę konkretną datę, wyrwała kartkę z kalendarza, by nie krzyczała cały dzień, to dzisiaj, pamiętasz? To dzisiaj! Minęło siedem lat, jedni powiedzą, że to sporo, drudzy, że wciąż niewystarczająco, Yara należała do tych trzecich, którzy uważali, że bez względu na to, ile czasu minie, nie sposób pogodzić się z odejściem ukochanej osoby. Wszyscy wokół wciąż powtarzali, że wszystko to minie, że z czasem wszystko wróci do normy, albo – o zgrozo – czas leczy rany. Vanderberg nie potrafiła ugryźć się w język i nie powiedzieć, że to zwykłe pieprzenie. Nic nie wróci do normy, nic nie będzie już takie same, a ty rana, o której mówili, przypominała wyrwę w sercu, której nic nie było w stanie wypełnić… Wszyscy przytakiwali ze współczuciem, wspominając jak ona i Finn byli sobie bliscy, od zawsze razem, ich dwójka przeciwko światu. Nie mają pojęcia, że był – a właściwie czuła, że był – jedyną osobą, która ją rozumie, zupełnie jakby nosili w głowie te same myśli. I że w momencie, gdy straciła jego, straciła cząstkę siebie. Nie spodziewała się, że ktokolwiek to zrozumie. Powtarzała to co roku.
I jak co roku, niewiele miała pamiętać z tego dnia, bardzo się o to postarała.
Dom świecił pustkami, odkąd jej współlokatorki wyprowadziły się i – tak jak zapowiadały od miesięcy – wyjechały z Lorne, a brunetka, choć doskonale o tym wiedziała, nie była w stanie przygotować się na widok pustych szaf, półek w łazience i tej przeraźliwej ciszy odbijającej się echem od ścian. Nigdy nie mieszkała sama, a choć lubiła być sama, to jednak… bycie samej, a bycie samotnej to dwie różne historie.
Od kilku dni odrzucała wszystkie połączenia, nie jestem pewna, czy zamierzała odsłuchać pocztę. Nie licząc wysłania tych kilku wiadomości, które wymieniła z Winchesterem, a które zaprowadziły ją pod jego dom, nawet nie pomyślała o tym, by wyjąć telefon. Prawdopodobnie leżał teraz gdzieś zaplątany w jej rzeczach, a może na chodniku ulicę dalej… Nie mam pojęcia jak wróciła do domu! Wiem tylko, że jedynym śladem jej obecności był bałagan w jej pokoju, po drugiej stronie domu, choć ten mógł wyglądać w ten sposób od kilku dni – puste butelki, mnóstwo butelek, opakowania po jedzeniu, łącznie z opróżnioną do połowy puszką ananasa, talerze, kubki, a na łóżku, w pościeli, ogromne pudło pamiątek. A mówią, że nie jest sentymentalna…
Gdzie była teraz Yara? Pod prysznicem. Chciałabym powiedzieć, że powoli dochodziła do siebie, ale fakt, że weszła pod prysznic w ubraniach świadczył jedynie o tym, że nie była nawet w połowie drogi… Ubrania całkowicie przesiąknął wodą, która lała z góry, na szczęście, była ciepła, nie wrząca, choć z drugiej strony… lodowaty prysznic sprawdziłby się o niebo lepiej.
Drgnęła nerwowo, słysząc krzyk, z trudem rozpoznałaby własne imię, ale szum wody sprawił, że nie usłyszała nawet, że ktokolwiek wszedł do domu! Mieszkanie samej skończy się dla niej tragicznie, czuję to w kościach!
Odwal się — jęknęła żałośnie, z policzkiem wciąż przyklejonym do ściany prysznica. Nie musiała nawet otwierać oczy, by wiedzieć, że to Washington. Tylko od mógł nazwać ją księżniczką, brzmiąc przy tym na zatroskanego i niemiłosiernie wkurwionego jednocześnie. A to oznaczało, że… jak zwykle zresztą, miała to w głębokim poważaniu, tak samo jak wyciągniętą w jej stronę rękę. To również zasługa alkoholu, nie oszukujmy się.
Zostaw mnie — mruknęła, czując, że najwyraźniej musiał zakręcić wodę, bo zrobiło się cicho i… zimno. Jęknęła głośno poirytowana. I w końcu na niego spojrzała, i, o matulu, gdyby spojrzenie mogło zabijać, padłby trupem pośrodku jej łazienki! To prawdopodobnie jedyna bajka, w której księżniczka, uratowana z wieży, ma ochotę wypchnąć księcia przez okno! Tak jest, fuck u, Washington. — Kto cię wpuścił? — Mieszkasz sama, Yara, myśl. — Nie dawałam Ci kluczy… to włamanie. Powinieneś to wiedzieć — mruknęła, celując w niego palcem, a potem jakby nigdy nic, wyciągnęła rękę w górę i na oślep, próbowała odkręcić wodę, ale siedząc w brodziku, nie była nawet blisko, by dosięgnąć kranu.

Dean Washington
ambitny krab
m.
Fotograf — BEAST DAYLIGHT PHOTO STUDIO
30 yo — 189 cm
Awatar użytkownika
about
Manipulant i hazardzista
Stara się nie wtrącać w życie innych
Bo z łatwością potrafi je spieprzyć
Dla wszystkich, którzy znali tego chłopaka, bądź byli z nim spokrewnieni, był to ciężki dzień. Śmierć kogoś bliskiego zawsze jest rzeczą traumatyczną, nie ma osoby, która choć raz tego nie doświadczyła. Trudno było się z tym pogodzić, ciężko było dojść do siebie, pogodzić się z faktem, że tego kogoś już nie ma. Wchodząc do domu, w którym są ludzie, zauważa się, że brakuje tej jednej osoby. Śmiechu, uśmiechu, głosu, zapachu, tonu w jakimś się wypowiada i żartobliwego, typowo braterskiego czochrania po włosach. Najgorsze samopoczucie jest wtedy, gdy przed śmiercią tej osoby, byliście skłóceni. Szybki rachunek sumienia przychodzi z chwilą, w którą dowiadujesz się o śmierci. Nie wspominając już o wyrzutach sumienia i stawianiu sobie pytania gdybym się z nim nie pokłócił, czy nadal by żył? Nikt nie otrzyma odpowiedzi na to pytanie, bo ludzie nie potrafią cofnąć czasu, nad czym na pewno dużo osób ubolewało, bo wiele zmieniłoby w swoim życiu. Prawdopodobnie gdzieś na świecie był już powołany zespół naukowców, którzy rozpoczęli badania nad ludzkim umysłem, stawiając podstawowe pytanie czy aby na pewno ludzie nie są w stanie cofać czasu? Podobno ludzki umysł był nie dość, że skomplikowaną maszyną, to dodatkowo nie odkrytą w stu procentach, więc wszystko było możliwe.
Washington nie był spokrewniony z Finnem, lecz przyjaźnili się, był na miejscu wypadku, gdy Miles leżał na ziemi, skomląc jak skrzywdzony pies, przy piersi martwego właściciela. Podnosił z ziemi tego mężczyznę i próbował go uspokoić, powiedzieć, że nieważne co zrobi, bratu życia już nie przywróci. Nie było to łatwe zadanie, w niego również uderzyła śmierć Finna. Nie spodziewał się, że jego przyjaciel zginie z rąk własnego brata, nawet jeśli był to zwykły, nieszczęśliwy przypadek. Starał się nie obwiniać Milesa, wystarczy fakt, że musi z tym żyć. Ze świadomością, że zabił własnego brata. Dean swojego brata nie zabił, ale wiedział, jak to jest gdy się taką osobę straci. Jakby nie patrzeć, sam stracił starszego brata.
Może nie powinien wściekać się na Yare, bo wiedział, jaki był dzisiaj dzień. Prawda była jednak taka, że mimo wszystko, martwił się o nią. Nawet gdy mówiła to durne spierdalaj, za które później przepraszała. On również potrafił powiedzieć w jej kierunku kilka nieprzyjemnych słów, gdy przesadzał, również potrafił przeprosić. Na ogół nie odczuwał jednak swojej winy, nawet jeśli sam zaczynał głupią dyskusję, bo on tak miał. Pogadał sobie i to tyle, musiał ponarzekać. Do pokoju kobiety nie wchodził, choć może powinien zacząć poszukiwania od tamtego miejsca ? Nie, na szczęście od razu poszedł do łazienki i to był strzał w dziesiątkę.
Sam nie wiedział, czy powinien zacząć się śmiać, czy określić ten widok na tyle żałosnym, by po prostu pod tym prysznicem ją zostawić i sobie pójść, tak jak tego chciała. W ostateczności postanowił się jednak nad nią ulitować i nie patrząc na jej sprzeciwy, nie odwalił się, tylko został.
— Daj spokój, jesteś w takim stanie, że majaczysz. Nie będę słuchać alkoholiczki, przykro mi — Może nie do końca była alkoholiczką, choć ostatnio częściej widywał ją w stanie nietrzeźwości, co było trochę martwiące. Ogólnie powoli dochodził do wniosku, że śmierć Finna tylko uaktywniła jakieś dziwne.... Nieprawidłowości u Milesa i Yary. A on, choć nie miał siły niańczyć siostry kumpla, to mimo wszystko to robił. Była nie tylko siostrą Finna, ale również jego przyjaciółką i w pewnym sensie, czuł się za nią odpowiedzialny.
Faktycznie zakręcił wodę, bo szkoda było, żeby strumieniem się lała, gdy kobieta stała całkowicie nieprzytomna pod tym prysznicem. Swoją drogą, nie wiedział czy można to określić pozycją stojącą, czy chwiejną pionową, zupełnie jak wieża w Pizie.
— Włamanie? Gdybym wyważył drzwi to byłoby włamanie, ale jak zwykle... Wykazałaś się niesamowitą, niepodważalną inteligencją i zaskakującą bystrością, zostawiając otwarte drzwi — Włamaniem tego nazwać nie mógł, bo jak wszyscy wiemy, włamanie byłoby wtedy, gdyby te drzwi wyważył, albo chociaż otworzył jakoś zamek. A drzwi frontowe były otwarte, nawet zamek był nieprzekręcony, on po prostu był w tych drzwiach, jakby robił za atrapę.

Yara Vanderberg
sumienny żółwik
blueberry
ODPOWIEDZ