chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Z całych sił starała się nie płakać w sądzie podczas zeznań. To nie byłby najlepszy moment i nie chciała także pokazać Marianowi, że ten miał na nią wpływ, chociaż wątpiła aby to go obchodziło. Ona sama też nie płakała nad sobą a nad Fanny, bo o niej pomyślała opowiadając o wszystkim, co stało się w szpitalu. Przypomniała sobie jej ciało leżące na stole operacyjnym i to jak blisko przeżycia była, gdyby nie nagłe pojawienie się Mariana. Czuła złość, zawód i przeogromny smutek, lecz w ciele Margo kryło się coś jeszcze.. trauma na widok wycelowanej dłoni. Uaktywniona przez wspomnienia sprawiła, że ledwo wyszła z sali i automatycznie wylała z siebie wszystkie łzy. Odpuściła i pozwoliła ciału wyrzucić z siebie cały smutek i stres związany z tamtymi wydarzeniami oraz koniecznością szczegółowego ich opisania.
Zmusiłaby się do szybszego opanowania i zebrania do kupy, gdyby nie obecność Beverly. Przy niej mogła płakać i pozwoliła kobiecie całkowicie przejąć kontrolę nad otoczeniem. Dałaby się teraz poprowadzić choćby nad przepaść – tak bardzo jej ufała.
Nie pamiętała drogi na parking ani czy sama otworzyła drzwi od auta.
Nie skupiała się na detalach pozwalając ciału wyzbyć się wszystkiego, co w sobie dusiła podczas wcale nie tak długiego pobytu na sali sądowej.
- Dobrze – odpowiedziała odrobinę bezwiednie i choć miała ochotę pomilczeć (o dziwo), to dodała jeszcze.. – Potrzebuje chwili, żeby.. niedługo mi przejdzie – zapewniła i tuż po zapięciu pasów odchyliła oparcie fotela. Ułożyła się na nim nieco wygodniej i najpierw spojrzała za przednią szybę z tej pozycji mogąc oglądać niebo, lecz po dwóch minutach zreflektowała się odwracając głowę w bok. Patrzyła na skupioną na drodze twarz Strand zanim zamknęła oczy. Nie zasnęła. Skupiła się na oddechu i choć przebywanie w sądzie nie było najprzyjemniejsze, to głowa i tak planowała zrobić swoje. Chcąc nie chcąc musiała upewnić się, że wszystko zrobiła dobrze wertując w pamięci wszystko, co powiedziała podczas przesłuchania.
Musiała mieć pewność, że niczego nie pomieszała. Że się spisała.
Po parunastu minutach otworzyła powieki, bo Beverly zatrzymała się tuż przed cukiernią, z której odbierała tort. Zrobiła to sama za co Margo była jej wdzięczna.
Weź się w garść. Już po wszystkim.
Wraz z głębokim wdechem odwróciła głowę w drugą stronę nagle myśląc o tym, jaka szkoda, że sprawa sądowa miała miejsce tak szybko. Mówiono, że mogli na nią czekać ponad rok, co znacznie przedłużyłoby pobyt Margo jako świadka. Dostałaby dodatkową możliwość pobytu w kraju a tak.. opierała się jedynie na wizie pracowniczej, która wygaśnie w październiku albo we wrześniu. Teraz nie pamiętała. Kiedy ją uzyskała, nie skupiała się na datach, bo wokoło dużo się działo.
Czemu w ogóle o tym pomyślała?
Słysząc otwierając się drzwi odwróciła głowę z powrotem na miejsce kierowcy i posłała Beverly delikatny uśmiech będący oznaką, że stres powoli z niej schodził, co przekazała podczas krótkiej wymiany spojrzenia. Czasami to wystarczyło, żeby się zrozumiały, dlatego wciąż niczego nie mówiąc znów zamknęła powieki i została tak aż do Lorne Bay.

- Colera – jęknęła stojąc w kuchni, w której szykowała składniki do chili con carne. – Bev! – zawołała, bo kobieta zniknęła gdzieś z Oliverem. – Czy twoi rodzice są na coś uczuleni? – Nigdy o to nie zapytała, a przecież to ważne aby przypadkiem nie zabić rodziców swej partnerki. Nie chciała być tą, z której powodu trafią do szpitala. Wtedy wypadłaby gorzej niż dotychczas, choć ciężko powiedzieć, co myślała o niej para, która widziała ją tyle samo co Margo ich.
Nadal była lekko przygaszona przez dzisiejszy proces. W aucie złapała krótką drzemkę i ożywiła się, kiedy dołączył do nich Oliver. Nie chciała przekładać na niego swych zmartwień zwłaszcza, że dzieci wyczuwały takie rzeczy. Przede wszystkim jednak nie chciała niszczyć mu urodzin, dlatego po powrocie od razu przebrała się z sądowych ciuchów i przeszła do kuchni zajmując myśli gotowaniem.
- A Nora i Caspar?! - Preferencje Joe znała, bo dosłownie zjadał wszystko, co znajdował w lodówce. Już pierwszego dnia, kiedy postanowiła pilnować Beverly po wypadku, dostrzegła zniknięcie porcji jedzenia. Od tamtej pory do oddzielnego pudełka pakowała coś dla Joe i po pustych opakowaniach dało się stwierdzić, że wszystko mu pasowało. Szkoda tylko, że jego integracja lokatorska (przynajmniej z Margo) kończyła się na wyjadaniu jedzenia z lodówki. Dopiero ostatnio wyrwał się z pytaniem o ugotowanie czegoś dobrego dla Gwen, co można było uznać za postęp.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Nie chciała zasypywać Margo nadmiarem informacji, zamiast tego pozwalając jej na stosowny odpoczynek. Zapewniła ją, aby się nie śpieszyła. Miała wszystko pod kontrolą, szczególnie, że odebranie tortu i późniejsze pójście po kawiarkę to mało skomplikowane zadania. Oliver, po odebraniu ze żłobka wydawał się niezmiernie uradowany widokiem zarówno Beverly, jak i Margo. Od razu po przywitaniu z mamą, wyciągnął ręce w stronę Bertinelli, aby ta również wzięła go na ręce i stosownie przywitała.
Po przybyciu do domu, zajęła się przygotowywaniem zastawy oraz dekoracji, w formie paru balonów z helem oraz papierowych drobiazgów, ustawianych na stole. Przy okazji podpytywała Margo o ewentualną pomoc w kuchni, nawet, jeśli Włoszka zastrzegała, że doskonale sobie ze wszystkim poradzi. Nie chciała zdaje się zepsuć któregoś z dań zaserwowanych starszym Strandom, do czego mogłoby dojść, gdyby Bev przypaliła niechcących któryś ze składników, albo źle coś wymieszała. W tym przypadku perfekcjonizm nie był złym objawem.
Asekurowała syna w trakcie korzystania z nocnika, który całe szczęście nie miał przekombinowanych funkcji pokroju puszczania muzyczki, albo wydawania innych dźwięków. Słysząc głos Margo, Oliver podłapał pierwszą sylabę, głośno ją wypowiadając. Ciężko uwierzyć, że jeszcze rok temu był małym, pomarszczonym gnomem zawiniętym w rożek.
- Już idę! - oświadczyła i po oporządzeniu syna puściła go przodem, pozwalając na tuptanie małymi bucikami, które dorwała cały miesiąc temu. Były niemal identyczne do tych sportowych, w których często prowadziła samochód, ale w wersji dla małych dzieci. Takie niepozorne wręcz szczegóły bywały ważne, a dla Strand kupowanie niemalże identycznych butów dla małego, było świetną zabawą. Planowała przebrać go przed samym przybyciem gości. Gdyby już teraz ubrała Olivera w wyjściowe ciuchy, ten na pewno znalazłby sposób, aby się ubrudzić.
- Be! - chłopiec odezwał się na wstępie, podchodząc do kuchennej wyspy z szerokim uśmiechem. - Bebebe...
Oglądał się przez ramię, na nadzorującą go mamę, którą nazywał prawie po imieniu, ze względu na jego powtarzalność, padającą najczęściej z ust Margarity.
- Nie mają uczuleń. Przynajmniej nie takich, żeby doprowadzić do wstrząsu anafilaktycznego - spróbowała delikatnie zażartować, podchodząc bliżej, aby oprzeć się tyłem o jedna z szafek kuchennych. Przy okazji obserwowała Olivera, próbującego podejrzeć co się dzieje przy kuchence.
Nie sądziła, aby któreś z rodziców sabotowało przyjęcie urodzinowe wnuka, poprzez wymyślenie na poczekaniu uczulenia, acz istniał pewien malutki procent takiej możliwości. Nie chciała brać go pod uwagę.
- Jedzą… zdaje się wszystko. Szczególnie tato.
Wiadomo po kim odziedziczyli podobne podejście zarówno Bev, jak i Joe. Nie oznaczało to bynajmniej, że nie potrafili docenić prawdziwie wybitnych dań. Wręcz przeciwnie. Beverly nie mogła wyjść niekiedy z podziwu, jak wiele wspaniałych potraw potrafiła przyrządzić Margo. Mało tego, gotowała również jej ulubione dania, za co mogłaby ją nosić na rękach prawie codziennie.
- Caspar za dzieciaka miał na coś uczulenie, ale później mu przeszło - przypomniała sobie, nieco marszcząc przy tym brwi, w typowy dla siebie sposób, zdradzający lekkie zamyślenie. - Nora na pewno nie ma. Caspar miał, a nie ma.
- Caca! - Talentu do nauki języków obcych nie można było Oliverowi odmówić, nawet jeśli było to nieświadome powtarzanie pierwszej sylaby imienia najmłodszego brata Bev.
- Chciałeś się pochwalić tym, co zostawiłeś w nocniku? - parsknęła cicho i pokręciła głową, wlepiając po chwili spojrzenie w Margo. Spoważniała nieco, przypominając sobie wysyp emocji, mający miejsce po wyjściu z sali rozpraw. Już nie widziała na jej twarzy łez, ani większego przejęcia, nie mniej, chciała mieć na nią oko przez cały wieczór.
- Jak się czujesz? - dopytała, zastanawiając się przy okazji czy poziom stresu nie powrócił, ze względu na nadchodzącą wizytę państwa Strand. Sama trochę się tym stresowała, bo oczywiście zamierzała oficjalnie nakreślić swoją sytuację uczuciową, ściśle związaną z najpiękniejszą kobietą, skupioną na przyrządzaniu ostrego dania.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Przy dziecku należało mieć oczy dookoła głowy, dlatego gdy tylko usłyszała ciche tupanie, obejrzała się na pędzącego do kuchni Olivera. Nie chciałaby go przypadkiem trącić nogą albo zrzucić na głowę jakiegoś talerza. To drugie, czyli niezdarność, było u Margo rzadkością. W końcu jako chirurg musiała odznaczać się precyzją i umiejętnością współgrania z otoczeniem tak, żeby wszystko pozostało na swoim miejscu (przyrządy chirurgiczne oraz narządy w ciele).
- Nie „bebebe” tylko ma-ma. – Ręką wskazała blondynkę i raz jeszcze powtórzyła. – Mama. – Oliver wpatrywał się w nią z zastanowieniem i nagle otworzył małe ustka.
- Bebebebe – powtórzył z akcentem na czwarte „be”.
Bertinelli pokręciła głową i w pełni skupiła się na przedstawieniu ewentualnych jedzeniowych preferencji rodziny Strand. Chciałaby im wszystkim dogodzić na tyle, żeby każdy miał co zjeść. Gdyby okazało się, że któraś z osób była wegetarianem to poczułaby zawód wobec siebie i od razu usłyszałaby głos matki, że powinna bardziej zadbać o gości.
Wszystko zakodowała w głowie z zadowoleniem uznając, że nikt nie będzie głodować. Niby to urodziny Olivera a jej samej nawet tu nie powinno być, ale zaangażowała się w przygotowanie bardziej niż mogłaby zakładać ich oficjalna (przed Strandami) relacja. Bertinelli nie wiedziała, co takiego planowała Beverly. Nie myślała o tym zbyt dużo ani też o tym, że z boku bardzo dziwnie wyglądało jak przyjaciółka mocno angażuje się w przygotowanie urodzin nie swego dziecka. Oczywiście Caspar i Joe wiedzieli już swoje. Nora pewnie dowiedziała się od brata, więc jedynymi nieświadomymi osobami była starsza para, przed którą Margo planowała grać dobrą przyjaciółkę. Nie zrobi niczego poza wyznaczoną rolę, bo to nie od niej zależało, gdzie i kiedy pani oficer będzie gotowa powiedzieć prawdę o nich.
Pytanie wyrwało ją z zamyślenia i zmusiło do skupienia na własnych stanach wewnętrznych.
- Trochę lepiej. – Przytaknęła samej sobie. – Przed procesem nagromadziło się sporo stresu a na sali było.. – W aucie o tym nie mówiła, bo wtedy jeszcze czuła, że gdy tylko otworzy usta to znów się rozpłacze. Teraz już była w stanie rozmawiać o tym bez natychmiastowego załamania. – Czułam presje, że jak coś namieszam, to obrona od razu to wykorzysta. – To była ogromna odpowiedzialność i jednocześnie.. – Zmusili mnie też do wspominania tego wszystkiego, więc byłam.. nie chce już myśleć o Fanny. Nigdy o niej nie zapomnę, ale samo założenie wyrządzenia krzywdy jakiemukolwiek dziecku wprawia mnie w parszywy nastrój. – Mimowolnie spojrzała na Olivera próbującego swoich sił w wspinaczce po blacie. Na szczęście nie miał o co zaczepić rączek i nóżek. – Jeszcze trochę i poczuje się znacznie lepiej. – Skupi się na tym, co było teraz. Na gotowaniu, wspólnie spędzonym czasie i na urodzinach, podczas których liczyła się dobra atmosfera. – Wiesz.. – dodała jeszcze zanim Strand cokolwiek odpowiedziała. – ..wprawdzie w aucie o tym nie myślałam, ale zaczynam żałować, że nie poprosiłam cię o pomoc w odstresowaniu. – Na jej wargach na razie pojawił się nieco weselszy uśmiech z nutką tajemniczej dwuznaczności. Ledwie też zerknęła na kobietę udając, że niczego złego nie sugerowała. Może tylko odrobinę.. to był pierwszy krok do oderwania myśli od pierwszej części dnia. Teraz od jej stanów emocjonalnych ważniejszy był Oliver uznający, że skoro nie mógł wspinać się po blacie, zrobi to ciągnąc Margo za spodnie skąd tylko parę centymetrów do fartucha.
- Chodź tu, przystojniaku. – Odłożyła nóż i wzięła chłopca na ręce. Ten od razu zainteresował się wszystkim, co leżało na blacie. Był zafascynowany, bo z dołu nie widział niczego a teraz miał ochotę dosłownie wszystko złapać w dłonie, wymacać i spróbować jak smakowało w buzi. – Chcesz mi pomóc? – zapytała, ale Oliver był za bardzo zafascynowany leżącymi wokoło przedmiotami, do których wciągał ręce. – Mama przyniesie twojego krzesełko i poszalejesz. – Znów wskazała na Beverly, żeby wreszcie młody nauczył się nazywać ją tak jak trzeba, skoro już wyłapywał niektóre dźwięki.
Margo planowała go usadzić na wysokim krzesełku do karmienia, dać marchewkę, ze dwie fasole i jakieś inne warzywo, którym będzie mógł bawić się z pomocą plastikowego dziecięcego noża i widelca. Dzięki temu na jakiś czas Oliver się czymś zajmie i Beverly też będzie mogła pomóc.
- Przygotujesz pulpety? – poprosiła kobietę mając na myśli zmielone i przyprawione mięso z kurczaka, które czekało w misce w lodówce. – Wbij do tego jajko i wrzuć ze trzy łyżki bułki tartej. - Beverly choć nie uważała się za kuchennego mistrza, to bardzo dobrze wykonywała polecenia. Poinstruowana była wręcz wzorowym kucharzem.. jeszcze trochę a sama kiedyś przygotuje bardzo skomplikowane danie.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Wszelkie interakcje między Margo, a Oliverem działały na nią uspokajająco. Cieszyła się, że chłopiec nie był kojarzony z Jen, albo ignorowany na inny sposób. Obawiała się wprowadzenia dziecka z poprzedniego związku, do codzienności, dzielonej razem z panią doktor. Widziała go już po pierwszym przekroczeniu progu domu we Fluorite View, ale wcale nie musiała zapałać do niego sympatią. Nie wszyscy lubili małe dzieci, szczególnie, kiedy te wymagały uwagi oraz opieki, niekiedy wydając z siebie irytujące dźwięki. Z pewnością na korzyść działały wcześniejsze doświadczenia Bertinelli, chociażby z Amelią. Strand non stop wmawiała sobie jednak, że własna córka, a syn koleżanki z Syrii, to dwie zupełnie inne sprawy. Przestała obawiać się o nadmierną ekspozycję potomka, kiedy Margarita sama wychodziła z inicjatywą zaopiekowania się małym, albo pójścia razem z nim na spacer. Przenikał do ich codzienności i pomijanie go w pełnym obrazie byłoby poważnym zaniedbaniem.
Rozumiała stres, związany z ewentualnym błędem w chronologii zeznań. Beverly, chociaż w sądzie bywała zaledwie parę razy, mogła jedynie domyślać się, co musi czuć osoba podkreślająca krzywdę, jaką zgotował jej podły człowiek, doprowadzający pośrednio do śmierci dziecka. Bezpośrednie przesłuchiwanie osób, wplątanych w terrorystyczne organizacje czy też wdrażające w życie zamiar popełnienia czynu, prowadzącego do masowego terroru, to coś zupełnie innego. Zawsze miała pod ręką współpracowników, którym mogła przekazać pałeczkę, jeśli sama używała złego podejścia, albo łapało ją postępujące wyczerpanie, atakujące głównie ośrodki nerwowe. Margo była świadkiem i poszkodowaną, w wyniku traumy, uwolnionej przez niebezpieczeństwo. I to dwukrotnie. Miała pełne prawo wybuchnąć, z nadmiaru emocji.
Robiło jej się niedobrze przez fakt, iż zwyrodnialec w ogóle posiadał obronę. Cóż, niektórzy mecenasi nie mieli wyboru, chwytając się przypisywanych urzędowo spraw, aby wypracować pewną renomę, nie mniej, granie w drużynie psychopaty to rozrywka godna osób pozbawionych kręgosłupa moralnego. Tacy również istnieli w prawniczym świecie, którymi sama Gratia Strand jawnie gardziła. Pod tym względem przyklaskiwała prokuratorom, przyskrzyniającym przestępców.
- Tak? - oderwała spojrzenie od Olivera, słysząc o sposobach na odstresowanie, do których mogłoby dojść w drodze powrotnej do Lorne, gdyby tylko Margo pociągnęła za odpowiednią strunę, sygnalizując swoje potrzeby.
- To jeszcze nic straconego - stwierdziła z podobnie podstępnym spojrzeniem, podkreślonym przez delikatny uśmiech. Wprawdzie nadal sypiały w pokoju gościnnym na górze (dopóki sypialnia nie przejdzie pewnej reformy), ale nie przeszkadzało to w zacieśnianiu więzów, sprzyjających zdrowym relacjom.
Zgodnie z zapowiedzią Margo, przeniosła krzesełko Olivera nieco bliżej kuchennej wyspy, aby obie miały wgląd na chłopca, kiedy ten zacznie kroić i miażdżyć podsunięte warzywa. Potrafił jeść wszystko: gotowane brokuły, marchewkę, przy czym uwielbiał kukurydzę i gotowane ziemniaki. Jego ulubionymi daniami były rzecz jasna te, przygotowane przez Bertinelli, nawet jeśli zawierałyby same warzywa.
- Pewnie - przytaknęła się, zadowolona z otrzymania zadania bojowego w kuchni. Skołowała jeszcze fartuch, który zakładała przy grillu i dołączyła do Włoszki, związując włosy oraz wyjmując uprzednio składniki z lodówki.
- Kiedy goście już pójdą, a Oliver zaśnie, mogę ci pomóc w odstresowaniu po całym dniu - wyszeptała cwanie, stając tuż za Margo. Zaczepnie przesunęła końcówką nosa po jej szyi i przeszła na bok, uśmiechając się z zadowoleniem. Przystąpiła do mieszania zmielonego mięsa razem z jajkiem i bułką tartą, aż niespodziewanie naszła ją pewna myśl.
- Nie będę udawać przed rodzicami, kim dla mnie jesteś - zdecydowała, bo chociaż mogłaby rzucić niezapowiedzianą nowiną bez konsultacji z partnerką, nie chciała tego robić, w tak stresującym dniu. - Jeśli mnie zapytają, powiem, wprost, a jeśli nie… sama jakoś narzucę ten temat. Powinni wiedzieć. Twoja rodzina wie już od dawna, a ja… trochę to zaniedbałam.
Skrzywiła się lekko, z wyraźną miną winowajcy. Próbowała jedynie być ostrożna. Nie wiedziała, jak rodzice mogą zareagować na nową partnerkę po tym, co odwaliła Jen. Skoro już doszło do rozwodu, pora, aby przestała się czaić. Rozchodziło się przecież o kogoś, z kim zamierzała dzielić dalsze życie.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Uśmiechnęła się pod nosem czując jak Beverly oddechem łaskocze ją po karku, a potem jeszcze zaznacza swą obecność czubkiem nosa. Wraz z wypowiedzianymi słowami to było coś, co zostawiało otwarte drzwi na później. Dawało pewnego rodzaju zabezpieczenie na ewentualne rozładowanie się, o ile obie nie będą zbyt zmęczone. Tak naprawdę nie ważne, jak skończy się ten wieczór. Najważniejsze, że Margo mogła liczyć na Strand i to było cenniejsze od samej realizacji; świadomość, że miało się u swego boku taką osobę.
Nie odpowiedziała a jedynie poczekała aż wyłapie spojrzenie jasnych oczu i chwilę się im przyglądała z tym samym lekkim uśmiechem. Już nic nie musiały mówić. Były umówione.
Na moment zostawiła szykowanie produktów do chilli con carne i przeszła w stronę kuchenki nastawiając garnek z wodą na pulpety. Powinna się zagotować zanim wrzucą do niej mięso. Drgnęła słysząc pierwsze słowa i rzuciła krótkie „hm?”, bo nie od razu do niej dotarło, co dokładnie Strand miała na myśli. Potrzebowała chwili, żeby samej przestawić się z trybu udawania przyjaciółki na możliwość przedstawienia się jako partnerka pani oficer.
- Hej, rozmawiałyśmy o tym. Nie mam żalu. – O to, że Strand zwlekała z wyznaniem prawdy. Miała ku temu mocne podstawy. Jednym z nich był rozwód i choć może Bertinelli nie była pocieszona, to z perspektywy czasu brała pod uwagę ewentualne reakcje rodziców Beverly. Jedną z nich było chociażby to, że ich córka szybko znalazła sobie pocieszenie i mogła ów fakt wykorzystać albo źle oceniała swoją sytuację i po prostu na razie się kogoś złapała. Takie właśnie mogły być reakcje, gdyby Strandowie dowiedzieli się wcześniej, chociaż kto wie czy i teraz nie przyjdzie im do głowy powiedzieć coś podobnego. – Jeżeli jesteś gotowa, to bardzo się cieszę. Bo już zaczynałam się zastanawiać, jak przez cały wieczór zdołam udawać twoją przyjaciółkę. – Oczywistym było, że nie zamierzała dosłownie lepić się do Strand, bo w towarzystwie nie wypadało, ale były spojrzenia i niektóre gesty czynione odruchowo.
- Myślisz, że jak na to zareagują? – Wróciła do szykowania mieszanki dodatków do dania, które niebawem zacznie szykować na ogniu. – Zdążyłam się zorientować, że twoi rodzice nie przepadają za żadnym z partnerów swoich dzieci. – Nie lubili Jen, Gwen, pierwszej dziewczyny Caspra (to sobie dodałam) i każdego chłopaka przyprowadzanego przez Norę (to też moja własna interpretacja). Wydawałoby się, że nikt nie zdoła od razu przebić się przez surową krytykę Strandów. – Mam się przygotować na ostre komentarze i dziwne teorie na nasz temat? Wiem jak to jest, bo.. wiem, o czym mówił tobie Mateo. Nie znam przebiegu waszej rozmowy, ale przyznał się, co śmiał sugerować.. – Był ostry, ale pod wpływem słów Margo miękł, więc pewnym było, że prędzej czy później się wygada. Oczywiście przyznał się tylko do tego, jakie oskarżenia rzucał do Strand, ale zostawił dla siebie jej odpowiedzi. – Jeszcze raz za niego przepraszam. – Z jednej strony nie powinien być tak bezpośredni a z drugiej doceniała go jako swego protektora, którym był od kiedy sama pamiętała. – Myślisz, że twoi rodzice też mogą.. mówić podobne rzeczy? – Bardziej negatywnie oceniać ich wybory i tę całą sytuację między nimi, bo jak to osoby patrzące na wszystko z boku, zawsze dopatrzą się teorii spiskowych.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Zerkała na Olivera w trakcie krzątania się przy kuchennych blatach, słysząc jak ten gada coś po swojemu, zaabsorbowany krojeniem gotowanych warzyw, podanych przez Margo. Precyzja, z jaką podchodził do używania sztućców, mógł wskazywać na ukryty talent do gotowania, który objawi się w szerszym wydaniu, w miarę upływu lat. Na aktualnym etapie ciężko było wyłapać talent, względem przyszłego zawodu, chociaż Bev lubiła wyobrażać sobie syna w roli weterynarza, ratownika medycznego, albo właśnie szefa kuchni. Jednocześnie, nie będzie mieć nic przeciwko, gdy Oliver uzna, że jednak wolałby zostać nauczycielem, pracownikiem myjni, albo fryzjerem. Zawsze będzie go wspierać, nie ważne, jaką drogą zdecyduje się ostatecznie podążyć.
- Ja nie byłabym w stanie - przyznała wreszcie, w kontekście udawania przyjaciółki. - Przed chwilą sobie to uzmysłowiłam.
Znacząco spojrzała na panią doktor, sugerując, że to właśnie zmniejszenie dystansu nasunęło pewne wnioski. Nie chciała hamować się przed sięganiem do jej dłoni czy obejmowaniem, tylko przez wzgląd na towarzystwo. Nie robiły niczego złego. Nie manifestowały swojej bliskości w szkodliwy, przesadzony sposób. Podkreślały ją poprzez dyskretne gesty, częste wymiany spojrzeń. Nie odbiegały w tym wszystkim od typowego zachowania innych par, przebywających w otoczeniu osób trzecich.
- Nie wiem, oni… są czasami trudni do rozpracowania - przyznała niechętnie, nie mając żadnej ustalonej strategii, względem zachowania rodziców. - Szczególnie mama. Jest drobiazgowa, wnikliwa. Nie zawsze o wszystkim mówi na głos. Czasami porozumiewa się za pomocą sugestii, spojrzeń…
Pokazowo wlepiła w Margo wyczekujący wzrok, nieco spode łba, co Gratia miała w zwyczaju czynić, kiedy któreś z dzieciaków coś przeskrobało.
- Łatwo jest cię polubić - podkreśliła wraz z łagodniejszym spojrzeniem, bo to bardzo ważna zaleta. - Jesteś taktowna, wiesz jak rozmawiać ze starszymi ludźmi… nie ma szans, że zrobisz coś źle. Każda typowa mama byłaby tobą zachwycona.
Niestety, Gratia nie była jak typowa mama. Uchodziła bardziej za typ karierowiczki, która koniec końców interesowała się własnymi dziećmi i nie przelewała na nie swoich wygórowanych ambicji. To dawało nadzieję na pozytywne odebranie Margo, jako partnerki córki.
- Jeśli zaczną świrować, przypomnę im, że to urodziny Olivera - argument wnuka powinien zadziałać, szczególnie, że od pewnego czasu oboje wydawali się wręcz zafascynowani małym członkiem rodziny. Dawno nie mieli do czynienia z niemowlakiem, co zdawało się nieco zmiękczać ich podejście do świata.
Słysząc dzwonek do drzwi, uniosła spojrzenie znad wymieszanych składników.
- Lachlan mówił, że będzie trochę wcześniej. To pewnie on. - wytarła dłonie o fartuch i zerknęła na Margo. - Otworzę, ok?
Wpuści pierwszego gościa do środka i być może wkręci go w zabawę z Oliverem, albo pomoc w rozkładaniu pozostałej części zastawy. Nie było tego dużo. Pozostawało dokończyć gotowanie, wyjąć kilka dodatkowych naczyń i przebrać się w nieco bardziej wyjściowe ubrania. Do przyjazdu państwa Strand zostało jeszcze półtorej godziny. W międzyczasie można spodziewać się kolejnych zaproszonych gości, czyli Miriam, Madison razem z kolegą oraz rodzeństwa.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Popatrzyła ma Beverly marszcząc brwi, bo nie spodziewała się gości tak wcześnie. Wprawdzie to nie ona planowała te urodziny i nie zapraszała nikogo, więc nie mogła wiedzieć kto kiedy przyjdzie, ale żeby tak wcześnie? Na dodatek był to Lachlan, który mógł mieć do Margo żal o to, że zrobiła w biurze leśników nie małą aferę. Niedługo po wypadku Beverly wpadła tam i dosadnie dała do zrozumienia, gdzie powinny leżeć wszystkie torby medyczne i dodatkowe gaśnice, które kurzyły się w składziku (zamiast w autach służbowych i to najlepiej w dwóch miejscach). Dała Lachlanowi do wiwatu i od tamtej pory go nie widziała. Oczywiście Strand o wszystkim wiedziała i pomimo prób nie była w stanie powstrzymać Włoszki, a mimo to świadomie zaprosiła swego szefa, co mogło sugerować, że może ten nie był zły na Bertinelli.
- Zostawisz mnie z tym? – zapytała pół żartem pół serio, dłońmi wskazując na surowe mięso z kurczaka i składniki na chilli con carne. – Poczekaj.. – Złapała kobietę za fartuch i pociągnęła w swoją stronę skradając długi pocałunek. Na początku, kiedy przyjdą goście, będzie dużo zamieszania i nie znajdą czasu, żeby zafundować sobie choćby szybkiego całusa. Nie był on tylko okazaniem bliskości, czułości i zaangażowania, ale także pewnego rodzaju zapewnieniem, że będzie dobrze.
Musiało być, nawet jeśli ten dzień zaczął się ciężko a Margo już zdążyła się popłakać.
Odprowadziła kobietę wzrokiem, wzięła głęboki wdech, żeby wreszcie przestać myśleć o procesie i spojrzała na Olivera wciąż bawiącego się podarowanym mu jedzeniem. Jedną małą marchewkę trzymał w ręce i próbował gryźć dziąsłami a w drugiej nożem uderzał w resztę składników. Chłopiec dostrzegając wzrok Margo przestał wszystko robić i nagle wyciągnąć ku niej ręce. Chciał wiedzieć, czyj to nowy głos dobiegał z wnętrza domu. Bertinelli przetarła mu rączki i zdjęła z krzesełka pozwalając pognać w stronę pierwszego gościa.
Pomimo niepewności co do nastawienia Lachlana przywitała się z kuchni i w pełni zajęła coraz szybszym przygotowaniem potraw. Gdyby wiedziała, że pierwszy gość pojawi się tak wcześniej, to niektóre rzeczy robiłaby szybciej (a nie mozolnie z przekonaniem, że miała dużo czasu). Naprędce zaczęła smażyć składniki do chilli con carne i jednocześnie formowała małe pulpety z surowego mięsa. Strand za późno wróciła do kuchni, bo Margo już robiła te dwie rzeczy na raz mówiąc, żeby Bev teraz nie zaburzała jej rytmu.
Nim się obejrzała przybywali kolejni goście a ona poczuła, że była daleko w tyle. Miała wrażenie, że przez dzisiejszy proces kompletnie straciła znany sobie rytm i nie odnajdywała się w kuchni tak dobrze, jak zawsze. Jeszcze miała do zrobienia podpłomyki i musiała się przebrać sama przed sobą przyznając, że się pogubiła. Że dziś szło jej kiepsko a to mogło odbić się na jej prezentacji przed państwem Strand.
Dobrze, że chociaż Beverly odpaliła grilla a Oliverem zajmowali się goście.
Przyszykowała placki na podpłomyki i zostawiła je pędząc na górę, żeby wreszcie ubrać się w coś porządniejszego od luźnego domowego stroju. Lada moment mieli pojawić się honorowi goście, a raczej ci, których najbardziej się obawiała. Nawet Lachlana (możliwie złego) nie bała się tak bardzo jak starszych Strandów. Nie chciała tego spieprzyć przez cholerny proces, który bardziej niż przypuszczała wpłynął na jej dzisiejsze (nie)ogarnięcie się.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Nie ma mowy, aby zostawiła Margo samą, w jakimkolwiek wymiarze. Miała być tuż u jej boku, pod ręką, bez znaczenia czy rozchodziło się o samo gotowanie, konfrontację ze Strandami czy o zwykłą codzienność. Już raz odpłynęła, gdy Bertinelli jej potrzebowała. Nie miała wtedy wpływu na zatrucie, spowodowane przez dym z pożaru lasu, nie mniej, zamierzała wyciągnąć konsekwencje z tamtych chwil. Miała o siebie dbać. Czuwać nad własnym zdrowiem i jednocześnie wspierać partnerkę tak dobrze, jak tylko umiała. Póki co, zgrabnie wywiązywała się ze swoich postanowień, obiecując sobie przy okazji, że dzisiejszy dzień przebiegnie bez większych zakłóceń. Cała rodzina oraz najbliżsi mieli co świętować. Choć na miejscu nie było osoby, która wydała Olivera na świat, doskonale poradzą sobie bez niej. Strand była tego w zupełności pewna, dostrzegając zaangażowanie pani doktor, za które niedługo stosownie się odpłaci. Póki co, musiał wystarczyć przedłużony buziak, który odebrała z zadowolonym uśmiechem, pędząc następnie do drzwi wejściowych.
Lachlan nie chował urazy do Margo. Wręcz przeciwnie, z pokorą przyjął jej krytykę, motywowaną tragicznym wydarzeniem, w którym ucierpiała Beverly. Dzięki temu wiedział, że jego podopieczna znajdowała się pod dobrą opieką. Sam zamierzał wprowadzić do leśniczej codzienności nieco więcej kontroli pod kątem wyposażenia samochodów oraz protokołów postępowania, w razie bezpośredniego zagrożenia zdrowia. Wysłał również do centrali pismo o wymianę krótkofalówek na takie, które będą lepiej sprawowały się w ciężkich warunkach panujących na zewnątrz. Chciał zostawić posterunek w lepszym stanie, niż go zastał, zanim sam przejdzie do innego pionu, zajmującego się bezpośrednio pożarami oraz innymi klęskami, występującymi na terenie pobliskich lasów.
Olivera powitał razem z wielkim tygrysem, na którego widok chłopcu wręcz zaświeciły się oczy. Czas uciekał nieubłagalnie, o czym Bev zdała sobie sprawę po odprawieniu z kwitkiem od części kuchennej, w całości przejętej przez Włoszkę. Pozostawało jej wraz z Lachlanem zająć się przygotowywaniem grilla do rozpalenia, przy jednoczesnym doglądaniu hasającego Olivera. Pół godziny później zaczęli schodzić się kolejni goście, wyładowani prezentami oraz butelkami z winem, których zaczynało przybywać na kuchennej wyspie. Korzystając z okazji, Strand poczęstowała część osób lekkim, musującym procecco, wyciągniętym uprzednio z lodówki. Skupiła się na smażeniu mięsa do tego stopnia, że kompletnie zapomniała o przebraniu zarówno siebie, jak i Olivera. Miriam zaoferowała się z pomocą przy końcówce zamarynowanego mięsa, zaś Lachlan przeszedł w stronę kuchenki, odważnie wstępując na porzucone terytorium Margarity.
- Przekaż, że zajmę się podpłomykami - polecił doświadczonym tonem, ucinającym dyskusję. Może i dowódca nie znał się na szczególnie skomplikowanych, egzotycznych daniach, ale ogarniał te podstawowe, szczególnie z półki łatwych do zrobienia w warunkach polowych.
- Biedna stała tu, odkąd wszedłem do środka. Leć do niej, mam wszystko pod kontrolą.
Nie potrzebowała dodatkowej zachęty. Wraz z gaworzącym Oliverem, wciśniętym zabawnie pod pachą, skierowała się na górę, zaczynając od przebrania malca w przyszykowaną koszulę, muchę oraz dopasowane dżinsy. Całości miały dopełniać uwielbiane przez Bev, małe Jordany 1. Tak przyszykowanego kawalera przekazała w ręce Madison, kierując się następnie do pokoju gościnnego, gdzie Margo zapewne była w trakcie przebierania.
Nacisnęła na klamkę i weszła do środka bez zbędnej zwłoki.
- W porządku? - dopytała na wstępie, oferując swoją ewentualną pomoc. Sama musiała jedynie wcisnąć się w wyprasowane wcześniej ubrania i nieco podkreślić twarz kosmetykami, przygotowanymi przy umywalce. Nic specjalnie krzykliwego.
- Lachlan i Miriam zaoferowali się z pomocą przy gotowaniu. Nie martw się, dobrze sobie radzą w kuchni, niczego nie przypalą.
Musiała nieco uspokoić Margaritę, na wypadek, gdyby zaczęła panikować z powodu możliwości zaserwowania Strandom nadmiernie spieczonych dań. Będzie dobrze. Tak sobie przecież obiecały.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Wpatrywała się w leżącą na łóżku letnią sukienkę w kwiaty, w którą miała się przebrać, wciąż uciekając gdzieś myślami. Nadal i niepotrzebnie analizowała swoje dzisiejsze zeznania wracając też myślami do tamtego dnia, podczas którego mogła coś zrobić inaczej. Nie powinna w ten sposób się katować, ale przez wzgląd na dawne czasy wymuszała na sobie większą perfekcję. Wymagała od siebie podczas procesu, po nim, w trakcie gotowania, szykowania urodzin Olivera i teraz.. krytycznie patrzyła na wcześniej wybraną sukienkę jednocześnie zastanawiając się, czy coś może zrobić lepiej. Czy powinna doprowadzić chilli con carne, zmienić mus owocowy do panna cotty albo bardziej schłodzić wino, które podawało się letnie, ale może a nóż widelec Strandowie woleli zimniejsze. Myślała o wszystkim i przez to się pogubiła momentami nieco się zawieszając. Gdyby nie proces to zdecydowanie miałaby mniej na głowie.
Z zaskoczeniem spojrzała na Beverly, która pojawiła się w drzwiach. Ile czasu minęło, od kiedy sama weszła na górę? Czy długo stała nad tą sukienką? Nie, przecież poprawiała włosy i..
- Si – odpowiedziała lekko otumaniona i spojrzała na otwartą walizkę leżącą na podłodze. Jeszcze nie miała czasu, żeby się do końca rozpakować, ale być może właśnie tam krył się strój, który będzie zadowalający.
- Co? – Goście w kuchni? – Nie.. – odparła bardzo cicho i ruszyła w stronę wyjścia natychmiastowo zatrzymana przez Beverly, która zapewniała, że wspomniana dwójka na pewno sobie poradzi. – Jedno musisz o mnie wiedzieć. – Nie jedno, ale to było bardzo ważne. – Nikogo nie wpuszczam do kuchni. – Chyba, że miało się złotą przepustkę, która zaczynała się od dnia, kiedy Margo sama prosiła kogoś o pomoc lub sugerowała zrobienie czegoś. W innym wypadku czuła się źle, że ktoś miałby kończyć robienie JEJ dań. – Wierzę w ich umiejętności – Nie do końca, bo ich nie znała, więc to czcze gadanie. – ale.. – Momentalnie się naburmuszyła, bo Strand stanowczo trzymała ją za przedramię i posyłała to swoje spojrzenie mające utrzymać Margo na wodzy (jak za lejce szalonego dzikiego konia). – Dobrze.. – zgodziła się rzucając niby to obrażona, ale na ten swój uroczy sposób. Nie łatwo było jej przyjąć ów fakt do wiadomości. Kuchnię traktowała jak salę operacyjną zwłaszcza w momencie, gdy zaczynała gotować. To jak zacząć operację i oddać ją do dokończenia komuś innemu. Musiałoby się wydarzyć naprawdę coś strasznego, żeby zrobiła coś takiego. Jakaś tragedia albo uświadomienie sobie, że jednak nie podoła. W innym wypadku nikogo nie wpuszczała na swoje stanowisko i to samo tyczyło się kuchni (jej małego sanktuarium).
- Coś jest nie tak z tą sukienką – dodała, żeby odwrócić swoją uwagę od kuchni. – Nie wiem co. – Jej własne widzimisię – właśnie to.
Westchnęła znów się zawieszając, o czym nie miała pojęcia, dopóki Beverly nie przywołała ją z imienia. Spojrzała na kobietę nieco otępiała próbując zrozumieć, co działo się w jej własnej głowie. Chyba jednak było tam tego więcej niż się spodziewała..
- Ciągle myślę o procesie – przyznała ze skruchą. – Wiem, że niepotrzebnie. Tylko, że wciąż wałkuje swoje słowa a te przypominają mi o tamtym dniu i.. awwrrr.. jestem na siebie zła. – Przewróciła oczami, bo chciała wreszcie pozbyć się tego wszystkiego i skupić na czymś znacznie przyjemniejszym; na urodzinach Olivera.
Rzucając krótkie „awwrrrr” uniosła obie dłonie, których palce ułożyła na kształt szponów a po wszystkim usiadła na skraju łóżka i znów westchnęła.
- Naprawdę się cieszę z dzisiejszej kolacji, nawet jeśli lekko panikuje, bo to poważniejsze niż wcześniej myślałam. – Niby tylko urodziny Olivera i spędzenie (na reszcie) czasu ze Strandami, a jednak to były AŻ urodziny Olivera. – Nie chodzi tylko o twoich rodziców. – O których akceptację było naprawdę ciężko. – Rzecz w tym, że.. widziałaś nas z boku? – To jak się zachowywały, jak działały na wspólnej przestrzeni i jak w tym wszystkim odnajdywał się Oliver. – Nie chce nas przechwalić, ale jesteśmy jak mała szczęśliwa rodzinka. – Uśmiechnęła się wciąż jednak mając w oczach lekką panikę. – I.. – Poczuła, że pocą jej się dłonie, dlatego wytarła je o spodnie. – ..zaczynam kochać Olivera. – A to przerażało ją najbardziej, bo już znała ten scenariusz. Nie była z tych zimnych osób, które umiały zamknąć serce. Przebywanie z kimś, kto był częścią rodziny ukochanej osoby sprawiało, że rodziły się uczucia zwłaszcza wobec małej istotki, która w swym myśleniu była do cna czysta. Bertinelli choćby chciała to nie umiała zamknąć oczu i udawać, że Oliver nie istniał albo że jego urocze zachowanie nie zmiękczało jej serca.
Naprawdę dużo działo się w tej Włoskiej głowie..
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Widząc zryw w stronę zamkniętych drzwi, pokręciła głową tarasując przejście. Margo miała zostać na górze i odpocząć od całego natłoku wrażeń, obecnego od wczesnych godzin porannych. Bev miała wrażenie, że Bertinelli wciąż towarzyszył stres; wpierw przed zeznaniami w sądzie, a teraz ze względu na nadejście Strandów, przybywających z Brisbane. Nie chciała, aby Włoszka metaforycznie zatonęła w garach, katując się jednocześnie w myślach wspomnieniami z rozprawy.
Załapała przesłanie o niewpuszczaniu do kuchni, co zabrzmiało bardzo rozbrajająco. Bev starała się jednak nie żartować z tej arcy poważnej zasady, uznając, że w każdy kolejny dzień kuchnia będzie w całości do jej dyspozycji.
- Mamy wyjątkowe okoliczności - podkreśliła, wraz z nieugiętym spojrzeniem, śmiało wychodzącym naprzeciw urażonym, brązowym tęczówkom. - Chcą tylko pomóc, pozwól im.
To jasne, że przegoniłaby Lachlana od palników, gdyby przeczuwała rychłą porażkę kulinarną. Leśnik lubił dobrze zejść, był wielkim fanem idealnie przygotowanych, domowych obiadów, przy czym sam z chęcią gotował, kiedy miał na to czas. Dwa razy miała okazję kosztować dań, wychodzących spod ręki kolegi, w tym strogonowa oraz placków węgierskich. Jak można się było domyślić, Lachlan był fanem kuchni myśliwskiej oraz typowo mięsnej. Ostatnio chwalił się zakupem małej wędzarni, więc na dniach można było spodziewać się podrzucanych do biura wędlin oraz innych kiełbas.
Kuchnia była w dobrych rękach… przynajmniej teoretycznie. Zdarzeń losowych nie przewidzi się nigdy.
- Panikujesz - stwierdziła, widząc zawahanie, względem nałożenia na siebie przyszykowanej sukienki. - Przecież ją lubisz. Ja też ją lubię.
Z wyczekiwaniem wlepiła w partnerkę wzrok, wreszcie słysząc, co stało za lekkim rozgardiaszem, dziejącym się w jej głowie. Podeszła bliżej i również usiadła na skraju łóżka, przyglądając się Margo z widoczną w oczach, troską.
- Będzie dobrze - zapewniła, wraz z uspokajającym przesunięciem po udzie, odzianym (jeszcze) w spodnie. - Wiem, że to trudny dzień, ale jakoś przez niego przebrniemy. Miałyśmy gorsze w swojej wspólnej karierze.
Chociażby te, związane z pożarem lasu, Syrią, albo Fanny. Przez każdy z gorszych dni udało im się wyjść cało, co Strand uważała za dobry znak. Nie ważne, jak bardzo skomplikowane nie były okoliczności, mogły na sobie polegać. Rodzice Beverly nie mogli być straszniejsi od całej reszty… chyba.
Rzeczywiście kolacja była poważna, biorąc pod uwagę całość: wymieszanie najbliższych współpracowników z rodziną, pod szyldem urodzin najmłodszego z towarzystwa. Należało podejść do tego małego wyzwania z determinacją oraz wyważonym entuzjazmem.
Zrobiło jej się ciepło przy słowach, wypowiedzianych w kontekście Olivera. Dostrzeżenie postępującej między panią doktor, a chłopcem zażyłości, nie było trudne. Mały uwielbiał towarzystwo Margo, a czasami nawet bywał o nią zazdrosny, co zawsze w uroczy sposób bawiło Beverly. Z utęsknieniem wypatrywał jej powrotów z pracy, a nawet ze zwykłych zakupów, często domagając się przytulenia, po pociągnięciu za materiał nogawek. Zdarzyło się nawet, że Margo wzięto za drugą z mam, w trakcie odbierania Olivera ze żłobka. Strand musiała ten fakt nieco skorygować, przez wzgląd na nieświadome pomylenie Bertinelli z Jen. Biorąc jednak pod uwagę całościowy obraz, mały Strand traktował Margo, jak rodzica, co w samej Bev budziło masę miłych emocji.
- On też cię kocha - podkreśliła cichym tonem, wpatrując się z bliska w nieco spanikowaną partnerkę. - Pamiętasz, jaki niedawno był malutki?
Nieporadny, zawinięty w kocyk i wiecznie śpiący. Margo miała szczęście, bo poznała Olivera akurat wtedy, gdy ten miał zaledwie trzy tygodnie. Od razu go sobie przygarnęła i odrobinę oberwała niestrawionym mlekiem, ale takie sytuacje jedynie wzmacniały więź z dzieckiem.
- Mateo mówił mi, abym zbyt szybko nie zaczynała z tobą tego tematu. Wiesz, martwi się o ciebie - dodała, przypominając sobie rozmowę przy barze na plaży. - Wolałam poczekać na sygnał z twojej strony. Wiedziałam, że on w końcu padnie, bo… wystarczyło na was spojrzeć.
Uśmiechnęła się raz jeszcze, mrugając lekko zaszklonymi oczami. Początkowo bała się tego czy Oliver na pewno zostanie przez Margo zaakceptowany, ale im więcej czasu spędzali we trójkę, tym szybciej obawy gdzieś ulatywały.
- Nie chciałam na tobie wywierać żadnej presji. Wolałam, aby to stało się samoistnie, chociaż... też się tego bałam, bo Olivera urodziła Jen i... to trochę komplikowało sprawę.
Mimo wszystko, chłopiec był również genetycznym dzieckiem Bev, więc zyskał część jej genów, utrwalających oczywiste podobieństwo. To fakt, że jego rodzicielka siedziała w areszcie i niedługo miała zostać skazana, jednak to ani trochę nie ujmowało mu uroku oraz zwyczajnej, dziecięcej pocieszności. Obie z Margo potrzebowały czasu, aby poruszyć trudny temat, cały czas przemykający gdzieś w tle.

chirurg urazowy — Cairns Hospital
37 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Pani doktor z Włoch, która przeniosła się do Australii i choć nadal jest na wizie pracowniczej, to powoli zapuszcza korzenie u boku Beverly.
Wyjątkowe okoliczności nie były w stanie w stu procentach przekonać Margo, że oddanie kuchni w czyjeś ręce to dobry pomysł. Miała swoje dziwactwo wynikające bardziej z pracy niż paru lat perfekcyjnego wymagającego życia. To nie tak, że nikomu nie pozwalała gotować. Chodziło bardziej o kwestię tego, że skoro sama coś zaczęła, to sama też musiała skończyć. Mieć tę kontrolę i brać całą odpowiedzialność za serwowane danie. Teraz tę kontrolę straciła. Nawet jeśli rozchodziło się tylko o podpłomyki, to czuła jak jej mózg dosłownie swędzi (bo ktoś inny kończył robić za nią danie i na dodatek nie mogła na to patrzeć, żeby mieć choćby minimalną kontrolę). To nie było coś, co jej przejdzie tak po prostu albo z czym naprawdę się teraz pogodziła. Odpuściła – fakt – ale dyskomfort pozostał i chcąc nie chcąc w jakimś stopniu będzie dzisiaj o tym myśleć.
- Okazuje się, że nie wszystko co lubią młodzi Strandowie podoba się także tym starszym – zauważyła bardzo słusznie na temat sukienki i ogólnego życia rodzeństwa, które z rodzicami miało ciężko. – Scusa – przeprosiła, bo przemawiała przez nią panika. To przecież nie tak, że z rodzina Beverly była dziwna i wyjątkowo nietolerancyjna wobec partnerów swych dzieci. Tak naprawdę każdej osobie z zewnątrz ciężko było wbić się do czyjejś rodziny. Problemem u Strandów była ich upartość i skoro raz wmówili sobie, że nie podoba im się dana osoba, tak szli w zaparte, jakby nie wierzyli że ich pierwsza ocena mogła być błędna (może i mieli rację co do Jen, ale czy to samo można powiedzieć o Gwen?).
Wbiła spojrzenie w Beverly wiedząc, że miała rację a jednak jej własna głowa postawiła na sabotaż uznając rodziców Strand za coś gorszego od wszystkiego co przeżyły. Może z nutką przesady, ale nic nie mogła na to poradzić. Słysząc, jak krytyczni byli i jakie mieli kontakty z dziećmi ciężko wyobrażać ich sobie za wymarzonych teściów. Po prostu dużo się o nich nasłuchała a być może wcale nie byli tacy źli, jakimi rysowali ich własne dzieci.
Przytaknęła na wspomnienie małego Olivera.
- A teraz biega po całym domu. – Jeszcze unika schodów pod nadzorem mamy i Margo, bo to jednak sztuka wymagająca koncentracji i równowagi, której u małego dziecka brakowało. Rozbrykany chłopiec nie będzie patrzeć na to, czy mu się nóżka podwinie albo że jak zrobi jeszcze jeden krok to upadnie. Cóż, lada moment będzie trzeba zainwestować w bramki przy schodach.
Mimowolnie pomyślała o Amelii, którą straciła. Nie na zawsze, ale brak możliwości kontaktowania się z córką to praktycznie strata, którą ciężko znosiła i tego samego obawiała się w kontekście z Oliverem. Oddawała serce nie jednej a dwóm osobom, które mogłaby utracić, gdyby coś między nią a Beverly nie wyszło. Wtedy.. nie miała pojęcia jak miałaby to przeżyć po raz drugi.
- Nie widzę w nim jej. – Chociaż na początku też obawiała się swego możliwego dystansu wobec dziecka, ale całe szczęście ten się nie pojawił. – Widzę w nim rozbrykanego chłopca, ciekawego świata, który zje wszystko co mu podsuniesz pod nos, pomoże przy sprzątaniu – Nieporadnie pomacha ścierką, ale liczyły się intencje. – jest niezwykle empatyczny i chyba ciągnie go do zwierząt, bo w przeciwieństwie do mnie nie boi się pająków. – Co udowodnił parę dni temu z radością klaszcząc w dłonie na widok ośmionożnego potwora, którego oczywiście Beverly musiała się pozbyć. – Jest osobą i nie odpowiada za czyny swych rodziców. – Musiała powiedzieć o tym w liczbie mnogiej, bo nie odnosiła się tylko do Olivera, ale do wszystkich dzieci, które nie wybierały rodzin. Nie były odpowiedzialne za grzechy rodzicieli ani za ich małomiasteczkowe zachowanie. – I jakby nie było.. w połowie jest też twoim synem. – A to przeważało nad wszystkim innym. Miłość do Beverly (a co za tym szło również miłość do Olivera) przeważała nad niechęcią wobec Jen.
Położyła dłoń na ten, którą Strand trzymała na jej udzie i znów wymieniła się z nią spojrzeniem.
- Myślisz, że kiedyś będziemy mogli być rodziną? – To tylko pytanie. Hipotetyczne założenie, które nie wymagało deklaracji, oświadczyn ani innych zapewnień. Chciała tylko znać punkt widzenia Strand. Wiedzieć, czy pani oficer myśląc o ewentualnej przyszłości z Margo bierze pod uwagę to, że mogliby być rodziną.
mistyczny poszukiwacz
Lorde
Senior Wildlife Officer — The Queensland Parks and Wildlife Service
36 yo — 173 cm
Awatar użytkownika
about
Lokalna funkcjonariuszka straży leśnej, przebywająca w Lorne Bay od trzech lat, tracąca głowę dla włoskiej pani doktor z którą wychowuje syna
Sama Beverly również była pełna obaw, w związku z przybyciem rodziców. Gdyby okazało się, że wypadło im coś ważnego, albo doszło do znacznego opóźnienia lotu, w pierwszej reakcji poczułaby ulgę. Nie potrwałaby ona zbyt długo, biorąc pod uwagę fakt, że kiedyś będzie musiała przedstawić Margo, jako swoją partnerkę. Nie wyobrażała sobie sytuacji, w której państwo Strand wciąż nazywają Margo przyjaciółką. Był XXI wiek. Szufladkowanie partnerek związanych z kobietami, pod terminem bliskich koleżanek to relikt przeszłości. Jakby tego było mało, Beverly irytowały kobiety, które określały swoje psiapsie mianem girlfriends. Czy swojego platonicznego przyjaciela określały analogicznie jako boyfriend? No więc właśnie…
- To oni mają dziwne uprzedzenia - stwierdziła, choć rozumiałaby pewną rezerwę, związaną z kolejną po Jen, partnerką córki. Poniekąd przypominałoby to zachowanie Mateo, o ile sceptycyzm Strandów wiązałby się z troską. Niektóre zachowania wciąż stanowiły tajemnicę, których jak dotąd, Bev nie udało się rozszyfrować.
Oliver, chociaż uchodził za ciekawskie dziecko, potrafił również usiedzieć na miejscu, zajmując się jedzeniem, albo zabawą klockami. Umiał spędzać czas sam ze sobą, bez przyczepiania się do dorosłych, non stop, jak mała przylepa. W żłobku również uchodził za grzecznego, co wielokrotnie podkreślały opiekunki, sprawujące nad nim opiekę.
Miała szczęście. Posiadała w swoim życiu grzecznego syna oraz wspaniałą partnerkę, która specjalnie dla niej przyleciała do Australii. Nie potrzebowała wiele do pełni szczęścia.
Uśmiechnęła się, słuchając, jak wiele szczegółów dotyczących chłopca, dostrzegała Margo.
- Nie lubi tylko tych sztucznych, z futerkiem na grzbiecie - dodała w temacie pająków, bo o ile te prawdziwe nie przerażały Olivera, te ciemne, gumowe sprawiały mu pewien dyskomfort.
- Oczu się nie wyrzeknie - zażartowała, podkreślając tym samym odrobinę genów Strandów. Nie była do końca pewna czy Oliver miał oczy niebieskie, czy bardziej szare, jak Joe (który odziedziczył ten kolor po ojcu), nie mniej, całościowo zdecydowanie pozyskał część nordyckiej urody.
- Tak - odczekała chwilę z odpowiedzią na oczywiste pytanie, nie odwracając przy tym spojrzenia od twarzy partnerki. - Nawet powinnyśmy.
Nie tak dawno obawiała się o los Olivera, w przypadku losowego wydarzenia, w którym mogłaby ucierpieć. Gdyby nie udało jej się wyjść cało z pożaru, syn trafiłby najpewniej pod opiekę Eirika oraz Gratii, niekoniecznie przygotowanych na taką ewentualność. Na tamtym etapie nie chciała również straszyć Margo podjęciem opieki nad Oliverem gdyby coś się stało. Teoretycznie Jen wciąż posiadała do niego prawa, a wkręcanie Bertinelli w wychowywanie nie swojego dziecka byłoby zbyt bezczelne, w mniemaniu samej Bev. Potrzebowały czasu, aby wypracować odpowiednie podejście w tym temacie, ściśle związanym z rozwojem ich związku.
- Chciałabym tego - dodała, przykrywając dłoń Włoszki tą drugą, którą miała wolną. Rozmawiały już o tym, że niektóre etapy postępowały szybciej, niż w standardowym wydaniu, nie mniej, nie powinny się tego obawiać. Gdyby nie rozłąka po czasie spędzonym w Syrii, zapewne byłyby już na zaawansowanym etapie wspólnego tworzenia rodziny. Po prostu tak miało być.
Złożyła na policzku kobiety krótki, spokojny pocałunek, przesuwając po chwili usta nieco bliżej ucha.
- Bardzo chętnie odstresowałabym cię już teraz, ale mamy zadanie bojowe do zrealizowania - wyszeptała sugestywnie, ukrywając cisnący się na usta, tajemniczy uśmiech. Musiała zabrać dłonie i zdjąć z siebie część ciuchów, pozwalając jednocześnie Margo na to samo, aby ta mogła się odpowiednio zaprezentować przed przyszłymi teściami. Kto wie, może uda jej się odmienić dotychczasowe podejście Strandów, względem wybranek i wybranków swoich pociech.

ODPOWIEDZ