Anestezjolog — Szpital
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Rozstała się z Anthonym i zaczyna kolejny już, nowy rozdział w swoim życiu. I boi się, czy nie pozstanie sama pomimo tego, że Nemo zapewniał, że chce być jego współautorem.
Sytuacja między nią a Tonym była napięta od dłuższego czasu, a Hope zdawała się rozumieć, że w głównej mierze sama jest sobie winna. Spotkała się z Nemo za plecami Anthony’ego. To przecież nie tak, że zabroniłby jej pójść, bo nie była jego własnością, ale Pelletier była przekonana, że nie będzie pochwalał jej pomysłu spotkania z byłym przyjacielem sam na sam. Chociaż Hope uparcie w myślach nazywała go przyjacielem, to zarówno ona, jak i Tony wiedzieli, że jeszcze w Stanach zdarzyła się, jedna noc, podczas której ona i Nemo wylądowali w łóżku. A potem po roku, ten sam mężczyzna stanął w drzwiach szpitala, gdzie ona pracowała. Rzeczywiście Tony miał powody do wątpliwości. Zwłaszcza że okazały się one prawdziwe. W trakcie kolacji Nemo wyznał, że kocha Hope i że chciałby ją uszczęśliwić. Na co ona odparła, że jest szczęśliwa z Tonym i to z nim zamierza wziąć ślub. Przyznała się Tony’emu do wszystkiego jeszcze tego samego wieczoru, wiedząc, że mocno może go zdenerwować. Jak na złość kilka dni później mieli zaplanowany wspólny wyjazd, dzięki któremu mieli się zrelaksować i być w pełni wypoczęci na zbliżający się wielkimi krokami ślub. Hope stawała na głowie, żeby udowodnić narzeczonemu, że jest dla niej ważny. Podobnie jak cała ceremonia. Ze zdwojoną determinacją przystąpiła do ślubnych przygotowań i chociaż wcześniej wydawało jej się to niemożliwe, to udało jej się znaleźć salon ślubny, który z chęcią uszyje suknie jej marzeń, jej rodzice potwierdzili przybycie, żeby poznać Tony’ego oraz ona sama zdecydowała się wreszcie na motyw przewodni. Zostało jeszcze wiele spraw, ale miała nadzieję, że Tony dostrzeże jej starania. Umówiła się nawet ze ślubną planerką, która miała przekazać Hope ważne informacje na temat lokalnych produktów, które można wykorzystać na ślubie Anthony’ego i Hope.
I właśnie podczas tej wizyty, dzisiaj, tego samego dnia wcześniej, Hope dowiedziała się, że pogniewany na nią narzeczony, również nie jest z nią do końca szczery. Nie, żeby nie mógł robić, co chciał, bo przecież odwiezienie Laurissy do domu to nie było nic złego, ale dlaczego to przed nią zataił? Sam przecież pogniewał się o rzecz zupełnie podobną. Poczuła się, delikatnie mówiąc, potraktowana niesprawiedliwie, ale postanowiła nie mówić nic. Mieli ostatecznie dzisiaj spędzić miły wieczór, pomimo wszelkich przeciwności. Wróciła do domu, odstawiła rzeczy od Laurissy na kuchennym blacie i poszła pod prysznic. Miała przygotowaną krótką czarną sukienkę i buty na wysokim obcasie. Jeszcze się wszystko uda naprawić, jeszcze wszystko będzie dobrze. Tak przynajmniej sobie powtarzała.
Umalowała się i wysuszyła włosy. Włożyła nawet kolczyki, które dostała od niego na urodziny. W szpitalu nie mogła nosić takiej biżuterii.
Usłyszała kroki z salonu, więc jeszcze tylko prysnęła perfumami na nadgarstki, zerknęła w lustro, upewniając się, że nie widać po niej śladów niedawnego wzburzenia i wyszła do narzeczonego.
- Cześć kochanie. - Starała się brzmieć miło, żeby nie zepsuć przypadkiem ich wspólnego czasu. - Specjalnie wyszykowałam się szybciej, żebyś nie musiał na mnie czekać. - Powiedziała, co w zasadzie mogło wciąż brzmieć jak podlizywanie się za niedawne winy. A ona po prostu chciała spędzić z narzeczonym trochę przyjemnego czasu.

Anthony Huntington
dzielny krokodyl
matką głupich/ Liv
brak multikont
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Przez ostatnie tygodnie Anthony doszedł do jednego wniosku - Lorne Bay mu nie służyło. Był wycieńczony jak nigdy przedtem i absolutnie nie chodziło tutaj o pracę. W zasadzie będąc w firmie wypoczywał, bo jego umysł wolny był od problemów osobistych. To powroty do domu go dołowały. Na każdym kroku życie osobiste Huntigtona wydawało się płonąć. Problemy rodzinne nadal były dość znaczące, chociaż Melisa zaczynała odpuszczać, ale Tony podejrzewał, że to za sprawą rodziców zgodziła się by nieco im pomógł. To jednak było tylko wierzchołkiem góry lodowej, której cała reszta znajdowała się pod powierzchnią miłosnych rozterek i powątpiewań. Nie tylko z jego strony, bo póki co absolutnie był pewnym swoich uczuć co do Hope, ale czy ona było pewna własnych. Tony dość jasno wyrażał swoje niezadowolenia z obecności Nemo w życiu Pelletier. Nie ufał temu mężczyźnie i jak widać miał ku temu podstawy, bo już kilka dni po tym jak pojawił się z Hope w środku nocy na ich podjeździe. Poszedł z nią na kolację, a to Anthonego totalnie wyprowadziło z równowagi. W zasadzie nadal był wściekły na swoją narzeczoną, ale w tym także na siebie, bo przez jej zachowanie sam zaczął częściej myśleć o Laurissie. Jakkolwiek by to dziwnie nie zabrzmiało - Hope byjająca się po szpitalu z byłym, sprawiła, że i on zaczął intensywniej myśleć o Hemingway i łączących go z nią relacjom. I chociaż w porównaniu do Nemo i Hope, Tony i Rissa nie spotykali się na wspólnych kolacjach, to jednak Huntington nadal nie przyznał się do tego, że dawnej organizująca im wesele kobieta, była jego wielką miłością.
Trochę to wszystko go przygniatało i może faktycznie potrzebował chwili odpoczynku. Nie może... Na pewno jej potrzebował i wspólny wypad poza miasto był dobrym rozwiązaniem, ale kłamstwem byłoby powiedzieć, że Tony znajdował się w doskonałym nastroju, gdy już odpowiednia data nadeszła.
- Cześć - odpowiedział i uśmiechnął się delikatnie. Wygląd i obecność Hope wpłynęły na niego kojąco, nawet jak nadal nie potrafił zrozumieć jej postępowania wobec Delanego. Chciał jednak o tym zapomnieć, chociaż jego postawa i język ciała nadal były dość zachowawcze. - Cieszę się, ale teraz ty musisz poczekać na mnie - dodał po tym jak cmoknął blondynkę w czoło i przeszedł do garderoby po drodze rozwiązując krawat.
Dopiero wrócił z pracy i potrzebował się przebrać i zebrać na wyjazd. I szczerze liczył na chwilę samotności, aby móc się jakoś zebrać do kupy, ale najwidoczniej nie miało być mu to dane.
- I jak minął ci dzień? Spotkanie było udane? - Zapytał wychylając się z garderoby podczas rozpinania koszuli. Oczywiście pytając o spotkanie miał na myśli to z Laurissa, z którego otrzymał zdjęcie i krótki opis. Powinien odpisać na tę wiadomość, ale był zajęty, miał spotkania i w ogóle, ale tak naprawdę chyba po prostu nie miał na to ochoty.

Hope Pelletier
Anestezjolog — Szpital
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Rozstała się z Anthonym i zaczyna kolejny już, nowy rozdział w swoim życiu. I boi się, czy nie pozstanie sama pomimo tego, że Nemo zapewniał, że chce być jego współautorem.
Czuła na każdym kroku, jak zachowawczy był Tony, ale tak po prawdzie zachowywał się tak od czasu ich kłótni, a może nawet od czasu przyjazdu do miasta? Hope miała szczerą nadzieję, że uda jej się wszystko naprawić, bo przecież zależało jej na Tonym. Chciała, żeby zrozumiał, że ona wiedziała, że popełniła błąd, nic mu nie mówiąc o kolacji z Nemo. Naprawdę bowiem chciała zachować obu mężczyzn w swoim życiu. Ostatecznie bowiem znała Nemo całe swoje życie i stanowił w jakiś sposób jej bramę do domu. Nie było tu jej rodziny, nie miała zbyt wielu przyjaciół. Problem w tym, że nie wiedziała, czy jej marzenie jest możliwe do zrealizowania, skoro Nemo wyznał jej miłość.
Pozwoliła pocałować się w czoło i patrzyła, jak idzie się przebrać, chociaż skłamałaby, gdy powiedziała, że nie czuła zawodu, gdy narzeczony w żaden sposób nie skomentował jej starań odnośnie do stroju. Nie, żeby była próżna, ale to dla niego chciała wyglądać ładnie, a on zupełnie to zignorował.
Na myśl przyszła jej niespodziewanie ślubna planerka, która miała w sobie pewien naturalny urok i urodę, która sprawiała, że nawet bez makijażu była po prostu ładna. Hope po swoich ostatnich kłopotach oprócz przydługich dyżurów, miała właśnie kłopoty w miłości, co odbijało się na jakości jej snu, a co za tym szło, również na tym, że musiała nakładać korektor pod oczy, żeby chociaż częściowo nie przypominać boksera.
No i jej wieczny kompleks — garbaty nosek, który od czasów szkoły był obiektem żartów ze strony rówieśników. Niby Tony nigdy nic na jego temat nie powiedział, ale Hope wiedziała swoje, jak większość kobiet nosząc swoje kompleksy tak długo, aż nie wyjdą w porównaniu z inną, ładniejszą kobietą. Zupełnie jak dzisiaj.
Przysiadła na podłokietniku kanapy, patrząc, jak Tony się szykuje. Długie nogi w szpilkach wyciągnęła przed siebie, krzyżując je w kostkach.
- Bardzo fajnie. Miła jest bardzo ta Laurissa. Porozmawiałyśmy o ślubie i ogólnie też trochę o wszystkim. Nie wiedziałam, że macie tu aż taki duży wybór lokalnych produktów. Obiecała też znaleźć dla mnie salon, który uszyję moją wymarzoną suknię. Trzeba jeszcze będzie poszukać dla ciebie dobrego miejsca po garnitur. - Powiedziała, obserwując go uważnie. Nie wiedziała, czy robił to świadomie, ale trochę ją kusił tym luzowaniem krawata, rozpinaniem koszuli. A jeśli robił to świadomie to cóż, jego zemsta będzie okrutniejsza niż Hope mogła się spodziewać. - Zaproponowała stadninę na miejsce, gdzie można by było wszystko zorganizować. - Rzuciła dość luźno, chcąc zobaczyć, jak Tony zareaguje na ten pomysł. - Znaliście się wcześniej? Czy znalazłeś jej usługi w sieci? - W sumie jej pytanie było dość niewinne, bo przecież oboje pochodzili chyba stąd, więc możliwe, że ktoś zwyczajnie mu ją polecił po starej znajomości. Tylko gdzieś tam z tyłu głowy wciąż powracała myśl o tym, że odwiózł ją do domu, a Hope dowiedziała się o tym dopiero od samej kobiety.

Anthony Huntington
dzielny krokodyl
matką głupich/ Liv
brak multikont
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Anthony nie ukrywał swojej zachowawczości. Odkąd dowiedział się o kolacji, na którą Hope zaprosiła Nemo, chodził rozdrażniony i niespokojny. Nie podobał mu się fakt, że jakiś facet kręcił się przy jego narzeczonej, a jeszcze bardziej nie podobało mu się to, że nie respektował pierścionka na placu Pelletier. Zresztą ona nie była lepsza, bo zapraszania na kolację byłego kochanka, było ciosem, który godził nie tylko w uczucia Tonego, ale także w jego dumę. A przyznać trzeba, że Huntington był człowiekiem wyczulonym na tym punkcie i pielęgnował w sobie długo urazę. Dlatego też nie potrafił w pełni wybaczyć narzeczonej tego co zrobiła.
Oczywiście sam nie widział swoich win, a nawet jeśli to... Nie uznawał ich za tak znaczące jak te Hope. W końcu on z Laurissa dogadywali się raczej kiepsko. Poza tym Hemingway organizowała jego ślub, a tym samym jednoznacznie nie miała problemu z jego nowym związkiem. Co innego Nemo, którego osoba zdecydowanie zbyt często pojawiała się w otoczeniu Hope odkąd znalazł się w Australii. Zresztą sam fakt, że tu był już stanowił dla Anthonego wielki sygnał ostrzegawczy.
- A Cairns na pewno coś się znajdzie, będę szył garnitur na miarę - mruknął pod nosem, rozpinając koszulę, by zaraz potem odłożyć ja na wieszak i zając się paskiem od spodni. Nie robił tego specjalnie, ale nie umknęło jego uwadze to, że Hope mu się przyglądała. On zresztą jej także. Nie spali ze sobą od czasu kłótni i zaczynał mu doskwierać brak jej bliskości. Poza tym wyglądała prześlicznie w sukience, która tak eksponowała jej nogi. Zapewne, gdyby Tony dowiedział się co tam Hope o sobie myślała, zbeształby ją za to i pocałował w ten mały, garbaty nosek, który swoją drogą uważał za uroczy. - Co?! - Tego się nie spodziewał. Nie dość, że sama rozmowa o Laurissie była mu nie na rękę to jeszcze propozycja, o której wspomniała Hope, wydała się Tonemu niedorzeczna. Dlaczego Hemingway to zrobiła? Przecież to oni mieli... to ona planowała i.. - Nie - rzucił zaraz. - Nie sądzę, by był to dobry pomysł. Wiesz przecież, że kiepsko dogaduję się z siostrą i jakoś... Odciąłem się od stadniny już jakiś czas temu. Nie chcę brać tam ślubu - dodał posiłkując się argumentami, które całe szczęście były prawdziwe i niedoprowadzenia, a tym samym nie dawały powodów, aby Hope doszukiwała się w reakcji Tonego jakiś innych znaczeń.
Jednak rozmowa wcale nie miała iść gładko, bo Pelletier zadała pytania, których Huntington miał zamiar unikać jak długo się uda. Nie chciał ujawniać prawdy o nim i Rissie, bo... Bo pewnie doprowadziłaby ona do niepotrzebnych spięć, a oni mieli już i tak sporo problemów na głowie.
- Znalazłem ją w sieci, a raczej moja asystentka to zrobiła - odparł skupiając się tylko na drugiej części pytania. Pierwszą planował kompletnie pominąć. - Cieszę się, że odpowiadają ci jej usługi, bo to nam wiele ułatwi... Taką mam nadzieję - dodał jeszcze, aby pokierować rozmową w inną stronę i odwrócić tym samym uwagę narzeczonej od tego, że nie uzyskała wszystkich informacji, o które pytała. - A jak u ciebie? W pracy w porządku? Nikt nie będzie ciebie ściągał z tego krótkiego urlopu tłumacząc się tym, że pod twoją nieobecność szpital się wali i pali? - Zagadnął i chociaż chciał zabrzmieć miło to samo wspomnienie o pracy Hope wbudzało w nim rozdrażnienie, a myśl o tym, że nagły wypadek mógłby przerwać ich wyjazd we dwoje jeszcze bardziej je potęgował. Tony sam wiele pracował, ale w ostatnim czasie Pelletier zdecydowanie zbyt wiele czasu spędzała poza domem...

Hope Pelletier
Anestezjolog — Szpital
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Rozstała się z Anthonym i zaczyna kolejny już, nowy rozdział w swoim życiu. I boi się, czy nie pozstanie sama pomimo tego, że Nemo zapewniał, że chce być jego współautorem.
Intencją Hope nie było wcale zdenerwowanie narzeczonego. Ba! Nie chciała nawet robić Nemo żadnych nadziei. Chodziło jedynie o to, żeby mogła odwdzięczyć się za uratowanie sytuacji, wtedy gdy w największym szoku potrąciła kangura. Czemu nie powiedziała Tony’emu? Sama sobie próbowała wmówić, że powiedziałaby mu później, a nie zrobiła tego tylko dlatego, że nie chciała go niepotrzebnie denerwować. Podobnie, jak przekonywała siebie, że to po prostu przyjacielskie spotkanie, po którym będzie mogła powiedzieć mu, że jego obawy były bezpodstawne. Ale ten as z rękawa został jej wytrącony w momencie, gdy Nemo uznał, że świetnym pomysłem będzie wyznanie jej miłości. I w tym momencie nie mogła już dłużej nie wspominać o tym Tony’emu. O tym już musiał wiedzieć. I rozumiała, że narzeczony jest na nią zły… Może nawet byłaby o wiele pokorniejsza, gdyby nie fakt, że sam nie do końca był z nią szczery.
- W takim razie powinieneś już zacząć szukać miejsca, które ci go uszyje. To nie takie hop siup. - Powiedziała, w dalszym ciągu nie spuszczając z niego spojrzenia. Jak to się stało, że tak się od siebie oddalili? W normalnych okolicznościach już pewnie stałaby za nim w łazience, obejmując od tyłu, byle tylko poderwać go, może wciągnąć pod wspólny prysznic. Dzisiaj czuła dystans — nie wiedziała, na ile może sobie pozwolić, a odrzucenia się bała. No i sama w sobie nosiła taki niepokój, że nie wiedziała, jak powinna się zachować, dopóki nie wyjaśnią sobie wszystkiego. Zwłaszcza że zaskoczył ją sposób, w jaki Anthony zareagował na propozycję stadniny, jako miejsca ślubu. Niby wiedziała, jak się ma jego sytuacja rodzinna, ale aż tak ostra reakcja?
Postanowiła jednak nie dochodzić do pochopnych wniosków. Musieli znów nauczyć się rozmawiać.
- Wiem, że jest ci ciężko, ale to była tylko propozycja. Zresztą powiedziałam jej, że raczej nie spodoba ci się ten pomysł. Poprosiłam o coś innego — ładnego, ale nie przesadnie eleganckiego, żebym nie czuła, że się tam uduszę. - Powiedziała, zgodnie z prawdą. Chyba powinien wiedzieć, gdzie wezmą ślub. - Byłoby łatwiej, gdybyś też tam był, może byś jakieś miejsce zaproponował. - I miała już porzucić temat, kiedy jakiś diabeł, który siedział jej na ramieniu, zaczął podszeptywać różne scenariusze. Spróbowała go zagłuszyć, korzystając z podsuniętej przez Anthony’ego sposobności do zmiany tematu. - Dwie operacje. W tym jedna kobieta, którą ktoś dźgnął nożem. Podobno to już któryś przypadek w okolicy. - Powiedziała, bo w zasadzie, było to dość znaczący wypadek, jak na tak małe miasto. Co prawda nie śledziła doniesień w prasie, więc mogła to być zwykła plotka, ale na wszelki wypadek chciała zamówić sobie gaz pieprzowy do torebki. Czasem wieczorna zmiana kończyła się w okolicy północy i wracanie przez opustoszały parking nie należało do najprzyjemniejszych.
- Telefon wyłączyłam. Nikt nie powinien nam przeszkadzać. Chyba że będą dzwonić do ciebie, bo podałam cię w kontaktach awaryjnych. - Powiedziała, zaciskając dłonie na krawędzi stołu. Powinna się powstrzymać. Powinna nie słuchać podszeptów z tyłu głowy, ale nic nie mogła poradzić na to, że była zazdrosna. W tym akurat oboje sobie dorównywali. I ktoś mógłby powiedzieć, że Hope i Nemo mieli przeszłość, więc obawy Tony’ego są bardziej uzasadnione, ale z drugiej strony Delany nie był jej partnerem z jakiegoś powodu. Coś nowego, świeżego z piękną panią od ślubów mogło kusić. I chociaż nie sądziła, żeby Tony ją zdradził, to jednak gniotło ją to.
- Słuchaj, a wracając do Laurissy… Skoro znalazła ją twoja asystentka, to kiedy ją podwoziłeś do miasta, to skąd wiedziałeś, że to ona? - Niby Laurissa mówiła, że nie rozmawiali wiele. Skąd w takim razie wiedziała tyle, o tym, jak wygląda, czy też, jakie może być preferencje? Czy to nie było jedyne spotkanie, o którym nie wiedziała? I tym samym dała też znać, że wie, że ją podrzucał samochodem.
Mogła to zostawić…
Powinna to zostawić…
A jednak chciała wiedzieć.

Anthony Huntington
dzielny krokodyl
matką głupich/ Liv
brak multikont
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Poradzi sobie; zawsze jakoś rozwiązywał problemy, a garnitur obecnie był na szarym końcu kłopotów i obowiązków jakie go przytłaczały. Czuł się cholernie pogubiony w tym co działo się obecnie w jego życiu, co gorsza nic nie zwiastowało tego, aby mogło być lepiej. Konflikt z Laurissą zaostrzał się; w pracy było ciężko; Hope wiecznie nie było w domu, w dodatku ich relacja przechodziła obecnie kryzys. Wszystko to na raz sprawiało, że Tony miał ochotę ponownie przeprowadzić się na drugi koniec kontynentu i zapomnieć o swoim życiu w Lorne. W zasadzie już raz to zrobił i tylko ze względu na miłość ponownie tutaj wrócił; szkoda, że przeszłość postanowiła dać o sobie znać zamiast pogodzić się z tym, że nie ma już znaczenia...
- Ogarnę to - mruknął obojętnie w głowie zapisując, aby poprosić asystentkę o pomoc. Nie miał ochoty, ani czasu szukać kogokolwiek, kto to załatwi. - Myślałem, że lubisz elegancję - wtrącił zaskoczony argumentami Hope. On myślał o czymś prostym, ale z klasą. Kiedyś może spodobałby mu się ślub w wiejskiej aranżacji, lampiony i snopki siana, ale obecnie wolał klasykę, prostotę i wykwintny przepych. Tak, to pasowało do niego o wiele bardziej. - Nie wiem... Może coś przy plaży? - Rzucił banalne rozwiązanie, ale w sadzie przecież nie najgorsze. - Prosto i z klasą - dodał zaraz, aby nie wyszło na to, że chciał zbyć narzeczoną. Po prostu rozmowa o ślubie go drażniła... Nie tylko ze względu na stres, ale przede wszystkim ze względu na Laurisse, której osoba wiecznie przewijała się w konwersacji. No i pozostawała kwestia Nemo. On i otoczeniu Hope działał Tonemu na nerwy i zniechęcał go do jakichkolwiek przyjemnych planowań; w szczególności po ostatnim.
- Lorne straciło swój urok - mruknął pod nosem przeglądając ubrania, aby wreszcie zdecydować się na nową parę spodni i jakąś koszulkę. Swoją drogą trudno powiedzieć, czy miał na myśli kwestię przestępczości, rozrastającą się aglomerację, czy jego własne odczucia dotyczące miasta. - Czyli masz wolne - oznajmił, bo nie miał zamiaru psuć ich weekendu pracą.
Niestety... Ten od początku zapowiadał się kiepsko. Nie tylko dlatego, że Tony miał dość gburowaty nastrój, ale także z powodu Rissy... Zabawne jak jej osoba szybko wszystko zaczynała komplikować, a wystarczyło nie przyjmować jej usług tych kilka tygodni temu...
- Co to w ogóle za pytanie? - Rzucił obrażony. - Sugerujesz mi coś? - Dodał zaraz, bo nie miał zamiaru pozostawiać jej dociekań bez komentarza. - Zapomniałaś, że odbierałem od niej projekty do butonierki trzy tygodnie temu? - Wywinął się usprawiedliwiając swoją wiedzę o Laurissie faktem, który był zgodny z prawdą i nie zmuszał go do kłamstwa. Chociaż z drugiej strony takie manewrowanie było niezwykle ryzykowne. Zwłaszcza jeśli prawda o ich relacji miałaby kiedykolwiek dotrzeć do Hope. - To, że ty spotykasz się z byłymi na kolacjach po kryjomu, nie znaczy, że i ja postępuję tak samo - dodał odwracając kota ogonem, ale też dobierając słowa tak, aby ewentualnie móc je jeszcze kiedyś wykorzystać... Nie było to sprawiedliwe; może nawet czuł się podle, ale nie miał innego wyjścia. Gdyby teraz przyznał się Hope do tego co łączyło go z Rissą, jego życie skomplikowało by się jeszcze bardziej, a miał już dość gówna w którym taplał się po pas.

Hope Pelletier
Anestezjolog — Szpital
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Rozstała się z Anthonym i zaczyna kolejny już, nowy rozdział w swoim życiu. I boi się, czy nie pozstanie sama pomimo tego, że Nemo zapewniał, że chce być jego współautorem.
Każdy mały detal, do którego on nie przywiązywał uwagi, to był kolejny kłopot na liście zadań Hope. Już samo spotkanie z planerką ślubną w pojedynkę było dość dziwne, bo nie do końca tak sobie to wyobrażała, ale teraz takie spychanie wszystkiego nieco wybijało ją z rytmu. A co jeśli wyleci mu z głowy, żeby to ogarnąć? Mogło się przecież tak zdarzyć, że w natłoku firmowych spraw myśl o tym, że sam powinien zadbać o garnitur, zostanie zapomniana. A skoro on nie zrobi tego od razu, to znaczyło, że ona będzie musiała co jakiś czas podpytać, co właściwie udało mu się zrobić w tej sprawie. Ale dzisiaj naprawdę nie chciała się kłócić. Chciała, żeby mogli spędzić przyjemny czas ze sobą. Potrzebowali tego. A przynajmniej ona.
- Dobrze. - Lekko zacisnęła usta, bo cisnęło jej się na nie, żeby nie zapomniał. - Lubię elegancję, ale też nie lubię snobizmu. Nie chcę bać się zaśmiać na własnym weselu, bo okaże się, że jestem gorzej wychowana od obsługi. - Wyjaśniła, bo przecież nie o to chodziło, że miałaby się stresować. Ale potem spojrzała na niego równie zaskoczona, co on na nią. - Chyba, że ty wolałeś coś takiego… - W sumie to trochę się przestraszyła, że zburzyła mu jakąś wizję. Nie chodziło jej co prawda o chodzenie po słomie, ale też kryształowy żyrandol wydawał jej się zupełnie zbędny, jeśli mogli mieć inną, przyjemniejszą salę bez niego. Najbardziej zmartwiła ją jednak myśl, że… wystraszyła się jego reakcji. Nie chciała kolejnej kłótni. Nie chciała, żeby podnosił na nią głos. Lekko zwiesiła ramiona. - Plaża jak najbardziej mi pasuje… Ale to wtedy trzeba przemyśleć grudzień… znaczy się lipiec, żebyśmy nie dostali udaru. - Wciąż myliły jej się tutejsze pory roku.
- Przykro mi… Ja wciąż czuje się podekscytowana, że tu jestem. Jest pięknie. - Może i trochę go rozumiała, bo poniekąd to była jej decyzja, by się tu znaleźli, ale czy on trochę nie mógł spróbować znaleźć czegoś pozytywnego w pobycie tutaj? - Nie chciałbyś może wziąć też trochę wolnego? Odwiedzić dawnych znajomych i spędzić czas jak dawniej? - To przecież nic złego czasem poluzować krawat i wypić piwo na plaży. Nawet jeśli się jest ważnym dyrektorem poważnej firmy.
Niestety snucie sielankowych planów poszło trochę nie tak, jak planowała, głównie dlatego, że Hope nie potrafiła trzymać języka za zębami.
Fakt, że Tony się tak zjeżył na pytanie o Laurisse, niemal momentalnie zirytowało Hope. Wystarczyło przecież odpowiedzieć na pytanie, a nie atakować. Podobno pies w kącie, gdy nie ma już gdzie uciekać, zaczyna gryźć. Ta przedziwna myśl przyszła jej do głowy, gdy tylko padły oskarżenia ze strony narzeczonego.
Hope była też mistrzynią łapania za słówka. Zazwyczaj wychwytywała w ten sposób miganie się pacjentów od szczerego wywiadu lekarskiego, ale niestety w związku potrafiła też w czasie kłótni tę umiejętność wykorzystać.
- Spytałam tylko… Bo Laurissa powiedziała, że ją odwiozłeś, a nie wspomniałeś mi o tym. To raz. - Powiedziała, czując, jak mocniej zaciska dłonie na oparciu kanapy, o którą się opierała. - Czemu wyciągasz teraz Nemo? Powiedziałam ci, że to był błąd i ostatecznie do wszystkiego się przyznałam. To ty zataiłeś fakt, że odwozisz kobiety po nocy do domu… A codziennie wracasz późno. - To ostatnie z pewnością mogła sobie darować. Ale to wciąż to nie był szczegół, który przykuł jej uwagę. Zamknij się Hope. Zamknij się Hope
- Czemu powiedziałeś o spotykaniu się z byłymi po kryjomu? - Zapytała jedynie, czy znał Laurissę, a nie czy cokolwiek ich wcześniej łączyło. Dopiero stwierdzenie Tony’ego zapaliło tę lampkę. Jeśli nawet nie Rissa, to może Tony spotykał się z inną swoją byłą? Chyba nigdy nie była taka zazdrosna, ale z jakiegoś powodu wspomnienie Nemo nie pomagało w tej dyskusji. Zupełnie jakby chciała wytrącić mu z rąk broń. Nawet nie zauważyła, kiedy podniosła głos. - Nemo nie jest moim byłym. Wiesz o tym. - Jedna noc nie mogła przecież przekreślić tylu lat przyjaźni. Chyba. Wychodziło jednak na to, że ścieżka, jaką zmierzali obecnie Hope i Tony, to wcale nie był przyjemny spacerowy szlak ku przyjemnemu weekendowi we dwoje, a wojenna ścieżka, bo coś, co nawarstwiło się do obecnego poziomu, nie zwiastowało nic dobrego.


Anthony Huntington
dzielny krokodyl
matką głupich/ Liv
brak multikont
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Snobizm, elegancja i przepych były słowami, które jeszcze dziesięć lat temu nawet w najmniejszym stopniu nie określały Huntingtona. Obecnie zaś Tony stał się człowiekiem, którego dawniej wykpiłby i zbluzgał nie obdarzając nawet przelotnym spojrzeniem. Z drugiej strony poświęcił tak wiele, aby rozwiną swoją karierę, wspiąć się na szczyt, zarabiać pieniądze i nie martwić się o jutro, że byłoby mu najzwyczajniej w świecie wstyd, gdyby nadal zgadzał się ze sobą sprzed tych kilku lat. Wtedy był młokosem z małymi ambicjami, a obecnie spełniał się na każdym kroku, więc za nic w świecie nie chciał wracać do tego co było. I właśnie tu był problem, bo chęć ucieczki sprawiała, że Tony wręcz obsesyjnie odcinał się od życia, które kiedyś przecież kochał, które dawało mu szczęście. Robił to jakby się bał, że gdy ponownie zasmakuje przeszłości, przestanie doceniać to co osiągnął, zupełnie tak jakby zaprzeda duszę diabłu.
- Chciałem, aby to wesele miało klasę... - Oznajmił zaskoczony tym, że Hope nagle przestała snuć wielkie plany. Jeszcze jakiś czas temu obydwoje ekscytowali się na myśl o weselu, o tym na co sobie pozwolę i jak fantastyczny będzie to dzień. Obecnie.... Odkąd pojawił się Delany, Hope wydawała się być mniej zaangażowana. Przynajmniej Tony tak to sobie tłumaczył, był hipokrytą nie dostrzegającym własnych wad i zrzucającym winę na jedną ze stron, gdy tak naprawdę obie były równie winne. - Lipiec to dobry termin - zgodził się, by chociaż jedno jakoś dopieczętować. Data była istotna, a oni nawet jej nie wyznaczyli.
- Cieszę się, że tak uważasz. Ja najwyraźniej potrzebuję więcej czasu - oznajmił, bo cóż... Jego Lorne przerażało, a więc gdy Hope zaproponowała spędzanie czasu jak dawniej, Tony zjeżył się ponownie, bo właśnie tego nie chciał najbardziej. - Nie dziękuję. Wezmę wolne później jak nam będzie to potrzebne. W tym mieście nie odpocznę - rzucił szorstko, a jako, że znalazł już odpowiednie ubrania to założył na siebie spodnie i właśnie zapinał pasek, gdy wypłynął kolejny, mało przyjemny temat.
- Jezuuu... Odwiozłem ją z grzeczności, czy to, kurwa, przestępstwo? - Zapytał poirytowany bardziej niż powinien, bo wyciąganie Laurissy w kontekście w jakim przedstawiała ją Hope było ostatnim czego mu było trzeba. - Naprawdę? - Zapytał kpiąco. Właściwie był wręcz rozbawiony tym w jaki sposób Hope wykorzystała Rissę, aby odbić piłeczkę winy, które ewidentnie powinna znajdować się tylko po jej stronie boiska. - Wyciągam Nemo, bo sama tego chciałaś - oświadczył. - Myślisz, że nie wiem po co te głupie pytania i podchody? Dobrze wiesz, że przesadziłaś z tą pierdoloną kolacją, więc teraz usilnie chcesz i we mnie poszukać winy, aby nie czuć się jak ta gorsza, prawda? - Powinien się zamknąć, powinien przystopować i nie pozwalać po raz kolejny na wybuch złości, ale nie potrafił. Przerastało go wszystko, a w szczególności zarzuty o romans, gdy to przy Hope każdego dnia kręcił się były kochanek. - Ale przyleciał za tobą z zasranych Stanów! I nie wmówisz mi, że to przypadek... A teraz widujesz go każdego dnia i kurwa pewnie ciebie gryzie sumienie, co? - Wysyczał podchodząc bliżej do Hope. W ręce trzymał koszulkę, którą wymachiwał gestykulując dość energicznie przy tym całym monologu. - Wygrzebałaś więc Laurissę i chcesz teraz ze mnie zrobić tego gnojka, który coś ukrywał. - Dodał przekonanym, że Hope już o wszystkim wie, a teraz specjalnie tak to rozegrała. -I owszem może masz nieco racji, bo zjebałem nie mówiąc ci od razu, ale nie wiedziałem jak do tego podejść... Chociaż może nawet i dobrze wyszło, bo w przeciwieństwie do ciebie i Nemo, Laurissa i ja nie planujemy wspólnych kolacji, ona mnie zresztą nienawidzi, a przy tym organizuje mój i twój ślub, gdy ten twój doktorek planuje go rozpierdolić! - Kompletnie nie przemyślał tego jak daleko zabrnął w tym wszystkim. Był wściekły i zdenerwowany, a jednocześnie czuł się jak w potrzasku. Jedyne czego pragnął to chwila samotności, ale wiedział, że obecnie nie może sobie na nią pozwolić. Mimo tego odszedł, wpierw ciskając gdzieś swoją koszulkę, a potem przechodząc przez sypialnię do salonu, aby zatrzymać się przy barku. Czuł, że ten wspólny weekend był już nierealnym planem, bo w obecnej sytuacji raczej żadne z nich nie miało ochoty na romantyczne uniesienia.

Hope Pelletier
Anestezjolog — Szpital
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Rozstała się z Anthonym i zaczyna kolejny już, nowy rozdział w swoim życiu. I boi się, czy nie pozstanie sama pomimo tego, że Nemo zapewniał, że chce być jego współautorem.
Na tym chyba polegała zasadnicza różnica między nimi — Hope nie była nowobogacka. Jej rodzina od pokoleń miała u siebie lekarzy, którzy jedynie pomnażali majątek i z którego dzieci mogły korzystać swobodnie, jeśli chodzi o zyskanie odpowiedniej edukacji, żeby móc samemu dojść do wysokiego poziomu życia. Hope więc nie musiała mierzyć się z tym, że jej dawne życie nie do końca odpowiadało pewnym standardom. Jednak pracując ciągle z ludźmi, wykazując się empatią przy tych wszystkich, którzy wymagali intensywnej opieki, nie wykształciła się w niej ta nuta snobizmu, która sprawiałaby, że ktoś mógłby powiedzieć, że ona zadziera nosa. Najlepszym przykładem tego był paradoksalnie Nemo, który, chociaż również był teraz lekarzem, to tak naprawdę mierzył się całe życie z łatką przybłędy, bo niestety został oddany do adopcji, a ci, którzy go przygarnęli, postawili wymagania tak wysoko, że ciężko było im sprostać. A mimo to Pelletier i Delany zdołali się nie tylko zaprzyjaźnić, ale później tę relację utrzymać przez lata. Może dlatego nie dostrzegła do końca tego, z czym mierzył się jej narzeczony obecnie. Nie wiedziała dokładnie, jak wiele pracy włożył w to, żeby mieć to, co w zasadzie wspólnie mają teraz.
- Klasę może mieć… Ale snobizm i wydumane dodatki to zbędne dodatki. Przecież elegancja nie jest przepychem, a piękną prostotą. - Wychodziło nieporozumienie za nieporozumieniem. Chyba rozminęli się w wizjach, które zamknęli w niezbyt sprecyzowanych nazwach, które dla nich najwyraźniej oznaczały dwie różne rzeczy. Hope przecież nie odmawiała mu niczego. Chciała jedynie nie dusić się w zamknięciu. Odetchnęła, jednak gdy udało im się przynajmniej ustalić termin. Może jeszcze nie wszystko stracone.
- Tony… przestań. - Zaczęła, próbując w jakiś sposób załagodzić sprawę, bo przecież nie chciała go tym zirytować. Nie było jej winą, że nie wiedziała zbyt dokładnie o jego przeszłości. No, może tylko trochę, bo przecież mogła spróbować go przycisnąć, czy dopytać. Ale ciągle zakładała, że mieli wciąż wiele czasu, a nie, że nagle wesele zaczynie stanowić jakiś problem, więc Hope na gwałt będzie próbować łatać w tym całym planie dziury. Czy powinna dalsze słowa odpuścić? Tak. Czy powinna zaufać narzeczonemu? Tak. Ale sama miała nieco za uszami, co niestety kazało jej podejrzewać innych o to samo. Tak to niestety działało.
Co jednak najbardziej ją poraziło to złość, z jaką Tony się do niej odniósł. Nie przeklinał przy niej tak często, więc zawsze zwiastowało to porządną atmosferę. Hope ze swoim ugodowym charakterem była zazwyczaj tą, która próbowała wszystko łagodzić, ale w tym momencie poczuła szum w głowie. Zupełnie, jakby nagle serce zaczęło pompować krew 30 razy szybciej. Zamiast uśmiechnąć się przepraszająco, Hope zacisnęła usta w cienką kreskę i spojrzała na narzeczonego.
- Nie odpoczywasz w mieście? Bo mi się wydaje, że spędzasz cholernie dużo czasu z marynarzami, skoro tak klniesz. - Odwarknęła, czując rosnącą irytację na fakt tego, że w taki sposób zareagował na wieść o Laurissie. Coś było na rzeczy. - Przeprosiłam cię za tę kolację. Ile razy mam ci powtarzać, że nie poszłam tam w żadnej złej intencji. - Próbowała rozpaczliwie odbić piłeczkę, jakby liczyła, że tym razem on pojmie jej punkt widzenia. - I to wcale nie tak, że dowiedziałeś się od niego. Ty jakoś zapomniałeś mi powiedzieć. Akurat o tej rzeczy. I nie martw się, czuje się już wystarczająco gorsza z tego powodu. Z powodu tego, że mam wreszcie przyjaciela.- Bardzo się starała, żeby do jej oczu nie napłynęły łzy. To byłby najgorszy moment na okazanie jakiejś słabości. Chyba trochę bała się, że mógłby wykorzystać to przeciwko niej. W dodatku Anthony poruszył cholernie trudną kwestię tego, co Nemo właściwie robił w Australii.
- Nie ma za co gryźć mnie sumienie. Nie zrobiłam nic przeciwko tobie. Co cię tak boli ta kolacja? - Patrzyła, jak się do niej zbliża, ale znów — zamiast położyć uszy po sobie, zadarła nieco podbródek. - Ja wiem, że gardzisz wszystkimi i wszystkim wokół, jeśli ma jakikolwiek związek z Lorne, ale ja się ucieszyłam móc spotkać starego przyjaciela. I z taką intencją poszłam na to spotkanie. O którym ci z resztą powiedziałam. Więc nie… Nie muszę robić z ciebie nikogo. Gnojem nie jesteś, ale coś ukrywałeś i… - Ale Tony wpadł jej w słowo. A to, co mówił, sprawiło, że jej oczy rozszerzały się coraz bardziej.
Nienawidzi go? On i Laurissa?
- Co ty… o czym ty…? - Ale myśli same składały jej się w logiczną całość. Cała układanka. Komentarze Laurissy, teraz słowa Tony’ego, którego plecy właśnie znikały w ich salonie. - Ty dupku!
Krzyknęła Hope i odepchnęła się od kanapy, wściekle maszerując prosto na niego. Chyba nigdy nikt nie wyprowadził jej tak z równowagi. Cały makijaż i staranne ubranie poszło w pizdu, gdy przestała pilnować się już, czy łzy wściekłości ciekną jej po twarzy.
- Jak kurwa mogłeś?! - Z rozpędu podeszła do niego i podniosła dłoń, ale nie celowała w twarz, a w dłoń, w której trzymał drinka. Z impetem trzasnęła w nią, wybijając mu szkło z dłoni. Rozbiło się ono z hukiem, rozlewając wszędzie płyn, który zdołał nalać. Romantyczne uniesienia? Nie było mowy. - Ty… ty… - Zabrakło jej słów, więc dodatkowo zepchnęła ze stolika butelkę, żeby na pewno nie napił się tego na, co ma ochotę. - Swoją byłą cizię… do naszego wesela…?!?!?! - Oddychała z trudnością i widać było, że jest o krok od hiperwentylacji. Wymierzyła w niego palec. - To jakaś twoja chora gierka, a ja nie mam zamiaru brać w niej udziału. Kurwa… - A dopiero co ona jemu wypominała wulgaryzmy. - Ty popierzony jakiś jesteś! Oboje jesteście! Mam nadzieję, że się świetnie bawiliście moim kosztem. - Odwróciła się na pięcie. Gdzieś po drodze zgubiła szpilki, w których planowała z nim wyjść, więc niestety, ale wdepnęła w szkło. Brzydka plama została za nią na podłodze, kiedy odmaszerowała w stronę ich łazienki. Trzasnęła drzwiami tak mocno, że spadła z półki fajansowa miseczka. - Kurwa… - Dało się słyszeć ze środka.

Anthony Huntington
dzielny krokodyl
matką głupich/ Liv
brak multikont
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Uniósł lekko brew słuchając wyjaśnień Hope odnośnie wesela. Nie miał pojęcia skąd wzięła się w niej taka nadwrażliwość w związku z organizacją wesela o nieco podwyższonym standardzie. Tony zaczynał się zastanawiać, czy przemawiały przez nią jakieś nieprzetrawione historie związane z rodziną, czy chodziło o coś innego.... Może nie rodzaj wesela były tu problemem, a samo wesele obojętnie jakie by nie miało być, w końcu Huntington wspomniał tylko o tym, że chciał aby miało klasę.
Ten jednak problem nagle zniknął w obliczu huraganu jaki miał przetoczyć się między ich dwójką.
- Durnym pomysłem było pójście z nim gdziekolwiek sam na sam - odwarknął się, a tekst odnośnie przeklinania puścił mimo uszu, bo nie miał ochoty analizować tych uszczypliwych uwag. - Przyjaciela? - Powtórzył rozbawiony. - Uczepiłaś się tego, że podwiozłem Rissę, chyba tylko po to, aby mieć usprawiedliwienie na przyjaźń z byłym kochankiem - dodał niedowierzając. - Nie, no po prostu, nie mogę tego pojąć - mruknął jeszcze pod nosem i na tym powinien zakończyć, ale pozwolił sobie na kilka słów za dużo. Sądził, że Hope już wie o Laurissie i tylko udaje, ale cóż... Sam się wkopał w to wszystko i mógł mieć pretensje tylko do siebie. Jednak o swojej fatalnej pomyłce dowiedział się dopiero w chwili, w której trzymana przez niego szklanka przeleciała przez pokój.
- Co ty robisz? - Zaskoczony spojrzał na Hope, która ciskała w niego oskarżeniami. - Co mogłem? - Dopytał, bo pojęcia nie miał o czym ona mówiła. Owszem przyznał się do tego jaką rolę Laurissa odgrywała w jego życiu, ale wyjaśnił także jak wygląda to obecnie. - Hope? O czym ty pieprzysz? - Spojrzał za swoją narzeczoną, która w porywie gniewu roztłukła jeszcze całą butelkę alkoholu i przeszła po tych rozbitych szkłach by zamknąć się w łazience.
Rozumiał, że spieprzył. Hope miała prawo do złości, ale na litość boską, powinna go słuchać. Nie miał pojęcia jakim cudem doszła do wniosków, że wraz z Laurissą bawili się jej kosztem, gdy przecież jasno wyjasnił, że Hemingway go nienawidzi.
- Hope! Hope, wychodź! - Uderzył w drzwi łazienki, gdy się już pod nimi znalazł. - Wychodź, bo ostatnie czego nam trzeba to żebyś się teraz wykrwawiła - dodał zaraz spoglądając na ślady krwi pozostawione przez blondynkę na podłodze. - Słyszysz mnie? - Rzucił głośniej. - Czy, kurwa, jesteś głucha? Bo wydaje mi się, że tak skoro jakimś cudem z moich słów wywnioskowałaś, że ja i Laurissa działamy przeciwko tobie - prychnął poirytowany, a zarazem rozbawiony komizmem tego wszystkiego. Mógł przewidzieć, że wreszcie dojdzie do takiej sytuacji, a jego tajemnica związana z Hemingway ujrzy światło dzienne. Sądził jednak, że nadejdzie to później, gdy już nie będzie to miało żadnego znaczenia. - Prędzej ten twój doktorek wszystko rozjebie - dodał kpiąco i uderzył kilka ray w drzwi. - Hope! Otwieraj! Hope! - Ponowił swoje prośby, a potem po prostu oparł się o ścianę i zjechał po niej siadając przy wejściu do łazienki. - Eh... Czuję jak to zaczyna nie mieć sensu - powiedział, niezbyt głośno, ale także nie na tyle cicho, by Hope tego nie usłyszała. W sumie chyba od dawna czuł, że to zdanie ciśnie mu się na usta.

Hope Pelletier
Anestezjolog — Szpital
33 yo — 160 cm
Awatar użytkownika
about
Rozstała się z Anthonym i zaczyna kolejny już, nowy rozdział w swoim życiu. I boi się, czy nie pozstanie sama pomimo tego, że Nemo zapewniał, że chce być jego współautorem.
Wychowana w bogatej rodzinie Hope miała najwyraźniej zupełnie inne podejście do kwestii pieniędzy i elegancji. Szkoda, że w takim razie nie obgadali wszystkiego dokładniej razem. Wychodziło bowiem na to, że elegancji znaczyła dla tej dwójki zupełnie dwie różne rzeczy. Nie chciała mu teraz tego wypominać. Nie w takiej chwili, gdy okazało się, że mają większe problemy.
Wywróciła oczami, wyraźnie wściekła, gdy wypomniał jej to, że poszła z Nemo na kolację. Przecież wiedziała, że źle zrobiła. Przepraszała go i przecież to nie tak, że miała złe intencje.
- Czy tego chcesz, czy nie, ale ten człowiek stanowi ogromną część mojego życia! Chciałam wiedzieć co u niego, co w domu… - Nie była w Stanach od ponad roku. Nemo był w pewnym sensie nośnikiem wieści, których może jej rodzice nie chcieli jej przekazać lub uważali za mało ważne. Tak przynajmniej chciała wierzyć sama sobie, gdy usprawiedliwiała przed sobą spotkanie z Nemo. I chciała tak samo usprawiedliwić je przed Tonym. Zmniejszyć częściowo poczucie winy. Ale dodatkowo jeszcze dochodziła złość na nowo odkryte fakty. O ile wcześniej podejrzewała, że może jakieś flirty są na rzeczy, czy może nieco platonicznie się zauroczył, tak teraz wszystko nabrało nowego wyrazu, a samą Hope ogarnęła gorączka. Nie była nerwowa. Owszem, miewała gorsze i lepsze dni, ale nigdy nie okazała przy Tonym takiej złości. Była to reakcja obronna na to, czego do tej pory doświadczyła.
Były chłopak, który ją zdradzał. Potem Sawyer, który ją porzucił niemal z dnia na dzień, mimo że też byli zaręczeni, a potem zerwanie kontaktów z Nemo. Jeśli do tej pory to ona była ostoją spokoju, zarówno w pracy, jak i w domu, to w tym momencie, gdy przypomniała sobie wszystkie urazy z przeszłości, cała fasada runęła.
To nie był z pewnością sposób, w jaki chciała się dowiedzieć, że narzeczony zatrudnia swoją byłą do organizacji wesela.
- O czym?! - Bezczelny dupek. Jeszcze będzie udawał niewinnego. - O tym, że żadne kurwa z was nie pomyślało o tym, żeby mi powiedzieć co was łączy! Czy tam łączyło. Ty kurwa wiedziałeś wszystko! - Łzy mimowolnie pociekły jej po policzkach, gdy z wściekłości rozbiła butelkę alkoholu.
Ale dopiero w łazience poczuła, jak bardzo jest wściekła. Jak bardzo jest zrozpaczona, ale przede wszystkim, jak bardzo się boi.
Nie chciała go skrzywdzić z tą kolacją z Nemo przecież. Nie zrobiła mu tego na złość. A jednak on postanowił ją potraktować w taki sposób. Usiadła na brzegu cholernie drogiej wanny, ale zaraz też zjechała na podłogę. Musiała wydłubać drobinki szkła, które ją skaleczyły. Słyszała, jak Tony dobija się do łazienki, ale przez dłuższą chwilę nie była zdolna powiedzieć nic. Zanosiła się jednak płaczem, niemal nie widząc nic przez łzy.
- Spieprzaj. - Wydusiła z siebie wreszcie. Jeszcze miał czelność z niej robić wariatkę. - Idź lepiej sprawdzić, czy pod jej drzwiami cię nie ma. - Próbowała nie brzmieć żałośnie. Chciała, żeby wiedział, jak bardzo jej wściekła i że to on jest teraz też czemuś winny. A nie tylko ona i ona. - A może to z nią planowałeś ten wieczór spędzić, tylko o tym też zapomniałeś mi powiedzieć?! - Syknęła głośno z bólu, gdy udało jej się wreszcie wyciągnąć szkło. Jako lekarz była przyzwyczajona do widoku krwi. Ale nigdy nie robiła czegoś podobnego na sobie. - Nemo życzył nam szczęścia, jeśli musisz już wiedzieć. A twoja była, co? Wszystko ona mi doradzała. Skoro tak dobrze cię zna, to czemu ona z tobą ślubu nie weźmie, co? - Nie mogła tego przeboleć. Że Tony okłamał ją w tak podły sposób.
Podniosła się z podłogi i spojrzała w lustro. Teraz jeszcze bardziej widziała swoje wady. Zapuchnięte od płaczu oczy, rozmazany makijaż. Jak ona mogła równać się z kimkolwiek, a już zwłaszcza z taką Rissą? Przecież poprzednie związki nauczyły ją tego, że zawsze jest ktoś inny i ważniejszy.
Odwróciła się od lustra. Nie mogła na siebie patrzeć. Podeszła więc do drzwi i spojrzała na klamkę. Zachowała się jak dziecko, ale nie panowała nad sobą. Tony doprowadził ją do szału, w dodatku zupełnie chyba zapomniał o tym, jak bardzo bała się kolejnego nieudanego związku.
- My? My nie mamy sensu? - Spytała, czując, jak dławiąca gula podchodzi jej do gardła. Już nie krzyczała, a przynajmniej nie na zewnątrz. Bała się bowiem, że jak tylko otworzy te drzwi, zobaczy go, to wszystko znów w niej wybuchnie, a ona uderzy, go w twarz. Tyle dobrze, że nie zaczęła rozważać użycia broni przywiezionej ze Stanów. Chyba jeszcze Tony nie musiał sypiać w kuloodpornej kamizelce.

Anthony Huntington
dzielny krokodyl
matką głupich/ Liv
brak multikont
Dyrektor || Deweloper — Queenslands Arch-Develop.
35 yo — 191 cm
Awatar użytkownika
about
Po latach wrócił do Lorne Bay przywożąc ze sobą narzeczoną. Głównie zajmuje się dyrektorowaniem w nowym oddziale firmy, dla której pracuje, a w wolnym czasie planuje ślub i ucieka przed przeszłością...
Prychnął kręcąc przy tym głową na boki, bo nie mógł uwierzyć w to jakimi argumentami posiłkuje się Hope. Rozumiał, że była wściekła, bo zataił przed nią dość istotną informację, ale na dobrą sprawę nie miała zielonego pojęcia o charakterze jego związku z Rissą. Wiedziała tylko tyle ile on jej powiedział, czyli, że Hemingway go nienawidzi i że byli ze sobą, ale nie miała pojęcia jak dawno temu, jak długo i czy było to coś poważnego, czy dziecinna mrzonka. Zareagowała jednak tak impulsywnie, że samego Anthonego wprawiła w niemałą konsternację, bo nie znał jej z tej strony i zaczął się zastanawiać skąd u niej tego typu zachowanie. Czy było wywołane emocjami, czy może paniką, a może kierowało Hope coś jeszcze? Może potrzebowała pretekstu by się na Tonego wkurzyć, bo sama postępowała niemoralnie, ale nie chciała być tą złą, dlatego jego winę chciała uwypuklić jeszcze bardziej.
- Słucham? - Nie dowierzał własnym uszom, ale dopiero kolejna wypowiedź Hope sprawiła, że po prostu zaśmiał się głos. - Czy ty się, kurwa, słyszysz? Nic mnie z nią nie łączy! Nie rozmawialiśmy ze sobą od sześciu lat, a poza tym sama znalazłaś jej kwiaciarnię - rzucił waląc jeszcze raz w drzwi, ale bez efektu. - Nemo to kłamca -fuknał. - Bo się oświadczyłem tobie, a nie jej, taka subtelna, kurwa, różnica - dodał na koniec, a potem odpuścił sobie.
Przysiadł przy ścianie i czekał, aż blondynka sama do niego wyjdzie, a gdy to zrobiła i zapytała co miał na myśli, przez moment Tony chciał po prostu się zgodzić, ale nie zrobił tego.
- Skoro ufasz kłamstwom Nemo, zamiast mojej prawdzie to nie wiem, czy cokolwiek ma sens - przyznał zgodnie z tym co myślał, a potem spojrzał na stopę blondynki. - Powinnaś to opatrzeć - mruknął i nie czekając na jej reakcję wstał by poszukać apteczkę.
Pomógł jej też opatrzeć tę nogę, a potem wyszedł, bo ich wspólny weekend był juz przeszłością, a on potrzebował się napić.

<koniec> </3

Hope Pelletier
ODPOWIEDZ