striptizerka, tarocistka — Shadow
24 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Przeprowadziła się do Lorne, by odszukać i poznać swojego starszego brata, o którego istnieniu do niedawna nie miała pojęcia. Rozbiera się w Shadow, wróży z kart i ma za sobą kilka nieudanych odwyków, ale próbuje udawać, że wcale nie ma problemu z alkoholem.
- No co ty, żadnego umierania! - zapewniła natychmiast i sama bardzo mocno chciała w to wierzyć. A przysługę za pomoc zaproponowała, ponieważ życie nauczyło ją, że za darmo to można dostać co najwyżej wpierdol i raczej nikt nie robi już niczego bezinteresownie, bez upatrywania się jakichś korzyści dla siebie. Jej przekonania były jak widać trochę błędne, ale poniekąd ciężko jej się dziwić. Już od najmłodszych lat obracała się w dosyć nieciekawym towarzystwie, w którym egoizm i wyrachowanie były na porządku dziennym a pojęcie bezinteresownej pomocy zwyczajnie nie istniało.
- Ale coś takiego zdarzyło mi się pierwszy raz - powiedziała, jakby to było jakiekolwiek usprawiedliwienie. Well, nie było. Nieznajoma miała rację - jak ktoś miał łódkę i nią pływał to raczej powinien trochę bardziej ogarniać co i jak, nawet, jeśli stał się właścicielem rzeczonej łódki zupełnie przypadkowo. Blair powinna pewnie wziąć to sobie do serca i uzupełnić swoje braki w wiedzy, ale prawdopodobnie skończy się jak zwykle jedynie na dobrych chęciach.
Dobrze, że chociaż jedna osoba była tu ogarnięta i podchodziła do sprawy bardziej racjonalnie, bo bez jej pomocy Emerson pewnie szarpałaby się z łódką do samej nocy, wyzywając i przeklinając na czym świat stoi, absolutnie nie przyjmując do wiadomości, że zabiera się za to wszystko od złej strony. Dopiero kiedy łódka drgnęła i kawałek się przesunęła, przemknęło jej przez myśl, że być może od samego początku robiła robiła wszystko źle.
- UDAŁO SIĘ! - krzyknęła tak głośno, że pewnie w całym Sapphire River było ją słychać. Cóż, zdążyła już prawie stracić nadzieję, a tu taka niespodzianka. - Jesteś wielka, dziękuję! - W pierwszym odruchu chciała dziewczynę nawet uściskać, ale się powstrzymała, bo po pierwsze, nie każdy lubił, jak naruszało się jego przestrzeń osobistą i po drugie, mogłoby się czasem skończyć wspólnym upadkiem do wody. - Damy radę wypchnąć ją bardziej na środek rzeki? - Rzeki? Czy właśnie nazwała to bagno rzeką? Obok rzeki to to nawet nie leżało, ale Blair było wszystko jedno, byle tylko udało jej się stąd wypłynąć, dlatego zaraz ponownie naparła z całej siły na łódkę, licząc, że jej wybawicielka pójdzie w jej ślady - ale skoro już udało im się ruszyć ją z miejsca to pewnie nie było już teraz większego problemu, żeby popchnąć ją kawałek dalej. - Wsiadasz ze mną? Może cię gdzieś podrzucić? - zapytała, bo skoro dziewczyna mieszkała w okolicy to może mogły przepłynąć się w stronę domu razem. O ile oczywiście nie będzie się obawiała pływać z Blair, a byłyby to obawy w pełni uzasadnione, ale szczegóły!

Raine Barlowe
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
Raine należała do tych osób, które lubiły wiedzieć wszystko. Bardzo źle się czuła zadając komuś pytania, na które odpowiedź mogła znaleźć w książkach, czy internecie, a świadomość, że coś jest dla niej niejasne, zwyczajnie ją dobijała. Może i była to głupota, żeby przejmować się podobnymi rzeczami, dodatkowo utrudniająca życie, ale nie była w stanie nic na to poradzić, przez co czasem ciężko jej było spontanicznie próbować nowych rzeczy, bo wolała wszystko doczytać i być pewnym, że wie. Tak, była też człowiekiem, który czytał instrukcje (!), a do tego dużo kombinowała, co z kolei stawało się przydatne w sytuacjach, w których trzeba było znaleźć rozwiązanie - jak choćby w przypadku wypchnięcia łódki. Co prawda o łódkach wiedziała bardzo mało, żeby nie powiedzieć, że nic, tym bardziej, że od głębokiej wody trzymała się raczej z daleka, szczególnie, że nie umiała pływać. Tym razem jednak się udało i tryumfalnie odetchnęła, patrząc na zrywające się do lotu ptaki, które musiał wystraszyć okrzyk dziewczyny.
- Rzeki? - nieświadome powtórzyła za jej myślami, ale raczej to bajoro nie przypominało rzeki. Skądś jednak musiała przypłynąć swoją łódką, ale tak bardzo Barlowe jeszcze nie zdążyła poznać okolic Sapphire River, więc nie wiedziała właściwie jak do niej trafić, jeszcze do tego wodną drogą! Nie miała jednak chwili na zastanowienie, bo Blair znów ustawiła się do pchania swojego środka transportu, więc szybko do niej dołączyła, zaraz czując, że woda nie jest już tak płytka, a właściwie już zahacza o końcówki nogawek w jej szortach. - Czekaj, moje buty! - te w końcu zostały na brzegu, tak czy siak musiała więc po nie wrócić. - Ale umiesz nią pływać? - zapytała podejrzliwie, bo to miało wpłynąć na jej decyzję, zaczęła jednak brodzić w kierunku brzegu, żeby zgarnąć swoją własność i w pewnym sensie już zdecydowała, że taka podwózka byłaby całkiem wygodna, szczególnie, że nie chciała iść przez miasteczko z brudnymi nogami, a w którymś momencie rzeka przebiegała blisko jej chatki.

Blair Emerson
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
striptizerka, tarocistka — Shadow
24 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Przeprowadziła się do Lorne, by odszukać i poznać swojego starszego brata, o którego istnieniu do niedawna nie miała pojęcia. Rozbiera się w Shadow, wróży z kart i ma za sobą kilka nieudanych odwyków, ale próbuje udawać, że wcale nie ma problemu z alkoholem.
Blair była z kolei kompletnym przeciwieństwem Raine. Wszystko co robiła było na przypale albo wcale; czasem wychodziła na tym dobrze, częściej wręcz przeciwnie, ale była zbyt niereformowalna, by wyciągnąć z tego jakiekolwiek wnioski i na przyszłość podchodzić do rzeczy nieco bardziej z głową. Wątpliwe, że cokolwiek się w tej kwestii zmieni, a już na pewno nie, jeśli nie trafi wreszcie na porządny odwyk i nie weźmie się za siebie na poważnie - choć pewnie nie nastąpi to w najbliższym czasie, bo w tej chwili powaga to chyba ostatnie słowo, którym można było by opisać jej życie.
Zaczekała, aż dziewczyna wróci się na brzeg po buty, bo przecież buty ważna sprawa, sama natomiast w międzyczasie wpakowała się do łódki i dyskretnie sięgnęła po leżącą na dnie torebkę - a dokładniej po schowany w torebce termos, w którym, zamiast kawy czy herbaty, miała wiśniówkę. Don't judge! Piersiówka czy butelka były zbyt oczywiste, a ona udawała przecież, że wcale nie ma problemu z piciem, żeby nie zniszczyć sobie reputacji w Lorne już na samym starcie. W każdym razie upiła kilka szybkich łyków a kiedy Raine wróciła ze swoimi butami, termos bezpiecznie spoczywał z powrotem na dnie torby.
- Pewnie, pływam na niej od dawna! - No, jeśli plus minus rok można było uznać za dawno. Powiedzmy, że tak. - Po prostu jeszcze nie zdążyłam poznać dobrze okolicy. - Chyba właśnie nieświadomie powiedziała coś, co bardziej zniechęcało niż zachęcało do pływania z nią w jednej łódce, bo nieznajomość terenu mogła wbrew pozorom być bardzo dużą przeszkodą, o czym zresztą Blair przed chwilą sama się przekonała. Na szczęście jej towarzyszka wydawała się dużo bardziej ogarnięta, no i w dodatku była miejscowa, więc chyba istniała jakaś szansa, że dopłyną do cywilizacji bez pakowania się w kolejne kłopoty. - Tak na przyszłość, które części Sapphire River najlepiej omijać? - zapytała, chwytając za wiosła, by zawrócić łódź w stronę z której przypłynęła, omijając rzecz jasna płytki fragment w którym przed chwilą ugrzęzła. Nie była pewna, czy do czegoś tą wiedzę wykorzysta, bo kiedy miała wypite, i tak robiła głupoty, ignorując wszelkie potencjalne zagrożenia ale mimo wszystko istniał jakiś niewielki cień nadziei.

Raine Barlowe
studentka mechatroniki — przyszły technik turbin
22 yo — 172 cm
Awatar użytkownika
about
Powracająca po kilku miesiącach do Lorne Bay studentka mechatroniki, która próbuje zacząć życie na nowo.
Niechętnie wracała do łódki, uważnie stawiając kroki w płytkiej wodzie, żeby nie zaczepić o żaden korzeń, czy nie zaplątać się w wodorosty i nie skończyć w podobnym stanie jak nieznajoma, bo nie wyglądała najlepiej - cała przemoczona. - Uhm, okej, no dobra - nie do końca była przekonana, kiedy wdrapywała się do łódki, przede wszystkim dlatego, że w ogóle na wodzie nie czuła się zbyt bezpiecznie. Brak umiejętności pływania w nadmorskiej miejscowości wydawał się dziwacznie głupi, ale zawsze jakoś udawało się jej wykręcać, albo zakładać kamizelkę, w której czuła się dużo bezpieczniej. Tu miała nadzieję, że nurt rzeki nie porwie ich nagle w jakieś niebezpieczne miejsce, bo jeszcze dużo miała w życiu do przeżycia. - Nie wiem czy jest coś, na co trzeba szczególnie uważać. Wszędzie możesz spotkać krokodyla - wzruszyła ramionami, początkowo wcale nie kojarząc nic konkretnego. - Chociaż jest taki domek, w którym mieszka jakiś stary pijak, na niego radzę uważać. I na wombaty - dodała zaraz, przypominając sobie, jak z koleżanką próbowały uciec przed wściekłym zwierzęciem, jednocześnie będąc wyganiane przez właściciela chatki. - No i może pole minowe, niby już dawno nic się tam nie wydarzyło, ale lepiej dmuchać na zimne - tam z kolei życie przeleciało Raine przed oczami, kiedy coś chrupnęło jej pod stopą i była przekonana, że stanęła właśnie na minie, a jak tylko z niej zejdzie, rozpadnie się na małe kawałeczki. - Jest też taki klub nocny, Shadow, podobno kręcą się tam podejrzane typy, w ogóle jakaś dziwna miejscówa, ale tam akurat nigdy nie byłam - zmarszczyła brwi, przyglądając się wiosłującej dziewczynie, jakby próbowała ocenić, czy ta rzeczywiście ma doświadczenie i umiejętności. Oczywiście nie wiedziała czym ta się zajmuje i że o Shadow może wiedzieć dużo więcej niż sama Barlowe. - A tak poza tym, jestem Raine - przedstawiła się po chwili, nie będąc pewną, czy już to zrobiły, ale nawet jeśli, zupełnie nie pamiętała imienia rudowłosej.

Blair Emerson
raine barlowe
nata#9784
me, myself & I
striptizerka, tarocistka — Shadow
24 yo — 164 cm
Awatar użytkownika
about
Przeprowadziła się do Lorne, by odszukać i poznać swojego starszego brata, o którego istnieniu do niedawna nie miała pojęcia. Rozbiera się w Shadow, wróży z kart i ma za sobą kilka nieudanych odwyków, ale próbuje udawać, że wcale nie ma problemu z alkoholem.
Blair zdawała się ani trochę nie dostrzegać widocznej niechęci nieznajomej do przeprawy przez bagno - albo przynajmniej udawała, że tego nie dostrzega, trzymając się myśli, że podwózka do domu połączona ze zwiedzaniem mokradeł łodzią to idealny sposób na odwdzięczenie się za pomoc.
- Na szczęście jeszcze na żadnego tu nie trafiłam, oby tak pozostało. - Miała świadomość, że byłoby po niej gdyby natknęła się na krokodyla wracając do domu pijana w trzy dupy, dalej jednak uparcie twierdziła, że szkoda jej pieniędzy na ubera i może sobie wracać na piechotę. - Damn, sporo tego - stwierdziła, szarpiąc mocniej za wiosła, próbując wyminąć jakąś kempę zielska wyrastającą z dna. Jeszcze tego by brakowało, żeby o coś zahaczyła i znowu utknęła! W każdym razie, słuchając o tych wszystkich miejscach, które lepiej było omijać, uświadomiła sobie, dlaczego wynajmowana przez nią chatka była aż tak tania.
- Ja byłam - powiedziała, kiedy wjechał temat Shadow, oczywiście zręcznie pomijając fakt, że bywała tam prawie codziennie, bo rozbierała się na scenie żeby mieć za co żyć i pić. Nie, żeby się tego wstydziła (pomijając picie, za to akurat zwykle było jej cholernie wstyd!), ale chyba po prostu nie chciała z miejsca wyrabiać sobie takiej reputacji. Wolała jeszcze przez chwilę poudawać kogoś, kim wcale nie była - czasami tak było po prostu łatwiej. - Nie wydawało się aż tak źle, jak mówią, ale może po prostu miałam szczęście i nie trafiłam na nikogo podejrzanego. - W tym właściwie było całkiem sporo prawdy, choć prawdopodobnie wynikało to po prostu z faktu, że w Shadow spoufalała się głównie z barmanami i ładnymi klientkami a na resztę miała trochę wywalone. No i poza tym warto też pamiętać, że przez patologiczne środowisko w którym się wychowała miała trochę inne spojrzenie na rzeczywistość i niektóre rzeczy, obiektywnie niezbyt moralne, wcale jej się takie nie wydawały. - Możemy kiedyś przejść się tam razem, jeśli będziesz chciała - zaproponowała, dość luźno i niezobowiązująco, bo właściwie tak czy inaczej chodziła tam pić również poza godzinami pracy a lepiej było pić z kimś niż samemu, prawda? W końcu wtedy łatwiej było udawać, że to jeszcze nie nałóg. - Blair - przedstawiła się również, dopiero teraz uzmysławiając sobie, że do tej pory faktycznie nawet nie miały okazji się sobie przedstawić, bo były zbyt zaabsorbowane tą cholerną łodzią.

Raine Barlowe
Pilot Black Hawk'a — Australian Army
27 yo — 185 cm
Awatar użytkownika
about
Żołnierz z dziada pradziada, pilot Black Hawk'a. Ojciec 3-letniego Alexandra którego wychowuje samotnie po tym, jak jego żona dała nogę... I udaje, że doskonale daje sobie z tym wszystkim radę.
✈ Jeden
We're survivors, we keep surviving
One more just to get it started
We are fighters, we keep fighting...


Właściwie nie był do końca pewien, po co tutaj był.
Stary John w końcu doskonale wiedział, że nie w głowie były mu małe kotki oraz budyń waniliowy. Ostatnie tygodnie w końcu doświadczyły jego syna w ten, najpodlejszy sposób powiązany ze zdradą najbliższej osoby… A może jednak nie była mu najbliższą? Kobieta którą znał i z którą przysięgał sobie miłość aż po grób, gdy pod jej sercem rosło kolejne życie, nigdy nie zachowałaby się w podobny sposób, nigdy nie porzuciłaby ich rodziny, która przecież tak wiele dla niej znaczyła. Theodore dałby sobie za nią rękę uciąć… I zapewne teraz chodziłby bez ręki. Choć może nie byłoby to aż takąs tratą? Ta jego pokryta była bliznami oraz pamiątkami po intensywnej służbie oraz intensywniejszych przygodach, jakich doświadczył w swojej drodze i był niemal pewien, że gdyby stracił ją na froncie zapewne dostałby w zamian całkiem ładną protezę…
Ale o czym on to…?
Ach tak, Theodore Teddy Murfitt nie miał najmniejszego pojęcia, czemu się tu znalazł. A raczej znał cel tej wizyty, nie widział w niej jednak choćby odrobiny, najmniejszego sensu. Nie był w końcu przewodnikiem, miał swoje sprawy do załatwienia i choć przed znajomymi nadal był tym wesołym Teddym, opowiadającym zabawne anegdotki z wojska niczym kreskówkowy Andy Anderson, posiadając ich nie zliczoną ilość, tak z pewnością nie nadawał się do oprowadzania małolat wątpliwej stabilności. Bo jak inaczej nazwać dziewczynę, która bez większego powodu postanowiła kiedyś w barze przytulić pięść do jego twarzy? On innego określenia nie znał i choć podczas rodzinnej kolacji na której zaskoczyła go obecność właśnie tej dziewczyny chętnie zgodził się pokazać jej miasto… Zrobił to jednak tylko i wyłącznie ze względu na swojego staruszka, samemu jakoś nie mając większych chęci na spędzanie z nią czasu. Może kiedyś, gdy był wolnym mężczyzną, teraz jednak na jego ramionach spoczywało brzemię w postaci małego Alexandra. I choć jego rodzice bardzo chętnie wzięli małego do siebie na ten czas, Teddy nadal nie był zadowolony z obrotu sytuacji.
To zapewne dlatego postanowił rozpocząć wycieczkę od Sapphire River z nadzieją, że kiepska dzielnica oraz towarzystwo krokodyli i typów spod ciemnej gwiazdy skutecznie odstraszy dziewczynę od tego miasteczka. A wtedy ojciec przestanie podsuwać kolejne powody dla którego Theodore miałby się z nią zaprzyjaźnić - nie był już w końcu dziesięcioletnim chłopcem, by to ojciec wybierał mu znajomych. Tychże z resztą miał pod dostatkiem i zapewne znalazłby milion różnych powodów, aby tylko odwołać spotkanie.
Na które przyszedł z dziesięciominutowym spóźnieniem, jakże abstrakcyjnym biorąc pod uwagę wojskowe wychowanie jakiego doznał. Spóźnienie to było jednak tym, z rodzaju specjalnych, bo przez ostatnie dziesięć minut siedział w samochodzie przeglądając portal społecznościowy.
- Cześć. - Krótkie powitanie wypowiedziane tym żołnierskim tonem głosu, zupełnie jakby chciał podkreślić, że jest tu z powodu misji zleconej przez ojca, nie zaś z własnych chęci. W tym czasie w końcu mógł robić tyle, interesujących rzeczy… Miast tego wskazał dłonią dziewczynie kierunek, w którym będą podążać. - Jesteśmy w Sapphire River, dzielnicy znajdującej się u dorzeczu rzeki. To z pewnością… Perełka Lorne Bay, powinna ci się spodobać. - Z tymi słowami na ustach prowadził ją wąziutką ścieżką prowadzącą głębiej w gęstą roślinność. Ciężkie buty uderzały mocno o ziemię, która powolutku robiła się wyczuwalnie miększa, z każdym kolejnym krokiem. Nie uprzedził jej, że wizytę rozpoczną na mokradłach… Lecz przecież kto chciał poznać Australię powinien zapoznać się również z jej dzikimi ostępami, czyż nie?
W najgorszym wypadku jakaś wielka bestia wymierzy sprawiedliwość.

Desideria Wakefield
powitalny kokos
nick
wolontariusz z przymusu — W szpitalu
21 yo — 163 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
6.

Państwo Murfitt jawili się w oczach Desiderii jako jedyni przychylni jej ludzie w tym miasteczku. W dodatku w oczach blondynki stanowili pewnego rodzaju łącznik, między nią, a zmarłym ojcem, więc naturalnie chciała zrobić na nich dobre wrażenie. Z naciskiem na nich. Kiedy więc jasnym stało się, że ich syn to ten koleś z baru, którego uderzyła, całe spotkanie przybrało tempa, za którym nigdy nie chciała nadążać. W każdej sekundzie odczuwała stres związany z ryzykiem wyjawienia prawdy przez poszkodowanego. Ku zdziwieniu Siri nic podobnego nie nastąpiło, a ona sama nie wiedziała co ma o tym uważać.
Nieszczególnie widziało jej się to całe oprowadzanie i osobiście wątpiła też w to, aby sam Theodore był fanem tego pomysłu, dlatego liczyła, że wycieczka skończy się dość szybko. Dobrze też, że bliżej jej było do chłopczycy, niż damy, bo przynajmniej jako tako na mokradłach sobie poradzi. O ile na spotkanie z państwem Murfitt jeszcze jakoś się postarała - na ile jej szafa pozwalała, o tyle dzisiaj już była w swoim klasycznym wydaniu, mając na sobie za dużą koszulę po ojcu. Kiedy zginął, pani Wakefield chciała pozbyć się jego garderoby, a dla Desiderii było to nie do pomyślenia. Po kłótniach o to, że niepotrzebnie ubrania będą zabierały miejsce, blondynka oznajmiła, że będzie w nich chodzić i tym sposobem udało jej się zachować koszule, t-shirty i swetry, chociaż jej matce niekoniecznie podobał się ten styl.
- Hej - zerknęła na niego, zadzierając głowę do góry, kiedy już raczył się pojawić. Sama spóźniła się z pięć minut, ale ona tego nie planowała. Nie mniej jednak jak przystało na hipokrytkę, uważała, że to naprawdę nieładnie z jego strony i tym samym jej niechęć względem Theodore'a tylko się spotęgowała. - Myślałam, że wojskowi są punktualni - wypomniała uśmiechając się przy tym w ten sposób, który nie miał nic wspólnego z wesołością, po czym wepchnęła dłonie do kieszeni, na ich krawędziach zaczepiając kciuki i ruszyła we wskazanym kierunku. Głównie robiła to w odruchu, bo nieszczególnie chciała poznawać te okolice, które wbrew jego słowom nie brzmiały jak żadna perełka.
- Posłuchaj... mam google maps, jako Australijczyk pewnie kojarzysz, w końcu tutaj to wynaleźli - mruknęła, zrównując się z nim krokiem, ale miała krótsze nogi, a on nie szedł jakoś szczególnie wolno po tym niekoniecznie sprzyjającym podłożu. - Twoi rodzice chcieli być mili i to doceniam, ale nie jestem głupia... żadne z nas nie ma ochoty na spędzanie czasu z tym drugim, więc będę tak miła i pozwolę ci mnie tu zostawić, a jak ktoś zapyta, to potwierdzę, że byłeś fenomenalnym przewodnikiem - kolejny fałszywy uśmieszek i oczekiwanie na to, czy się zgodzi. Faktycznie chciała ugrać tutaj głównie coś dla siebie, ale przecież i on mógł na tym skorzystać, prawda?

theodore murfitt
ambitny krab
Lilka
aktorka — eclipse pictures
30 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Moon has punished itself for every wish it wasn't able to fulfill; lovers have burdened it with their secrets for far too long. It's filled with goodbyes and remorse; it's covered in self inflicted wounds of restless despair.
  • 9.
Mokradła to nie bagna.
Mokradła to przestrzeń wypełniona światłem, gdzie trawa wyrasta z wody, a woda płynie ku niebu. Jej strumienie suną powoli, niosąc słoneczną kulę do morza, a długonogie patki - jakby stworzone nie do lotu unoszą się z niespodziewaną gracją pośród wrzasku tysiąca gęsi śnieżnych.
Florina Bridwhistle kochała mokradła, spędziła tu większość wolnych chwil w dzieciństwie - przybiegała każdego ranka, bez wyjątków - odkrywając nowe okazy ptaków, gadów lub innych przepięknych stworzeń które gościły na tej ziemi. Niegdyś pokazywała swój azyl rówieśnikom - przyprowadzała ich, opowiadała o tym czego się nauczyła, lub co dane było jej dostrzec; nie wszystkich to interesowało - Jennifer, kilka minut młodsza bliźniaczka Flo, wolała skupiać swą uwagę na sztuce niżeli codziennie brudzić swe czyściutkie buciki błotem (niby identyczne, a tak różne) - mama sióstr Dorothy akceptowała pasję córki z nadzieją, że być może Flo zostanie kiedyś biolożką i jako jedyna w ich rodzinie wyjedzie poza granice Lorne Bay - co to było za zaskoczenie, gdy dziewczyna zdecydowała się jednak na aktorstwo - a z miasteczka wydostała się o wiele wcześniej, niż się tego spodziewano.
Tylko jedna osoba powieliła entuzjazm blondynki, Theodor Willoughby, czyli Teddy; dwa lata młodszy chłopiec, którego zapoznała z tym światem praktycznie piętnaście lat temu - podobnie jak ona wyzwolił się, pokochał i rozumiał co tak naprawdę daję nam ta przestrzeń. Przez cały rok, aż do wyjazdu dziewczyny spotykali się i oddawali cząstkę siebie, w zamian za tą oazę spokoju, nikt inny tu nie przychodził, nikogo innego nie obchodziły te bagna.
Minęły ponad trzy miesiące, odkąd Florina ponownie zagościła w Lorne Bay, nie planowała zostać tu tak długo, niestety wypadek oraz bezustanne kłótnie z matką (oraz byłym(?) szwagrem) nie wspomagały aktorce w kolejnej ucieczce wyjeździe. Była zła, nawet bardzo - albowiem przyjazd do miasteczka wiązał się z jednym celem, kupno domu Dorze, nie robiła się coraz młodsza, a farma bezustannie wyciągała z niej energię - jednakże, pani Dottie Bridwhistle posiadała w sobie taką uporczywość (gorzej niż osioł), że jakakolwiek próba przekonania jej wiązałaby się z porażką, rzecz jasna gdyby jeszcze Florina jej o tym powiedziała - a tak się jeszcze nie stało, być może była tchórzliwa, albo nie miała w sobie na tyle siły, by wchodzić w kolejną argumentację z kobietą. Ciężko stwierdzić. To powodowało, iż potrzebowała ucieczki, wyrwania się z posiadłości, niestety była jeszcze zbyt słaba na wyjazd, a Lorne Bay posiadało jeden plus - było na tyle małe, że znali się tu wszyscy, czyli zawsze znajdzie się osoba, która może poświęcić swój czas. Aczkolwiek jedyne czego się nie spodziewała, że będzie nią akurat Teddy.
Pewnym krokiem szła za mężczyzną, przeciskając się przez krzaki. - Jak tu zarosło... - stwierdziła, lecz nic w tym dziwnego - jeżeli nikt tego miejsca nie odwiedzał. Uniosła głowę, wzrokiem przesuwając po plecach towarzysza. - Mogę Ci zadać dość osobiste pytanie? - mruknęła, na chwilę zatrzymując się, by mężczyzna mógł się do niej odwrócić. - Dlaczego tu jesteś? - okej, nie poczekała na odpowiedź, lecz niegdyś się przyjaźnili - a nawet mieszkali razem przez dwa lata w Nowym Jorku. Theodor podobnie jak Flo miał marzenie wyrwania się i podbijania świata. - Wiesz co mam na myśli... - dodała, powoli dostrzegając iż sytuacja robi się mało komfortowa. - Nie chodzi mi o mokradła, a o Lorne Bay. Dlaczego wróciłeś? - sprecyzowała, a powaga wypisała się na buzi aktorki.

teddy willoughby
ambitny krab
-
były surfer, który uczy — surf shack
28 yo — 196 cm
Awatar użytkownika
about
Eks surfer, który własnoręcznie (przy pomocy narkotyków) zniszczył swoją karierę i wrócił po latach do rodzinnego miasteczka, gdzie szuka szczęścia i sensu w życiu.
Los bywał naprawdę przewrotny i w ostatnim czasie Teddy przekonał się o tym więcej niż raz. Czy zdobywając kolejne punkty w konkursach i zawodach surfingowych i pnąc się w górę w rankingach w Sydney, czy Stanach Zjednoczonych, podejrzewał kiedykolwiek, że jego historia zatoczy koło i znajdzie się ponownie w rodzinnym miasteczku? Z pewnością nie, gdyby tylko zależało to w całości od niego. Nie planował wracać do domu, ponieważ nic go z nim nie trzymało. Kiedy wyrwał się w świat i rozwinął skrzydła, przekonując się, że jest naprawdę obłędnie dobry w surfowaniu, Lorne Bay stało się tylko punkcikiem na mapie. Obcym i odległym.
Tymczasem z powodu serii niefortunnych zdarzeń (z których większość sam na siebie ściągnął), wrócił do punktu wyjścia. A przynajmniej tak się czuł, nie mając najmniejszego pojęcia, co powinien teraz ze sobą zrobić.
Z pomocą przyszła mu Florrie, co było jednocześnie nieoczekiwane, jak i bardzo spodziewane. W końcu niegdyś spędzali razem naprawdę dużo czasu i znali się jak łyse konie. Zwłaszcza kiedy kompletnym przypadkiem w tym samym czasie znaleźli się w Stanach Zjednoczonych i zaczęli dzielić mieszkanie. Dla Teddiego była to naprawdę cenna znajomość i żałował, że jego ambicja oraz chęć bycia kimś, spowodowała, że gdzieś się rozminęli.
Los sprawił jednak, że ponownie znaleźli się w tym samym czasie, w tym samym miejscu na ziemi i mogli na nowo zbudować fundamenty przyjaźni. Teraz kiedy Willoughby miał za sobą naprawdę ciężkie przeżycia, potrzebował towarzystwa blondynki jak nigdy wcześniej. Nawet jeśli mieliby tylko milczeć.
Przedzierając się przez mokradła, pomyślał, że są idealną alegorią jego życia. One również nie przypominały tego, jak wyglądały kiedyś, choć dało się rozpoznać, że to wciąż to samo miejsce, w którym niegdyś spędzali z Birdwhistle wiele godzin, obserwując przyrodę oraz rozmawiając o wszystkim i o niczym. Zamyślony, nie odpowiedział nic na uwagę swojej towarzyszki. Ocknął się dopiero po chwili, kiedy zapytała, czy może mieć do niego pytanie, co skwitował krótkim, gardłowym mhm. Przez chwilę zbierał myśli, zanim w końcu się odezwał.
Nie wiem — odparł dość zmęczonym tonem — To znaczy, wiem, kazali mi po odwyku wrócić w znajome i bezpieczne otoczenie, ale nie wiem, jak mogłem aż tak wszystko spierdolić, żeby do tego doprowadzić — westchnął na koniec i odwrócił się frontem do blondynki. Jego twarz wyrażała kompletną rezygnację — A ty? Myślałem, że twój kierunek to raczej Los Angeles, niż Lorne Bay ? — uniósł brew. Po chwili uniósł kącik ust, nie mogąc się powstrzymać.

Florina Birdwhistle
powitalny kokos
A.
gigi i aria
aktorka — eclipse pictures
30 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
Moon has punished itself for every wish it wasn't able to fulfill; lovers have burdened it with their secrets for far too long. It's filled with goodbyes and remorse; it's covered in self inflicted wounds of restless despair.
Jak widać oboje powrócili do Lorne Bay pod tak zwanym przymusem, lecz dla Florrie przyjazd był jedynie realizacją dość intensywnego planu. Nie zamierzała tu zostawać, nie dłużej - niż wskazany cel na to przysługiwał. To nie tak, że nie lubiła miasteczka - w końcu w nim się wychowała, poznała wszelakie znajomości (niektóre trwają po dzień dzisiejszy); lecz była „wolnym duchem” pragnącym od życia więcej, kochała podróżować - zamieszkiwać wielkie tętniące życiem miasta. Lorne Bay tylko by ją ograniczało - wymuszało, aby założyła rodzinę - wbijało się w nią tak mocno, żeby tu jedynie wegetowała. Każdy jest inny, ma inne marzenia - niestety tego rozumowana nie potrafili pojąć najbliżsi - w tym mama Dora, oraz siostra bliźniaczka Floriny - Jenny. Lecz pośród tych wszystkich negatywnych nastawień, obelg i nieporozumień, pośród tego nieznośnego chaosu odnalazła jedną osobę, która podzielała pasję blondynki i był nią Teddy. Jej Teddy; ten dwa lata młodszy urwis, z którym biegała pomiędzy budynkami miasteczka, biła się i przezywała, by później z płaczem wzajemnie się przepraszać. Ten sam, z którym zamieszkała w Wielkim Jabłku - gdzie oboje startowali od zera i codziennie późnym wieczorem wracali ze swoich fatalnych stanowisk pracowniczych, by następnie upijać się wspólnie na dachu budynku który zamieszkiwali. To była prawdziwa przyjaźń - szkoda tylko, że nie przetrwała tych chwil gdy oboje stanęli na czele swych marzeń. Niestety tak się dzieje i niekiedy nie jest wina żadnej ze stron.
Czas tak szybko leci, jednak przebywając tych kilka chwil z chłopakiem wcale nie odczuwała, aby tak wiele się zmieniło (lub zmienili) - tak to już jest, gdy zna się osobę praktycznie całe życie. Uniosła głowę - oliwkowym spojrzeniem mierząc swojego towarzysza, a na twarzy aktorki jednocześnie pojawił się cień uśmiechu. - Żałuję, że mnie wtedy przy Tobie nie było. - wtrąciła, czując odrobine zawodu, może nawet czuła się winna, iż nie wyciągnęła do mężczyzny przysłowiowej ręki - gdy usłyszała o uzależnieniu. Znajdowali się w podobnym środowisku - ludzi „celebrytów” - wystarczyło, aby do niego napisała - zadzwoniła, cokolwiek - być może wtedy, by jej posłuchał. Szczególnie, że przez lata traktowała go jak młodszego, ukochanego brata. Niestety nie mogła cofnąć czasu - powinno wystarczyć to, że udało im się spotkać, tutaj w tym przeklętym miasteczku. - Byłeś uzależniony, nie możesz karać się przez w ciągu całego życia. - odpowiedziała starając się, aby na jej ustach wciąż gościł uśmiech. - Stało się, nic z tym już nie zrobisz. - dodała, by zaraz zmarszczyć brwi. - Pytanie brzmi: Czy masz szansę wrócić? Może nie do szczytu, ale chociaż do mistrzostw. - rzuciła, w końcu częściowo znała się na sporcie i jeżeli ktoś raz został wyrzucony za używki, czy może później kontynuować swoją karierę? - Tak i nadal się tego trzymam, lecz po śmierci Jenny... - wciąż ciężko było blondynce mówić o utracie siostry, czuła się jakby ktoś przebijał się przez jej ciało. - Postanowiłam sprzedać farmę... niestety nie wiedziałam, że Bennett... - mąż Jen. - Stał się współwłaścicielem. - wypowiedziała te słowa z nutką irytacji w tonie głosu. - I powiedział mi wprost, że nigdzie się nie wybiera. A ja przed przyjazdem kupiłam już dom mamie. I teraz mam półtora domu. - widać było, że zdenerwowanie w niej rosło. - A o tym nowym nie powiedziałam jeszcze mamie, bo jest tak uparta, że się nie przeprowadzi, jeżeli Ben zostanie na farmie. - westchnęła ciężko, palcami przeczesując kosmyk włosów.

teddy willoughby
ambitny krab
-
rzuciła studia, bo startuję do zespołu baletowego — dorabia w rodzinnym moonlight bar
22 yo — 168 cm
Awatar użytkownika
about
i'm terrified of passive acquiescence, i live in intensity
  • 5.
Idąc wzdłuż nowo-co wydeptanej ścieżki - czuła jak wiatr ze swoją idealną delikatnością przemierza drogę - po jasnych, odrobinę falowanych włosach; jak utulą ją zbyt mocnym chłodem, jednocześnie dodając do tego więcej swojego uroku. Nadchodziła wiosna, plotła swoje drogi widoczną już przepiękną zielenią, odgłosy zwierząt, zapachy kwiatów - posadzonych tuż przy domach, obok białych płotków rozczulały wszelakich przechodniów. Mimo, iż Australia słynęła z upałów, dopiero podczas tej pory roku można było naprawdę je poczuć.
Humor w Candeli diametralnie uległ zmianie; czuła się szczęśliwsza, spokojniejsza; „jesienna chandra” powoli opuszczała jej drobne ciało, w końcu mogła złapać prawdziwy wdech świeżego powietrza. Miała nadzieję, że tak pozostanie, że w końcu zacznie się dobry etap jej życia. Dziś po raz pierwszy od wielu miesięcy w jasnej główce Fitzgerald nie roił się plan ucieczki - nie chciała wyjeżdżać, znikać - „zapaść się pod ziemię” - pragnęła zostać w Lorne Bay i spędzić czas z przyjaciółmi.
Ku zaskoczeniu blondynki nie każdy miał możliwość, wyrwania się ze swojej rzeczywistości oraz prywatnych zajęć by schować się przed światem na samym końcu miasteczka w zarośniętych mokradłach. Nie była zła, może odrobinę przygaszona samotnością jaka czyhała na nią za rogiem - jednakże wiedziała, że musi to zwalczyć - bycie ze sobą samą nie było jeszcze tak wielkim przekleństwem. Umiała sobie z tym poradzić, jak na tak młody wiek potrafiła poradzić sobie z wieloma sprawami, którym nawet nie przyszłoby to do głowy. Była silna, uparta - samowystarczalna; żałowała jedynie, że nie pomyślała, aby zabrać ze sobą Rudy'iego - czworonogiego przyjaciela, bo choć nie mógł wejść z nią w wielogodzinną konwersację, przynajmniej miałaby towarzysza, który udaję, że słucha.
Po niecałym kwadransie oczom dziewczyny ukazał się duży, kształtem przypominający ławkę kamień - nie była zmęczona, ale też nie chciała oddalać się zbyt daleko od drogi - mieszkając w Lorne Bay od zawsze była doskonale świadoma, że w takich zaroślach mogą ukrywać się niekoniecznie przyjazne zwierzęta.
Położyła się, pod głowę układając szmacianą torbę i przez pierwsze dziesięć minut, z lekko przymrużonymi oczyma wpatrywała się w coraz to ostrzejsze słońce. Wdech-wydech; teraz to naprawdę wiało nudą. Candie nie była zwyczajna do radzenia sobie w samotności, zawsze otoczona grupką znajomych, czuła się niczym jak „ryba w wodzie” - myślała, że będzie prościej, iż bez problemu uda się studentce przezwyciężyć ten problem. - To takie głupie... - wyszeptała wracając do pozycji siedzącej i z kremowej torby wyciągając paczkę papierosów (którą podwędziła Hugo przedwczoraj z plecaka); nie była fanką nałogów, lecz nikotyna potrafiła być w hipnotyzujący sposób kojąca.
Zaciągnęła się z pomiędzy pełnych warg powolnie wypuszczając szaro-żółty dym. Czy rzeczywiście było lepiej? Nie. Typowe oddziaływanie placebo - ale czego się nie robi, by uzależnić społeczeństwo...
ambitny krab
nick autora
brak multikont
właściciel sklepu jubilerskiego — Ruby Drops
37 yo — 178 cm
Awatar użytkownika
about
Niedojrzały emocjonalnie narwaniec, który chce cię ustatkować, ale jeszcze niedawno dealował, ćpał, był panem do towarzystwa, paserem i złodziejem. Born and raised in Lorne Bay. Trzeci syn wielodzietnej patologicznej rodziny, zapewne znanej w mieście z tej patologii.
stylówka

Od momentu, gdy się poznali, minęło już kilka tygodni, Saul chyba w miarę się ogarnął po rozstaniu - a przynajmniej tak to wyglądało na zewnątrz. Wrócił do siebie na tyle, że był w stanie jakoś w miarę normalnie funkcjonować, zaczął się uśmiechać i prowadzić życiową aktywność inną, niż jedynie chodzenie do pracy i zaspokajanie podstawowych potrzeb córki. Zdecydowanie pomógł mu w tym Leonardo, który na całe szczęście nie ograniczył się jedynie do wysłuchania Saula w konfesjonale i tyle - zajął się nim, doprowadził do stanu używalności i postawił na nogi. Monroe był mu za to niesamowicie wdzięczny i nie był pewien, jak właściwie miałby mu się za to odwdzięczyć, ale też odnosił wrażenie, że mężczyzna nie chce od niego żadnego rewanżu. Chyba dobrze się czuł w jego towarzystwie - a przynajmniej tak to wyglądało (mimo wszystko w Saulu wciąż tkwiły wątpliwości i strach, że to, co ludzie mówią, nie jest prawdą, że tylko nie chcą mu zrobić przykrości, a w rzeczywistości nie mają ochoty na towarzystwo jego czy jego córki). Starał się mówić sobie że to, co podpowiada mu zwichrowana psychika, to nieprawda, że nie wszyscy są tacy, jak Klaus, ale na razie jeszcze nie całkiem to do niego docierało, bo informacje od Wernera były dla niego takim szokiem, że Saul stracił zaufanie do całego świata.
Dziś krzyczał w nocy, w pewnym momencie chyba też obudził Leo, u którego dzisiaj spał - jakoś tak się złożyło, że zabalował u niego dłużej razem z córką i już nie chciało mu się wracać do domu, więc został, wtulony w księdza, z którym nie rozmawiali jeszcze na takie tematy, jak to, kim właściwie dla siebie są. Co prawda - pocałowali się, ale to właściwie tyle, a Saul nie był pewien, co z tym dalej zrobić. Ale w ramionach Leonarda czuł się bezpiecznie i dobrze mu się spało razem z nim.
Tylko czasami zdarzały się takie noce, kiedy nie pomagały nawet bezpieczne ramiona Williamsa - takie, jak ta, kiedy całą noc targały nim koszmary związane z przeszłością. Dzieciństwo mieszało mu się tam z niedaleką przeszłością, z Klausem, który w tym śnie przybrał postać potwora. W rezultacie Saul rano był trochę kołowaty, ale gdy o szóstej obudziła go Isla stwierdził, że już nie ma sensu się kłaść. Przewinął małą, nakarmił, ululał z powrotem do snu i wyszedł do ogródka cieszyć się wstającym dniem. Dziś miał wolne w pracy i umówił się z Leo na wycieczkę po mokradłach - chciał pokazać księdzu okolice, w których się wychował, ich piękno i dzikość. Isli też niedługo zamierzał wszystko pokazać, ale tym razem uznał, że jest jeszcze za mała i na bagna lepiej jej nie brać - było tam mnóstwo moskitów i innych niebezpiecznych stworzeń, wiele rzeczy mogło się wydarzyć, więc lepiej było nie kombinować i zostawić małą pod opieką kogoś innego.
Po kilku godzinach Isla była już w rękach opiekunki, a Saul i Leo - na saulowej łodzi płaskodennej, wyposażonej w niewielki silnik. Z głównego nurtu rzeki skręcili między drzewa, na rozlewiska, gdzie im dalej wgłąb, tym robiło się ciemniej. Nie było aż tak, że nic nie było widać, ale promienie słońca docierały tu, przebijając się przez parasol z liści wielkich drzew, których korzenie wystawały ponad poziom wody. Saul siedział na rufie, trzymając rumpel silnika pod pachą i zawieszając na nim nonszalancko dłoń.
- Bardzo lubię tu pływać, ale ostatnio tyle się u mnie działo, że nie miałem kiedy. Podoba ci się?
Miał nadzieję, że tak - chciał pokazać Leo najpiękniejsze miejsca w swojej okolicy.
Pomiędzy nimi na dnie leżał sporej wielkości plecak, w którym trzymali wodę i prowiant na podróż - mieli zamiar spędzić tu ledwie kilka godzin, ale przezorny zawsze ubezpieczony. Zresztą upały wciąż były tak potworne, że duże ilości wody na pewno się nie zmarnują.

Leonardo Williams
ODPOWIEDZ