lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
WYLOSOWANO KARTĘ zadania
serce Niech każde z was wykona rzut kością 1d10. Osoba z wyższym wynikiem wygrywa - nie musi wykonać żadnego zadania. Osoba z niższym wynikiem musi w jednym poście zrobić i powiedzieć coś miłego.
(W przypadku remisu należy wykonać kolejny rzut kością).

Ilość wylosowanych kart: 13
Zebrane żółwie: 2
Karta ochrony: aktywna x3
Łączny licznik postów: 18
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
Zdawała sobie sprawę z faktu, że zagrożeń było tutaj nadal sporo, nawet jeśli byli bliżej dostania się na brzeg niż dalej. Dlatego nie planowała swoją lekkomyślnością dokładać im komplikacji i problemów, których można było uniknąć przy odrobinie rozsądku. Sama wolałaby mieć tę ostatnią prostą za sobą jak najszybciej, aby obydwoje mogli odetchnąć, ale niestety — żadne z nich nie miało zdolności teleportacji. Szkoda, ale nie ma co płakać nad czymś, na co żadne z nich nie miało wpływu i lepiej było skupić się na tym, co mogli zrobić. W jej przypadku było to na przykład powstrzymanie się przed oburzeniem, że przecież nic takiego jej nie jest i mogła coś zabrać, zamiast kroczyć po rozpadającym się pomoście niczym księżniczka. Próbowała się postawić trochę w jego sytuacji, zdając sobie sprawę z faktu, że dla niego było to jeszcze trudniejsze i bardziej stresogenne niż dla niej. Nawet nie z powodu jej osoby, ale przede wszystkim dlatego, że to przecież był jego dom.
Zmarszczyła lekko brwi, oceniając sytuację i to, gdzie najlepiej będzie stanąć, aby zejść z łodzi na pomost jak najbezpieczniej. Chwilę później wcielała swój ułożony w głowie plan w życie. I chociaż nie wyszedł on w 100% tak, jak chciała, to jednak obyło się bez katastrofy. Różnica wzrostu między nimi miała swoje minusy, ale na szczęście Salma była też sporo lżejsza, więc chyba ryzyko dzięki temu się wyrównywało.
Wszystko w porządku — zapewniła go od razu, gdy tylko miała pewność, że jej niepewny grunt pod nogami się nie postanowi zawalić, przenosząc na niego spojrzenie i uśmiechając się delikatnie, aby zapewnić go, że wcale nie kłamała. — Możemy iść — dodała, zerkając na czekającą ich trasę. — Tylko uważaj też na siebie, okej? — zmarszczyła lekko brwi. — Ja sobie poradze, obiecuję — nie chciała, żeby przejmował się nią za bardzo, bo to zawsze było dodatkowe rozproszenie, przez które łatwo zapomnieć o tym, że warto uważać na każdy krok.Na szczęście odległość od brzegu nie była aż taka duża, dlatego mogli powoli posuwać się do przodu, oceniając uważnie ryzyko każdego kroku, co nie było prostym zadaniem, bo zawsze pozostawała odrobina niepewności w tym wszystkim. Byłoby kłamstwem stwierdzenie, że się nie stresowała i nie czuła się spięta, szczególnie że w kilku momentach sytuacja robiła się dość niebezpieczna. W każdej tej chwili mogła liczyć na ewentualną asekurację ze strony Aldreda, chociaż i tak starała się radzić sobie sam. Odetchnęła z ulgą, gdy ostatecznie jej obie nogi stanęły na pewniejszym gruncie, zaraz za Redem — szczególnie że miała wrażenie, że ta krótka droga trwała co najmniej pół wieczności.
Jestem prawie pewna, że ilość adrenaliny z dzisiaj wystarczy mi co najmniej do końca tygodnia — zażartowała sobie lekko, żeby całe to napięcie trochę z nich zeszło, co na pewno było potrzebne im obojgu w tym momencie. — Dziękuję za pomoc i wsparcie — podeszła do niego bliżej, aby móc stanąć przed nim, a nie za nim. Wykorzystała zdrową dłoń, aby odgarnąć mu nieco włosy z twarzy i go pocałować, bo to całkiem miły sposób na rozluźnienie, prawda? Prawda. — Jak się czujesz? — zapytała z troską. Ją bolała trochę ręka, ale jednak on miał prawo czuć się zdecydowanie gorzej, skoro opuścili przed chwilą jego rozpadający się dom.

aldred reddington
lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
WYLOSOWANO KARTĘ zadania
serce Niech każde z was wykona rzut kością 1d10. Osoba z wyższym wynikiem wygrywa - nie musi wykonać żadnego zadania. Osoba z niższym wynikiem musi w jednym poście zrobić i powiedzieć coś miłego.
(W przypadku remisu należy wykonać kolejny rzut kością).

Ilość wylosowanych kart: 14
Zebrane żółwie: 2
Karta ochrony: aktywna x3
Łączny licznik postów: 19
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
losing our cool so slowly, it would feel so good to steal some time.
it would feel so good to make you mine.
Polemizowałby ze stwierdzeniem, że nic jej nie było i podobnie czyniłaby to pewnie jej ręka jakby nią mocniej ruszyła albo w coś przypadkiem uderzyła. Skupianie się na jej problemie, który dało się rozwiązać i wiedział nawet jak to krok po kroku uczynić było znacznie łatwiejsze niż pochylenie się nad kwestią jego sytuacji mieszkaniowej. Sprawa się nieco wyjaśniła dzięki tej wyprawie, ale wciąż pozostawała skomplikowana i zbyt wiele jej aspektów znajdowało się poza jego kontrolą by mógł poczynić jakiekolwiek bardziej sprecyzowane plany. Zabrali to, co było mu najbardziej potrzebne i pozostawało czekać (a także przypominać się) aż miasto usunie drzewo. Dopiero wówczas będzie mógł zadzwonić do znajomego ze stoczni, który przyjdzie i sprawdzi co jest do naprawy, a także ile to będzie kosztować.
Pokiwał głową, kiedy potwierdziła, że wszystko jest okej. Odwrócił się i zaczął wytyczać możliwe ścieżki przejścia z powrotem na stały ląd. Spojrzał do tyłu na Salmę, gdy się odezwała i uśmiechnął lekko.
Postaram się — obiecał, a następnie ruszył przed siebie. Nie obyło się bez problemów, ale ostatecznie udało im się dotrzeć na brzeg. Serce biło mu zdecydowanie szybciej niż normalnie i zaliczył po drodze kilka zastrzyków adrenaliny do krwioobiegu, ale jak tylko kobieta zeszła z pomostu, poczuł się pewniej. W normalnych okolicznościach nie czuł żadnego niepokoju podczas przebywania na wodzie, ale w tych warunkach, z dybiącą na ich życia wierzbą, się tak nie dało. I słusznie, bo zmuszało to do rozwagi i podejmowania przemyślanych decyzji.
A może i dłużej — zgodził się z nią. Odstawił torby na ziemię i zwrócił się przodem do niej, żeby móc w końcu przyjrzeć się bliżej jej dłoni. Starał się przy tym nie patrzeć za nią, na Pearl. Teraz, gdy wiedział w jakim stanie znajduje się jego łódź i że powrót tam z pewnością przesunie się w czasie, a może nawet stanie całkowicie pod znakiem zapytania, nieco się podłamał. Mógł jednak spojrzeć na Salmę i na chwilę o tym zapomnieć, bo dość skutecznie skupiła na sobie całą jego uwagę. Położył jedną dłoń na jej biodrze i na chwilę mógł zapomnieć o wszystkim, co niemiłe. — Polecam się na przyszłość — zapewnił ją z lekkim uśmiechem na ustach. Wygiął je nieco w dół po tym jak zadała mu pytanie. — Bralem pod uwagę, że będzie gorzej, ale nie aż tak — przyznam szczerze i powiódł wzrokiem ku swojej łodzi. Tak, to był jego dom, od wielu lat. A teraz był blisko nie do końca dobrowolnej utraty go. Już czuł, że nie będzie miał wystarczająco dużo środków by władować je od razu w naprawę zniszczeń, a to nie było coś, co mogło stać i czekać aż zbierze wystarczająco dużo pieniędzy. Im dalej zagłębiał się w te rozmyślania, tym gorzej się czuł, więc potrząsnął głową.
Pokaż mi rękę — poprosił i wyciągnął dłoń by mogła położyć na niej swoją. Starał się być tak delikatny jak to było możliwe przy oględzinach. Zaawansowany kurs pierwszej pomocy był częścią szkolenia strażackiego, a potem miał mnóstwo okazji by korzystać ze zdobytej wiedzy i nabywać nową, więc z całkiem sporą pewnością mógł postawić diagnozę. I nie były to dobre wieści. — Raczej jest złamana — zawyrokował ze zmartwioną miną. Była to przynajmniej po części jego wina i wcale nie czuł się z tym dobrze. Bardziej jednak i tak współczuł jej, bo prowadziła aktywny tryb życia, a złamanie oznaczało, że przez co najmniej kilka miesięcy, będzie musiała się ograniczać, wprowadzając pewne zmiany do swojej codzienności. — Powinniśmy ją unieruchomić i jechać prosto do szpitala — powiedział, spoglądając na reakcję Salmy na jego słowa.

salma l. hemmings
właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
Miała takie podejrzenia i ugryzła się w język głównie dla niego. Nie chciała dokładać mu w tym momencie nerwów. Bo nawet jeśli naprawdę nie uważała, że należy jakoś specjalnie się nad nią rozczulać i przede wszystkim była w 100% przekonana, że nie powinien się czuć w żaden sposób winny, że coś się jej stało tutaj, to jednak potrafiła sobie wyobrazić, że w odwrotnej sytuacji nie byłoby jej już tak łatwo na to spojrzeć. Nadal miewała wyrzuty sumienia, że przy pierwszym spotkaniu po jej powrocie złamała mu nos, gdy o tym myślała. Nawet jeśli jej rozsądna część potrafiła zaakceptować, że było to spowodowane przez zbieg bardzo niefortunnych wydarzeń. Dlatego starała się mocno być dla niego wsparciem, a nie działać mu na nerwy tym, że jest upartym osłem. Jeśli to nie jest miłość, to ja nie wiem, co nią jest.
Możliwe. No cóż, w takim razie odwołam wspinaczkę na klif pod koniec miesiąca… — westchnęła, jakby co najmniej rzeczywiście miała takie coś w planach. Tak naprawdę to nie miała i nawet nie planowała tego zmienić. Aż takie szaleństwa jej mimo wszystko nie kręciły, wspinała się tylko po ściankach, a nie po prawdziwych skałach bez zabezpieczeń. Ale była świadoma, że niestety i to będzie musiała sobie odpuścić przez jakiś czas. — Będę korzystać — trudno stwierdzić, czy go w tym momencie chciała o tym zapewnić, czy raczej ostrzec. Chociaż oczywiście miała szczerą nadzieję, że okoliczności będą mniej dramatyczne niż te.
Przykro mi — sama powędrowała wzrokiem ku łodzi, przykrytej w znacznym stopniu dużym, starym drzewem. Niewiele dawało to, że jej przykro, ale chyba na chwilę obecną i tak nie można było powiedzieć nic więcej. Nie chciała go zapewniać, że na pewno się to ogarnie, bo było to raczej marne zapewnienie w tych okolicznościach, szczególnie że nie miała w tym zakresie kompetencji. — Chciałabym móc zrobić coś więcej, żeby Ci pomóc, ale mogę tylko obiecać, że możesz na mnie liczyć i nic w tej kwestii się nie zmieniło — nie było to nie wiadomo jak dużo, ale zdążył ją też na tyle poznać, aby wiedzieć, że była całkiem zaradna i zaangażowana. I żadna głupia wierzba tego nie zmieni.
Westchnęła ciężko i dość niechętnie spełniła jego prośbę, chociaż sama doskonale wiedziała, że nie wygląda to najlepiej. Może i rzuciła medycynę bardzo szybko, ale biorąc pod uwagę swój tryb życia, wyjazdy na misję i aktualną prac, była nie najgorzej przeszkolona z pierwszej pomocy i jeszcze lepiej zaznajomiona z kontuzjami i złamaniami. Ale dopóki nikt nie mówił tego na głos, to jakoś łatwiej było to ignorować. W ignorowaniu tego, że było to bolesne, była akurat całkiem niezła — miała wysoki próg bólu i niejednokrotnie robiła sobie krzywdę (przypadkiem, celowo nie łamała sobie kończyn, naprawdę). — Mhmm, trochę się spodziewałam, że plasterek z dinozaurem nie załatwi sprawy — przyznała, przyglądając się swojej ręce, która nie prezentowała się pięknie. Zmieniła lekko kolor i była opuchnięta, a ból przy próbie poruszania był nie tylko bardzo niekomfortowy, ale też cholernie męczący. Skrzywiła się lekko, na samo słowo szpital, do którego absolutnie nie chciała jechać. — Szpital jest daleko i na pewno mają trudniejsze przypadki na głowie — dodała, jakby to kompletnie przesądziło o tym, że tam nie pojadą. — Poradzą sobie z tym w przychodni — dodała, chociaż i to nie do końca jej się podobało, co dość jasno wyrażała jej niezadowoloną miną. Niestety, wiedziała dobrze, że jeśli chciała wrócić do pracy możliwie, jak najszybciej, to nie miała wyjścia. A chciała. I pozostawało się jej cieszyć, że to ręka, a nie noga, bo mimo wszystko to ograniczało ją zdecydowanie mniej. Nadal będzie mogła iść chociaż pobiegać.

aldred reddington
właściciel — the woolshed
40 yo — 187 cm
Awatar użytkownika
about
losing our cool so slowly, it would feel so good to steal some time.
it would feel so good to make you mine.
Zaśmiał się cicho na jej słowa. Jeśli ktoś z jego bliskich miałby się wspinać na klif to obstawiałby właśnie Salmę. Ta jej żądza przygód i wrażeń bardzo mu się podobała. Ostatnio jego życie pod tym względem dość mocno kulało, z wiadomych przyczyn, ale jak już jej ręka się zrośnie i zagoi, będą mogli zapewnić sobie kolejne zastrzyki adrenaliny. Przyjemniejsze niż ten. Będzie mogła wówczas korzystać z jego usług pomocy i wsparcia do woli. W zasadzie w każdym momencie mogła to robić.
Dzięki — powiedział i uśmiechnął się do niej lekko, nieco smutno. Żadne z nich nie mogło w tej chwili nic zaradzić na tę sytuację, więc absolutnie nie miał do niej żadnych zażaleń.— Wiem. Już i tak robisz dużo i naprawdę to doceniam — zapewnił ją szczerze. Zdawał sobie też sprawę z tego, do czego piła. Nie będzie musiał szukać sobie innego dachu nad głową. Nachylił się i pocałował ją w czoło. — Nie wiem, co bym bez Ciebie zrobił — przyznał się. Pewnie by sobie jakoś poradził, nie spaliby z Blue pod mostem, ale Salma zapewniła mu zdecydowanie więcej niż śmiał prosić, bez pytania go i żądania czegokolwiek w zamian. Powinno go to nieco przerażać, ale niczego takiego nie czuł. Jedynie wdzięczność i… Inne uczucia.
Niestety, tu nawet dwa nie załatwią sprawy — stwierdził jako znawca tematu. Złamań i ilości plasterków w dinozaury potrzebnych, żeby je naprawić. Zauważył oczywiście jej kwaśną minę, gdy tylko wspomniał o szpitalu. Czuł, że tak to właśnie może wyglądać i nie był mocno zdziwiony jej kolejnymi słowami. Można to było nazywać intuicją albo zdolnością łączenia faktów i wyciągania z nich stosownych wniosków. Tym razem jednak to on nie miał zamiaru się ugiąć. Dla jej własnego dobra. — W przychodni nie mają nawet rentgenu — powiedział zgodnie z prawdą. — A jak dobrze Ci tego nie nastawią od razu to potem będziesz się dłużej borykać z powikłaniami i fizjoterapią — uargumentował swoje stanowisko, używając jedynie zalet udania się do szpitala, które, jego zdaniem, mogły do niej przemówić. Nie chciał uciekać się do jakichś tanich zagrywek, nie na miejscu w typie relacji, która udawali, że ich łączyła. A nawet gdyby byli w prawdziwym związku to by nie mówił nic w stylu proszę, zrób to dla mnie. Wzdrygał się na samą myśl. Miał nadzieję, że to, co powiedział było wystarczające by Salma zmieniła zdanie i zgodziła się pojechać z nim do szpitala.

salma l. hemmings
lorne bay — lorne bay
100 yo — 200 cm
Awatar użytkownika
about
Oh won't you come with me where the ocean meets the sky,
and as the clouds roll by we'll sing the song of the sea
AKTUALIZACJA
statystyki Ilość wylosowanych kart: 14
Zebrane żółwie: 2 + 1 = 3 (za 20 postów)
Karta ochrony: aktywna x3
Łączny licznik postów: 22
towarzyska meduza
mistrz gry
brak multikont
właścicielka, trenerka — lorne bay gym
36 yo — 157 cm
Awatar użytkownika
about
aktywna poszukiwaczka szczęścia, które chyba zupełnie przypadkiem mieszka już w jej domu
Skoro czekało ją trochę czasu, w których będzie musiała znacząco się ograniczać to kto wie, jak to się skończy. Może potem będzie miała tyle energii do wykorzystania i chęci nowych doznań i wrażeń, że rozważy te klify na poważnie. A może zdąży wymyślić coś innego, co będzie równie ciekawe i ekscytujące. Cokolwiek z tego wyjdzie, mógł być pewien, że go o tym poinformuje i zaproponuje dołączenie — jakoś tak wyszło, zupełnie przypadkiem, że był na szczycie jej listy osób, z którymi lubiła robić rzeczy. Różne, nie tylko te związane z odkrywaniem nowych rzeczy, przeżywaniem przygód i podnoszeniem adrenaliny w ciekawych okolicznościach.
Wolę wierzyć, że nie dokładnie to samo, tylko z kimś innym, bo jak już zapewne wiesz, lubię być wyjątkowa… — uniosła lekko głowę, aby móc na niego spojrzeć. — Ale na pewno byś sobie świetnie poradził — była o tym przekonana, bo jednak trudno nie uznać Aldreda za zaradnego i ogarniętego — gdy sytuacja tego wymaga — człowieka. Cieszyła się jednak, że mogła brać w tym udział i chociaż trochę mu pomóc, ściągając przynajmniej jeden istotny problem z jego barków. Fakt, że to, co przed chwilą oglądali na jego łodzi zwiastował przeciągnięcie się jego obecności w jej domu wcale jej nie przeszkadzał ani nie przerażał. Właściwie, jeśli coś ją przerażało to fakt, że coraz bardziej przyzwyczajała się do obecności jego i Blue, i trochę abstrakcyjne wydawało jej się nagle, że miałaby wrócić do sypiania i rozpoczynania dnia sama.
Przyglądała mu się z dość naburmuszoną miną, nie odzywając się na początku wcale, po czym tylko westchnęła, bo nic innego jej chyba w tym wszystkim nie zostało.
Bez sensu — stwierdziła, jakże poważnie i dorośle. — W dodatku jesteś taki mądry, że nie mogę się nawet z tym kłócić — dodała wyraźnie niepocieszona. Nie, żeby chciała się z nim koniecznie kłócić, bo tak naprawdę wolałaby nie. Ale jednak chciałaby też mieć sensowne kontrargumenty, które sprawią, że negocjacje będą jakkolwiek uzasadnione. Z proszę zrób to dla mnie można się bardziej kłócić, ale jednak dobrze, że nic takiego nie padło. Nie tylko dlatego, że rzeczywiście nie pasowało to do tego typu relacji. Ale przede wszystkim nie pasowało to absolutnie do żadnego z nich. I pewnie wtedy jednak pojechaliby do tego szpitala, jeśli Aldred przy okazji miały zrobioną jakąś tomografię, aby sprawdzić, czy wierzba nie uderzyła go mocno w głowę.
No dobrze, w takim razie szpital — zgodziła się bardzo niechętnie, ze smętną miną. Nie było jednak sensu ciągnąć przegranej dyskusji, lepiej było to załatwić jak najszybciej. Dlatego zajęli się unieruchomieniem jej ręki z pomocą apteczki samochodowej, a potem rzeczywiście mogli udać się do szpitala, w którym spędzili stanowczo zbyt długo czasu, jak na jej gust, ale jakoś przetrwali i mogli wrócić do domu. Razem, co było niesamowicie miłym faktem w taki męczący dzień pełen nie do końca przyjemnych wrażeń, jak ten.

koniec, aldred reddington :turtle:
ODPOWIEDZ